sootball
25.02.10, 21:16
Jakoś cicho ostatnio się zrobiło.
A tymczasem nadszedł wieczór, otulił miękko ciemnością nagrobki, domy, ulice i
ludzi. Wiatr frunie na cieplejszych, wiosennych skrzydłach i już-już sięga do
plecaka, po woreczek z wiosennym zapachem ziemi, żeby go wpleść w swój lot.
Z okien sączy się złocisty blask. Na stoliku herbata z miodem, na kołdrze obok
kot. Szkoda żeby się taki wieczór zmarnował bez opowieści.
Poopowiadajmy sobie o Potworku.
Zaczynam.
Potworek siedział w norce i głowił się ciężko jak na nowo uporządkować swoją
kolekcję kości. Według rozmiarów, według wieku, według kształtu - tak już
było, a Potworek czuł potrzebę, żeby coś zmienić. "Według kształtu uszu tych,
co zostali zjedzeni..." - zarysowała się Potworkowi nowa idea, lecz prysła,
gdy znienacka wszystko wokół zatrzęsło się, a z zewnątrz dobiegł potworny
łomot. Potworek rzucił się osłonić własnym ciałem kolekcję przed nadchodzącym
kataklizmem, łomot ani wstrząs nie powtórzył się jednak. Upewniwszy się, że
żadna z kości nie ucierpiała i otrzepawszy futerko, Potworek ostrożnie
wystawił nos na zewnątrz. Obok wejścia do norki, w blasku księżyca stał
ogromny, żółty but...