Dodaj do ulubionych

Pożegnanie

23.07.03, 14:07
Czy mnie jeszcze pamietacie ? Zamieściłem kiedyś wątek "Najgorsze jest
osamotnienie w tym koszmarze. Bardzo dziękuję wam za wiele listów i wsparcie.
Dziś chciałem się pożegnać i prosić Was żebyście zapalili czasem świeczkę za
moją duszę.
Nie wiem dlaczego ale nagle wszystko stało się proste.

"Samobójstwo nie jest kwestią wyboru, następuje, gdy cierpienie przekracza
siły do walki z nim"

Nie jestem złym człowiekiem, szaleńcem, czy osobą niepełnowartościową. Jestem
wrażliwym, inteligentnym kaleką, którego niepełnosprawność jest o wiele
gorsza niż u ludzi niewidomych, bez nóg czy bez rąk. Mojej ułomności nie
widać, trudno ją zrozumieć i nie może ona liczyć choćby na współczucie. Mam
okaleczoną osobowość. Nie urodziłem się taki tylko tak mnie ukształtowano.
Nie chcę umrzeć ale moje cierpienie jest tak silne, że nie mogę sobie z nim
poradzić pomimo pięciu lat leczenia nerwicy i depresji. Jeżeli zacząłbym
wieszać sobie na ramionach ciężarki i tak w którymś momencie musiałbym
upaść, niezależnie od tego jak bardzo chciałbym stać dalej. To właśnie
dlatego tak irytowało mnie pocieszanie słowami "głowa do góry, weź się w
garść, sam stwarzasz sobie problemy, nie trać ducha" - oczywiście, że nie
traciłbym ducha, gdybym tylko mógł.
Są różne rodzaje cierpienia, które mogą prowadzić do samobójstwa. U każdego
człowieka ten sam problem znaczy co innego. To, co jest do zniesienia dla
innego, jest nie do zniesienia dla mnie. Punkt krytyczny, za którym
cierpienie staje się nie do zniesienia, zależy od siły do zwalczania go. W
tym też ludzie różnią się znacznie między sobą. Kiedy cierpienie przekroczyło
moje siły pojawiła się myśl o samobójstwie. Myślę, że samobójstwo nie jest
ani dobre, ani złe, nie jest wadą charakteru, jest moralnie neutralne. Jest
po prostu efektem stanu nierównowagi pomiędzy cierpieniem, a siłami obrony
przed nim.

„I odpuść mi moje winy jako i ja odpuszczam moim winowajcom.”
Moje samobójstwo nie jest reakcją nagłą, lecz procesem długotrwałego
gromadzenia się urazów, które doprowadziły do zmian osobowości. Jest
szczytową fazą rozwoju nerwicowego. Przyczyną były przeżycia frustracyjne,
konflikty, brak poczucia bezpieczeństwa i stresy. Poczucie jałowości mojego
istnienia wiąże się nie z tym, co dzieje się dziś, lecz z zaszczepionym w
domu rodzinnym modelem życia, pragnień, których nie da się zrealizować w
rzeczywistości. . Decydujący wpływ wywarły zaburzone stosunki rodzinne w
dzieciństwie, ponieważ to one określiły późniejszy rozwój mojej osobowości i
postawy wobec życia. To skutek nie zaspokojonej potrzeby bezpieczeństwa (
ujawniającej się w stanach lękowych), miłości, szacunku, samorealizacji. Brak
akceptacji, przemoc fizyczna i psychiczna ze strony ojca oraz milczące
przyzwolenie ze strony matki bardzo wcześnie zapoczątkowały nieodwracalny
proces okaleczania mojej osobowości. Tak było do końca – własna matka
pozbawiła mnie nie tylko poczucia bezpieczeństwa ale i poczucia własnej
wartości. Przy każdym kontakcie dawała mi odczuć, że jestem gorszy niż mój
brat i inni otaczający mnie ludzie. Nigdy nie znalazłem u niej oparcia, a
wyłącznie kłamstwa, słowa krytyki i agresję wobec moich problemów.
W tym sensie to, co zrobiłem jest również aktem społecznym, wynikającym ze
stanu rodziny, w której uczestniczyłem jako jednostka.
Zrobiłem wszystko co było w mojej mocy żeby znaleźć inne wyjście.
Leczyłem się , nawiązałem w internecie przyjaźnie z ludźmi o podobnych
problemach. Opowiedziałem im całe swoje życie i wyrzuciłem z siebie emocje
tłumione od dzieciństwa. Przeczytałem wiele książek o depresji i nerwicach.
Bardzo chciałem żyć, kochać i być kochanym. Teraz jest we mnie tylko ogromna
czarna dziura wypełniona bólem i poczuciem beznadziejności. Nic więcej nie
mogę zrobić. Zostałem sam z poczuciem odrzucenia i ogromnej krzywdy. Uważam,
że 40 lat, przez które byłem skazany na toksyczne związki z rodzicami, 40 lat
cierpienia mojej duszy, daje mi prawo do miłosierdzia Boga po tamtej stronie.

Pozdrawiam wszystkich. Piotr
Obserwuj wątek
    • blue_a S T O P !!!!!!!!! 23.07.03, 14:29
      STÓJ!!!! Nie rób tego! Jeszcze nie przeczytałam do końca Twojego posta, ale
      stój, cholera...Skoro tu piszesz, to przecież, do cholery, liczysz na jakąś
      pomocną dłoń. (poczekaj chwilę, przeczytam do końca...)
    • blue_a Już 23.07.03, 14:44
      przeczytałam. Smutno mi. jasne, możesz to zrobić. Ale może lepiej nie. Może
      będziesz się śmiał, może jestem tak cholernie naiwna, ale gdy maksymalnie tracę
      nadzieję, że coś w moim drgnie na lepsze (bardzo powoli, ale drga...I ZAUWAŻAM
      TO, CIESZĘ SIĘ Z TEGO!!!) modlę się, rozmawiam z Tymi, Co W Górze, czasem
      krzyczę...czasem bluźnię. Może to głupie, ale wyobraź sobie, że ktoś Cię ciepło
      przytula, że odpoczywasz w czyichś ramionach, chociaż przez chwilę. Nawet jeśli
      realnie nie ma takiej osoby w Twoim życiu. Nie wiem, co jeszcze...
      • blue_a Tamten poprzedni wątek 23.07.03, 16:01
        przerzuciłam dość pobieżnie. I pomyślałam, że "malutkie" są te moje rady. Mam
        poza tym mniej lat. Nieważne. To ja, napisałam szczerze. Trzymaj się, jednak. I
        mimo wszystko.
    • wlodek101 Re: Pożegnanie 23.07.03, 16:13
      Spokojnie, nie tak szybko. Muszę to przeczytać jeszcze raz, na spokojnie.
      Przede wszytkim masz jeszcze nas..
    • kkx Re: Pożegnanie 23.07.03, 17:12
      wiem, to Twoja decyzja
      ale zostan z nami...
      pamietam, jak pocieszyles mnie w poprzednim watku
      moglabym podpisac sie pod wieloma Twoimi wypowiedziami...
      i co to znaczy? ze jedyne rozwiazanie to to, ktore wlasnie wybierasz?
      odzywa sie we mnie egoistyczny bunt... czy zmierzam w tym samym kierunku...
      na razie malutkimi kroczkami, a nawet z dlugimi postojami, ale kiedys bedzie
      trzeba wyruszyc dalej, nie bedzie sily, by sie zatrzymac

      co z tymi sprawami, ktore zawsze powstrzymywaly Cie od zabicia sie?
      Zyles tak dlugo, jestes coraz blizej naturalnego konca, nie to, co ja....
      A moze jestes pare krokow od tego dnia, ktory stanowi punkt zwrotny Twojego
      obecnego zycia? Ochodzac stad, nigdy sie nie dowiesz, co straciles.... i co
      inni stracili z powodu Twojej nieobecnosci...
      Zostan jeszcze...
      • g.i.jane Re: Pożegnanie 23.07.03, 17:43
        Właśnie przeczytałam Twój poprzedni wątek. W styczniu-marcu nie było mnie
        jeszcze na tym forum. Bardzo chciałabym z Tobą podyskutować. Napisz na priva.
        A jeśli to zrobiłeś... Żegnaj.... Mam nadzieję, że byłeś dobrym człowiekiem i
        Bóg Ci wybaczy.
    • kamill6 Zawsze przecież jest iskierka nadziei 23.07.03, 17:57
      Nie rób tego, proszę. Jestem podobny do ciebie, z podobnymi problemami i
      podobnie ukształtowana psychiką - w prawie identycznych relacjach z bliskimi.
      Żal, ogromny żal spływa na moja duszę gdy czytam twój post, bo to tak jakbym
      widział siebie wiele lat temu gdy próbowałem i ...nie udaało się. Nie jest to
      wyjście, uwierz mi, zawsze na końcu pojawia sie iskierka nadziei, ogromne
      oświecenie i ...prawdziwa prawda. Tak doświadczyłem tego i wiem że SAMOBÓJSTWO
      jest nie jest uwolnieniem - tak to czułem. Modlę się żeby ci sie nie udało,
      żebyś się opamiętał, żebyś znalazł tę jedyną małą iskierkę nadziei-czymkolwiek
      ona dla ciebie jest. A jeżeli ci się uda niech BÓG ma cię w Swojej opiece.

      Kamill
    • dr_zombie Re: Pożegnanie 23.07.03, 18:38
      Ja nie napisze ci - nie rób tego. Masz już 40 lat i nie wiem czy masz depresje
      bo jak na taki stan bardzo logicznie piszesz. U mnie jest trochę podobnie, też
      moją osobowośc ukształtowały ciągłe porażki....itd. Tylko, że ja mam duuuzo
      mniej lat. Napiszę tylko jedno - Zycie jest popierdolone.
      • blue_a Re: Pożegnanie 23.07.03, 19:37
        dr_zombie napisał:

        > - Zycie jest popierdolone.

        Aha...
        Pewnie ocieram się o banał...
        Jest cholernym chaosem, rzadko jest tak, jak by się chciało. Dr_Zombie, też
        pomyslałam, że jak na stan presuicydalny Piotr pisze zbyt "czytelnie". (Druga
        myśl jest jednak taka: on postanowił, to jest jego list pożegnalny. Ma dużo
        siły, aby t o zrobić. Chcę wierzyć, że nie. Skoro ma dostatecznie dużo
        energii, to niech - cholera - pożyje jeszcze trochę. Przypominają mi się
        usłyszane kiedyś słowa: karta może zmienić się w ciągu jednej chwili.

        p.s. Lubisz burzę? Zapowiadali, że dziś w całej Polsce ma grzmieć :) oj, Ty
        chyba jednak z Niemiec, co nie? uwielbiam te grzmiące pioruny (a jakie niby
        miałyby być? :) Poczekaj jeszcze. Nie mówię, abyś wziął się w garść, mnie też
        takie "mądrości" dobijają. Zaczynam też myśleć, jakbym też miała zmieścić się w
        swojej garści :)

        odezwij się do nas, mam nadzieję, że jesteś.
    • dziczu Re: Pożegnanie 23.07.03, 20:04
      Ja nie będę pisać nnnnnnnnnnnnnnnnnnie rób tego, bo i tak to zależy od ciebie.
      Powiem tylko, że wielu ludzi znam mających podobne problemy jak ty. Ja jednak
      u nich wszystkich widzę jedno podobieństwo(tysię też tam zaliczasz)-brak
      problemów, chroniczny brak problemów, dzielenie włosa na czworo. Znam również
      kilu ludzi mających ogromne problemy życiowe, wrecz nie do udźwignięcia-oni o
      dziwo są zawsze uśmiechnięci i pełni życiowej energii, bo np. są potrzebni
      niepełnosprawnemu dziecku. Nie wydziwiają, tylko robią co do nich należy i
      cieszą się najmniejszymi sukcesami. Generalnie zasada jest taka: w braku
      problemów, dobrobycie i egoiźmie w głowie się przewraca, bo ludzie mający
      ciężkie problemy dźwigają je, a przede wszystkim nie zrzucają je na innych.
      • e_english Re: Pożegnanie 27.07.03, 11:22
        dziczu napisała:

        > Ja nie będę pisać nnnnnnnnnnnnnnnnnnie rób tego, bo i tak to zależy od
        ciebie.
        > Powiem tylko, że wielu ludzi znam mających podobne problemy jak ty. Ja jednak
        > u nich wszystkich widzę jedno podobieństwo(tysię też tam zaliczasz)-brak
        > problemów, chroniczny brak problemów, dzielenie włosa na czworo. Znam również
        > kilu ludzi mających ogromne problemy życiowe, wrecz nie do udźwignięcia-oni o
        > dziwo są zawsze uśmiechnięci i pełni życiowej energii, bo np. są potrzebni
        > niepełnosprawnemu dziecku. Nie wydziwiają, tylko robią co do nich należy i
        > cieszą się najmniejszymi sukcesami. Generalnie zasada jest taka: w braku
        > problemów, dobrobycie i egoiźmie w głowie się przewraca, bo ludzie mający
        > ciężkie problemy dźwigają je, a przede wszystkim nie zrzucają je na innych.

        Pieprzysz głupoty.
      • e_english Re: Pożegnanie 27.07.03, 11:24
        Myslisz, ze ludzie zabijaja sie ze szczescia?? Bo za malo maja problemow??
        Zastanow sie 2 razy zanim palniesz jakas bzdure.
    • weronika74 Re: Pożegnanie 23.07.03, 20:21
      jak chcesz to do mnie napisz i zadzwonie to pogadamy, szkoda życia bo może za rogiem już jest światło.
      Nie dawaj się, spróbuj nie koncentrowac sie tak bardzo na sobie ale zainteresuj sie innymi i to pomaga,
      mi zaczęło, powaznie. Napisz koniecznie, chętnie ci pomoge jak potrafię
      • hawa1 Re: Pożegnanie 29.07.03, 20:59
        P i o t r z e !!
        chcialabym tyko znowu przeczytac - ze ciagle tu jestes - prosze napisz to.
        wyszlam z depresji (ktora byla straszna i tez odbierala mi chec do zycia) znowu
        bylam normalna i zaczelam cieszyc sie . np tym ze co wieczor swierszcz
        koncertuje pod moim balkonem....
        nie czuje juz ulgi, bo bardzo zmartwil mnie twoj smutny list...
      • hawa1 Re: Pożegnanie ...znowu daj glos 29.07.03, 21:01
        P i o t r z e !!
        chcialabym tyko znowu przeczytac - ze ciagle tu jestes - prosze napisz to.
        wyszlam z depresji (ktora byla straszna i tez odbierala mi chec do zycia) znowu
        bylam normalna i zaczelam cieszyc sie . np tym ze co wieczor swierszcz
        koncertuje pod moim balkonem....
        nie czuje juz ulgi, bo bardzo zmartwil mnie twoj smutny list...
      • agnsoc5 do Weroniki 02.08.03, 09:30
        Weronika, prosze podaj jakis kontakt....innego priva, ta ten wiadomosci
        nie dochodza.....
        prosze
    • dr_zombie Re: Pożegnanie 23.07.03, 20:37
      Dziczu ale bełkoczesz. Może czasem tak bywa jak mówisz, ale jeśli chodzi o
      samobójstwo to nie wydaje mi się żeby ktoś je popełniał z braku problemów...
      • dziczu Re: Pożegnanie 24.07.03, 10:43
        Nie bełkoczę tylko znałem parę osób, których już nie ma bo popełnili
        samobójstwo. Wierz mi - żadna nie borykała się z głodem, niepełnosprawnym
        dzieckiem, czy chorobą. Mieli wszystko, ludzi, którzy ich kochali ale był
        jeden problem. ONI TEGO NIE ZAUWAŻALI< A JEŚLI KTOŚ NIE UMIE ZAUWAŻYĆ RZECZY
        MAŁYCH< TO NIGDY NIE BĘDZIE SIĘ CIESZYŁ Z WIELKICH !!!
        Często jest tak, że pod tą ciężką skorupą pragniemy czegoś ale nie wiemy sami
        czego. Jest nam źle ale nie wiemy dlaczego.
        Wyjaśnię: to ukryte pragnienie, którego często nie potrafimy rozszyfrować to
        PRAGNIENIE BOGA. Jest to pragnienie wyryte w naszej duszy niemalże jak
        instynkt. Zadne inne rzeczy tego nie zaspokoją. Największe bogate gwiazdy i
        aktorzy sami opowiadają, że mają taki problem... a wydaje się, że mają
        wszystko sławe pieniądze i kochanków na kupe.
        • kamill6 Re: Bóg jest jedyną nadzieją 24.07.03, 11:36
          Tak,rację masz Dziczu. To tylko Bóg i wiara w Niego jest tą jedyną, prawdziwą i
          niewinna nadzieją która TRWA w nas zawsze, mniej lub bardziej głęboko, ale
          TRWA. Wierząc w BOGA zyjemy i zawsze ta mała iskierka nadziei się jeszcze pali.
          Ja uważam i wierzę, że czasmi jest tak, iż to własnie sam Bóg wzywa nas od
          Siebie poprzez śmierć samobójczą-przeznaczenie /choć nie do końca chcę w nie
          wierzyć to wierzę/. To PAN ratuje mnie każdego dnia i prowadzi bezpiecznymi
          ścieżkami. Jestem zwykłym człowiekiem, który doświadczył tego cudu, zwanego
          Nadzieja.

          Wierzę i mam nadzieję, że Piotr pozostał z nami, że walczy.

          Kamill
          • samanta5 Re: Bóg jest jedyną nadzieją 31.07.03, 17:36
            Nie pomoże mu ani Bóg ani ludzie jeżeli nie znajdzie w sobie sil do życia.
            Wszyscy tu tacy sami straceńcy ale przynajmniej mają odwagę o tym mówić. Nie
            dobrze jest widzieć zbyt wiele, lepiej być ciemnym i głupim. Dłużej i prościej
            się żyje.
        • dziczu Re: Pożegnanie 24.07.03, 13:30
          Nie twierdzę, że są to powody usprawiedliwienia samobójstwa, ponieważ nic nie
          usprawiedliwia samobójstwa. To, co popycha człowieka do odebrania sobie
          największej wartości, jaką jest życie to nie powody....to słabość, niemożność
          poradzenia sobie z pewnymi przerastającymi problemami. Na skalę globalną nie
          trudno znaleźć ludzkie cierpienie najczęściej są to choroby, raki, głod
          (wystarczy obejrzeć reportaże), od każdego z nas zależy ile potrafimy
          udźwignąć. A jeśli nic takiego nas nie spotkało, to tylko się cieszyć życiem
          takim jakie jest, doceniać je bo zawsze może być gorzej.
          I najważniejsze: przestać się ciągle na sobie skupiać, ciągle myśleć o własnym
          ego, własnej depresji. Trzeba zauważyć wokół siebie ludzi, innych, którym
          możemy coś z siebie dać-aby zobaczyć uśmiech na ich twarzy. Wtedy odwrócimy
          oczy od naszego cierpienia, a po czasie stwierdzimy, że jest ok.
          • samanta5 Re: Pożegnanie 31.07.03, 17:37
            Uważasz że to słabość gdy ktoś realnie jest w stanie ocenić swoje szanse. To
            tragiczne ale słabością nie jest na pewno.
    • dr_zombie Re: Pożegnanie 24.07.03, 12:27
      Myslisz ,że jedynymi problemami, jakie usprawiedliwiają samobójstwo jest
      głod,niepełnosprawne dziecko czy choroba?? Wydaje mi się ,że właśnie ludzie z
      takimi problemami przeważnie nie zabijają się. Nie zauważyłeś takiego problemu
      jak depresja? I co z tego, że mam co jeśc, mam pieniądze skoro mam depresje...
      Kiedy jest się zdrowym nawet i dużo problemy da sie rozwiązać, a w depresji to
      taki zwykły, dla normalnego człowieka błahy problem może prowadzić do
      samobójstwa...
      • midm Re: Pożegnanie 24.07.03, 12:52
        Zgadzam sie z Toba dr_zombie.
        • midm Re: Pożegnanie 24.07.03, 12:54
          A do niebory: nie wiem czy jeszcze jestes, ale jesli tak i jest cos co myslisz,
          ze mogloby pomoc Ci tego uniknac to napisz, a nuz ktos z nas bedzie w stanie to
          zrobic.
      • dziczu Re: Pożegnanie 24.07.03, 13:45
        A tak osobiście to sam miałem okropną depresję w zimie. Było ze mną bardzo
        źle. Wszyscy się martwili. Dlaczego nie popełniłem samobójstwa? Pewnie gdybym
        żył tylko dla siebie i ukierunkowany na siebie i tylko swoje problemy_dawno to
        bym już zrobił. Ale człowiek jest istotą społeczną, nie żyje tylko dla siebie
        lecz również dla innych. To chociażby jeden powód dla którego nie popełniłem
        tego czynu. Dlaczego z powodu mojego egoizmu miałaby cierpieć matka, ojciec?
        Drugi powód: kiedy umierał mój dziadek na raka, w szpitalu widziałem mnóstwo
        ludzi walczących o życie. Mój dziadek nie miał szansy już żyć, mój Boże jak on
        chciał żyć... Ci wszyscy, którzy muszą walczyć o życie, oni tak naprawdę
        doceniają jego ogromną wartość, wartość pomimo jego ciemnych stron.
        Zrozumiałem, że nie doceniam tego co mam. Zacząłem doceniać, spojrzałem na
        innych ....zrozumiałem, że każdy ma problemy i nie jestem sam. Żyję!!!
        • fredt Re: Pożegnanie 24.07.03, 14:22
          Wszystko, co piszesz to prawda z punktu widzenia człowieka nie chorującego na
          depresję.
        • midm Re: Pożegnanie 24.07.03, 14:29
          Czasem ta decyzja wcale nie jest egoistyczna, wrecz odwrotnie, ze nie chce sie
          juz dluzej obciazac otoczenia.
          • dziczu Re: Pożegnanie 24.07.03, 14:42
            Jak zwał tak zwał. To lepiej popełnić samobójstwo, żeby nie męczyć otoczenia,
            czy się zmienić właśnie dla innych, dla otoczenia i siebie? Nie męczyć
            otoczenia...no dobrze, przypuśćmy: popełniasz samobójstwo powiedzmy, żeby nie
            męczyć siebie i innych...a matka, ojciec, rodzeństwo? Pozostawiasz ich z
            ogromną raną do końca życia, zwyrzutami sumienia, że za mało zrobili aby cię
            uratować. To jest "nie męczenie otoczenia"? To są wówczas skutki i ofiary
            egoizmu...uwolnić siebie...a inni pozostaną z bólem i rozpaczą
            • midm Re: Pożegnanie 24.07.03, 15:30
              Ja mysle, ze w niektorych przypadkach nie mozna sie zmienic, natomiast bliscy o
              ktorych mowisz w wiekszosci mogliby zmienic swoje odniesienie.
              • lamarta Re: Pożegnanie 24.07.03, 16:25
                Mój brat cioteczny popełnił samobójstwo parę dni temu. Jeszcze nie mogę się z
                tym pogodzić, mimo że od dawna nie mieliśmy ze sobą kontaktu (mieszkamy daleko
                od siebie). Teraz jego bliscy przeżywają prawdziwy dramat - obwiniają siebie i
                żałują, że nie umieli mu pomóc. Czy o to Ci chodzi? Żeby Twoi bliscy
                rozpaczali? Czy za wszelką cenę chcesz być doceniony - chociażby w tak
                tragiczny sposób? Nie rób tego - PROSZĘ!
                • kamill6 Re: Pożegnanie 24.07.03, 16:51
                  lamarta napisała:

                  > Mój brat cioteczny popełnił samobójstwo parę dni temu. Jeszcze nie mogę się
                  z
                  > tym pogodzić, mimo że od dawna nie mieliśmy ze sobą kontaktu (mieszkamy
                  daleko
                  > od siebie). Teraz jego bliscy przeżywają prawdziwy dramat - obwiniają siebie
                  i
                  > żałują, że nie umieli mu pomóc. Czy o to Ci chodzi? Żeby Twoi bliscy
                  > rozpaczali? Czy za wszelką cenę chcesz być doceniony - chociażby w tak
                  > tragiczny sposób? Nie rób tego - PROSZĘ!




                  Mój dobry znajomy, kumpel z bloku, trzy klatki ode mnie, powiesił sie tydzień
                  przed Wielkanocą. Dla mnie był to ogromny szok, pytania bez odpowiedzi i
                  olbrzymi smutek, taki który ;pojawia się tylko wtedy gdy ktos odchodzi. To
                  czułem ja, jego znajomy. Był on jedynakiem, rozwiedziony, maił 4 letnią
                  córeczkę, i co? Powiesił sie bo nie wytrzymał i nie wiadomo jeszcze dlaczego.
                  Co czuli jego bliscy? Strasznie to przeżywali, lekarz, prochy itd o cierpieniu
                  moralnym nie wspomnę. To co dla samobójcy jest rozwiązaniem problemu dla jego
                  bliskich jest krwawiącą przez całe życie raną. Moja żona ma depresję, ja
                  jestem po jej przejściu, wiem że z tym mozna żyć, mozna "uczyć" się kochać,
                  można znaleźć nadzieję. Trzeba tylko w tym wszystkim zawsze wierzyć. Ja
                  osobiście modlę się z moją żonę i za siebie i ...wierzę.

                  Trzymaj się Piotr

                  Kamill
              • dziczu Re: Pożegnanie 24.07.03, 17:03
                Tak to już jest z tymi depresjami. A jeśli chodzi o zmiany o których pisze mój
                przed przed ostatni poprzednik to jest stara zasada: gdy chcesz coś wymagać od
                innych-wymagaj najpierw i przede wszystkim od siebie. A jeśli człowiek
                przyznaje sobie prawo lub twierdzi, że się nie zmieni to kiego grzyba wymaga
                zmiany od innych.
                • midm Re: Pożegnanie 24.07.03, 18:58
                  Ja od nikogo niczego nie wymagam, napisalam tylko o mozliwosciach.
                • niebora Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 20:05
                  Cholera, nigdy bym nie pomyślał, że tyle osób będzie mnie rozumiało i chciało
                  żebym żył.
                  Przed napisaniem tego listu zdążyłem kupić tylko naboje do pistoletu. Uważam,
                  że facetowi nie przystoi łykanie garści proszków nasennych - to raczej robią
                  histeryczne kobiety mając 90% pewności, że je odratują. Śmierć przez
                  powieszenie jest zbyt bolesna, plebejska i przeznaczona raczej dla obwiesiów,
                  morderców i pijaków. Dla mnie śmierć jest rzeczą ważną, honorową i należy
                  wykonać ją solidnie. Mówiąc prosto wstydziłbym się otruć lub powiesić.
                  Zastrzelić z byle czego też. To powinien być porządny pistolet kal. 9 mm. Robi
                  solidne dziury w głowie i nie ma szans przeżycia. Pamiętam jak kiedyś jeden
                  facet strzelił sobie w usta z Naganta. To kiepski rewolwer o małym kalibrze i
                  niskiej energii kinetycznej pocisku. Pocisk utkwił mu między półkulami
                  mózgowymi, odjęło mu władzę w nogach i ręce, a chirurdzy powiedzieli, że
                  operacja jego usunięcia jest zbyt ryzykowna. Potem męczył się tak sporo lat
                  zanim umarł.
                  Gość, który obiecał mi dostarczyć dobrą klamkę nawalił. Pomyślałem wtedy, że w
                  zasadzie powinienem jeszcze dokończyć sprawy, którymi zajmuję się w pracy. Mam
                  dobrą szefową i nie chciałem żeby została sama z tym bałaganem. Potem
                  zadzwoniła Sówka - przyjaciółka, z którą koresponduję od czasu zamieszczenia
                  pierwszego postu. Nie sądziłem, że jeszcze zagląda na forum i nie spodziewałem
                  się, że przeczyta "pożegnanie" Gdy usłyszałem jak płacze przez telefon poczułem
                  się podle i pomyslałem, że sprawiłbym jej ogromny ból i zostałaby sama ze
                  swoimi problemami. Wtedy nagle uświadomiłem sobie, że podjęcie decyzji o
                  samobójstwie i brak lęku przed śmiercią uczyniły mnie wolnym. Dzięki
                  świadomości, że mogę decydować o swoim losie zniknął lęk przed życiem. Dotarło
                  do mnie, że jestem podmiotem, a nie przedmiotem biegnącej rzeczywistości. Sówka
                  powiedziała mi, że na forum jest wiele listów. Dziś dokończyłem sprawozdanie w
                  pracy i zacząłem je czytać.

                  Blue, dziękuję Ci za ciepłe słowa, bardzo mnie wzruszyłaś, masz dar
                  przekazywania uczuć i pokazywania piękna w codziennych rzeczach. Masz rację,
                  nawet w obliczu śmierci liczyłem do końca na pomocną dłoń, na to, że ktoś mnie
                  przytuli.

                  Włodku, napisałeś krótko ale Twoje słowa dały mi poczucie więzi z innymi ludźmi.

                  Kkx, pomogłaś mi uwierzyć, że mogę zrobić coś dla innych, że to zostaje w ich
                  pamięci, chociaż ja już o tym zapomniałem.

                  G.I.Jane, napiszę.

                  Kamilu, w Twoich słowach jest ogromna wiara i nadzieja. Masz rację, że przez
                  swoją śmierć chciałem również by moi bliscy mnie docenili, może też chciałem w
                  ten sposób udowodnić im jak bardzo mnie skrzywdzili. Chciałbym żebyś napisał do
                  mnie na priv.

                  Dr. Zombi, zastanów się co to jest porażka ? To bardzo względne pojęcie, ściśle
                  skorelowane z pojęciem sukcesu. Zatem można powiedzieć, że porażka jest
                  przeciwieństwem sukcesu. A contrario zakładamy, że ten kto odniósł sukces nie
                  poniósł porażki. Co nam z tego wychodzi ? Znam rodzinę, która jest dumna z syna
                  ponieważ skończył szkołę zawodową, jest dobrym fachowcem, ma pracę i nie pije.
                  Mówią, że wyrósł na porządnego człowieka. W mojej rodzinie uważano, że sukces
                  odniósł tylko mój brat bo jest hirurgiem, ma szerokie znajomości, mieszkanie,
                  dom i dwa samochody, zdobyte zresztą wysiłkiem nie tylko jego, ale głównie
                  żony, teściów i naszego ojca. Ja, jako zwykły magister prawa, bez aplikacji i
                  pozycji w miejscowym establishmencie, ze zwykłym mieszkaniem w bloku i 10-
                  letnim mercedesem jestem czarną owcą, która zawiodła nadzieje mamy, nie
                  zostając sędzią, adwokatem lub chociaż dyrektorem. Czy nie wydaje Ci się, że
                  miarę sukcesu i porażki wyznaczają nam w dzieciństwie nasi rodzice ?

                  Dziczu; masz rację, za wyjątkiem tego, że to dobrobyt i brak problemów jest
                  przyczyną kłopotów emocjonalnych, a bieda i kłody pod nogami dają szczęście.
                  Jest często odwrotnie - ludzie z problemami emocjonalnymi, kompleksami,
                  poczuciem odrzucenia, chcąc sobie to skompensować, skupiają się na osiąganiu
                  dóbr materialnych myśląc, że dzięki nim staną się bardziej wartościowi. Nie da
                  się również pozbyć depresji udając, że jej nie ma. Czy słyszałeś żeby ktoś
                  chory na zaawansowanego raka wyzdrowiał wmawiając sobie , że go nie ma ?
                  Depresja ma też przyczyny organiczne - niedobór serotoniny. Niewiele wiesz o
                  depresji - to nie jest kwestia jednej zimy, to nieraz całe życie. Ja liczę
                  swoją nie od czasu gdy przestałem cieszyć się życiem, ale od momentu gdy
                  pojawiły się lęki, od których cierpła skóra, a włosy jeżyły się na głowie, od
                  momentu gdy przeczytanie kilku zdań zabierało mi pół godziny, gdy w ciągu dwóch
                  miesięcy schudłem 15 kg i musiałem sprzedać firmę bo nie byłem w stanie jej
                  prowadzić. Od tamtej pory minęło pięć lat leczenia, łykania fevarinu, prosacu,
                  seronilu, efectinu, mianseriny, elenium, relanium, chodzenia na psychoterapię.
                  Nie wiem czy wiesz ale w najgorszym okresie człowiek nie myśli o samobójstwie -
                  te myśli pojawiają się dopiero po wyjściu z najcięższego stadium depresji. Są
                  oznaką wracania do zdrowia - jeśli nie wierzysz spytaj psychiatry.
                  Fundamentalna jest natomiast Twoja uwaga, że "ONI TEGO NIE ZAUWAŻALI, A JEŚLI
                  KTOŚ NIE UMIE ZAUWAŻYĆ RZECZY MAŁYCH TO NIGDY NIE BĘDZIE CIESZYŁ SIĘ Z
                  WIELKICH" - to jest właśnie tragedia ludzi takich jak ja, to jest nieodłączna
                  część depresji.

                  Midm, chciałbym żebyście napisali także o swoich problemach i radościach. A na
                  marginesie - moja decyzja była całkowicie egoistyczna. I niestety nie ma
                  możliwości żeby bliscy zmienili swoje nastawienie. Nawet oczywiste fakty nie
                  pomogą. Gdyby mój brat napluł im w oczy powiedzieliby, że deszcz pada, gdy ja
                  powiedziałem matce, że idę na studia podyplomowe odpowiedziała: " Po co ?
                  Będziesz jeszcze pieniądze wydawał ? A ta uczelnia jest prywatna, jej dyplom
                  jest nic nie warty." Gdy za pierwsze zarobione za granicą pieniądze kupiłem
                  samochód ojciec powiedział : " Na kombinacjach się dorobiłeś ! ". Gdybym
                  został ministrem to powiedzieliby: "Pewnie łapówkę dałeś i dlatego cię
                  zrobili, a w takim rządzie to wstyd ministrem być bo to sami złodzieje". I nic
                  tego nie zmieni.

                  Lamarto; chyba też masz dużo racji.

                  W każdym bądź razie mam czas, mogę to odłożyć i zamierzam dokończyć parę
                  przedsięwzięć, które zacząłem - remont budynku gdzie pracuję, remont mojego
                  nowego mieszkania i dyskusję, którą zaczęliśmy na tym forum. Mam nadzieję, że
                  wypowiecie się na temat tego, co przed chwilą napisałem.
                  Dziękuję wszystkim za wsparcie i pozdrawiam. Piotr
                  • sylwka25 Re: Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 21:24
                    no widzisz gościu? jednak nie wszystko musi być do bani, ja też nie chciałam
                    żyć, ale wiesz co myślę że bardziej niz śmierci to ty chciałeś żeby ktoś był
                    blisko ciebie,czuć że ktoś się tobą interesuje. sam akt śmierci to akt wielkiej
                    samotności, nikt z nas żywych nie jest w stanie tego pojąć do końca,
                    obserwowałam czyjeś umieranie. jeśli chcesz lub musisz umrzeć to po prostu
                    odejdziesz a ty chcesz żyć po prostu przechodzisz ciężki kryzys. Poszukaj
                    dobrego specjalisty. Pozdrawiam z krainy żywych Sylwka
                  • dziczu Re: Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 22:09
                    Bardzo się cieszę, że żzzzyjesz-Niebora. To chyba te wszystkie spory i
                    dyskusje zostały uwieńczone sukcesem. W pewnym momencie pomyślałem, żzze
                    kończę to idę na działkę, bo jaki z tego pożytek. Ale teraz widzę, że sensowne
                    było to siedzenie i klepanie w klawiaturę.
                    Zdaję sobie sprawę, że chorzy na depresję nie zauważają żeczy małych...ale
                    jest już jakiś punkt wyjścia, którym jest właśnie owa świadomość tejże w sumie
                    prostej rzeczy. Teraz wystarczy wysilić się, żeby trochę nad sobą popracować,
                    rozejrzeć się dookoła i poszukać tych maluczkich rzeczy, "maluczkich" ludzi.
                    Ale przede wszystkim podstawą jest tu wysiłek. Tak to już jest, że nic łatwo
                    nie przychodzi-potrzeba wysiłku.
                    Ale widzę Niebora, że jużjesteś na drodze do sukcesu, którego Ci życzę.
                    • dziczu Re: Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 22:30
                      dziczu napisała:

                      > Bardzo się cieszę, że żzzzyjesz-Niebora. To chyba te wszystkie spory i
                      > dyskusje zostały uwieńczone sukcesem. W pewnym momencie pomyślałem, żzze
                      > kończę to idę na działkę, bo jaki z tego pożytek. Ale teraz widzę, że
                      sensowne
                      > było to siedzenie i klepanie w klawiaturę.
                      > Zdaję sobie sprawę, że chorzy na depresję nie zauważają żeczy małych...ale
                      > jest już jakiś punkt wyjścia, którym jest właśnie owa świadomość tejże w
                      sumie
                      > prostej rzeczy. Teraz wystarczy wysilić się, żeby trochę nad sobą
                      popracować,
                      > rozejrzeć się dookoła i poszukać tych maluczkich rzeczy, "maluczkich" ludzi.
                      > Ale przede wszystkim podstawą jest tu wysiłek. Tak to już jest, że nic
                      łatwo
                      > nie przychodzi-potrzeba wysiłku.
                      > Ale widzę Niebora, że jużjesteś na drodze do sukcesu, którego Ci życzę.
                  • weronika74 Re: Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 22:48
                    teraz juz sie odbiłes od dna
                    pozdrawiam
                  • kkx Re: Dlaczego jeszcze jestem. 24.07.03, 23:17
                    wreszcie jakas dobra wiadomosc na koniec dnia
                    dziekuje za to, co napisales
                    czesto wszystko zalezy od naszej interpretacji i w rzeczywistosci nie jest tak
                    zle, jak nam sie wydaje...
                    nie zapominaj, ze zyjesz dla siebie, nie oceniaj sie oczami rodziny
                    wiem, ze to trudne, slowa, spojrzenia... ale badz ponad to!
                    to bardzo mile, ze odpowiadasz wszystkim,
                    dla kazdego to iskierka swiatelka, mile uczucie, ze mozna bylo komus chociaz
                    odrobinke pomoc
                  • nww Wyzwól się z toksycznych rodzinnych związków 26.07.03, 00:52
                    Jeszcze nie jest za późno.
                    Niech Bóg ma cie w swojej opiece.
                    A tyle jeszcze pożytecznych rzeczy jest do zrobienia.
                  • looserka Re: Dlaczego jeszcze jestem. 27.07.03, 13:24
                    cholera Piotrze, niedawno trafiłam na to forum,ale po tym co tu przeczytałam
                    jestem cała roztelepana. Ja też walczę z depresją od 13 lat i wiele
                    razy...próbowałam nie być.Ale jestem.Ty też bądź, spróbuj być dalej.Nie wiem
                    czy warto,nikt tego nie wie. Jesli chcesz,to napisz do mnie na priva. Jestem z
                    Tobą
                    loo
                  • niebora Dlaczego jeszcze jestem. 28.07.03, 17:32
                    Witam wszystkich;

                    Nigdy nie twierdziłem, że wszystko jest do bani. Przeciwnie, już podczas
                    pierwszej dyskusji na Forum zaznaczyłem, że większość ludzi oceniłaby moje
                    życie jako udane. Faktem jest, że mój zamiar wynika w dużym stopniu z
                    samotności - poczucia nieprzystosowania do społeczeństwa i izolacji. Chciałbym
                    żyć ale w obecnej sytuacji wydaje mi się, że za to życie płacę o wiele wyższą
                    cenę niż ono jest warte. Ten kryzys trwa już pięć lat. Wizja powolnej
                    degeneracji przemawia za podjęciem kroków zmierzających do uniknięcia
                    całkowitego stoczenia się.
                    Nie uważam życia za bezcenny dar Boga i trudno mi nadać mu wartość bezwzględną.
                    Może błędem jest mówić o "usprawiedliwieniu" w przypadku samobójstwa, jakby
                    było ono czymś nagannym ? Chyba, że potraktujemy życie jako nałożony przez Boga
                    obowiązek, którego złamanie jest obłożone sankcjami karnymi. Tylko co wtedy z
                    teorią "daru" i "miłosierdzia" ? Może to wszystko koncepcje wymyślone przez
                    ludzi na ich własny użytek ? Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Bóg jest
                    faktycznie wszechmocny, a jego miłosierdzie jest nieograniczone. Jeśli chodzi
                    o cierpienie to i ja dostrzegam jego pozytywny wymiar, zarówno na gruncie
                    teorii świeckich ( np. dezintegracja pozytywna) jak i chrześcijańskich
                    (ratowałem się czytając encykliki Jana Pawła). Niestety Dziczu trochę przesadza
                    mówiąc, że jestem na drodze do sukcesu. "Sukces" jest dla mnie pojęciem tak
                    abstrakcyjnym, że nie jestem w stanie zdefiniować go nawet w przybliżeniu. Nie
                    wiem więc dokąd mam zmierzać. Chciałbym już tylko zaznać spokoju i ukojenia.
                    Czy to wyłącznie przywilej tych, którzy zasłużyli na świętość ? Ja jestem
                    człowiekiem słabym i nie mam ani tyle wiary, ani tyle siły ile niektórzy z Was.
                    Jednocześnie nie martwi mnie fakt mojej przemijalności - wręcz przeciwnie,
                    przeraża mnie sama myśl o nieśmiertelności. Nie chcę walczyć. Nie chcę
                    udowadniać, że ktoś mnie nie pokona. Jestem zwykłym urzędnikiem. Często czuję
                    się zupełnie bezwartościowy, boję się czy poradzę sobie w życiu. Chyba nie
                    potrafię dawać innym oparcia. Mam sporo grzechów na sumieniu i w
                    przeciwieństwie do Wawai nie troszczę się tak o moich bliskich. Egoista ze mnie
                    i tyle. W znacznym stopniu przyczyniłem się do swoich obecnych problemów.
                    Chcę bardzo podziękować Dziczu, Weronice,Kkx, Nww, Loo, G.I.Jane, Kamillowi,
                    Wawai, Pollce,Lilith,Biedronce i Empeka za podzielenie się swoimi przeżyciami,
                    optymizm i pozdrowienia. Wasze słowa dają ogromne oparcie i nadzieję.
                    To, co napisał Czarny nie brzmi optymistycznie ale może się myli ?
                    Z rad Dariusza-M i Storytela raczej nie skorzystam.
                    I zupełnie nie wiem za co chce mi dokopać Jolkak.
                    Na razie świadomość, że zawsze mogę się wycofać przyniosła mi ulgę. W pewnym
                    sensie przestałem się czuć skazany na życie. Daję sobie czas. Czas na
                    sprawdzenie czy z ucieczki przez śmierć można stworzyć filozofię, służącą
                    życiu, czy myśl, że to zapasowe wyjście stale jest otwarte może dodać siły w
                    walce z cierpieniem ?
                    Pozdrawiam. Piotr


                    • dziczu Re: Do Niebory 28.07.03, 19:09
                      Dobrze, że pojawiasz się co jakiś czas< Niebora. To dodaje nam wszystkim wiary
                      w to, że jednak pisanie ma sens. Widać, że nie wierzysz (napisz jeśli sie
                      mylę) w Boga, skoro nie postrzegasz życia jako dar od Niego. Brak Ci również
                      wiary w samego siebie. Masz niskie poczucie wartości, do którego przyczyniła
                      się rodzina. No widzisz nikt nie jest idealny, piszesz o sobie nawet, że
                      jesteś egoistą. Potwierdziło się to co pisałam w którymś z postów o egoiźmie.
                      Egoizm, o którym piszesz i brak wiary, czyni cię człowiekiem bezsilnym. Są to
                      jakby czarne chmury kłębiące się nad Tobą, a które (wierz mi) zasłaniają
                      słońce. Egoizm również prowadzi do pojmowania swojego istnienia jakby było ono
                      zależne zupełnie "ode mnie samego". A przecież ktoś inny zdecydował, że cię
                      spłodzi lub urodzi. Ktoś inny przytrzymywał Cię przy życiu, kiedy byłeś
                      bezbronnym niemowlakiem. Pomijam już tutaj fakt woli Boga, w którega ja
                      szczerze wierzę, a ty najprawdopodobniej nie. Wydaje Ci się, że możesz
                      decydować o swoim przestaniu istnienia, gdy nie ty decydowałeś o jego
                      początku? Oczywiście jesteś człowiekiem dorosłym, ale sama dorosłość nie
                      upoważnia człowieka do decyzji na gruncie istnienia bądź nie. Do tego dochodzi
                      fakt, że człowiek jest omylny, nie myślałeś o tym? Decyzja o samobójstwie
                      podyktowana takim a nie innym rozumieniem świata także może być omylna... I co
                      wtedy...Oczywiście Ty liczysz na Miłosierdzie Boże. Jest to Twój azyl na
                      wypadek jeśli się okaże, że Bóg istnieje. Jeśli jest tak jak piszę, to bracie
                      popełniasz grzech zuchwalstwa, gorszy od nawet zabójstwa czy kradzieży: grzech
                      w nadziei na miłosierdzie Boże. To jest przejaw egoizmu i braku pokory. Ja na
                      Twoim miejscu bałbym się, że nie wszystko mogłoby się skończyć tak jak ja
                      sobie to wymyśliłem. Tak więc chociażby z tego powodu samobójstwo to ryzyko.
                      Dobrze napisałeś, że zawsze możesz się wycofać i żyć, gdy jednak popełnisz
                      samobójstwo to nie ma już odwrotu. Zderzyłbyś się z tą obiektywną "prawdą"(w
                      moim przekonaniu z Bogiem) i musiałbyś przyjąć wszelkie konsekwencje swojego
                      czynu. Nie wiadomo... mogłyby one być gorsze od tego co czujesz żyjąc i
                      cierpiąc na tym świecie. W takim więc sensie samobójstwo wymaga nie lada
                      odwagi, a wydawałoby się, że jest ucieczką od problemów. Jest to ucieczka
                      pozorna, bo nikt nie zagwarantuje "powodzenia" po tamtej stronie.
                      Cieszę się jednak, że cofnąłeś się od tej decyzji, a gdyby znowu pchało cię
                      coś do samobójstwa, to przeczytaj jeszcze raz mojego posta. Widzisz do czego
                      prowadzi Cię ta pustka? Życie bez Boga staje się nie do zniesienia, jest
                      chaosem, w którym ciężko się odnależć. Czy nie prościej zaufać i zawierzyć?
                      Twierdzisz, że nie wiesz w którą masz iść stronę, może to jest właśnie ta
                      strona? Nie wszystko da się ogarnąć rozumem, tym bardziej, że człowiek jest
                      omylny niestety. A może nawet dobrze, że jest omylny bo już w ogóle nie
                      widziałby nic poza czubkiem własnego nosa. Omylność wychowuje do pokory. A
                      pokora intuicyjnie zaprowadzi do przyjęcia istnienia bytu PONADCZASOWEGO.
                      Istnieje pewna rzeczywistość dostępna tylko dla serca. Zamiast logikować i
                      szukać różnych wariantów i azylów, nie proście zaufać? wiem, że moje słowa nie
                      wyprowadzą na "prostą" pewnych problemów, które sobie w pewien sposób sam
                      jesteś winny. Ale zawsze to już jakiś punkt zaczepienia.
                      Niebora, choć nie wierzysz w siebie to ja wierzę w Ciebie, wierzą w ciebie
                      inne osoby, które tu piszą. Nie zawiedż nas.
                    • g.i.jane Re: Dlaczego jeszcze jestem. 28.07.03, 22:00
                      niebora napisał:

                      >Chyba, że potraktujemy życie jako nałożony przez Boga
                      > obowiązek, którego złamanie jest obłożone sankcjami karnymi. Tylko co wtedy
                      z
                      > teorią "daru" i "miłosierdzia" ? Może to wszystko koncepcje wymyślone przez
                      > ludzi na ich własny użytek ?

                      Tak mi się właśnie wydaje. Bóg wymyślił ten świat i całe jego okrucieństwo,
                      żeby nas wystawić na próbę. Niestety czasami brakuje siły, żeby sprostać jego
                      oczekiwaniom.

                      > Jednocześnie nie martwi mnie fakt mojej przemijalności - wręcz przeciwnie,
                      > przeraża mnie sama myśl o nieśmiertelności. Nie chcę walczyć.

                      Zgoda. Tylko skąd wiesz, co jest po tamtej stronie? A może dalszy ciąg tylko
                      gorzej? Tfu, tfu. Mam nadzieję, że jednak nie!

                      > ...boję się czy poradzę sobie w życiu.

                      Ja też.

                      > Chyba nie potrafię dawać innym oparcia.

                      Potrafisz. Chociażby obecnością na tym forum dajesz ludziom oparcie. Może nie
                      są to akurat "ci najważniejsi" (czyt. najbliźsi), którym się to
                      oparcie "należy". Ja uważam, że ludzie tworzą rodzaj naczyń połączonych.
                      Jednym się to oparcie daje a od innych bierze.

                      > Na razie świadomość, że zawsze mogę się wycofać przyniosła mi ulgę. W pewnym
                      > sensie przestałem się czuć skazany na życie. Daję sobie czas. Czas na
                      > sprawdzenie czy z ucieczki przez śmierć można stworzyć filozofię, służącą
                      > życiu, czy myśl, że to zapasowe wyjście stale jest otwarte może dodać siły
                      w
                      > walce z cierpieniem ?

                      Mnie trzyma przy życiu od wielu lat.
                      Kto wie jak długo jeszcze?
                      Pozdrowienia
                    • widok22 Re: Dlaczego jeszcze jestem. 27.12.03, 15:40
                      Witam po raz pierwszy,
                      Piotrze, bardzo dziękuję Ci za to, co piszesz w tym wątku. Pozdrawiam Ciebie i
                      tych, których wymieniasz wyżej. Naprawdę dobrze być z Wami.Odzywajcie się
                      częściej.
                      G.
                  • blue_a A ja po prostu 29.07.03, 15:23
                    ogromnie Ci dziękuję, że mogłam przeczytać to, co niżej. Nawet nie wiesz, ile
                    takie słowa dają siły. Przepraszam, że wybrałam wyjątek dotyczący mnie :) Moja
                    obecna filozofia życiowa polega na wyłapywaniu drobnych, dobrych rzeczy,
                    słyszeniu słów sympatii skierowanych do mnie, wyłapywaniu ludzi, którzy mi
                    sprzyjają i omijaniu tych, którzy podcinają dość słabe jeszcze skrzydła :)
                    Krótkowzroczność, egoizm i naiwność? Może. Pieprzę to (przepraszam :) I
                    pozdrawiam. A spluwę schowaj bardzo głęboko.


                    > Blue, dziękuję Ci za ciepłe słowa, bardzo mnie wzruszyłaś, masz dar
                    > przekazywania uczuć i pokazywania piękna w codziennych rzeczach. Masz rację,
                    > nawet w obliczu śmierci liczyłem do końca na pomocną dłoń, na to, że ktoś
                    mnie
                    > przytuli.

            • samanta5 Re: Pożegnanie 31.07.03, 17:40
              Wiesz, Ty chyba masz 15 lat. Jak można zmienić się dla innych? Każda zmiana to
              próba dostosowania się a to powoduje frustracje która jest pierwszym krokiem
              do depresji.
              • dziczu Re: Do Samanty5 31.07.03, 23:49
                samanta5 napisała:

                > Wiesz, Ty chyba masz 15 lat. Jak można zmienić się dla innych? Każda zmiana
                to
                > próba dostosowania się a to powoduje frustracje która jest pierwszym krokiem
                > do depresji.

                Tyle lat to dawno miałam, a szkoda, bo tęsknię za tym wiekiem. A jeśli chodzi
                teorię na temat zmiany to może jest to Twoja teoria.
                Moim zdaniem każda zmiana
                frustruje tylko "barana"
                a człowiek zmianę przyjmuje
                gdyż rozumem się posługuje
                "Baran" w depresję się w pędzi
                i nic... tylko nad nią zrzędzi
                A tak poważnie: to zaskakujące i paradoksalne zarazem-zwierzę nie jest w
                stanie popełnić samobójstwa, człowiek ze swym wspaniałym rozumem unicestwia
                siebie...ironia losu?
                Jeśli chodzi o zmianę, to czy zastanawiałaś się czym jest czas? Przecież to
                nic innego jak szereg następujących po sobie zmian. Gdy nie było kiedyś
                zegarków to ludzie orientowali się w czasie, właśnie przy pomocy obserwacji
                zmian przyrody, pór roku, nawet własnej skóry marszczącej się z upływem lat.
                Wszystko co nas otacza ciągle się zmienia. Wychodząc z Twojego punktu widzenia
                to kazdy z nas musiałby cierpieć na depresję, właśnie z powodu owych zmian.
                Jeśli każda zmiana powoduje flustrację to po co nad sobą pracować, po co
                kształtować (zmieniać) swój charakter, żeby popaść depresję? Ja sądzę, że po
                to aby żyć i czuć się lepiej, a przy okazji uszczęśliwiać innych (ponieważ
                człowiek jest istotą społeczną). Zmieniać w pozytywnym tego słowa znaczeniu
                to budować, ulepszać swoją osobowość i podążać śladami autorytetu.
                Nie neguj więc zmiany, bo bez niej będziesz stać w miejscu na własne
                życzenie.
                • samanta5 Re: Do Samanty5 01.08.03, 08:34
                  Po co zmiana? Dla siebie. Żeby wreszcie dostrzec, że gonisz wiatr. Jeżeli
                  wpadniemy w wir pragnień to zawsze dochodzić będziemy do punktu do którego
                  doszłam wczoraj - to nie to. Recepta jest prosta, żyć terażniejszością i
                  cieszyć się z tego, co nas w niej spotyka :) Miłego wypoczynku.
    • czarny72 Re: Pożegnanie 24.07.03, 21:01
      Chłopi baw sie dobrze.Po drugiej stronie czeka cie radosne pieklo.
      • g.i.jane Re: Pożegnanie 24.07.03, 21:40
        Kurczę Piotrze, do wczoraj nie miałam pojęcia o Twoim istnieniu a teraz
        strasznie się cieszę, że jesteś. Napisz na priva jak będziesz miał czas.
    • dr_zombie Re: Pożegnanie 24.07.03, 21:37
      Jakie piekło? Ja wierze tylko w niebo, to nad moja głową. A piekło to jest na
      Ziemi.
    • kamill6 Jednak jest Nadzieja 25.07.03, 10:41
      Bardzo mnie ucieszył Twój post, znak życia. kamień spadł mi z serca. Ta
      wiadomość od ciebie to znak, że jeszcze jest nadzieja w tobie, że walczysz.
      Gratuluję wysiłku, walki i wygranej bitwy.
      Jeszcze coś mi się przypomniało. Kiedyś, gdy zamierzałem spróbować kolejny raz
      nagle przyszła mi do głowy strasznie prosta i zbawienna myśl - "Przecież oni
      nie są warci abym się dla nich zabijał, dam radę i pokażę że mnie nie
      pokonają". To o ludziach, którzy doprowadzili mnie do satanu w jakim nadal się
      znajduję, moich bliskich oraz np szefostwu z pracy.

      Są rany, które nigdy się nie goją, można tylko nauczyć się z nimi żyć.

      Goraco pozdrawiam i cieszę się że Jesteś.

      Kamill
    • wawai Brawo Piotrze !!! 25.07.03, 12:48
      Witam Piotrze !!!
      Boże, czytam Twój list i mam gęsią skórkę. Zdaję sobie sprawę że to nie jest
      powieść obyczajowa tylko życie, Twoje życie.
      Jestem częstym gościem na tym forum, lecz nie często tu coś piszę. W
      najcięższym okresie mojej depresji nie miałem po prostu na to siły. Jednak Twój
      stan, po tym co napisałeś w poście rozpoczynającym ta wspaniałą rozmowę,
      oceniłem na jeszcze gorszy od mojego. Wszedłeś już wtedy na skraj przepaści,
      dziękuje Bogu że się cofnąłeś. W moim dzieciństwie miałem wiele takich momentów
      zupełnej obojętności, momentów w którym myślenie o samobójstwie i śmierci
      sprawiały mi radość. Miałem również niewesołe dzieciństwo; dużo bym mógł pisać.
      Piszesz że podjęcie decyzji o samobójstwie uczyniło Cię wolnym, że zrozumiałeś
      istotę lęku przed życiem. To święte słowa i dziękuję Ci za nie, są dla mnie
      weryfikacją moich myśli sprzed wielu lat.
      Na początku powinienem napisać o tym że po Twoich listach widać jasno, że
      jesteś bardzo wartościowym człowiekiem, człowiekiem o bogatym wnętrzu i
      wspaniałej duszy. To są prawdziwe wartości, których być może nie dostrzega
      Twoja rodzina ale popatrz do góry (wątku), ile ludzi próbuje do Ciebie dotrzeć
      i teraz Cię podtrzymać przy życiu. Czy nie wierzysz że możesz spotkać w swoim
      życiu taką osobę dla której będziesz wsparciem i lekarstwem? Może tego Ci
      trzeba? Jak dobrze się poczułem gdy przeczytałem Twój drugi list, nie opiszę
      tego bo nie potrafię dobrać słów. Dobrze wiedzieć że obok całej masy
      sukinsynów, kombinatorów, oszustów, oszczerców i złodziei jest jeszcze dużo
      taki ludzi jak Ty.
      Jesteś podobny do mnie i masz podobne problemy. Wrażliwość, nadmierna
      emocjonalność, inteligencja to cechy, które w moim życiu mi po równo pomagają i
      przeszkadzają. Ciągle próbuje sobie tłumaczyć że są to zalety a nie wady,
      próbuje być z nich dumny. Czasami jednak tak mocno przeszkadzają że nie mam
      siły. Ciągle się zastanawiam jaki będę za 10, 20 lat i później. Czy będę
      potrafił się cieszyć z tego co mam i z tego jaki jestem? Czy będę potrafił być
      ojcem, czy potrafię poprowadzić rodzinę, czy się nie poddam? Czy będą mnie
      nachodzić te okropne myśli o swojej własnej bezwartościowości ?(mimo
      oczywistych faktów że jest inaczej). Przeszedłem ostatnio mocny epizod
      depresyjny, chyba dzięki chemii jakoś z tego wyszedłem i na razie jakoś się
      trzymam. Służę w razie potrzeby pełniejszym opisem mojego przypadku.
      Myślałem o samobójstwie ale zawsze pojawiały się równolegle myśli o moich
      bliskich, mojej dziewczynie. Czuje że jestem im potrzebny, że moje życie nie
      należy tylko i wyłącznie do mnie, że sprawił bym im olbrzymią krzywdę, gdybym
      skończył z życiem. Pozostały mi tylko kojące myśli i moja bogata wyobraźnia.

      Dziczu: W poprzednim akapicie przyznałem Ci racje ale nie jest do końca tak że
      skupiamy się za bardzo na sobie i dzielimy włos na czworo zamiast zabrać tyłek
      i wziąć się za robotę. Piszesz że przeszedłeś okropną depresję. Depresja to
      pustka, ogromna pustka, nie można tego opanować, nie da się zabrać za robotę,
      zabrać za siebie, nie da się nie przestać skupiać na sobie, po prostu się nie
      da. Tak naprawdę to zawsze próbowałem uciekać od tego, właśnie brać się za
      robotę, wysiłek (rower min.50 km dziennie, pływanie, siłownia) uciekać od
      siebie, od swojej samotności do ludzi, nie skupiać się na sobie. Wieczorem,
      późno, zdarzało mi się, że czułem się jak człowiek, rano wszystko musiałem
      zaczynać od nowa. W miesiąc schudłem prawie 7 kg, moje egzystencja polegała na
      ciężkiej, fizycznej walce z psychicznym problemem. Nie można tego przecież
      ciągnąc w nieskończoność bo należy zająć się właściwym życiem. Wizyty u
      psychiatry i pół roku na lekach zrobiły robotę (tak mi się przynajmniej
      wydaje).
      Nie wiem dziczu czy Twoja depresja była tak silna jak moja, ale podziwiam ze
      poradziles sobie z tym sam

      Trzymaj się Piotrze, jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich słów. Ciekawe czym
      zajmujesz się na co dzień.
      • pollka Re: Brawo Piotrze !!! 25.07.03, 13:57
        Ci co pisza do niego, ze Piotr pisze -tzn ze wcale nie chce umierac to bzdura
        przeciez! On pisze, jak MOWI zeby sie pozegnac i podziekowac za sluchanie jego
        poprzednio!. A ja Ciebie Piotrze bardzo rozumiem, zupelnie jak bym czytala
        swoje mysli/ slowa. Rozumiem. Szczegolnie jak piszesz ze wszystkiego probowales.
        • mam_dosc Re: Brawo Piotrze !!! 25.07.03, 14:13
          najgorsza cecha depresji jest ta beznadzieja, ten ogromny brak energii do
          zycia. Po prostu nie ma sie sily zyc, doslownie nie ma sily.Ja tez czesto mysle
          ze chciala bym umrzec zeby odpoczac, spac wiecznie. I jezeli sie walczylo z
          depresja aktywnie i dlugo, to wtedy mozna z czystym sumieniem pomyslec o
          samobojstwie.
    • lilith76 Re: Pożegnanie 25.07.03, 14:16
      Piotrze, poczekaj jeszcze! wiem o co ci chodzi (choć słyszałeś to miliony razy).
    • dziczu Re: Pożegnanie 25.07.03, 15:21
      Cieszę się, że Ty również wyszedłeś z depresji. U mnie na szczęście obyło się
      to bez lekarza, sam nie wiem, to chyba cud! Było ze mną żle po śmierci dziadka
      zdałem sobie sprawę, że to wszystko jest okropne, że po co teraz te wszystkie
      uśmiechy, chwilowe radości z kupna np. nowego samochodu...skoro wszyscy i tak
      umrzemy!!! To okropne-ostatnio również byłem na kilku pogrzebach ludzi MŁODYCH
      (wypadek, choroba, mord). Odechciało mi się żyć...Mieszkam w dodatku w
      mieszkaniu po zmarłej babci...myśli o życiu i umieraniu stały się obsesją.
      Zadna czynność nie mniała sensu, bo i tak w końcu mnie nie będzie. Nic mnie
      nie cieszyło, spałem na przemian ze ślepym oglądaniem telewizora. Nie będzie?
      Jak to? W kościele nie mogłem patrzeć na starszych ludzi, bo dosłownie
      wybuchałem płaczem. Mało tego zacząłem wmawiać sobie, że mam raka, szukać
      powiększonych węzłow na szyji, choć ich nie było. Chociaż byli wszyscy dookoła
      czułem się zupełnie sam we własnej egzystencji, pozostawiony na pastwę lat i
      nieuchronnej śmierci. Nie czułem się jak człowiek, czułem się jak chwila, mgła
      która przychodzi i znika. Jak wszyscy moi przodkowie. Wszystko dookoła stało
      się bezsensem, pustką i beznadzieją...mimo,że mam pieniądze i jest ok.
      Tak więc śmierć w moim rozumieniu stała się progiem, za którym jest tylko
      ciemność. Odczułem bardzo namacalnie śmiertelność swojego istnienia i
      wszechogarniającą samotność. Moje powracające naokrągło myśli dotyczyły duszy.
      Czy ona rzeczywiście istnieje, czy ta jedyna ostateczna rzecz istnieje.
      Poszukiwałem dowodów, które w sumie po części znalazłem. Są to dowody
      wynikające z logicznego myślenia, a nie religii.
      Trwało to długi czas, póki nie zrozumiałem. Oto moja świadomość własnej
      przemijalności, śmiertelności i samotności pomimo tak wielu ludzi będących
      wokół, doprowadziła mnie, a może przygotowała na spotkanie...z początkiem moim
      i całego świata, z przeogromnym mózgiem, który to wszystko
      stworzył...z..Bogiem. Zrozumiałem, że to ce we mnie w środku tak piszczało, to
      co mnie wiodło tymi ciemnymi uliczkami to nie samotność...to odwieczna
      tęsknota, odwieczne prawo zapisane w mojej duszy niczym geny w fizjologii. I
      tak, żeby odnależć w gąszczu otaczającej mnie rzeczywistości odpowiedzi na
      pytania o duszę, Boga musiałem się upodlić we własnej beznadziejnej
      egzystencji i dosięgnąć dna. To była ciężka droga pełna łez i smutku.
      Zrozumiałem fundamentalną rzecz, rze mój rozum sam nigdzie mnie więcej nie
      doprowadzi, tutaj kończy się maraton ludzkich pytań bez odpowiedzi.
      Odpowiedzią jest TAJEMNICA WIary, której nie da zgłębić się rozumem. Nagle
      odczułem tą OBECNOŚĆ której tak rozpaczliwie, nieświadomie po omacku szukałem.
      Okazuje się, że jest ona również we mnie i we wszystkim co mnie otacza. Czy ta
      wspaniała przyroda nie jest znakiem przejawiania się, ISTNIENIA tej
      WSZECHMĄDREJ ISTOTY? Nagle zacząłem zauważać właśnie te zwykłe prozaiczne
      rzeczy, zacząłęm zwracać uwagę na mnóstwo szczegółów, których wcześniej nie
      widziałem. Szukałem wielkiego cudu, dowodu...paradoksalnie mając go prawie na
      własnym nosie(jak okulary Hilarego). Zacząłem wreszcie wierzyć w siłę
      modlitwy, a najważniejsze, że nie czuję się samotny.
      Efektem tej mojej "metamorfozy" czyli nawrócenia jest zupełnie inny pogląd
      na życie, cierpienie niż przedtem. Nie martwię się, że nie mam samochodu i że
      w sumie jestem przeciętniakiem. Ważne jakim jestem człowiekiem i co z siebie
      daję. Zrozumiałem też że nie żyję dla siebie. Zpokorniałem cieszę się tym co
      los przyniesie. A jeśli przynosi cierpienie to nie wykrzykuję że mi źle...bo w
      sumie nic mi się nie należy. Po prostu je dźwigam. Bez pretensji, z pokorą.
      Cierpienie jest nieodłączne z egzystencją człowieka, podobnie jak szczęście.
      Tyle, że cierpienie chyba więcej uczy...
      Wierzę, że Piotr odbił się od dna podobnie jak ja, może nie na płaszczyźnie
      problemów egzystencjalnych, ale to i tak wielki sukces.
    • storytel Re: Pożegnanie 26.07.03, 05:05
      życie to są gówniane drobne sprawy, TO JEST ROBIENIE MAKARONU,
      • storytel Re: ... 26.07.03, 08:35
        właśnie zrobiłem wczoraj taki MAKARON, k..., jeb..., przepraszam za wyrażonko,
        z orkisza; mieliłem chyba przez godzinę to ziarno, bo młynek taki, że od d...
        rozbić, ale na inny mnie nie stać - nie nie o forsę chodzi, po prostu nie chce
        mi się iść i kupić, a poza tym jeszcze jeden grat w kuchni, po co? -, no więc
        po tym mieleniu bolały mnie uda jak ch..., bo musiałem ten młynek ściskać
        jakbym miał z nim orgazm PRZEZ GODZINE! ale zmieliłem w końcu, nawet nieźle
        wyszło, później wziąłem się za wygniatanie ciasta, 1godz., oczywiście wyszło
        za wolne, więc musiałem wziąść poprawkę - zmielić więcej mąki i gnieść od
        nowa -, 1/2 godz., to już były 2,5 z tego nadmiaru, który mam tutaj na tej
        komicznej planetce do dyspozycji, gotowanie tego makaronu to była naprawdę już
        prostota, no i reszta do tego : pomidory i kabaczki i takie tam, pociąłem i na
        patelnię do duszenia, później olej na to; niebo w gębie, te wszystkie ze
        sklepów mogą się schować;
        to taki jeden gówniany drobiazg, którym zapycham czas w tym domu wariatów -
        popatrz dookoła co się wyrabia! -, napisz może, czym ty, tylko nie pisz o
        mamusi, tatusiu i braciszku, bo to mnie nie interesuje, o tym nie warto nawet
        wspominać,
        ta planetka to buda, poprawczak, albo ch... wie co, nazwij jak chcesz, jeżeli
        tu jesteś znaczy, że coś tam przeskrobałeś, problem polega na tym, że nie
        wiesz wyraźnie co, nie dostałeś do ręki wyroku, dlatego wszystko na spokojnie,
        nie daj się popędzać, najgorsze są te bicze w głowie, to je puść, zabij, skop
        kogo chcesz, myślisz że tego nie robiłem, to jest piekło, ale bez tego nie
        pójdziesz dalej, po zabiciu i skopaniu nie leć do przodu, bo nie ma takiego,
        tylko siądź, jesteś wolny, zrób coś gównianego, drobnego, nieważnego, albo nie
        rób nic, gap się w okno - sam robię to do dziesięciu godzin na dzień jak mam
        ochotę i napisz, ciekaw jestem co to takiego, albo nie pisz nic, ZYJ NA LUZIE,
        INNYM G... DO TEGO
        pozdr.
    • dariusz-m Re: 26.07.03, 05:58
      Dlaczego nie chcesz zobaczyć końca tego zabawnego (żałosnego) trwania?
      Masz jedno życie, drugiej szansy nie będzie. Rezygnować dobrowolnie!!! Żenada.
      Zaszalej, idź na dziwki, uchlej się jak świnia, kup sobie parę zabawek!!!
      TRWAJ
      Walnij Prozac i nie pieprz bzdur. Nie przejmuj się rolą. Za dużo nie myśl, nie
      czytaj, bierz życie jakim jest. Patrz na to jak na film.
      Pozdrawiam
      PS W życiu piękne są tylko chwile.
    • mam_dosc Do dziczu 26.07.03, 14:33
      Podoba mi sie co napisales. I chce tylko spytac: czy cierpienie rozumiesz tak
      samo jak Job w Ksiedze Joba w Biblii?

      • biedronka14 Re: Do dziczu 26.07.03, 22:27
        Piotrze, trzymaj sie :))))))))))))))))))))))))))))
        • dziczu Re: Do dziczu 27.07.03, 00:25
          Cierpienie często jest przyczyną depresji. Wydaje mi się jednak, że bardzo
          dużo zależy od naszego światopoglądu. Czasami żyjemy tak, jakby cierpienia nie
          było, nastawieni na odczuwanie szczęścia i radości nie potrafimy znieść
          cierpienia, gdy się nam takowe przytrafi. A przecież nikt nie obiecywał nam
          raju na ziemi...Podobnie jak istnieje dobro i zło, tak też i szczęście
          przeplata się wraz z cierpieniem. Wydaje się to tak oczywiste, a dopiero w
          życiu widać, że tak naprawdę nie potrafimy go znieść, a tym bardziej
          zaakceptować. Ponadto często postrzegamy cierpienie jako upiornego wroga, jako
          wielką niesprawiedliwość. Do szczęścia zaś uzurpujemy wręcz sobie prawo...
          Póki nie zrozumiemy, że te dwie "skrajności" współistnieją ze sobą jak ręka
          i palec, tworząc "kolory" życia, a co za tym idzie smutki i radości, nigdy nie
          będziemy umieli spojrzeć w oczy cierpieniu i ZAWSZE będziemy od niego uciekać
          (chociażby popełniając samobójstwo), zawsze będzie nam czegoś brakować i nigdy
          nie nauczymy się przeżywać życia takim jakie ono jest.
          Zapominamy też często o bardzo ważnym aspekcie cierpienia: ono też pewnych
          rzeczy uczy, na pewne sprawy otwiera oczy (np. na innego człowieka-
          wspólczucie), a przede wszystkim ŁĄCZY ludzi. Cierpienie jest wielką tajemnicą
          i trzeba wiele wysiłku, by je zrozumieć i zaakceptować. Ale póki człowiek nie
          będzie rozumiał sensu cierpienia, zawsze będzie się buntował, zawsze będzie
          rozgoryczony życiem. Obserwując życie niektórych ludzi widać, że w pewnym
          sensie cierpienie było potrzebne, aby się pogodzili, aby zrozumieli to, czy
          tamto. Zresztą to chyba w cierpieniu człowiek staje się naprawdę człowiekiem.
          Mam wrażenie, że depresja często (może nie zawsze) towarzyszy ludziom, w
          których światopoglądzie brakuje właściwie pojętego ogniwa jakim jest
          cierpienie. Może inaczej ich "opcja" życiowa pomijała ten nieuchronny i w
          sumie oczywisty składnik. W depresji dotykają dna, straszliwego cierpienia,
          którego nie akceptują. W jakiejś książce o depresji czytałem, że jest ona
          właśnie niektórym potrzebna, żeby wreszcie otworzyć oczy właśnie na tą prawdę
          i wielką tajemnicę za razem.
          Mam pytałeś, czy rozumiem cierpienie jak w księdze Hioba...Może tak, może
          nie. Niewątpliwym jest faktem, że ta księga mówi dużo o cierpieniu. Dochodzi
          jeszcze fakt, że Hiob ma wrażenie, iż jest ono niezasłużone, niesprwiedliwe.
          Niesprawiedliwe na ludzki sposóp pojmowania oczywiście...
          W końcu nie bez powodu Papież powiedział: małżeństwo to jedna z dróg
          uświęcenia, nawet jeśli miałoby być drogą krzyżową...wynikałoby z tego, że
          cierpienie również prowadzi do świętości.
          • mam_dosc Re: Do dziczu 27.07.03, 04:29
            dziczu napisała:

            > zrozumieli to, czy
            > tamto. Zresztą to chyba w cierpieniu człowiek staje się naprawdę człowiekiem.
            > Mam wrażenie, że depresja często (może nie zawsze) towarzyszy ludziom, w
            > których światopoglądzie brakuje właściwie pojętego ogniwa jakim jest
            > cierpienie.

            Powiem Tobie ze w swoim zyciu przeszlam przez wiele cierpien. I moge
            zaakceptowac chorobe, smierc bliskich, dziecka, ale nigdy depresji.
            POzbawia ona czlowieka checi do zycia. Gdzie tutaj jest ten sens? Jak mozna
            znoscic cierpienia? skad wziac sile jezeli depresja spycha Cie na margines
            zycia??? Nie mowie o depresji spowodowanej okolicznosciami, ale depresji
            bezwarunkowej. Niby niczym nie spowodowanej. Gdzie tutaj jest sprawiedliwosc?
            I gdzie tutaj mozna zobaczyc Boga? I jak bys sobie z tym poradzil, jezelil bys
            mial depresje, ktora odbiera Tobie zupelnie energie do zycia? Na ktora nie ma
            zadnych lekow? Co ma za sens tego rodzaju cierpienie? Jezeli nie masz sily byc
            pozyteczny dla innych, a jestes jedynie ich zmartwieniem?
    • jolkak1 Re: Pożegnanie 27.07.03, 10:35
      Piotrusiu
      moze lepiej nas zawiadom konkretnie gdzie i kiedy to zrobisz to bedziesz miał
      publike a może jeszcze ktos sie prz
      • dziczu Re: Do Mam... 27.07.03, 13:07
        Wiem, są różne rodzaje cierpienia: i te związane z okolicznościami i te
        bezwarunkowe (ja bym nazwał niesprecyzowane). W moim przekonaniu to drugie, o
        którym piszesz jest właśnie owym piszczącym, nieświadomym cierpieniem duszy
        samotnej, pozbawionej ścisłej łączności ze Stwórcą. Pisałem na ten temat
        obszerniej w którymś z wcześniejszych postów, pisałem również jaka była moja
        historia (która zakończyła się odnalezieniem tego drugiego wszechistniejącego
        TY-Boga). Musiałem odbić się od dna, ale najpierw go doświadczyć i gorzko
        zapłakać.
        Jest świetna książka, która pewne rzeczy mi wyjaśniła i w sumie bardzo
        pomogła. Jest to niewielka pozycja Wunibalda Mullera pt. "Jak wyjść z
        depresji". Chyba ta książka dałaby wiele odpowiedzi na twoje pytanka. To, co
        mnie w niej urzekło to to, że nie podchodzi autor do problemu depresji tylko z
        punktu medycznego, psychologicznego czy psychiatrycznego widzenia. Oczywiście
        takie wątki też porusza, ale dla mnie najbardziej uświadamiające i budujące
        było to, że autor "liczy" się z duszą, cierpiącą duszą człowieka która nie
        znajduje pocieszenia w świecie pozornych wartości(bogactwa, władzy czy sławy).
        Wg tej opcji myślenia depresja wzywa do poszukiwania oparcia, ta niesamowita
        pustka jest wynikiem braku Boga. Pomyśl o tym i potraktuj swoją depresję jako
        pewien etap poszukiwania sensu, jako BODZIEC KU PRZEMIANIE WEWNĘTRZNEJ.
        Depresja często jest sygnałem w kierunku tego, co wymaga pewnej korekty w
        naszym życiu. Jeśli tak potraktujesz swoją chorobę wierzę że znajdziesz siły
        do odbicia się od dna. Ja przynajmniej tak to rozumiem i właśnie w taki sposób
        znalazłem wyjście, a co najważniejsze złapałem grunt pod nogami. Powodzenia
        Jeśli masz wątpliwości napisz.
        • mam_dosc Re: Do Mam... 28.07.03, 02:52
          dziczu napisała:

          > > naszym życiu. Jeśli tak potraktujesz swoją chorobę wierzę że znajdziesz
          siły
          > do odbicia się od dna. Ja przynajmniej tak to rozumiem i właśnie w taki
          sposób
          > znalazłem wyjście, a co najważniejsze złapałem grunt pod nogami. Powodzenia
          > Jeśli masz wątpliwości napisz.

          Zawsze czytam dokladnie Twoje posty, naprawde mi pomagaja. Pisz prosze, moze
          Bog przez Ciebie przemawia by mi pomoc :)))))
          • dziczu Re: Do Mam... 28.07.03, 20:54
            Cieszę się, że pomógł Ci mój post. To naprawdę cieszy, widać, że nie na darmo
            dzielę się moimi przeżyciami i jeśli ma to być dla kogoś małym światełkiem na
            ciernistej drodze to świetnie. Wydaje mi się, że jest na tym forum bardzo dużo
            listów o niemocy, bezsilności. Mało jest budujących, które mają coś do
            zaproponowania. A przecież po to istnieje forum o depresji, aby się podnieść z
            tej beznadzieji. Wierzę Mam, że się podniesiesz...Ale prócz tego wszystkiego,
            o czym wcześniej pisałam jest podstawowy warunek: MUSISZ CHCIEĆ SIĘ PODNIEŚĆ.
            Nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Musisz też wiedzieć, że nie podniesiesz
            się od razu, jest to proces wymagający czasu. Daj sobie czas, widzisz Niebora
            dał sobie czas (to już duży kroczek do sukcesu). Z pewnością nie wyjdziesz z
            depresji od razu. Będziesz jeszcze wiele razy upadał i podnosił się jak
            dziecko. Aż pewnego dnia staniesz mocno na nogach czując grunt pod stopami,
            którego tak Ci brakowało. Będzie Ci prościej, bo chyba wiesz czego się
            chwycić. Pokonasz tę wielką górę niepewności i bezsensu bo wiesz, w którą
            stronę podążasz(przynajmniej to da się odczuć czytając Twoje posty). Pamiętaj
            depresja to pewien etap, próg a może nawet próba. Wszystko ma sens, nawet
            właściwie przeżyta i potraktowana depresja. Potrzeba też cierpliwości, aż
            słońce zaświta. Cierpliwości i zaufania, że wszystko ma sens, cierpienie ma
            sens...
            Pozdrawiam, życzę abyś Mam dostrzegła przez te ciemne chmury promyki słońca,
            ale musisz CHCIEĆ. Pod koniec tygodnia wybieram się w góry ale jak wrócę to
            będę ciekawa jak tam u ciebie.
            • mam_dosc Re: Do Mam... 02.08.03, 03:50
              dziczu napisała:

              > ale musisz CHCIEĆ. Pod koniec tygodnia wybieram się w góry ale jak wrócę to
              > będę ciekawa jak tam u ciebie.

              DZIEKUJE :))))))
    • empeka Czuwanie 27.07.03, 15:18
      Witaj Piotrze!

      Mam ochote widziec Twoj watek jak najwyzej. I dawaj co jakis czas
      glos, lepiej sie wtedy czuje.

      Teraz wyjezdzam na kilka dni, ale prosze, odzywaj sie.

      M
    • bialypies Re: Pożegnanie 29.07.03, 06:08
      Piekny post..Ani przez chwile nie mialem watpliwosci ze bedzie nastepny.Nawet
      jak na schizofrenie jestes szalenie inteligentny.Fajna zabawa szczegolnie jak
      sie ma wszystkie kody do tej gry(ja mam). Tylko nie wolno aby ktos plakal -jak
      kolezanka ,ktora do Ciebie dzwonila .Bo nigdy nie wiemy jaka jest jej odpornosc
      i czy nie wykona ruchu ktory Ty powiedziales SZACH a ona MAT.Widzialem
      identyczna zabawe --koles zagral va banque i ta co go ratowac chciala w obliczu
      jego pas wyszla przez okno z 9 pietra.Masz jednak nerwy chlopie.Uzyles okolo 50
      slow ,ktorych sie nie wypowiada w depresji.Juz rozladowales swoje napiecie--jak
      kapral w wojsku na szeregowych.I powinienes zrobic uzytek na korzysc innych
      ludzi ze swojego baniaka.Masz duzo sily i pomagaj na tym forum innym.Naprawde
      mozesz i masz wielki talent .Czytalem Cie z przyjemnoscia.Twoje poslannictwo to
      pomoc innym naprawde zagubionym ludziom.Trzymaj sie i nie pogniewaj sie za
      slowa prawdy.Prawdy sa trzy --moja prawda,Twoja prawda i gowno prawda ;) teraz
      czarnypies
    • niebora Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 14:45
      Dziczu jest w błędzie. Wierzę w Boga choć nie zawsze wierzę w dogmaty
      ustanowione przez Kościół. Mam wątpliwości. Świadkowie Jehowy też wierzą, ale
      ich wiara jest bardziej optymistyczna - nie ma w niej kary wiecznego
      potępienia, nie ma nieśmiertelnej duszy. Jest tylko wskrzeszenie - nagroda dla
      wybranych. Niestety nikt z nas nie może wiedzieć gdzie leży prawda, co jest po
      tamtej stronie. I boję się, że Bóg może nie być wszechmocny i wszechmiłosierny,
      że może istnieć kara wiecznego potępienia. Zwłaszcza ta dla samobójców.
      Szukałem i znajdowałem argumenty za tym, że nie zawsze doktryna Kościoła jest
      spójna z przekazami leżącymi u źródeł wiary. Spójrzcie np. do "Księgi rodzaju" -
      rozdział I, wers 27 - 31 oraz rozdział VI, wers 1-7. Już na początku stworzenia
      Bóg nie był wszechmocny, nie potrafił zaradzić złu. Pojął, że popełnił błąd i
      chciał wszystko cofnąć. A "synowie boży" biorący ludzkie córki za żony oraz ich
      potomstwo - "olbrzymowie" i "mocarze" ? Kim byli ? Dlaczego potem znikają w
      źródłach przekazu ?
      Napisałem ten post bo boję się swojej decyzji. Szukam akceptacji dla siebie i
      tego, co chcę zrobić. Bo samobójstwo to agresja wobec cierpienia, której nie da
      się uzewnętrznić i kieruje się ją przeciwko sobie. Oczekiwałem na słowa Blue,
      Kkx, G.I.Jane, Weroniki, Hawa, Lamarty, Loo, Pollki, Mamdość. Jednak pojawili
      się również Dziczu, Kamill, Nww, Czarny, Wawai, Dariusz-m. Znowu przypomnieli
      mi wizję tego, co może nastąpić "po". Ukazali ludzką omylność i jej
      konsekwencje.
      Dziczu umiał znaleźć i przedstawić argumenty, z których jedne są marchewką,
      drugie batem.
      Wczoraj posłuchałem rady Sylwki i poszedłem do lekarza. Znowu seronil,
      anafranil, mianserin i relanium. Tylko w większych dawkach niż poprzednio. A
      koncepcja Białegopsa ? 50 słów, których nie wypowiada się w depresji ? Bzdura.
      Nie przeczytał nawet uważnie tego co napisałem. Albo po prostu nie zrozumiał. O
      depresji jest tam raczej niewiele. Tylko, że mnie na nią leczą. Bo leczą to, co
      mogą leczyć. Podnoszą mi poziom serotoniny i tyle. Astenicznej, schizoidalnej
      osobowości raczej się nie da. Tak jak mechanizmów obronnych w postaci
      egocentryzmu, przeniesień, regresów oraz pełnej świadomości własnej,
      systematycznej i nieuchronnej degradacji. Przecież ja widzę jak staczam się
      coraz niżej. To jest jak rak, tylko że człowiek chce umrzeć, a nie może.
      Za miesiąc leki mnie "przygłuszą" i pewnie będzie mi wszystko jedno. Będę żył
      ale nie zechce mi się do was napisać. Ale dziś bardzo chcę. Bardzo chcę Wam
      powiedzieć jak bardzo jesteście mi bliscy, że dzięki Wam nie czuję się taki
      samotny.
      Pozdrawiam. Piotr

      • looserka Re: Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 15:46
        Wiem,że z depresją żyję się trochę jak z wyrokiem. Wiem,że trudno łudzić się,
        po tylu latach leczenia,że pewnego dnia wszystko to minie bezpowrotnie.Wiem,że
        nawet w okresach,gdy depresja cofa się i "jest dobrze", radość,jakiej doznaje
        się z Zycia nigdy nie jest już tak intesywna ani taka sama jak przed chorobą.
        Albo trzeba to zaakceptować w imię czegokolwiek, kogokolwiek...albo odejść. Ja
        wybieram jeszcze trwanie w imię poczucia obowiązku(rodzina) oraz tych małych,
        krótkich chwil radości,które jednak przydarzają się w dobrych okresach. Wiem,że
        Ona wróci i nigdy nie mogę przewidzieć jak to będzie następnym razem i co
        wówczas zrobię. Dlatego nie odbieram innym prawa wyboru do niebycia. Ale mimo
        wszystko chciałabym, aby zostali tu wśród nas - Ty,Piotrze i inni,którzy
        cierpią podobnie. Może dlatego,iż wierzę, że zawsze może udać się wyrwać z tego
        istnienia doczesnego jakiś mały,ładny kawałeczek lub dać coś z siebie innym.
        Jestem pewna, że jestes tu potrzebny, tu i teraz, chociaż nie potrafię dac
        konkretnej odpowiedzi - po co i komu?
        Tak czy inaczej odezwij sie choć od czasu do czasu, daj znać,że jesteś.
        Jestem z Tobą
        loo
      • dziczu Re: Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 16:22
        Polecam dobre, sprawdzone komentarze do Księgi Rodzaju (np. wydawnictwa Biblos)
        a nie branie słówek dosłownie i to wyjętych z kontekstu. Zajrzyj do historii,
        egzegezy tych tekstów, bowiem bez niej nie zinterpretujesz ich właściwie.
        Jeśli tego nie uczynisz, to będziesz tak KALECZYŁ Pismo Święte jak uczyniłeś
        powyżej. Zło jest wynikiem błędu człowieka, a nie Boga. To człowiek obdarzony
        wolną wolą wybiera. Takie są konsekwencje źle pojętej wolności człowieka. Bóg
        dał wolną wolę człowiekowi by ten mógł wybierać między dobrem a złem. Bóg tak
        ukochał człowieka już na początku świata, że nie mógł nie szanować jego
        wolności.
        Zastanów się Piotrze co piszesz, bo wygląda mi na to że mamy do czynienia
        ze świadkiem Jehowy. Oni właśnie mają taki sposób interpretacji Pisma w sposób
        dosłowny i to wyrwany często z kontekstu bez liczenia się z historią powstania
        tekstu. Zresztą Piotrze nie ukrywasz skłonności do Jehowych.
        Poza tym jeśli piszesz, że pisałeś na forum po to, by usłyszeć słowa
        akceptacji, to świadczy, że właściwie nie była Ci potrzebna pomoc, bo ty z
        góry szukałeś potwierdzenia dla swoich tez a nie pomocy. Szukasz ludzi
        myślących podobnie i chyba nie liczysz się z "ryzykiem" popełnienia błędu
        przez siebie. Chyba nie dopuszczasz do siebie myśli, że twój światopogląd może
        być mylny, a kto inny może być bliżej prawdy niż Ty. Zresztą sprawa rozważań o
        religii wygląda podobnie: jesteś skłonny wybierać opcje wygodne i jak
        najbardziej zbliżone do Twoich oczekiwań. Z takim nastawieniem w sumie jesteś
        zamknięty na pomoc sobie. Po co tu więc piszemy?
        W Pana Boga wierzysz ale nie takiego jakiego przedstawia religia
        katolicka, tylko w takiego jakiego Ty sobie wymyśliłeś, ewentualnie w obraz
        przedstawiany u Jehowych. Nie jestem przeciwko tej religii, ale dla mnie liczy
        się w religi nie tyle filozofia Boga, ale propozycja zbliżenia się do niego,
        pewien wzorzec, którym warto kroczyć. Przykro mi Piotrze ale Twoja propozycja
        nie jest na pewno sposobem ZASŁUŻENIA sobie na cokolwiek, nawet jeśli nie
        byłoby niebem...
        • dziczu Re: Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 16:26
          Zgadzam się z LOOSERKĄ. Warto istnieć choćby dla tych małych drobnych radości.
          One też o czymś świadczą.
        • niebora Czy istnieje monopol na prawdę ? 30.07.03, 21:05
          Dziczu;
          Prawo jest prawem. Pismo święte pismem. Czasami egzegeza zamienia się w
          falandyzację. Czy wiesz, w którym roku Kościół uznał, że kobieta ma duszę ?
          A zresztą po co mam szukać argumentów. Niech przemówi pismo:
          "I stało się, gdy się ludzie poczęli rozmnażać na ziemi, a córki im się
          zrodziły;
          Że, widząc synowie Boży córki ludzkie, iż były piękne, brali je sobie za żony,
          ze wszystkich, które sobie upodobali."
          " A byli olbrzymowie na ziemi w one dni; nawet i potem, gdy weszli synowie Boży
          do córek ludzkich, rodziły im syny. A cić są mocarze, którzy od wieku byli
          mężowie sławni.
          A widząc Pan, że wielka była złość ludzka na ziemi, a wszystko zmyślanie myśli
          serca ich tylko złe było po wszystkie dni;
          Żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi, i bolał w sercu swem.
          I rzekł Pan. Wygładzę człowieka, któregom stworzył z oblicza ziemi, od
          człowieka aż do bydlęcia, aż do gadziny, i aż do ptastwa niebieskiego; bo mi
          żal żem je uczynił."
          Jakiej tu można dokonać egzegezy ? Logiczno-językowej ? Systemowej ?
          Funkcjonalnej ? Pewnie tak. Kiedyś władcy potrafili nawet dokonać egzegezy, z
          której wynikało, że ich władza pochodzi od Boga, a chłop pańszczyźniany jest
          nim też dlatego, że Bóg tak chciał.
          Dziczu, a co ze słowami naszej codziennej modlitwy ? "I nie wódź nas na
          pokuszenie.." To Bóg zamiast nas chronić wodzi nas na pokuszenie ? Ja tam
          zawsze byłem pewien, że Diabeł. A skoro już Bóg nas zwiedzie ? Jak będziemy
          przed nim za to odpowiadać ? Czy tylko sprawstwo, czy również podżeganie jest
          karalne ? A może to taki "zakup kontrolowany" ?
          Mam mnóstwo wątpliwości. Bo dlaczego niby uznać, że to kościół rzymsko-
          katolicki ma rację, a grekokatolicki, protestancki, czy Świadkowie Jehowy nie ?
          Tobie wydaje się, że pojąłeś jedyną i uniwersalną prawdę. Uważasz, że znasz
          odpowiedź na wszystko. A przecież to tylko wiara. Trwająca krócej niż wiara w
          Ozyrysa, dłużej niż wiara w monarchię, demokrację, komunizm, ale tylko wiara.
          Taka sama jak kiedyś ta, że Ziemia jest płaska, a Słońce krąży wokół niej. Też
          na egzegezie oparta.
          Ja mam mnóstwo wątpliwości, bo w dziejach ludzkości było już mnóstwo dogmatów,
          które odeszły w zapomnienie. Było mnóstwo ludzi, którzy palili na stosie tych,
          co twierdzili inaczej. Nie chcę być taki. Więc nigdy nie będę wpierał Żydowi,
          Buddyście czy Świadkowi Jehowy, że są w błędzie, że ich wiara prowadzi donikąd.
          Jak powiedziałeś każdy ma wybór. I sumienie.
          Może w końcu przejdę na tamtą stronę i wtedy się dowiem.
          Pozdrawiam. Piotr
          • g.i.jane Re: Czy istnieje monopol na prawdę ? 30.07.03, 22:02
            Piotrze, jak piszesz o Bogu to nie mogę uwierzyć w to co czytam. Wierzę
            dokładnie tak jak Ty!!! Najlepsze jest to, że ja naprawdę zrozumiałam o co
            Bogu może chodzić dopiero parę miesięcy temu!!! I wpadłam na to nagle któregoś
            dnia!!! Przedtem myślałam, że cały ten niesamowicie przecież okrutny świat to
            wynalazek diabła.

            Dziczu, czy Ty nie jesteś katolickim księdzem?
            • dziczu Re: Czy istnieje monopol na prawdę ? 30.07.03, 22:29
              Księdzem nie, ale KATOLIKIEM, nie tylko z nazwy...
              Będąc w małżeństwie od kilku lat trudno byłoby być ksiedzem. Ha ha o to
              jeszcze mnie nikt nie posądzał.
              Pytanie do Piotra:a czy Ty nie jesteś może lekarzem psychiatrą lub
              psychologiem?
          • dziczu Re: Czy istnieje monopol na prawdę ? 30.07.03, 22:22
            Nibora napisał: "Jakiej tu można dokonać egzegezy ? Logiczno-językowej ?
            Systemowej ?
            Funkcjonalnej ? Pewnie tak. Kiedyś władcy potrafili nawet dokonać egzegezy, z
            której wynikało, że ich władza pochodzi od Boga, a chłop pańszczyźniany jest
            nim też dlatego, że Bóg tak chciał"- wówczas taka była pobożność. Nie wolno
            zapominać, ze ktoś kto nie znał Nowego Testamentu(bo mogło go jeszcze po
            prostu nie być), pozbawiony był tego uzupełnionego i WYJAŚNIONEGO orędzia,
            które przyniósł Chrystus.
            Oj Niebora, Niebora!!! Jesteś wymagającym dyskutantem. Mam wrażenie, że
            pływasz koło różnych rzeczy i nie wiesz, której się chwycić. Ale to dobrze, że
            zastanawiasz się nad "ponadludzkimi" sprawami....w koło jest tak dużo ludzi
            pustych, z którymi nie ma co dyskutować. Z Tobą się do końca nie zgadzam, ale
            podyskutować warto...
            No więc jeśli chodzi o egzegezę Pisma Świetego to można dokonać takiej jak
            pisałeś. Ale zapomniałeś chyba o niezwykle istotnym punkcie, a mianowicie:
            kontekst historyczno-kulturowy. On wiele wyjaśnia. Pewien zlepek słów, który
            dziś wspólcześnie rozumiemy tak a nie inaczej, w kulturze pierwszych
            chrześcijan, albo jeszcze wcześniej w kulturach starożytnych plemion
            ten "zlepek" miał zupełnie inne znaczenie. Trzeba najpierw dobrze poznać
            realia zycia tamtych kultur, by dziś dokonywać interpretacji co Ci ludzie
            przed wiekami chcieli przekazać. Nie traktuj egzegezy Pisma Swiętego tak jakby
            było ono współczesną książką.
            A jeśli chodzi o poruszaną sprawę kuszenia: to właśnie egzegeza ukazuje, że
            pojęcie greckie <kuszenie> jest bardzo trudne do przetłumaczenia; inne jego
            warianty to <abyśmy nie ulegli pokusie> czy <nie pozwól byśmy doznali
            pokusy>. "wierny jest BÓG i nie dozwoli was kusić ponadto, co potraficie
            znieść, lecz zsyłając pokusę równocześnie wskaze sposób jej pokonania, abyście
            mogli przetrwać". Bóg nie kusi tylko zsyła pewne okoliczności. Sama pokusa
            przecież nie jest grzechem, to NASZE ZACHOWANIE WOBEC POKUSY MOŻE BYĆ
            GRZECHEM< BADŻ NIE. Pokusa może byc pewną okolicznościa, próbą....wzywającą do
            określonej postawy. Nie widzę więc w tym żadnego paradoksu, a który Ty
            odwazyłes się sugerowac. Widzisz więc Piotrze jakie popełnia człowiek błędy
            tłumacząc sobie Pismo bez opracowań, egzegezy czy historii. Czy nie myślałeś
            jakie to by wychodziły bzdury, gdyby człowiek tak dosłownie interpretował
            wszystkie wersy. Pewnych rzeczy nawet nie zrozumiemy, bo starożytni ludzie
            mieli zupełnie inną filozofię niż człowiek współczesny. Dziwne: prastarzy i
            zacofani... To co tak zachwyca i ich wyróżnia to ich niezwykła pokora i
            pobożność. Przesłanie proroków (przed Chrystusem) było dla nich
            niepretensjonalną wytyczną życia. Szanowali tę prawdę i nie mieli takich
            watpliwości. Nie mieli styczności z innymi pogladami czy religią i zachowali
            sens. My żyjemy we współczesnym świecie, w którym niewątpliwie nastąpił kryzys
            autorytetów. Dostęp do wszelkich informacji i ich "expresowy" przepływ
            spowodował ścieranie sie autorytetów, ścieranie filozofii, religii i
            światopogladów, sekt. Człowiek traci grunt, na którym stał w dzieciństwie
            karmiony filozofia rodziców. Okazuje się kolejny raz, że kiedy ZA DUŻO WIEMY
            TO TA WIEDZA OBRACA SIE PRZECIWKO NAM (inny przypadek to medycyna i
            experymenty naukowe). Toniemy w morzu wielości, samodzielności i
            wolności....do tego stopnia, że wielu z nas nienawidzi swoich własnych
            rodziców. Już nawet oni nie sa naszym autorytetem. Człowiek stał się
            rozregulowaną busolą w świecie w którym jest potworny kryzys wartości. Okazuje
            sie że prawda jest dla kazdego inna. Ja to szanuję, ze nie myślisz tak jak ja.
            Tylko myśląc tak globalnie to do czego to wszystko prowadzi?
            Teraz już wiesz jak wazne jest znalezienie gruntu pod nogami. Inaczej
            utoniesz wraz z wątpliwościami. Czasem lepiej za duzo nie myśleć tylko ZAUFAĆ>
            Pozdrawiam.
          • dziczu Re: Czy istnieje monopol na prawdę ? 30.07.03, 22:44
            "Mam mnóstwo wątpliwości. Bo dlaczego niby uznać, że to kościół rzymsko-
            katolicki ma rację, a grekokatolicki, protestancki, czy Świadkowie Jehowy nie ?
            Tobie wydaje się, że pojąłeś jedyną i uniwersalną prawdę. Uważasz, że znasz
            odpowiedź na wszystko. A przecież to tylko wiara. Trwająca krócej niż wiara w
            Ozyrysa, dłużej niż wiara w monarchię, demokrację, komunizm, ale tylko wiara.
            Taka sama jak kiedyś ta, że Ziemia jest płaska, a Słońce krąży wokół niej. Też
            na egzegezie oparta".
            Dla mnie wiara to nie tylko zlepek filozofii ale przede wszystkim POSTAWA.
            Ponieważ religia jakakolwiek, jak zauważyłeś jest ich wiele, daje nie tylko
            odpowiedź szukającym, ale także WYMAGA. Wielu robi tak, że jeśli te wymagania
            nie pasują do widzimisie to po prostu spływa gdzie indziej.
            Jeśli będziesz traktował Piotrze każdą religie jako TYLKO WIARĘ to nigdy
            nigdzie nie dobijesz do przystani, nie zagrzejesz miejsca tylko będziesz się
            błąkał to tu to tam w gąszczu NIEBEZPIECZNEJ wielości. Jesteś wolny, ale w
            sumie jaki masz z tego pożytek? Sam nie wiesz co prawdziwe, co słuszne i w
            sumie popadasz w depresję. Dopadł Cię kryzys autorytetu w bardzo szerokim tego
            słowa znaczeniu. Może pomożemy Ci wypłynąć,,,
      • scarlet53 Re: Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 18:19
        Od kilku sledzę dyskusję na Twój temat Piotrze. I daje slowo byłam przekonana,
        że świetnie zamanipulowałes ludźmi. Gratuluję!. Wywołałeś i mnie do "tablicy".
        Musze przyznac, iz w pierwszym odruchu chcialam Cie odnależć i powstrzymać od
        zrobienia czegoś , czego byś juz nigdy nie odwrócił:)A my wszyscy chcący Ci
        pomóc zostalibysmy w poczuciu bezsilności. Ja mam wrazenie, ze chciałes zwrócic
        na siebie uwagę. Ciesze sie, ze Ci się to udało. Jeżeli czujesz sie
        samotny "wołaj o pomoc" i nie wstydż sie tego, krzycz i poruszaj serca ludzi.
        Masz do tego prawo! Nikt nie może byc sam! . W chwili , kiedy poczułes sie tak
        bardzo samotny i straciłes sens zycia - mysle, ze zabrakło Ci miłości. Nam
        wszystkim brakuje miłości i dlatego chorujemy. Ja tez przeszłam cięzka i do
        tego niejedną depresję, ale dzięki miłości - żyję i jestem!. A może do
        Ciebie... "Bóg wpadł, ale tylko na chwilę?" Pozdrawiam niezwykle ciepło :)
      • kkx Re: Dlaczego zamieściłem ten post ? 30.07.03, 20:16
        obrazek ktory przedstawia moja wizje wlasnego zycia - walacy sie wiezowiec w
        spowolnalym tempie
        monotonnie nieskonczenie
        szum kruszacych sie i spadajacych scian

        przepraszam ze pisze tu
        nie na temat ale to bylo otwarte
        lubie Cie czytac Piotrze
    • niebora Dlaczego jest tak źle ? 31.07.03, 10:46
      Witajcie;
      Po kilku rolkach czuję przyjemne odprężenie. Zanim zaczną działać inhibitory
      zwrotnego wychwytu serotoniny musi upłynąć kilka dni. Ale mogę pisać na
      spokojnie, bez nadmiaru emocji.
      Dziczu, jestem urzędnikiem. Mam wykształcenie prawnicze, bez aplikacji. Bardzo
      trafnie zauważyłeś, że nie da się dokonać wykładni pisma świętego wyłącznie w
      oparciu o reguły logiczno-językowe, funkcjonalne i systemowe. Upłynęły tysiące
      lat, pierwotne teksty były wielokrotnie przepisywane i interpretowane.
      Konieczne jest odtworzenie łańcucha dziejów i zrozumienie przekazów w
      kontekście historyczno-kulturowym. Mamy więc do czynienia z bardzo trudnym i
      skomplikowanym zadaniem zrozumienia słów, wartości, zwyczajów i psychiki ludzi
      starożytnych. Czy możliwe jest ustalenie ich prawdziwej treści ? Znowu same
      wątpliwości. Na codzień mam do czynienia z egzegezą współczesnych, tworzonych w
      ciągu kilku ostatnich lat, tekstów prawnych w postaci ustaw. Dwie identyczne
      sprawy znajdują często dwa, a nieraz cztery różne rozstrzygnięcia po przejściu
      przez kilka składów orzekających. Nawet NSA, czy Sąd Najwyższy mający czuwać
      nad jednolitością wykładni dokonuje jej w odmienny sposób w podobnych sprawach.
      Niemożliwym jest więc przyjęcie, że akurat doktryna rzymskokatolicka oparta
      jest na jedynie słusznej interpretacji pisma.
      Jeśli religia ma być postawą, to ta postawa musi być oparta na niezłomnym
      przekonaniu, że dogmaty, wartości, system oceny ludzkiego postępowania
      narzucany przez religię jest słuszny i prawdziwy. Jednym słowem podstawą
      postawy jest wiara. I tu zgadzam się z Tobą, że przyczyną problemów człowieka
      współczesnego jest kryzys autorytetów i wartości, zanik hierarchii i więzi
      społecznych, brak wiary ! Wiemy za dużo i ten nadmiar wiedzy obraca się
      przeciwko nam. Sam tego doświadczam. Pisałem już chyba, że większym obciążeniem
      niż choroba jest dla mnie świadomość jej przyczyn, objawów i skutków.
      Masz też rację, że grunt usuwa mi się spod nóg. W życiu osobistym, zawodowym i
      duchowym. Jeszcze w poprzedniej dyskusji na forum pisałem, że żona poprosiła
      mnie żebym się wyprowadził. Zerwałem kontakty z matką, bratem i przyjaciółmi.
      Została mi tylko Sówka, która zrobiłaby wszystko żeby mi pomóc, ale sama ma
      podobne problemy i z wielkim trudem je pokonuje. Jeszcze 5 lat temu miałem
      własną firmę i zarabiałem pięciokrotnie więcej niż teraz. Za pensję urzędnika
      nie stać mnie nawet na utrzymanie samochodu, którym kiedyś jeździłem.
      Przestronne mieszkanie musiałem zamienić na służbową kawalerkę. Ale nawet ta
      praca może okazać się za rok czy dwa zbyt trudna w stosunku do moich
      możliwości. W środku czuję pustkę, brak nadzieii i przekonanie, że może być
      tylko gorzej. Staczam się coraz niżej i czuję się zupełnie bezradny wobec
      problemów, które mnie otaczają.
      Scarlet ma rację, że chciałem zwrócić uwagę. Ale chyba bardziej na moralny
      problem, jakim jest samobójstwo, niż na siebie. Rozstrzygnięcie tego problemu
      stanowi bowiem o możliwości lub jej braku, jeśli chodzi o rozwiązanie
      wszystkich innych moich problemów.
      Tak jak Kkx, postrzegam moje życie jak wysoki i potężny niegdyś wieżowiec,
      który wali się w zwolnionym tempie ponieważ został zbudowany na złudzeniach i
      błędach zamiast solidnych fundamentów. Jego ściany powoli mnie przygniatają i
      boję się zostać w całkowitej ciemności ruin.
      Pozdrawiam. Piotr
      • blue_a Re: Dlaczego jest tak źle ? Nie wiem. 31.07.03, 10:57
        Ale jesteśmy i Cię czytamy.
        • samanta5 Re: Dlaczego jest tak źle ? Nie wiem. 31.07.03, 17:41
          I pytanie - jak długo będziemy?
      • drzewko_pigwy Re: Dlaczego jest tak źle ? 31.07.03, 21:52
        Bo to tak, jakby nagle wpaść do głębokiej, czarnej wody. Im bardziej się
        szarpiesz, tym bardziej prawdopodobne, że utoniesz. Jeśli próbujesz się czegoś
        chwytać, to okazuje się iluzją. Spokój. Tylko spokój może nas uratować. W tym
        momencie się o tym zapomina, ale przecież to logiczne, że w sytuacji
        ekstremalnej nie można podejmować ważnych decyzji. A człowiek próbuje
        podejmować najważniejszą: o życiu lub śmierci. Bo wtedy wydaje się, że widzisz
        wszytko jak na dłoni, jasno, jak nigdy przedtem. Ale to złudzenie. Trzeba
        wysłuchać tego słabiutkiego głosu rozsądku, który mówi: jesteś teraz
        niepoczytalny, odłóż wszystko na później. Ludziom, którzy tego nie znają wydaje
        się, że nie można być w sytuacji ekstremalnej siedząc w ciepłym, bezpiecznym
        pokoju. Można. I trzeba to w samym sobie uszanować. Nie potępiasz nikogo za
        brak nóg, prawda? Ani za to, że miewa zaburzenia rytmu serca? Jeśli choroba
        serca jest poważna, człowiek w dowolnym momencie może stanąć na granicy życia i
        śmierci. Człowiek z depresją także. Już sama świadomość tego to ciężar. I w
        chwili, kiedy najbardziej potrzebujesz odpowiedzi na pytanie: po co mam żyć,
        najtrudniej jest ją przyjąć. Ale nie dlatego, że odpowiedź jest zła, ale
        dlatego, że powstaje blokada na jej zaakceptowanie. Czasem boli tak, że
        chciałoby się wyrwać siebie z własnego ciała za włosy. Tylko że to niemożliwe,
        a w dodatku nic nie da. Lepiej poluzować. Ułożyć się płasko (jak uczą ratownicy
        wodni) i wołać o pomoc. A potem wystarczy już tylko dać się uratować.
        Pozdrawiam
        D.P.
        • samanta5 Re: Dlaczego jest tak źle ? 31.07.03, 22:56
          Można też wydobyć jednak siebie na powierzchnię i się sobie dobrze przyjrzeć.
          • dziczu Re: Dlaczego jest tak źle ? 01.08.03, 00:40
            Zgadzam się z D.P. Faktycznie w tych naszych zawiłych dyskusjach
            zapomnieliśmy o spokoju...który jest w niektórych sytuacjach potrzebny, by
            spojrzeć na problem nieco inaczej. Spokój jest chyba uczuciem lub stanem
            umysłu najbardziej OBOJĘTNYM na emocje, a te z kolei są najgorszym doradcą.
            Tak spokój...tego potrzeba współczesnemu człowiekowi....by zatrzymać wir tych
            ciążących spraw i obowiązkow.
            Wiecie, to może śmieszne ale dziś byłam we Wrocławiu załatwić sprawę i w
            sumie stwierdziłam, że jest to tak paskudne miasto, tak chałaśliwe, tak
            zaludnione i rozkopane za razem, że ja mieszkając w tym mieście od razu
            dostałabym depresji. Straszne jest to miasto, kojarzy mi się z kotłem, od
            którego bucha... Okolica, w której mieszkamy jest istotna. Pomyśl o tym
            Piotrze czy Twoje miasto nie budzi w Tobie podobnych odczuć. Może i w nim
            zanurzają się korzenie Twojej depresji. Brak spokoju, chroniczny brak
            spokoju.
            Wyjedź gdzieś i poszukaj spokoju. Tylko proszę nie szukaj go w
            samounicestwieniu. Skoro nie wyszło Ci z Twoją połową, może poszukaj innego
            kompana życiowego. Spokój i miłość mogą Cię uratować. Miłość która wszystko
            wybaczy, wszystko przetrzyma...oaza spokoju. Miłość, która uzdrowi Twoje
            wnętrze i sprawi, że będziesz czuł się wartościowy, będziesz chciał być
            wartościowy. Miłość, która wiele daje ale i wymaga. Miłość dla której ZACHCESZ
            ŻYĆ. To może być miłość do kobiety, ale też do Boga. Nie katolickiego,
            protestanckiego czy Jehowego. Do Boga nie tyle "obecnego" w dotkrynie i
            dogmatach (których tak kurczowo chciałbyś się trzymać, a które widać budzą w
            Tobie wątpliwości). Chodzi o miłość do Boga żywego obecnego w głębi serca
            każdego z nas.
            Czy nie widzisz tego? Prócz lawiny niepowodzeń i zła żarzy się dobro, ta
            mała iskierka w potaci nawet uśmiechu. Na pewno na swojej drodze spotykasz
            człowieka, przecież do tego prowadzą słowa Jezusa: "byłem głodny a daliście mi
            jeść, byłłem spragniony a napoiliście mnie". Wyczul swoje serce Piotrze nie
            tylko na urazy, które Ci teraz przeszkadzają być szczęśliwym, wyczul je na
            małe drobne a dobre gesty. Szukaj Boga nie w dogmatach, ale przede wszystkim w
            ludziach. Przecież w każdym z nas jest ta iskierka dobra. Zauważyłam, jeśli
            chodzi o Twoje wątpliwości na temat religi, to za dużo jest w nich
            skrupulanctwa a za mało kontaktu z Bogiem żywym w człowieku i Eucharystii. Nie
            szukaj uchybień, niedoskonałości w tłumaczeniu przekazów biblijnych. To do
            niczego Cię nie doprowadzi. Wiara jest wiarą i pozostaje jeszcze przestrzeń
            tajemnicy. Rozum w religi wiele nie wyjaśni. Patrz sercem.
            Przykro mi się z wami rozstawać, ale wyjeżdżam jutro w Tatry na około 10
            dni. Zastanawiam się jak ten czas ZMIENI Piotra. Czy się podniesie? Mam
            nadzieję, że zrobi choć mały kroczek do przodu. Bardzo Ci tego Piotrze życzę.
            Może w zakopcu wpadnę do kafei intern. to coś skrobnę. Tymczasem pa pa.
            • mam_dosc Re: Dlaczego jest tak źle ? 02.08.03, 03:48
              Piotrze mowisz ze straciles wszystko, tzn to co jest warte wedlug spoleczenstwa.
              Ja sama czasem tak mysle ze czlowiek sie starzeje, nie ma tyle co inny, mozna
              zawsze sie czuc nieszczesliwym bo ktos ma lepiej pod tym wzgledem. Bo wedlug
              utartych norm spoleczenstwa, jestem nic niewarta.

              Ile razy czuje ze jestem gorsza od kogos innego, to znajduje ukojenie w
              mysleniu ze jest Bog (dzieki dziczu). Zre mam te wartosc bezwarunkowa w oczach
              Boga.

              Mam depresje endogenna, ale poczucie malej wartosci bardzo pogarsza moja
              sytuacje. I wtede i z innych powodow mysl o Bogu pomaga.
              • maniia Re: Dlaczego jest tak źle ? 02.08.03, 04:55
                z tym znalezieniem milosc to nie jest takie proste. Ludzie uciekaja od tych w
                depresji.
            • aretuza Formuła 02.08.03, 20:30
              Pozwolę sobie zacytować Wam fragment ze "Śpiewu ptaka" Anthony de Mello:

              Formuła
              Mistyk powrócił z pustyni.
              -Opowiedz nam-pytali go z przejęciem-jaki jest Bóg?
              Ale jak mógłby wyrazić słowami to, czego doświadczył W GŁĘBI SWEGO SERCA? Czyż
              można Prawdę zamknąć w słowach?
              W końcu przekazał im formułę - niedokładną oczywiście i niepełną - w nadziei,
              że ktoś z nich bedzie mógł spróbować i dzięki niej doswiadczyć tego, czego on
              doświadczył.
              Ci zaś nauczyli się formuły i zrobili z niej tekst święty. I narzucili ją
              wszystkim, jakby chodziło o dogmat.Postarali się wręcz o to, by rozpowszechnic
              ją w obcych krajach. A niektórzy nawet oddali za nia swe życie. Mistyk sie
              zasmucił. Być może byłoby lepiej, gdyby nic nie powiedział".
              To na zachętę do przeczytania całości.
              Upadam się i podnoszę, nie śpię, padam, prochy, wstaję otumaniona i dalej
              kroczę...krok chwiejny , niezrozumiały dla ludzi mnie otaczających...
              Brak akceptacji matki, jej wybory - nie moje, wybory męża - nie moje! Wszyscy
              wiedzą lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre.Nie mam dość siły by się z tego
              wyplątać i kroczyć własną drogą, ale staram się przynajmniej zachować minimum
              optymizmu(brzmi dumnie, a chce mi się wyć!!!)Jednak budzę się rano cała w
              chwilowym szczęściu, że istnieję....że odczuwam radość, ból, gniew, zachwyt i
              co tylko chcecie....istnienie chwili...zauważcie ciągłą zmianę wszystkiego
              dookoła - jest chwila w której to piszę i jest następna zupełnie do niej
              niepodobna....nie przeszłość, bo jej już nie ma i nie przyszłość, bo ta dopiero
              nadejdzie...jest ta chwila, która właśnie trwa....istnienie...największy dar,
              jaki posiadam, choć go do końca nie pojmę..i wcale nie chcę pojąć...czuję i
              nadal istnieję....
              Pozdrawiam wszystkich
              Jolka
              • mam_dosc Re: Formuła 03.08.03, 01:28
                Ja czesto czuje ze depresja zepchnela mnie poza margines zycia.Ale moze powinno
                sie pomyslec ze sie jest " w zyciu" tylko ze z depresja?
                • aretuza normalność.... 03.08.03, 07:39
                  ...co jest normalnością, a co nią nie jest...może inaczej - co dla jednych jest
                  normalnością, dla innych nią nie jest...żyjemy uwarunkowani narzuconymi nam
                  zasadami,mentalnością taką, siaką czy owaką, presją otoczenia itd....to
                  wszystko niekoniecznie nam pasuje i gdy w pewnym momencie czujesz, że się
                  dusisz, to albo nabierasz jeszcze jednego haustu powietrza i dalej żyjesz, albo
                  idziesz pod wodę....jeszcze wybieram to pierwsze, bo życie niezmiernie mnie
                  zachwyca, mimo wszystko...pomimo prawie zupełnie nieprzespanej nocy, którejś z
                  rzędu....idę z psem...po haust powietrza:-)
                • aretuza Re: Formuła 03.08.03, 09:51
                  ...czyż samo nasze zaistnienie nie jest szaleństwem? Tej istoty, która przez
                  pierwsze lata jest tak krucha i bezbronna, że zdana na opiekę innych, ich łaskę
                  i niełaskę, ich fobie, wyobrażenia,chęć ingerencji i uformowania według
                  własnych zasad...istotę, która rozbija atomy, zdobywa dalekie przestrzenie
                  kosmiczne,a sama przestaje istnieć od byle zgniecenia, czy upadku...
                  ..istotę, która narażona jest codziennie na ból, niewygodę, pragnienie,która
                  pożąda, nienawidzi,kłamie, zabija...ale i kocha i pamięta....być może właśnie
                  pamięć jest tym wyróżnikiem naszego szaleństwa istnienia....to przez nią
                  wracają zmory przeszłości i ból....a życie jest tylko tą chwilą , która właśnie
                  jest...więc może trzeba po prostu je przeżyć, takim jakie ono jest, będąc
                  uważnym obserwatorem chwili...

                  "Żyjemy,robimy to, co robimy, potem kładziemy sie spać-to takie proste i takie
                  zwyczajne.Niektórzy wyskakują z okna,inni się topią czy zazywają zbyt dużo
                  pigułek; znacznie więcej spośród nas ginie w wypadkach; a większość,
                  zdecydowana jest powolnie trawiona prezez choroby lub, jeśli ma trochę
                  szczęścia, tylko przez czas.Na pocieszenie pozostaje jedno:godzina w tym czy w
                  tamtym miejscu, kiedy nasze życia, na przekór wszelkim przeciwnościom i
                  oczekiwaniom, otwiera się nagle, dając to, co zawsze istniało w naszej
                  wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci(a może nawet i one) zdajemy sobie
                  sprawę z tego, że po tych godzinach nieuchronnie nadejdą następne, znacznie
                  bardziej ponure i trudne.A jednak lubimy to miasto, cieszymy się porankiem,
                  ponad wszystko żywimy nadzieję na więcej.Bóg jeden wie, dlaczego tak je
                  kochamy".
                  "Godziny" Michael Cunningham

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka