Dodaj do ulubionych

Najmłodszy doktor

21.10.05, 17:50
Ile ma lat najmłodszy doktor? Słyszałam o 26 letnim doktorze. Znacie kogos
młodszego?
W jakim czasie ktos najszybciej napisał prace i się obronił? Znam przypadek
napisania i obrony w 1,5 roku.
Znacie kogos kto szybciej?
Obserwuj wątek
    • krysiulka Re: Najmłodszy doktor 21.10.05, 19:14
      ona2005 napisała:

      > Ile ma lat najmłodszy doktor? Słyszałam o 26 letnim doktorze. Znacie kogos
      > młodszego?
      > W jakim czasie ktos najszybciej napisał prace i się obronił? Znam przypadek
      > napisania i obrony w 1,5 roku.
      > Znacie kogos kto szybciej?

      Prof. Banach ze Lwowa został profesorem w wieku 21 lat. Matematyk. Wielki
      człowiek.

      Krysia
      • mootya Re: Najmłodszy doktor 18.02.06, 20:22
        nieprawda, nieprawda!
        prof. Banach zostal profesorem w wieku 30 (albo 31) lat ;-]

        pzdr
      • aga_ta85 Re: Najmłodszy doktor 24.04.06, 00:43
        Jasne, a ja tytuł profesora zdobyłam w wieku 15 lat!
    • babazgaga Re: Najmłodszy doktor 21.10.05, 20:39
      hmmm a czy wiek świadczy o czymkolwiek oprócz wieku?....
    • marcys1 Re: Najmłodszy doktor 21.10.05, 20:46
      o raju a co to ma za znaczenie... i zapewniam, ze wiem co mowie...
    • marcys1 Re: Najmłodszy doktor 21.10.05, 20:50
      a i doczytałam w innym wątku, że zakładasz, że sie ma 24 lata jak sie konczy
      studia... o przepraszam, a dlaczego nie 22 czy 21? wtedy mozna by jeszcze
      szybciej
    • miekraw Najmłodszy doktor - po co? 22.10.05, 10:30
      Ponawiam pytanie: o czym świadczy wiek doktora? Czy jest miernikiem jego
      przygotowania do życia, doświadczenia, wiedzy? Ja mialam do wyboru: albo
      skończyć studia (na Zachodzie) w wieku 26 lat (było to całkowicie realne!),
      siedząc przez cały czas na garnuszku rodziców i czekając na paczki żywnościowe,
      ratując się w międzyczasie makaronem z dżemem, albo podjąć równolegle pracę,
      finansując sobie studia i zapewniając sobie odpowiedni standard życia. Wybrałam
      to drugie rozwiązanie. Doktorat obroniłam w wieku 29 lat, mając w tym momencie
      za sobą 7 lat pracy na pełny etat dla międzynarodowych firm. Z perspektywy
      czasu wydaje mi się to trafną decyzją i czuję ogromną satysfakcję, że
      postąpiłam właściwie. Gdybym natomiast szarpnęła się na zostanie paną doktor
      kilka lat wcześniej, miałabym za sobą kilka lat egzystencji na granicy ubóstwa,
      a nikt nie zagwarantowałby mi, że znalazłabym pracę (więc w perspektywie może
      kilka kolejnych lat wiszenia w próżni). Stąd moja rada: doktorat to nie wyścig
      formuły 1 ani bicie rekordów Guinessa, a sama wiedza bez doświadczenia już nie
      wystarcza.
    • r.richelieu Re: Najmłodszy doktor 22.10.05, 14:37
      Doogie Howser, odebrał poród w centrum handlowym, może przepisywać narkotyki,
      ale nie może kupić piwa. Doogie Howser, szesnastoletni lekarz medycyny.

      oto najbardziej odpowiednia odpowiedź na tak zadane pytanie
      ;)
    • marcys1 Re: Najmłodszy doktor 22.10.05, 18:29
      ooo ciesze się, że mnie inne osoby na tym forum rozumieją :) tak trzymać -
      pozdrawiam wszystkich rozsądnych (a przy tym zmęczonych nieco doktorantów i
      doktorów)
    • flamengista Re: Najmłodszy doktor 23.11.05, 22:01
      słyszałem o jakieś córce wybitnego zagranicznego profesora. ojciech specjalnie
      ją wychowywał na naukowca. siedziała nad książkami, nie spotykała sie z
      rówieśnikami.
      doktorat ponoć zrobiła w wieku 16 lat (!!!). a potem resztę życia spędziła w
      zakładzie psychiatrycznym.

      wniosek - nie śpieszmy się zanadto z doktoratem;)
      • vovel123 Re: Najmłodszy doktor 24.11.05, 11:01
        HA! święta racja ;)
        • rufus251 Re: Najmłodszy doktor 25.11.05, 11:08
          Witam
          oczywiście zgadzam sie, ze wiek o niczym nie znaczy jednak nie zgadzam się z
          tezą, ze jak ktos w młodym wieku zrobił doktorat to zaraz zwariuje albo jest na
          utrzymaniu rodziców. Mam 26 lat i tydzień temu sie obroniłem. Pracuje zawodowo
          od 5 lat, mam zonę i jakoś sie dało. Nie twierdzę, ze było łatwo powiedziałbym,
          ze cholernie trudno.
          • flamengista to akurat zupełnie normalne 25.11.05, 12:01
            Jestem co prawda w Twoim wieku i jeszcze dużo mi brakuje (z 2 lata na pewno) do
            napisania pracy i jej obrony, jednak doktorat w młodym wieku to nie jest anomalia:)

            Można nawet powiedzieć, że to dobry objaw. Chodzi jednak o coś innego. W tym
            wątku pojwiło się swoiste poczucie winy - czy nie powinno się jak najwcześniej
            zrobić doktoratu? Ja uważam, że w nauce pośpiech nie jest obowiązkowy. Jeśli
            ktoś umie zrobić DOBRY doktorat nawet przed dwudziestką - brawo. Pamietajmy
            jednak, że kariera naukowca to nie kariera piłkarza. Można być aktywnym zawodowo
            do 80 roku życia a nawet dłużej! Więc i doktorat po 40-tce nie jest tragedią...

            Ważne jest, by doktorat nie stał się celem samym w sobie. By umieć go pogodzić z
            życiem osobistym. I by szybkość szła w parze z jakością. Skoro umiesz to
            pogodzić (a z Twojego posta wynika, że tak) - to tylko pogratulować:)
            • pomaranicza Re: to akurat zupełnie normalne 01.01.07, 11:20
              Pewne ograniczenie jednak istnieje. Nie wiem, czy jest to nakaz odgórny dla
              wszystkich uczelni, ale pracownicy PK mają na zrobienie doktoratu naksymalnie 8
              lat, co oznacza, że jeśli zostałeś(/łaś) przyjęty do pracy zaraz po studiach
              (jak jest obecnie w przypadku większości przyjmowanej kadry), musisz go zrobić w
              wieku lat maksymalnie 34. Dla mnie całkiem zdrowe, Kadra naukowa musi się
              kształcić.
              • niewyspany77 Re: to akurat zupełnie normalne 01.01.07, 12:07

                > Pewne ograniczenie jednak istnieje. Nie wiem, czy jest to nakaz odgórny dla
                > wszystkich uczelni, ale pracownicy PK mają na zrobienie doktoratu naksymalnie 8
                > lat, co oznacza, że jeśli zostałeś(/łaś) przyjęty do pracy zaraz po studiach
                > (jak jest obecnie w przypadku większości przyjmowanej kadry), musisz go zrobić
                > w
                > wieku lat maksymalnie 34. Dla mnie całkiem zdrowe, Kadra naukowa musi się
                > kształcić.

                "Pozny doktorat" ma jedna zalete, ktorej sie nie da pominac - broniac dr z
                wolnej stopy w wieku 40 lat masz szanse miec ok. 15-letnie doswiadcznie
                prakycznie, czego nie dadza Ci zadne studia ani nie kupisz tego za zadna kase. W
                pewnych dziedzinach wiedzy podparcie wiedzy teoretycznej umiejetnosciami
                praktycznymi ma niebanalna wartosc. Takze widelkowanie "w wieku od do" jest nie
                zawsze dobrym pomyslem, a swiezo upieczeni doktorzy majacy lat tyle co teoretyk
                kilka lat po habilitacji, czasem moga miec wiecej do powiedzenia. Oczywiscie nie
                zapominajac, ze ksztalcic sie mozna bez bycia doktorantem i pracy na uczelni,
                szczegolnie jak "bycie naukowcem" oznacza de facto prowadzenie zajec ze
                studentami i machniecie artykulu od czasu do czasu coby naczalstwo sie odp*** ;)
          • vovel123 Re: Najmłodszy doktor 26.11.05, 22:49
            rufus251 napisał:

            > Witam
            > oczywiście zgadzam sie, ze wiek o niczym nie znaczy jednak nie zgadzam się z
            > tezą, ze jak ktos w młodym wieku zrobił doktorat to zaraz zwariuje albo jest
            na
            > utrzymaniu rodziców. Mam 26 lat i tydzień temu sie obroniłem. Pracuje zawodowo
            > od 5 lat, mam zonę i jakoś sie dało. Nie twierdzę, ze było łatwo
            powiedziałbym,
            > ze cholernie trudno.

            chylę czoła w takim razie, ja za tydzień kończę owe 26 i jeszcze trochę przede
            mną... ;)
          • owocoskala Ale wymagania są rózne do doktoratu 01.01.07, 14:27
            Mam 26 lat i tydzień temu sie obroniłem. Pracuje zawodowo
            > od 5 lat, mam zonę i jakoś sie dało.
            Gratulacje ale to wszystko jeszcze zależy jaki doktorat. My biolodzy z
            powątpiewaniem patrzymy na doktoraty np. psychologów składające się z jednego
            eksperymentu polegającego na przepytaniu 16 dzieci... U nas by to starczyło na
            licencjat....
            • niewyspany77 Re: Ale wymagania są rózne do doktoratu 01.01.07, 22:51
              owocoskala napisała:

              > Gratulacje ale to wszystko jeszcze zależy jaki doktorat. My biolodzy z
              > powątpiewaniem patrzymy na doktoraty np. psychologów składające się z jednego
              > eksperymentu polegającego na przepytaniu 16 dzieci... U nas by to starczyło na
              > licencjat....

              Na psychologii i pedagogice jak jestes zdolniacha to mozesz sobie zrobic akcje
              typu zaliczenie dwoch lat w jednym albo jakis tok indywidualny. Jak ktos sie
              uprze moze zrobic mgr w wieku 22 lat. Dodaj standardowe 4 lata doktoratu i masz
              26. Oczywiscie masz racje, sa doktoraty pisane na podstawie 2-stronicowej
              ankiety robionej w szkole za rogiem.
    • flamengista PS - szybkość a jakość 25.11.05, 12:08
      Jeszcze jedna sprawa, poruszona w tym wątku, do której sie nie odniosłem.

      1,5 roku na napisanie pracy i obronę - to jednak chyba za szybko. Nie wiem, z
      jakiego zakresu była to praca, ale mam poważne wątpliwości, czy była ona na
      wystarczająco dobrym poziomie.

      Nie bez powodu studia doktoranckie trwają 3-4 lata. Tyle czasu potrzeba na
      przestudiowanie literatury przedmiotu, wstępne publikacje, badania i opracowanie
      wyników. Bardzo zdolni mogą to zrobić faktycznie w 1,5-2 lata. Ale przy
      założeniu, że zajmują się WYŁĄCZNIE tym. Nie prowadzą zajęć, nie mają innej
      pracy, nie są zawaleni kwestiami organizacyjnymi.

      Bo oczywiście można zrobić doktorat i w rok, rozwijając np. nieźle napisaną
      pracę magisterską. Znam taki przypadek. Ale po co? Dla samego papierka? Co sobą
      reprezentuje taki doktor?
      • rufus251 Re: PS - szybkość a jakość 25.11.05, 12:16
        Oczywiście masz racje. Na pewno nie da się napisac doktoratu przez 1.5 roku.
        Mnie to zajęło 3 lata i pare miesięcy , a mój wiek wynika z tego, że
        przyspieszyłem sobie studia magisterskie.

        Pamietajmy, ze to nie jest wyścig szczurów i nikt tu nikogo nie chce
        prześcignąć. Nie podobały mi sie jednak insynuacje na temat młodych doktorów.
        Wiem, ze jeszcze musze się wiele dowiedzieć, zdobywac doświadczenie ale mój wiek
        nie musi przekreślać mnie juz na starcie.
        • flamengista no tak:) 25.11.05, 12:29
          No więc sam widzisz - 3 lata ciężkiej pracy. Ale są efekty - faktycznie coś umiesz.

          Problem wieku - z tym zawsze jest problem, niezależnie od stopnia. System nauki
          jest systemem feudalno-geriatrycznym;) Liczy się stopień, ale i wiek. Przy
          każdej konferencji widać to jak na dłoni. Z niektórymi po prostu nie ma sensu
          polemizować - powiedzą, że nic nie umiesz, bo jesteś za młody.

          Co innego przyspieszać studia magisterskie, które są zaprojektowane dla średnio
          rozgarniętych. Jeśli ktoś jest zdolny i pracowity, może zrobić 5 lat w 3. Ja
          zrobiłem dwa kierunki (drugi z rocznym poślzgiem), więc też się dało.

          Ale porządnego doktoratu przyspieszyć się nie da. Znam takie przypadki - i ci
          ludzie mają poważne problemy z napisaniem habilitacji. Bo ich to po prostu
          przerasta. A robieniu własnych projektów badawczych nie wspomnę.

          Ekstremalny przypadek, to pani dr hab. z jednej z szacowniejszych uczelni w tym
          kraju. Habilitację zrobiła chyba przed trzydziestką. I - dziwna sprawa - bardzo
          szybko przeniosła sie gdzieś indziej. Tajemnicą poliszynela było to, że praca -
          zrówno doktorska, jak i habilitacyjna, były nie tylko przeciętne, ale
          prawdopodobnie nierzetelnie napisane (częściowo przepisane).

          pzdr
          • rpj4 Re: no tak:) 27.11.05, 16:05
            Czyli w sumie - nie za późno, i nie za wczesnie - a właściwie nie za krótko
            jeśli chodzi o samą pracę nad pracą :).
            Jeśli mogę się podzielić obserwacjami z mojej katedry - to dr powstawały od 3
            do 6 lat. Średnia wyszłaby gdzieś w granicach 4rech, może ciut więcej, czyli
            regulaminowo :).
            Zgadzam się, że można napisać dość szybko dobrą, czy bardzo dobrą pracę - tak
            powstała wspomniana praca napisana w 3 lata, a dr miał w chwili promocji 27
            lat - ale faktycznie poświęcił się wyłącznie temu, nie pracując gdzie indziej,
            oraz nie będąc specjalnie zaabsorbowanym w inne działania katedry.
            Oczywiście o wielkiej łebskości i pracowitości kolegi nie mogę nie wspomnieć -
            rezultat - nagrodzona w ogólnopolskim konkursie praca.
            Nie da się napisać dobrej pracy - szybko i "z doskoku" - wtedy rośnie
            prawdopodobieństwo, że będzie ona pobieżna, czy w inny sposób niedopracowana.
            Pozdrowienia,
            rpj4
            P.S. Uważam, że jeśli ktoś może przygotować dobrą pracę dr w młodym wieku, to
            powinien to jak najbardziej uczynić. Ja niestety, jeśli dobrnę do końca, to
            będę w takim już dość zaawansowanym, jak na nowo promowanego dr, wieku.
      • elwinga Re: PS - szybkość a jakość 29.11.05, 22:11
        > Nie bez powodu studia doktoranckie trwają 3-4 lata. Tyle czasu potrzeba na
        > przestudiowanie literatury przedmiotu, wstępne publikacje, badania i
        opracowani
        > e
        > wyników. Bardzo zdolni mogą to zrobić faktycznie w 1,5-2 lata. Ale przy
        > założeniu, że zajmują się WYŁĄCZNIE tym. Nie prowadzą zajęć, nie mają innej
        > pracy, nie są zawaleni kwestiami organizacyjnymi.

        Mnie się wydaje, że tu muszą być spełnione jeszcze dwa warunki:
        - od samego początku wiesz, na jaki temat chcesz napisać
        - i chyba raczej nie może być to temat, który będzie wymagał rozległej kwerendy
        archiwalnej lub badań laboratoryjnych (choć nie wiem, jak z tym, bo jam
        humanistka). Ale potrafię sobie świetnie wyobrazić np. doktorat z teologii
        zrobiony w dwa lata.

        > Bo oczywiście można zrobić doktorat i w rok, rozwijając np. nieźle napisaną
        > pracę magisterską.

        Zdawało mi się, że istnieje przepis, wg którego doktorat NIE może być
        kontynuacją pracy magisterskiej.

        • rilian Re: PS - szybkość a jakość 01.12.05, 13:37
          oj, z tymi teologami to niestety prawda... bardzo bolesna prawda i uciążliwa,
          ale nie powiem nic więcej.
        • flamengista przepis może jest 10.02.06, 21:07
          ale kto go przestrzega?

          Wymagało by to przeczytania pracy magisterskiej delikwenta, a kto by się tak
          wysilał?

          Spotkałem już paru doktorów, którzy tak się wypromowali...
        • steppenwolff1 przepis o "niekontynuacji magisterki" 11.02.06, 00:05
          czy mogłabyś mnie w jakiś odesłać do tego przepisu? I co znaczy to, że nie może
          być "kontynuacją"? Że nie może podejmować podobnej tematyki?
          Byłabym wdzięczna, bo mój temat jest w pewnym sensie kontynuacją tematyki pracy
          mag.

          Pozdrawiam serdecznie
          Anna (Steppenwolf)
          • mirun2 Re: przepis o "niekontynuacji magisterki" 11.02.06, 14:58
            czasami dotyczy to nawet przypadków bardziej skomplikowanych, niz i
            delikatniejszych, niż prosta "kontynuacja".
            Mnie odradzono zajmowanie się... tą sama epoką w pracy magisterskiej i
            doktorskiej.
            • steppenwolff1 Re: przepis o "niekontynuacji magisterki" 11.02.06, 17:48
              > czasami dotyczy to nawet przypadków bardziej skomplikowanych, niz i
              > delikatniejszych, niż prosta "kontynuacja".
              > Mnie odradzono zajmowanie się... tą sama epoką w pracy magisterskiej i
              > doktorskiej.
              Dziwne, bo u mnie od początku nie było o tym mowy. Nie wymyśliłam sobie mojego
              tematu sama - i nie zostałam z nim sama. Nikt nawet słowem nie wspomniał, że
              nie powinnam ruszać tej samej tematyki...powiem szczerze, że nie rozumiem
              trochę takiej filozofii. Nie zamierzam niczego przepisywać ;-), tylko badać,
              przeprowadzać dowód i analizy na konkretnych tekstach m.in. z tej samej
              dziedziny, ale traktować je jednak inaczej (z innej strony). Muszę w takim
              razie podyskutować jeszcze z moim promotorem...

              pozdrawiam serdecznie
              Anna (Steppenwolff)
              • profes0r Re: przepis o "niekontynuacji magisterki" 11.02.06, 21:09
                Nie, nie ma takiego przepisu. Wszystko zależy od poziomu magisterki i od
                promotora. Znam przypadki, gdy praca magisterska była na tyle dobra i
                oryginalna, że mogła stanowić bazę do rozwinięcia w dobry doktorat. Jednakże w
                większości przypadków - ja tak na przykład robię - od doktoratu oczekuje się
                innej tematyki. Zresztą bądźmy szczerzy, w 99% magisterium po prostu nie nadaje
                się jako punkt wyjściowy do doktoratu, tak z przyczyn formalnych jak i
                merytorycznych. Natomiast pozostanie w obrębie szeroko rozumianej tematyki
                badawczej z magisterium nie jest dla mnie problemem.
                • mirun2 Re: przepis o "niekontynuacji magisterki" 12.02.06, 10:30
                  W moim przypadku zakaz (a właściwie sugestię, ale dość kategorycznie wyrażoną)
                  motywowano - chyba dosyć słusznie - faktem, że wąska specjalizacja na samym
                  początku drogi naukowej, w dodatku w mojej na wskroś humanistycznej dziedzinie,
                  będzie źle widziana.
                  O prawdziwości tych założeń już się przekonują - przyznano mi zajęcia o
                  tematyce mocno wykraczającej poza jedną epokę...
                  • steppenwolff Re: przepis o "niekontynuacji magisterki" 12.02.06, 12:39
                    W moim przypadku o bardzo wąskiej specjalizacji nie może być mowy, bo mam temat
                    zahaczający o kilka dziedzin zajmujących się m.in. moim przedmiotem badań - i
                    po prostu będę musiała pogłębić widzę w kilku kierunkach...
                    Moja magisterka podobno kwalifikowala się do rozszerzenia w doktorat, swoim
                    wlasnym analizom poswięciłam wtedy trochę czasu i zależałoby mi na dalszych
                    badaniach, bo uważam, że w magisterce nie odpowiedzialam wyczerpująco na
                    postawiony przeze mnie problem - i mam kilka chyba ciekawych (dla mnie na
                    pewno) pomysłów na rozszerzenie tej problematyki...

                    Słuchajcie, dzięki dyskusjom tutaj nabieram naprawdę ochoty na studia
                    doktoranckie (zamiast "wolne stopy") - byle tylko sytuacja finansowo-pracowa mi
                    na to pozwoliła :-)

                    pozdrawiam wszystkich serdecznie - i dziękuję "profesorowi" za rozwianie
                    wątpliwości.

                    Anna
    • rafeeel Re: Najmłodszy doktor 10.02.06, 20:53
      25
    • rootka Re: Najmłodszy doktor 15.02.06, 17:31
      autentyczna historia: pewien profesor nie chcial zatrudnic pani doktor, gdyz
      dziewczyna miala 25 lat. Doktorat byl OK, ale profesor uznal ze w tym wieku nie
      osiaga sie jeszcze "naukowej dojrzalosci"..
      • wojciech.olchowski Bardzo slusznie! 15.02.06, 17:56
        Pani doktor co ma 25 lat... Nei znam sparwy wiec wezmy to teoretycznie... to
        znaczy ze raczej nie miala czasu na prace poza uczelnia, chyba w wakacje...
        Czyli szkola srednia->studia mgr->studia dr, bo chyba nie asystentka skoro jej
        nie chcial. Wiec zero doswiadczenia zyciowego/zawodowego poza systemem
        edukacji, tu nie tylko trudno mowic o "dojarzlosci naukowej" ale i o zyciowej,
        poza tym co to za autorytet dla studentow? Pewnie jakas kujonka? Takie
        pompowanie wiedzy jakie musialasobie urzadzic tez raczej nei daje szans na
        jakies wlasne pzremyslenia, no chyab ze juz zupelnie zakonnica i krwawiacym
        sercu Jezusa pisala/medytowala, jak tak, to sorki:)

        P. S. Ja mam 32 lata, od roku na stacjonarnych doktoranckich, mgr skonczonny w
        wieku 26 lat, po wczesniejszych zawodowych studiach fotograficznych, potem 6
        lat pracy zawodowej, teraz powrot na uczelnie. Gdyby do woja nie gonili to
        uwazam ze po szkole sredniej POWINIEN BYC ZAKAZ ZDAWANIA NA STUDIA PZREZ JAKIS
        ROK DWA, a przynajmniej obyczaj, jak w wielu krajch, moze wtedy studenci
        wiedzieli by po co sa na studiach... Rowiez po mgr powinna byc moim zdaniem
        przerwa bo to wychodzi jakis wieczny student co 25 lat non stop w systemie...

        Upzredzajac pytania co ma robic ktos po liceum, bez zawodu i bez studiow,
        odpowidam, zrywac pomidory albo smazyc frytki, w takim wieku to nie obraza a
        zycia uczy, co innego jak smazy te frytki po mgr, to porazka edukacyjna...
        • flamengista żarty sobie stroisz 16.02.06, 13:46
          na zachodzie doktorat w takim wieku wcale nie dziwi. Ostatnio szukając pewnego
          gościa, przeglądnąłem stronę uniwersytetu Bar-Ilan. Młodzi naukowcy mają tam po
          26-30 lat, są po doktoracie i postdokach, mają z 30 publikacji w czołowych
          journalach i conajmniej jedną książkę na koncie. Lekko się załamałem...

          No, ale Żydzi są najlepszymi ekonomistami, mają to we krwi;)
          • rootka Re: żarty sobie stroisz 16.02.06, 15:03
            hmmm, ta historia to wlasnie z zachodu.. :)
            przesada z tymi 30 publikacjami. Jesli swiezo upieczony doktor wyslal wlasnie
            artykuly z pracy do pulikacji, a jeszcze nie wie czy "go wezma" to to jest ok.
            przynajmniej w ekonomii -czesto czeka sie wiele miesiecy na referee report.
          • wojciech.olchowski Re: żarty sobie stroisz 16.02.06, 15:45
            Jak powszechnie wiadomo nasze wyksztalcenie jest ogolnie:), duzo bardziej
            ogolne:), na kazdym poziomie, w zwiazku z tym jest oczywiscie dluzszy peoces i
            mniej efektywny...

            Pytanie czy tempo szybkie jest jakims walorem wyksztalcenia?

            W dziedzinach scislych, technicznych czy ekonomicznych to oznacza np filozofie
            w programie, za to wolniejsze badania czy cos...

            Pytanie czy to zle ze techniczny doktor wie kto byl Platon?

            Innymi slowy, nasz doktor, na dobre i na zle, to cos innego niz doktor z USA
            czy Izraela, wychodzi smiesznie bo mimo zazwy sa to w sumie inne
            poziomy/sposoby ksztalcenia, my wychodzimy na malo produktywnych
            tradycjonalstow, oni na pracownikow przedsiebiorstw badawczyc (napisanie 30
            raportow z obslugi nowej maszyny do badan to co innego niz nowe spojrzenie na
            mysl Platona:), bez obrazy), tak uogolniajac oczywiscie.

            Tak podsumowujac i odwolujac sie do mojego pobytu w USA na studiach, TZREBA BYC
            PEWNYM SIEBEI I DUMNYM ze swoejego wyksztalcenia a jakies watpliowsci o
            efektywnosc splawiac tym ze nasze podejscie jest szersze i w naszych warunkach
            mnije powstaje opracowan czastkowych. Nie wydaje mi sie zeby w ogolonosci, moza
            poz ś. p. Bloomem jakis np Amerykanin sie martwil o to ze jest tak bardzo
            ograniczony jako doktor w wieku 26 lat, ze sie slabo orientuje w innych
            dizedzinach czy cos, on jest dumny ze jest specjalista... My musimy byc dumnie
            z tego co mamay czyli szreokich podstawa, z czasem sie czlowiek wyspecjalizuje,
            powoli, nei ma gdzie pedzic, w nauce prcuje sie do starosci... Aha opisywana
            postawa dziala, sprawdzilem:)
            • steppenwolff1 Re: żarty sobie stroisz 16.02.06, 19:20
              piszesz, że nauka ma odbywać sie powoli, a sam tak pędzisz w swoim wątku,
              robiąc przy okazji mnóstwo literówek, że ciężko za Twoim tokiem myślenia
              nadążyć ;-)
              piszesz, że po szkole średniej powinien być co najmniej "dobry obyczaj"
              niewybierania się przez rok-dwa na studia i smażenia frytek. Otóż robią to
              studenci. Smażą frytki, roznoszą ulotki, stoją na promocjach...coraz mniej jest
              takich prowadzących cudowne życie studenta-obijacza ;-) I nie bardzo wiem, jak
              te frytki i promocje miałyby uczyć życia lepiej absolwentów LO niż studentów ;-)
              u nas bardziej jest "szersze spojrzenie", "szersze podstawy"? być może, w
              związku z czym człowiek nie może się skupić na własnej dziedzinie...i co z
              takich powierzchownie przestudiowanych "podstaw" zostaje w głowie? studia
              magisterskie moim zdaniem już wystarczająco poszerzają punkt widzenia - i już
              nawet w szkole średniej dowiedziałam się, kim jest Platon :-) Złapać odrobinkę
              filozofii, przestudiować coś po łebkach (z braku czasu lub chęci) - moim
              zdaniem nic godnego szczycenia się...

              pozdrawiam
              Anna
              • wojciech.olchowski To sobie popolemizujmy:) 16.02.06, 19:58
                Co do literowek to jest tyle potencjalnych powodow... klawiatura, dysgrafia,
                niechlujnosc wynikajaca z pospiechu, zle pojmowanie obyczajow internetowych...
                na szczescie redundantnosc jezyka powoduje ze pzreciez mnie i tak rozumiesz?
                powiedzmy ze... belkocze troche:) albo seplenie:) w mowie i probuje to tutaj
                odtworzyc w ramach powiedzmy twozrenia pewnej postaci wirtualnej:) zreszta za
                chwile bedzie T9 na kompa i z glowy... Gdybys zobaczyla jak zle pisze recznie;)

                No ale ad rem:

                No wlasnie, chybas mloda dziewuszka? Z klasy sredniej? Poglady umiarkownie
                liberalne?

                Biedniejsi po sredniej wcale nie ida na studia, albo ida do parywtanych i
                wlasnei parcuja i studiuja, w efekcie jedno i drugie marnie, dodtkowo moga miec
                w grupie takich co sie nei dostali na panstowoe im rodzice placa, co jest
                jeszcze bardziej demotywujace. Frytki dalem jako pzryklad, chodiz mi o to zeby
                podrozowac, popelnaic bledy, pzoanc roznych ludzi juz nie z pozycji, jestem-
                student-na-wakacjach, tylko tak normlanie, jak ludiz zyja zobaczyc, glupi dam
                pzryklad personalny, ale ksiaze William gdzies w Peru chyba pracowal
                charytatywnie...

                Zasadniczo chodiz mi o to zeby nei bylo obycajowego nacisku na utrzymanie
                ciaglosci edukacji, to bezsensowany i szkodliwy wymog, dzieciaki ida na studia
                jakiekiolwiek, bez motywacji czy zainetresownia, tylko po to zeby rodzina i
                znajomi nie wydziawiali...

                Co do parcy podczas studiow to jestem pzreciwny! Bezplatna edukacja to podstwa
                rozweoju spoleczenstwa, majac takie obecne kierownictow partyjne powinno zostac
                rozneiz zapenione minimum socjalne dla studentow, zamiast betow czy beretow:)
                Inaczej - daja tak latwo teraz kredyty mieszkanniwoe ktorych jedynym
                zabezpieczniem jest srednio zbywalne mieszkanie z lokatorami, kredyty studencie
                powinny byc podstawa! Praca w czasie studiow powinna byc zakazana! To nei czas
                na takie rzeczy, trzeba czytac i gadac z ludzmi, ogladac filmy... W doroslym
                zyciu zaowodowym male szanse na drugi taki okres...

                Czego uczy MacWork to Coplanda poczytaj, dystans, luz, tolerancja dla
                pzregranych, solidarnosc ale i zrozumienei ze np bedomnosc to wybor... Trzeba
                biedy zaznac...


                Szersze podstwawy naszej edukacji to po prostu przeladowny program:), jak jest
                relaizowany to inna sparwa, a co tobie np. zostalo w glowie to jeszcze inne
                kalosze...

                Jestem w sumie interdyscyplinarnym pedagogiem wiec mam wyrobione zdanie i
                argumnety jesli chcesz dalej gadac o tym... Zasadniczo - jestem przeciwny
                ksztalceniu specjalistycznemu na poziomie mgr, dok, zwolennikiem zawodowego na
                poziomie liceum i licencjat czy podyplom, z mozzlwioscia wielokrotnego powrotu
                do dowolnego etapu... Wg. mnie dok to nei taka wieksza podyplomowka tylko
                wlasnie otwarcie szersze dzrwi do hymm, parcy naukowej...

                Aha, nie chodiz o to zeby wiedziec ze byl Platon tylko miec zdanie o jego
                pogladach, a na to tzreba czasu, wieku, doswiadczen, dojarzlosci, pzremylsen i
                dyskusji...

                pozdro
                • steppenwolff1 Re: To sobie popolemizujmy:) 16.02.06, 21:05
                  > No wlasnie, chybas mloda dziewuszka? Z klasy sredniej? Poglady umiarkownie
                  > liberalne?
                  zależy, czy 26 lat to młoda dziewuszka ;-) mam już 2-letni staż pracy w
                  zawodzie zgodnym z kierunkiem studiów - a poglądy dość lewicowe...a czy klasa
                  średnia? nawet jeśli, to dość nietypowa rodzinka - córa z nieprawego łoża ;-)

                  > Biedniejsi po sredniej wcale nie ida na studia, albo ida do parywtanych i
                  > wlasnei parcuja i studiuja, w efekcie jedno i drugie marnie, dodtkowo moga
                  miec
                  >
                  > w grupie takich co sie nei dostali na panstowoe im rodzice placa, co jest
                  > jeszcze bardziej demotywujace.
                  ech Ty, w grupie na moich studiach większość była "biedniejsza" - pod koniec
                  tyg. zostawało niektórym pieniędzy tyle co na autobus do domu - a zdarzało się
                  i na to pożyczać. Mnie to akurat nie dotyczy, bo studiowałam w mieście, w
                  którym mieszkam...dodam, gwoli jasności - że uczelnia państwowa, studia w
                  trybie dziennym.

                  > Zasadniczo chodiz mi o to zeby nei bylo obycajowego nacisku na utrzymanie
                  > ciaglosci edukacji, to bezsensowany i szkodliwy wymog, dzieciaki ida na
                  studia
                  > jakiekiolwiek, bez motywacji czy zainetresownia, tylko po to zeby rodzina i
                  > znajomi nie wydziawiali...
                  albo żeby mieć szansę na jakąkolwiek pracę. Wydaje mi się, że więcej zależy od
                  rynku a mniej od obyczajów w dzisiejszych czasach. Wiele dziwnych zawodów
                  wymaga wyższego wykształcenia - ostatnio gdzieś nawet słyszałam, ze na
                  kontrolerów autobusowych preferują ludzi po pedagogice socjalnej ;-)

                  > Co do parcy podczas studiow to jestem pzreciwny! Bezplatna edukacja to
                  podstwa
                  > rozweoju spoleczenstwa, majac takie obecne kierownictow partyjne powinno
                  zostac
                  >
                  > rozneiz zapenione minimum socjalne dla studentow, zamiast betow czy beretow:)
                  Tu się z Tobą zgodzę. Tyle że uważam też, że warto już w czasie studiów
                  zdobywać jakieś doświadczenie zawodowe, choćby minimalne, bo sama teoria
                  tudzież praktyki w ramach studiów to mało...studia to taki trochę inkubator.
                  Prawdziwe życie zaczyna się, kiedy zaczynasz biegać z podaniami...warto
                  zdobywać doświadczenie dla siebie. Zajęć na 4-5 roku jest tak mało, że
                  spokojnie można pracować w niepełnym wymiarze etatu badź na zleceniach, bez
                  większego uszczerbku dla pracy mag.

                  > Inaczej - daja tak latwo teraz kredyty mieszkanniwoe ktorych jedynym
                  > zabezpieczniem jest srednio zbywalne mieszkanie z lokatorami
                  oo, i tu bym się kłóciła, czy tak łatwo ;-)

                  > Szersze podstwawy naszej edukacji to po prostu przeladowny program:), jak
                  jest
                  > relaizowany to inna sparwa, a co tobie np. zostalo w glowie to jeszcze inne
                  > kalosze...
                  nie będę dyskutować, co mi zostało w głowie - bo u mnie to często efekt
                  doczytywania i studiów własnych...ale wybacz - zajęcia z historii filozofii
                  przez jeden semestr w wymiarze 2 h ćw. i 1 h wykładu to mała ilość, nie
                  uważasz? I cóż z tego, że studenci mają to w indeksie? Wystarczy tego, żeby
                  liznąć tematykę, to wszystko - na głębsze rozważania nie ma miejsca.

                  Wg. mnie dok to nei taka wieksza podyplomowka tylko
                  > wlasnie otwarcie szersze dzrwi do hymm, parcy naukowej...
                  A kto powiedział, że dokt. to taka większa podyplomówka? Ale uważam, że nie
                  powinno się na nich powielać zasady "uszczypnięcia po trochu" kilku rzeczy a
                  żadnej dobrze - która funkcjonuje w wielu przypadkach na mag.

                  > Aha, nie chodiz o to zeby wiedziec ze byl Platon tylko miec zdanie o jego
                  > pogladach, a na to tzreba czasu, wieku, doswiadczen, dojarzlosci, pzremylsen
                  i
                  > dyskusji
                  i uważasz, że polski "szerokie podstawy" sprawiają, że każdy po tym semestrze
                  hist. filozofii to wie?

                  pozdrawiam serdecznie
                  Dziewuszka ;-)
                  • wojciech.olchowski Bez obrazy ale jednak dziewuszka...:) 16.02.06, 21:46
                    W naszym kraju umiarkownie libralne poglady to ma np SLD...

                    Ogolnei to co napisalas wskauje ze jestes tzw. nowe pokolenie, zwlaszcza
                    wzgledem mnie, i nie chodzi o wiek... a jednak o zawezona perspektywe... zaczne
                    od konca...
                    u nas w kraju od kilkudziesieciu lat glowna motywacja pojscia na studia dla
                    facetow to ucieczka przed wojskiem, reszta to naciski rodziny i uwewnetrzniony
                    nacisk spoleczny... po transformacji doszedl lek pzred bezrobociem

                    Wynik?

                    Dlugie dorastanie/pozostawanie w domu rodzinnym.
                    Bezrobocie wsrod magistrow.
                    Zenujace oferty pracy dla osob wyksztalconych - nadpodaz magistrow.
                    Popularyzacja i dewaluacja studiow doktorskich - popzrez analagie do tego co
                    sie stalo z mgr - w przyszlosci czeka to doktorow...

                    Doswiadczenie zawodowe w czasie studiow?
                    chyab sie amrykanskich filmow naogladalas:)
                    to by bylo moze tak ze jak studiujesz prawo to parcujesz w kancelarii ale tak
                    sie u nas nie robi, a jak np chlopaczek jest magzaynierem w czasie studiow to
                    tyle ze zmeczony a i do cv nic nei ma do wpisania...

                    Co do tego ze na 4 i 5 roku jest mlao zajec to dowposiedz jest p[rosta jak sie
                    komus nudzi to mzozna drugi kierunke, jakies kola alebo tak jak ja 4 i 5 razem,
                    bo juz mi si enudzilo, zreszta, lacznie mgr zrobilem w 3 lata, wczesniej
                    fotograficzna dwuletnia... Na studiach nei powinno sie pracowac!

                    Co do programu nauczania w Polsce to kwestia gustu, ja uzwazam ze to
                    takie "dziedzictwo" i warto dostzrec w nim jakies pozytywy, w koncu jak
                    licelaista jedzie do usa to sie smieje z tego co oni tam w szkole robia,
                    zreszta poznzej czesto tez... Jak nei usulyszysz w szkole czy na studaich o
                    czyms to potem w parcy marne szanse zeby o Platonei pogadac, wiec nei qwiedze
                    lepszego momentu...

                    Duzo moglbym jeszcz episac, ale jest Sława Parkera na TCM a ze lubie to ogladam
                    i sie rozpraszam... Ten jeden film wiecje mowi o tym czym jest i moz ebyc
                    edukacja niz wikszosc pedagogow ktorych (nie) czytalem:).

                    mimo ostrego tonu tez pozdrawiam serdecznie
                    • irish_girl Re: Bez obrazy ale jednak dziewuszka...:) 16.02.06, 22:20
                      Wojtek, to żeby więcej nie przeszkadzała Ci "dziewuszka" (podrawiam Anie ;-),
                      wypowiem się jako "ta starsza".

                      Nie zgadam się z Tobą:
                      >u nas w kraju od kilkudziesieciu lat glowna motywacja pojscia na studia dla
                      >facetow to ucieczka przed wojskiem, reszta to naciski rodziny i uwewnetrzniony
                      >nacisk spoleczny... po transformacji doszedl lek pzred bezrobociem"

                      Zyjemy w takim dziwnym kraiku, gdzie studia stały się fabryką magistrów i ich
                      ukończenie jest nie rozwojem własnej duszy a KONIECZNOŚCIĄ. Sekretarka z
                      wyższym wykształceniem i znajomoscią dwóch języków obcych. Tak samo
                      recepcjonistka. Te "dzieci" zdają sobie sprawę, że przed nimi ciężko.
                      Gdy my studiowaliśmy, mówiono nam "będziecie zarządzać firmami". Kto im to
                      teraz powie? Obserwuję moich studentów. Wyścig szczurów zaczyna się w połowie
                      studiów. Oceny do średniej - zbierają skrupulatnie, bo stypendium, bo rankingi;
                      wcześniejsze egzaminy - zaliczają szybciutko, bo na wakacje do pracy za granicę
                      trzeba wyjechać albo praktyki w Warszawie sobie znaleźć....

                      Piękne jest to, co piszesz o Brytyjczykach i innych szczęśliwych młodzieńcach.
                      Super by było, gdyby "nasi" taż tak mogli. Koniec szkoły średniej, na rok do
                      Indii, niech zobaczą inny świat, o którym nie wiedzą, że istnieje, niech
                      poznają inny punkt widzenia..Cudowne, naprawdę.

                      Tylko zauważ, że cała ta wspaniała koncepcja zakłada, że te "dzieciaki" skądś
                      będą musiały brać kasę na: roczną lub dwuletnią podróż i 5-letnie studiowanie.
                      Jeśli zakładasz, że praca na studiach to absurd, to oznacza to jedno: RODZICE.

                      No i tu kółeczko się zamyka. Dochodzimy do wniosku, że są to piękne, ale
                      pobożne życzenia, bo żyjemy w takiej rzeczywistości, w której rodziców po
                      prostu nie stać na beztroską młodość własnych dzieci.

                      I dlatego studenci nie mają co w cv wpisać, bo magazynier lub barman to nie za
                      ładnie wygląda...Powinni praktykować w kancelariach..prawda, że powinni...tylko
                      nie w tym kraju.

                      > Co do tego ze na 4 i 5 roku jest mlao zajec to dowposiedz jest p[rosta jak
                      sie komus nudzi to mzozna drugi kierunke, jakies kola alebo tak jak ja 4 i 5
                      >razem,bo juz mi si enudzilo, zreszta, lacznie mgr zrobilem w 3 lata, wczesniej
                      > fotograficzna dwuletnia... Na studiach nei powinno sie pracowac!


                      Ano. Nie pracowałeś podczas studiów? Nudziło Ci się, więc zrobiłeś 2 lata w 1.
                      I potem jeszcze fotograficzną. Super. Mieliśmy łatwiej. Niby tylko 5-7 lat
                      różnicy, ale mieliśmy dużo łatwiej. Ja też na studiach nie pracowałam, "robiłam
                      sobie" w sumie ze 4 miesiące wolnego (bo wcześniejsze sesje), w wolnym czasie
                      wyjeżdżałam do Hiszpanii byczyć się na plaży i przy okazji zarabiać pieniądze
                      jako pilot/rezydentka, a całe stypendium naukowe przeznaczałam na podróże poza
                      Europę, w wakacje, których nie spędzałam w Hiszpanii. Rodzice mi umożliwili
                      taki tryb życia, bo na studiach się sama nie utrzymywałam. Ale mam też
                      świadomosć że skończenie studiów, zaraz po tym wyjazd do Boliwii i szukanie
                      pracy po powrocie z 3 miesięcznych wakacji było dużym ryzykiem. I - jako że
                      głupi ma zawsze szczęście - tylko dzikim fuksem skończyło się sukcesem, bo
                      właśnie z wielkim hukiem zaczął się kryzys i studenci z następnego rocznika nie
                      szukali pracy po 2 miesiące tylko po 6-9 miesięcy...

                      Więc cóż....mieliśmy inne możliwości+żyjemy w kraju w którym bardzo wiele
                      rzeczy "powinno być"

                      Ależ się rozpisałam ;-)
                      • irish_girl Re: Bez obrazy ale jednak dziewuszka...:) 16.02.06, 22:23
                        przepraszam, mialo byc: "A przedtem jeszcze fotograficzną"
                    • steppenwolff1 Jak tam sobie chcesz ;-) 16.02.06, 22:24
                      > W naszym kraju umiarkownie libralne poglady to ma np SLD...
                      dlatego wolę PPS ;-) poglądów nie wyrażam przez określenie swoich sympatii
                      partyjnych...SLD przez kilka lat rządów pokazał, jak mało jest lewicowy.

                      > Ogolnei to co napisalas wskauje ze jestes tzw. nowe pokolenie, zwlaszcza
                      > wzgledem mnie, i nie chodzi o wiek... a jednak o zawezona perspektywe...
                      proszę ściślejszą definicję. Bo ani nie dorastałam bardzo długo w domu rodz.,
                      ani nie byłam nigdy bezrobotnym magistrem ani nie odniosłam wrażenia, że studia
                      dokt. są bardzo "spopularyzowane"...

                      > Dlugie dorastanie/pozostawanie w domu rodzinnym.
                      > Bezrobocie wsrod magistrow.
                      > Zenujace oferty pracy dla osob wyksztalconych - nadpodaz magistrow.
                      > Popularyzacja i dewaluacja studiow doktorskich - popzrez analagie do tego co
                      > sie stalo z mgr - w przyszlosci czeka to doktorow...
                      z wszystkim się zgadzam. Nadprodukcja głupich magistrów. Ale nie do końca to
                      znak czasu - raczej głupota polityki edukacyjnej. 200 polonistów i historyków
                      rocznie, 30 anglistów u nas na uczelni. Dlaczego? Nie zależy to od tego, ilu
                      chętnych jest na dany kierunek - tylko od ilości profesorów tytularnych w danym
                      instytucie...
                      ...a w Polsce od zawsze chyba był długi okres "inkubacji" młodych ludzi. Taka
                      tradycja.

                      > Doswiadczenie zawodowe w czasie studiow?
                      > chyab sie amrykanskich filmow naogladalas:)
                      myślisz, że na studiach filologicznych w trakcie samych studiów nie można
                      zdobywać doświadczenia np. w zakresie tłumaczeń? choćby dla organizacji...a
                      filmów mało oglądałam.

                      > Co do tego ze na 4 i 5 roku jest mlao zajec to dowposiedz jest p[rosta jak
                      sie
                      > komus nudzi to mzozna drugi kierunke, jakies kola alebo tak jak ja 4 i 5
                      razem,
                      >
                      > bo juz mi si enudzilo, zreszta, lacznie mgr zrobilem w 3 lata, wczesniej
                      > fotograficzna dwuletnia...
                      chwalą nas, oj chwalą ;-) ja uciekłam sobie na 4. roku z kolei na stypendium
                      naukowe do Niemiec - pół roku bardzo intensywnej nauki - później mi się nie
                      nudziło, bo z zebranych materiałów miałam o czym pisać...można na różne sposoby
                      zająć sobie czas - m.in. zdobywaniem doświadczenia zawodowego. Mam kolegę,
                      który na V roku prawa dorabiał sobie u adwokata papierkową robotą - i teraz (3
                      lata po studiach) już naprawdę nieźle siedzi w tematyce (tzn. nieźle
                      ustawiony;), którą u pana adwokata zaczął się zajmować...

                      > Duzo moglbym jeszcz episac, ale jest Sława Parkera na TCM a ze lubie to
                      ogladam
                      >
                      > i sie rozpraszam...
                      a ja stukam w klawiaturę w przerwie reklamowej na DW, więc nie czuję się
                      urażona ;-)

                      miłego oglądania
                      Anna
                      • wojciech.olchowski Chyba jednak nie spelniam sie w wirtualu... 16.02.06, 22:37
                        ...chodzi mi oczywiscie o sfere intelektualna;)

                        Poziom polemiki wznosl sie na poziom na tyle wysoki (ogromna odmiana po
                        niedawnych wydrzeniach:) ze aby odpowiedziec na adekwatnym to juz trzeba by
                        maly esej...
                        Jesli poczuje sie na silach upchnac w ograniczony kanal wirtualny to sprobuje...
                        ...ale nie teraz:)

                        pozdrawiam
    • rafeeel uważam,że nie macie racji 16.02.06, 20:37
      Uważam,że nie macie Państwo racji. Mam 25 lat, jestem doktorem i uwazam, że
      osiągnąłem to dzięki swojej wytrwałości i poświęceniom wyłącznie dla nauki.
      Sądzę, że każdy człowiek jest indywidualny i od niego wyłącznie zależy co i
      kiedy osiągnie...

      Pozdrawiam bardzo serdecznie Forumowiczów
      • wojciech.olchowski No wlasnei niestety potwierdzasz zasade... 16.02.06, 21:02
        bo my tu o zasadzie rozmawiamy a nei o osobach, w koncu kto cie tam wie kto ty
        naprawde...:)

        Acha i za siebie mowie ze ja zadne Panstwo nie jestem:)

        Potwierdzasz zasade bo:

        raczej nie pracowales zawodowo kilka lat jesli "zrobiles" doktora do 26 roku?

        mowienie o dr jako o osigagnieciu to raczej przesada, to tytul po mr i tyle...
        no chyba ze temat czy badania to cos ciekawego

        "wytrwałości i poświęceniom wyłącznie dla nauki" to moze w XIX wieku jakos by
        brzmialo dzis mozna to przetlumaczyc na - kujon, i tyle:),

        bez obrazy ale nie ustosunkowales sie do zadnego z moich zarzutow tylko tak
        sobie napisales ze to - JA NIE! I JUZ!

        Acha, u nas to nie tyel wytrwaloscia co lizusostwem sie szybko studia robi wiec
        nic nei sugeruje... ale ton wpisu...
        • katriel Zaraz się zdenerwuję. 17.02.06, 03:31
          wojciech.olchowski napisał [o 25-letniej doktorce]:
          > zero doswiadczenia zyciowego/zawodowego poza systemem edukacji,
          > tu nie tylko trudno mowic o "dojrzalosci naukowej" ale i o zyciowej,
          Dojrzałość życiowa nie jest warunkiem koniecznym dojrzałości naukowej. Być może
          z wyjątkiem niektórych dziedzin humanistycznych, które nie dopracowały sie
          jeszcze własnej metody badawczej i polegają głównie na zdrowym rozsądku i
          intuicji uczonego. (Słyszałam takie opinie o psychologii i pedagogice, ale nie
          biorę za nie odpowiedzialności.)
          > Pewnie jakas kujonka? Takie pompowanie wiedzy jakie musiala sobie urzadzic
          > tez raczej nie daje szans na jakies wlasne przemyslenia,
          Nie sądzę, żeby tak było. Szybkie doktoraty z jakimi ja mam do czynienia to na
          ogół doktoraty opierające sie na błyskotliwym pomyśle raczej niż na wiedzy.

          [o sobie]:
          > Ja mam 32 lata, od roku na stacjonarnych doktoranckich, mgr skonczony w
          > wieku 26 lat, po wczesniejszych zawodowych studiach fotograficznych, potem
          > 6 lat pracy zawodowej, teraz powrot na uczelnie.
          Jeśli praca zawodowa dawała Ci satysfakcję - gratuluję. Niektórzy jednak nie są
          zainteresowani pracą inną niż naukowa.

          [o systemie edukacji]:
          > Zasadniczo - jestem przeciwny ksztalceniu specjalistycznemu na poziomie
          > mgr, dok,
          [i zaraz potem]:
          > Wg. mnie dok to nei taka wieksza podyplomowka tylko
          > wlasnie otwarcie szersze dzrwi do hymm, parcy naukowej...
          Te poglądy są wzajemnie sprzeczne.
          Drzwi do pracy naukowej otwiera kształcenie specjalistyczne. Kształcenie ogólne
          otwiera drzwi do salonów intelektualnych. To co innego.

          [o Platonie]:
          > Aha, nie chodiz o to zeby wiedziec ze byl Platon tylko miec zdanie o jego
          > pogladach, a na to tzreba czasu, wieku, doswiadczen, dojarzlosci, pzremylsen
          > i dyskusji...
          OK, nie mam (po urzedowym semestrze filozofii :)) zdania o poglądach Platona. A
          Ty masz zdanie o, dajmy na to, mechanice kwantowej albo twierdzeniach Goedla?

          [o pracy w czasie studiów]:
          > Doswiadczenie zawodowe w czasie studiow?
          > chyab sie amrykanskich filmow naogladalas:)
          > to by bylo moze tak ze jak studiujesz prawo to parcujesz w kancelarii
          > ale tak sie u nas nie robi, a jak np chlopaczek jest magzaynierem w czasie
          > studiow to tyle ze zmeczony a i do cv nic nei ma do wpisania...
          Nie wiem, co robia w czasie studiów studenci prawa. Nasi studenci administrują
          sieciami komputerowymi, opracowują statystycznie dane medyczne...

          [o wypowiedzi Rafeeela]:
          > Acha, u nas to nie tyle wytrwaloscia co lizusostwem sie szybko studia robi
          > wiec nic nei sugeruje... ale ton wpisu...
          To wpisu Rafeeela jest rzeczowy i stanowczy, choc uprzejmy.
          W porównaniu z nim Twoje insynuacje brzmią żałośnie.

          Pozdrawiam seredecznie.
      • flamengista kto nie ma racji? 19.02.06, 22:10
        Przecież w tym wątku było wiele wpisów i opinii;) Doktor zobowiazuje - trzeba
        sie wypowiadać trochę jaśniej;)

        Ja jestem zdania - doktorat szybki tak, ale nie kosztem jakości. A dobry
        doktorat to taki, przy którym sie człowiek przyswoi sobie wartsztat badawczy i
        zdobędzie pewną dojrzałość, konieczną do napisania później habilitacji (bo bez
        niej w naszym kraju niestety się nie da...).

        A za szybki doktorat kończy się pisaniem "na szybkiego", byle co i byle jak.
        Taki doktor ma później poważne problemy, bo tak naprawdę dalej nic nie umie. Mam
        takiego kolegę, więc dobrze wiem o czym mówię;)

        Co oczywiście nie znaczy, że Twój doktorat jest zły - mam nadzieję że nie. Ale
        znam sporo przykłądów, gdzie jest on swoistą "sztuką dla sztuki".

        pzdr
    • niebo.nad.berlinem Re: Najmłodszy doktor 17.02.06, 16:24
      po przeczytaniu całego wątku chciałabym wyrazić swoja opinię.
      Jeżeli wszystko pójdzie "zgodnie z planem" zostanę doktorem w wieku 29 lat. Nie
      uznaję tego ani za szczególne osiągnięcie ani za porażkę. Mogę być dumna albo
      niezadowolona z wyników mojej pracy, z moich osiągnięć (bądź ich braku), z
      pozycji jaką mam (będę mieć) w środowisku. Natomiast jeżeli chodzi o wiek,
      uważam, że nie świadczy on o niczym poza... wiekiem. To, w jakim wieku
      decydujemy się na pracę nad doktoratem i kiedy tę pracę kończymy jest wypadkową
      wielu rozmaitych czynników, na przykład życiowych priorytetów, zdolności, ludzi
      na jakich trafimy (szczególnie chodzi o kluczową postać, jaką jest promotor,
      ale nie tylko). I wielu wielu innych rzeczy. Trzeba tak że wziąć pod uwagę, że
      każdy z nas jest inny, pracuje w inny sposób, do czego innego dąży. Nie można
      wszystkich mierzyć jedną miarą (wszechstronnym doktorom dyskutującym o
      poglądach Platona polecam także na przykład Protagorasa).
      Chciałabym także odnieść się do kwestii "szerokiego wykształcenia", które
      proponuje polski system szkolnictwa wyższego. Zgadzam się, że mamy możliwość
      zorientowania się w podstawach kilku dyscyplin wykraczających poza naszą
      dyscyplinę podstawową (podawany tu wielokrotnie przykład filozofii jest dobrą
      ilustracją tej kwestii). Od takiej znajomości podstaw kilku dyscyplin daleko
      jeszcze do dobrego poziomu wiedzy ogólnej, a już w ogóle trudno tu mówić o
      erudycji. Wszystko zależy od konkretnego człowieka: czym się interesuje, co
      czyta poza literaturą związaną z jego pracą naukową, czy uczestniczy w życiu
      kulturalnym, czy czyta prasę bieżącą. Ale - to trzeba sobie jasno powiedzieć -
      nie można mieć wszystkiego, nie da się być we wszystkim świetnym. Czy można
      nazwać kogoś wszechstronnym, jeżeli wprawdzie systemy filozoficzne
      hellenistycznej Grecji ma w małym palcu, ale już w ogóle nie ma pojęcia o
      roślinności północnych Chin? Albo zna późne nauki Platona ale nie ma pojęcia o
      polskiej sztuce współczesnej? Wszystkim mającym się za wszechstronnie
      wykształconych erudytów zalecam pokorę i odrobinę samokrytyki. W pracy naukowej
      te cechy raczej nie zaszkodzą.
      I jeszcze jedna sprawa: w czasie studiów pracowałam w rozmaitych miejscach. Nie
      bardzo rozumiem, jak miałoby się to przełożyć na moją tzw. dojrzałość naukową.
      pozdrawiam
      • wojciech.olchowski No to sprobuje:) 17.02.06, 20:55
        Jakze milo ze wymiana zdan wrocila do przyzwoitego poziomu:), jest co poczytac,
        a pisanie... no coz zdobede sie na pewien wyslilek... ale nei wiem czy
        dotrzymam pola:)

        Zasadniczo dyskusja zaczyna zmierzac w kierunku fundamentalnego, rozwniez
        powracajacego na tym forum wielkorotnie podejscia do nauki preferowanego
        pzrez "scislowcow" technikow, a humanistow... Praca nuakowa, badania,
        doktorat "techniczny" zapewne oparty o ciezka prace i dobry pomysl moze dosyc
        szybko pzryniesc wartosciowy efekt. Humanistyczne podejscie do wiedzy wymaga
        jak najszerszego orientowania sie w temacie, zbytnie wyspecjalizowanie mogloby
        prowadzic do zenujacego blamazu niewiedzy o oczywistosciach:)

        Teraz po kawalku, co smaczniejsze:)
        "Dojrzałość życiowa nie jest warunkiem koniecznym dojrzałości naukowej"
        oczywiscie ze nie, w ramach paradygmatu techokratycznego, zwlaszcza jesli juz
        calkowicie porzucimy przestarzala kategorie madrosci:) Problem pojawil sie przy
        wczesnych badanich nad szczepionakmi no i oczywiscie w projekcie Manhatan, sam
        Einstain do konca zycia o tym mowil... Czy badacz, naukowiec, "techniczny" jest
        odpoiedzialny za efekty swoich badan? Jesli nie to bez problemu, grunt szybko
        do celu i dobzre spzredac sie pzremyslowi czy wojsku, gorzej jak sie sumienei
        obudzi z czasem... Eksperymenty na plodach, potencjalnie neibezpieczne albo
        szkoldiwe spolcznie technologie (np. gereujace biede w IV i V swiecie, tak tak
        juz jest ich tyle, jesli ktos nei zauwazyl, my jestesmy pogranicze III i IV),
        przyklady mozna mnozyc...
        Ja jestem jak juz pisalem intedyscyplinarny pedagog, co i mechnaike kwantowa
        kojazrzy i Van Gogha czy Kozyre, tak dokladnei to zajmuje sie stykiem czlowiek-
        komputre, technoilogia informatyczna, najogolniej...

        Dzis szczytem kompetencji jest bycie po prostu maksymalnie efektywnym
        sepcjalista w okreslonej dziedzinie, bez niepotzrebnego mieszania np etyki do
        swojej pracy, w koncu sumienei to sprawa prywtana i pracodawca nei musi byc
        zainteresownany rozterkami pracownika;)
        Czym sie rozni taki specjalista od super zaawansownego narzedzia badawczego
        ktorym sie posluguje? Chyba tym ze wie po co to robi i jakie sa potencjalne
        efekty czy konsekwencje takich dzialan... Zeby uswiadomic sobie w miare
        szerokie mozliwe oddialywanie, wyjasnic sobei samamu motywacje, obronic czy
        pzredstwic swoja opinie o wykonywanych dzialaniach to wlasnie do tego potzrebna
        jest dojzralosc zyciowa, naukowa, szersze horyzonty intelektualne czyli cechy
        ktore raczej wymagaja czasu na rozwiniecie sie, bo wlasnie jedna ze wspolnych
        cech mlodocianych geniuszy jest bardzo duze zawezenie zaintersowan pozwlalajace
        skoncentrowac sie na wybranej dziedzinie...

        Co do metodologi to tylko niesmialo przypomne ze pierwsza i parwdziwa nauka to
        filozafia, a takie rzeczy jak te techniczne co niby teraz prawdziwa nauka sa to
        na poczatku rzemieslnicy glownei sie zajmowali:) Wiec o czym gadka? Procedury,
        tak, sa bardziej klarowne, ale czy to wskaznik dojzralosci dziedziny? Zreszta
        poza podwyzszeniem komfortu i dlugosci zycia cala sfera "praktyczna" nauki na
        psu bude, bo sensu zycia ani troche nei dotyka:)

        "Niektórzy jednak nie są zainteresowani pracą inną niż naukowa." No wlasnie, to
        juz Rej proponowal, nei dawac do 25 roku madrosci do czytania, a jeszcze lepiej
        nie uczyc czytac, bo co taki mlody co zycia nei zna zrozumie a nei daj Bog
        wymysli to raczej naszkodzi niz wyjasni:) Chyba ze chodiz o prace naukowa jako
        obsluge urzdzen w labie, to co innego, to taka koncowka do maszyny... w sumie
        nic innego jak na kasie w supermarkecie, bez obrazy, chodzi o podobienstow
        formalne...

        Pod koneic tylko na wyrywki...
        moj postulat
        marna praca
        liecencjat - specjalstyczny i praktyczny
        praca w zawodzie
        mgr - ogolny
        awans zawodowy
        podyplomowki - specjalsityczne i praktyczne
        awans lub zmiana
        dr - przegladowy, ogolny
        praca naukowa

        "Drzwi do pracy naukowej otwiera kształcenie specjalistyczne. Kształcenie ogólne
        otwiera drzwi do salonów intelektualnych. To co innego." Co tu duzo mowic model
        sukeceu zwodowego a'la dr Strangelove:) Serio zas, a nie powinnismy dazyc do
        tego zeby praca naukowa=salony inetlektualne? Czy to mja byc takie szczury
        laboratoryjne tyel ze w fartuchach a nie w klatakach?

        W naszej kultuzre znajomosc juz tu wymeczonego Platona czy Mozarta to wlasnie
        szreokie podstway intelektualne i wiedza o geografii Chin nie wchodzi w nie...
        Ten kanon jest dla danej kultury dosyc skonkretyzowny i wchodza do neigo bardzo
        powli nowe elementy. Co do siebei to ja daze do wyrownanai brakow, nie czuje
        sie intelektulaista w "starym" stylu, ale daze do tego... poza oczywiscie
        rozwijaniem mojej waskiej dzialki psychologia internetu:) co jest moja prca
        naukowa...

        W sumie wg. analogii czlowieka Turinga wszyscy jestesmy prcesorami, czy tez
        calymiu kompami, jakie problemy obrabiamy to kwestia software, czy kieruje
        autobusem, czy na kasie, czy w labie, czy o sensie zycia, tylko program nizby
        rozny, ale baza danych wymagana coraz wieksza, a w ludzkim komputerze to czas
        te baze danych najlepiej rozwija...
        • steppenwolff1 Re: No to sprobuje:) 17.02.06, 21:47
          Witam ponownie :-) zabiorę się jedynie za polemikę fragmentaryczną, bo cały
          nadchodzący weekend poświęcam specjalistycznym i praktycznym studiom
          podyplomowym (translatologia w odn. do pary DE<>PL)...

          > Pod koneic tylko na wyrywki...
          > moj postulat
          > marna praca
          > liecencjat - specjalstyczny i praktyczny
          > praca w zawodzie
          > mgr - ogolny
          > awans zawodowy
          > podyplomowki - specjalsityczne i praktyczne
          > awans lub zmiana
          > dr - przegladowy, ogolny
          > praca naukowa
          Rozumiem, że próbujesz określić jakieś - w Twoich oczach - optimum drogi
          kształcenia. Ale nie dla wszystkich można znaleźć jedno dobre rozwiązanie. Ja
          np. nie chciałabym pracowac po LO. Czułabym, że marnuję czas w tej "marnej
          pracy", skoro mam szansę rozwijać się językowo, intelektualnie na studiach.
          Uważam, że byłby to czas stracony...ale reszta mojej drogi wyglądała podobnie
          jak w Twoim postulacie - tyle że studia 5-letnie jednolite. I pracuję zawodowo
          teraz, i kształcę się dalej, i myślę już konkretnie nad doktoratem. Więc niby
          była przerwa na "dojrzewanie". Ale ja tę ostatnią przerwę traktuję jak
          oddalenie się od nauki, do tego wymuszone (sferą finansową, brakiem pracy na
          uczelni). I nie chciałabym, żeby moje studia doktoranckie, do których też
          zostanę po części zmuszona, były przeglądowe/ogólne. Nie można robić czegoś
          dobrze, robiąc kilka rzeczy na raz, i to zajmując się nimi ogólnie. Pisanie
          doktoratu to faza węższej specjalizacji, moim skromnym zdaniem Dziewuszki ;-)
          nie spieszy mi się na żadne salony - ale do rozwoju, w ramach mojej dziedziny.
          Czytać, zgłębiać inne dziedziny chcę w miarę wolnego czasu - chcę, aby
          zachowało to smak przyjemności i przygody...

          > "Drzwi do pracy naukowej otwiera kształcenie specjalistyczne. Kształcenie
          ogóln
          > e
          > otwiera drzwi do salonów intelektualnych. To co innego." Co tu duzo mowic
          model
          >
          > sukeceu zwodowego a'la dr Strangelove:) Serio zas, a nie powinnismy dazyc do
          > tego zeby praca naukowa=salony inetlektualne? Czy to mja byc takie szczury
          > laboratoryjne tyel ze w fartuchach a nie w klatakach?
          Jakież znowu szczury laboratoryjne? Nie czułabym się nim bynajmniej, gdyby dano
          mi teraz szansę pracy przede wszystkim nad tematyką mojego doktoratu - bo
          wiązać się to będzie z wyjazdami, zgłębianiem nowej literatury z tego zakresu -
          czułabym raczej, że otwiera się przede mną nowa jakość nabywania wiedzy, na
          którą mam ochotę. Jeżeli zajeliby mnie na siłę czymś innym - a pracować będę
          musiała - mniej będzie czasu na tę dozę specjalizacji, która przy doktoracie
          jest nieodzowna.

          > W naszej kultuzre znajomosc juz tu wymeczonego Platona czy Mozarta to wlasnie
          > szreokie podstway intelektualne i wiedza o geografii Chin nie wchodzi w
          nie...
          > Ten kanon jest dla danej kultury dosyc skonkretyzowny i wchodza do neigo
          bardzo powli nowe elementy.
          Masz oczywiście rację. Bo tu "u nas" raczej będzie się rozmawiać o Mozarcie niż
          o Chinach. Ale ja tego nie lubię - zamykania "niezbędnej" wiedzy w jakimś
          kanonie, którego nieznajomość stanowić ma blamaż. Najlepiej chcę znać to, co
          lubię. I znam Mozarta, bo wydał mi się kiedyś cudowny, a nie znam Bacha (z
          nazwiska tylko), bo taki się nie wydał. Oczywiście, że "wiedza ogólna" otwiera
          dostęp do wielu źródeł (bo się o nich dowiadujemy), ale wg mnie - jak już kilka
          razy pisałam - "liźnięcie" jakiejś tematyki nie stanowi prawdziwej wiedzy.
          Prawdziwa wiedza to specjalizacja, a nie salony nadęte swoimi podniebnymi
          lotami;) To znajomość szczegółów. I taką prawdziwą wiedzę powinien posiadać
          doktor w swojej dziedzinie, a nie same możliwości dostępu do pewnych rzeczy
          wynikające ze świadomości ich istnienia.

          pozdrawiam serdecznie
          Anna
        • niebo.nad.berlinem Re: No to sprobuje:) 17.02.06, 22:28
          pozwól, że ustosunkuję się do niektórych tylko fragmentów Twojej wypowiedzi:)

          Humanistyczne podejscie do wiedzy wymaga
          > jak najszerszego orientowania sie w temacie, zbytnie wyspecjalizowanie
          mogloby
          > prowadzic do zenujacego blamazu niewiedzy o oczywistosciach:)

          Tutaj całkowicie się zgadzam, szczególnie, że jestem humanistką (piszę doktorat
          z filozofii, chociaż nie z "wymęczonej" już w tym wątku starożytności:)).
          Myślę, że wspólny jest nam pogląd, zgodnie z którym naukowiec powinien być
          świetnym specjalistą w swojej dziedzinie i jednocześnie człowiekiem o szerokich
          horyzontach i zainteresowaniach. Zamykanie się w wąskiej specjalizacji i
          ograniczanie zainteresowań do własnych badań kłóci się w moim mniemaniu z
          postawą właściwą intelektualiście.

          > Dzis szczytem kompetencji jest bycie po prostu maksymalnie efektywnym
          > sepcjalista w okreslonej dziedzinie, bez niepotzrebnego mieszania np etyki do
          > swojej pracy, w koncu sumienei to sprawa prywtana i pracodawca nei musi byc
          > zainteresownany rozterkami pracownika;)
          > Czym sie rozni taki specjalista od super zaawansownego narzedzia badawczego
          > ktorym sie posluguje? Chyba tym ze wie po co to robi i jakie sa potencjalne
          > efekty czy konsekwencje takich dzialan... Zeby uswiadomic sobie w miare
          > szerokie mozliwe oddialywanie, wyjasnic sobei samamu motywacje, obronic czy
          > pzredstwic swoja opinie o wykonywanych dzialaniach to wlasnie do tego
          potzrebna
          >
          > jest dojzralosc zyciowa, naukowa, szersze horyzonty intelektualne czyli cechy
          > ktore raczej wymagaja czasu na rozwiniecie sie, bo wlasnie jedna ze wspolnych
          > cech mlodocianych geniuszy jest bardzo duze zawezenie zaintersowan
          pozwlalajace
          >
          > skoncentrowac sie na wybranej dziedzinie...


          Zgoda, jeżeli chodzi o rozszerzanie świadomości, wrażliwości i w efekcie
          kształtowanie postawy moralnej. Ponadto, tak jak Tobie, postulat
          odpowiedzialności za wyniki własnych badań, a także za słowa jest mi bardzo
          bliski.
          Wydaje mi się jednak zbyt daleko idącym wniosek o związku dojrzałości życiowej
          (czy dobrze rozumiem, że chodzi Ci o zaradność, umiejętność radzenia sobie w
          codziennych suytuacjach życiowych?) z dojrzałością naukową. Przecież wielu jest
          świetnych, dojrzałych naukowo badaczy, którzy nie bardzo potrafią sobie poradzć
          z codziennymi sprawami.

          > W naszej kultuzre znajomosc juz tu wymeczonego Platona czy Mozarta to wlasnie
          > szreokie podstway intelektualne i wiedza o geografii Chin nie wchodzi w
          nie...
          > Ten kanon jest dla danej kultury dosyc skonkretyzowny i wchodza do neigo
          bardzo
          >
          > powli nowe elementy.

          Racja. Myślę, że w gruncie rzeczy się zgadzamy, że chodzi po prostu o to, żeby
          nie zasklepiać się w swojej działce i poszerzać swoje horyzonty intelektualne
          na wielu polach.
          pozdr
        • katriel Re: No to sprobuje:) 17.02.06, 23:17
          wojciech.olchowski napisał:
          > Humanistyczne podejscie do wiedzy wymaga jak najszerszego orientowania sie
          > w temacie, zbytnie wyspecjalizowanie mogloby prowadzic do zenujacego blamazu
          > niewiedzy o oczywistosciach:)
          To brzmi prawdopodobnie. Dodam tylko dla porządku, że zbytnie wyspecjalizowanie
          u matematyka także może doprowadzić do żenującego blamażu niewiedzy o
          oczywistościach. Z tym, że rozgrywa się to raczej w kategoriach szerokości
          zainteresowań w ramach matematyki, niż uwzględniania jakichś pozamatematycznych
          źródeł wiedzy.

          > Czy badacz, naukowiec, "techniczny" jest odpowiedzialny za efekty swoich badan?
          O, i to jest dobre pytanie.
          Myslę, że tak. Co prawda jest to dla mnie problem dość abstrakcyjny: jestem
          matematyczką, dlatego trochę trudno mi się odnaleźć w uparcie przez Ciebie
          lansowanej dychotomii humaniści-"technicy".
          Z przykładów, które wymieniasz, nie wszystkie rozumiem ("szkodliwe społecznie
          technologie" - jakie to i na czym polega ich szkodliwość?), ale
          niedopuszczalność tych, które rozumiem (eksperymenty na płodach) pozostaje dla
          mnie poza wszelką dyskusją. Nie traktuję tego w kategoriach dojrzałości takiej
          czy śmakiej, ale w kategoriach elementarnych zasad moralnych wpojonych w domu i
          na lekcjach religii :-).

          Nie jestem pewna, czy dobrze Cie rozumiem, ale wydaje mi się, że usiłujesz
          powiedzieć coś takiego:
          1. Umiejętność wzięcia odpowiedzialności za wyniki swojej pracy jest niezbędnym
          elementem dojrzałości naukowej.
          2. Umiejetność ta świadczy o dojrzałości życiowej.
          3. Ergo, dojrzałość życiowa jest konieczna do osiągniecia dojrzałości naukowej.
          A ja na to:
          1. Zwykle używam określenia "dojrzałość naukowa" w węższym sensie, ale Twoje
          rozumienie nie jest mi całkiem obce.
          2. Nie zgadzam się, dojrzałość życiowa obejmuje znacznie szersze spektrum
          umiejętności (czy to praktycznych, czy związanych z relacjami miedzyludzkimi itp).
          3. Druga przesłanka jest fałszywa, więc nie ma powodu, aby wniosek był prawdziwy.

          > niesmialo przypomne ze pierwsza i parwdziwa nauka to filozafia,
          Jak zwykle, kwestia definicji.
          Ja używam słowa "nauka" w sensie, który filozofię obejmuje jedynie per
          analogiam. :-)
          > Procedury, tak, sa bardziej klarowne, ale czy to wskaznik dojzralosci
          > dziedziny?
          Moim zdaniem - tak, i to podstawowy.
          > Zreszta poza podwyzszeniem komfortu i dlugosci zycia cala sfera
          > "praktyczna" nauki na psu bude, bo sensu zycia ani troche nei dotyka:)
          Sensu życia to ja poszukuję na modlitwie. W nauce poszukuję obiektywnej i
          sprawdzalnej wiedzy o świecie.

          > to juz Rej proponowal, nei dawac do 25 roku madrosci do czytania, a jeszcze
          > lepiej nie uczyc czytac, bo co taki mlody co zycia nei zna zrozumie a nei daj
          > Bog wymysli to raczej naszkodzi niz wyjasni:)
          Moim zdaniem jest to pogląd bardzo głupi, niezależnie od tego, kto go zaproponował.

          > Czym sie rozni taki specjalista od super zaawansownego narzedzia badawczego
          > ktorym sie posluguje?
          Ja się w swoich badaniach posługuję ołówkiem. :-)
          Różnię się od niego tym, że jestem twórcza.

          > moj postulat:
          > marna praca
          > licencjat - specjalistyczny i praktyczny
          > praca w zawodzie
          > mgr - ogolny
          > awans zawodowy
          > podyplomowki - specjalsityczne i praktyczne
          > awans lub zmiana
          > dr - przegladowy, ogolny
          > praca naukowa
          Potrafiłbyś zaproponować sensowny kierunek takiego "specjalistycznego i
          praktycznego" licencjatu osobie, która ma docelowo pracować jako twórczy
          matematyk w jakiejś nieaplikacyjnej dziedzinie, dajmy na to w topologii albo
          teorii modeli? A może pracę, którą miałaby wykonywać przed podjęciem pracy
          naukowej, a która nie byłaby kompletnym marnowaniem czasu?
          I przede wszystkim: jak uchronić osobę podążającą przepisaną przez Ciebie
          ściezka kariery przed znanym zjawiskiem utraty (wskutek nieużywania)
          umiejetności myślenia na takim poziomie precyzji i abstrakcji, jakiego wymaga
          uprawianie matematyki? Doświadczenie wskazuje, że próby powrotu nawet po
          paroletniej przerwie bywają bardzo bolesne.

          > a nie powinnismy dazyc do tego zeby praca naukowa=salony inetlektualne?
          > Czy to mja byc takie szczury laboratoryjne tyel ze w fartuchach a nie
          > w klatakach?
          Widzisz: nie cierpię salonów. Naprawdę.
          > W naszej kultuzre znajomosc juz tu wymeczonego Platona czy Mozarta to wlasnie
          > szreokie podstway intelektualne i wiedza o geografii Chin nie wchodzi w nie...
          > Ten kanon jest dla danej kultury dosyc skonkretyzowny
          W Waszej kulturze? :-)
          Bo to chyba nie jest moja kultura, po prostu - albo kanon jest mniej
          skonkretyzowany, niż Ci sie wydaje. Być może z Twojego punktu widzenia jestem
          osobą niekulturalną. Jakoś przeżyję.
    • artsl Re: Najmłodszy doktor 08.04.06, 23:10
      Semester jesienny 2005/2006.
      Dr. Sharice Mitchell- St. John's University w Nowym Jorku, obronila doktorat z
      zakresu Instructional Leadership/Learning Styles w WIEKU 24 LAT!!!!!
      • flamengista Jeśli dobrze rozumiem... 09.04.06, 11:35
        to doktorat z zakresu pedagogiki?

        Więc nie wiem, ile jest warte takie "osiągniecie";)

        Odwołam się może do ekonomii, na której się znam.

        Powraca stawiane w tym wątku pytanie - doktorat dla samego doktoratu, czy po to,
        by coś w życiu osiągnąć?

        Moim zdaniem to drugie, więc warto popatrzeć na tych, co coś w życiu osiągnęli:

        1. James Tobin - Nobel 1981 (analiza rynków finansowych). Doktorat w wieku 29 lat.
        2. Milton Friedman - Nobel 1976 (za wkład w teorię pieniądza). Doktorat w wieku
        34 lat.
        3. Robert Solow - Nobel 1987 (neoklasyczna teoria wzrostu). Doktorat w wieku 27 lat.
        4. Robert Lucas Jr - Nobel 1995 (hipoteza racjonalnych oczekiwań). Doktorat w
        wieku 27 lat (nie zrobił magisterki).
        5. Edward Prescott - Nobel 2004 (relacja między polityką gospodarczą a
        fluktuacją w ekonomii). Doktorat w wieku 27 lat.

        Ci najwybitniejsi ekonomiści zrobili doktorat stosunkowo szybko, ale bez przesady.

        Wniosek (dość oczywisty): pośpiech przy doktoracie nie ma żadnego uzasadnienia,
        jeśli chodzi o przyszły rozwój naukowy. Wręcz przeciwnie, może się okazać
        barierą dla dalszego rozwoju, jeśli nie zdobędzie sie przy nim odopwiedniego
        doświadczenia i wiedzy, potrzebnej do całkowicie samodzielnej pracy naukowej.
        • dr_lolo Re: Jeśli dobrze rozumiem... 01.09.06, 21:08
          ale John Nash - 22 lata :). no ale pracowal tylko do 30. zanim nie dopadla go
          schizofrenia.
          • flamengista no właśnie 01.09.06, 22:45
            W dodatku:

            - to jest geniusz;
            - to jest genialny matematyk - a to nie koniecznie musi oznaczać, że jest
            człowiekiem;)

            Tobin tez by wcześniej zrobił doktorat, ale walczył podczas II WŚ...
      • luisapaserinni Re: Najmłodszy doktor 10.04.06, 09:14
        Hmmm..., nie wiem jak to wygląda w Stanach, ale moja znajoma Brytyjka (żaden
        gejzer intelektu, przecietna pracowitość) była na drugim roku studiów
        doktoranckich w wieku 24 lat (czyli za około 2 lata zakończyłaby je idąc
        spokojnym trybem - będzie miała lat 26 w okolicach obrony), ale cały czas
        narzekała na fakt, że fundusz, który jej finansował studia doktoranckie
        wymagał od niej skończenia studiów magisterskich, co zajęło jej dodatkowo rok
        (albo 2? nie pamietam), a tak mogłaby ten doktorat zacząć wcześniej (po
        licencjacie). W Polsce po skończeniu studiów magisterskich, które dopiero
        uprawniają do studiów doktoranckich, ma się 24 lata, a st. dokt. trwają
        kolejne 4 lata. Tak więc zwykłym trybem idąc i pokonujac wszystkie etapy
        kształcenia po kolei w UK można zostać doktorem w wieku 25 lat, a u nas 28.

        A może założymy wątek o najstarszym doktorze??? To byłoby coś, porwać się w
        późnym wieku na taki wysiłek całkowicie już nieprzydatny w kwestii przyszłej
        kariery...
    • takajestemja Re: Najmłodszy doktor 12.04.06, 16:01
      Najmłodszy w Polsce doktor prawa - Czesław Kłak - 24 lata.

      serwisy.gazeta.pl/metroon/1,0,2992821.html
    • arturz9 Re: Najmłodszy doktor 27.04.06, 22:00
      znam 23 letniego, ale są podobno młodsi
    • mmaupa Re: Najmłodszy doktor 01.05.06, 14:15
      Mam zamiar byc dr w wieku 25 lat. Odezwe sie za cztery lata, zobaczymy, czy mi
      sie uda. Na razie wszystko jest na dobrej drodze.
    • barbaragoralska Re: Najmłodszy doktor 08.05.06, 11:02
      Owszem mozna zrobić expresowo doktorat np.
      Jeden gość - dostal dane ze swojej firmy ( dane przeklepała mu sekretarka),
      cześc matematyczna napisał mu gościu z matematyki ( za kase), bo sam chyba w
      ogóle sie nie znał na tym ( przynajmniej takie krążą plotki),
      drugi gość chce obronic doktorat przy użyciu skanera.
      Można i tak.
    • jacekjk Re: Najmłodszy doktor 25.05.06, 01:28
      Moj promotor zrobil doktorat w wieku 24 lat, a naszym wydziale (UBC CS) byl
      kiedys gosc ktory sie obronil w wieku 20 lat czy tez 19.

      J
      • flamengista No i co w życiu osiągnęli? 25.05.06, 09:45
        Z całym szacunkiem dla Twojego promotora - czy po za tytułem profesorskim
        publikuje regularnie w czołowych journalach? Jeździ na światowe konferencje?
        Oprócz Twojej uczelni - pracuje w innym zagranicznym, czołowym ośrodku
        badawczym/akademickim?

        A ten facet, który zrobił doktorat w wieku 20 lat? Jakie są jego osiągnięcia?


        Nie, żebym był złośliwy, ale przytoczę swój post wcześniej napisany w tym:

        "Powraca stawiane w tym wątku pytanie - doktorat dla samego doktoratu, czy po to,
        by coś w życiu osiągnąć?

        Moim zdaniem to drugie, więc warto popatrzeć na tych, co coś w życiu osiągnęli:

        1. James Tobin - Nobel 1981 (analiza rynków finansowych). Doktorat w wieku 29 lat.
        2. Milton Friedman - Nobel 1976 (za wkład w teorię pieniądza). Doktorat w wieku
        34 lat.
        3. Robert Solow - Nobel 1987 (neoklasyczna teoria wzrostu). Doktorat w wieku 27 lat.
        4. Robert Lucas Jr - Nobel 1995 (hipoteza racjonalnych oczekiwań). Doktorat w
        wieku 27 lat (nie zrobił magisterki).
        5. Edward Prescott - Nobel 2004 (relacja między polityką gospodarczą a
        fluktuacją w ekonomii). Doktorat w wieku 27 lat.

        Ci najwybitniejsi ekonomiści zrobili doktorat stosunkowo szybko, ale bez przesady.

        Wniosek (dość oczywisty): pośpiech przy doktoracie nie ma żadnego uzasadnienia,
        jeśli chodzi o przyszły rozwój naukowy. Wręcz przeciwnie, może się okazać
        barierą dla dalszego rozwoju, jeśli nie zdobędzie sie przy nim odopwiedniego
        doświadczenia i wiedzy, potrzebnej do całkowicie samodzielnej pracy naukowej".

        To są oczywiście ekonomiści, moze specyfika pozostałych dyscyplin jest inna.
      • manros Re: Najmłodszy doktor 26.05.06, 11:36
        w teorii najmłodszym doktorem w Polsce można zostać mając 26 lat,po 4 letnich
        studiach magisterskich i 3 letnich doktoranckich ale w praktyce napewno
        szybciej,zalezy jakim sie jest omnibusem i robic np 2 lata w jeden:-)
    • matmis Re: Najmłodszy doktor 01.09.06, 05:39
      Np. Erik Demaine - 20 lat jak się obronił, obecnie 25. Niezły jest koleś
      theory.lcs.mit.edu/~edemaine/
    • flamengista jeszcze jedno 01.09.06, 12:06
      Doktorat przecież w większości wypadków nie jest celem samym w sobie, a drogą do
      czegoś.

      Są trzy możliwości:

      1. Doktorat jako wstęp do kariery biznesowej - wówczas praca doktorska ma nas
      nauczyć pewnych niezbędnych skillsów, które potem sprzedamy za spore pieniądze.
      A tytuł doktora przyda nam się potem przy kolejnych awansach.

      2. Świat - doktorat jako rodzaj "naukowego swiadectwa maturalnego". Wtedy
      doktorat jest tylko papierkiem, liczy się uczelnia gdzie się go zrobiło i przede
      wszystkim - publikacje w dobrych czasopismach, które oznaczają wejście do pewnej
      elity.

      3. Polska - doktorat ma nas jak najwięcej nauczyć, by potem bezproblemowo zrobić
      habilitację. Dopiero po niej stajemy się w pełni samodzielnymi pracownikami
      nauki. Tak więc dla osób pragnących kontynuować pracę naukową w Polsce
      wyznacznikiem powinno być nie to, kto w jak najmłodszym wieku zrobił doktorat, a
      raczej habilitację.
    • dr_pitcher Re: Najmłodszy doktor 31.12.06, 07:15
      Od czasu do czasu pojawiaja sie wiesci o 17-latkach - to z matematyki.

      Ja znam dwoch, ktorzy dostali doktorach w wieku 23 lat. Jeden matematyk (obecnie
      27-letni full professor) drugi biofizyk - obecnie 28 - letni associate profesor
      na Harvardzie.

      W przyszlym roku broni sie moja doktorantka, bedzie miala 24.

      Wszystko jest mozliwe
    • kasiamat00 Re: Najmłodszy doktor 01.01.07, 22:22
      Znajomy mojego kumpla, fizyk. Właśnie po obronie doktoratu. Lat podobno 22.
    • robaczyfka Re: Najmłodszy doktor 04.01.07, 10:07
      ona2005 napisała:
      > W jakim czasie ktos najszybciej napisał prace i się obronił? Znam przypadek
      > napisania i obrony w 1,5 roku.
      > Znacie kogos kto szybciej?
      Tak. :) W nieco ponad rok :D Ale wsparcie
      promotora bylo tak duze, ze wstydem byloby cackac sie z tym dluzej :D :D :D

      Pozdrawiam,
      robal.
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka