Gość: Biedna Beatka
IP: *.internetdsl.tpnet.pl
22.09.05, 15:35
W naszej firmie pojawił się nowy dyrektor. No wiadomo zmiany itd, jednakże
dyrektor ma trochę zbyt wygórowane żądnia co do nas - starych pracowników.
Z dnia na dzień dowiedziałam się, ze mam jechać na targi zagraniczne, głównie
w charakterze osoby prowadzącej rozmowy handlowe (po angielsku i niemiecku).
Dyrektor zupełnie nie przyjmuje mojej argumentacji, że to zdanie mnie
przerasta.
Nie mam w pracy styczności z klientami, nie jestem handlowcem, angielski znam
średnio, niemiecki "piąte przez dziesiąte". Na moim stanowisku pracy nie
było do tej pory tego typu wymagań, w ogóle zajmuję się czymś zupełnie innym.
Rozumiem to, ze zdarzają sie w firmie taakie wyjątkowe sytuacje, chętnie
pomogłabym w tej kwestii, ale wiem, że po prostu nie potrafię. Nie umiem
prowadzić rozmów handlowych, tymbardziej w języku obcym!Mówiłam dyrektorowi,
że wysłanie pracownika za granicę to jest koszt (delegacja, hotele,
wyżywienie), targi też kosztują dużo i powinny przynieść efekty w postaci
kontaktów handlowych. Myślałam o tym i wiem, że potrafiłabym
powiedzić np. hello, jesteśmy firmą z polski, proszę tutaj wizytówka i
porozmawiać z tą osobą. To wszystko, nie potrafię prowadzić rozmów ani
płynnie móić po angielsku.
Dodam, ze była idea skorzystania z usług tlumacza, ale firma nie ma na to
kasy.
Nie rozumiem tej sytuacji, kilka razy rozmawiałam z dyrektorem, on tylko kiwa
głową, patrzy w kompa nic nie mówi, i dalej swoje, że mam jechać i koniec
kropka. Nie wiem co robić, to jest jakaś manipulacja.
Na pytanie: ale co będzie gdy nie będę umiała prowadzić takiej rozmowy?
usłyszałam: to ci zrobimy "kocówę" (niby żart, ale jednak to jest groźba).
Co ja mam zrobić?