turzyca
29.03.20, 21:29
Są takie irytałki, których potrzebę narracyjną rozumiemy, ale które utrudniają rozkoszowanie się książką. Od dawna chciałam z kimś o tym pogadać, a właśnie znowu przeczytałam "Chłopak czy dziewczyna..." i mi się przypomniało.
Otóż w tej książce "Tosia" zostaje przyłapana z książką do nauki historii, w której jest adresowana do Tomka kartka, żeby nie zawalił poprawki. Całość narracyjnie jest potrzebna, chodzi o danie sąsiadowi narzędzia do szantażowania "Tosi" i przełamanie konfliktu między nimi. Ale zawsze mnie irytuje, że obrotny Tomek nie przypomina, że przecież Tosia jest młodsza, więc na pewno kartka nie jest do niej, ona uczy się na zaś, bo chce wziąć udział w konkursie.
Ale ogólnie książka zestarzała się bardzo ładnie, warto do niej wrócić.
Druga irytacja to "Władca much", gdzie jeden z bohaterów nie widzi nic po utracie okularów i to.w sposób wskazujący na krótkowidza, ale chłopcy używają szkła z jego okularów do wzniecenia ognia. Nie da się, okulary dla krótkowidzów rozpraszają promienie. To swoją drogą dość częsty błąd, mam teorię, że wynikający z tego, że pisarze znają swoje okulary do starczej nadwzroczności i wiedzą, czym się kończy zostawienie na parapecie, a nie znają fizyki.
A co Was gryzie w dobrych poza tym książkach?