pi.asia
13.02.22, 18:40
Weselne menu u Józwy mnie rozbroiło. Cóż tam bowiem mamy?
Na początek jest chleb i sól - to oczywista oczywistość.
Potem zaś padają zwięzłe określenia "jedzenie było pyszne i obfite", "stoły się uginały". A konkretnie to mamy wiejski chleb, pasztety, "ciemne, suche, słone jałowcowe szynki" i "mokre, bladoróżowe wędliny profesjonalne".
Ciemne, suche, słone i jałowcowe to chyba są raczej kiełbasy, ale może się mylę.
Na koniec wjeżdżają ciasta: "tort biszkoptowo-śmietanowy z malinami i jeżynami, torciki karmelowe z gruszką i galaretką, tarty serowe z wiśniami i migdałami, placki drożdżowe z grubą warstwą kruszonki maślanej, rolady orzechowe z czekoladą oraz czekoladowe rożki z orzechami."
Na wszystkich weselach, na jakich zdarzyło mi się być, zestaw ciast składał się obowiązkowo z sernika (i/lub seromakowca), jabłecznika (bądź szarlotki), jakiegoś biszkoptu z kremem i galaretką oraz orzechowca.
Natomiast placek drożdżowy z kruszonką to w żaden sposób nie jest weselne ciasto.
No i poza tym wędlinami, jedzonymi z suchym chlebem, i ciastami w ilościach ogromnych, to na weselu Józwy nie było żadnego gorącego dania? Nie było rosołu, który - zgodnie z tradycją - panna młoda osobiście miała nalać na mężowski talerz? Nie było mięs smażonych, pieczonych i duszonych? Bigosu? Flaków? Barszczyku z krokiecikiem? Żadnych sałatek, śledzików, dodatków?
To całe wesele obrazuje przeraźliwe skąpstwo młodych i ich rodzin. Alkoholu nie ma nie z powodów ideologicznych, ale dlatego, że to spory wydatek. Chleb i wędliny sąsiadki robią zapewne w ramach prezentu dla młodych. Nie wynajmuje się sali, ławki i stoliki się pożycza, nie zadbano nawet o kawałeczek utwardzonej powierzchni do tańca.
Panna młoda ma wywalone na swój wygląd - po co jej fryzjer czy kosmetyczka? O manicure nie wspomnę, bo skoro ona tuż przed weselem ustawia na stołach wazoniki z kwiatkami typu nagietki i dalie, to ręce musi mieć w strasznym stanie.
Ech...