Dodaj do ulubionych

weselne menu

13.02.22, 18:40
Weselne menu u Józwy mnie rozbroiło. Cóż tam bowiem mamy?
Na początek jest chleb i sól - to oczywista oczywistość.

Potem zaś padają zwięzłe określenia "jedzenie było pyszne i obfite", "stoły się uginały". A konkretnie to mamy wiejski chleb, pasztety, "ciemne, suche, słone jałowcowe szynki" i "mokre, bladoróżowe wędliny profesjonalne".
Ciemne, suche, słone i jałowcowe to chyba są raczej kiełbasy, ale może się mylę.

Na koniec wjeżdżają ciasta: "tort biszkoptowo-śmietanowy z malinami i jeżynami, torciki karmelowe z gruszką i galaretką, tarty serowe z wiśniami i migdałami, placki drożdżowe z grubą warstwą kruszonki maślanej, rolady orzechowe z czekoladą oraz czekoladowe rożki z orzechami."

Na wszystkich weselach, na jakich zdarzyło mi się być, zestaw ciast składał się obowiązkowo z sernika (i/lub seromakowca), jabłecznika (bądź szarlotki), jakiegoś biszkoptu z kremem i galaretką oraz orzechowca.
Natomiast placek drożdżowy z kruszonką to w żaden sposób nie jest weselne ciasto.

No i poza tym wędlinami, jedzonymi z suchym chlebem, i ciastami w ilościach ogromnych, to na weselu Józwy nie było żadnego gorącego dania? Nie było rosołu, który - zgodnie z tradycją - panna młoda osobiście miała nalać na mężowski talerz? Nie było mięs smażonych, pieczonych i duszonych? Bigosu? Flaków? Barszczyku z krokiecikiem? Żadnych sałatek, śledzików, dodatków?

To całe wesele obrazuje przeraźliwe skąpstwo młodych i ich rodzin. Alkoholu nie ma nie z powodów ideologicznych, ale dlatego, że to spory wydatek. Chleb i wędliny sąsiadki robią zapewne w ramach prezentu dla młodych. Nie wynajmuje się sali, ławki i stoliki się pożycza, nie zadbano nawet o kawałeczek utwardzonej powierzchni do tańca.
Panna młoda ma wywalone na swój wygląd - po co jej fryzjer czy kosmetyczka? O manicure nie wspomnę, bo skoro ona tuż przed weselem ustawia na stołach wazoniki z kwiatkami typu nagietki i dalie, to ręce musi mieć w strasznym stanie.
Ech...
Obserwuj wątek
    • kooreczka Re: weselne menu 13.02.22, 18:56
      Ciemna, sucha i słona nie brzmi apetycznie w odniesieniu do szynki, chyba, że chodzi o te suszone, ale nie zrobisz ich szybko i to raczej drogi prezent na wesele składowe. Jeśli chodzi o te robione u nas na wsi- raczej nieudana próba początkującego wędliniarza niż coś apetycznego.

      Ciast bym się nie czepiała, obecnie często odchodzi się od ciast na stole robiąc słodkie i słone bufety (aczkolwiek przydałoby się coś poza szynką- pieczywo, coś do smarowanie, jakieś sery, sałatki, grzyby i warzywa marynowane coś wege ogólnie). Dziwi też brak obiadu i jakiegoś dania ciepłego, czy chociażby zupy w kociołku, w końcu jesienne wesele na powietrzu.
    • herbacianasaszetka Re: weselne menu 13.02.22, 19:11
      A co z daniami wege? Gości jest straszliwie dużo, nawet statystycznie ktoś powinien nie jeść mięsa. I co wtedy? Ma się żywić ciastami przez cały wieczór?

      Ja tu wylatuję z "ktoś", a przecież Grzegorz z IGS mieli zapędy wege. Więc mamy przynajmniej dwie osoby (w najbliższej rodzinie!), które by nie piały z zachwytu ma widok wędlin, kiełbas i całej reszty.
      • tt-tka Re: weselne menu 13.02.22, 20:26
        Spedziliby wesele o suchym chlebie. Kto by sie tam Miagwa i Strybodendronem przejmowal !

        Skoro Teresa zamawiala profesjonalny katering, to JAKIES danie gorace byc musialo, albo i kilka (w tym zapewne wlasnie wege), tylko jako "profesjonalne" nie dostapilo zaszczytu wymienienia. Z tekstu jednakowoz wynika, ze goscie az do ciast przesiedzieli o kanapkach z wedlina i niczym wiecej.
        • tt-tka Re: weselne menu 13.02.22, 20:30
          I porownajmy to z weselem Idy, z okresu transformacyjnej biedy, z tymi koldunami i pieczystym w kilku gatunkach... albo i weselem Larwy - restauracja w garazu, ale przynajmniej barszczyk byl na goraco i to wyjatkowej urody !
      • bupu Re: weselne menu 13.02.22, 21:59
        herbacianasaszetka napisała:

        > A co z daniami wege? Gości jest straszliwie dużo, nawet statystycznie ktoś powi
        > nien nie jeść mięsa. I co wtedy? Ma się żywić ciastami przez cały wieczór?
        >
        > Ja tu wylatuję z "ktoś", a przecież Grzegorz z IGS mieli zapędy wege. Więc mamy
        > przynajmniej dwie osoby (w najbliższej rodzinie!), które by nie piały z zachwy
        > tu ma widok wędlin, kiełbas i całej reszty.

        Borejkowie et consortes zdaniem Grzegorza na temat dowolny przejmują się tyleż, co zdaniem kalarepy w lodówce. IGS też jest obywatelem drugiej kategorii w tej rodzinie.
    • bupu Re: weselne menu 13.02.22, 21:56
      pi.asia napisała:

      > Weselne menu u Józwy mnie rozbroiło. Cóż tam bowiem mamy?
      > Na początek jest chleb i sól - to oczywista oczywistość.
      >
      > Potem zaś padają zwięzłe określenia "jedzenie było pyszne i obfite", "stoły się
      > uginały". A konkretnie to mamy wiejski chleb, pasztety, "ciemne, suche, słone
      > jałowcowe szynki" i "mokre, bladoróżowe wędliny profesjonalne".
      > Ciemne, suche, słone i jałowcowe to chyba są raczej kiełbasy, ale może się mylę

      Tuszę, iż ta profesjonalna firma kateringowa przywiozła jednak inne potrawy prócz mokrych i bladoróżowych wędlin profesjonalnych, szczególnie, że jak zachwalała Ida, specjalizowała się pono ta firma w kuchni staropolskiej. Na marginesie, szynka może być wędzona w dymie jałowcowym, powinna być słona, ale na Boginię, przecież nie sucha! Mięso z wieprzowego pośladka jest z natury jasne, dobrze zapeklowane przed wędzeniem powinno mieć przyjemną, różowoczerwoną barwę, po uwędzeniu przechodzącą w dystyngowany, pastelowy róż. Natomiast gwarantuję, autorytetem mego ojca, który wędliny robi osobiście, od kilkudziesięciu lat, nauczony przez swojego ojca, nauczonego przez swojego ojca, nauczonego... że jeśli szynka jest ciemna i sucha, to jedno z dwojga, albo za długo wisiała w gorącym dymie, albo została zbyt mocno sparzona zbyt gorącą wodą. I jest to szynka niedobra, bardzo niedobra sucha szynka jest.

      > Na koniec wjeżdżają ciasta: "tort biszkoptowo-śmietanowy z malinami i jeżynami,
      > torciki karmelowe z gruszką i galaretką, tarty serowe z wiśniami i migdałami,
      > placki drożdżowe z grubą warstwą kruszonki maślanej, rolady orzechowe z czekola
      > dą oraz czekoladowe rożki z orzechami."


      Całą tę cukierniczą ucztę Lukullusa Wisienka przygotowuje w iście ekspresowym tempie, chciałam zauważyć. Teresa przylatuje z Oslo czwartego września wieczorem, więc w wir organizacji weselnych rzuca się dnia następnego, piątego września, pięć dni przed weselem. O tym, że zamówiła ciasta w Wisience dowiadujemy się, razem z Pulpą, dziewiątego września. W ciągu tych pięciu dni, cukiernia Wisienka zatrudniająca na stałe jedną panią Podeszwową i jedną Anitę, zdążyła upiec powyższy zestaw smakołyków na sto osób. Plus tort weselny. Najwyraźniej mikroskopijna cukierenka w maleńkiej kamieniczce też ma właściwości gumiane, albo niczym Tardis doktora Who jest większa wewnątrz, albowiem mieści w sobie bez trudu zapasy, niezbędne do wypieczenia takiej ilości ciast, a obie pracujące w niej panie w razie potrzeby potrafią istnieć w pięciu osobach.

      > Na wszystkich weselach, na jakich zdarzyło mi się być, zestaw ciast składał si
      > ę obowiązkowo z sernika (i/lub seromakowca), jabłecznika (bądź szarlotki), jaki
      > egoś biszkoptu z kremem i galaretką oraz orzechowca.
      > Natomiast placek drożdżowy z kruszonką to w żaden sposób nie jest weselne ciast
      > o.

      Tego bym się nie czepiała, niech każdy na weselu ma co lubi. Lubią drożdżówkę, proszę bardzo, niech mają, tylko niech im tej drożdżówki nie pieką dwie przodownice pracy o nadludzkich siłach...


      > No i poza tym wędlinami, jedzonymi z suchym chlebem, i ciastami w ilościach ogr
      > omnych, to na weselu Józwy nie było żadnego gorącego dania? Nie było rosołu, kt
      > óry - zgodnie z tradycją - panna młoda osobiście miała nalać na mężowski talerz
      > ? Nie było mięs smażonych, pieczonych i duszonych? Bigosu? Flaków? Barszczyku z
      > krokiecikiem? Żadnych sałatek, śledzików, dodatków?

      Jak już mówiłam Teresa zamówiła firmę kateringową, więc jakieś pożywienie oprócz szynek, pasztetów i swojskich chlebów tam być musiało.

      > Panna młoda ma wywalone na swój wygląd - po co jej fryzjer czy kosmetyczka? O m
      > anicure nie wspomnę, bo skoro ona tuż przed weselem ustawia na stołach wazoniki
      > z kwiatkami typu nagietki i dalie, to ręce musi mieć w strasznym stanie.
      > Ech...

      A nienienie, to nie skąpstwo, tylko skromnoźdź dziewicza, której Derocia jako wzorcowa narzeczona wzorcowego Mariana Słoja, czyli Józefa, ma być świetlistym przykładem. Od jakiegoś czasu wszakże autorka najchętniej by wszystkie dziewczyny w giezła pooblekała od stóp do głów i żadnych makijaży, żadnych ozdób, żadnych wymyślnych fryzur, ba, nawet spinki do włosów na głowie dziecka spotykają się z potępieniem Józefa, będącego wszak tubą autorki. No to Derocia idzie do ślubu wzorcowo, w albie od komunii, bez cienia makijażu, au naturel, że tak powiem. Ciekawe czy dezodorant jaki chociaż zastosowała, czy oboje z Józiem w ten miły ciepły dzionek, roztaczali swobodnie opary zapachu spod pachu.

      A tak przy okazji, zauważyłyście, że biżuterię od jakiegoś czasu noszą prawie wyłącznie postacie negatywne? Rózne babcie Czekoladek, niestosownie brzęczące bransoletami i inne przykłady kobiecości niewłaściwej. Jedynym wyjątkiem tutaj są korale Deroci, ale wszelkie wisiory, kolczyki, bransolety i pierścionki (poza zaręczynowymi) występują tylko na istotach bezczółkowych.
      • herbacianasaszetka Re: weselne menu 14.02.22, 09:51
        Kiedyś już o tym pisałam, ale może wspomnę i tu. Brak zrobionych paznokci mnie nie dziwi, nawet te włosy i alba komunijna. Dorota taka jest i tyle.

        Ale ona ma być lekarzem! I życzy nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim zagrożeniem jest niezastosowanie kremu z filtrem w letni dzień? Szczególnie, że badania wyraźnie pokazują, że powinno się to stosować nawet zimą? Już chrzanić fotostarzenie, ale taki rak skóry chociażby. Dalej. O ile mnie pamięć nie myli (a mogło mi się rypnąć z Laurą), umyłem twarz mydłem. O ile to nie było specjalne mydło z odpowiednim PH, to jej twarz straciła jakąkolwiek ochronę. Wyruszyła twarz na wiór i jeszcze wystawiła na słońce. Studentka medycyny!
        • ciotka.scholastyka Re: weselne menu 14.02.22, 09:58
          herbacianasaszetka napisała:

          > Ale ona ma być lekarzem! I życzy nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim zagrożeni
          > em jest niezastosowanie kremu z filtrem w letni dzień? Szczególnie, że badania
          > wyraźnie pokazują, że powinno się to stosować nawet zimą? Już chrzanić fotostar
          > zenie, ale taki rak skóry chociażby. Dalej. O ile mnie pamięć nie myli (a mogło
          > mi się rypnąć z Laurą), umyłem twarz mydłem. O ile to nie było specjalne mydło
          > z odpowiednim PH, to jej twarz straciła jakąkolwiek ochronę. Wyruszyła twarz n
          > a wiór i jeszcze wystawiła na słońce. Studentka medycyny!

          Ty tak serio?
          Nie, to nie ma być złośliwość z mojej strony, ale patrzę zaskoczona. Nie wiemy, czym się Dorota myła, nie wiemy, czy się nakremowała, ale naprawdę, nawet jeśli tego nie zrobiła na swój ślub (zresztą już widzę Musierowicz piszącą "zastosowała krem z filtrem i już była gotowa do ślubu"!!!) nie widzę problemu. Nie sądzę, żeby dostała raka skóry od jednej przejażdżki powózką latem. Bez przesady.
          • herbacianasaszetka Re: weselne menu 14.02.22, 10:12
            ciotka.scholastyka napisała:

            > Ty tak serio?
            > Nie, to nie ma być złośliwość z mojej strony, ale patrzę zaskoczona. Nie wiemy,
            > czym się Dorota myła, nie wiemy, czy się nakremowała, ale naprawdę, nawet jeśl
            > i tego nie zrobiła na swój ślub (zresztą już widzę Musierowicz piszącą "zastoso
            > wała krem z filtrem i już była gotowa do ślubu"!!!) nie widzę problemu. Nie sąd
            > zę, żeby dostała raka skóry od jednej przejażdżki powózką latem. Bez przesady.

            Tak, ja tak serio. Bo jeśli nie nałożyła go na ślub, to nie nakłada go zapewne wcale, bo to już jest odruch. A nie jest osobą siedzącą w domu, tylko tu jakieś wiśnie, tam jajka - porusza się po dworze non stop. Od jednego wyjścia raka nie dostanie, owszem, ale regularnie popylając bez filtru UV znacznie zwiększa na to szansę. I MM powinna o tym wspomnieć! Choćby dlatego, że sama wykreował Dorotę-sudentkę-MEDYCYNY. Nie architektury, tylko medycyny! Więc niech ta postać się na podstawach tejże medycyny zna. Tu już nie chodzi o aspekty kosmetyczne (choć przy takiej pielęgnacji kostiumik się jej zmarszczy jeszcze szybciej, niż Gabie), ale o zdrowotne.
            • pi.asia Re: weselne menu 16.02.22, 00:18
              herbacianasaszetka napisała:
              > Od jednego wyjścia raka nie dostanie, owszem, ale regularnie popylając bez filtru UV znacznie zwiększa na
              > to szansę. I MM powinna o tym wspomnieć! Choćby dlatego, że sama wykreował Dorotę-sudentkę-MEDYCYNY. >Nie architektury, tylko medycyny! Więc niech ta postać się na podstawach tejże medycyny zna.

              Litości. Ta studentka medycyny lała nieprzytomnej Idzie wódkę do gardła. Wtedy wprawdzie jeszcze nie studiowała, ale medycyna była jej pasją.
              Ta studentka medycyny beztrosko zaaplikowała Ignasiowi barbiturany, i słowem nie wspomniała o tym Idzie, która zaaplikowała mu drugą porcję.
              A Ty wymagasz, żeby pomyślała o kremie z filtrem. O KREMIE.
              Zresztą pamiętam, jakie obrzydzenie budziły w Józefie osoby płci żeńskiej, posmarowane kremem. Niechby mu się małżonka zaczęła smarować jakimś mazidłem...




        • herbacianasaszetka Re: weselne menu 14.02.22, 09:58
          Matko, pisałam z telefonu i zapomniałam przypilnować autokorekty. *umyła, *wysuszyła
        • bupu Re: weselne menu 14.02.22, 10:01
          herbacianasaszetka napisała:

          > Kiedyś już o tym pisałam, ale może wspomnę i tu. Brak zrobionych paznokci mnie
          > nie dziwi, nawet te włosy i alba komunijna. Dorota taka jest i tyle.
          >
          > Ale ona ma być lekarzem! I życzy nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim zagrożeni
          > em jest niezastosowanie kremu z filtrem w letni dzień? Szczególnie, że badania
          > wyraźnie pokazują, że powinno się to stosować nawet zimą? Już chrzanić fotostar
          > zenie, ale taki rak skóry chociażby. Dalej. O ile mnie pamięć nie myli (a mogło
          > mi się rypnąć z Laurą), umyłem twarz mydłem. O ile to nie było specjalne mydło
          > z odpowiednim PH, to jej twarz straciła jakąkolwiek ochronę. Wyruszyła twarz n
          > a wiór i jeszcze wystawiła na słońce. Studentka medycyny!

          Mycie gęby mydłem to Larwa akurat, nie Derocia. A rak skóry w tym uniwersum chyba nie istnieje, bo opala pośladki wąskie i kościste nawet ruda doktor Małgerytka, bez kremu z filtrem, a myśl o raku skóry nie przeleci jej przez umysł nawet gdy niechcący zesmazy wzmiankowane pośladki na skwarek.
      • przymrozki Re: weselne menu 14.02.22, 11:42
        bupu napisała:


        > Całą tę cukierniczą ucztę Lukullusa Wisienka przygotowuje w iście ekspresowym t
        > empie, chciałam zauważyć. Teresa przylatuje z Oslo czwartego września wieczorem
        > , więc w wir organizacji weselnych rzuca się dnia następnego, piątego września,
        > pięć dni przed weselem. O tym, że zamówiła ciasta w Wisience dowiadujemy się,
        > razem z Pulpą, dziewiątego września. W ciągu tych pięciu dni, cukiernia Wisienk
        > a zatrudniająca na stałe jedną panią Podeszwową i jedną Anitę, zdążyła upiec po
        > wyższy zestaw smakołyków na sto osób. Plus tort weselny. Najwyraźniej mikroskop
        > ijna cukierenka w maleńkiej kamieniczce też ma właściwości gumiane, albo niczym
        > Tardis doktora Who jest większa wewnątrz, albowiem mieści w sobie bez trudu za
        > pasy, niezbędne do wypieczenia takiej ilości ciast, a obie pracujące w niej pan
        > ie w razie potrzeby potrafią istnieć w pięciu osobach.

        Co więcej z tekstu wynika, że przybyła w ostatniej chwili Teresa jeszcze zdążyła odszczekać zamówienie w drogiej i pretensjonalnej cukierni z rynku. A to znaczy, że tanie i bezpretensjonalne słodycze z geszeftu rodziny nieortograficznego stalkera zamawiano na ostatni gwizdek (swoją drogą czemu Teresa z Norwegii lepiej znała specyfikę lokalnego rynku cukierniczego niż superoszczędne miejscowe babcie).

        Miała dużo szczęścia, ta Teresa, że w ogóle chciano z nią rozmawiać o tak dużym zamówieniu z takim niewielkim wyprzedzeniem. Że już nie wspomnę o cudzie nad Wiśnią, że cukiernia piekąca ciasta opływające zwałami masła, orzechów, świeżych owoców i czekolady były tanie.
        • tt-tka Re: weselne menu 14.02.22, 12:11
          Podejrzewam jakies siuchty z Florem-dyktatorem. Bywal w tej Wisience na czekoladzie i ciachach i slowem sie rodzinie o tym nie zajaknal, ocieplal i tez slowka nie pisnal... kto wie, z kim i jakie lody kreca tak naprewde wisienkowcy ? :)
          • bupu Re: weselne menu 14.02.22, 15:01
            tt-tka napisała:

            > Podejrzewam jakies siuchty z Florem-dyktatorem. Bywal w tej Wisience na czekola
            > dzie i ciachach i slowem sie rodzinie o tym nie zajaknal, ocieplal i tez slowka
            > nie pisnal... kto wie, z kim i jakie lody kreca tak naprewde wisienkowcy ? :)
            >


            Nora się generalnie zachowuje jakby właśnie się sprowadziła, względnie przyjechała na wakacje. Podejrzewam, że ksiązka miała być pierwotnie o Ani i Łusi, sceny w cukierni zaś pisane były z Łucją w roli głównej. Potem się zmieniła koncepcja, ale poprawiać tekstu to się już nie chciało...
            • tt-tka Re: weselne menu 14.02.22, 17:05
              koncepcja koncepcja, a Pulpa, Flora zona rodzona tez nic nie wie o swietnych ciastach z Wisienki ani o tym, ze i komu jej maz ocieplal...
              jak ktosia juz zauwazyla, o Wisience pierwsze slysza takoz zasiedziale tam od lat babcie
              • bupu Re: weselne menu 14.02.22, 17:34
                tt-tka napisała:

                > koncepcja koncepcja, a Pulpa, Flora zona rodzona tez nic nie wie o swietnych ci
                > astach z Wisienki ani o tym, ze i komu jej maz ocieplal...
                > jak ktosia juz zauwazyla, o Wisience pierwsze slysza takoz zasiedziale tam od l
                > at babcie
                >

                Ja jestem ciekawa czy Flor wie. Przecież on w każdym, każdziusieńkim tomie siedzi we Flobrowicach i rodzinę zabawia (no dobra, ostatnio konia szczotkował nawet). Czy ktoś kiedyś widział, żeby Flobry wyjeżdżał z domu, w celu innym niż zrobienie czegoś dla rodziny?
                • tt-tka Re: weselne menu 14.02.22, 17:41
                  Wyjezdzajac dla rodziny wstepowal do Wisienki na ciacho. Ciekawe, ile lat sie z tym tajniaczyl ?

                  A ocieplal juz wtedy, kiedy we Floplicowie zalegli sie seniorzy. Kazdy powod dobry, zeby zniknac na dluzej.
                  I cos tam w sprawie spalarni dzialal, nie wiem, czy to dla rodziny sie kwalifikuje, czy kolejny pretekst, zeby nie byc w domu...
                  • bupu Re: weselne menu 14.02.22, 17:47
                    tt-tka napisała:

                    > Wyjezdzajac dla rodziny wstepowal do Wisienki na ciacho. Ciekawe, ile lat sie
                    > z tym tajniaczyl ?
                    >
                    > A ocieplal juz wtedy, kiedy we Floplicowie zalegli sie seniorzy. Kazdy powod do
                    > bry, zeby zniknac na dluzej.
                    > I cos tam w sprawie spalarni dzialal, nie wiem, czy to dla rodziny sie kwalifik
                    > uje, czy kolejny pretekst, zeby nie byc w domu...
                    >


                    W sumie każdy powód dobry, żeby nie musieć słuchać ględzenia Ignaca... Ja podejrzewam, że on wbijał do Wisienki żeby móc w spokoju ulubionych autorów poczytać, bo jak tylko siadał do tego w domu, zaraz Ignac brzęczał mu w ucho, że takie rzeczy czytać, Aureliusza by poczytał, albo Senekę. No to żeby uniknąć brzęków Flor brał lekturę pod pachę, jechał do Wisienki i przy ciachu oraz herbatce czytał sobie w świętym spokoju Kinga i co tam jeszcze lubił.
              • przymrozki Re: weselne menu 14.02.22, 17:53
                To jest w ogóle Wiśnia Podziemna.

                Nawet powiedzmy, że zakochana w wypiekach matki Nora słodycze jadała tylko w domu, a babcie Dorotki były zdania, że kobieta bawiąca w kawiarni bez męża lub ojca to latawica, kurtyzana bądź fordanserka. I nawet powiedzmy, że Teresa pamiętała Wisienkę z czasów, kiedy okryła się wiadomą hańbą i stąd wiedziała, że ciasta są tam dobre i tanie.

                To i tak ciągle jest to cud, że w miasteczku tuż obok siebie latami działają dwie cukiernie - jedna droga i paskudna, a druga tania i wspaniała, a najwyraźniej całe miasteczko słyszało tylko o tej pierwszej, drugą zaś spowijała mgła zapomnienia. I jakby jej Florek kiedyś niechcący nie ocieplił, to żyłaby jedynie we wspomnieniu dawno niewidzianej w miasteczku Teresy.
                • bupu Re: weselne menu 14.02.22, 18:14
                  przymrozki napisała:

                  > To jest w ogóle Wiśnia Podziemna.
                  >
                  > Nawet powiedzmy, że zakochana w wypiekach matki Nora słodycze jadała tylko w do
                  > mu, a babcie Dorotki były zdania, że kobieta bawiąca w kawiarni bez męża lub oj
                  > ca to latawica, kurtyzana bądź fordanserka. I nawet powiedzmy, że Teresa pamięt
                  > ała Wisienkę z czasów, kiedy okryła się wiadomą hańbą i stąd wiedziała, że cias
                  > ta są tam dobre i tanie.

                  Chadzała tam na randki z kardiofubrawcem? Ej, a czy kardiofubrawiec nie poderwał też pani Podeszwy? Bo chciałam zauważyć, że ojciec Augusta, ekhm, świeci absencją.


                  > To i tak ciągle jest to cud, że w miasteczku tuż obok siebie latami działają dw
                  > ie cukiernie - jedna droga i paskudna, a druga tania i wspaniała, a najwyraźnie
                  > j całe miasteczko słyszało tylko o tej pierwszej, drugą zaś spowijała mgła zapo
                  > mnienia. I jakby jej Florek kiedyś niechcący nie ocieplił, to żyłaby jedynie we
                  > wspomnieniu dawno niewidzianej w miasteczku Teresy.
    • ciotka.scholastyka Re: weselne menu 14.02.22, 09:37
      W dodatku o-czy-wiś-cie "ciemne, suche, słone jałowcowe szynki" biły na głowę "mokre, bladoróżowe wędliny profesjonalne"...
    • ciotka.scholastyka Re: weselne menu 14.02.22, 09:52
      Się mi bo za szybko wysłało:

      > Natomiast placek drożdżowy z kruszonką to w żaden sposób nie jest weselne ciasto.
      Co kto lubi?

      > Nie było rosołu, który - zgodnie z tradycją - panna młoda osobiście miała nalać na mężowski talerz?
      A ja akurat o takiej tradycji pierwsze słyszę :)
      • pi.asia Re: weselne menu 16.02.22, 00:11
        ciotka.scholastyka napisała:

        > Się mi bo za szybko wysłało:
        >
        > > Natomiast placek drożdżowy z kruszonką to w żaden sposób nie jest weselne
        > ciasto.
        > Co kto lubi?
        >
        > > Nie było rosołu, który - zgodnie z tradycją - panna młoda osobiście miała
        > nalać na mężowski talerz?
        > A ja akurat o takiej tradycji pierwsze słyszę :)

        Na kilku weselach, na których zdarzyło mi się być, celebrowano to nalewanie. Rosół wjeżdżał na stół w wazie, po czym panna młoda brała chochlę w dłoń i przystępowała do dzieła.
        • nchyb Re: weselne menu 21.02.22, 13:37
          >>>na kilku weselach, na których zdarzyło mi się być, celebrowano to nalewanie

          a w jakim regionie to było? bo ja się nigdy nie zetknęłam, a na więcej niż kilku weselach byłam i nie tylko w moim miasteczku.
          • pi.asia Re: weselne menu 24.02.22, 18:53
            nchyb napisała:

            > >>>na kilku weselach, na których zdarzyło mi się być, celebrowano t
            > o nalewanie
            >
            > a w jakim regionie to było? bo ja się nigdy nie zetknęłam, a na więcej niż kilk
            > u weselach byłam i nie tylko w moim miasteczku.

            W duchowej stolicy Polski, znaczy się pod Jasną Górą.
            • nchyb Re: weselne menu 25.02.22, 10:24
              dzięki, może to jakiś lokalny/rodzinny zwyczaj po prostu

              ale przyznaję, tam na weselu nie byłam i nawet znajomych w okolicy nie mam :)
    • mika_p Re: weselne menu 14.02.22, 22:11
      Ja bym jeszcze chciała wiedzieć, na jak dlugi czas przewidziana była impreza i jak ją planowano zakończyć.
      W wątku o tradycjach Juezjańskich już się zdziwiłam odjazdem młodej pary, jakby odległym od naszych zwyczajów. Nikomu to nie przeszkadzało, impreza miała trwać dalej. Florian rzecze do córki: "No to teraz już chodźmy stąd. Rozpalili ognisko, będzie pieczenie ziemniaków. O, patrz, patrz, co się dzieje: młoda para odjeżdża! Pokiwamy im."
      Ognisko nie było planowane, mała Mila rzuciła pomysł, jak zaczeło się ściemniać. Potem jest rozmowa starej Mili z Lonią, tango dla seniorów, wino dla Gaudentego i Nory, rozmowa Floriana i Nory - i kończy ją odjazd młodej pary.
      A pieczenie ziemniaków to nie jest takie hej siup, bo ognisko musi się wypalić, ziemniaki się piecze obok żaru, a nie w płomieniach. I znowu: skąd te kartofle? Żeby zapewnić kilkudziesięciu osobom choćby po jednym ziemniaku, to trzeba trochę ich mieć, nie mogą być za małe, bo się spalą, nie mogą za duże, bo się nie upieką. Po nocy ktoś z motyką po polu biegał (czyim?)? Początek września to grubo przed wykopkami, babcie nie mogły mieć swoich w ziemiance czy innej piwniczce
      • tt-tka Re: weselne menu 14.02.22, 23:13
        Odjazd mlodej pary do zwyczajow pasuje tak sobie, ale do tego konkretnego wesela doskonale :) - kogo tam obchodza nowozency i komu (poza ewentualnie Teresa) sa oni potrzebni ? przeciez nie gosciom, w znakomitej wiekszosci calkiem obcym, a nawet nie rodzinie

        ziemniaczkow, jestem pewna, dostarczyl Chrobot, ktory zawsze ma ich zapasik, czy to do spozycia, czy do przerobki na plyn. bardziej mnie ciekawi, gdzie jest ten "pobliski" zagajnik i jak zapalencom szlo zbieranie chrustu po ciemku
      • bupu Re: weselne menu 21.02.22, 13:54
        mika_p napisała:

        > Ja bym jeszcze chciała wiedzieć, na jak dlugi czas przewidziana była impreza i
        > jak ją planowano zakończyć.

        Ja tylko dyplomatycznie przypomnę, że owo huczne weselisko co się długo w noc toczyć miało, wyprawiono w niedzielę. Co oznacza, że po dniu weselnym nastąpił nieuchronnie poniedziałek, normalny dzień roboczy i szkolny. I teraz pytanie: czy wszyscy uczestnicy imprezy, jak jeden mąż i jedna żona, wzięli w ten poniedziałek wolne, czy też poszli do pracy/szkoły w stanie zmiętym i nie bardzo przytomnym (w tym co najmniej troje lekarzy, czyli Mareczek, Ida i Mamert Kowalik)?
        • mamuka_z_boru Re: weselne menu 21.02.22, 18:38
          bupu napisała:
          . I teraz pytanie: cz
          > y wszyscy uczestnicy imprezy, jak jeden mąż i jedna żona, wzięli w ten poniedzi
          > ałek wolne, czy też poszli do pracy/szkoły w stanie zmiętym i nie bardzo przyto
          > mnym (w tym co najmniej troje lekarzy, czyli Mareczek, Ida i Mamert Kowalik)?

          Ee tam, to wesele to impreza mocno geriatryczna jest, większość uczestników o życiu zawodowym i obowiązkach wynikających z następstwa dni tygodnia już zapomniała. Jak sama autorka zapewne.
          • bupu Re: weselne menu 21.02.22, 18:53
            mamuka_z_boru napisała:

            > bupu napisała:
            > . I teraz pytanie: cz
            > > y wszyscy uczestnicy imprezy, jak jeden mąż i jedna żona, wzięli w ten po
            > niedzi
            > > ałek wolne, czy też poszli do pracy/szkoły w stanie zmiętym i nie bardzo
            > przyto
            > > mnym (w tym co najmniej troje lekarzy, czyli Mareczek, Ida i Mamert Kowal
            > ik)?
            >
            > Ee tam, to wesele to impreza mocno geriatryczna jest, większość uczestników o ż
            > yciu zawodowym i obowiązkach wynikających z następstwa dni tygodnia już zapomni
            > ała. Jak sama autorka zapewne.

            Ida i Marek pracują, to samo Nutria i Robert, pracuje też Gabuchna, rocznik 61, czyli w trakcie wesela lat 56, o ile dobrze liczę. Do wieku emerytalnego jej sporo brakuje, zatem jej rówieśnicy, czyli wszystkie Hajduki z przyległościami pracują również. Dambo (rocznik 71) i Bebe (72) od wieku emerytalnego są nader odlegli, tak samo jak Larwa z Maszpanem, czy Przeszczep. Grono osób czynnych zawodowo było tam nader spore.
            • bupu Re: weselne menu 21.02.22, 18:56
              bupu napisała:

              > mamuka_z_boru napisała:
              >
              >
              > > Ee tam, to wesele to impreza mocno geriatryczna jest, większość uczestnik
              > ów o ż
              > > yciu zawodowym i obowiązkach wynikających z następstwa dni tygodnia już z
              > apomni
              > > ała. Jak sama autorka zapewne.
              >
              > Ida i Marek pracują, to samo Nutria i Robert, pracuje też Gabuchna, rocznik 61,
              > czyli w trakcie wesela lat 56, o ile dobrze liczę. Do wieku emerytalnego jej s
              > poro brakuje, zatem jej rówieśnicy, czyli wszystkie Hajduki z przyległościami p
              > racują również. Dambo (rocznik 71) i Bebe (72) od wieku emerytalnego są nader o
              > dlegli, tak samo jak Larwa z Maszpanem, czy Przeszczep. Grono osób czynnych zaw
              > odowo było tam nader spore.
              >
              >


              Aaa, jeszcze jest ta nieszczęsna orkiestra z domu kultury! Takie orkiestry są amatorskie, nie zawodowe, ich członkowie pracują na co dzień w różnych miejscach. Wiec co, wzięli wolny poniedziałek, czy styrani po całonocnym trąbieniu powlekli się do roboty?
            • tt-tka Re: weselne menu 21.02.22, 20:12
              Mlodziez, w osobach Nory, Gustego, Dentego, Rojkow powinna w poniedzialek isc do szkolki. Nauczycielka Matalia Matoleczna takoz. Juz nie mowiac o Flobrych, zywina ma to do siebie, ze karmic i poic trzeba toto o stalych porach, a nie gdy sie karmiciel odespi. Drob rumiankowski, a i Kobylka, tez bedzie wolac jesc.
              • bupu Re: weselne menu 22.02.22, 06:47
                tt-tka napisała:

                > Mlodziez, w osobach Nory, Gustego, Dentego, Rojkow powinna w poniedzialek isc d
                > o szkolki. Nauczycielka Matalia Matoleczna takoz.

                Maszpan również, że o dyrektorach Kordialku i Hajduku nie wspomnę.

                Juz nie mowiac o Flobrych, zy
                > wina ma to do siebie, ze karmic i poic trzeba toto o stalych porach, a nie gdy
                > sie karmiciel odespi. Drob rumiankowski, a i Kobylka, tez bedzie wolac jesc.

                A to to u nich wypada każdego dnia, konie nie biorą wolnego od żarcia w soboty. Kury też nie. Poślizg w karmieniu raz na jakiś czas żywinie nie zaszkodzi, natomiast znani mi szefowie patrzą dość skośnie na pracowników biorących wolne z powodu wesela.
                • piotr7777 Re: weselne menu 22.02.22, 17:49
                  Zwracam uwagę, że
                  --wesele było oficjalnie bezalkoholowe, jego uczestnicy następnego dnia mogli być zmęczeni, ale nie skacowani (a z reguły dlatego bierze się w poniedziałek urlop na żądanie)
                  -Ida i Marek z racji ślubu syna mogli mieć urlop okolicznościowy
                  -na uczelniach we wrześniu jeszcze nie ma zajęć, więc Gabriela z Grzegorzem nie musieli się koniecznie stawić o określonej godzinie
                  -dyrektorzy szkoły mają czas pracy zadaniowy, zatem mogą raz przyjechać do szkoły np. o 10.00 (a w każdym razie nie pracują sztywno od godziny do godziny)
                  -nauczyciele mają 18-godzinne pensum, (a de facto 15-godzinne, bo są to godziny lekcyjne a nie zegarowe) co oznacza, że mogą mieć luźniejsze dni. We wrześniu często jeszcze nie ma stałego planu lekcji, więc jeśli ma się zaprzyjaźnionego zastępcę dyrektora i mocną pozycję w szkole, można pokombinować, ze np. zacznie się zajęia nie o 8.00 a powiedzmy o 11.00
                  ,teraz często wesela są np. w piątki albo nawet w czwartki, pracownicy mają 26 dni urlopu i nie zawsze plan urlopów jest nienaruszalną świętością. Również nie jest probleme zwolniene dziecka z lekcji w danym dniu z powodu ślubu/wesela w rodzinie.
                  Ślub w niedzielę mnie raczej dziwi z innego powodu - w niedzielę jest jednak określona liturgia i okreslony tryb mszy w danej parafii. Co innego chrzty czy komunie, zwłaszcza, że z reguły dotyczą większej ilości dzieci, w dodatku I komunia to z reguły tylko 2 majowe niedziele a chrzest przeważnie robi się raz w miesiącu dla większej ilości dzieci. Ale ślub to jednak uroczystość jednej pary i ich rodziny. Co prawda wszystkie jeżycjadowe śluby odbyły się w niedziele i/lub uroczystości, ale w realu to się zdarza rzadko (Co nie znaczy, że wcale).
                  • bupu Re: weselne menu 23.02.22, 08:58
                    piotr7777 napisał:

                    > Zwracam uwagę, że
                    > --wesele było oficjalnie bezalkoholowe, jego uczestnicy następnego dnia mogli b
                    > yć zmęczeni, ale nie skacowani (a z reguły dlatego bierze się w poniedziałek ur
                    > lop na żądanie)

                    Zwracam uwagę, że nikt tu nie mówił o alkoholu. Nie znam jednak osoby po czterdziestce, która po zarwanej nocy jest świeża jak pierwiosnek.




                    > -Ida i Marek z racji ślubu syna mogli mieć urlop okolicznościowy

                    A szpital, borykający się z niedoborem kadr, niewątpliwie się rwał by im go udzielić.


                    > -dyrektorzy szkoły mają czas pracy zadaniowy, zatem mogą raz przyjechać do szko
                    > ły np. o 10.00 (a w każdym razie nie pracują sztywno od godziny do godziny)

                    Damazy i Jerzy oprócz dyrektorowania także uczą, przypominam.

                    > -nauczyciele mają 18-godzinne pensum, (a de facto 15-godzinne, bo są to godziny
                    > lekcyjne a nie zegarowe)

                    Żadne de facto. Na przerwach nauczyciel też jest w pracy.

                    co oznacza, że mogą mieć luźniejsze dni. We wrześniu
                    > często jeszcze nie ma stałego planu lekcji,

                    Jako nauczycielka powiadam ci, że w połowie września stały plan jest wszędzie.

                    więc jeśli ma się zaprzyjaźnionego
                    > zastępcę dyrektora i mocną pozycję w szkole, można pokombinować, ze np. zacznie
                    > się zajęia nie o 8.00 a powiedzmy o 11.00

                    Jasne, bo ogarnięcie zastępstw na lekcjach i dyżurach to małe Miki.

                    >
                    >
                    > ich rodziny. Co prawda wszystkie jeżycjadowe śluby odbyły się w niedziele i/
                    > lub uroczystości, ale w realu to się zdarza rzadko (Co nie znaczy, że wcale).

                    Co prawda to nieprawda, bo Ida ślubowała w pierwsze święto Bożego Narodzenia 1991, które wypadało we środę.
                    • ciotka.scholastyka Re: weselne menu 23.02.22, 11:51
                      Co prawda wszystkie jeżycjadowe śluby odbyły się w niedziele i/
                      > lub uroczystości, ale w realu to się zdarza rzadko (Co nie znaczy, że wcale).

                      Co prawda to nieprawda, bo Ida ślubowała w pierwsze święto Bożego Narodzenia 1991, które wypadało we środę.

                      Ale Piotr napisał: w niedziele i/lub uroczystości. Te wesela. Odbywały się.
                    • przymrozki Re: weselne menu 23.02.22, 12:41
                      bupu napisała:

                      > piotr7777 napisał:
                      >
                      > > Zwracam uwagę, że
                      > > --wesele było oficjalnie bezalkoholowe, jego uczestnicy następnego dnia m
                      > ogli b
                      > > yć zmęczeni, ale nie skacowani (a z reguły dlatego bierze się w poniedzia
                      > łek ur
                      > > lop na żądanie)
                      >
                      > Zwracam uwagę, że nikt tu nie mówił o alkoholu. Nie znam jednak osoby po czterd
                      > ziestce, która po zarwanej nocy jest świeża jak pierwiosnek.


                      Czy MM wspomniała, o której godzinie odbył się ślub państwa Rumianek-Pałysów? Jeżeli koło 10-11, a wesele zaczęło się w południe, to większość gości mogła swobodnie wyjść przed 22:00. Dłużej zostaliby już tylko ochotnicy, którzy mogli sobie na to pozwolić.

                      Wiem, że w niektórych częściach Polski ślubów tak wcześnie się nie bierze, ale akurat w moich okolicach (fakt, że nie jest to Wielkopolska) jest to raczej standard. Oczywiście, zaraz podniesiona zostanie słuszna uwaga, że jakim cudem farorz wcisnął ślub pomiędzy niedzielny porządek mszy i co mu gdzie strzeliło, że pozwolił weselnikom wypożyczyć ławki przed sumą (miał zapasowy komplet ławek? w sumie musiał, skoro goście mieli na czym siedzieć w czasie trwania ślubu) (chyba że weselnicy opuścili kościół z ławkami pod pachą a ku weselichu powiezła je szparko Kobyłka) (ale Kobyłka chyba wiozła młodych, oni nie mieli czasu powozić, bo się całowali, ale mądry koń dowiózł ich swoim tempem, a za nim ciągnął się sznur weselników w samochodach - pamiętam, bo zwizualizowałam sobie ten opis i parskałam śmiechem niczym Kobyłka).


                      > Jasne, bo ogarnięcie zastępstw na lekcjach i dyżurach to małe Miki.

                      No chyba że Dambo wziął jeden dzień bezpłatnego urlopu. Już widzę ten wniosek urlopowy "w związku ze ślubem syna siostry koleżanki z klasy mojej żony, której to koleżanki moja żona nie widziała na oczy ze 30 lat, ale której siostry córka ma męża, który jest aktualnie moim podwładnym, a drugą córkę uczyłem 20 lat wcześniej historii i ona wtedy mówiła dużo miłych rzeczy o moim synku, wnoszę o udzielenie mi urlopu bezpłatnego w wymiarze jednego dnia".



                      • bupu Re: weselne menu 23.02.22, 12:51
                        przymrozki napisała:

                        > bupu napisała:
                        >
                        > > piotr7777 napisał:
                        > >
                        > > > Zwracam uwagę, że
                        > > > --wesele było oficjalnie bezalkoholowe, jego uczestnicy następnego
                        > dnia m
                        > > ogli b
                        > > > yć zmęczeni, ale nie skacowani (a z reguły dlatego bierze się w pon
                        > iedzia
                        > > łek ur
                        > > > lop na żądanie)
                        > >
                        > > Zwracam uwagę, że nikt tu nie mówił o alkoholu. Nie znam jednak osoby po
                        > czterd
                        > > ziestce, która po zarwanej nocy jest świeża jak pierwiosnek.
                        >
                        >
                        > Czy MM wspomniała, o której godzinie odbył się ślub państwa Rumianek-Pałysów? J
                        > eżeli koło 10-11, a wesele zaczęło się w południe, to większość gości mogła swo
                        > bodnie wyjść przed 22:00. Dłużej zostaliby już tylko ochotnicy, którzy mogli so
                        > bie na to pozwolić.

                        Ślub rozpoczął się punktualnie o 13.

                        > Wiem, że w niektórych częściach Polski ślubów tak wcześnie się nie bierze, ale
                        > akurat w moich okolicach (fakt, że nie jest to Wielkopolska) jest to raczej sta
                        > ndard. Oczywiście, zaraz podniesiona zostanie słuszna uwaga, że jakim cudem far
                        > orz wcisnął ślub pomiędzy niedzielny porządek mszy i co mu gdzie strzeliło, że
                        > pozwolił weselnikom wypożyczyć ławki przed sumą (miał zapasowy komplet ławek? w
                        > sumie musiał, skoro goście mieli na czym siedzieć w czasie trwania ślubu)

                        Ławki były z kaplicy. Nie z kościoła.




                        > No chyba że Dambo wziął jeden dzień bezpłatnego urlopu. Już widzę ten wniosek u
                        > rlopowy "w związku ze ślubem syna siostry koleżanki z klasy mojej żony, której
                        > to koleżanki moja żona nie widziała na oczy ze 30 lat, ale której siostry córka
                        > ma męża, który jest aktualnie moim podwładnym, a drugą córkę uczyłem 20 lat wc
                        > ześniej historii i ona wtedy mówiła dużo miłych rzeczy o moim synku, wnoszę o u
                        > dzielenie mi urlopu bezpłatnego w wymiarze jednego dnia".

                        Dooobre.
                        • przymrozki Re: weselne menu 23.02.22, 13:32
                          bupu napisała:

                          > Ślub rozpoczął się punktualnie o 13.

                          Czyli wesele, powiedzmy, koło 15. Takie bardziej popołudniowo-wieczorne niż nocne i bez poprawin. Niech będzie.

                          W tej sytuacji dziwi tylko, że w parafii Rumianków nie praktykuje się sumy w okolicach południa (gdyby praktykowano, nijak by się nie wyrobiono z mszą ślubną na 13).


                          > Ławki były z kaplicy. Nie z kościoła.

                          OK. Czyli to jest taka kaplica do pożyczenia z niej ław, w której w niedziele nic się nie dzieje, ale ławy na sto osób stoją. Przy czym tutaj nie dziwię się na wyrost, bo to akurat pewnie jest możliwe - wiejskie parafie miewają po kilka nieruchomości, a to jakiś stary kościół, a to starą kaplicę, a to kaplicę przycmentarną, a to dawny dom parafialny.



                          • tt-tka Re: weselne menu 23.02.22, 14:28
                            A to ja sie przestaje dziwic, ze jozworotki zmyly sie z wlasnego wesela i ze zastopowaly w pierwszym lepszym, byle pobliskim hotelu :)

                            jeszcze przed poludniem w dniu slubu cos tam robili, ona w kazdym razie (dekorowala stoly ?), a potem siedem do osmiu godzin z tym stadem obcych praktycznie ludzi i na twardym siedzisku...
                          • bupu Re: weselne menu 23.02.22, 18:27
                            przymrozki napisała:

                            > bupu napisała:
                            >
                            > > Ślub rozpoczął się punktualnie o 13.
                            >
                            > Czyli wesele, powiedzmy, koło 15. Takie bardziej popołudniowo-wieczorne niż noc
                            > ne i bez poprawin. Niech będzie.

                            Jak nie nocne, jak nocne? Jest opisane, że wieczór nastąpił, powynoszono świeczki w twistach, nad klepiskiem tanecznym zapalono lampiony i zabawa toczyła się dalej. Słońce 10 września 2017 zachodziło o 19:00.No i proszę bardzo, od wyniesienia świateł do odjazdu młodych, który bynajmniej nie był końcem wesela, orkiestra zagrała tango, rock n'rolla, walca, potem Nora odbyła długą rozmowę z ojcem, wreszcie pożegnano młodych i zabrano się do pieczenia ziemniaków, czyli impreza wciąż była w toku. A ziemniaków na ognisku, tak na marginesie, nie piecze się w minutę osiem.

                            >

                            > OK. Czyli to jest taka kaplica do pożyczenia z niej ław, w której w niedziele n
                            > ic się nie dzieje, ale ławy na sto osób stoją. Przy czym tutaj nie dziwię się n
                            > a wyrost, bo to akurat pewnie jest możliwe - wiejskie parafie miewają po kilka
                            > nieruchomości, a to jakiś stary kościół, a to starą kaplicę, a to kaplicę przyc
                            > mentarną, a to dawny dom parafialny.

                            Niektóre duże parafie miewają też kościoły filialne. I nie wiem jak teraz, ale kiedyś w takich kościołach nie odbywały się msze co niedziele, tylko w jedną, czy dwie niedziele w miesiącu, jak tam proboszczowi pasowało. Niemniej kaplica w której mieszczą się ławki na setkę luda to jest lekkie kuriozum.
                            • przymrozki Re: weselne menu 24.02.22, 18:46
                              bupu napisała:

                              > Jak nie nocne, jak nocne?
                              >

                              Nocne w sensie "całonocne". Jeżeli wesele zaczynałoby się koło 20:00, to goście, którzy rano mają pracę/szkołę/coś i którzy chcieliby położyć się spać o zwykłej porze, musieliby opuścić weselicho po pierwszym toaście. Ale jeżeli wesele zaczęło się koło 15, to to jest jednak pięć godzin więcej. Nawet jeżeli mała Mila wiodła tłum na barykady po chrust po zmroku, a ziemniaki były gotowe o 22, to to już było siedem godzin po rozpoczęciu zabawy. Schyłkowa faza imprezy a nie jej początek, zmęczeni biesiadnicy już się będą rozchodzić, a na placu boju zostaną najmocniejsi zawodnicy.

                              Że już nie wspomnę o tym, że na wrześniowym weselu pod gołym niebem wielu gości nie planowałoby siedzieć po zmroku, nawet gdyby do siedzenia było coś bardziej komfortowego niż ława kościelna.
                              • ako17 Re: weselne menu 24.02.22, 21:22
                                przymrozki napisała:

                                > Nawet jeżeli mała Mil
                                > a wiodła tłum na barykady po chrust po zmroku,
                                >

                                naprawdę to Mila dała asumpt tej ogniskowej akcji? Skąd jej się to wzięło? I kim ona przewodziła?

                                > Że już nie wspomnę o tym, że na wrześniowym weselu pod gołym niebem wielu gości
                                > nie planowałoby siedzieć po zmroku, nawet gdyby do siedzenia było coś bardziej
                                > komfortowego niż ława kościelna.

                                oj tak.
                                • ako17 Re: weselne menu 24.02.22, 21:25
                                  w sumie to też nie załapałam, że ten cały jubel się odbywał w niedzielę. Jako miastowa z urodzenia i wychowania i długoletni pracownik korpo nie wyobrażam sobie tego. Bez znaczenia, że impra bezalko
                                  zaprawdę, niewiele z tego tomu zapamiętałam
                                  • tt-tka Re: weselne menu 24.02.22, 21:44
                                    pytanko mam, a gdzie panstwo parkowali ? Na polu Chrobota ? Bo chyba nie na podworku miedzy stolami, a tych autek troche tam bylo.
                                    • ako17 Re: weselne menu 24.02.22, 23:35
                                      z tego co rozumiem, to połowa pieszo, a reszta... nie wiem. te 50 osób zaproszonych się w 10-15 autach jakoś upchnęła, czyż nie? No to, co takie auto zje?
                                      • tt-tka Re: weselne menu 24.02.22, 23:49
                                        Hm... wiekowa Lonia, tylko ciuz mlodszy dr Kowalik i inne persony upychali sie po piec osob w aucie ? na slub Larwy co prawda w maluchu jechaly chyba cztery osoby, w tym wysoka Gaba, jeszcze wyzszy Pyziak, tez wysoki Miagwa i nieszczupla Magda, ale np seniorostwo B. pojechali czyms wiekszym tylko we dwojke plus Grzegorz jako ich szofer...
                                        • ciotka.scholastyka Re: weselne menu 25.02.22, 10:47
                                          tt-tka napisała:

                                          > na slub Larwy co prawda w maluchu jechaly chyba cztery o
                                          > soby

                                          W maluchu, naprawdę? Nie mam książki pod reką, ale ślub Laury to był chyba 2012 rok, u Borejków były juz wtedy lepsze samochody niż zagrożony wyginięciem kaszlak?
                                          • tt-tka Re: weselne menu 25.02.22, 14:04
                                            byly, ale lepszymi pojechali seniorzy (woz Strybow) i Palysowie (honda Marka)
                                            dla wymienionej czworki zostal maluch Idy

                                            Ty sie dziwisz temu, skoro samam panna mloda na wlasny slub jechala furgonetka z ogrodnictwa ???
                                            • bupu Re: weselne menu 25.02.22, 15:48
                                              tt-tka napisała:

                                              > byly, ale lepszymi pojechali seniorzy (woz Strybow) i Palysowie (honda Marka)
                                              > dla wymienionej czworki zostal maluch Idy
                                              >

                                              Palysowie mieli przynajmniej w hondzie komplet, natomiast strybowoz miał dwa wolne miejsca. Najwyraźniej jednak miagwa, CKNUK i przetłuszczona osobniczka nie zasłużyli na zaszczyt dzielenia powozu z jaśnie państwem Borejkostwem, a Gabryjela męczennica musiała się umartwiać również na niwie motoryzacji.
                      • ako17 Re: weselne menu 24.02.22, 16:38
                        przymrozki napisała:




                        > No chyba że Dambo wziął jeden dzień bezpłatnego urlopu. Już widzę ten wniosek u
                        > rlopowy "w związku ze ślubem syna siostry koleżanki z klasy mojej żony, której
                        > to koleżanki moja żona nie widziała na oczy ze 30 lat, ale której siostry córka
                        > ma męża, który jest aktualnie moim podwładnym, a drugą córkę uczyłem 20 lat wc
                        > ześniej historii i ona wtedy mówiła dużo miłych rzeczy o moim synku, wnoszę o u
                        > dzielenie mi urlopu bezpłatnego w wymiarze jednego dnia".
                        >
                        >
                        >


                        W ogóle mi zestaw gości z tego wesela kojarzy się z korowodem z Wesela. Jakieś zjawy sprzed lat, które żadnego związku z Józefem ani Dorotą nie mają (pominąwszy tych bezimiennych, co się wbili na krzywy ryj). Jakaś Lonia, jakiś Hajduk czy co. Brakuje jeszcze tylko unoszącego się nad tym ducha Dmucha i wspomnienia o inkasencie z SK.
                        • bupu Re: weselne menu 24.02.22, 17:50
                          ako17 napisała:



                          >
                          > W ogóle mi zestaw gości z tego wesela kojarzy się z korowodem z Wesela. Jakieś
                          > zjawy sprzed lat, które żadnego związku z Józefem ani Dorotą nie mają (pominąws
                          > zy tych bezimiennych, co się wbili na krzywy ryj). Jakaś Lonia, jakiś Hajduk cz
                          > y co. Brakuje jeszcze tylko unoszącego się nad tym ducha Dmucha i wspomnienia o
                          > inkasencie z SK.
                          >


                          Li i jedynie!
    • kocynder Re: weselne menu 26.02.22, 14:44
      Chleb i sól trudno "dopisać" do menu, gdyż jest to tradycyjne powitanie młodych, a nie "jedzenie".
      Jednak zakładam, że skoro menu przygotowywała jakaś firma cateringowa, to oprócz wędlin (nie ma znaczenia czy ciemnych i suchych, czy bladoróżowych i mokrych) było coś jeszcze, tyle, że autorka tego "jeszcze" nie opisała. Nie wierzę w profesjonalną firmę, obsługującą wesela, która ma w ofercie wędliny, chleb i nic poza tym.
      Co do słodyczy - ja na przykłada nie przepadam za sernikiem. Makowcem też. I u nas w rodzinach (zarówno mojej jak i męża) nie ma zbytnio amatorów tych akurat ciast. Więc co, powinniśmy mimo to je podać bo tak, bo zwykle? Co do wesela Józworotków - biszkopt z kremem i owocami, tarty, rolada plus te rożki - jak najbardziej pasują do weselnego menu. Dobrze zrobione ciasto drożdżowe to jest cymes, więc też jak najbardziej rozumiem, acz jednak... Tu po części się z tobą zgodzę - drożdżówka, nawet i najlepsza, jest ciastem dość "pospolitym" i mało odświętnym. Jednakże mogę sobie wyobrazić, że nie ci konkretnie, ale jacyś młodzi, mając tzw "stół regionalny", czyli te swojskie wędliny, szynki, swojski chleb, jako uzupełnienie tej "swojskości" - zdecydowaliby się na ciasto właśnie drożdżowe, z grubą warstwą kruszonki...
      Co do stylówy Derocinej - osobiście znam kobiety, które kosmetyczki nie potrzebują, do ślubu czesały się same, lakier na paznokciach tez kładły własnoręcznie. I wcale nie miały "wywalone" na swój wygląd w tym dniu! I sam ten brak kosmetyczki, manicure i fryzjerki ja bym "kupiła". Ale już to, że panna młoda tuż przed weselem zapitala z dekorowaniem stołów - już nie. Serio, tymi kwiatkami nie mogły się zająć babcie, koleżanka (a, koleżanka nie, wszak Derocia koleżanek nie posiada), któraś z bab z Józwy rodu, wszak tam tłumy się kłębią!
      Co do alkoholu - można sobie dywagować. Ja bym przyjęła wesele bezalkoholowe, gdyby MM to JAKOŚ (jakkolwiek!) uzasadniła. Np, że Józef po tym, jak się raz wstawił kremem Choco następny dzień przechorował i nabrał alkoholowstrętu. Albo, że Dorotka zawsze była aktywną "oazówką", rekolektantką, pielgrzymowiczką i ogólnie zaangażowana w życie parafii więc... (to by tez tłumaczyło obecność proboszcza na weselu). Przy braku tego wyjaśnienia - wyszło po prostu głupio.
      Natomiast co mnie tak na prawdę zaskakuje to brak "zaplecza" ogrzewanego. Wszak nawet przysłowie mówi, że "Od świętej Anki chłodne wieczory i ranki". Wrzesień już jest zdecydowanie po Ance. Abstrahując od przysłowia - w naszym klimacie każdy wie, że wrześniowe wieczory bywają przecudnej urody, ale bywają i już całkiem chłodne. I co, gdyby trafił im się wieczór chłodniejszy? Z tego co wiem, średnia temperatura wrześniowa oscyluje gdzieś koło 15 stopni C, to nie Miami jednak. Nawet załóżmy, że wrzesień im się trafił ciepły, i było te 20 stopni. Pod wieczór zawsze temperatura spada. No i jak to widzieli? Wszyscy w tych kreacjach na ciepły dzień, zmierzchać zaczyna, temperatura leci na łeb na szyję, spada do tych 15 stopni i niżej, a goście siedzą na tych ławkach szczękając zębami? A już jeśli wietrzny dzień się trafi to w ogóle bajka.I tu moim zdaniem jest główna "krewa" organizacyjna. Brak planu "B" na wypadek niepogody.
      • herbacianasaszetka Re: weselne menu 26.02.22, 16:14
        Zgadzam się w 100%. Nawet na weselach latem miałam problem z wyjściem na papierosa, bo szczękałam zębami. Tutaj co prawda nie było różnicy temperatur, bo wszyscy siedzieli na dworze, ale i tak to było mocno ruzykowne. Bo co, jeśli ochłodzenie, świateł lub deszcz? I mamy sposób osób bardzo starszych. Nie widzę mojej babci (urodzona rok przed starymi Borejami), która by tak wysiedziała. Jak dla mnie to kompletny brak realizmu.
        • kocynder Re: weselne menu 26.02.22, 23:48
          Dla mnie w ogóle organizacyjnie to wesele Józworotków leży na obu łopatkach i kwiczy cienkim głosem. Menu to detal, przy dobrej woli można założyć, że oprócz tego, co autorka wymieniła firma cateringowa jednak zadbała o normalny wikt. Ale... Kompletnie nie pomyślenie co na wypadek niepogody i brak zorganizowania miejsca do tańca - choćby wielkości chustki do nosa to dwie pięty achillesowe. Samochody, którymi goście przyjechali zapewne złożono w kostkę i schowano do szuflady, bo parkingu takoż nie przewidziano. ławki kościelne po godzinie siedzenia (excuse moi) "gryzą w tyłek", bo nie na kilkugodzinne wysiadywanie są obliczone. A tu siedzenie się zapowiada na sporo dłużej. Dobór gości - kuriozalny. Co tam robi Lonia? Kim w ogóle Lonia jest dla państwa młodych? Po ki czort i z jakiego "klucza" pojawia się Jerzy Hajduk? Albo państwo Kowalikowie? Cz też ksiądz proboszcz? Jakim cudem malutka cukierenka na ostatnią chwilę była w stanie dostarczyć te zwały ciast najprzeróżniejszych? Na prawdę, przy pozostałych "wtopach" menu to tylko, nomen-omen, wisienka na torcie bzdur... :D
          • herbacianasaszetka Re: weselne menu 27.02.22, 10:49
            Fabularnie to nie ma sensu najmniejszego. Ale rozumiem zamysł. Że początek Pałysów-Rumkanków jest końcem sagi. I dostaliśmy możliwość pożegnania się ze starymi bohaterami. Ma to nawet swój urok (w teorii!), ale realizacja?

            Nie powinno tam być Loni, Cesi z Jurkiem, Damba... Poza tym (tu już mniej obiektywnizu, a dużo prywaty), poszlibyście na ślub/wesele syna siostry dawnej koleżanki Twojej żony? Bo ja np. omijam 3/4 ślubów, na które jestem zapraszana, z bardzo prostego powodu - nie znam tych ludzi. Co z tego, że jesteśmy spokrewnieni lub kiedyś cośtam, skoro ostatni raz widzieliśmy się 20 lat temu lub wcześniej? Bez przesady. Poza tym (uwaga, jeszcze więcej prywaty!) też miałam podobną sytuację przed swoim ślubem. Moja mama ma 3 rodzeństwa, jedna sztuka rozmnożyła się na 5 kolejnych, z których każda wyszła za mąż i ma przynajmniej 2 dzieci. I ja tych ludzi widuję tylko raz do roku na cmetarzu, choć spokrewnienie jest takie samo, jak między Józkiem a Norą. Wesele chciałam zrobić na góra 30 osób, a tu nagle dostałam od rodzicielki wąty, że "Jak to ich nie zaprosiłam?!". No tak, miało być w sumie 30 osób, a zaproszę 22, których w niemalże nie znam, bo są bliscy dla mojej mamy... Boki zrywać. I takie coś widzę tutaj. Ktoś, żeby sobie mogła pogadać babcia, ktoś dla cioci Gaby, nawet Sałacie załatwili kumpla. A gdzie znajomi Józka? Gdzie Dziuba? Może Trolla? Oscarabessowie? Walenty?
            • kocynder Re: weselne menu 27.02.22, 11:53
              Ja bym nie poszła. Ale ja, podobnie jak ty - unikam wszelkich spędów weselnych o ile tylko mam możliwość... Nie ma opcji bym poszła na wesele syna siostry koleżanki męża - już nawet nie daw2nej (czyli takiej, z którą kontakty de facto dawno wygasły) ale nawet i bieżącej! Jeśli z przyczyn różnych wypada się pojawić - to możemy pójść na sam ślub (tak, wbrew niektórym ja uważam, że są sytuacje, w których nawet i wbrew woli wypada się gdzieś pokazać) - ale już na wesele bym się nie wygłupiała.
              Podobnie ja ty - (uwaga: prywata!) kiedy braliśmy ślub i ja i mąż woleliśmy małą, kameralną uroczystość: rodzice, rodzeństwo, chrzestni. O ile w mojej rodzinie - nie było problemu, o tyle w męża... Jego ojciec miał ośmioro rodzeństwa, mama - pięcioro. Wszystkie te ciotki i wujowie/stryjowie, oczywiście, od lat zamężne/żonaci i dzieciaci. Jak policzyliśmy "kuzynów" to wypadło "w naszym pokoleniu" - trzydzieści dwie osoby (plus współmałżonkowie i dzieci). No nie, na pewno nie byłoby kameralnie! Do tego, podobnie jak i u ciebie - dużą część tegoż kuzynostwa widuje się tylko z okazji pogrzebów, urodzin babci/dziadka czy temu podobnie. Ok, gdybyśmy robili huczne weselisko - to zapewne byłoby dla nich miejsce. Ale tak? Uroczystość zamknęła się na 12 osobach (plus my), a w trzy tygodnie później (po powrocie z fantastycznego wyjazdu we dwoje) był duży grill dla znajomych i przyjaciół na działce nad jeziorem - i tam, owszem, część kuzynostwa, z którą kontakty są koleżeńskie była. Ale tylko ci, z którymi kontakt mamy częsty i "koleżeński" niezależnie od więzów krwi. Natomiast nijak nie widzieliśmy powodów, by zapraszać na tą imprezę te osoby, z którymi kontakty są sporadyczne i raz na kilka lat.
              Co do zakończenia sagi - to miała nim być Kalamburka - co byłoby logiczne i SŁUSZNE. Jako swoiste "pożegnanie" z wszystkimi bohaterami miałoby JAKIŚ sens - gdyby nie było ślubem Józworotków! Gdyby... No nie wiem, przykładowo zorganizowano jubel z okazji 60 urodzin świętej jeżyckiej Dzielnej Grzywki z Betonu. Wówczas - ok. Kowalikowie - no, dzwoni do nich (dobra, do Mamerta) zawsze kiedy ją uciska cokolwiek medycznego zamiast pójść do POZ czy właściwego specjalisty. Jurek Hajduk - kumpel ze szkolnej ławy (jakim cudem Hajduk jest kumplem ze szkoły Gabbini i równocześnie jest kolega ze studiów jej o dychę starszego męża nie wyjaśniono). Lonia - no, Gaba mogła ją jakoś tam znać. I tak dalej. Ba, wówczas i zrozumiały robi się brak młodych spoza ścisłego kółka rodzinnego! Bo wszak na urodziny starszej pani nie sprasza się małolactwa, bo i po co? Albo z okazji rocznicy ślubu Milicjognacych, chociaż wówczas już mogłaby dziwić obecność Damba czy Hajduków. Dlatego najlepiej by była to okazja z betonową grzywką związana. Spraszanie starych piernikó na wesele pary studenciaków (czyli Józworotków) jest po prostu bez sensu i kupy się nie trzyma nawet jako swoiste pożegnanie z sagą.
              A na marginesie - wczoraj mi się rzuciła w oko informacja, że ponoć "Chucherko" ma się już w tym roku ukazać i jest w redakcji. Strach się bać...
              • herbacianasaszetka Re: weselne menu 27.02.22, 15:46
                Matko i córko, gdzie przeczytałaś o Chucherku?

                Podoba mi się wizja z 60. urodzinami Betonowego Centrum, na którym po latach spotykaja się (prawie) wszyscy członkowie grupy ESD. Lub, jeśli nie urodziny, to może spotkanie klasowe rocznika Gaby? Okazja, by przywołać starych bohaterów i nawet nawiązać do nieobecnych, np. Anielka mogłaby wspomnieć, co słychać u Romy i Tomka. Mogłaby nawet z ludzkiej ciekawości spytać Gaby, jak się mają Konrad i Bebe (też bym się chętnie dowiedziała czegoś więcej). Na pewno jest naturalniejsze od wymiany informacji z mailach.
                • przymrozki Re: weselne menu 27.02.22, 18:10
                  herbacianasaszetka napisała:

                  > Okazja, by przywołać starych bohaterów i
                  > nawet nawiązać do nieobecnych, np. Anielka mogłaby wspomnieć, co słychać u Romy
                  > i Tomka.

                  Ale czemu Aniela miałaby wspominać Gabie, co słychać u Tomka, skoro Tomek jest zięciem Grzegorza?


                  Mogłaby nawet z ludzkiej ciekawości spytać Gaby, jak się mają Konrad
                  > i Bebe (też bym się chętnie dowiedziała czegoś więcej). Na pewno jest naturalni
                  > ejsze od wymiany informacji z mailach.

                  Tu z kolei odwrotnie, prędzej Aniela wiedziałaby, co słychać u jej dalekich krewnych (chociaż równie dobrze mogłaby nie mieć z nimi żadnego kontaktu) niż Gaba, która Beaty chyba nie znała w ogóle (a przynajmniej nic nam nie wiadomo o tym, żeby było inaczej), a Konrada znała przelotnie dwadzieścia lat temu jako śmiesznego nastoletniego kuzynka przyjaciółki z lat szkolnych. Borejkowie z Bittnerami raczej nie utrzymywali kontaktów, Ignacy ich nie znał, a dorosłą Aurelię ciężarną przy łożu boleści Gaby ze "Sprężyny" rozpoznał jako dawną Geniusię, która ma niespodziewaną dla niego córeczkę, Gabrysię, a nie jako aktualną przyjaciółkę domu, która w tym domu bywa.
                  • herbacianasaszetka Re: weselne menu 27.02.22, 20:49
                    Grzegorz już dawno zapomniał o istnieniu Elki, Tomka i swoich wnuków, od niego się niczego nie dowiemy. A Aniela za Bitnerami wybitnie nie przepadała, Józefina miała dzieci gdzieś, więc nie sądzę, by o nich gawędziła z Anielą. Prędzej o Konradzie będzie coś wiedzieć Gaba przez wzgląd na Aurelię (nawet jeśli nie kontaktowała się z nią regularnie, to ogólny ogląd może mieć), a o Bebe - Grzegorz. W końcu to żona jego dobrego fumfla.
                    • mika_p Re: weselne menu 27.02.22, 22:51
                      Gdyby autorka nie zapomniała, że Kowalikowie są skoligaceni z Borejkami, i gdyby nie wysłała Elki z Tomkiem do Japonii, tylko choćby w Bieszczady, to chyba już w okolicach Języka Trolli Józinkowi mogło przemknąć przez myśl coś takiego:
                      "Co prawda nie był formalnie spokrewniony z Elką i jej dziećmi, ale spędzali na Roosevelta tyle czasu (jak akurat byli w Poznaniu), że traktował ich jak rodzinę. Przy każdych urodzinach i imieninach zawsze najpierw był zdziwiony, że się spóźniają, a dopiero po chwili uświadamiał sobie, że mieszkają daleko i tym razem ich znowu nie będzie".

                      Doktora Kowalika też by można było zaprzyjaźnić z Borejkami na niwie prywatnej, a nie zawodowej. Na przykład tak:
                      Elka i Tomek wraz z kilkumiesięcznym pierworodnym przyjechali do Poznania na ślub i wesele kogoś z dawnych przyjaciół, dziecię miało zostać z dziadkiem Strybą i jego żoną, bo babcia Tosia - co za pech - akurat skręciła kostkę czy coś w ten deseń, co uniemożliwia opiekę nad raczkującym maluchem, a dziadek Mamert miał poranny dyżur w niedzielę. Po rodzinnym obiadku Mamert odwiózł synową i wnuka na Roosevelta, pomógl wnieść klamoty, Elka poleciała, a Mamert wdał się w dlugą rozmowę z Grzegorzem na temat najpierw doskonałości ich wspólnego wnuka, a potem tematy inne, wypił miłą herbatkę, dostał kolację, aż w końcu Tosia zaczęła go szukać telefonem.

                      Dalej bym im po prostu dała stałe miejsce na wigilii u Borejków, gdy Elka z Tomkiem postanawiają spędzić święta w Poznaniu - to można by dać przy jakichś rozważaniach o wspanialości Gabrieli, której talenty dyplomatyczne, miłe wielkie serce i zaproszenie Tosi i Mamerta na wieczerzę rozwiązały dylemat, jak być z bliskimi w ten ważny dzień.

                      Tym sposobem, w trzy migawki we wcześniejszych tomach mielibyśmy proste uzasadnienie, co doktor Kowalik robił na weselu Józefa i Doroty. Wuj to wuj
                      • tt-tka Re: weselne menu 27.02.22, 22:58
                        A ja nie chce wasci mowic wuju ! Najwyzej moge cos do rymu - zazartowal wulgarnie Roch Kowalski.

                        Nie widze tego. Dr Kowalik nigdy, przez te blisko trzydziesci lat z Borejkami nie jest traktowany na stopie towarzyskiej, ze juz o rodzinnej nie wspomne. Nie zaprasza sie go, nie pyta o zone ni dzieci.

                        A Elka, gdyby akurat na swieta wpadla do Poznania, zapewne spedzilaby je z dziadkami Cyryjkiem i Metodym i NIE u Borejkow, gdzie w/w tez nie figuruja w charakterze rodziny ani przyjaciol.
                        • mika_p Re: weselne menu 27.02.22, 23:56
                          Teraz nie da się widzieć wuja w Mamercie Kowaliku. Relację trzeba by budować od kilku tomów, ale dałoby się kilkoma akapitami na przestrzeni dziejów.
                          I wtedy mozna by nawet wpleść w Idusiowy email opowieść o tym, jak się zdziwiła Kowalikami na liście gości, po czym syn by jej wyjaśnił Sienkiewiczem, zwięxle, ale trafiając w samo sedno: "Wuj to wuj".
                          Tyle że - jak zaznaczyłam na początku - trzeba by od iluś tam tomów pamiętać, że doktor Kowalik jest teściem pasierbicy Gabrieli. A autorka o tym nie pamięta zupełnie
                    • przymrozki Re: weselne menu 28.02.22, 20:12
                      herbacianasaszetka napisała:

                      > A Aniela za Bitnerami wybitnie nie przepadała, Józefin
                      > a miała dzieci gdzieś, więc nie sądzę, by o nich gawędziła z Anielą. Prędzej o
                      > Konradzie będzie coś wiedzieć Gaba przez wzgląd na Aurelię (nawet jeśli nie kon
                      > taktowała się z nią regularnie, to ogólny ogląd może mieć), a o Bebe - Grzegorz
                      > . W końcu to żona jego dobrego fumfla.

                      Ale przecież żoną fumfla była Cesia de domo Żak. Bebe była żoną Damazego, który w tejże samej "Ciotce Zgryzotce" był pokazany jako osoba Borejkom praktycznie obca (żeby wydębić od niego tak niesłychaną przysługę jak przyjęcie dwojga dzieci do ich szkoły rejonowej, trzeba było skorzystać z pomocy Adaaaaaama).

                      A co do Bitnerów - Aurelia skądś musiała wiedzieć o wypadku Gaby, więc jakaś linia wymiany informacji musi między nimi istnieć. Ale nic nie wskazuje, żeby to była jakaś bliska relacja. Bo to nawet nie o to chodzi, że nic się nam o niej nie wspomina we wcześniejszych książkach (mogło być tak, że Gabrysia z Aurelią widywały się regularnie, ale poza kartami książek), ale widać wyraźnie, że Ignacy nie miał zielonego pojęcia, że Aurelia ma pięcioletnią córkę, Gabrielę (czy tam ile lat to dziecko miało).
                      • herbacianasaszetka Re: weselne menu 01.03.22, 08:21
                        Przymrozki, masz oczywiście rację! Wyobraźmia mi podstawiła Damazego do sceny w TiR, a przecież to był Hajduk. Pardon.

                        Co do Ignaca - no weź :D On już od dawna nie rejestruje dzieci w okolicy. Idę o zakład, że nie odróżnia Ani od Nory, Rojków wie, że jest dwóch, a zapytany o to, ile ma prawnuków, byłby zdziwiony, że w ogóle jakieś są.
                        • przymrozki Re: weselne menu 01.03.22, 18:59
                          herbacianasaszetka napisała:

                          > Co do Ignaca - no weź :D On już od dawna nie rejestruje dzieci w okolicy. Idę o
                          > zakład, że nie odróżnia Ani od Nory, Rojków wie, że jest dwóch, a zapytany o t
                          > o, ile ma prawnuków, byłby zdziwiony, że w ogóle jakieś są.

                          Rejestrować, żeby zauważyć, to wiadomo, że nie, ale Ignacy doznaje jakiegoś wstrząsu, kiedy okazuje się, że dziecko nosi święte imię. A nosi je zapewne mniej więcej od urodzenia, więc gdyby Aurelia bywała gościem na Roosvelta, Ignacy mógłby zaliczyć wstrząs wcześniej.
                • kocynder Re: weselne menu 27.02.22, 21:46
                  Nie pamiętam, szukałam w czeluściach netu czegoś innego, przypadkiem mnie "wrzuciło" na stronę, mignęło mi zdanie, że "Chucherko" ma być jeszcze w tym roku i jak super, po czym poleciałam gdzie indziej szukać tego, co mi było potrzebne - nie, nie szukałam "Chucherka"!
                  Już pal licho kto wspomniałby o ki8m, bo na upartego można na taki oficjalny jubel wepchnąć każdego, z Filipem Bratkiem włącznie (bo robi jakiś projekt dla uczelni i kumpluje się z panią dziekan katedry nicnierobienia). Gdyby "osią" imprezy była Gaba - wszystko by grało i dało się ładnie posklejać, wspomnieć po jednym zdaniu o wszystkich miłych i dzielnych postaciach... Coś w rodzaju:
                  "Gabrysia rozejrzała się po udekorowanej odświętnie sali oczami brązowymi jak kasztany. Pod oknem, mały krąg doskonale się bawiący tworzyła dawna grupa ESD. Boże, Paweł? Ten niegdysiejszy Adonis dziś wyglądał jak swój własny ojciec, tęgawy, nieco łysiejący starszy pan. Obok niego Danuśka - jak zawsze czujna i trzymająca męża na krótkiej smyczy - nie od dziś wiedziała, że Pawełek ma słabość do płci pięknej, i choć co prawda uroda amanta filmowego mu minęła, to wypchany grubo portfel został, a to argument dla wielu młodych "wilczyc" niebagatelny. Ceśka i Jurek Hajdukowie akurat pokazywali komuś jakieś filmiki na komórkach i zaśmiewali się do łez. Nieco bliżej, przy pięknie zastawionym stole siedziało grono seniorów - odświętnie ubrani rodzice żywo dyskutowali z dr Mamertem Kowalikiem i jego uroczą i ciepłą żoną - Tosią. Za stołami na niewielkim parkiecie Ida i Aniela szalały w twiście wkręcając w wir tańca kolejnych uczestników imprezy. Młodsze pokolenie okupowało widoczną za półotwartymi drzwiami mniejsza salę - ruda jak wiewiórka Łucja wskoczyła na stół i deklamowała coś strojąc miny, Ignacy podawał kuzynce tekst, Józef siedział nieco w głębi a jego zakochana w nim na umór żona Dorotka podawała mu właśnie talerz z wyborem ciast"... I tak dalej. Oczywiście rozpisać trzeba by to zgrabniej, dodać jakieś dialogi, wykrzykniki... Wcale nie wszystko musiałoby być z punktu widzenia kasztanowych oczu, przecież coś typu "Nutria znużona gwarem siedziała pod ścianą, tuż obok okna. Widziała jak Bebe i Dambo wychodzą, podeszli do grupy zgromadzonej wokół popielniczki, tuż pod oknem. Beata roześmiała się głośno.
                  - Miałeś rzucić palenie, Kozik! - parsknęła pouczającym tonem ciotki-klotki. Nagle przyjrzała się uważnie jednemu z mężczyzn. - Andrzej?! Rany boskie, sto lat cię nie widziałam! Co tu robisz? Pamiętasz Andrzeja, Dambo?
                  - Pewnie! Świetnie grał na gitarze. "Zrozum to co powiem..." - Zanucił cichutko jej mąż. Dawny kolega przerwał
                  - Poznajcie moją żonę, Roma, kochanie! W sumie to właśnie Roma jest tu gościem,a ja tylko na doczepkę. - Nutria ostrożnie wyjrzała. Bez trudu rozpoznała dawną koleżankę Pulpy, obecnie świetnie wyglądająca, szczupłą i zadbaną kobietę, która równie dobrze mogła mieć lat trzydzieści jak dobiegać pięćdziesiątki. W tej chwili jej wiotką talię obejmował obcy Natalii mężczyzna. W głowie miała słowa Pulpy, że mąż dawnej Romci jest podobny do Clooneya tylko z odstającymi uszami. Przypatrzyła się uważnie. No, facet od Clooneya był zdecydowanie przystojniejszy, bardziej męski. Ostrzyżone na krótko, po męsku, leciutko przysrebrzone włosy dodawały mu klasy. A uszu mogła się czepić tylko wyjątkowa złośliwość. Facet był nieziemsko przystojny, bez żadnego defektu urody, a do tego ewidentnie zapatrzony w żonę jak w obraz. Nawet wciąż śliczna Beata Kordiałek nie wzbudziła u niego błysku w oczach, który się zatlił, gdy popatrzył na żonę. Natalia opadła na krzesło i zamyśliła się "Kiedy ostatnio ktokolwiek tak patrzył na mnie?"... I takich x scenek dałoby świetny przegląd w sumie wszystkich możliwych postaci. Każdy mógłby powiedzieć dwa zdania, a przynajmniej pokazać się "na scenie".
                  I tak, byłoby to o niebo naturalniejsze zarówno niż głupawe maile jak i niż spęd starców na weselu studenckim. :)
    • anomaliapogodowa81 Re: weselne menu 03.03.22, 14:53
      Ojezusicku, dzięki drugiej części analizy Zgryzotki na NAKWie odkryłam, dlaczego lista gości na weselu jest tak kuriozalna!
      Otóż pan młody uznał, że nie ma głowy do takich głupot jak zastanawianie się, kogo zaprosić na własny słub i scedował ten przykry obowiązek na - uwaga - mamusię :-D
      No więc Ida wzięła i zaprosiła wszystkich znajomych swoich, swoich sióstr i rodziców, gdyż gówniarz sam się prosił :-D
      A opinią panny młodej i tak nikt się nie przejmuje, ma się po prostu zjawić skromna i dziewicza i powiedzieć "tak".
      No to już wiemy, skąd Ci absurdalni goście.
      • herbacianasaszetka Re: weselne menu 03.03.22, 18:43
        To wiele wyjaśnia! Ale nadal jest jedno ALE!
        Wpadłabyś na to, żeby zaprosić na ślub syna swoich starych znajomych, których on w życiu nie widział na oczy? Po co? Żeby zrobić sztuczny tłum?
        • 3piota Re: weselne menu 03.03.22, 22:11
          herbacianasaszetka napisała:
          > To wiele wyjaśnia! Ale nadal jest jedno ALE!
          > Wpadłabyś na to, żeby zaprosić na ślub syna swoich starych znajomych, których o
          > n w życiu nie widział na oczy? Po co? Żeby zrobić sztuczny tłum?

          Ale może młodym groszem sypnęli. A gdyby naspraszali studenciaków to panie bida z nyndzą!
        • mika_p Re: weselne menu 03.03.22, 22:20
          Na moim ślubie byli znajomi moich rodziców i moich teściów. Moja mama całe życie przepracowała w jednym miejscu, panie nosiły zdjęcia do pracy, wiele razy mama mi mówiła, że któraś tam widziała mnie na mieście, ja je ledwo kojarzyłam z widzenia, co nie zmienia faktu, że one mnie doskonale, ostatnio jedna mnie rozpoznała w sklepie mięsnym, mimo że mama już od kilkunastu lat jest na emeryturze, podobno niewiele się zmieniłam.
          Oprócz rodziny na moim slubie były prawie pełne dwie klasy, bo ślub braliśmy jeszcze w czasach studenckich, nasi znajomi, znajomi męza z pracy, i co najmniej po kilka osób z pracy i nie z pracy każdego z naszych rodziców.
          Moja mama też jeździła na śluby dzieci koleżanek, parę razy byłam jej szoferem, więc wiem, że nawet ładnych kilkanaście lat po przejściu na emeryturę meldowała się zwarta ekipa z kwiatami.

          Ale zaproszenie było tylko na ślub. Znajomi rodziców nie bywają na weselach, jakich znam. Najbliżsi przyjaciele, tak, ale znajomi z pracy rodziców nie.

          U mojej młodszej kuzynki kilka lat temu na ślubie było pół wsi i drugie pół od pana młodego. Ślub jest wydarzeniem na tyle publicznym, że jak wiesz z luźnej rozmowy z rodziną, że będzie, to możesz przyjść. Wesele dla zaproszonych na wesele.

          Osobiście uważam, że to fajne, tłum życzliwych ludzi w kościele czy USC.
          • kocynder Re: weselne menu 03.03.22, 22:53
            Mika, problem jest w jednym: ci goście, te wszystkie Lonie, Kowaliki itd - są na WESELU. Weselu, nie na ślubie! I tak, pracując x lat w jednym miejscu - "zna się" rodzinę współpracowników, i skoro się wie, kiedy jest taki ślub - to czemu nie, pójść do USC czy stosownej świątyni, nawet kwiatki wręczyć, złożyć życzenia młodym... Łeb dam, że większość młodych absolutnie nie skojarzy "tej pani w beżowej sukience, no, tej co dała takie śliczne maleńkie różyczki" z koleżanką z maminej pracy - prędzej młoda pomyśli, że to jakaś "pociotka" męża, a młody, że to ktoś z "klanu" żony.
            Sama tak bywałam na ślubach znajomych mocno odległych (właśnie "pracowych"), a jako że mój mąż był przez długie lata przełożonym w dość specyficznej grupie zawodowej - to bywał zapraszany na śluby swoich podwładnych. I owszem, bywaliśmy razem na takich ślubach i zapewne gdyby MM napisała, że w USC na ślubie Józworotków byli wszyscy mieszkańcy Poznania i okolic, którzy raz zobaczywszy betonową grzywkę urzeczeni jej betonowością... Itd - nikt by w tym nie widział nic niestosownego. Na ślubie. Ale już nie na weselu.Bo o ile w pełni "kupuję", że na twoim ślubie były koleżanki z pracy mamy i grono przyjaciół taty - o tyle NIE WIERZĘ, że miałaś tak "wywalone" na swoje własne wesele, że powiedziałaś "A, matka, zaproś se kogo tam chcesz, mi to wisi". Powiem więcej: mój własny mąż jest towarzyski jak odyniec samotnik z bolącym kłem, wagę do dat i "odświętności" przywiązuje nader mizerną, a ponieważ ja mam podobnie - wesela jako takiego nie organizowaliśmy, ale... Tuż po uroczystości był obiad dla najbliższej rodziny, a w trzy tygodnie później - "okazyjny" grill na działce nad jeziorem. I słowo - pomimo charakteru osobistego nas obojga na ową imprezę nie zaprosiliśmy ani ciotek, ani znajomych mam/tatów, ani własnych odległych kuzynów, ani tez podwładnych/znajomych z pracy. I, słowo, na tej imprezie było więcej niż dwie osoby! W przypadku Józw2orotków, gdyby wyeliminować powyższe (czyli starsze pokolenie, osoby słabo lub wcale nie związane z młodymi, kuzynostwo, z którym żadne z młodych nie jest zżyte i zaprzyjaźnione) - to okazałoby się, że młodzi małżonkowie nie muszą pędzić do żadnego motelu, bo są kompletnie sami.
            • jakgdyby.nigdynic Re: weselne menu 04.03.22, 12:44
              kocynder napisała:

              W prz
              > ypadku Józw2orotków, gdyby wyeliminować powyższe (czyli starsze pokolenie, osob
              > y słabo lub wcale nie związane z młodymi, kuzynostwo, z którym żadne z młodych
              > nie jest zżyte i zaprzyjaźnione) - to okazałoby się, że młodzi małżonkowie nie
              > muszą pędzić do żadnego motelu, bo są kompletnie sami.
              >
              Wydaje mi się, że to doskonałe podsumowanie dyskusji o zaproszonych gościach. MM od lat pisze swoje dzieła bardzo... leniwie, nie wkłada specjalnie intelektualnego wysiłku, żeby cokolwiek tam się spinało z rzeczywistością, żeby było prawdopodobne i takie tam bzdety.
              Jej trajektoria myślowa zatrzymała się jakoś w latach 90 i ten właśnie okres jest dla niej punktem odniesienia. Nic więc dziwnego, że automatycznie funduje bandę starzyków na weselu J&D. Punkt ciężkości sagi ciągle wisi w tym samym miejscu, co 30 lat temu. Amantki i amanci z nowych tomów są tylko jakimiś wypełniaczami treści, postaciami z celulozy i waty, dekoracją dla starszych generacji.
              Nie ma się więc co dziwić, że tak trzecioplanowa postać jak Dorota nie ma żadnej bandy przyjaciółek, które pomagają jej przygotować się do wesela. Nie o Dorotę i Józefa przecież autorce chodzi, a o Milę, Ignaca, Gabę i całe to towarzystwo. To oni są dla autorki ważni. Nie jakaś tam gównażeria.

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka