potargana2
12.07.06, 22:18
moja przyjaciółka ma zawsze ogromne problemy, największe troski i najlepsze
zasoby materialne.
Wspierałam ją dzielnie gdy mąż znęcał się nad ich córką, atakowałam jak lwica
gdy poniżał ją w gronie znajomych, kładłam do głowy, że jest wartościową
kobietą, zawsze jestem pod telefonem gdyby mnie potrzebowała.
Wczoraj to ja potrzebowałam rozmowy, zrozumienia.... umiejętnego skupienia
uwagi. Moje pociechy pojechały na obozy młodzieżowe i jak to bywa czasem
pojawiają się problemy....
No cóż nie miałam szansy na swoje 5 minut. Wysłuchałam opowieści o powrocie
jej pociechy z kolonii. Ona kolejny raz nie chciała mnie zrozumieć, myślę że
zbagatelizowała to co chciałam powiedzieć. Podjęłam 3 próby ale nastąpiła
zmiana tematu więc zamknęłam w duszysku swoje rozterki.
W drodze powrotnej do domu uświadomiłam sobie, że u niej wszystko musi być
"naj" tak w dobrym jak i złym znaczeniu. Zawsze musi być dużo szumu, głośnych
opowieści o radosnych i złych przeżyciach.
Jakoś mi się tak smutno zrobiło....