mala2308
07.05.10, 21:42
Od grudnia mamy psa rasy golden retriever. Jakoś tak w lutym
zauważyłam, że rano po przebudzeniu mam ślady ugryzień. POnieważ było
to uciążliwe, sporo swędzących śladów poszłam do lekarza. Dał maści i
twierdził że to pchły. Wykluczyłam to, ponieważ pies miał wcześniej
zaaplikowany frontline spot-on i nie drapał się.
Po jakimś czasie znaleźliśmy małego czarnego robaczka, pojechaliśmy
do weterynarza, stwierdził że to pchła i podał psu Frontline spot-on
i popsikał ją też sprayem tej firmy.
Po 2 tygodniach kolejne pogryzienia, kolejne pchły. Przez dwa dni
przeprowadzaliśmy akcję totalnego sprzątania - wszystko wyprane,
odkurzone, po odstawiane. Nie mamy dywanów a jedynie kafelki i
panele, mąż zasilikonawał wszelkie możliwe szpaty przy listwach
podłogowych.
Po 3 miesiącach wiemy, że pchły są w ogródku tzn pies je
przynosi jak wraca z ogrodu. Przechodzi tzn kwarantanne - jest w
kuchni parę minut, my zabijamy żywe osobnik.
Miał już stosowany co 4 tygodnie Frontline spot-on i ostatnio
Frontline Combo. Co dziwne, znajdujemy ciągle żywe jak i zdechłe
pchły.
Rozmawiałam już chyba z 10 weterynarzami i firmami zajmującymi się
dezynsekcją. Nikt nie wierzy, że Frontline nie działa i że pchły są w
ogrodzie, a my już nie mamy siły.
Mamy 10 miesięczne dziecko, jesteśmy cali pogryzieni. Nie wiemy już
jak sobie z tym poradzić