gatonka
13.05.14, 15:41
Po wypaleniu niezliczonej ilości papierosów, kilku dni wstawania o 12tej i prysznica o 15tej czas chyba przerwać ten rażący marazm. Pomyślałam, iż dobrym krokiem będzie "publiczna spowiedź" przed Wami Czytelnicy.
Mam 26 lat, jeszcze przez krótką chwilę i pierwszy chyba najpoważniejszy zakręt na drodze.
Skończyłam studia w jednym z pięknych miast polskich. Przez ten czas zdążyłam uzbierać dobre grono fajnych znajomych, rozwijać pasje i cieszyć się życiem w towarzystwie osoby wyjątkowej. Razem postanowiliśmy, że warto w życiu próbować czegoś nowego, także zaplanowaliśmy wyjazd za granicę. Nowa kultura, sprawdzenie siebie w nowych warunkach, wyzwanie. Łatwo nie było, 2 lata nauki języka, szukanie pracy i cala ta organizacja. To pojechaliśmy! W styczniu tego roku. W nowej pracy na początku było ciężko, potem niestety nie lepiej. Musiał minąć miesiąc lub dwa by stwierdzić, że to niekoniecznie było to. Warunki w nowej pracy były dalekie od wymarzonych. Po rozmowie z Lubym okazało się jednak, iż możliwości powrotu nasze są ograniczone. Poza tym, kto wycofuje się tak szybko? No to dalej wszelkimi sposobami próbowałam polubić pracę, dawać radę. Niestety było coraz gorzej. W końcu każdy dzień był męczarnią. Warunki rozwoju nie lepsze niż w kraju, obcość, dziedzina nie ta, którą chciałam. Stres związany z rozpoczęciem zawodowego życia w obcym środowisku był nie do przyjęcia dla organizmu. Niespanie, niejedzenie, w kółko myślenie o pracy, pracy, pracy...Ale jak nie ta to inna, mówili. Zmieniłam pracę. Z cieszenia się życiem nie zostało nic. Kolejna praca to samo. Po 4,5 miesiącach dochodząc do granic wytrzymałości, zdecydowałam że za wszelką cenę nie muszę mieszkać za granicą, choć jest to fajne doświadczenie. Niestety powrócić mogę tylko w pojedynkę do mojego miasta w Polsce. Luby zachwycony możliwościami oraz stylem życia za granicą nie wraca. 7 lat razem oraz pierścionek nie wiąże, aż tak bardzo. Mamy do czego wracać, praca dla nas się znajdzie, finansowo nie gorsza. Jednakże okazało się, iż Polska nie jest już taka fajna, ludzkie umysły ciekawsze za granicą i możliwości też. "Ty wracaj" slyszę "będziemy żyć na odłegłośc", "ja siebie nie widzę już w tym kraju".
Jak to?
Przecież byliśmy jedną drużyną przyjeżdżając tutaj, jeżeli jednemu nie wyszło to już po wszystkim?
I tak pozbierać się z tego marazmu muszę, wstać, zacząć biegać, zacząć czytać, wrócic, zorganizować pracę w kraju.
Jednakże to nie łatwe, bo zawsze najważniejsza była dla mnie "nasza drużyna" i jakoś ciężko pozostać samej na placu boju.
Tyle na razie, ciąg dalszy na pewno nastąpi.