dziewczyna_a
02.09.10, 19:43
Witajcie,
Mam przyjaciela z Australii. Poznaliśmy się przez internet, 5 lat temu.
Dłuuuugie rozmowy, długie wizyty. Aktualnie przeniósł się do Polski, mieszka u
mnie (wraz z moją mamą) - zamierza znaleźć pracę w Polsce/Europie, odpocząć i
lepiej mnie poznać. To poznanie (wzajemne) ma, tak to obydwoje widzimy, dać
nam odpowiedź na pytanie czy to tylko przyjaźń czy mamy szansę na coś więcej.
Zdarzały nam się zachowania 'bardziej niż przyjazne', on wie o moich wobec
niego uczuciach i planach, sam - potrzebuje czasu. Tyle wstępu.
Ostatnio odstawił lekarstwa (lit i antydepresant), jest bez nich 2 miesiące, z
tego miesiąc w bardzo komfortowych i bezstresowych warunkach, praktycznie bez
kontaktów z ludźmi i miesiąc u mnie. Bardzo mało o tym mówi, oprócz tego, że
bardzo mu zależy żeby spróbować żyć bez leków, kiedyś żył bez nich przez kilka
lat - między diagnozą a momentem kiedy je zaczął brać. Mówi, że pobyt u mnie
to jest dla niego pewnego rodzaju azyl, miejsce gdzie czuje się bezpiecznie,
skąd może mieć tyle kontaktów z 'normalnym' światem ile chce, a gdy nie może
funkcjonować, może się tu schować. Nazywa mnie swoją jedyną szansą na
normalność, jedyną osobą w swoim życiu, która może mu pomóc i która jest dla
niego jedynym kontaktem ze światem normalnym. Przeprasza mnie za swoje
wybuchy, przyznaje, że wini mnie za wszystko, mimo że wie, że nie jestem
niczemu winna. I ja w to wszystko wierzę.
Natomiast życie z nim jest coraz trudniejsze. Prowadzimy niekończące się
rozmowy, w których rozmawiamy o tym, co go drażni i denerwuje. Jest potwornie
drażliwy i nie rozumie dygresji. Najmniejsze odejście od tematu rozmowy go
denerwuje i rodzi więcej problemów ('bo ja go nie chcę zrozumieć', 'bo mnie
nie zależy', 'bo to, że mi zależy to tylko słowa', itd).
Naprawdę mam anielską cierpliwość. Ale najzwyczajniej w świecie nie wiem jak z
nim rozmawiać. Nie chcę go stracić. Jest dla mnie naprawdę bardzo ważny i chcę
mu pomóc i chcę z nim być i mieć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie... Ale
brakuje mi siły i nie wiem jak do niego dotrzeć.
Przepraszam, że jestem chaotyczna. Nie napisałam nawet jednej dziesiątej tego
co chciałam.
Proszę o pomoc - powiedzcie mi co mogę zrobić, żeby mu pomóc i jak to
przetrwać. Proszę, darujcie mi uwagi krytyczne, bo chwilowo nie mam na nie
siły. Potrzebuję konstruktywnego wsparcia i nadziei. Bo wy wiecie przez co on
przechodzi i czego mu trzeba, a ja nie

Z góry Wam dziękuję!
Baśka
PS. Gdyby ktoś miał ochotę pogadać na gg to byłabym bardzo wdzięczna ...