06.06.08, 17:47
poskładać własne, połamane na cząsteczki (atomy) serce? to już prawie 2 lata i
jest chyba gorzej niż rok temu. na początku, od razu niemal było miesięczne
zwolnienie z powodu depresji "bo miłość się skończyła". szczepionka
antyerotyczna na innych, może dlatego, że traktowałam uczucie poważnie. ale
może rozwiązaniem jest zamazać uczucie, zadeptać przez przypadkowy seks, przez
upodlenie się. skreślić, opluć - może potrzeba jeszcze więcej agresji, aby
zacząć żyć. bo mnie nie ma, ja nie żyję. od tamtego momentu, gdy usłyszałam,
że (...) rozpłakałam się i mnie nie ma.

bardzo tęsknię za Tobą, jak pies. znowu beczę.

nie piszcie, że minie, bo nie mija. jest gorzej. leki nie pomagają.
Obserwuj wątek
    • beatrix-kiddo Re: Jak... 06.06.08, 18:13
      Tutaj może pomóc tylko psychoterapia. Piszę poważnie. Ja poszłam na psychoterapię jak złapałam się na tym, że 3,5 roku po rozstaniu dalej ryczę. Stwierdziłam, że to nienormalne i czas wyciągnąć trupa z szafy i ładnie pochować. Trafiłam na cudowną i kompetentną terapeutkę, która w 2 miesiące przywróciła mnie do świata żywych. Gdybyś mieszkała we Wro, wykopałabym Cię do niej... a tak tylko mogę radzić - poszukaj... naprawdę psychoterapia, bo to już za długo trwa, szkoda Ciebie!
    • dol_inka Re: Jak... 06.06.08, 19:19
      BeatrixK dobrze mówi...Potrzebny Ci sensowny terapeuta. Na
      Katowickiej jest kilku, ale tam jest cholera drogo sad
    • ka_an Re: Jak... 06.06.08, 20:08
      To się nazywa uzależnienie i nic poza czasem tu nie pomoże.
      A zasada "zabić klina klinem" nie działa, uwierz, sprawdziłam.
      • meggi_gi Re: Jak... 07.06.08, 10:30
        35.a:nie martw się,napewno znajdziesz nową miłość.samotność zawsze boli.być może też depresja nakręca Twoją tęsknotę za byłym a nie odwrotnie.pozdrawiam
    • anetta1773 Re: Jak... 07.06.08, 11:11
      Wg mnie leki tu nic nie pomogą.Musisz rozłożyć znajomość na czynniki pierwsze i
      wybić sobie uczucie z głowy.Przechodziłam przez taki stan.Trzymało mnie ok.3
      lat.Mnie pomagało poczucie dumy własnej lub honoru - on mnie nie chce a ja mam
      go za to kochać.U mnie była to pierwsza gorąca miłość i może dlatego było tak
      ciężko.Nie wiem jak jest u Ciebie.Na następne rozstanie byłam już
      zahartowana.Rozpacz i smutek trwały tylko 3 miesiące i znowu przyszła miłość.A
      potem znowu rozstanie...Przypomnij sobie słowa piosenki:każda miłość jest
      pierwsza najgorętsza najszczersza.....Głowa do góry,minie Ci to.
    • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 17:49
      Na razie wyciszenie. Dzięki za rady, ale psychoterapia jako lek
      chyba jednak odpada. Byłam klientką psychoanalityka 5 lat, "ładowanie
      się" wybaczcie słowo znowu w te klimaty jednak odpada. Spotykam
      się z panią psycholog, acz nieregularnie i sam kontakt z nią jest
      jakoś terapeutyczny. Choć nie rozwiązuje problemu. W dalszym ciągu
      poszukuję trwałego ukojenia. Śmieszne, kiedyś, po pierwszym istotnym
      rozstaniu nosiłam plasterek na piersi - boli jak sku....synsmile
      gdy go odrywać.
      • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 18:06
        plasterek?? to przenośnia czy na serio? (sorry jeśli odpowiedź jest oczywista
        ale nie załapałam)
        • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 19:16
          W wymiarze filozoficznym metaforawink ale ja ten plasterek z opatrunkiem
          naprawdę trochę nosiłamsmile Witaj, Armio. Gdzie byłaś, gdy Cię nie
          było?
          • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 19:20
            smile
            a witam witam smile
            problemy z netem ostatnio mam - to raz
            próbuję leczyć swoją tarczycę i nie tylko - to dwa
            i dlatego jestem ostatnio rzadszym gościem na forum chad wink
            • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 19:44
              a wiesz? zostań tu. jesteś bratnią duszą przez nieokreśloną tożsamość
              wieszsmile ostatnio zastanawiałam się, czy nie dopisać się na stronie
              www.odkrywamysie.pl dopisałabym się jasna rzecz w rubryczce
              Świry
              • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 19:49
                haha
                ja jak bym się chciała zapisywać na odkrywamysię to musiałabym się w niejednej
                rubryczce zapisać - oszczędzę społeczeństwu wrażeń wink)
                a zostać zostanę, cały czas jestem, tylko że ostatnio bardziej duchem niż
                "pismem" wink
                no i moje łącze internetowe bawi się ze mną w chowanego...
                • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 19:50
                  lubisz chodzisz w bokserkach w kaczuszki, Armio?
                  • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 20:00
                    hahaha, wiesz, szczerze mówiąc to nigdy takowych na sobie nie miałam, więc
                    ciężko mi powiedzieć czy lubię, hmmm big_grin
                    aczkolwiek wolałabym chyba innym zwierzem na tyłku świecić tongue_out
                    • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 20:04
                      ... uważam że mieć na gaciach taką żyrafę na przykład byłoby zajebiście big_grin, a
                      kiedyś widziałam z bobrami - tak tak - bobrami - odlot tongue_out
                      • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:23
                        smile) Świrze. Ja się przyznaję do głębokiej miłości do Ptaków.
                        Pisanych wielką literą. Do czułego gwizdu wilgi, do powstającej
                        cielesności, do odlotów, w końcu do jakiegoś klucza.

                        Ja poproszę bez bokserek raz!
                        • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 20:28
                          hmmm a ja jakąś przyziemskością trącam... i powiem, że ostatnio parkę dzikich
                          kaczek widziałam tongue_out
                          se gruchały
                          (choć gruchania nie słyszałam, ale pewnie coś w tym stylu)
                          ona chodziła po trawniku za ogonem jego
                          wink
                          • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:35
                            a ja dla odmiany lubię agresywne panie. to samiczka falista jest
                            inicjatorką pocałunków (piszę o swoich papużkach), gdy przywiozłam
                            jej chłopca, to postawiła na nim nogę, boski widoksmile
                            • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 20:41
                              hehe, ja tam zbyt długo tym kaczkom przypatrywać się nie mogłam, kto wie, czy
                              rychło kolejność chodzenia za ogonem się nie zmieniła wink ta brązowa lejdi to na
                              dość zdecydowaną wyglądała wink
                              poza tym miałam wrażenie, że idąc za jego ogonem tak naprawdę kierowała nim,
                              gdzie ma iść tongue_out
                • i_am_the_army Re: Jak... 07.06.08, 19:54
                  właśnie zajrzałam na tę stronę - łał jaka czerwień, jakieś kulki latają, se
                  grafikę strzelili tongue_out
                  ale ej, tam nie ma rubryczki świry, tam tylko tęczowi, hehe, chyba, że stworzysz
                  kolejną kuleczkę tongue_out
          • poetkam Re: Jak... 07.06.08, 19:58
            ale ja ten plasterek z opatrunkiem
            > naprawdę trochę nosiłamsmile

            A., długo go nosiłaś? Nie gniewaj się, ale ja też namawiam Cię na
            psychterapię. To już za długo trwa. Pomyśl w końcu o sobie, a nie o
            swoim byłym. Nie daj mu wygrać!
            • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:14
              smile ja jestem omc (o mało co) psycholog. wiem, jak to działa. i zwyczajnie już
              mi się nie chce.
              może to naiwna wiara w miłość, która gdzieś jest (na mur) uzdrowi mnie? myślę o
              sobie, spokojna
              głowa. tych nurtów (myślenia) jest sporo. na żadną psychoterapię się nie
              wybieram. może znów zacznę się spotykać z jakąś Panią Lesbijką? kiedyś to była
              niezła jazdasmile ale nie uczucie.

              OK. A teraz ręka w górę, kto z radzących tu terapię takową i wieloletnią
              zaliczył. Jestem złośliwa: poetkoM? Ty?wink Tobie przecie taką radzą.

              Zapomniałam wczoraj dopisać. Co prawda pytanie jest "Jak...", ale
              ja rad nie oczekuję. Żadne algorytmy nie są potrzebne. Przeczytało
              mi się gdzieś ostatnio: ktoś kto ma problem sercowy idzie do starszych wioski.
              Siada w kręgu i mówi. A potem oni opowiadają mu
              o sobie. I n i k t nie doradza. Przez opowieści innych można
              poczuć się pokrzepionym...

              Hmm...może potrzebuję bardzo łagodnych środków leczących. Żadne "wyjmij i
              pochowaj trupa z szafy". Koi fakt, że komuś na człowieku
              zależy. Ale naprawdę zależy. Nie odrzucam Waszych rad, ale tu nie chodzi o
              spotkanie z psychologiem. Między Bogiem a prawdą nie ma
              ich zbyt wielu mądrychsmile Toż to zwyczajni ludzie, większość to
              zwyczajni rzemieślnicy, artystów garstka.

              A dziś do łóżka pójdę z Panią Poezją.

              - idealistka Ann
              • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:30
                modlę się, wierzę, że ta miłość (daruję sobie wielką l., bo to
                byłaby jednak przesada) gdzieś sobie jest i będzie. bo że była
                to wiem...

                ot co

                posadźcie kwiatuszka:

                www.sadzimynadzieje.pl/index.php?modul=pola

                nie chciało mi się zrobić ładnego linkasmile lubię tę stronę, bo daje
                jakąś nadzieję.
              • poetkam Re: Jak... 07.06.08, 21:05
                35.a napisała:


                > może to naiwna wiara w miłość, która gdzieś jest (na mur) uzdrowi
                mnie?

                Może Cię uzdrowi? życzę Ci tego.

                na żadną psychoterapię się nie
                > wybieram.

                Ok.Ja Cię nie zmuszam.

                może znów zacznę się spotykać z jakąś Panią Lesbijką?

                Jak masz ochotę? Jak to ma być dla Ciebie jakieś lekarstwo na obecny
                smutek? To czemu nie? Tylko, czy to będzie zabawa? Czy uczucie?

                Jestem złośliwa: poetkoM? Ty?wink Tobie przecie taką radzą.

                Czemu jesteś złośliwa dla mnie? Ja zaliczałam psychoterapie, ale nie
                kilkuletnie. Nie mam praktyki, więc sięnie wypowiadam. Moja obecna
                zbyt krótko trwa, abym obiektywnie coś o niej rzec mogła.

                ktoś kto ma problem sercowy idzie do starszych wioski.
                > Siada w kręgu i mówi. A potem oni opowiadają mu
                > o sobie. I n i k t nie doradza. Przez opowieści innych można
                > poczuć się pokrzepionym...

                Bardzo ładna opowieść.
                >
                > Hmm...może potrzebuję bardzo łagodnych środków leczących.

                Może i tak być.
                Wiem już, czemu w takim razie założyłaś ten wątek.

                Żadne "wyjmij i
                > pochowaj trupa z szafy". Koi fakt, że komuś na człowieku
                > zależy. Ale naprawdę zależy.

                Nam tu obecnym na forum na Tobie BARDZO zależy.

                > A dziś do łóżka pójdę z Panią Poezją.

                A ja nie mogę skoncetrować się na czytaniu...O, jakże Ci
                zazdroszczę. Udanego wieczoru z poezją.

                poetkam
                >

                • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 21:15
                  poetkam napisała:


                  > Może Cię uzdrowi? życzę Ci tego.

                  Uczucie, tkliwość, czułość - leczą... Nie odkrywam niczego nowego.
                  W pewnym sensie to cofnięcie się do czasu dzieciństwa. Jeśli było
                  w miarę szczęśliwe. Jeśli kochasz, trzymasz za dłoń. Nazywasz szczególnym imieniem.
                  Zabliźniają się przeszłe rany. Doświadczyłam...
                  Miliony ludzi teżsmile


                  > Jak masz ochotę? Jak to ma być dla Ciebie jakieś lekarstwo na obecny
                  > smutek? To czemu nie? Tylko, czy to będzie zabawa? Czy uczucie?

                  Teoretyzuję. Namierzyłam jedną Panią Branżową w pracy i się jej
                  przyglądam. Ale chyba teoretyzuję. Ta pani na pewno nie ma Ptaszkasmile


                  > A ja nie mogę skoncetrować się na czytaniu...O, jakże Ci
                  > zazdroszczę. Udanego wieczoru z poezją.

                  Wiersze to zazwyczaj jednak "krótka forma". Jest łatwiej.
    • drugikoniecswiata Re: Jak... 07.06.08, 20:14
      Ja też namawiam na psychoterapię. Z tego co napisałaś, wynika, że psychoanaliza
      nie bardzo Ci pomogła, że ją jakoś źle wspominasz - może po prostu nie ta metoda
      (terapie są różne), albo nie ten człowiek? Jeśli w WArszawie, mam terapeutkę
      którą po 2 latach wciąż uwielbiam nad życie. Namiary w wątku
      "superlekarz/superterapeuta". Tutaj moim zdaniem potrzebna jest terapia
      nakierowana na "rozwiązanie" (zrozumienie, ukojenie) tej konkretnej sprawy,
      przeżycie żałoby po związku i powrót do świata, a nie następna długoterminowa.
      Polecam z całego serca. Sama taką terapię kiedyś przeszłam (był to w zasadzie
      mój pierwszy kontakt z psychoterapią w ogóle, jeszcze nie wiedziałam, że jestem
      świrem, a przez parę lat nie mogłam się pozbierać po utracie 'przyjaźni' -->
      dziś wiem, że była to miłość, ino do dziewczyny) - i słowo daję, że pomogło. Ok.
      rok to trwało, zmianę zauważyłam jeszcze później, ale wyciszyło się, ukoiło,
      zabliźniło. Wtedy z kobietą, która ze mną gadała, nie grzebałyśmy za bardzo w
      wątkach rodzinno-domowych, skupiłyśmy się na tej relacji i innych podobnych, ale
      to po części dla tego, że to nie była terapeutka w ogóle, i udawałyśmy, że to
      nie jest terapia (hehe). Ale wiem, że pomogło, tym bardziej wierzę, że przy
      dobrym i zaufanym terapeucie pozbierać się łatwiej, niż samemu. 2,5 roku to
      dużo, 'standardowy' czas na żałobę po stracie to ok. roku.
      • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:19
        Nie pisałam nic i nigdy, że p-analiza była do chrzanu. Wręcz przeciwnie! Jestem
        fanem tej metody, a nie psychoterapii właśnie.
        Byłam zresztą pod silnym wpływem swojego psychoanalityka (nie, to
        nie była miłość) i miałam wtedy stricte psychologów w głębokim
        poważaniu. Chodzi o to, że to droga żmudna, bolesna i na jakiś
        czas. I mimo to, powtarzam się, warto było. Ale wszystko się
        kiedyś kończy...
        • drugikoniecswiata Re: Jak... 07.06.08, 20:30
          Ok, rozumiem, ja tak odebrałam twoje zdanie (to w tym wątku) o tych 5 latach i
          byciu klientem psychoanalityka. Ale nadal podtrzymuję, że potrzebna Ci teraz
          terapia (może być psychoanalityczna, choć ona chyba długa musi być; ale może np.
          psychodynamiczna, ma wiele wspólnego, podobne założenia i narzędzia pracy, a
          jednak to nie to samo) ukierunkowana na przeżycie żałoby i straty, a nie powrót
          do ogólnej psychoanalizy. Dlatego uważam, że nie oznaczałoby to powrotu do
          czegoś, co się skończyło (psychoanalizę jak rozumiem zakonczyłaś), a nowe, inne
          doświadczenie. To że to żmudne i bolesne i trwa trudno mi kwestionować. Ale
          pewnie też sama wiesz, jak dużo może dać.

          Rozumiem jednak Twój opór - pamiętam, jak po roku cotygodniowych wizyt u mojej
          ukochanej i bardzo dobrej, fachowej dentystki, która leczyła mi kanałowo 3 zęby
          jednocześnie, a na mnie nie działało żadne znieczulenie i płakałam jej na tym
          fotelu z bólu [po jakimś czasie odkryłyśmy, że - ponoć niektórzy tak mają - nie
          mam kości między korzeniami zębów a ścianą zatoki, i pani dźga mnie tymi swoimi
          instrumentami w ścianę zatoki, tak wyję] wyszłam wreszcie "wolna", solennie
          zapowiedzialam tym moim nieszczęsnym po roku grzebania zalakowanym szóstkom, że
          jeśli jeszcze kiedykolwiek którakolwiek mnie boleć zacznie, to wyleci w
          podskokach przy pierwszej wizycie na fotelu dentystycznym, bo ja już nikomu
          rozgrzebać sobie tych zębów nie dam. I od tego czasu (7 lat) u dentystki byłam
          raz, trauma wspomnień trzyma... muszę się wreszcie przełamać i wybrać, choć
          nadal twierdzę, że szóstek nikomu dotknąć nie dam... ale one się boją i na
          wszelki wypadek nie bolą wink)
          • 35.a Re: Jak... 07.06.08, 20:40
            ale drugikońcuświata, bywam u swojej psycholog. tylko mi wtedy nic
            nie jest. nie beczę u niej, miło sobie rozmawiamy. opowiadam jej,
            co ostatnio fajnego udało mi się zrobić, ona coś sobie tam pisze
            w swoim kajeciku.

            potrzebuję miłości, ot co. płaczę, gdy nie mam się nią z kim podzielić.
            psycholog w tym momencie pokiwałby sobie głową, bo rad nie da się
            tu dawać żadnych. powtarzam za ukochaną Estes, że miłość koi*



            * że cierpienie w niej też się zawiera to też wiem
    • 35.a tak w ogóle: 07.06.08, 21:07
      mądrzę sięwink i gadam w tym wątku sama do siebie, ale to gadanie
      do siebie nie byłoby możliwe bez Waszych odpowiedzi, dialogu (mimo
      wszystko) za który jestem Wam wdzięczna. ale na psychoterapię
      to nikt mnie końmitongue_out
      • bosa_mysz Re: tak w ogóle: 07.06.08, 22:37
        35.a napisała:

        ale na psychoterapię to nikt mnie końmitongue_out

        Mam tylko jedno przydługie pytanie: co jesteś w stanie zrobić, ile
        poświęcić, żeby żyć normalnie? Tak bardzo podoba ci się to w tym w
        czym tkwisz? Przeszłam to samo co ty. Nikt poza tobą samą nie zmieni
        twojego życia. Wiem, że to banał, ale w nich też bywa prawda.
        • 35.a Re: tak w ogóle: 07.06.08, 23:13
          to w czym tkwię jest prozaiczne i normalne: jak każdy zdrowy (?)
          człowiek kobieta ktoś tam chcę być kochana. co w tym na Boga złego?

          równie dobrze mogłabym od czapy zapytać biorących rentę z powodu
          ChAD: dlaczego nie pracujecie, przecież ja pracuję. przykładowo.

          żyję stosunkowo normalnie: pracuję (podkreślam, bo to dla mnie
          bardzo ważne), płacę podatki, nie kurwię się (a tak dodałam, żeby
          było barwniej) nie palę (palisz? rzuć!!!) nie wiem, co to narkotyki

          co złego w potrzebie miłości?
          • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 07.06.08, 23:26
            Czym innym jest potrzeba miłości (chyba nie sądzisz, że cię tu zgodnym chórem
            wysyłamy na terapię po to, żeby zgasić tę potrzebę?), a czym innym stan, który
            opisałaś w pierwszym poście, i myślę, że to do niego się wszyscy odnosimy.
            Przeczytaj jeszcze raz to co napisałaś, podkreślam to, co mnie szczególnie
            uderzyło:

            "Jak... poskładać własne, POłAMANE NA CZąSTECZKI(atomy) SERCE? to już prawie 2
            lata i jest chyba gorzej niż rok temu. na początku, od razu niemal było
            miesięczne zwolnienie z powodu depresji "bo miłość się skończyła". szczepionka
            antyerotyczna na innych, może dlatego, że traktowałam uczucie poważnie. ale może
            rozwiązaniem jest ZAMAZAć UCZUCIE, ZADEPTAć przez przypadkowy seks, przez
            upodlenie się. skreślić, opluć - MOżE POTRZEBA JESZCZE WIęCEJ AGRESJI, ABY
            ZACZąć żYć. BO MNIE NIE MA, JA NIE żYJę. OD TAMTEGO MOMENTU, gdy usłyszałam, że
            (...) ROZPłAKAłAM SIę I MNIE NIE MA.

            BARDZO TęSKNIę ZA TOBą, JAK PIES. ZNOWU BECZę.

            NIE PISZCIE żE MINIE, BO NIE MIJA. JEST GORZEJ. leki nie pomagają."

            Czy naprawdę uważasz, że ten post mówi o potrzebie miłości? Ja go zrozumiałam
            inaczej - że mówi o smutku i żałobie po kimś, kogo straciłaś, kogo [chyba] nie
            masz szans odzyskać, i za kim ciągle, mimo upływu 2 lat, bardzo tęsknisz. Jeśli
            źle zrozumiałam, przepraszam.

            A żeby znaleźć miłość, tudzież żeby dać się miłości znaleźć i stworzyć nowy
            związek, trzeba najpierw pożegnać i opłakać stary. Mówiąc o psychoterapii, nie
            mam takiej wizji że chodzisz na nią i dostajesz rady - przecież to nie o to
            chodzi. Chodzi o to, żeby odpłakać i przeżyć ("przepracować", choć nie znoszę
            tego słowa) uczucia, które z jakichś powodów wciąż w tobie tkwią, i za którymi
            być może stoją jeszcze inne uczucia, zupełnie z innej beczki, mało z miłością
            mające wspólnego. Jeśli w kontakcie z twoją psycholog nie ma miejsca na takie
            przeżywanie, to znaczy, że to chyba nie jest terapia, przynajmniej nie w tej
            dziedzinie - że pozostajecie obie na jakimś bezpiecznym gruncie i z jakichś
            powodów boicie się sięgać głębiej. Czego się boisz? Nie musisz odpowiadać mi,
            ale poszukaj tej odpowiedzi.
            • 35.a Re: tak w ogóle: 07.06.08, 23:51
              Po co ten Caps LockMało taktownie...

              Przyznaję, że teraz żałuję, że zachciało mi się
              poruszyć ten temat. Tym bardziej, że Wam piszę, że do psychologa chodzę. Co nienormalnego w przypływie dużego żalu? Ciekawe, że nikt
              nie napisał po ludzku "Rozumiem, co czujesz". Tak po prostu. Tylko
              krzyk "IDŹ DO SPECJALISTY". Studiowałam psychologię, więc łatwą pacjentką chyba nie jestem, nie byłam. I nie wierzę obecnie w znalezienie psychologa, którego uznałabym za sensownego, mądrego człowieka. Więc po co. Może kiedyś trafi się ktoś, komu pozwolę
              zajrzeć głębiej w siebie. Teraz nie. I "przepracowanie żałoby" to
              żywcem z podręcznika do psychologii. Mierzi mnie to. Sorry.
              Bierzesz pod uwagę pierwszy post, dziś pisałam inne. Ja naprawdę tak
              myślę (Boże, co banał) (kolejna?) miłość zaleczy. Autentycznie wolę
              sobie klepać paciorki i wzdychać ciężko niż u jakiejś (napisało mi się baby smile rozkładać coś na czynniki pierwsze. Wolę sobie prawie towarzysko iść do Pani X i wesoło coś pleść smile Jasne, chodzi być może o zachowanie dobrego wizerunku, zresztą nie widzę w tej pani skłonności do głębokich terapii i na tym etapie życia nie potrzebuję
              tego.
              Co z ludźmi, którzy uważają, że kochać można raz, dwa, nie zaś osiemdziesiąt razy? Aimee rozpaczała po Jaguar (albo odwrotnie)
              do swojej śmierci. Nienormalna? A ja myślę, że nie.

              Tak mi się nasunęło: piszecie poetce, że lekami nie załatwi wszystkiego, ale chcę napisać, że wiele uczuć doszło wczoraj do głosu, bo sobie osobiście zmniejszyłam dawkę antydepresanta. Aby starczyło do poniedziałku. I jestem bezbronna. Próbowałam zejść
              kiedyś z antydep. Nie dało się.

              Przepraszam za mieszanie tematów. Ten wątek jest niepotrzebny.
              • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:05
                1) Przepraszam Cię za użycie CapsLocka, ale nie wiedziałam jak inaczej
                podkreślić to, co w Twojej wypowiedzi najbardziej mnie poruszyło. W czym
                zobaczyłam cierpienie. Tak, odwoływałam się głównie do pierwszego postu, bo on
                mnie bardzo poruszył. Bo odebrałam te słowa jako mówiące o głębokich, tłumionych
                uczuciach.

                2) Przepraszam za banał i słowo "przepracowanie", napisałam, że też go nie
                cierpię. Wydaje mi się, że niestety w życiu jest wiele banałów. Zauważ, że każdy
                terapeuta, oprócz przeczytania tych wsyzstkich podręczników psychologii, musi
                też przeżyć na własnej skórze terapię. Po coś to chyba jest.

                3) Tak jak Ci napisałam, nie uzurpuję sobie monopolu na słuszność, przedstawiam
                tylko moje zdanie. Zachęcona tym, co w poprzednim poście pisałaś o inspiracji,
                dialogu - tak to przynajmniej zrozumiałam. Co więcej, piszę też, że
                doświadczyłam czegoś takiego, i że doświadczyłam uzdrawiającej mocy tego
                podręcznikowego banału - własnymi łzami, własnym bólem, własną tęsknotą. Przykro
                mi, że to moje doświadczenie - nawet jeśli do Ciebie nie przemawia -
                przekreślasz. Bo dla mnie jest bardzo ważne, bo stoi za tym dużo mojego
                cierpienia, i bo pisanie o tym jest czymś intymnym, czym z jakiegoś powodu
                decyduję się z tobą podzielić. Nie musisz tego przyjmować, ale chciałabym, żebyś
                wysłuchała z szacunkiem... sad

                4) Myślę, że wątek jest bardzo potrzebny (nie tylko Tobie, może innym też), ale
                jeśli mój post Cię zranił, mozesz poprosić kogo trzeba o wykasowanie go.

                5) Last but not least, napisałam wyraźnie, że nie oczekuję koniecznie
                odpowiedzi. Nie próbuję i nie chcę Cię atakować, po co i przed czym ta obrona?

                Jeszcze raz przepraszam, jeśli źle odczytałam Twoje intencje i rozminęłam się z
                oczekiwaniami. A może to znak, że trzeba jaśniej artykułować o co chodzi, i
                mówić, jakiego rodzaju wsparcia oczekujesz?
                • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:14
                  W porządku...

                  Nie umiem pisać tak ładnie jak Ty (to nie ironia). Po prostu napiszę,
                  że nie zrozumiałam, że można oskarżać człowieka że czuje to, co czuje.
                  I że bunt, niezgoda jest jedną ze składowych całej tej burzy, która
                  przez człowieka się przetoczy. Tamten rok miałam stosunkowo cichy
                  i normalny... Nie podejmuję się szukać przyczyny.

                  Boję się tego tematu, bo wyszedł on za bardzo na światło dzienne.
                  Masz rację, jest intymny. I przyznam się, że nie bardzo umiem teraz
                  słuchać innych. Typowe (?) dla osoby z depresją. Skoncentrowanej
                  na sobie. Bo boli.

                  I strach, że terapia może boleć. Poprzednia bolała. Już nie chcę.
                  Teraz potrzebuję już tylko okładów i wytłumiania. Już nie chcę
                  robić bałaganu po to, aby później móc sprzątać. Nie chcę dochodzić
                  przyczyn (korzenie zapewne w dzieciństwie), wzdragam się przed tym.
                  Chcę tylko ukojenia.
                  • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:24
                    A to co napisałaś teraz w każdym calu rozumiem. Naprawdę. I przecież sama wiesz
                    najlepiej, że czuć co czujesz zawsze masz prawo, i że to Ty jesteś ekspertem
                    jeśli chodzi o określenie, czego Ci trzeba i na co jesteś gotowa. Dzięki za
                    pogodniejszy post, bo naprawdę po tamtym mi też zrobiło się przykro.
                    • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:31
                      W tajemnicy Tobie powiem, że prawdopodobnie mogę mieć problemy z bliskością.
                      Uśmiecham się, ale tak. Czyjeś milczenie przez pół
                      dnia potrafię uznać za odrzucenie i reaguję bardzo gwałtownie mocno
                      kogoś odrzucając. I jestem chyba dość mało pewna siebie. I że noszę
                      się z chodzeniem do tej samej pani psycholog, ale co najmniej raz na
                      dwa tygodnie, a nie tak rzadko jak obecnie (pewnie będę chodzić
                      do niej prywatnie, teraz z NFZ...) I że okropnie długa droga przede
                      mną i trochę się tego boję. I że moje pragnienia mogą w istocie
                      mieć niewiele wspólnego z miłością. I że będzie ktoś (mężczyzna?),
                      kto będzie chciał zrozumieć moje strachy...
                      • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:40
                        Fajna ta nasza wymiana postów, cała gama w nich uczuć, i konstruktywny koniec w
                        dodatku... Dzięki! Mądre to, co piszesz. Ja myślę, że warto szukać, choć
                        przecież wszyscy się boimy. Myślę, że świadomość jest błogosławieństwem, nie
                        przekleństwem. Ale nie zawsze tak myślę wink

                        Mam królika, a raczej królicę. Za każdym razem gdy otwieram drzwi wejściowe, np.
                        gdy ktoś przychodzi, Ruda leci ile sił w nogach i wyłazi na wycieraczkę. Dalej
                        bardzo by chciała, ale się boi - na podłodze na korytarzu jest czarny, śliski
                        kamień, i ona boi się po nim łazić. Ale ciekawość zżera ją tak bardzo, że złazi
                        z tej wycieraczki najpierw jedną łapką, potem drugą, potem trzecią... koniuszki
                        palców czwartej łapy zostawia. Tak już od roku. Trzyma się tej wycieraczki,
                        jakby była jej gwarantem bezpieczeństwa, choć bardzo, bardzo kusi ją krok dalej.
                        I chciałaby, i boi się... Często czuję się tak jak ona, zwłaszcza w terapii...
                        Dobrej nocy, A. Kolorowych. To, co lubię w tym forum, to to, że dużo tu
                        życzliwości.
                        • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:44
                          Duże dzięki, choć i pół kilo wstydu, że wyszła sobie na jaw
                          upiorna neurotyczność piszącej...

                          smile

                          Kolorowych
                          • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:52
                            Wszyscy jesteśmy neurotykami, że tak zasunę kolejny banał wink)
                            A "jaw" w kontekście forum to dużó powiedziane wink, więc się nie martw.
                            Dobranoc już naprawdę. zmykam.
          • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 07.06.08, 23:32
            I jeszcze jedno. Ja w tym (pierwszym) poście widzę nie tylko tęsknotę za
            miłością - a raczej tej nie widzę wcale. Widzę za to bardzo dużo złości, żalu,
            buntu, niezgody - na stratę i rozstanie, i na smutek i żal z tego powodu.
            Jeszcze raz:

            ------
            może rozwiązaniem jest zamazać uczucie, zadeptać przez przypadkowy seks, przez
            upodlenie się. skreślić, opluć - może potrzeba jeszcze więcej agresji, aby
            zacząć żyć. bo mnie nie ma, ja nie żyję.
            ------

            Dlaczego szukasz agresji i upodlenia, a nie ukojenia? Bądź dla siebie dobra,
            człowiek po stracie, w żałobie potrzebuje wsparcia, a nie gnojenia. Jeśli sama
            go sobie nie dasz, nigdy go też nie przyjmiesz od innych.

            To co napisałam to oczywiście tylko mój ogląd tej sytuacji, z konieczności
            obarczony dużym ryzykiem błędu. Dialog z terapeutą byłby tym ryzykiem obarczony
            mniej, bo moglibyście sobie na bieżąco różne rzeczy dopowiadać, wyjaśniać, i bo
            rozmowy byłyby głębsze i dłuższe, niż posty na forum. Ale już więcej nie powiem
            w tym wątku słowa: terapia, obiecuję wink
            • 35.a Re: tak w ogóle: 07.06.08, 23:59
              drugikoniecswiata napisała:

              > I jeszcze jedno. Ja w tym (pierwszym) poście widzę nie tylko tęsknotę za
              > miłością - a raczej tej nie widzę wcale. Widzę za to bardzo dużo złości, żalu,
              > buntu, niezgody - na stratę i rozstanie, i na smutek i żal z tego powodu.

              W osławionych podręcznikach do psychologii piszą, że entym etapem po stracie jest gniew, złość "Czemu mnie to spotkało"




              > Jeszcze raz:
              >
              > ------
              > może rozwiązaniem jest zamazać uczucie, zadeptać przez przypadkowy seks, przez
              > upodlenie się. skreślić, opluć - może potrzeba jeszcze więcej agresji, aby
              > zacząć żyć. bo mnie nie ma, ja nie żyję.
              > ------

              Wkurza mnie, że jak Warhol powtarzasz tę puszkę zupy pomidorowej...
              Owszem, człowiek próbuje sobie różnie radzić. Są uciekający w pracę.
              Ja doszłam do takiego etapu, że w pracy znajduję źródło kasy. Kiedyś
              bardziej zło konieczne. Owszem, seks, agresywny jest jakimś rozładowaniem, buntem, na-złość-mamie-niech-mi-uszy-zmarzną.


              >
              > Dlaczego szukasz agresji i upodlenia, a nie ukojenia? Bądź dla siebie dobra,
              > człowiek po stracie, w żałobie potrzebuje wsparcia, a nie gnojenia. Jeśli sama
              > go sobie nie dasz, nigdy go też nie przyjmiesz od innych.
              >
              > To co napisałam to oczywiście tylko mój ogląd tej sytuacji, z konieczności
              > obarczony dużym ryzykiem błędu. Dialog z terapeutą byłby tym ryzykiem obarczony
              > mniej, bo moglibyście sobie na bieżąco różne rzeczy dopowiadać, wyjaśniać, i bo
              > rozmowy byłyby głębsze i dłuższe, niż posty na forum. Ale już więcej nie powiem
              > w tym wątku słowa: terapia, obiecuję wink

              Usiadłaś wysoko i czynisz kazanie...
              Można.

              >

              Tak przy okazji. "Pokochaj siebie, wtedy pokochają Cię inni"
              Widzisz, a ja jestem zdania, że nie wygeneruję teraz miłości z siebie
              i JESTEM W STANIE PRZYJĄĆ JĄ Z OTOCZENIA. JEDNAK. NAPRAWDĘ.
              I odróżniam pouczanie (tu, w tym wątku) od ciepłego radzenia...

              • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:06
                Jeszcze raz przepraszam, że mój post sprawił Ci taką przykrość. Nie to, i nie
                pouczanie było moją intencją. Naprawdę nie. Ale cóż, taki urok netu, że nie
                wszystko da się przez niego przekazać.
                • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 00:15
                  W porządku. Ja też przepraszam.
                  • audrey2 Re: tak w ogóle: 08.06.08, 11:51
                    Ann, czasami jestes ostra, ale lubię czytać Twoje posty (pewnie też dlatego, że
                    fajnie piszesz, serio).

                    A Twój post jest mi, niestety, szczególnie bliski (jak również, lęk, że ktoś Cię
                    zmaskuje po szczegółach, które podałaś). Miałam jednak więcej szczęścia niż Ty,
                    bo kiedy przydarzyła mi się podobna historia, nie zachworowałam. I choć zdarzyło
                    się to wszystko 8 lat temu w mrocznych latach studenckich i teraz mam świetnego
                    męża, to kiedy znalazłam tamtego na NK....Co Ci będę pisaćwink)
                    Nie ma ciągot do zdrady, a swojego małżonka szczerze kocham, to jednak tamtem
                    był pierwszy i wiele przede mną odkrył.
                    Wszystko z czasem mija albo chociaż przysycha, choć absolutnie rozumiem, że jest
                    trudniej, kiedy jest sie samemu. A ta właściwa miłość w końcu przychodzi. No
                    przecież nie a innej możliwościwink

                    P.S. A znasz powiedzenie, ze ludzie maja serca jak tramwaj albo jak komórka..?
                    Kiedyś strasznie to do mnie przemawiało. Zdecydowanie bliżej mi do komórki.
                    Tobie chyba też.
                    • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 12:34
                      dzięki, pocieszyłaś odrobinę. dziś znowu myślę o terapii "nie",
                      raczej myślę, usilnie pragnę, mocno chcę uczucia. poczucia,
                      że dla kogoś jestem "jego Ann". i znowu moczę laptopa łzami.
                      nie wstydzę się, że w ostatnim czasie tak dużo płaczę. trudno.

                      o tramwajach i komórkach nie znam. chodzi o możliwość pomieszczenia
                      osób? zatem jam komórka.
                      • audrey2 Re: tak w ogóle: 08.06.08, 13:06
                        Kiedyś myślalam w ten sposób...i pomagało:

                        1. poszedł sobie na dobre, na zawsze, nie a i nie wróci,koniec..czasami kiedy
                        nie masz wyjścia, kiedy nie ma żadnych alternatyw, musisz iść dalej, musisz coś
                        ze sobą zrobić i to paradoksalnie pomaga; postanowiłam sobie wtedy, ze coś
                        osiągnę, żeby nigdy sie nie dowiedział, że się tak przez niego posypapałam;
                        jednym z najważniejszych dla nie filmów były kiedyś "Historie miłosne" Stuhra.
                        No po prostu oświecenie. Myślalam, że gdyby obejrzał, to nagle wszystko by
                        zrozumiał. Bo przecież "MIŁOŚĆ", bo przyszła, bo jest niezwykła i nie wolno jej
                        sobie zostawić...Nadal uwielbiam ten film i nadal uważam, że jest bardzo mądry,
                        ale cóż..nie udało się wtedy.
                        2. możesz tak wielu przed Tobą cierpieć i tęsknić za tym, co utracone; kawał
                        literatury się na tym opiera i nie jest to żadna ironia; ale zwyczajnie możesz
                        coś przegapić. No bo co, jeśli jednak można w życiu kochać więcej niż jeden raz?
                        Nawet jeśli a się serce jak komórka, to jednak jeszcze jedna czy dwie osoby się
                        zmieszczą. Skoro poszedł, to znaczy, że nie był tą miłością (bez względu na to,
                        dlaczego poszedł). Banał, ale się sprawdza. Skoro on jest szczęśliwy, to i Ty
                        będzisz. Nie byliście zapewne dla siebie.
                        Ann, jako kobieta, która zna psychologię od strony pomagającego, wiesz, skąd się
                        te Twoje uczucia biorą. Wiesz, że aż taka potrzebę kochania mają nadwrażliwcy.
                        Ciężej na w zyciu, dlatego trzeba o siebie zawalczyć. NIe chcesz na terpaię,
                        Twoja decyzja. Pierwszy udany warunek terapii - jeśli ma się udać, pacjent musi
                        być na nią gotowy. Zresztą terapia nie miałaby Cię uleczyć z miłości, tylko
                        pokazać inne rzeczy.
                        Dużo chcę powiedzieć i strasznie mieszamwink
                        Popłacz sobie, jeśli pomaga i jeśli wiesz, że będziesz mogła przestać płakać.
                        Ann, przyjdzie ta Twoja miłość.
                        • drugikoniecswiata Re: tak w ogóle: 08.06.08, 13:25
                          Dobrze Audrey gada, dobrze gada... popieram wink Choć osobiście bliższe mi raczej
                          2) niż 1). I to co na końcu o terapii - to jest też coś, co ja próbowałam
                          powiedzieć, może nieudolnie, może zupełnie mi się nie udało, ale w każdym razie
                          to jest święta prawda. Jeśli czujesz, że nie teraz- Twoje zbójeckie prawo.
                          Pozdrawiam z nowym dniem.
                          i.
                        • 35.a Re: tak w ogóle: 08.06.08, 13:45
                          1 Widziałam ten film...

                          2 On wie, że ja słabuję. Znasz ten żydowski dowcip?

                          Icek się kręci i nie może zasnąć. Budzi tym Salcię.
                          - Co Ci? Dlaczego tak ciężko wzdychasz?
                          - Pożyczyłem od Takiego-Owakiego (dom naprzeciwko) kasę.
                          Salcia otwiera z rozmachem okno i wrzeszczy.
                          - Ty, Taki-Owaki, mój mąż pożyczył od Ciebie kasę i nie zwróci
                          jutro, bo nie ma!
                          Kładą się i Salcia do Icka:

                          - Teraz on nie będzie spał.

                          Głupie? Nie wiem. Żałosne? Zapewne.

                          Powinnam już iść sama, ale chyba jeszcze nie mam na to siły i
                          kontakt z nim jest jakoś kojący. On o tym wie. Jest powściągliwy,
                          czasem milczy. Kurczę, lubię go, no.
                      • 35.a I... 08.06.08, 13:36
                        gdzieś mi się pogubiła moja osobista wartość. I przeczytać to co napisałaś o ostrym pisaniu jest miło. Sympatyczny kontrapunkt do
                        przeczytanego tu ostatnio "weź rozbieg i rozpieprz swoją durną głowę".
                        przyznaję, że nie bardzo mimo wszystko myślę o tym forum jako
                        życzliwym. myślę raczej "wariaci lubią się wzajem podgryzać", ale
                        dystans. rzeczony on nauczył jakiegoś dystansu do forów. a jestem
                        tu bom świr.
                        terapia może tak, może nie, zresztą myślę, że jestem całkiem niezłym
                        mechanikiem od swojego wnętrza.

                        pisałam o emigracji, pamiętasz? rozmyło się. obecna praca jest na
                        tyle absorbująca, że po powrocie o 22 nie mam siły za bardzo
                        szlifować język. o tej porze szlifuje się raczej brukwink dwa: czy nawracające depresje nie są przeciwwskazaniem do wyjazdu...nie wiem.

                        Trzymaj kciuki, dziś planuję całkiem sporo zrobić, rano nie miałam
                        siły na całkiem zapewne miły i krótki wyjazd na polską wieś.

                        On Tobie dużo pokazał...
                        Może i maluję laurkę, on zagląda tu albo nie, ale

                        poeci amerykańscy dzięki niemu, trochę muzyki, którą nie zawsze rozumiemsmile dużo radości w owym czasie, rzucanie na Euro jednym okiem
                        (wiem, co to dryblingsmile specyficzne chodzenie po przystankach
                        tramwajowych teżsmile nie pokażę tu tego, bo jak. i dystans, i jednak
                        starania, by nie wdawać się w afery pisane.

                        ufam, że on też coś zyskał...

                        a czytanie słowa pisanego tworzonego wspólnie budzi czułość i koi,
                        chociaż starszyzna wioski kazałaby przewiązać kokardką i położyć
                        na dnie szafysmile jak przewiązać przekaz elektroniczny?wink

                        i...

                        hm, teraz jakiś ból, bo choć obiektywnie teraz jestem atrakcyjniejsza
                        niż wtedy, nie czuję tego.

                        i to chyba sprawia mi teraz największą trudność. uwierzyć, że mogę
                        znów wzbudzić gorące uczucia, namiętność (beczę zbyt często) maniacko
                        lubię patrzeć, gdy ktoś ma erekcję (musiałamsmile

                        i to beczenie (w porządku, może i właśnie opłakuję) dopiero teraz
                        jest z refleksem godnym szachistysmile boleję też nad tym, że czerwiec-
                        sierpień w całości jednak chyba spędzę w pracy. jakieś dalekie wakacje dopiero we wrześniu. odbiję sobie i zniknę na cały wrzesieńwink zeszłoroczne wakacje pokazały, że ukochane morze (Jońskie, znacząca nazwasmile ukołysało, a słońce wypaliło smutek.
                        I całkiem nie rozumiem, dlaczego w tamtym roku potrafiłam chodzić w pół-
                        przezroczystej sukience i oplatających łydkę rzymkach, a w tym roku
                        nie...nie noszę mnisiego kaptura, ale dżinsy i lniane koszule...
                        kobiecość sobie poszła.

                        Czekam na kogoś, kto na nowo rozbudzi...

                        [a pozwoliłam tu sobie na otwartość, może nadmierną, bo Ci ufam, ot
                        co]
                        • i_am_the_army Re: I... 08.06.08, 13:48
                          a mi ufasz? tongue_out
                          bo ja też czytam tongue_out tongue_out tongue_out tongue_out
                          • 35.a Re: I... 08.06.08, 13:51
                            Pewnie!

                            Zapraszam do dialogu.

                            Co prawda poprosiłam wczoraj wiedząc że się nie zgodzą adminki o kasację tego wątku...
                            • i_am_the_army Re: I... 08.06.08, 14:28
                              hehe

                              kasacja niepotrzebna, bo niby czemu kasować.
                              a do dialogu się nie włączałam, bo nie wiedziałam, co mogłabym napisać. jak już
                              sama napisałaś (biorąc pod uwagę to, czego naprawdę chciałaś zakładając ten
                              wątek) pozostaje Ci (stricte w tym temacie) prowadzenie dialogu sama ze sobą.
                              dialogi które tu się rozwiązały z dwiema osobami to takie metatematyczne dialogi
                              - nie dot. konkretnie tematu tylko tego, jak do niego podchodzić. choć może z
                              audrey to trochę mniej meta, bardziej "w" temacie, niż "nad" nimsmile ale jak sama
                              napisałaś, innym pozostaje głównie podniesienie ręki i przedstawienie swoich
                              podobnych historii, jeśli każda rada w sumie bezsensowna (z czym się zgadzam), i
                              to zrobiła audrey. i ja też podnoszę rękę, sytuację masz do dupy, fakt, znam z
                              autopsji, niestety. więc mamy sytuację do dupy, dla ścisłości, hehe. więcej nie
                              wiem, co napisać. chyba się nie da więcej wink
    • lolinka2 Re: Jak... 09.06.08, 17:55
      Odnoszę wrażenie, że nie chodzi ci o poskładanie tego serca wcale a
      wcale...
      Mnóstwo ludzi mądrze ci doradza - terapia, ale konstruktywna
      terapia, i reakcją z twojej strony jest agresja i wywlekanie im ich
      prywatnych problemów (vide odpowiedź do poetkam).
      I ktoś tu prawdę podejrzewam napisał, gdy mówił o upajaniu się
      obecnym stanem rzeczy jakimś takim... patologicznym zachwycie.
      Bo z mojego punktu widzenia wygląda to tak:
      Na drodze siedzi gnojowy żuczek. Żuczek wyje jak pochlastany kojot,
      że chce iść dalej tą nieszczęsną drogą, w tym celu mnóstwo stworzeń
      przechodzących obok podsuwa mu, a to liść, a to patyk... a żuczek
      nic, i dalej sobie wyje. Tyle, że ów żuczek, czego zapewne owe
      usłużne stworzenia nie dostrzegły siedzi w uroczej furce ukochanej
      kupki. I prawda jest taka, że za chińskiego luda z tego g**** nie
      wyjdzie, dopóki go nęci i pociąga a to faktura, a to konsystencja, a
      to aromat i smak.... Natomiast pójście dalej drogą wymagałoby od
      niego porzucenia status quo, które jest w swojej przewidywalności
      bezpieczne i piękne, no a do smrodu się idzie przyzwyczaić.... i
      wymagałoby ryzyka, o podejmowaniu którego przez żuczka nic nie wiem,
      bo wcześniej nie pisał na ten temat smile
      • ditta12 Re: Jak... 09.06.08, 18:44
        Miłość to tylko my kobiety wiemy co to jest ale oni nie mają o tym
        pojęcia bo nie rodzą w cierpieniu jak my.Faceci to tylko
        widzą ................................................daleko ,daleko;
        )
      • 35.a Re: Jak... 09.06.08, 19:04
        Piszesz całkiem ładne opowiadaniasmile
        Jakkolwiek przekaz rozumiem i...otwierając post mniej więcej
        przewidywałam co napiszeszsmile W psychoanalizie mawiają, że człowiek
        nawet pisząc treść zadania mat. zawsze mówi o sobie. Całusysmile
        • lolinka2 Re: Jak... 09.06.08, 19:18
          Twoją odpowiedź odczytuję jako niewątpliwy komplement oraz
          potwierdzenie, iż praca zarządcza z ludźmi jest moim powołaniem. Jak
          nic, potrafię w nich wyzwalać potencjał intelektualny smile)
          • ditta12 Re: Jak... 09.06.08, 19:21
            no nosmile

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka