kro-nik
26.06.11, 19:00
Kiedys, na Boze Narodzenie, ktore uplynely pod znakiem "Jestes szczesliwa, ksiezniczko?" dostalam piekny, wymarzony telefon komorkowy. Pare tygodni pozniej, w trakcie jednego z jego monologow, rzucilam nim ze zlosci o podloge, bo moj facet (z bpd), wprowadzil do niego kod i nie moglam z niego korzystac. Nic sie nie stalo, tylko w podlodze zostalo lekkie wgniecenie. Juz pare dni po incydencie, kiedy wspominalismy te sytuacje ze smiechem, zapytal, czy widzialam, jak blisko jego glowy przelecial. Zdziwilam sie, bo on byl na lozku, a moim celem byla podloga. Od glowy do podlogi bylo przestrzeni od groma.
Uplynely miesiace, chodzilo o zdjecie simlocka, w przeciwnym razie telefon jest bezuzyteczny. Uslyszalam, ze nie zasluguje na tyle zachodu, zwazywszy na fakt, ze telefon polecial na jego glowe. Jedno niewinne zdanie, bardzo proste, a mimo to szokujace. Walnelam go telefonem w glowe. Czy to nie graniczy z urojeniem? Czy jest sens w ogole rozmawiac z taka osoba, o faktach? O czymkolwiek? Takich sytuacji, gdzie moje slowa, czyny i gesty byly odwracane do gory ogonem bylo mnostwo.