kurczak1
14.12.09, 14:00
Jeżdżę dopiero od kilku miesięcy i właściwie wiekszość czasu po
mieście. Zdarzyło mi się kilka wypraw 100-kilometrowych, ale trudno
byłoby mnie nazwać mistrzem kierownicy. I mam dylemat. Otóż jechałam
piękną szeroką drogą z szerokim poboczem. Droga lekko zaczepiała o
miasto wiec było ograniczenie predkości. Juz po wyjeździe z miasta
wciąż obowiązywała 60. Jechałam ciut szybciej, większość aut już się
zaczęła ostro rozpędzać. Ktoś usiadł mi na ogonie i trąbnął, żebym
zjechała. Od pobocza dzieliła mnie linia ciągła. Przez moment
przyszło mi do głowy, ze trzeba zjechać, ale przypomniał mi się głos
instruktora z kursu, który mówił: co cię obchodzi, jak chce
wyprzedzać to jego problem. Nie zjechałam. Dzięki temu ja i mój syn
zyjemy. Ta ciągła linia kończyła sie podwyższeniem mostku i
zwężeniem pobocza. I wtedy postanowiłam że nie zjeżdzam. Może kiedyś
jak będę świetnie znała każdy odcinek trasy i tylko na przerywanej.
I tak na ogół ci którzy jada szybciej ode mnie maja juz predkosc
nieprzepisowa.