chris-joe
10.01.21, 04:11
Wątek sprowokowany/zainicjowany przez Ertesa, ktory dziala jak dupek. Walic w podbrzusze. A nuż sie uda zranić, dosięgnąć wrażliwego miejsca. Ja nie osmielibym sie wypisywac tu moje domysly na temat jego pożyć malzenskich, porzuconych żon z dziećmi, jego nowych mlodziutkich laskach. Bo nic o tym nie wiem. Bo to jego życie. Bo nie ma nic wspolnego z tym, o czym rozmawiamy.
Nie skrywam tu tez, od lat (w przeciwienstwie do mojego brata) pewnych faktow o mojej rodzinie. Nie czuję sie uwiązany politycznymi, ideologicznymi, religijnymi wyborami czy inklinacjami ni moich rodzicow, ni rodzenstwa. Zadne z nich nie jest dla mnie powodem ani do dumy, ani do wstydu.
I o tym tu. Bo temat ciekawy i płodny.
Mój ojciec byl komunistą. Kiedys tu, na forum, w trakcie kolejnej sprzeczki ze Swiatlem, już wtedy bardzo, bardzo prawicującym (pamietacie, ze Swiatlo sie prawicowal dlugo i stopniowo?), spytalem go "Nie sadzisz, ze tatus byl komunistą?", na co odpowiedzial, ze nie. A był. Swiatłu był ten fakt po prostu rodowodowo niewygodny.
Ojciec (rocznik 29) pochodzil z malego biednego miasteczka na wschodzie Polski, z rodziny jako-tako sobie radzącej. Niemal cale jego rodzenstwo (8 sztuk) poszlo w uniwersytety za PRL. Stali sie cos tam znaczącymi wlasnie w PRL. Taka pół-średnia prlowska klasa. Zadnych cudow. Tyranina. Kanalizacja na przelomie lat 70/80. Telefon dopiero po 89. Ale w Warszawie. Takie pół-prestiżowe stanowisko powiązane z rolnictwem. Ojciec nigdy nie rzucil legitymacji partyjnej (choc w 1982-3 chodzil na demonstracje; pewnie tak jak w 1956 nadal wierzył).
Mama owszem (rocznik 1940), wycofała sie z PZPR za Solidarnosci. Domyślam sie, ze do partii wstąpiła pod wpływem ojca, ktory dominowal w domu. A może sie mylę. Juz sie nie dowiem. Wiem, ze z nim "wpadła" mając 18 lat, gdy on lokatorował jako student u mojej babci w 1958 w odbudowywującej się pod-Warszawie. Mama ze smiechem jednak wspominala, ze plakala, gdy w jej szkole ogloszono smierc Stalina (rok 1953).
Ojciec byl ateistą i antyklerykałem. Czytał "Politykę", "Forum", sluchał Voice of America, BBC (wszystko po polsku). Z jego biblioteki pożarłem dzieła zebrane Boya-Żeleńskiego oraz "Opowiesci biblijne" Kosidowskiego w wieku przed-pryszczatym.
Mama- nikt nie wie do konca. Z rozmow z mamą w ciągu lat wnoszę, ze agnostyczka. Nigdy sie nie modlila. Wogole nie bylo religii w naszym domu. Nie bylo "Żydów", "pedałów". Te pojecia poznalem w szkole i 'na podwórku'. Gdy odkrylem, ze wszyscy moi rowiesnicy idą do komunii, zażyczyłem sobie, ze tez chce, że muszę. Rodzice sie zgodzili, oznajmili tez ze musze sie wpierw ochrzcic. (Dzis domyslam sie ze to byla raczej mama po burzliwych dyskusjach z tatusiem. Mojego brata ochrzcila potajemnie nasza podzamojska rodzina, gdy jako dziecię spedzał tam letnisko. Po prostu babcia go zaniosla z babami do kosciola pod nieobecnosc rodzicow.)
Poszedlem wiec do niedzielnej szkolki przygotowawczej, dosc tajnej, tajnej jednak nie przed komuną, ale przed rowiesnikami i ich rodzicami. Nie ochrzczone dziecko w wieku komunijnym bylo przeciez wowczas tabu. Pewnie jest do dzis. Wkrotce zostalem nawet ministrantem, bo bardzo mi sie podobala scena pod oltarzem. Natychmiast jednak stwierdzilem, ze to wszystko nudne, i co mnie to obchodzi, ze nic z tego nie rozumiem i wogole. I gdy tylko wyczytalem cos o ateizmie, to od razu wiedzialem, ze to wlasnie ja.
Tak jak, gdy ogladalismy jakis film w TV z calą rodziną (mialem z 8 lat pewnie) i w tym filmie ktos wspomnial (glosem polskiego lektora), ze ten i ów jest "taki" (zadne definiujace slowo chyba nie padlo), spytalem wiec zaraz rodzicow, co to, na co mi odpowiedzieli najpewniej o panach, ktorzy lubią panów i już wiedzialem też, że to ja.
Moj coming-out nastąpil dopiero jednak w Kanadzie. Rok 1987. W domu rodzicow nadal nie bylo telefonu, oczywiscie. Zadzwonilem wiec, jak zwykle do mamy w pracy. Mamy reakcja byla taka, ze "zawsze cie kochamy" itd. Teraz niech powie tacie. Zadzwonie znow za pare dni. (Wtedy dzwonic z Polski do Kanady to byly bardzo drogie sprawy, a juz wlasciwie niemozliwe z urzedowego telefonu.) Zadzwonilem, mama doniosla, ze tatus chyba nie spał przez jedną noc, po czym stwierdził, ze wszystko jest w porzadku.
Rodzice pozniej juz odwiedzili mnie i mojego ex w Vancouver. To juz kopa lat temu. Pozniej poznali Braza, spotykalismy sie, my i moi rodzice, w Montrealu, w Polsce, w Brazylii, i znow wielokrotnie w Polsce.
Gdy ojciec żył, mama zaś nie miala jeszcze alzheimera, kiedykolwiek dzwonili, pytali o Braza i go pozdrawiali. Jesli Braz odebral telefon, swoją łamaną angielszczyzną (mama) czy łamanym francuskim (ojciec) gawedzili przez chwilę, nim Braz podal mi telefon. Wyjątkiem były telefony od brata. Gdy Braz odebral, zawsze bylo "Is Chris there?". Braz to olewal, niekiedy sie smucil, czasem sie zżymal, niekiedy złościł. A ja to bratu wybaczałem, usiłowałem to zrzucać na jego 'towarzyską niezręczność" itd.
A pózniej (jednocześnie) cała reszta. To forum. I parcie Swiatly ostro na prawo. Coraz dalej. Pamietacie pokrzykiwania typu "To nie przejdzie!", "Całe lewactwo musi zostać zlikwidowane!" To bylo tylko na forum...
[tu wyciąłem kawałek spowiedzi o wydarzeniach z zeszłego roku w Polsce, gdy ktoś musiał się tam udać, by znalezć dom opieki dla mamy]
Gdy piszę, że mój ojciec był komunistą, brat faszystą (być może to się zmieniło, ale ja już się o tym pewnie nie dowiem), ja zaś centro-lewicowcem, to nie "mieszanie rodziny z blotem", to spowiedz, fakty. Czego mam sie wstydzic? Wszyscy mamy takie historie.