Dodaj do ulubionych

Tajne archiwa PRLu

06.03.04, 16:25
U Stalina

Wizyta delegacji PKWN w Moskwie miała miejsce na kilka
tygodni przed przekształceniem PKWN w Tymczasowy Rząd
RP. Jego premierem — co nie dziwi wobec opinii o nim Stalina
— został dotychczasowy przewodniczący PKWN, Edward
Osóbka-Morawski. Ale Stalin się jednak pomylił. Osóbka-
-Morawski nie stał się komunistą i wkrótce znalazł się na
bocznym torze.
Wspomniana tu sprawa Berlinga to rezultat depeszy wy-
słanej przez Berlinga do Stalina w listopadzie 1944 r., w której
to depeszy pisał: „Błagam was, ratujcie Polskę dla Związku
Radzieckiego z rąk szajki trockistowskich agentów między-
narodowego bandytyzmu", mając na myśli kolegów z PKWN.
Ten typ donosu nie był w Moskwie niczym niezwykłym.
Kilka miesięcy wcześniej, 10 lipca 1944 r., Bolesław Bierut,
podpisując się swym kominternowskim nazwiskiem Iwaniuk,
pisał do Dymitrowa o Gomułce: „Sekretarz Komitetu nie stoi
na wysokości swych zadań. Zamiast do konsolidacji, przy-
czynia się on do rozłamu KC. Wasza natychmiastowa pomoc
w rozwiązaniu tej kryzysowej sytuacji jest niezbędna".
Ale Berling miał pecha, bo Stalin go nie lubił. Poinfor-
mował więc kierownictwo PPR o treści depeszy. Miał jednak
Berling i szczęście, bo nie zapłacił głową.
W protokole są też bardzo interesujące informacje o stosun-
ku generała De Gaulle'a do władz lubelskich.
Protokół jest nie podpisanym maszynopisem i jest prze-
chowywany w VI Oddziale Archiwum Akt Nowych (sygn.295/V-l).

POLITYKA 27/1990
Obserwuj wątek
    • ciupazka Re: Jawne archiwa Polski ?! 06.03.04, 18:04
      A teroz sie śmiejom, ze to ostatni list do wolnyj Polski, a następny bedzie
      do Generalnyj Guberni...Nie wiada , cy sie śmioć, cy płakać..."Niewdzięczna
      Polska"

      gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33405,1947937.html?v=0&f=522
      Telo.Pozdr.z niewdzięcznej Polski.
    • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 06.03.04, 18:08
      Ściśle tajne. Odbito w 3 egzemplarzach

      Protokół

      z posiedzenia Biura Politycznego odbytego dn. 14.XII.1944 r. w obecności
      tow. tow.: Wiesława (Gomułka — A.G.), Tomasza (Bierut — A.G.), Minca, Jakuba
      (Berman — A.G.) przy udziale tow. tow.: Wierbłowskiego i Radkiewicza. Porządek
      dzienny: 1) Informacje z Moskwy. Informacji udziela tow. Tomasz. Ponieważ nie
      ma uporządkowanych zagadnień poruszanych na różnych posiedzeniach, składa
      informacje, kierując się kolejnością spotkań. Natychmiast po przyjeździe do
      Moskwy zawezwany został przez Bułganina, z którym udał się do Stalina. Na
      Kremlu odbywało się w tym czasie posiedzenie Biura Politycznego. Stalin okazał
      mu wiele serdeczności, interesując się przede wszystkim sprawą reformy rolnej i
      stosunków istniejących w PPS. Z przebiegu reformy rolnej był bardzo zadowolony.
      Sytuację w PPS tow. Tomasz przedstawił Stalinowi w świetle dwóch prądów
      nurtujących tę partię, tj. prądu szczerze demokratycznego, reprezentowanego
      przez Morawskiego i prądu WRN-owskiego, wyrazicielem którego jest Drobner. Na
      temat Morawskiego wywiązała się następująca rozmowa między Stalinem a Tomaszem:
      S. Jak trzyma się Morawski w PKWN?
      T. Współpracuje z nami szczerze.
      S. Kto pisał i zatwierdzał artykuły w „Robotniku"?
      T. Zatwierdzał Morawski, lecz był on pod silnym naciskiem grupy Drobnera.
      Stalin zaprosił Tomasza na kolację, w czasie której powrócono do
      zagadnienia PPS.
      S. Co myślicie o Morawskim?
      T. Człowiek młody, niedoświadczony, jednak o dobrej woli. Stoi
      szczerze na gruncie współpracy ze Związkiem Radzieckim.
      S.Czy Morawski znany był przed wojną szerszemu ogółowi jako działacz polityczny?
      T. Nie. Pracował w spółdzielczości.
      S. A kto był znany?
      T. Dubois i Barlicki, lecz oni zginęli z rąk Niemców.
      S. Jaki wpływ ma Morawski w PPS obecnie?
      T. Dominujący, większy niż Drobner.
      S. Jak Morawski odnosi się do PPR?
      T. Dobrze na ogół, nie można mu nic zarzucić.
      S.Wyraża zdanie, że jeżeli tak jest, to Morawski będzie w przyszłości komunistą.
      T. Podziela zdanie Stalina.
      Później toczyła się rozmowa o reformie rolnej, przy czym Stalin ze
      zrozumieniem odnosił się do tego faktu, że biedniacy i robotnicy rolni wzięli
      kolosalną większość ziemi. Podkreślał, że reforma rolna zwiąże masy z PKWN,
      zabezpieczy trwałość naszej władzy. Odnośnie Związku Samopomocy Chłopskiej
      zajął Stalin bardzo przychylne stanowisko. Zaznaczył, że niedobrze by było,
      gdyby PPR zalana została elementem chłopskim. PPR musi oprzeć się przede
      wszystkim na robotnikach. Lekceważąco wypowiadał się o Str. Ludowym, które nigdy
      nie będzie silną partią. Zawsze będzie ulegać różnym wpływom. Tomasz w czasie
      kolacji zainterpelował Chruszczowa na temat zachowania się straży granicznej i
      władz przy repatriacji Polaków z Ukrainy. Chruszczow bronił się przed
      zarzutami, lecz wszyscy obecni (BP) na czele ze Stalinem, chociaż w sposób
      żartobliwy, lecz dosyć stanowczy przyciskali Chruszczowa i domagali się zmiany
      stosunku do Polaków przy repatriacji. Tomasz interweniował również u
      Chruszczowa w sprawie bibliotek we Lwowie, żądając Ossolineum i prywatnych
      bibliotek. Chruszczow oświadczył, że będzie można się porozumieć w tej sprawie.
      Pod koniec kolacji Tomasz poruszył sprawy potrzeb partyjnych, tj. przydzielenia
      Partii 15 maszyn (czyli samochodów — A.G.).
      S. Dajemy przecież dla PKWN. Stamtąd bierzcie.
      T. Nam niewygodnie brać z PKWN. Maszyny dzieli Morawski.
      S. Dlaczego oddaliście sprawę podziału w ręce Morawskiego? Powinniście mieć
      swego zastępcę, który by wpływał na przydział maszyn. Sprawy tej nie załatwiono
      wówczas, a Stalin wykazywał niezadowolenie. Później Stalin dzwonił do Tomasza,
      że sprawa 10-u maszyn dla PPR zostanie załatwiona przez Malenkowa i
      Szczerbakowa, tj. że moskiewska organizacja wzięła opiekę nad nami i załatwi
      potrzeby naszej partii. Na trzeci dzień odbyło się przyjęcie całego składu
      delegacji. Załatwiono tylko częściowo sprawy wojskowe. Stalin był przeciwko
      tworzeniu polskiego frontu, gdyż jest za słaba siła Wojska Polskiego. Gen.
      Żymierski bronił koncepcji polskiego frontu, uzależniając jego zdolność bojową
      od dostarczenia maszyn i czołgów. W pierwszej rozmowie omawiana była jeszcze
      sprawa Berlinga. Stalin wyrażał się o nim jako o prowokatorze. Stwierdził, że
      Wanda (Wasilewska
      — A.G.) miała w swoim czasie dobre przeczucie odnośnie Berlinga, chociaż
      nie miała wówczas argumentów przeciwko niemu. Stalin zgadzał się z
      przypuszczeniem, że Berling był pozostawiony przez Andersa celowo, jako agent.
      W innej rozmowie ze Stalinem łącznie z Rolą i Wandą zdecydowano, że należy
      posłać do Moskwy również jego (czyli Berlinga
      — A.G.) żonę. Stalin wyraził zdanie, że trzeba ją przesłać przymusowo,
      jeżeli nie zechce dobrowolnie pojechać.Pod koniec drugiego spotkania poruszono
      sprawy przedstawicielstwa PKWN w innych państwach. Stalin zakomunikował, że w
      pertraktacjach z de Gaull'em Związek Radziecki postawił sprawę stosunków
      polsko-francuskich. De Gaulle nie chciał zgodzić się na nawiązanie stosunków
      z Polską, twierdząc, że Polska jest drugorzędnym państwem. Stalin określał de
      Gaulle'a jako reakcjonistę. Dał Mołotowowi polecenie, aby wobec uporu de
      Gaulle'a odnośnie Polski, odrzucił wszystkie jego propozycje odnośnie
      proponowanego przez de Gaulle'a paktu francusko-sowieckiego. Później dzwonił
      Stalin do Bieruta, że de Gaulle pod naciskiem Związku Radzieckiego zgodził się
      na wymianę przedstawicielstw między Francją a Polską. Nie będą to jeszcze
      oficjalne poselstwa, lecz oficjalne przedstawicielstwa. Stalin bardzo popierał
      sprawę nawiązania przez PKWN stosunków z innymi państwami. Uważał, że na
      Węgrzech powinien powstać rząd podobny do naszego, jeżeli tylko na Węgrzech
      przeprowadzą reformę rolną tak, jak w Polsce. W sprawie frontu polskiego nie
      wypowiedział Stalin ostatniego słowa, uważając, że może tylko jakiś odcinek
      wydzieli się dla Wojska Polskiego. Stalin uznał za słuszną akcję mobilizacyjną
      przeprowadzaną przez PPR do korpusu oficerskiego, podkreślił jednak konieczność
      podbierania kandydatów z pewnym wykształceniem. Bułganin zapewnił, że do końca
      roku Wojsko Polskie otrzyma dwa tysiące maszyn. W styczniu da następny tysiąc.
      Trzecie spotkanie odbyło się we czwórkę łącznie z Wandą. Tomasz jeszcze w
      poprzedniej rozmowie ze Stalinem oświadczył, że mamy zamiar wysłać Wandę za
      granicę. Stalin zauważył, że mogą wyniknąć pewne trudności, zapytają ją, kim
      jest jej mąż, jakiego państwa jest ona obywatelem itp. Uważa, że Wanda jest
      bardzo niezdecydowana odnośnie swego stanowiska do Polski. W czasie spotkania
      Stalin zapytał Wandy, dlaczego ona nie przyjmuje udziału w pracy jako polska
      obywatelka? Wanda bardzo gorąco oponowała przeciwko opuszczeniu Związku
      Radzieckiego. Stalin nie chciał jej nic narzucać i zgodził się na pozostanie
      Wandy w ZSRR. Wizyta u de Gaulle'a: Odbyła się w poselstwie francuskim. Obecni:
      cała delegacja i de Gaulle wspólnie z generałem Garaue. Tłumacz — Modzelewski.
      De Gaulle: Co słychać w Lublinie?
      T. Przełomowa chwila, reforma rolna, którą Francja już dawno przepro-
      wadziła. Nawiązał do starej przyjaźni polsko-francuskiej, która powinna
      obecnie być kontynuowana, tym bardziej, że mamy wspólnego wroga
      — Niemcy.
      D.G. Zgadza się, lecz prosi, by wziąć pod uwagę trudności, jakie
      powstają w związku z tym, że Polska ma dwie reprezentacje polityczne
      — w Londynie i w Lublinie. Życzy zjednoczenia narodu polskiego.
      T. Jaki będzie charakter przedstawicielstwa?
      D.G. Prosi o niekładzenie nacisku na charakter przedstawicielstwa,
      który później się ustali. Nie zgadza się na opublikowanie wymiany
      przedstawicielstw. Morawski: Chcemy wiedzieć, kim mają być przedstawiciele,
      gdyż my nie możemy zgodzić się na to, aby nasze przedstawicielstwo było gorzej
      traktowane, aniżeli przedstawicielstwo rządu emigracyjnego. Jeżeli Fran-
      cja nie może zdobyć się na uznanie przedstawicie
      • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 06.03.04, 18:14
        C.D.

        Jeżeli Francja nie może zdobyć się na uznanie przedstawicielstwa, to możemy
        poczekać. D.G. wyjął zegarek, oświadczył, że czas mu się skończył, i nie dał
        żadnej odpowiedzi. Rozmowa ta i przebieg przyjęcia zostały przedstawione
        Mołotowowi. Nie uważał on za niewłaściwe stanowiska Morawskiego, zajętego wobec
        de Gaulle'a. Później przy spotkaniu Stalin — de Gaulle, Stalin oświadczył, że
        dla Związku Radzieckiego pakt z Francją nie jest konieczny, a dla Francji jest
        on nieodzowny. Stalin postawił wobec tego tak sprawę, że gotów jest zawrzeć
        pakt pod warunkiem uznania przez Francję PKWN. De Gaulle był zmuszony zgodzić
        się, gdyż bez paktu ze Związkiem Radzieckim nie chciał wyjeżdżać z Moskwy. Pakt
        nie był jeszcze podpisany o 2 w nocy, a rano Francuzi mieli odjeżdżać. W czasie
        trzeciej rozmowy Stalin proponował Morawskiemu, żeby posłał Drobnera do Moskwy,
        jako przedstawiciela PKWN. W sprawach wojskowych Stalin zgodził się, aby
        Korczyca mianować szefem Sztabu Głównego, Popławskiego dać na I Armię, a
        Świerczewskiego na II Armię. Tak też ustalono. Na postawioną sprawę dostawy do
        Polski traktorów dla kampanii posiewnej po długiej dyskusji przyznano Polsce
        300 gąsienicowych traktorów. W sprawie organizacji pracy spółdzielczej i
        samopomocowej na wsi Stalin przytaczał przykłady ze Związku Radzieckiego
        pierwszego okresu, zalecając orkę przy pomocy traktorów, a zbiór indywidualny.
        W sprawie Wojsk Wewnętrznych Stalin zalecał przede wszystkim wychowanie kadry
        oficerskiej, a w miarę tego rozbudowywanie (słowo nieczytelne — A.G.) Wojska.
        Zaopatrywanie Wojsk Wewnętrznych będzie się odbywać przez Intendenturę Wojska
        Polskiego. Na zapytanie Morawskiego, czy nie powinna Polska przyłączyć się do
        paktu sowiecko-czechosłowackiego, Stalin oświadczył, że to jest niepotrzebne,
        gdyż Polska nie ma jeszcze paktu z Sowietami. Gwarancje granic Polski przez
        inne państwa uważa Stalin za ubliżające Polsce. Tylko pakty dwustronne są
        właściwe. Wypowiadał się za utworzeniem oficjalnych przedstawicielstw między
        Polską a Ukrainą i Białorusią. Pod koniec Stalin jeszcze raz powrócił do sprawy
        PPS. Morawskiego zaczęli naciskać wszyscy, a Stalin proponował wyprowadzenie
        Drobnera z Komitetu. Bułganin przytacza, że Drobner rzekomo występował na
        PKWN przeciwko militaryzacji kolei. Morawski bronił Drobnera, wobec tego Bierut
        zauważył, że Drobner jednak ideologicznie od nas odchodzi. Wskazał również na
        rezolucję CKW PPS wzywającą emigrację pepeesowską do powrotu do kraju. Stalin
        wykazuje, że wszystkie partie w czasie wojny podzieliły się na tle stosunku do
        faszyzmu i że Morawski nie może liczyć na wspólną pracę ondyńczyków z PPS.
        Odnośnie Mikołajczyka Stalin uważa, że Mikołajczyk ustąpił za radą Churchilla,
        gdyż Churchill chciałby mieć swoich ludzi i w rządzie lubelskim. Ponieważ
        Związek Radziecki ma dowody, że Mikołajczyk ma związek z terrorystami w Polsce,
        Związek Radziecki nie wpuści Mikołajczyka do Polski, dokąd w Polsce będzie
        Czerwona Armia. Sprawa Drobnera nie została ostatecznie zdecydowana, chociaż
        Stalin mocno naciskał na to, aby Drobnera wysłać chociażby do Kijowa, jako
        przedstawiciela PKWN. W czasie jazdy w samochodzie po wizycie Morawski
        wybuchnął pod adresem Bieruta, krzycząc: „Wy w swoich szeregach macie bandytów
        i sanatorów, więc czyśćcie siebie, a nie naszą partię". Doszło do nieprzyjem-
        nej wymiany zdań i Bierut rozszedł się bez pożegnania z Morawskim.

        Sporządził: WIESŁAW
        • ciupazka Re: Tajne archiwa PRLu 06.03.04, 21:50
          To zainteresuje tyk historyków w Nowym Targu, hale cy napewno?

          dzis.dziennik.krakow.pl/?2004/03.06/Podhale/17/17.html
          • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 09:08
            Pisane w celi

            Bolesław Piasecki (1915-1978) rozpoczął bardzo młodo działalność polityczną. W
            1934 r. został przywódcą skrajnie nacjonalistycznej organizacji ONR — Falanga.
            Z tego powodu znalazł się na krótko w osławionej Berezie Kartuskiej. W czasie
            wojny stanął na czele Konfederacji Narodu, która za celstawiała sobie rozbicie
            Rosji i stworzenie imperium słowiańskiego z Wielką Polską, jako siłą główną.
            Był to programzdecydowanie antyradziecki. Gdy więc 12 listopada 1944 r.
            Bolesław Piasecki został w Józefowie koło Warszawy aresztowany przez NKWD, wyda-
            wało się pewne, że żywy już nie wyjdzie. A tymczasem nie tylko że po ośmiu
            miesiącach wyszedł żywy, ale rozpoczął zaskakującą karierę polityczną. W rok po
            aresztowaniu wydawał tygodnik „Dziś i jutro", od którego zaczęło się tworzenie
            imperium PAX. Gen. płk Iwanów, o którym Piasecki wspomina w pierwszym zdaniu,
            to generał NKWD Iwan Sierow, wkrótce reżyser porwania 16 przywódców polskiego
            podziemia. On to właśnie ocenił, jaką wartością może być Bolesław Piasecki. I
            nie pomylił się. Andrzej Micewski w książce poświęconej dziejom PAX i Znaku
            („Współrządzić czy nie kłamać") stwierdza, że Piasecki uratował
            życie "wysuwając koncepcję współpracy. Szcze góły zawartej umowy nie są znane.
            Wiadomo tylko, że już w więzieniu Piasecki opracowywał memoriał polityczny" (s.
            25). Publikujemy, nie znany dotychczas, tekst tego memoriału. Jest to nie
            podpisany maszynopis, przechowywany w dawnym Archiwum Zakładu Historii Partii
            (sygn. 224), obecnie oddział VI Archiwum Akt Nowych.

            POLITYKA 24/1990

            W czasie mojego zatrzymania pisałem już szereg wypowiedzi na postawione mi
            zagadnienia przez gen. pułk. Iwanowa i pułk. Becuna, Dotyczyły one
            następujących zagadnień:
            a) Analiza sytuacji politycznej w kraju, w końcu 1944 r. wraz z kwestią
            środków, jakie należałoby zastosować, aby zwiększyć wpływy PKWN(Rząd Tymczasowy
            jeszcze wtedy nie powstał).
            b) Charakterystyka poszczególnych ugrupowań polskich.
            c) Jak sobie wyobrażam moją osobistą współpracę z obozem Rządu
            Tymczasowego. Obecnie w pełni świadomości odpowiedzialności momentu określam
            zasadniczo moje ideowe i polityczne stanowisko.

            Rys historyczny mej działalności

            Gdy się zaczęła wojna, miałem 24 lata. Z zawodu byłem i jestem naukowcem.
            Poświęciłem się studium nad filozofią prawa, złożyłem doktorat na Uniwersytecie
            Warszawskim i przy tamtejszej katedrze filozofii prawa studiowałem. Przypadkowe
            wciągnięcie do tajnej organizacji gimnazjalnej zadecydowało, że po otrzymaniu
            matury znalazłem się w szeregach Narodowej Demokracji. Poważniejsze moje
            wystąpienie w życiu społeczno-ideowym zbiega się z rozłamem w endecji, w
            którego przeprowadzeniu wziąłem czynny udział. Rozłam miał za swój zasadniczy
            podkład zagadnienia radykalizmu społecznego. Od początku mego rozumienia spraw
            polskich, warunkiem jasnej przyszłości Kraju wydawała mi się rewolucja
            społeczna. Jedynie rewolucyjna przemiana stosunków gospodarczych i wychowaw-
            czych jest w stanie stworzyć z polskich mas chłopskich i robotniczych
            prawdziwie odpowiedzialną kadrę kierowników życia państwowego. Przykładowo
            tylko zaznaczam, że takie posunięcia, jak: radykalna reforma rolna,
            upaństwowienie kredytu, środków dużej produkcji, zastąpienie pośrednictwa
            spółdzielczością, udostępnienie faktyczne oświaty wszystkich szczebli masom
            pracującym, zniesienie kastowości korpusu oficerskiego były moimi tezami już w
            1934 r. Zostałem za te i temu podobne poglądy wyklęty przez burżuazję, jako
            komunizujący inteligent. Ponieważ zaś z drugiej strony zwalczaliśmy zasadniczo
            sanację, przeto w czerwcu 1934 zostałem osadzony na trzy miesiące w Berezie
            Kart. W rok mniej więcej po Berezie nastąpił w ONR rozłam na grupę „ABC"
            i grupę „Falangę". Grupa „ABC" reprezentowała społecznie kierunek zachowawczy,
            grupa „Falanga", kierowana przeze mnie, opowiedziała się wyraźnie za rewolucją
            społeczną. Żyliśmy w ciężkich warunkach policyjnych i materialnych. Poza walką
            z sanacją i próbami dywersji w niej, nie szliśmy na wielką zakresem robotę
            polityczną. Zajmowaliśmy się usilnie pracą ideowo-wychowawczą. W kółkach
            młodzieży inteligencji pracującej, samouków chłopskich i robotniczych
            staraliśmy się wychować pracowników, którzy by w swoim zakresie zdolni
            byli przenieść „szklane domy" Żeromskiego ze sfery wizji w świat rzeczy-
            wistości. W międzyczasie wielu z nas za „nieprawomyślność sanacyjną"
            przechodziło przez ciągłe areszty i więzienia. W tym stanie przyszła wojna.
            Krótka kampania wrześniowa pochłonęła wiele ofiar z mych przyjaciół,
            a wielu zabrały pierwsze represje niemieckie. Mimo że od dawna ocenialiś-
            my bezwzględnie krytycznie podstawy moralne i socjalne „sanacyjnej
            mocarstwowości", rozmiary klęski wrześniowej wywołały u nas kolosalny
            wstrząs. Postanowiliśmy rozwiązać ONR i „Falangę" i znaleźć jakąś naszą
            formę walki z okupantem i ruchu odrodzenia narodu. Zostałem jednak
            w listopadzie 1939 r. aresztowany przez Gestapo. Przesiedziałem 5 miesię-
            cy, z czego 2 i pół tygodnia „na badaniach" w Alei Szucha. Dzięki staraniom
            i pieniądzom przyjaciół i rodziny cudem wyszedłem, musiałem jednak
            z miejsca ukrywać się wraz z rodziną. W końcu 1940 r. powziąłem
            przemyślaną decyzję potraktowania roboty politycznej drugorzędnie,
            a wzięcia się całą siłą do walki czynnej. Jakkolwiek jestem cywilem
            i naukowcem, stanowisko takie zająłem ze względów wychowawczych.
            Wydaje mi się, że w czasie okupacji wojennej dla młodego pokolenia lepsze
            były warunki w walce bezpośredniej z Niemcami, niż w politykowaniu.
            Zorganizowana przeze mnie w roku 1941 „Konfederacja Narodu" obej-
            mowała ludzi młodych, inteligentów, chłopów, robotników radykalnych
            społecznie o pochodzeniu z całego wachlarza stronnictw i środowisk.
            Założeniem naszym było natychmiastowe przystąpienie do partyzantki,
            bez oczekiwania na odległy moment powstania. Sytuacja nasza od razu
            stała się trudna. ZWZ, a potem PZP zaczęło nas zwalczać zasadniczo: raz
            dlatego, że organizacje te były opanowane przez sanację, drugi raz, że
            hasłem natychmiastowej partyzantki burzyliśmy spokój oczekiwania
            z „bronią u nogi". Początki partyzantki były ciężkie: pierwsze walki były
            często porażkami, prześladował nas brak pieniędzy. W początku 1943 r.
            przełamaliśmy obie trudności, partyzantka powiodła się. Bilans naszej
            akcji partyzanckiej w punktach zasadniczych: wypad na Prusy Wschodnie
            zakończony spaleniem trzech umocnionych wsi, zdobycie dwóch mias-
            teczek (Sztabin, Truby), rozbicie kilkunastu umocnionych posterunków
            SS, zniszczenie 70 transportów idących na Wschód, straty własne — 311
            zabitych. Wypad na Prusy Wschodnie miał miejsce w lipcu 1943 r. Nasza
            akcja bojowa przyniosła nam w rezultacie pozytywnym bardzo poważny
            wzrost autorytetu w społeczeństwie. Wywołała jednak nasza akcja drugi
            skutek: ściągnęła na nas uwagę ZWZ, PZP i AK. Mimo wielu nacisków,
            plotek, wyroków zaocznych, udało się nam uniknąć wstąpienia do ZWZ
            i PZP. Wstąpiliśmy dopiero w sierpniu 1943 r. do AK, pod wpływem musu.
            Przymusem tym była groźba likwidacji siłą naszej partyzantki, o ile się nie
            podporządkujemy AK. Trudno było iść na walkę bratobójczą z Polakami.
            W AK życie nasze było bardzo ciężkie. Całość naszych oddziałów została
            zgromadzona w batalion, którego byłem dowódcą, i wysłana na Wileńsz-
            czyznę. Pomijano nas przy awansach, odznaczeniach, budżecie, co dla
            żołnierza w polu ma duże moralne znaczenie. Dwuletni mój okres pobytu
            w polu (z przerwami na leczenie rany i jazdy po uzupełnienia do Warszawy)
            skończył się atakiem na Wilno razem z Armią Radziecką. W dziesięć dni po
            ataku na Wilno rozpuściłem batalion (17 lipca 1944 r.) i rozpocząłem
            powolny powrót piechotą do Warszawy. Po drodze ciężko chorowałem, tak,
            że w rezultacie dotarłem do Józefowa koło Pragi w końcu sierpnia,
            a zdrowie odzyskałem w końcu września.
            • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 09:11
              D.C.

              AK na wyzwolonych terenach było w kompletnym rozkładzie. Bandy obijających się
              młodych ludzi, kompletny brak dowództwa, a rząd „londyński", tak gadatliwy
              dotychczas, nabrał wody w usta, usuwając się od odpowiedzialności za wy-
              tworzoną sytuację. Dalsza praca konspiracyjna, bez ośrodka dyspozycji,
              który by się zastanowił, po co w ogóle działać i jak działać, wydała mi się
              nonsensem. Starałem się namówić któregoś ze znanych mi pułkowników
              na objęcie dowództwa. W tym stanie rzeczy zostałem 12.11.44 r. zatrzymany.
              Dlaczego wtedy nie zgłosiłem się do pracy w PKWN, o tym piszę niżej.
              Moje stanowisko w stosunku do tez Rządu Tymczasowego Łączy mnie z programem
              Rządu Tymczasowego wielka idea bezkrwawej rewolucji społecznej w Polsce.
              Radykalizm społeczny, pojęty bezwzględnie i stawiający sobie za cel danie
              warunków chłopu i robotnikowi, umożliwiających mu faktyczne rządzenie krajem,
              jest prawdą, od której zawisła przyszłość Polski. Tę ideę szerzyłem wszelkimi
              sposobami w mym pokoleniu. Krótko i dobitnie mówiąc idea i realizacja rewolucji
              społecznej w Polsce łączy mnie zasadniczo z programem Rządu Tymczasowego. Drugą
              wspólnotę z obozem Rządu Tymczasowego stanowi jednakowy stosunek do zagadnienia
              walki z okupantem. Podobnie jak ugrupowania tworzące Rząd, zerwaliśmy z
              nieodpowiednią zasadą „czekania z bronią u nogi" na powstanie, a poszliśmy do
              walki czynnej, do partyzantki, do walki bojowej. Bardzo jest istotny ten
              wspólny moment stylu psychicznego, tym bardziej, że bezpośrednią pracą bojową
              zajmowaliśmy się 3 lata, z czego dwa w regularnej partyzantce. Wspólną podstawę
              polityczną z Rządem Tymczasowym widzę w zdecydowanym antysanacyjnym stosunku.
              Wspólną tradycję walki z sanacją mam aż od czasów Berezy Kart. tj. okresu, w
              którym miałem 19 lat. Wyrugowanie przeszłości sanacyjnej z Nowej Polski jest
              zasadniczym warunkiem pomyślnej przyszłości. Zastępcą moim, jako d-cy batalionu
              Konfederacji Narodu, był Polak pochodzenia żydowskiego (Wołkowyski), d-cą I
              plutonu w 2-giej komp. był Polak pochodzenia żydowskiego — Kajzebrecht. Ten
              ostatni poległ piękną śmiercią żołnierską w bitwie z Niemcami na Suboczy.
              Fakty te cytuję po to, aby dać dowód, jak w ewolucji mych poglądów rozumiem
              współpracę wszystkich narodowości dla dobra Polski. Wołkowyski został moim
              zastępcą już w 1942 r. Tak tedy wygląda praktyczne rozwiązanie stosunku do
              obywateli polskich Żydów, które znaleźliśmy we wspólnej walce z wrogiem.
              Włócząc się dwa lata po lasach i wioskach, po zamożnych gospodarstwach, ale
              częściej po nędzy chłopskiej pojąłem praktycznie, a nie tylko teoretycznie, co
              to za znaczenie ma to słowo demokracja. Pojąłem, że trzeba równie silnie
              ukochać nie tylko wolność własną, ale najbardziej prostego obywatela.
              Pojąłem, że najsilniej wiąże obywatela z państwem jego faktyczne
              współrządzenie w zawodowej czy terytorialnej gromadzie. To nie są tylko moje
              poglądy, to są moje głębokie przeżycia wojenne, które
              mnie wiążą z hasłami demokratycznymi Rządu Tymczasowego. Trzeba
              stawiać sprawę jasno. Cały zespół warunków życia politycznego w okresie
              Polski przed wrześniem 1939 r. nastawiał wrogo społeczeństwo przeciwko
              ZSRR. Toteż ja, mimo mego radykalizmu społecznego, widziałem w Związ-
              ku Radzieckim przeciwnika Polski. Ten sam stosunek siłą rozpędu utrzy-
              małem w czasie wojny do stycznia 1944 r. Całokształt zresztą atmosfery
              życia konspiracyjnego w Polsce, poza PPR, był antyradziecki. W styczniu
              1944 r. przyjechałem ranny do Warszawy i zwróciłem się do komendy AK
              z wnioskiem, że wobec pewnego przyjścia Armii Czerwonej na ziemie
              polskie, trzeba zawczasu ułożyć stosunki. Odpowiedziano mi z całą
              powagą, że rząd londyński na pewno dojdzie do porozumienia z Rosją. Nie
              wystarczało mi to, że za pośrednictwem Aleksandra Uchowicza umówiłem
              się na rozmowę z kierownikiem PPR w Krakowie „Docentem". Spotkanie
              osobiste nie doszło do skutku z przyczyn konspiracyjnych, a potem
              bezpośrednio musiałem jechać w pole do batalionu. Trzeba jednak powie-
              dzieć jasno, że moje próby praktycznej zmiany stosunku do ZSRR wynika-
              ły raczej z konieczności życiowej niż z serca. Poważny przełom w mych
              zapatrywaniach nastąpił dopiero, rzecz paradoksalna, w czasie mojego
              zatrzymania. Przez 5 miesięcy miałem możność rozmów z wyższymi
              oficerami rosyjskimi i Polakami z Rosji. W stosunku do mnie postawiono po
              pierwszym przesłuchaniu sprawę, że jestem internowany, a nie aresz-
              towany i wskazano chęć dania mi ze swej strony danych o nowoczesnej
              Rosji i o jej stosunku do Polski. Spędziłem wiele nocy na dyskusjach
              i rozmowach. Ogólne wrażenie jakie wyniosłem brzmi: Rosja chce istotnie
              silnej, niepodległej Polski demokratycznej, związanej z nią nie tylko
              formalnym przymierzem, ale prawdziwie słowiańskim pobratymstwem.
              Na ten punkt widzenia słusznym jest, że nie tylko Rząd Tymczasowy się
              godzi, ale musi go podzielać każdy dobry Polak. Na marginesie chcę tu
              zaznaczyć, że dla dobra atmosfery w Polsce obecnej, trzeba jak najspieszniej
              wykonać ogromną pracę usunięcia zakłamania nagromadzonego przez dwadzieścia lat
              Polski przedwrześniowej. Trzeba dać społeczeństwu polskiemu faktyczny materiał
              o osiągnięciach kultury i cywilizacji radzieckiej, o tym, że w ZSRR istnieje
              radość i piękno życia. Trzeba pokazać społeczeństwu polskiemu, co myśli Stalin
              i kierownicy Związku Radzieckiego o Polsce. Błędny stosunek do Związku
              Radzieckiego jest powodem, który utrzymuje duże ilości Polaków w opozycji lub
              bierności do Rządu Tymcz. Wiem to zresztą po sobie, bo to był właśnie powód,
              dla którego po zjawieniu się PKWN nie zgłosiłem się od razu do pracy. Powtarzam
              raz jeszcze, odbyte w czasie mego zatrzymania rozmowy z wyższymi oficerami
              sowieckimi i Polakami z Rosji dokonały we mnie przełomu. Teza Rządu
              Tymczasowego ścisłego sojuszu z Rosją jest i moją tezą. Krótki ten zarys paru
              najważniejszych zagadnień wykazuje zbieżność mych zapatrywań z tezami Rządu
              Tymczasowego. Nie jest to dziwne, jeśli się odrzuci przedwojenne, anachroniczne
              etykiety i epitety, uwzględni się ewolucję myślenia i przeżyć 6 lat wojny
              (przed wojną miałem lat 24, obecnie 30). Przede wszystkim zaś jesteśmy z ducha
              nowej epoki rewolucji społecznej, który to duch ogarnia całą Europę, burząc
              stary świat i budując rewolucyjnie sprawiedliwość społeczną. Jakie korzyści
              może przynieść moja praca dla Polski w obozie Rządu Tymczasowego. Opozycja,
              ewentualnie bierność w stosunku do poczynań Rządu Tymczasowego ma dwa różnego
              rodzaju powody. Pierwszą grupę tych powodów stanowią przyczyny socjalno
              gospodarcze. Szereg jednostek dotychczas uprzywilejowanych czuje się
              zagrożonych w swoim stanie posiadaniaprzez radykalną społecznie politykę Rządu.
              Są to elementy społecznie reakcyjne. Pozyskanie ich do szczerej pracy, o ile w
              ogóle jest możliwe, stanowi kwestię dalszej przyszłości. Istnieje jednak
              poważna część społeczeństwa, która tkwi w opozycji czy bierności z powodu braku
              zaufania politycznego i wskutek kompletnej dezorientacji zmianami, które zaszły
              na ziemiach polskich w ciągu ostatniego roku. Jestem przekonany, że
              oddziaływaniem swoim mógłbym pociągnąć do realnej pracy dużą część tego
              elementu. Istnieje w Polsce siła ideowo-społeczna, dojrzała w czasie wojny,
              która się nazywa nowe pokolenie. Nowe pokolenie polskie nie da się zaszeregować
              pod żadną z politycznych etykiet przedwojennych. Jest rzeczą pierwszorzędnej
              wagi, aby to nowe pokolenie odegrało twórczą rolę w historycznej przemianie,
              dokonywanej przez Rząd Tymczasowy. Wydaje mi się, że należy zastosować każdy
              realny środek, by obecna rewolucyjna przemiana w Polsce dokonywała się
              z masami, a nie obok mas, by zakres wciągniętych ludzi do pracy był jak
              największy. Jest to ważne ze względów wychowawczych.
              • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 09:12
                D.C.

                Sądzę, że w kontakcie z odpowiednimi ośrodkami dyspozycyjnymi Rządu
                Tymczasowego mógłbym się realnie przyczynić do aktywizacji społeczeństwa,
                specjalnie na odcinku nowego a dojrzałego już pokolenia. Mój stan duchowy
                Zatrzymanie moje trwa już 7 miesięcy. Rozumiem, że sytuacja w Polsce była tak
                zawiła, że cały szereg osób musiało znaleźć się w więzieniu. Tym niemniej 7
                miesięcy siedzenia w okresie końca wojny, w okresie budowania się Nowej Polski,
                to jest bardzo dużo. Poza kilkudziesięcioma rozmowami z oficerami sowieckimi i
                polskimi, te siedem miesięcy to był okres rozmyślań. W rezultacie narosła we
                mnie szalona chęć twórczej pracy, konstruktywnej nareszcie dla Polski Nowej.
                Chcę całą siłą mego ducha wziąć z Wami udział w przeprowadzeniu rewolucyjnej
                przemiany życia społeczeństwa polskiego. Chcę budować Polskę prawdziwej
                demokracji, Polskę rządzoną i tworzoną przez masy pracujące. Chcę z Wami
                budować w rzeczywistości robotnicze „szklane domy", o których marzył Żeromski.
                Chcę poznać, jak najdokładniej można, Waszych ludzi, Waszą twórczość ideową.
                Chcę wszystkich tych, których znam jako wartościowych i na których mam wpływ,
                sprząc z Wami
                w pracy. Niewątpliwie moje zatrzymanie powoduje powstrzymywanie się od
                pracy wielu ludzi, muszę nie tylko ich odnaleźć i zaktywizować, ale
                przyprowadzić poza tym innych. Spójrzcie na moje życie, niełatwe ono było
                — Bereza Kartuska — 5 miesięcy więzienia w Gestapo — 2 lata partyzantki
                i ciężka rana — rozbita i rozproszona rodzina i praca naukowo-zawodowa, no
                i te ostatnie siedem miesięcy rekolekcji. Sądzę, że doświadczenia życiowe,
                jakie przeszedłem, dają charakter odpowiedzialny memu oświadczeniu: umożliwcie
                mi współpracę z Wami, a sprawa polska w największym dla moich możliwości
                stopniu na tym skorzysta, a Wy nabierzecie do mnie zaufania takiego, jakie ma
                się do towarzysza walki za ideę wspólną. Piszę może, mieszając argumenty
                rozumowe z uczuciem — ale rewolucja jest zawsze, a tym bardziej i w Polsce,
                rzeczą rozumu i serca. Zawodowo rzecz biorąc mam poważnie zaawansowane dwie
                prace z mego zakresu do druku: „Polska filozofia prawa w XVIII wieku" oraz
                „Warunki skuteczności normy prawnej". Rodzinnie jestem w sytuacji tragicznej,
                mam dwoje dzieci (trzeci i czwarty rok życia) bez opieki, o żonie brak
                wiadomości po powstaniu warszawskim. Oddaję się z ufnością Waszej decyzji jako
                kierowników budującej się rewolucyjnie Nowej Polski.

                BOLESŁAW PIASECKI
                22 maja 1945 r.
                • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 17:54
                  Kuszenie katolików

                  Pierwsze spotkanie majora Jerzego Borejszy z przedstawicielami środowisk
                  katolickich miało miejsce 20 kwietnia 1945r. w krakowskim Hotelu Francuskim.
                  Wzięli w nim udział Aleksander Bocheński, Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz,
                  Wojciech Kętrzyński i Stanisław Kostka Rostworowski. Wojciech Kętrzyński
                  wspominał po latach: "Dziwny był nastrój godzin, które mnie dzieliły od tej
                  rozmowy. W gruncie rzeczy byłem przekonany, że skończy się ona fiaskiem, może
                  nawet aresztowaniem. Wreszcie były niepokojące precedensy, choć zapewne mój
                  niepokój powodował, że wyolbrzymiałem trochę znaczenie swojej osoby w tym
                  spotkaniu. Niemniej uprzedziłem najbliższych o możliwych konsekwencjach tego
                  kroku i bacznie przejrzałem, czy nie pozostawiam za sobą niczego, co by mogło
                  mnie czy kogokolwiek obciążyć". („Więź" nr 11-12 z 1967 r.)
                  Kętrzyński miał powody do obaw, bo niecały miesiąc wcześniej, 27 marca,
                  podstępnie aresztowano i wywieziono do Moskwy kierownictwo Polski Podziemnej.
                  Tym razem jednak cel spotkania był inny. Chodziło o uzyskanie poparcia środo-
                  wisk katolickich dla niektórych przynajmniej działań władz, Borejsza wysłuchał
                  więc swych gości, ci zaś wysłuchali Borejszy. Pierwszy krok w kierunku
                  porozumienia został dokonany. 3 maja miały miejsce w Krakowie demonstracje
                  studenckie. Przeciwko studentom użyto wojska. „W tej rozgorączkowanej
                  atmosferze — wspomina Kętrzyński — doszło do następnego spotkania z Jerzym
                  Borejsza i znów dość gwałtownie dyskutowaliśmy na temat odpowiedzialności za
                  powstałystan rzeczy i tego, co może być dokonane wspólnymi siłami, by
                  odbudowywać kraj z ruin, a nie powiększać ich". I tym razem nie zapadły żadne
                  decyzje. Dokument (sprawozdanie Jerzego Borejszy), który publikujemy, dotyczy
                  trzeciego spotkania. Było to — jak się wydaje — ostatnie spotkanie w tym
                  składzie. 2 lipca zwolniony bowiem został z więzienia Bolesław Piasecki i on
                  stał się głównym rozmówcą władz. Publikowany dokument przechowywany jest w VI
                  Oddziale Archiwum Akt Nowych (sygn.224).

                  POLITYKA 49.11.990
                  • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 21:05
                    Sprawozdanie z zebrania w mieszkaniu hr. Rostworowskiego St. w dniu 3 czerwca
                    1945.


                    Udzial wzieli: Rostworowski Stanislaw, hrabia, b. obszarnik, syn slynnego
                    Antoniego Rostworowskiego, Ketrzynski Wojciech, syn prof. Ketrzynskiego, który
                    powrócil z Oswiecimia, najblizszy wspólpracownik Boleslawa Piaseckiego z ONR,
                    dr Alfred Wielopolski, asystent prawa na Uniwersytecie, Seweryn Dolanski,
                    prezes Akcji Katolickiej, b. prezes Tow. Rolniczego, dr. Stomma Stanislaw,
                    przywódca mlodych katolików, redaktor ,,Paxa", Horodynski Dominik, mlody
                    narodowiec, przywódca Akcji Katolickiej, prezes na Malopolske, Turowicz Jerzy,
                    redaktor „Tygodnika Powszechnego", Bochenski Aleksander, publicysta,
                    wspólpracownik „Buntu Mlodych" przyjaciel Ksawerego Pruszynskiego.


                    Wstep


                    29 maja zglosil sie do Putramenta Czeslaw Milosz i z polecenia Rostworowskiego
                    prosil zadzwonic do mnie z prosba, czy nie móglbym przyjechac do Krakowa. Wobec
                    tego, ze do Krakowa jechalem w innych sprawach, zgodzilem sie. W Boze Cialo
                    zastalem list zapraszajacy mnie do mieszkania dr Wielopolskiego. Odmówilem
                    przyjscia wobec tego, ze bylem zajety. Nastepnego dnia zostalem zaproszony na
                    godz. 2-ga do Rostworowskiego, gdzie zastalem cale wyzej wymienione
                    towarzystwo. Przewodniczyl Seweryn Dolanski. Ideologiem tej grupy wydaje sie
                    byc dr Alfred Wielopolski. Stenografowala moja sekretarka. Jak pózniej
                    opowiadal Milosz, fakt ze rozmowa byla stenografowana, wplynal na nich hamujaco
                    w wypowiedziach. Po zdawkowym wstepie zapytalem: Mjr Borejsza: Czy Panowie
                    znacie kroki podjete przez biskupa Kubine i ks. infulata Szlagowskiego?
                    Dolanski: Stanowisko swiata katolickiego jest jednolite. Z bisk. Kubina lacza
                    nas zazyle wiezy. Mjr Borejsza: Czy znacie Panowie zastrzezenia niektórych kól
                    katolickich w stosunku do biskupa Adamskiego? Bochenski: Przed wojna autorytet
                    Adamskiego byl wielki. Dzisiaj nie chcialbym o tym mówic. Biskup Adamski ma
                    niesluszne animozje do biskupa Kaczmarka. Mjr Borejsza: Ile jest racji w tych
                    animozjach? Dolanski: Jest to niesluszne, jezeli chodzi o Kaczmarka. Gdy
                    grozila branka do Niemiec i represje, wystapil Kaczmarek w normalnym tonie
                    utrzymanym pismie. Jest to kwestia oportunizmu politycznego. Kaczmarek jest
                    najmlodszym z wszystkich biskupów. Rostworowski: Wydaje mi sie, ze jest duzo
                    namietnosci w obecnej sytuacji. Jest wiele rzeczy mozliwych do uzgodnienia. My,
                    katolicy, wierzymy w objawienie i doktryne Kosciola i równiez cala filozofia
                    nie jest nam obca. Scisle marksistowska doktryne uwazamy za czesc, a nie za
                    alfe i omege systemu filozoficznego. Uwazam, ze to sa wszystko rzeczy do
                    uzgodnienia, gdyby nie bylo namietnosci. Specjalnie sprawa nowych projektów
                    szkolnych jest dla spoleczenstwa bardzo drazliwa. Panie Majorze, „Dziennik
                    Polski" wydrukowal wywiad z wojewoda krakowskim, z którego wynikaloby, ze
                    religia bedzie poza szkola. To wywolalo ogólne oburzenie spoleczenstwa, bo
                    naszym zdaniem nie mozna pozbawiac dziecka wierzacego religii w szkole. Mjr
                    Borejsza: O ile Panom wiadomo, marksizm nie ma monopolu i nie jest panujaca
                    doktryna w Polsce, ani obowiazujaca Konstytucja Marcowa ani zadna z ustaw Rzadu
                    o tym nic nie mówi. Nie ma to nic wspólnego zreszta z oswiadczeniem kuratora
                    krakowskiego. Jezeli kurator krakowski powiedzial tak, jak tutaj to zreferowano
                    i jezeli tak to wydrukowal "Dziennik Polski", to nie zgadza sie to z
                    rzeczywistoscia ani z projektem reform szkolnych. Panowie zreszta sami
                    przyznaliscie, ze przymus szkolny w dziedzinie religii bylby niewskazany.
                    Jezeli chodzi o namietnosci, to z przyjemnoscia stwierdzam, ze stosunki w
                    krakowskim ulegly znacznemu polepszeniu. Zwolniono Gajdocha, zwolniono szereg
                    innych. Jezeli Panowie czytujecie prase, to mozecie sie przekonac, jak prasa
                    otwarcie krytyku- je pewne uchybienia i czasem nawet przesadza w tej krytyce.
                    Horodynski: Wydaje mi sie, ze Pan Major jest znowu zbyt optymistyczny. My mamy
                    inny poglad na te rzeczy. Las zapelnia sie, ludzie uciekaja, bo sie boja
                    aresztowania. Warunki bezpieczenstwa w Krakowie sa skandaliczne. Mojego
                    znajomego — gdy szedl z jednego domu do drugiego — napadl zolnierz sowiecki i
                    obrabowal z pieniedzy. W rzeszowskim oddzialy NKWD likwiduja partyzantów.
                    Slyszalem, ze ma byc pacyfikacja. Czy bedzie ona wykonana rekoma polskimi, czy
                    sowieckimi? Szkoda krwi polskiej i przelewu tej krwi! Dolanski: Czy nie mozna
                    by tych spraw polubownie zalatwic? Mjr Borejsza: Las rekrutuje sie z róznych
                    elementów. Sa ludzie wykolejeni, jak to nazywa socjologia amerykanska "ludzie
                    poza marginesem spolecznym", sa w lesie Niemcy, banderowcy, którzy lacza sie z
                    ludzmi marginesowymi. Jest pewien odsetek ludzi otumanionych przez propagande.
                    Panowie chyba zdajecie sobie sprawe z tego, ze nie zawsze, gdzie sie leje krew
                    polska, chodzi o polska sprawe i o propagande polska. Jest glupia propaganda,
                    ze bedzie wojna. Musimy wrócic do normalnych stosunków.
                    • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 21:08
                      D.C.

                      Chlop musi miec zapewniony spokój. Robotnik musi otrzymac aprowizacje.
                      Bandytyzm musi byc zlikwidowany. W odpowiedzi p. Horodynskiemu chcialem
                      zaznaczyc, ze polskimi rekoma. Jezeli Panom szkoda krwi polskiej, to dlaczego
                      Panowie nic nie uczynia, azeby sie ta krew nie polala? Jestem po raz trzeci
                      zaproszony przez Panów i umówilismy sie, ze Panowie zwrócicie sie z apelem do
                      spoleczenstwa, zeby skonczyc raz wreszcie z bratobójczym mordem. Gdyby kazdy
                      ksiadz, w kazdym kosciele, przy kazdej okazji wyjasnial spoleczenstwu, ze jest
                      Polska i dosc przelewu krwi, niewatpliwie uratowaloby to niejednego z
                      otumanionych mlodzienców. Ale dla pewnych kól widocznie las jest atutem w reku.
                      Ci, którzy nie zwracali sie i nie podejmuja kroków, zeby las zlikwidowac w
                      sposób pokojowy, beda moralnie wspólodpowiedzialni za przelew krwi polskiej, a
                      wydaje mi sie, ze ani Panom, ani nam krew polska nie jest obojetna. Bochenski:
                      Ale czy ludzie maja moznosc powrotu z lasów. Wróci z lasu — pójdzie do
                      wiezienia. Horodynski: Mysmy juz mówili Panu Majorowi, ze spoleczenstwo czeka
                      na amnestie i wówczas nasz apel doszedlby do spoleczenstwa. Poza tym ogloszenie
                      przez nas apelu w pismach rzadowych nie przemówiloby do spoleczenstwa tak, jak
                      przemawia nasza wlasna gazeta, na lamach której moglibysmy sie wypowiedziec.
                      Pozostaje jeszcze sprawa maruderów sowieckich, tego zabierania zegarków. Mjr
                      Borejsza: Maruderzy sa po kazdej wojnie, w kazdej armii. Znam wypadki gwaltów,
                      dokonanych przez zolnierzy polskich i zegarków zabieranych przez zolnierzy
                      polskich. Wielopolski: Zolnierz polski zabieral tylko zegarki. Rosja w oczach
                      spoleczenstwa zabrala nam Lwów i Wilno i do tego zabiera zolnierz sowiecki
                      zegarki. Dolanski: Nalezaloby jednak naszym zdaniem podjac jeszcze raz próbe
                      pokojowego zalatwienia sprawy. Mjr Borejsza: Powtarzam, Panowie, czekaliscie
                      dwa miesiace z spelnieniem swego elementarnego obowiazku obywatelskiego
                      zwrócenia sie do tej czesci spoleczenstwa, która jest pod wplywem Kosciola,
                      zeby nie poszla do lasu. Nie mozna bandytów przeblagac amnestia. Nie wolno
                      Panom stawiac sprawy tak, ze jezeli Rzad nie uwzgledni postulatów Panów, to
                      Panowie nie bedziecie oszczedzac krwi polskiej. Wydaje mi sie, ze to powinno
                      byc jasne. Ketrzynski: My tak nie stawiamy sprawy, ale sa wielkie trudnosci w
                      ogloszeniu naszej opinii. Mjr Borejsza: Nie ma zadnych trudnosci w tym, zeby
                      kazdy ksiadz przemówil do spoleczenstwa, zeby kazdy z Panów przyczynil sie do
                      likwidacji tego stanu. Nie mozna pozwolic, zeby w kraju panowala anarchia. Lasy
                      beda oczyszczone, a wspólodpowiedzialnosc, powtarzam, ponosza ci, którzy sie
                      nie przyczynili do rozladowania atmosfery. Dolanski: Czy zolnierze sowieccy
                      beda strzelali do ludzi z lasu? Mjr Borejsza: Bedzie strzelal zolnierz polski,
                      który chce, aby jego ojciec, matka, rodzina nareszcie zaznaly spokoju w Polsce.
                      Panowie mieliscie moznosc wystapienia z apelem. Ponosicie odpowiedzialnosc za
                      to, zescie nie nawolywali, aby ludzie wyszli z lasu. Rostworowski: Powinno sie
                      likwidowac stan obecny droga negocjacji, a nie represji. Polska jest i bedzie
                      pod hegemonia Sowietów, trzeba wyjasnic Sowietom, ze pacyfikacja prowadzi do
                      wojny domowej. Mjr Borejsza: Przeceniacie Panowie sily band, które w koncu nie
                      sa liczne i nie doceniacie sil Rzadu Tymczasowego. Bochenski: Czy sa zrzuty
                      angielskiej broni i angielska pomoc dla ludzi z lasu? Mjr Borejsza: Wiem o tym
                      tyle, o ile Panowie informowaliscie mnie podczas ubieglej rozmowy, a
                      szczególnie Pan sam mnie informowal. Dr Wielopolski: Jezeli chodzi o
                      zagadnienie, jak mozna rozladowac kwestie odpowiedzialnosci, która my ponosimy,
                      musze podniesc, ze ton, jaki do tej pory byl w prasie, nie pomaga, zeby
                      spoleczenstwo ujac. Jest szeroki brak zaufania. To wszystko, co sie dzieje, to
                      nie to, czego oczekiwano. Jezeli Pan Major moze przekazac jakas sprawe, to
                      prosze przekazac nasza prosbe, zeby sie zdobyc na sprawiedliwosc, gdyz to
                      bedzie nieszczes- cie dla ludnosci cywilnej. Mjr Borejsza: Panowie mieliscie
                      dwa miesiace czasu, zeby przyczynic sie do pokojowego zalatwienia sprawy. A
                      poza tym, czy Panowie konkretnie bierzecie udzial w pracy twórczej? Jest wielka
                      akcja przesiedlania, szansa historyczna, która sie nie powtórzy. Akcja ta musi
                      miec pomoc spoleczenstwa. Czyscie Panowie okazali jakas pomoc w akcji
                      przesiedlenczej? Panowie zajmujecie sie zagadnieniami miedzynarodowej polityki,
                      a tam gdzie mozna realnie pomóc, tam Panowie tego nie wykonaliscie. Dolanski:
                      Czujemy to, ze zostalismy wyrzuceni poza nawias spoleczenstwa. Tutaj w naszym
                      gronie widzicie Panowie dwóch "liszenców", mnie i p. Rostworowskiego. Jestesmy
                      ziemianami, którzy stracili wszystko. Ukrywalem sie trzy tygodnie, zeby nie byc
                      aresztowanym. Spoleczenstwo cale zubozalo. Dotychczas ciezar spoczywal na
                      spoleczenstwie. Prowadzilo ono cala akcje charytatywna. Obecnie zlikwidowano
                      wszystkie organizacje spolecznej pomocy, zostala ona ujeta w ramy panstwowe.
                      Panstwo gromadzi ciezar obowiazków. Równiez zmiana pieniedzy zubozyla ludnosc.
                      Szabrownicy nigdy akcji charytatywnej nie prowadzili. Zubozono ziemianstwo.
                      Wylecialo ono z siodla, jest poza nawiasem. Miasto prowadzilo akcje pomocy
                      przez 5 lat. Teraz spoleczenstwo dostalo kopniaka. Instytucje spoleczne zostaly
                      upanstwowione. To samo jest w innej dziedzinie. Czemu nie wydalismy odezwy do
                      spoleczenstwa, aby ludzie wyszli z lasu? Balismy sie, czy nie dostaniemy sie do
                      NKWD. Duzo ludzi ostatnio zniklo i nie wiadomo co sie z nimi stalo.
                      Prawdopodobnie wywiezieni zostali na daleki wschód. Gdy sie czlowieka
                      aresztuje, nie wiadomo nawet, gdzie siedzi. Nie mozemy zabrac glosu, bo nie
                      nalezymy do jednego z czterech rzadzacych stronnictw. To, ze Pan do nas
                      przychodzi, dodaje nam bodzca. Jezeli bedziemy mogli wydawac pismo, moze
                      utworzy sie ugrupowanie polityczne, które bedzie mialo wage. Odezwa nie
                      doszlaby, nie mialaby tego znaczenia, gdybysmy wystapili jako niezorganizowani.
                      My wszyscy chcemy pracowac. Wszystko to co bylo pójdzie w zapomnienie, gdybysmy
                      mogli glos zabrac. Najwazniejsza jest wolnosc prasy. Trudno nam jest
                      oddzialywac na spoleczenstwo w prasie nam obcej. Nie uwierza nam, powiedza, ze
                      stalismy sie agentami sowieckimi. Poza tym boimy sie represji. Mjr Borejsza:
                      Wywozenie na daleki wschód jest taka sama bajka, jak pogloski o wojnie
                      angielsko-sowieckiej. Bochenski: Jest w narodzie sklonnosc do konspiracji od
                      lat, która trzeba droga wychowawcza i powolnie rozladowac. Na nastawienie
                      spoleczenstwa najlepszy wplyw wywiera nieingerencja wladzy sowieckiej. W
                      rzeszowskim i bialostockim dziala NKWD. Rostworowski: Prawda jest, ze wiekszosc
                      tych, którzy rzekomo zostali wywiezieni, odnalezli sie w Polsce, ale chce
                      zacytowac jeden wypadek: znikl Janusz Radziwill, siedzi w Brzesciu. Sam mi
                      kiedys opowiadal, ze kiedy byl w wiezieniu w Moskwie, rozmawial z nim Beria i
                      oni sie umówili co do wspólpracy polsko-radzieckiej. Radziwill byl zwolennikiem
                      tego. Jechal do Krakowa, wierzyl swiecie w to, ze przyczyni sie i odda swoje
                      sily dla zblizenia polsko-rosyjskiego. Ale teraz siedzi w Brzesciu.Mjr
                      Borejsza: Sprawy Janusza Radziwilla nie znam. Powtarzam, wywozenie na Sybir
                      jest bzdura i propaganda. Nie wywozi sie na Sybir. Ludzie z wiezien wracaja.
                      Stomma: Dlaczego aresztuja sowieci? W tym tygodniu stracilem pewna kwote
                      pieniedzy. Zabrali mi pieniadze. Takie fakty zdarzaja sie codziennie. Rozmowa
                      przechodzi na tematy gospodarcze. Mjr Borejsza porusza zagadnienie suwerennosci
                      gospodarczej, o która walczy Rzad i która jest podstawa suwerennosci
                      politycznej. Bochenski: Te polityke rzadowa, która mówmy szczerze, eliminuje
                      sie kapital zachodni, spoleczenstwo widzi i my te polityke podzielamy.
                      Dolanski: Pan Major znajduje sie w sferze wplywów Pilsudskiego, jak i cala
                      gospodarcza polityka Rzadu.
                      • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 21:10
                        C.D.

                        Pilsudski byl za zaciskaniem pasa, za tym, zeby nie brac pozyczek zagranicznych
                        i to zahamowalo rozwój panstwa. Byl m. in. Zawadzki, byl min. Jan Pilsudski,
                        oni sie temu opierali. Nareszcie Kwiatkowski wybil okno na swiat. Pilsudski nie
                        budowal przy pomocy zagranicy. A jezeli mozna budowac przy pomocy zagranicy, to
                        po co spoleczenstwo ma glodowac? Bochenski: Pan Prezes pozwoli, ze zaznaczymy
                        odrebnosc naszego stanowiska w tej sprawie. Tutaj wynikla dluzsza dyskusja na
                        temat tego, czy nalezy sie zapozyczyc za granica, czy nie. Stenografistka
                        opuscila wobec tego, ze oni sobie nawzajem przeszkadzali. Dr Wielopolski: Mnie
                        sie wydaje, ze nalezy poruszyc sprawe pisania prawdy, a niepisania rzeczy,
                        które moga sprowadzic niepozadane nastepst- wa. Do takich nalezy wypowiedz
                        kuratora krakowskiego. Powinniscie Panowie porozmawiac z klerem. Jest juz pewna
                        zmiana w prasie, ale jeszcze za (zdanie nie dokonczone — A.G.). Mobilizacja sil
                        zbiorowych konieczna dla odbudowy zalezy od atmosfery zaufania ogólnego.
                        Porusze najpierw sprawy drobne. Jechalem do Warszawy. Po drodze zatrzymal mnie
                        milicjant i obil. Zostalem spoliczkowany. Czy nie nalezy kres temu polozyc.
                        Druga sprawa: jako asystent uniwersytecki za trzy miesiace pracy na
                        Uniwersytecie pobralem wszystkiego 600 zl. Ale to sa drobnostki. Chodzi o
                        stworzenie atmosfery bez udawania sie do (zdanie nie dokonczone — A.G.). Wtedy
                        mozna mówic o atmosferze pracy, o wysilku zbiorowym. Koniecznoscia jest
                        rozpoczecie pracy nad usunieciem róznych wad organizacyjnych. Na Górnym Slasku
                        przemysl stanie. Wydajnosc Zyrardowa jest 60 proc. wydajnosci przedwojennej, a
                        8 proc. tego, co bylo za czasów okupacji niemieckiej. Robotnik musi szukac
                        moznosci zarobkowania poza warsztatem. Nie moze wypelnic zobowiazan wobec nas.
                        Technika zycia jest tak zabijajaca, ze robotnik ma glowe zawalona klopotami,
                        robotnik nie wyczuwa ze strony Rzadu mocnej reki, która by wziela za leb i
                        wszystkie nasze kregi ustawila na szynach, po których nasze zycie ma sie
                        toczyc. Chcialbym sprecyzowac krótko moje stanowisko. Po pierwsze kryzys
                        zaufania do Rzadu Tymczasowego i sprawa suwerennosci. Nalezy jasno powiedziec
                        Polakom, w jakim stosunku zaleznosci my sie znajdujemy wobec sowietów. Dlaczego
                        o wielu rzeczach nie pisza, nie podaja do wiadomosci? Sprawa wywozenia fabryk.
                        Robotnik jest niespokojny o to, ze nie bedzie mial gdzie pracowac. Sprawa
                        Gdanska, Szczecina. Pierwsza rzecz powinna byc wyjasniona w prasie, jezeli nie
                        w prasie, to w innej formie. Druga sprawa, sprawa przebudowy spolecznej. Co
                        zostalo dokonane poza Reforma Rolna? Sa dwa hasla, które maja jednoczyc
                        spoleczenstwo, haslo odbudowy Warszawy i sprawa kolonizacji. Haslo odbudowy
                        Warszawy moze zelektryzowac cale spoleczenstwo. Warszawa ma byc odbudowana w
                        ciagu 10 lat. Kazdy krytycznie myslacy czlowiek musi zdac sobie sprawe z
                        nierealnosci tego twierdzenia. Wezmy pod uwage obnizenie wydajnosci pracy. Nie
                        moze byc, aby nauczyciel, który zarabia 500 zl, mógl wychowywac kadry nowej
                        inteligencji. Wracam do sprawy zaufania, Zapomnialem: Zwalniacie Panowie z
                        wiezien ludzi, ale dlaczego bac sie slowa amnestia. A to slowo zdobyloby Wam
                        naród. Trzecia sprawa i ostatnia: zdobycie ziem po Odre. Tutaj nie ma jasnosci.
                        Nie wiemy, jak daleko siegaja nasze ziemie. Mnóstwo niejasnosci, niedomówien
                        wobec wlasnego spoleczenstwa i wlasnego narodu. Mjr Borejsza: Nie wierze w to,
                        ze Pan Doktor poszedlby, bedac prezesem Komitetu Ekonomicznego, na inflacje. A
                        w tym, co Pan Doktor mówi, jest postulat podwyzszenia plac wszystkim. Skoro Pan
                        Doktor mówi o mobilizacji sil, dlaczego niektóre kola, które moglyby przystapic
                        do twórczej pracy, zabawiaja sie w dolce far niente? Dolanski: O wiekszej
                        mobilizacji sil w tej sytuacji trudno myslec. Trzeba wziac wskazówki Napoleona.
                        Wszystko jedno, kogo miec w administracji, byle ludzi uczciwych. Tylko wojewoda
                        musi stac na wysokosci zadania. Spoleczenstwo boi sie aresztów. Dolce far
                        niente, o którym Pan Major mówi, to nic innego jak poczucie strachu. Ten rzad
                        bedzie mial spoleczenstwo za soba, który zwróci wolnosc i bezpieczenstwo. To
                        jest zagadnienie zaufania do rzadu. Nastepuje dalsza dyskusja na temat
                        inflacji, deflacji, w której dr Wielopolski broni polityki umiarkowanej
                        deflacji, po czym poruszaja oni dwie sprawy. Sprawe moznosci wydawania pisma
                        katolickiego i sprawe ew. wizyty u Prez. Bieruta. Mjr Borejsza: Macie
                        Panowie „Tygodnik Powszechny". Czy on Panom nie wystarczy? Bochenski: "Tygodnik
                        Powszechny" jest organem Kurii Biskupiej, a wlasciwie organem ks. Piwowarczyka
                        • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 21:12
                          D.C.

                          Mjr Borejsza: Wyjasnijcie mi, Panowie, z laski swojej jedna rzecz. Pod Dreznem
                          i Berlinem polala sie krew zolnierza polskiego. Nie ma kosciola na swiecie, w
                          zadnym powiecie, który nie uszanowalby zolnierza, a tym samym sierot i wdów po
                          tych zolnierzach. Jedynie "Tygodnik Powszechny" o tym wszystkim milczy.
                          Turowicz: W sprawach „Tygodnika Powszechnego" decyduje jedynie ks. Piwowarczyk.
                          Bochenski: Dla nas jest istotna sprawa wydawania naszego pisma. Mjr Borejsza:
                          Przychodze do Panów jako osoba prywatna przez nikogo nie upowazniony do dawania
                          obietnic. W Polsce jest zdaje sie 10 pism katolickich, ja osobiscie nie
                          sprzeciwialbym sie temu, aby bylo pismo jedenaste. Trzeba sie zwrócic do
                          Ministerstwa Informacji i Propagandy o zezwolenie na wydawanie pisma.
                          Ketrzynski: My chcemy byc u p. Prezydenta. Przyjecie ludowców przez p.
                          Prezydenta dodalo nam otuchy. Sadze, ze Pan Major powtórzy p. Prezydentowi
                          nasze zyczenia. Dolanski: Zwracam uwage na to, ze kryzys zaufania sie poglebia.
                          Bochenski: Nie chodzi nam o stworzenie juz dzisiaj stronnictwa, chcemy wyrazic
                          nasza opinie, na swój sposób do tych kól spolecznych, do których glos Panów nie
                          dochodzi. Rzecz jasna, musimy miec pewna moznosc krytyki i niech cenzor nam nie
                          skresla calych stron. Stomma: Kiedy sie zacznie pacyfikacja? Nalezaloby problem
                          zlikwidowac bez wojny. Mjr Borejsza: Przepraszam Panów, ze sie tak dlugo
                          zasiedzialem i zajalem im tyle czasu. Rostworowski: Alez cala przyjemnosc po
                          naszej stronie, jestesmy wszyscy nieslychanie Panu Majorowi wdzieczni. Czy Pan
                          Major sie spieszy? Mjr Borejsza: Niestety, jestem zajety.


                          *


                          W dwie godziny po rozmowie zostal aresztowany Wojciech Ketrzynski, u którego
                          znaleziono odpis pierwszej mojej rozmowy z nimi, pamietnik jego i szereg innych
                          dokumentów. Zwolniony wskutek interwencji Kowalskiego przyszedl dziekowac mi do
                          hotelu i opowiedzial mi historie swojej wspólpracy z Boleslawem Piaseckim,
                          który jak on opowiada, siedzi we Wlochach pod Warszawa, ma dwoje malych dzieci,
                          zona jego umarla. Ketrzynski opowiadal o ewolucji, która przebyl w ciagu
                          ostatnich kilku miesiecy, o nieprzespanych nocach itd. i m. in.
                          powiedzial: "Wydaje mi sie, ze Panowie nie orientujecie sie, iz miedzy NSZ a
                          ONR istnial szereg róznych odlamów o róznych pogladach. Piasecki jest
                          krysztalowo uczciwym czlo- wiekiem. Chce Panu jedno powiedziec: Ufacie ludziom
                          z sanacji, którzy czesto przychodza do was z podwójna dusza i zamaskowanymi
                          zamiarami. My, którzy przychodzimy z ONR, przebywamy dluzsza droge, ale kiedy
                          przychodzimy, jestesmy uczciwymi tam gdzie sie deklarujemy. Ja z obozem ONR nic
                          wspólnego nie mam". Nastepnego dnia odwiedzil mnie Bochenski i Horodynski.
                          Prosili o przekazanie Prezydentowi, ze chcieliby byc jeszcze w tym tygodniu
                          przyjeci. Obiecalem im, ze jezeli Prezydent sie na to zgodzi, autobus mój,
                          który jest w Krakowie, przywiezie ich do Warszawy.
                          • hanys_hans Re: Tajne archiwa PRLu 07.03.04, 21:22
                            List do Stalina

                            Meldunki władz terenowych dotyczące morderstw, gwałtów i rabunków dokonywanych
                            przez żołnierzy Armii Czerwonej na ziemiach polskich w latach 1944-1945, a i
                            później również, choć już nie na tę skalę, są lekturą wstrząsającą. Był to nie
                            tylko problem maruderów, ale również masowych wywózek ludzi do obozów pracy w
                            ZSRR (siła robocza) i zorganizowanego rabunku wyposażenia zakładów
                            przemysłowych, magazynów itp. Sprawy te znalazły szeroki oddźwięk na pierwszym
                            powojennym plenum KC PPR, które obradowało 20-21 maja 1945 r. Władysław Gomułka
                            mówił w referacie: "Dodatnie, entuzjastyczne nastroje społeczeństwa w stosunku
                            do Armii Czerwonej mocno opadają. Przyczynia się do tego chuligaństwo,
                            maruderstwo, ale przy tych nastrojach grozi nam niebezpieczeństwo, że może
                            przyjąć się zarzut o agenturze sowieckiej, że może nastąpić izolacja. Masy
                            winny nas uważać za polską partię, niech nas atakują jako polskich komunistów,
                            a nie jako agenturę". Do owego problemu agentury powrócił sekretarz general-
                            ny w dalszej części referatu. „Zaczyna — stwierdzał — w państwie naszym ponad
                            naszymi głowami wyrastać drugie państwo. Organa bezpieczeństwa same robią pewną
                            politykę, do której nikt się nie ma wtrącać. Poprzez nasze organa
                            bezpieczeństwa realizuje swą politykę niejednokrotnie reakcja. Działalność
                            bezpieczeństwa — to liczne przykłady wąskiej, sekciarskiej polityki. Tow.
                            Korczyński w Gdańsku szykuje krematorium do palenia Niemców. Jest to
                            przejmowanie metod gestapowskich. Jeżeli Hitler poniósł klęskę, to m. in.
                            i dlatego, że stosował gestapowskie metody. Jeżeli mamy argumenty do niszczenia
                            Niemców, to m. in. i dlatego, że istniało gestapo. Daje się u nas w więzieniach
                            ludziom zwierzęce warunki. Z tym trzeba skończyć. Ludzie albo się demoralizują,
                            albo odchodzą. Poszczególni urzędnicy nie podporządkowują się ministrowi. Jest
                            to zejście na manowce polityczne, co nam przynosi polityczne szkody. Zmierza do
                            tego, że staniemy się NKWD-owską najgorszą agenturą". W wystąpieniach
                            wszystkich dyskutantów powracał motyw zachowania się Armii Czerwonej, komisarzy
                            wojennych, którzy uważali się za jedynych rządców i nie ukrywali swego
                            przekonania, że Polska stanie się 17 republiką. Mówiono o tych sprawach bez
                            osłonek, nazywając rzeczy po imieniu. Mówiono bowiem we własnym gronie i ani
                            referatu, ani dyskusji nie zamierzano publikować. Wkrótce zresztą, nawet we
                            własnym gronie, mówiąc o Związku Radzieckim prześcigano się wzajemnie w
                            wazeliniarstwie. Tekst, który publikujemy, jest maszynopisem z odręcznymi
                            poprawkami Władysława Gomułki. Miał to być list Biura Politycznego KC PPR
                            prawdopodobnie do Biura Politycznego KC WKP/b/, na co wskazywałaby bezosobowa
                            forma pisma. Nie udało się ustalić, czy był dyskutowany przez BP KC PPR
                            i czy został wysłany. Nie powoływano się na ten tekst, gdy później, po czerwcu
                            1948 r., zarzucano Gomułce antyradzieckość. Nawet jednak jeśli listu tego nie
                            wysłano, to interesujący jest i sam zamysł.

                            Tekst przechowywany jest w VI Oddziale Archiwum Akt Nowych (sygn. 295/V-5/).

                            POLITYKA, 35/1990
                            • ciupazka Re: Nowy Targ -info 08.03.04, 22:45


                              dzis.dziennik.krakow.pl/?2004/03.08/Podhale/13/13.html
                              • hanys_hans TAJNE ARCHIWA PRLu 09.03.04, 17:18
                                Rozwój sytuacji w Polsce, rozpatrywany pod kątem układania się stosunku narodu
                                polskiego do Związku Radzieckiego, kształtuje się od dłuższego czasu
                                niepomyślnie. Biuro Polityczne partii z przykrością musi stwierdzić, że w
                                narodzie polskim nasilają się tendencje antysowieckie, przy czym tendencje te
                                przenikają nawet do szeregów robotniczych. Jedną z przyczyn powodujących taki
                                stan rzeczy, usunięcie której leży poza granicami bezpośrednich możliwości
                                naszej partii, jest parokrotnie już przez nas podnoszona sprawa postępowania
                                niektórych oddziałów Armii Czerwonej w Polsce. Jakby nam nie było przykro
                                poruszać to zagadnienie, to jednak nie wolno nam obchodzić go milczeniem, z
                                uwagi na następstwa, jakie za sobą pociąga. Jest to bowiem według naszej oceny
                                zagadnienie wielkiej miary politycznej i od jego rozwiązania w dużej mierze
                                uzależnione jest kształtowanie się stosunków politycznych w Polsce. W pojęciu
                                przeciętnego człowieka w Polsce, Armia Czerwona jest odbiciem Związku
                                Radzieckiego oraz idei socjalizmu. Jej postępowanie w Polsce, jej stosunek do
                                ludności polskiej jest traktowany jako miernik stosunku Zw. Radzieckiego do
                                Polski w ogóle. Dla każdego, a więc i dla nas jest jasnym, że nieuniknionym
                                rezultatem wojny jest również maruderstwo i różnego rodzaju chuligaństwo,
                                uprawiane przez zdemoralizowanych wojną żołnierzy, zwłaszcza jeśli znajdują się
                                oni na ziemiach nie ojczystych. Jednak fakty zachodzące w Polsce, dotyczące
                                postępowania żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, daleko wykraczają swoim
                                zasięgiem i rozmiarami poza granice maruderstwa i chuligaństwa trudnego do
                                opanowania przez dowództwo wojskowe. Według naszego zdania dowództwo
                                wojskowe — jeśli otrzyma dokładne wskazówki postępowania — potrafi radykalnie
                                zmienić istniejącą dzisiaj sytuację i może sprowadzić całe zagadnienie tylko do
                                maruderstwa, zmniejszając go przy tym do minimum. Biuro Polityczne partii
                                uważa, że tak ze względów ogólnopolitycznych, jak też z uwagi na gospodarczą
                                sytuację, w jakiej znajduje się Polska, należy:
                                1. Bezwzględnie zakazać oddziałom Armii Czerwonej dalszego zabierania bydła,
                                koni, nierogacizny oraz zboża z gospodarstw znajdujących się w Polsce. Oddać
                                drobnym gospodarstwom zbiory i inwentarz żywy i martwy zabrany na ziemiach
                                zachodnich przez oddziały Armii Czerwonej w okresie żniw.
                                2. Bezwzględnie zakazać dalszych demontaży jakichkolwiek przedsiębiorstw na
                                terenie Polski.
                                3. Zakazać dalszego wywozu wszelkiego mienia pochodzącego z Polski w jej nowych
                                granicach, poza zdemontowanymi maszynami, które dotychczas nie zostały
                                wywiezione i poza zdobycznym sprzętem wojskowym.
                                4. Przekazać władzom polskim wszystkie przedsiębiorstwa przemysłowe wraz z
                                inwentarzem na całym terenie poniemieckim przyłączonym do Polski, jak też
                                majątki rolne wraz z żywym i martwym inwentarzem.
                                5. Wycofać wszystkie tyłowe oddziały gospodarcze i zdobyczne znajdujące się
                                jeszcze w Polsce.
                                6. Przeprowadzić energiczną walkę z maruderstwem i publikować wyroki sądów
                                wojskowych na maruderów, szczególnie zaś zwrócić uwagę na pociągi osobowe.
                                Prawie wszystkie powyżej ujęte zagadnienia formalnie już zostały zdecydowane
                                pozytywnie przez najwyższe czynniki państwowe Związku Radzieckiego — tylko
                                praktyka wielu oddziałów Armii Czerwonej w Polsce jest inna, a szczególnie na
                                ziemiach zachodnich. Otrzymujemy stale meldunki o zabieraniu chłopom-osadnikom
                                ich dobytku, który często przywieźli oni na ziemie zachodnie ze Zw.
                                Radzieckiego lub terenów centralnych Polski. Jeszcze zabiera się i wywozi
                                maszyny rolnicze z małych i wielkich gospodarstw oraz różny inny sprzęt,
                                znajdujący się na wsi i w mieście. Jeszcze mają miejsce dzikie demontaże
                                z nikim nie uzgodnione. Wiele przedsiębiorstw na ziemiach poniemieckich
                                zupełnie niepotrzebnych Armii Czerwonej, a zwłaszcza gorzelnie — nie są
                                przekazywane władzom polskim.Na tle różnych nieprawnych rekwizycyj,
                                przeprowadzanych przez Armię Czerwoną dochodzi często do ostrych starć słownych
                                między organami administracji polskiej a żołnierzami i oficerami Armii
                                Czerwonej, przy czym miały już miejsce fakty starć zbrojnych, rezultatem
                                których są zabici i ranni polscy i sowieccy żołnierze. Zjawisko to jest
                                najbardziej groźne, a równocześnie świadczy ono o rozmiarze zaognienia
                                zaistniałego na tle zabierania siłą przez Armię Czerwoną, bez uzgodnienia z
                                władzami polskimi, różnego majątku. Prócz tego grasują szeroko liczni maruderzy
                                i różni bandyci, zwłaszcza na ziemiach poniemieckich. Częste są wypadki
                                morderstw przy stawianiu najmniejszego oporu rabowanej ofiary. Weszło już w
                                system rabowanie podróżnych w pociągach, a nawet i na stacjach przez mniejsze
                                lub większe grupy żołnierzy-maruderów. Często w biały dzień wydzierają oni
                                walizki podróżnym wprost z rąk. Gwałcenie kobiet jest stałym zjawiskiem.
                                Pijaństwo stało się istną plagą, i głównym motywem rabunków. Rejestrujemy
                                liczne fakty ucieczki osadników z ziem zachodnich doszczętnie nieraz
                                obrabowanych. Do władz państwowych, do redakcji pism i do różnych instytucji
                                zgłaszają się często polscy repatrianci z Niemiec ze skargami, że na terytorium
                                Polski żołnierze Armii Czerwonej obrabowali ich z całego mienia. Są wypadki, że
                                nawet grupy liczące po kilkaset osób zostały obrabowane. Wszystko to rodzi stan
                                zapalny i nienawiść już nie tylko do maruderów, lecz w ogóle do Armii
                                Czerwonej. Reakcja ma doskonałą pożywkę do agitacji antysowieckiej, która —
                                wobec takich faktów — łatwo przyjmuje się w społeczeństwie polskim. To z kolei
                                usposabia wrogo żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej do ludności polskiej i
                                łamie hamulce moralne u słabszych ideologicznie jednostek. Wzrasta u nich chęć
                                do rekwizycyj i nieprawnego zabierania mienia ludności polskiej. Wytwarzają się
                                elementy sytuacji, jak w kraju okupowanym. Za ten stan rzeczy płaci politycznie
                                nasza partia. Płaci, po pierwsze dlatego, że jesteśmy faktycznie jedyną partią,
                                która przeciwdziała antysowieckiej propagandzie reakcji polskiej i po drugie
                                dlatego, że partia nasza traktowana jest przez społeczeństwo, jako faktycznie
                                decydująca o wszystkim w państwie polskim i w Rządzie siła polityczna. Inne
                                partie koalicji rządowej po cichu przed nami zdejmują z siebie wszelką od-
                                powiedzialność za wszystkie braki i niedomagania, jakie mają miejsce w Polsce,
                                i czynią za nie odpowiedzialną Polską Partię Robotniczą. Nie ma więc nic
                                łatwiejszego, jak wytworzyć w masach takie wrażenie, że PPR jest odpowiedzialna
                                i za wszystkie maruderstwa żołnierzy Armii Czerwonej w Polsce, co też się i
                                robi. Jest to jeden z powodów spadku wpływów PPR w szerokich masach narodu oraz
                                pokaźnego zmniejszenia się liczby członków naszej partii przy równoczesnym
                                silnym wzroście liczebnym PPS. Zachodzi poważna obawa całkowitego odosobnienia
                                PPR w pozytywnym stosunku do Związku Radzieckiego, wyrażanym na praktyce, a co
                                za tym idzie groźba izolacji naszej partii nie tylko od narodu, lecz nawet od
                                szerokich mas robotniczych. Przedstawiając bez osłonek prawdziwy stan rzeczy,
                                jaki zaistniał w Polsce na tym najważniejszym odcinku, jakim są nastroje
                                społeczeństwa polskiego wobec Związku Radzieckiego — Biuro Polityczne prosi o
                                wyciągnięcie z niego wszystkich koniecznych wniosków, a w pierwszym rzędzie
                                wydanie rozkazu do Armii Czerwonej w Polsce, który by przeciął długie pasmo
                                różnych nieprawości w postępowaniu Armii Czerwonej, co przy odpowiedniej,
                                słusznej i umiejętnej pracy partii w innych dziedzinach życia politycznego i
                                gospodarczego w Polsce — niezmiernie ułatwiłoby pożądany zwrot w nastrojach
                                ludności polskiej wobec Związku Radzieckiego.

                                Dnia 11 września 1945 r.
                                • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 09.03.04, 20:22
                                  Osaczanie harcerstwa

                                  Polityczne i ideowe podporządkowanie harcerstwa partii rządzącej było ważnym
                                  zadaniem. W pierwszych latach po wojnie zachowywano jeszcze pozory i starano się
                                  jedne środowiska zyskać, inne izolować, czyli prowadzono pewną grę polityczną.
                                  Czasami — jak wynika z publikowanego tekstu — nader niezręcznie, ale jednak...
                                  Wkrótce przyszły czasy znacznie gorsze, gdy wszystkim harcerzom nałożono czer-
                                  wone chusty, a ZHP przemianowano na Organizację Harcerską. Pelagia Lewińska,
                                  autorka tego listu, odegrała wówczas dużą rolę. Na razie jest jednak połowa
                                  1947 r. i jeszcze zachowuje się pozory. Chyba właśnie dlatego ten dokument jest
                                  tak interesujący.

                                  Jest to maszynopis (kopia) przechowywany
                                  w VI Oddziale Archiwum Akt Nowych (sygn. 295/V-6).

                                  POLITYKA, 2/1991

                                  Do Biura Politycznego KC PPR

                                  Drodzy Towarzysze!
                                  Naczelnictwo ZHP otrzymało pismo Ministerstwa Obrony z zakwestionowaniem tekstu
                                  prawa i przyrzeczenia harcerskiego oraz komentarza doń, uchwalonego w dn. 7
                                  czerwca 1947 r. przez Tymczasową Naczelną Radę Harcerską. Nie zamierzając bronić
                                  tekstu, ani uchylać się od współodpowiedzialności politycznej za popełnione
                                  błędy, uważam za swój obowiązek zwrócić Waszą uwagę na okoliczności i warunki, w
                                  jakich został on ustalony, jak również na ogólne warunki naszej pracy w
                                  harcerstwie. Tekst prawa i przyrzeczenia oraz komentarz doń przepracowała
                                  Harcerska Komisja Ideologiczna powołana przez Naczelnictwo ZHP na początku
                                  1945 r., przygotowując je pod uchwałę Walnego Zjazdu, który został zapowiedziany
                                  na czas po wyborach do Sejmu. Pierwsze wyniki jej prac zostały przedstawione w
                                  marcu br. ministrowi oświaty, tow. Skrzeszewskiemu oraz szczegóły komentarza
                                  wspólnie ustalone wraz z Komisją dla Spraw Harcerskich przy Ministerstwie
                                  Oświaty (członkowie tow. tow. min. Skrzeszewski, płk Brandstetter, Morawski
                                  Jurek, Lewińska, Dewitzowa). Nadto na partyjnej Komisji Kulturalno-Oświatowej
                                  dano nam nastawienie, aby nie podejmować walki o dalsze zmiany prawa i
                                  przyrzeczenia sformułowanego przez harcerską komisję. Uzgodniony w ten sposób
                                  tekst został przedstawiony w kwietniu Krajowej Konferencji Instruktorskiej,
                                  gdzie postawiono wniosek, aby uznając wyjątkową sytuację z powodu odsunięcia
                                  Walnego Zjazdu, Tymczasowa Naczelna Rada Harcerska po zapoznaniu się drogą
                                  ankiety z opinią instruktorów terenu otrzymała kompetencję uchwalenia tekstu
                                  prawa i przyrzeczenia wraz z komentarzem i przekazania go terenowi jako
                                  obowiązujący. Jeszcze raz, rozsyłając teksty prawa i przyrzeczenia w teren w
                                  formie ankiety, rozesłaliśmy te nasze teksty wraz z zawiadomieniem o terminie T.
                                  Rady Naczelnej do wyznaczonego nadzoru Ministerstw: Oświaty, Obrony,
                                  Administracji. Żadnych sprzeciwów Naczelnictwo nie otrzymało ani z terenu, ani
                                  od wyżej wymienionych władz. Tymczasem Naczelna Rada Harcerska, czynnik powołany
                                  przez Ministerstwo Oświaty, która została specjalnie zwołana w dn. 7 czerwca,
                                  uchwaliła przedstawiony tekst bez zmiany. Po tych zabiegach proceduralnych już
                                  tylko ze względów czysto formalnych wysłało Naczelnictwo tenże sam tekst do
                                  tychże ministerstw z wiadomością o uchwale Rady Naczelnej. Obecnie dopiero
                                  zgłaszane sprzeciwy są całkowitym zaskoczeniem, wobec przedstawionych tu przeze
                                  mnie długiej kolejki czynników partyjnych i urzędowych, poprzez które projekt
                                  prawa i przyrzeczenia przeszedł. Rozumiem, że dzieje się to na skutek rozmaitych
                                  stanowisk różnych towarzyszy, którzy w różnym czasie podejmują się opiniowania
                                  spraw harcerskich. Muszę jednak zwrócić Waszą uwagę, ze cała nasza ciężka walka
                                  na terenie harcerskim odbywa się wśród tego rodzaju zygzaków.I tak na przykład:
                                  1) Po przeprowadzeniu ciężkiej, wielomiesięcznej walki o granicę wieku 16 lat,
                                  co wymagało przekonania postępowej części instruktorów i pewnego sterroryzowania
                                  reszty, zostaliśmy nagle zdezawuowani na konferencji komendantów Chorągwi w
                                  lutym br. przez gen. Kuszkę i tow. Jurka Morawskiego, którzy tam oświadczyli...
                                  że Rząd i ZWM nie czynią z tego ograniczenia zasady.
                                  2) Po skupieniu dokoła nas grupy zbliżających się do PPR byłych uczestniczek
                                  Szarych Szeregów i sprowadzeniu ich do ZWM na rozmowę w sprawie zacieśnienia
                                  stosunków zostaliśmy przyjęci przez tow. Olka Kowalskiego brutalnymi inwektywami
                                  na Szare Szeregi i całe Harcerstwo.
                                  3) Podjęliśmy trudną kampanię dla zdemaskowania czołowego peeselowskiego
                                  ideologa na terenie harcerstwa, niezwykle popularnego, autora "Kamieni na
                                  Szaniec" Kamińskiego i usunięcia go z pola kantydatów na naczelnika harcerzy.
                                  Kampanię tę zepsuł nam tow. Skrzeszewski (wystąpieniem — A.G.), którego
                                  szczegóły są dokładnie znane tow. Spychalskiemu. Wystąpienie to, które dało
                                  pretekst pepeesowcom do uchylania się od współpracy z PPR na terenie harcerstwa,
                                  dało ten jeden pozytywny skutek w postaci deklaracji Kamińskiego o podanie się
                                  do dymisji. Nazajutrz tow. Skrzeszewski zniweczył i ten skutek, oświadczając,
                                  na krajowej konferencji instruktorów, że nie ma nic przeciwko obecności
                                  Kamińskiego w Naczelnictwie ZHP. W rezultacie tych nieustannych zygzaków Partia
                                  wychodzi na terenie harcerskim ośmieszona, a wysiłki naszej grupy niweczone,
                                  przy czym zaczynam uchodzić za agenturę usiłującą poderwać istnienie harcerstwa
                                  wbrew intencji Rządu. Partia postawiła przed nami zadanie odłożenia Zjazdu i
                                  przeprowadzenia ideologicznej kampanii. Pierwszą część zadania wykonaliśmy, jak
                                  wiecie, po ciężkiej walce. Musiałam przekonać o konieczności odłożenia Zjazdu
                                  naszą własną harcerską frakcję i przywrócić jej zaufanie do Partii, poderwane
                                  przez wszystko, co tutaj wyłuszczyłam. Kampanię ideologiczną rozpoczęliśmy
                                  konferencją instruktorów demokratów w maju w Osowcu, gdzie okazała się możliwość
                                  skupienia obok członków naszej Partii, grupy pepesowców i byłych akowców, nie
                                  idących na politykę Osóbki. Lecz kampania podejmowana tak szczupłymi siłami
                                  wymaga:
                                  1) Odciążenia mnie i najbliższych moich współpracowników z masy bieżących zadań
                                  organizacyjnych, w których musimy stawiać czoło dywersyjnej robocie ludzi,
                                  zmobilizowanych przez Osóbkę.
                                  2) Nie podrywania autorytetu, który zdobyliśmy sobie, nie ukrywając naszego
                                  oblicza politycznego i walcząc o autorytet Partii w harcerstwie. Tymczasem:
                                  1) Przez z górą pół roku dobijałam się bezskutecznie u instancji partyjnych i
                                  wojskowych o danie nam kilku ludzi do pracy w okresie, gdy usadowienie ich w ZHP
                                  było możliwe dzięki chwiejnej postawie Wierusza Kowalskiego (PPS —
                                  Przewodniczącego ZHP). Jedyny człowiek, jakiego mi przysłano kpt. Jędruszczak
                                  został w krótki czas po doszkoleniu go harcerskim odwołany. Podobnie przedstawia
                                  się sprawa tow. Sztachelskiego, o którego prosiłam bezskutecznie kilka miesięcy
                                  temu, a którego dziś klan Osóbki nie chce go do Naczelnictwa dopuścić. Dopiero
                                  dziś otrzymujemy czterech oficerów — w momencie, gdy pepesowcy otrzymali
                                  instrukcję bronienia wszystkich pozycji i gdy walka o ich miejsce w harcerstwie
                                  wymaga ode mnie karkołomnych wysiłków. Muszę zaznaczyć, że to zesztywnienie
                                  pepesowców datuje się od pierwszego kontaktu z naszym Ministerstwem Oświaty;
                                  zostało wzmocnione przez konferencję harcerzy pepesowców.
                                  2) Autorytet nasz jest poderwany, nie tylko przez dezawuujące nas
                                  nieskoordynowane wystąpienia ludzi naszej partii, lecz co gorsza, przez
                                  niezdrową atmosferę wytwarzaną dokoła nas przez naszych własnych
                                  towarzyszy. I tak dowiaduję się, że:
                                  a) Tow. Kowalski Olek urabia opinię Naczelniczce Dewitzowej stanowiącej jedną z
                                  najmocniejszych naszych pozycji w harcerstwie, jako sanatorce i naszemu
                                  zakapturzonemu wrogowi (wiem to od tow. Rumińskiego i Jurka Morawskiego).
                                  b) odnośnie mojej osoby w Ministerstwie Oświaty, w Ministerstwie Kultury i wśród
                                  pepesowców z ZHP krąży pogłoska, że mam być zdjęta przez Partię, jako zbyt
                                  zaklimatyzowana w Harcerstwie. Partia może z łatwością stwierdzić, że do marca
                                  br. wypracowałam sobie w ZHP pozycję, która miała szansę przeciwstawiać się
                                  Kamińskiemu i klice Osóbki. Pozy
                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 09.03.04, 20:27
                                    D.C.

                                    Pozycja ta jest mocno poderwana przez wyżej wspomnianą, nieprzemyślaną
                                    ingerencję i pogłoski puszczane na mój temat przez towarzyszy partyjnych. Sądzę,
                                    że członek Partii, wysłany na tak trudną i pełną wrogów placówkę, ma prawo do
                                    oczekiwania, że wszystko, co dotyczy jego osoby, przede wszystkim jemu zostanie
                                    zakomunikowane i bez wytwarzania niepewnej koło niego atmosfery. Raczej
                                    oczekiwałam podparcia ze strony instancji partyjnych. Sądzę również, że Partia
                                    powinna wraz z naszą grupą harcerską wypracować jasną perspektywę, trzymać się
                                    jej, gdyż nie można od nikogo wymagać, aby zrywał siły na placówce, skazanej na
                                    likwidację, jeśli mam wysunąć konsekwencje logiczne z rozmowy, jaką miałam
                                    ostatnio z tow. Mazurem. Muszę Was poinformować, że ta bezpłodna szarpanina
                                    wyczerpała moje siły do tego stopnia, że nie jestem w tej chwili w stanie —
                                    rnimo najlepszej woli — brać na siebie odpowiedzialności przed Partią za całość
                                    odcinków pracy harcerskiej i muszę się ograniczyć do zagadnień wychowawczych.
                                    Wymaga to przede wszystkim:
                                    1) Wyjaśnienia mi osobiście faktycznego stosunku i oceny przez Partię mojej roboty.
                                    2) Wyjaśnienia mi zamierzeń Partii odnośnie harcerstwa.
                                    3) Zastąpienie mnie na stanowisku sekretarza gen. ZHP.
                                    4) Ścisłego ustalenia, kto i w jakim zakresie jest kompetentny dla dawania
                                    nastawień robocie harcerskiej i zobowiązania Ministra Oświaty i ZWM do
                                    respektowania na równi z nami ustalonych nastawień.
                                    5) Nawiązanie życzliwej i systematycznej współpracy z naszą frakcją harcerską
                                    przez kogoś z KC Partii, posiadającego odpowiednie po temu kwalifikacje.
                                    6) Sprawdzenie przez KC źródeł pogłosek podrywających autorytet naszych ludzi w
                                    harcerstwie i wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do ich rozsiewaczy.

                                    Z peperowskim pozdrowieniem
                                    /—/ LEWIŃSKA PELAGIA

                                    P.S. Może Wam się, Towarzysze, wydać dziwnym, że członek Partii pracujący od
                                    szeregu miesięcy na wyznaczonym odcinku prosi Was o wskazanie perspektyw zamiast
                                    przyjść do Was z własną wypracowaną koncepcją. Muszę w tej sprawie wyjaśnić, że
                                    złożyłam ją z górą pół roku temu towarzyszom: Bermanowi, Zambrowskiemu, Mazurowi
                                    i nie zostałam nigdy poinformowana, czy Partia zajęła co do niej jakieś
                                    stanowisko, tym bardziej, że różni towarzysze tak jak w przykładzie Prawa i
                                    Przyrzeczenia (obecnie zabrał głos tow.tow. gen. Zarzycki i wicemin. Wolski)
                                    niespodzianie ingerują w sprawy harcerskie. W tej chwili posiadam również
                                    koncepcję częściowego rozwiązania zagadnienia harcerskiego, lecz jestem
                                    zdezorientowana, z powodów, które wyżej wyłuszczyłam.

                                    LEWIŃSKA 27 czerwca 1947 r.
                                    • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 09.03.04, 21:09
                                      "Ofensywa kleru a nasze zadania"

                                      Stosunki państwo—Kościół są jednym z najmniej zbadanych, a jednocześnie jednym z
                                      najbardziej interesujących fragmentów dziejów PRL. Komuniści traktowali zawsze
                                      Kościół jako wroga, którego zniszczenie jest celem strategicznym. Zdawali sobie
                                      jednak sprawę z tego, że zastosowanie radzieckich metod (burzenie cerkwi i
                                      kościołów, zamienianie ich na magazyny, a w najlepszym razie, bo przynajmniej
                                      były konserwowane, na muzea ateizmu) wywoła w Polsce zdecydowany opór
                                      społeczeństwa i doprowadzi do całkowitej ich izolacji. Stąd przez całe 45 lat
                                      władze prowadzą swoistą grę z Kościołem. Czasami jest ona wyrafinowana, czasami
                                      następują posunięcia brutalne. Kościół ze swej strony również prowadzi
                                      politykę, której celem jest przetrwanie, a środkiem kompromis. Istnieją jednak
                                      wyraźnie określone granice tego kompromisu. Biskupi rzucają wyzwanie władzom,
                                      gdy uważają, że zagrożone są żywotne interesy społeczności katolickiej. Tak było
                                      jesienią 1947 r., gdy biskupi obradujący w Częstochowie (6-9 września)
                                      skierowali list do wiernych. "Podnosimy swój ostrzegawczy głos — stwierdzali —
                                      przeciwko rozrastającej zuchwałości blużnierców, którzy w sposób coraz to
                                      bardziej natarczywy czynią przedmiotem żartu, zabawy, igraszki to wszystko, co
                                      dla nas drogie, co łączy się ze świętym imieniem Boga, Chrystusa Pana, Matki
                                      Najświętszej, Kościoła Świętego. Obrzędy religijne, zwyczaje i obyczaje
                                      chrześcijańskie są wyśmiewane w czołowych pismach". Wzywano, by pism tych nie
                                      kupować i nie brać do ręki. Przestrzegano też przed rozbijającą naród
                                      działalnością sekciarską. Występowano w obronie szkolnictwa prywatnego i
                                      zakonnego. "Niechże rodzice katoliccy — apelowano — i nadal doceniają wielki
                                      zaszczyt wychowywania swych dzieci wyświadczony im przez Boga. Niech starannie
                                      strzegą swych praw w szkole..." I stwierdzano dalej: „Nie mniej groźne
                                      niebezpieczeństwo, godzące tym razem w dusze najniewinniejszych, widzimy na
                                      odcinku wychowania dzieci. Powstały bowiem zakłady wychowawcze, które przyjęły
                                      sobie za cel wychowanie tzw. człowieka nowego, tj. człowieka pozbawionego wiary
                                      w Boga, nie znającego już imienia Chrystusa Pana. Na modłę osławionych szkół
                                      hitlerowskich istnieją liczne 'domy dziecka', w których nie ma Krzyża św., w
                                      których już zamilkła pieśń' Kiedy ranne wstają zorze', w których nie ma zwyczaju
                                      wspólnie się modlić, w których dziecko podnoszące rączkę do czoła ze znakiem
                                      Krzyża św. jest ośmieszane..." Ostrzegano, że "wdziera się do naszego życia
                                      społecznego niebezpieczny objaw gwałcenia charakteru religijnego nie dziel i
                                      świąt". Zdecydowanie i stanowczo opowiadano się za wolnościami obywatelskimi. Za
                                      ich ograniczanie uważano "wywieranie nacisku na katolików, by wstępowali do
                                      partii politycznych o zasadach niezgodnych z wiarą św., niekiedy pod groźbą
                                      pozbawienia ich prawa do świadczeń materialnych, uzależnienia prawa do pracy od
                                      wstąpienia do partii, ocena wartości społecznej ludzi od klucza partyjnego
                                      — wszystko to są objawy godne ubolewania, gdyż dzielą obywateli na kategorie
                                      bez znaczenia dla wzrostu pomyślności zbiorowej. Do najbardziej krzywdzących i
                                      upokarzających ograniczeń zaliczamy działalność kontroli i cenzury prasowej..."
                                      List Episkopatu odczytany został w kościołach 28 września. Trzy dni później na
                                      posiedzeniu Biura Politycznego KC PPR (obecni Gomułka, Bierut, Minc, Berman,
                                      Spychalski, Zambrowski, Radkiewicz) w punkcie trzecim omawiano odezwę
                                      Episkopatu. W protokole zanotowano: "W związku z odezwą Episkopatu i ofensywą
                                      kleru omówiono szereg środków walki:
                                      a) W całym kraju organa Bezpieczeństwa przy udziale wójtów (i ewent. starostów)
                                      przesłuchają proboszczów odnośnie punktów wysuniętych w odezwie biskupów.
                                      b) Zaostrzenie cenzury prasy katolickiej i odcięcie jej od nielegalnych źródeł
                                      papieru. Dla uregulowania sprawy papieru i kontroli rozdziału w dniu 3 X zwołać
                                      konferencję papierników z udziałem tt. Minca i Bermana.
                                      c) Ograniczyć ilość nabożeństw transmitowanych przez radio i różne nabożeństwa
                                      przy okazjach uroczystości.
                                      d) Postanowiono polecić Sekretariatowi, by przy współudziale sieci partyjnej
                                      ujawnić w ministerstwach i samorządach — środki idące na instytucje kościelne.
                                      Do zagadnienia walki z klerem pod kątem walki o pokój i przeciwko imperializmowi
                                      — ustosunkować się na Plenum

                                      KC" (AAN VI Oddział, sygn. 295/V-3/).
                                      W tym też czasie wygłoszony został referat, który niżej publikujemy. Z
                                      prawdopodobieństwem bliskim pewności można stwierdzić, że autorką była pułkownik
                                      Julia Brystygierowa, dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa
                                      Publicznego.

                                      Tekst, który publikujemy, jest kopią maszynopisu przechowywaną w VI Oddziałe
                                      Archiwum Akt Nowych(sygn. 224).

                                      POLITYKA, 40/1990
                                      • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 17:15
                                        W ostatnich miesiącach daje się zauważyć ogromny wzrost aktywizacji kościoła
                                        katolickiego w Polsce, w szczególności zaś wzmożona działalność polityczna i
                                        społeczna kleru i tzw. obozu katolickiego. W walce przeciw demokratycznemu
                                        ustrojowi państwa polskiego zaczyna kler polski wysuwać się na pierwszy plan.
                                        Dlatego też sprawa przeciwdziałania i zwalczania wrogiej działalności kleru i
                                        obozu katolickiego musi zająć odpowiednie miejsce w pracy organów B.P.

                                        Tło i charakter ofensywny kleru

                                        Dwie główne metody reakcji obalenia demokratycznego ustroju Państwa Polskiego
                                        zbankrutowały:
                                        1) pochwycenie władzy drogą zbrojną za pomocą terrorystycznego podziemia,
                                        2) opanowanie aparatu państwowego drogą legalną przez PSL. Reakcja polska
                                        przeżywa najgłębszy kryzys. W poszukiwaniu pozycji, z których mogłaby
                                        kontynuować swą walkę, znajduje reakcja najwygodniejsze dla siebie oparcie:
                                        Kościół. W obecnej sytuacji Kościół daje możność poprzez wykorzystanie
                                        obrzędów religijnych, kazań, masowych akcji religijnych (pielgrzymki, misje
                                        itp.), dalej przez instytucje i organizacje bądź kierowane, bądź pozostające
                                        pod wpływem kleru i wreszcie przez rozgałęzioną prasę rozwijania bardzo
                                        poważnej antydemokratycznej działalności organizacyjnej i ideologicznej. Fakt,
                                        że centrum dyspozycyjne kleru polskiego jest w Watykanie, który odgrywa dziś
                                        rolę jednego z najbardziej aktywnych antydemokratycznych, antysowieckich i
                                        proamerykańskich czynników w polityce międzynarodowej — określa również i kurs
                                        polityki episkopatu polskiego. Brak konkordatu między Watykanem a Polską i nie
                                        uregulowane stosunki rządu z episkopatem ułatwia klerowi rozpętanie wrogiej
                                        akcji nie hamowanej żadną umową z państwem. Te możliwości kleru usiłuje reakcja
                                        polska wszechstronnie zdyskontować i dlatego jako nowe zjawisko należy
                                        zanotować, że nie tylko elementy endeckie i chadeckie historycznie związane z
                                        klerem i zwolennicy ideologii katolickiej starają się pod osłoną kościoła
                                        uprawiać działalność polityczną, lecz nawet takie tradycyjnie antyklerykalne
                                        ugrupowania jak WRN upatrują w katolicyzmie najważniejszego szermierza "wspólnej
                                        sprawy". Charakterystyczny w tym względzie jest artykuł w ostatnim numerze (nr4
                                        wrzesień 1947 r.) wydawanego w Paryżu „Światła" (organ WRN), w którym zachwala
                                        się ideę bloku socjalistów i katolików włoskich (z wyłączeniem komunistów) i
                                        propaguje się podobną koncepcję w Polsce. Artykuł kończy się ustępem: "Pod
                                        nadbudową ideologicznych doktryn pulsuje rzeczywista walka katolików o
                                        wyzwolenie duchowe i gospodarcze. Idzie o oddzielenie sił ludowych od reakcji.
                                        Dzieje się to na naszych oczach, powinno się dziać z naszą współpracą".
                                        • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 17:22
                                          Charakterystyka Episkopatu polskiego

                                          Główną rolę w episkopacie polskim odgrywa kardynał i prymas polski Hlond.
                                          Reprezentuje on w Polsce najdobitniej germanofilską i proamerykańską linię
                                          polityczną Watykanu. Hlond umiał dookoła siebie skupić przeważającą ilość
                                          biskupów polskich, w ostatnim roku obsadził szereg biskupstw swoimi ludźmi
                                          (Klepacz — Łódź, Wyszyński — Lublin itd.). W stosunku do rządu stoi na
                                          stanowisku przewlekania obecnego stanu nienawiązywania stosunków oficjalnych.
                                          Pewną odrębną pozycję zajmuje arcybiskup Sapieha, który skupia dookoła siebie
                                          tzw. sfery ziemiańskie (rozparcelowane obszarnictwo) i pewne koła endeckie i
                                          katolickie. W łonie samego episkopatu jest dość izolowany. Sapieha jest za
                                          nawiązaniem stosunków dyplomatycznych Watykanu z rządem polskim. Obawia się
                                          on, że dalsze zaostrzanie stosunków z rządem, do czego pcha taktyka Hlonda,
                                          spowoduje represje ze strony rządu, niekorzystne dla kleru. Widzi on natomiast
                                          w taktyce dogadywania się z rządem większe możliwości dla obozu
                                          katolickiego "pokojowej" penetracji życia politycznego i społecznego w Polsce.
                                          Ostatnie obrady episkopatu w Częstochowie w dn. 6-9.IX. i wydany tam list
                                          pasterski, zawierający nienotowane dotychczas napaści na rząd i ustrój Polski,
                                          świadczą o całkowitym panowaniu linii Hlonda.
                                          • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 17:53
                                            Formy walki kleru

                                            W pierwszym okresie niepodległości naszej kler nie rozwijał jawnej i masowej
                                            walki przeciw rządowi. Episkopat był niedostatecznie przygotowany,
                                            zdezorientowany. Ograniczał się do głuchego sabotażu wszelkich poczynań rządu.
                                            Podobnie jak w całym obozie reakcji dominowała w niej jako podstawowa forma
                                            walka podziemna. Ujawniono bezpośredni udział księży w organizacjach
                                            nielegalnych i terrorystyczną działalność w 1945-1947 w około 100 wypadkach
                                            (dane niepełne). Duży odsetek księży udziela moralnego i materialnego poparcia
                                            bandom terrorystycznym.

                                            Ilość aresztowanych księży

                                            W czasie akcji amnestyjnej ujawniło się zaledwie 23 księży. Najliczniejszy jest
                                            udział księży przede wszystkim w podziemiu typu endeckiego (woj. rzeszowskie,
                                            białostockie, warszawskie, krakowskie). W kierowniczych ośrodkach SN spotykamy
                                            na poważnych stanowiskach księży (ks. Jan Rostworowski). Nierzadko Kurie
                                            biskupie są bazą finansową i organizacyjną podziemia (Lublin, Łomża).
                                            Stwierdzono duży udział kleru w zakładaniu względnie patronowaniu nielegalnym
                                            organizacjom młodzieżowym. Tak na przykład: Klasztory jezuickie w Warszawie i
                                            Krakowie służyły za miejsce zebrań tajnej organizacji typu
                                            endeckiego "Harcerstwo Polskie", w kierownictwie której był jezuita o. Aleksy.
                                            Organizacja ta została zlikwidowana z końcem 1946 r. W klasztorze oo.
                                            bernardynów w Warszawie pod pokrywką kółka ministrantów działała tajna
                                            organizacja harcerska. Również nielegalne organizacje młodzieży w zakładach oo.
                                            salezjanów (w Oświęcimiu PZR — Polski Związek Rycerzy Walczących o Wolność),
                                            w Toruniu... i w zakładach oo. marianów (Warszawa-Bielany) rozwijają się
                                            na skutek inspiracji przełożonych zakonników i jako wynik ich pracy
                                            ideologicznej. Równolegle ze zmianą taktyki reakcji również i kler rozpoczyna
                                            przechodzenie w 1946 r. na jawne i legalne formy walki. Oto najważniejsze formy:
                                            I. Próby stworzenia własnego stronnictwa katolickiego. Komunikat episkopatu z
                                            dn. 29.XI. 1946 r. Próby te nabierały i nabierają na sile w miarę tego, jak
                                            jasnym stało się bankructwo PSL jako legalnej reprezentacji całej reakcji.
                                            Stronnictwo Katolickie miałoby zastąpić PSL. Próby te dotychczas zakończyły się
                                            niepowodzeniem, lecz istnieją i będą istnieć w różnych formach. W obecnej
                                            chwili kler i koła endecko-katolickie (Choromański, Popiel, Kaczyński) biorą
                                            stawkę na opanowanie Stronnictwa Pracy. Sygnalizują to niebezpieczeństwo
                                            następujące fakty: a) celowa kampania elementów endecko-chadeckich (b. grupa
                                            Popiela i in.) podrywania autorytetu obecnych przywódców SP, wygrywanie jednych
                                            przeciw drugim, przy równoczesnych próbach kaptowania ich do swoich szeregów
                                            i przygotowywanie gruntu do wprowadzenia do władz z powrotem ludzi Popielą,
                                            b) ostatnie wybory do Zarządów Wojewódzkich SP w Gdańsku i Bydgoszczy usunęły
                                            szereg bardziej demokratycznych działaczy i dały przewagę reakcyjnym żywiołom
                                            chadeckim, lub wyraźnie SN-owskim (Bydgoszcz), c) podejrzane wstępowanie "jak
                                            na komendę" ludzi Popielą z powrotem do SP w woj. warszawskim.

                                            II. Organizacje masowe

                                            Kler dysponuje dziesiątkami różnego rodzaju organizacji masowych i instytucji
                                            bądź o charakterze religijnym, bądź społecznym lub charytatywnym, za pomocą
                                            których ma olbrzymie możliwości uzyskania wpływów na różne warstwy ludności.
                                            Tworzone są coraz to nowe formy organizacyjne dla umacniania wpływów kleru, np.
                                            ostatnio próba ożywienia i umocnienia "komitetów parafialnych", które
                                            stanowiłyby dodatkową sieć organizacyjną kleru głównie na wsi. Największy
                                            nacisk i najbardziej ożywioną działalność rozwija kler wśród młodzieży:
                                            a) przez organizacje tworzone przez siebie
                                            b) poprzez wpływanie na inne masowe organizacje młodzieżowe (harcerstwo itp.).
                                            • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 20:22
                                              KSMM i KSMŻ

                                              Organizacja ta pozostająca pod bezpośrednim kierownictwem kleru, licząca przed
                                              1939 r. 311000 członków i 10000 oddziałów, zostaje obecnie w spiesznym tempie
                                              reaktywowana. Celem uniknięcia konieczności dopełniania formalności
                                              rejestrowania się u władz państwowych jako stowarzyszenie rozpoczyna ona
                                              działalność jako stowarzyszenie zwykłe, które nie wymaga zezwolenia władz
                                              (poznańskie), lub też korzysta z liberalizmu władz wojewódzkich i niedopatrzeń
                                              naszych urzędów, by uzyskać legalnie tytuł istnienia (Kraków). KSMM i KSMŻ
                                              obejmuje przede wszystkim młodzież wiejską. Daje się zauważyć w ostatnim czasie
                                              w związku z procesem demokratyzacji "Wici" napływ bardziej reakcyjnych
                                              elementów wiciarskich do KSM. Najbardziej aktywne i masowe jest KSM w woj.
                                              poznańskim i posiada obecnie wg niepełnych danych KSMM — kół 327, KSMŻ — kół
                                              320, które obejmują ok. 20000 młodzieży. Rozwija ono dużą działalność kulturalną
                                              i sportową. Drugim z kolei terenem ożywionej działalności KSM jest woj.
                                              krakowskie szczególnie w 1947 r. (155 kół). W woj. katowickim wobec napotkanego
                                              oporu władz miejscowych przy zakładaniu kół KSM ukonstytuowały się one jako
                                              pozornie koła sodalicji mariańskiej i liczą dziś 310 oddziałów i 21 000
                                              członków. Również w innych województwach istnieją KSM, chociaż b. nieliczne,
                                              bądź występują pod innymi nazwami np. w bydgoskim, Kurs Wiedzy Religijnej (pod
                                              tą nazwą działał KSM w czasie okupacji niemieckiej). Na terenie szkół średnich
                                              duchowieństwo tworzy szereg organizacji, jak sodalicja mariańska, koła oświaty
                                              religijnej, Krucjata Eucharystyczna i kółka ministrantów. Organizacje te
                                              występują jako zrzeszenie religijne i są przeważnie ośrodkiem wrogiej
                                              działalności politycznej młodzieży. Niemniej duża jest rola kleru wśród
                                              młodzieży szkół wyższych. W rozpoczynającym się obecnie roku akademickim
                                              jesteśmy świadkami zorganizowanej ofensywy elementów klerykalnych. Już z końcem
                                              ub. roku akademickiego obserwowaliśmy próbę legalizacji na Uniwersytecie Po-
                                              znańskim organizacji "Iuventus Christiana", będącej odpowiednikiem KSM-u dla
                                              środowiska akademickiego. Obecnie należy spodziewać się uaktywnienia
                                              działalności tej organizacji w Warszawie, Krakowie i w innych ośrodkach. W
                                              Krakowie są próby restytuowania działalności przedwojennej katolickiej
                                              organizacji akademickiej "Odrodzenie". Ww. typy organizacji mają na celu
                                              prowadzenie głębokiej pracy ideologicznej (udział sił naukowych) przeciwko
                                              obozowi demokracji. Jednym z zasadniczych ośrodków tej walki ideologicznej jest
                                              Katolicki Uniwersytet w Lublinie, który będzie organizował cały szereg kursów
                                              obejmujących młodzież akademicką z całej Polski. Istnieje projekt utworzenia
                                              wyższej szkoły teologicznej we Wrocławiu, przeznaczonej dla młodzieży świeckiej.
                                              Zamierzona jest aktywizacja sodalicji mariańskich akademickich, będących
                                              organizacją scentralizowaną w skali krajowej. Sodalicje dotychczas ograniczały
                                              swą działalność do wąskich grup młodzieży, a to ze względu na wybitnie
                                              mistyczny charakter tej organizacji, wymagającej b. częstych praktyk
                                              religijnych od swych uczestników. Obecnie Sodalicja zamierza nadać swej
                                              działalności bardziej świecki charakter, co przyczyni się niewątpliwie do jej
                                              umasowienia (Organizacja Katolickich Sekcji Sportowych Akademików, pomoc dla
                                              więźniów, organizowanie akcji pomocy materialnej dla młodzieży akademickiej).
                                              Bardzo poważnym instrumentem dla działalności wśród młodzieży akademickiej są
                                              organizacje p.n. "Caritas Akademica", które zamierzają swoją akcję pomocy
                                              materialnej przeciwstawić akcji stypendialnej organów rządowych.
                                              Organizowane w br. przez "Caritas Akademica" obozy letnie były terenem akcji
                                              politycznej. W związku ze zbliżającymi się wyborami do Br. Pomocy zamierzona
                                              jest akcja, mająca na celu opanowanie organów tych samorządów przez
                                              młodzież reakcyjną, występującą pod firmą młodzieży katolickiej. Organy prasy
                                              legalnej katolickiej będą w br. poświęcać wiele miejsca sprawom młodzieży
                                              akademickiej. W br. agentura andersowska usiłowała zorganizować legalny organ
                                              prasowy na bazie "Caritas Akademica" w Poznaniu. Rola kleru w wpływaniu i
                                              organizowaniu młodzieży nie ogranicza się jednak do organizacji ściśle
                                              katolickich. Widoczna jest ofensywa kleru na świeckie organizacje młodzieżowe
                                              przede wszystkim na harcerstwo (ZHP). Znamienna jest w tym względzie instrukcja
                                              Andersa z pierwszej połowy 1947 r., która mówiąc o "wyjątkowej roli i
                                              wyjątkowych obowiązkach obciążających duchowieństwo" wskazuje na to,
                                              że "specjalną troską i opieką należy otoczyć wszelkie organizacje młodzieżowe,
                                              w pierwszym rzędzie harcerstwo". Kler i kapelani harcerscy (istniejący
                                              nieoficjalnie) odgrywają w istocie dużą rolę w wytwarzaniu antydemokratycznej i
                                              wrogiej atmosfery w ZHP (obozy letnie itd.). Obok odcinka młodzieżowego
                                              skierowany jest ostatnio bardzo intensywny wysiłek kleru na wdarcie się na
                                              teren robotniczy. Na zjeździe majowym KSM, który odbył się w Zakopanem w
                                              ostatnich tygodniach, poświęcono wiele miejsca organizowaniu młodzieży
                                              robotniczej. Są próby tworzenia katolickich organizacji robotniczych (Związek
                                              Robotników Katolickich w Lesznie). Są to groźne sygnały. Próby podobne
                                              spotykają się z przyjaznym przyjęciem w kołach WRN
                                              (v. ostatnie materiały WRN-owskie ze Śląska itd.).

                                              III. Wykorzystywanie obrzędów i masowych imprez religijnych.

                                              Jedną z podstawowych form wciągania mas pod wpływy kleru są wykorzystywane
                                              ostatnio coraz bardziej dla przeprowadzenia akcji politycznych wszelkie imprezy
                                              religijne począwszy od kazania, a skończywszy na organizowaniu masowych
                                              pielgrzymek, odpustów, koronowaniu ob- razów Matki Boskiej itd. (Śluby
                                              Jasnogórskie, uroczystości ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie, Piekary, rok 1946
                                              poświęcony im. Marii, rok 1947 poświęcony sercu Jezusowemu itp.). Szereg błędów
                                              popełnionych przez władze państwowe i samorządowe, jak urządzanie równocześnie
                                              z masowymi uroczystościami kościelnymi wystaw regionalnych, zawodów sportowych
                                              itp., a dalej ułatwienia, jakich udzielają niektóre czynniki administracji
                                              kolejowej w postaci dodatkowych wagonów, zniżek kolejowych itp., przyczyniają
                                              się do umasowienia tych imprez.

                                              IV. Prasa katolicka zdołała w ostatnim roku rozwinąć się niezmiernie i obecnie
                                              wychodzi w Polsce 53 czasopisma katolickie różnego typu. Z nich szereg (np.
                                              Rycerz Niepokalanej) posiada nakłady jedne z największych w Polsce — ok.
                                              miliona egzemplarzy. Prawie wszystkie uprawiają mniej lub więcej zamaskowaną
                                              wrogą propagandę.

                                              Uwaga:
                                              Omawiając kierunki wrogiej działalności kleru pomijam, jako zagadnienie
                                              odrębne, sprawę uprawiania przez kler wywiadu (wywiad watykański, wywiad
                                              amerykański i in.).

                                              Uwaga:
                                              Podkreślone zostały tutaj ważniejsze momenty obrazujące kierunek ofensywy
                                              politycznej kleru, zadaniem bowiem referatu jest zmobilizowanie uwagi aparatu
                                              naszego wobec nadciągającego i rosnącego nowego niebezpieczeństwa. Dlatego też
                                              pominięte zostały momenty, charakteryzujące siły społeczne, które zdolne są
                                              przeciwstawić się naporowi kleru, a więc partie robotnicze i organizacje,
                                              szerokie antyklerykalne warstwy chłopskie i organizacje chłopskie (SL,
                                              przeważna część „Wici" itd.) i część inteligencji pracującej.
                                              • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 20:56
                                                Stosunek aparatu B.P. do wrogiej działalności kleru

                                                Aparat nasz dotychczas nie doceniał i na ogół nienależycie odniósł się do
                                                zagadnienia. W ogniwach powiatowych kler jako instytucja i jako czynnik
                                                polityczny nie jest brany pod uwagę i rozpracowywany (przykłady: wypowiedzi
                                                kursantów na kursie szefów PUBP — wypowiedź P. itd.). Wrogie wystąpienia
                                                poszczególnych księży z ambony, znane bardzo powierzchownie często kuszą
                                                naszych pracowników do natychmiastowego aresztu księdza, a prawie nigdy nie
                                                naprowadzają go na myśl rozpracowania danego księdza i jego środowiska.
                                                Nieliczne tylko WUBP (jak np. Kraków) uważają sprawę kleru za jedną z
                                                podstawowych spraw operacyjnych urzędu, na ogół szefowie pozostawiają to
                                                wyłącznej trosce wydziału V. Obsada V sekcji (kler) wydziałów V jest nad wyraz
                                                słaba, czasami wprost niepoważna (przykład: Częstochowa). Odpowiednio do tego
                                                wygląda praca operacyjna na odcinku kleru. Niejednokrotnie instrukcje i
                                                wskazówki Ministerstwa tyczące i metod pracy w środowisku kleru, konieczności
                                                współpracy między III, V Wydziałem i Śledczym w tej dziedzinie nie dały
                                                widocznych rezultatów. Zwalczanie wrogiej działalności kleru jest niewątpliwie
                                                jednym z najtrudniejszych zadań, jakie stoją przed nami. Nie tylko dlatego, że
                                                kler to rozgałęziona sieć organizacyjna, mająca z jednej strony powiązanie z
                                                międzynarodową reakcją, z drugiej strony związana i stanowiąca często trzon
                                                kierowniczy reakcji w kraju, operująca zespołem doświadczonych, wypróbowanych
                                                ludzi. Nie tylko dlatego, że kler jest to instytucja dysponująca wielkimi
                                                zasobami materialnymi (ziemia, przedsiębiorstwa, olbrzymie dotacje zagraniczne,
                                                instytucje i organizacje charytatywne), które wykorzystuje się dla rozszerzenia
                                                swoich wpływów. Trudność zwalczania wrogiej działalności kleru leży w pierwszym
                                                rzędzie w tym, że kościół może prowokacyjnie wykorzystać każdy krok skierowany
                                                przeciw niemu, przedstawiając go jako walkę z religią i w ten sposób
                                                mobilizować wierzące masy przeciw rządowi i państwu. Dlatego w wyborze metod
                                                walki z klerem jako wrogim czynnikiem politycznym należy podejść z największą
                                                ostrożnością. Unikać wszelkich kroków, które mogłyby być wykorzystane
                                                prowokacyjnie jako nasza rzekoma walka z kultem religijnym itp. Praca nasza
                                                operacyjna musi iść w kierunku:
                                                1. Rozpracować udział księży w podziemiu, który obecnie jeszcze jest b. poważny.
                                                Dotychczas uzyskano materiał i dokonano aresztów księży prawie wyłącznie
                                                poprzez rozpracowanie organizacji SN, lub innych, względnie w wyniku materiału
                                                uzyskanego w śledztwie. Samodzielnych rozpracowań księży jako działaczy
                                                podziemia prawie że nie ma dotychczas, chociaż posiadamy często materiał
                                                agenturalny itp., który jest dostatecznym punktem wyjścia dla rozpracowania.
                                                Wina takiego stanu rzeczy leży w tym, że z jednej strony nie zwrócono
                                                dostatecznej uwagi na kler jako obiekt pracy operacyjnej, z drugiej zaś strony,
                                                że — podobnie jak i na innych odcinkach naszej pracy — słabym punktem jest
                                                nieumiejętność koncentrowania się na oddzielnych rozpracowaniach,
                                                nieumiejętność pogłębiania zdobytych zahaczeń agenturalnych, płytkość agentury
                                                i brak uporczywości w rozbudowywaniu sieci agencyjnej dokoła rozpracowanej
                                                osoby. Areszty i procesy księży, które by ujawniły, że kler jest jedną z
                                                poważnych sprężyn akcji terrorystyczno-szpiegowskiej, miałyby duże znaczenie
                                                polityczne. Szczególną uwagę należy zwrócić na kler zakonny, który stanowi
                                                bardziej elitarny i aktywny element i ma ze względu na warunki życiow(kolektyw,
                                                pomieszczenia klasztorne) większe możliwości uprawiania pracy konspiracyjnej).

                                                Uwaga:
                                                Kler zakonny jako b. poważny kanał wywiadu obcego (temat tutaj nie poruszony).
                                                2. Przystąpić do wszechstronnego i systematycznego rozpracowania instytucji
                                                kościoła w terenie. Główne obiekty: kuria biskupia, dekanaty, rada dekanacka i
                                                instytucje najściślej oparte o diecezje ("Caritas"). Trzeba przyznać, że na tym
                                                polu mamy już pewne postępy, choć jeszcze
                                                b. nikłe (Katowice).
                                                Środowisko, w jakim należy budować sieć agencyjną niezależnie od księży
                                                (których werbunek szczególnie na szczeblu naszego aparatu powiatowego nastręcza
                                                zrozumiałe trudności):
                                                a) w kurii aparat urzędniczy kurialny, b. źle płatny
                                                b) w parafii — słudzy kościelni, organiści itp.
                                                c) otoczenie towarzyskie księży (inteligencja wiejska, kupcy)
                                                d) kobiety, z którymi księża utrzymują lub utrzymywali intymne stosunki
                                                e) bardzo ważny i łatwo dostępny element dla werbunku — żebracy (dotychczas
                                                mimo wskazówek nie robiono prób w tym kierunku). Należy również umieć
                                                posługiwać się oficjalnymi materiałami np. wydawanymi przez biskupie
                                                kurie "Wiadomościami diecezjalnymi" itp.
                                                f) handlarze dewocjonaliami, kramikarze na odpustach.
                                                3. Należy zerwać z zakorzenionym poglądem, że "klasztoru nie da się
                                                rozpracować". Nie należy kapitulować przed trudnościami. Kierunek
                                                dojścia: prokuratorzy klasztoru, żebracy (v.wyżej), dostawcy klasztorni itp.
                                                4. Zarówno
                                                a) celem dokładnego poznania stosunków w łonie kleru na każdym
                                                szczeblu
                                                b) celem głębszego i poważnego rozpracowania i
                                                c) co najważniejsze — dla umożliwienia wywierania celnego nacisku
                                                w odpowiednim kierunku — należy wszechstronnie zaznajomić się z bazą materialną
                                                kleru. Pewne kroki w tym kierunku zostały przez nasze WUBP poczynione.
                                                Mianowicie: na skutek instrukcji z 18.5.47 wydanej przez V Departament
                                                Wydziały V przystąpiły, zgodnie z nadesłanym schematem, do rozpracowy-
                                                wania tego zagadnienia. Zarówno jednak schemat, jak i rozpracowanie nie jest
                                                dostateczne. Niemniej praca nad tym zagadnieniem dała pewne pozytywne wyniki, bo
                                                pobudziła pracowników naszych do głębszego zajęcia się i do lepszego opanowania
                                                pracy nad odnośnymi obiektami. W niedługim czasie zostaną przez Ministerstwo
                                                nadesłane materiały, które pomogą urzędom naszym bliżej zaznajomić się z bazą
                                                materialną kleru. Niemniej jednak należy w zakresie własnej pracy zaznajomić
                                                się z głównymi zagadnieniami na tym odcinku, a więc:
                                                a) znać stan posiadania kleru w ziemi, lasach itp. w terenie
                                                b) przedsiębiorstwa przemysłowe i przemysłowo-rolne należące do kurii, parafii
                                                względnie instytucji kościelnych. Nieraz przedsiębiorstwa te występują jako
                                                instytucje spółdzielcze. Zaznajomić się z ich gospodarką, opodatkowaniem, czy i
                                                jak wywiązują się z obowiązków finansowych na rzecz państwa, czy i jak obchodzą
                                                swe obowiązki itd.
                                                c) inne źródła dochodów kleru i poszczególnych księży (datki, dotacje), kto
                                                daje, na co są pieniądze rozchodowane itd.
                                                d) czy i jakie subwencje i dotacje otrzymują instytucje i przedsiębiorstwa
                                                kościelne. Czy subwencje np. na konserwację kościołów i zabytków religijnych nie
                                                przekraczają koniecznej normy. Jaką politykę finansową wobec kleru uprawiają
                                                poszczególne urzędy państwowe i samorządowe (wydział polityczno-społeczny w
                                                województwie i powiecie, wydział opieki społecznej, zdrowia itd.). Polityka
                                                kredytowa banków wobec instytucji kościelnych itd.
                                                e) baza materialna "Caritasu" — dochody i sposób wydatkowania.
                                                • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 21:12
                                                  Wyznania Pawła Jasienicy

                                                  19 marca 1968 r. przemawiając do zgromadzonego w Sali Kongresowej aktywu
                                                  warszawskiego Władysław Gomułka powiedział m.in.: "Zarówno w przygotowaniu
                                                  zebrania warszawskich pisarzy i jego przebiegu, jak i w inspirowaniu
                                                  i organizowaniu młodzieży akademickiej do wystąpień rzekomo w obronie 'Dziadów'
                                                  i twórczości Mickiewicza jedną z czołowych ról odegrał Paweł Jasienica. Jego
                                                  prawdziwe nazwisko brzmi inaczej. Nazywa się on Leon Lech Beynar. Co to za
                                                  osobnik? W lipcu 1948 r. Paweł Jasienica został aresztowany w Krakowie. W toku
                                                  śledztwa udowodniono mu przynależność do bandy 'Łupaszki', do której wstąpił po
                                                  zdezerterowaniu z Wojska Polskiego i w której pozostawał do sierpnia 1945 r.,
                                                  pełniąc początkowo funkcję adiutanta, a następnie zastępcy dowódcy bandy".
                                                  Po czym Gomułka wymieniał zbrodnicze czyny oddziału "Łupaszki" i Jasienicy, by
                                                  stwierdzić: "W toku śledztwa Jasienica przyznał się, że działał w
                                                  bandzie 'Łupaszki' i że dopuścił się zarzuconych mu zbrodni.
                                                  W dniu 3 maja 1949 r. śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z powodów,
                                                  które są mu znane. Został on zwolniony z więzienia. Należy dodać, że 'Łupaszko'
                                                  i wielu członków jego bandy zostało aresztowanych i skazanych przez sąd na kary
                                                  śmierci" („Trybuna Ludu" z 20 marca 1968 r.). Było to bardzo przemyślnie
                                                  skonstruowane oszczerstwo. Gomułka dał bowiem do zrozumienia, że Jasienica
                                                  załamał się w śledztwie, został współpracownikiem bezpieki i za to został
                                                  zwolniony. Perfidia polegała na tym, że Jasienica nie mógł udowodnić, że było
                                                  inaczej. Dowody bowiem spoczywały w archiwach, do których nie miał dostępu.
                                                  Nie zdejmuje z Gomułki moralnej odpowiedzialności za to oszczerstwo nawet
                                                  przypuszczenie, że być może był przekonany o zasadności postawionego Jasienicy
                                                  zarzutu. Wydaje się bowiem prawie pewne, że opierał się nie na własnej pamięci,
                                                  a na materiałach usłużnie mu podsuniętych w marcu 1968 r. Jasienica aresztowany
                                                  został 2 lipca 1948 r. w Krakowie. Było to aresztowanie przypadkowe, bo
                                                  przyszedł do mieszkania, w którym UB „założyło kocioł". Wkrótce przeniesiony
                                                  został do Warszawy, gdzie przesłuchiwał go m. in. ówczesny major, późniejszy
                                                  pułkownik Jacek Różański. Zatrzymanie Jasienicy, członka redakcji "Tygodnika Po-
                                                  wszechnego", stwarzało sytuację wymagającą decyzji politycznej. Mówiąc
                                                  najkrócej należało sobie odpowiedzieć na pytanie, czy władzom bezpieczeństwa
                                                  trafił się smakowity kąsek pozwalający na przygotowanie procesu świadczącego
                                                  o bezpośrednim powiązaniu zbrojnego podziemia z organem Kurii Krakowskiej, czy
                                                  też wmanewrowały się one w sytuację kłopotliwą i niewygodną. Wydaje się, że
                                                  Jasienica miał szczęście. Jest bardzo prawdopodobne, że gdyby zatrzymany został
                                                  kilkanaście miesięcy później, zapadłaby decyzja o przygotowaniu wielkiego
                                                  procesu politycznego. Ale w lecie 1948 r. dla tych, którzy podejmowali decyzję,
                                                  o wiele ważniejsza była rozgrywka w elicie władzy. W czerwcu 1948 r. odbyło się
                                                  posiedzenie plenarne KC PPR, na którym Władysław Gomułka wygłosił nie
                                                  uzgodniony z Biurem Politycznym referat dotyczący m.in. tradycji polskiego
                                                  ruchu robotniczego i podkreślający dorobek niepodległościowy PPS. Referat ten
                                                  uznany został przez większość dyskutantów za politycznie błędny. Podobnie jak
                                                  stanowisko Gomułki w sprawie kolektywizacji rolnictwa i w sprawie potępienia
                                                  Komunistycznej Partii Jugosławii. I jak jego stanowisko, przed kilku
                                                  miesiącami, w sprawie powołania Kominternu. Jak stwierdza Andrzej Werblan w
                                                  książce poświęconej działalności Gomułki na stanowisku sekretarza generalnego
                                                  PPR, przebieg plenum „otworzył jawną już fazę kryzysu w kierownictwie PPR" (s.
                                                  547). Na następnym posiedzeniu KC PPR (6-7 lipca) Gomułka był nieobecny pod
                                                  pretekstem złego stanu zdrowia. Następnie wyjechał na urlop. Kierownictwo PPR
                                                  przejął występujący dotychczas jako bezpartyjny prezydent Bolesław Bierut.
                                                  3 września skończono z fikcją bezpartyjności i Bierut został sekretarzem
                                                  generalnym PPR. Było to więc gorące lato dla kierownictwa PPR. A jednak Bierut
                                                  znalazł czas, by przedyskutować z ministrem Radkiewiczem sprawę Jasienicy i
                                                  podjąć decyzję o zwolnieniu. Świadczy to o tym, jak dużą wagę do sprawy tej
                                                  przykładano. Bezpośredni nadzór nad śledztwem miała Julia Brystygierowa.
                                                  Decyzja o zwolnieniu Jasienicy zapadła, zanim ukończył on tekst, który obecnie
                                                  publikujemy. Bierut otrzymał ten tekst z zachęcającą rekomendacją Radkiewicza
                                                  ("Wypowiedź ciekawa — koniecznie trzeba ją przeczytać") dopiero 10 września
                                                  1948 r. Oryginał tekstu Jasienicy znajduje się zapewne w archiwum Ministerstwa
                                                  Spraw Wewnętrznych. Miejmy nadzieję, że już wkrótce te akta będą dostępne dla
                                                  historyków. Podstawą publikacji stał się jeden z pięciu odpisów maszynowych
                                                  wykonanych w MBP. Egzemplarz ten przechowywany obecnie w VI Oddziale Archiwum
                                                  Akt Nowych był przesłany Bierutowi. Znajdują się na nim podkreślenia kolorowym
                                                  ołówkiem dokonane zapewne przez Bieruta. Zaznaczyliśmy je tłustym drukiem.
                                                  Tekst drukujemy bez żadnych skrótów. Drobne omyłki zostały zaznaczone. Sąsiedzi
                                                  Jasienicy, u których został aresztowany, występują jako Oszychowie, a w innych
                                                  miejscach jako Oszypowie — pozostawiono dwie wersje nazwiska. Bardziej
                                                  tajemnicza jest natomiast sprawa miejsca urodzenia autora tekstu. We wszystkich
                                                  dokumentach osobistych, słownikach i encyklopediach jako miejsce urodzenia
                                                  podawany jest Symbirsk (obecnie Uljanowsk), tutaj zaś pojawia się Mianowsk. Być
                                                  może jest to błąd maszynistki, która dwie pierwsze litery nazwy Uljanowsk
                                                  odczytała jako literę M. Słów parę o postaciach występujących w tekście.
                                                  Głównym bohaterem jest Zygmunt Szendzielarz ps. "Łupaszka" (1910-1951) zawodowy
                                                  oficer, dowódca oddziału partyzanckiego, w którym znalazł się Jasienica.
                                                  Spopularyzował tę postać Dariusz Fikus ("Pseudonim 'Łupaszka' ", Paryż 1989).
                                                  Lucjan Minkiewicz "Wiktor" był po 1945 r. jednym z najbliższych
                                                  współpracowników "Łupaszki". Z Minkiewiczem, jego żoną Wandą (ps. Danuta), a
                                                  przede wszystkim siostrą Janiną utrzymywał Jasienica stosunki towarzyskie.
                                                  Występująca w tekście Ewa to druga żona Szendzielarza, Lidia Lwów.
                                                  Porucznik Zygmunt to Zygmunt Błażkowski, któremu udało się przedostać na
                                                  Zachód, a Młot to Władysław Łukasik, zamordowany przez podwładnego.
                                                  Jasienica rozszyfrowuje pseudonimy tylko tych osób, które już zostały
                                                  aresztowane, zresztą wcześniej niż on i których nazwiska UB znało. Bardzo też
                                                  uważa, by nie napisać niczego, co mogłoby stanowić materiał kogoś obciążający.
                                                  O okolicznościach swego zwolnienia pisał 18 kwietnia 1968 r.: "27 sierpnia 1948
                                                  r. zostałem uwolniony przez Dyrektora Dep. Politycznego Min. Bezp. Publicznego.
                                                  Nie spodziewałem się tego wcale. Powiedziano mi: 'Wyjdzie pan na wolność,
                                                  zobaczymy, czy to się Ojczyźnie opłaci'. Nie podpisywałem żadnych zobowiązań.
                                                  Nawet zobowiązania co do milczenia. Usłyszałem tylko: 'Jest pan człowiekiem
                                                  inteligentnym, i sam wie, że nie wolno zdradzać tajemnic śledztwa'. Nigdzie nie
                                                  musiałem się meldować, nie ograniczano mej swobody ruchów, zastrzegając jednak
                                                  tylko: 'Mała prośba do pana: żeby pan był łaskaw za granicę nie wyjeżdżać'.
                                                  O moje uwolnienie starał się ze wszystkich sił Bolesław Piasecki. Dowiedziałem
                                                  się o tym zaraz po wyjściu z więzienia od mojej śp. Żony, z którą Bolesław
                                                  Piasecki rozmawiał i którą poinformował o swoich zabiegach. Zaręczył on
                                                  władzom, że nie należę do żadnej konspiracji. Do Krakowa powróciłem
                                                  niezwłocznie i zaraz poprosiłem o audiencję u Księcia Kardynała Adama Stefana
                                                  Sapiehy. Odniósł się do mnie bardzo życzliwie, nie miał nic przeciwko mojemu
                                                  powrotowi do 'Tygodnika Powszechnego'. Kardynał Sapieha nie należał do ludzi
                                                  skłonnych do tolerowania sytuacji moralnie dwuznacznych. O staraniach Bolesława
                                                  Piaseckiego poinformowałem Go, jak również — nieco później — Księdza Kardynała
                                                  Hlonda' (Paweł Jasienica — Pamiętnik, Kraków 1968, s. 143).
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 21:55
                                                    D.C.

                                                    Za interwencję Piaseckiego zapłacił Jasienica w styczniu 1950 r. godząc się na
                                                    wejście do powołanego przez władze państwowe tymczasowego zarządu "Caritasu".
                                                    Wówczas wystąpił z „Tygodnika Powszechnego". Pisywał przez pewien czas w prasie
                                                    PAX-u, ale — jak twierdzi Andrzej Micewski — "dusił się jednak w specyficznej
                                                    atmosferze PAX-u" („Współrządzić czy nie kłamać", Paryż 1978, s. 44). Z PAX-em
                                                    zerwał, co oznaczało zerwanie z publicystyką polityczną. Ale to już późniejsze
                                                    dzieje.

                                                    POLITYKA, 22/1990

                                                    Warszawa, dn. 26 sierpnia 1948 r.

                                                    Odpis

                                                    Personalia piszącego: Leon Beyner (tak w tekście, powinno być Beynar
                                                    — A.G.) ur. 10 listopada 1909 w Mianowsku, pseudonimy konspiracyjne
                                                    „Nowina" i „Władysław", pseudonim publicystyczny Paweł Jasienica,
                                                    ostatnio członek redakcji „Tygodnika Powszechnego", zam. w Krakowie ul.
                                                    Zwierzyniecka 32 m 3. Moja służba w oddziale zbrojnym Łupaszki — jak również
                                                    pobudki mojego ówczesnego postępowania nie dadzą się wyjaśnić bez omówienia
                                                    okoliczności, poprzedzających ten okres. W lipcu 1944 roku — czyli w chwili
                                                    wkroczenia Armii Czerwonej na Wileńszczyznę — pełniłem w sztabie AK Okręgu
                                                    (kwaterowaliśmy stale w Dziewieniszkach) obowiązki redaktora pisma "Pobudka".
                                                    Posiadałem stopień podporucznika, w bitwie o Wilno brałem udział, zgłosiwszy
                                                    się na ochotnika. Moje ówczesne poglądy na sytuację polityczną były
                                                    następujące. Od września 1939 r. wyznawałem przekonanie, iż należy rozstać się
                                                    z myślą o powrocie Państwa Polskiego na dawne polskie Ziemie Wschodnie.
                                                    Poglądów tych bynajmniej przez cały czas wojny nie taiłem, głosząc teorię
                                                    konieczności powrotu Polski na Ziemie Zachodnie. Poglądy te wynikały
                                                    z obiektywnego stwierdzenia faktu, iż utrata terenów wschodnich nie jest
                                                    rezultatem chwilowej koniunktury politycznej, lecz koniecznością historyczną.
                                                    Rozgrywka o ziemie b. Wielkiego Księstwa Litewskiego została wygrana przez
                                                    Moskwę, a przegrana przez Warszawę (w skali lat prawie 600). Jest też faktem
                                                    niespornym, iż Związek Radziecki nie może zgodzić się na przepołowienie Ukrainy
                                                    i Białorusi. Dlatego też niemożliwe jest zawarcie zgody bez zawarcia układu
                                                    granicznego, zaspokajającego dezyderaty tego sąsiada. W związku z tym przez
                                                    cały czas wojny oczekiwałem, iż układ taki, stawiający wyraźnie kwestię granic,
                                                    zostanie zawarty. Nie wiedziałem podówczas, iż okazja do zawarcia takiego
                                                    układu została jeszcze w roku 1941 (w końcu tego roku) zmarnowana przez stronę
                                                    polską. Sytuacja istniejąca w 1944 roku kazała mi przypuszczać, iż losy AK na
                                                    Wileńszczyźnie ukształtują się smutno. I w rzeczywistości sytuacja nasza
                                                    była wręcz rozpaczliwa. Dowództwo nasze — o ile mi wiadomo — godziło
                                                    się na podporządkowanie ściśle wojskowe dowództwu radzieckiemu, lecz
                                                    politycznie chciało podlegać tylko Londynowi. Był to postulat nie do
                                                    spełnienia i ostatecznym rezultatem musiało być to co się stało, czyli
                                                    rozbrojenie i internowanie AK wileńskiej. Osobiście nie zostałem uwięziony i
                                                    wraz z resztkami oddziałów znalazłem się kolejno w Puszczach
                                                    Rudnickiej i Ruskiej. Podobnie jak wielu moich kolegów pragnąłem wtedy
                                                    odmarszu na zachód, za Bug. Pragnienia nasze nie zostały jednak zrealizowane, a
                                                    to ze względu na odmienne rozkazy dowództwa. W sierpniu 1944 roku, posłuszny
                                                    znanemu rozkazowi ,,Bora", wraz z kilkunastu kolegami podjąłem próbę marszu na
                                                    pomoc Warszawie. Dziś zdaję sobie sprawę z tego, że próba taka (przemarsz
                                                    skryty znad źródeł Kotwy poprzez Niemen, front i Wisłę) była pomysłem wprost
                                                    chimerycznym. Fakt jednak, iż taką próbę podjęliśmy, wymownie świadczy o
                                                    naszych ówczesnych nastrojach. Moim ówczesnym postępowaniem, podobnie jak i
                                                    postępowaniem bardzo wielu "akowców", kierowała jedna zasada: absolutne i ślepe
                                                    posłuszeństwo złożonej przysiędze. Z biegiem czasu, ale zbyt późno zdałem sobie
                                                    sprawę z tego, że ślepa wierność żołnierska, będąca w zasadzie zjawiskiem
                                                    normalnym i pozytywnym w ówczesnych skomplikowanych i trudnych warunkach
                                                    politycznych przyniosła szkody. Gdyby AK wileńska masowo wstąpiła do Wojska
                                                    Polskiego — fakt ten usunąłby moc trudności z drogi odradzającego się
                                                    Państwa, a może nawet skłonił premiera ówczesnego rządu londyńskiego
                                                    do podpisania układu w Moskwie już w roku 1944. Stało się inaczej i rozbitki
                                                    z AK wileńskiej walnie zasiliły polskie „podziemie", zarówno to dawne
                                                    podziemie z 1945 r. jak i to działające od chwil ostatnich. Ten nasz "wkład"
                                                    w nową rzeczywistość polską inaczej niż bardzo ujemnie oceniony być nie
                                                    może. Z poglądem, w powyższym zdaniu wyrażonym, zgodzić się musi każdy, kogo
                                                    stać na obiektywne myślenie. Niestety, na myślenie takie nie stać było
                                                    widocznie tych, których decyzje kierowały naszymi czynami a nawet dysponowały
                                                    naszym życiem, tzn. rząd londyński. Pozwalał on sobie w dalszym ciągu na luksus
                                                    bezmyślności. My zaś w dalszym ciągu uważaliśmy wierność przysiędze za wartość
                                                    absolutną. Postępując w myśl tych wytycznych we wrześniu 1944 r. uciekłem
                                                    z oddziału WP (dokąd zostałem skierowany po zatrzymaniu przez władze
                                                    radzieckie), a w końcu października na kolonii koło wsi Kituryki zgłosiłem
                                                    się do oddziału (5 Brygada Wileńska AK) rotmistrza „Łupaszki". Rozumiem dziś
                                                    doskonale, że zarówno dobro kraju, jak i moje własne wymagało innego sposobu
                                                    postępowania. Moje właściwe miejsce było nie "w lesie", lecz w którymś z pułków
                                                    piechoty. Że się tak nie stało tego wielokrotnie później żałowałem. Wstąpiwszy
                                                    do oddziału „Łupaszki" nie zmieniłem bynajmniej swoich politycznych zapatrywań.
                                                    W dalszym ciągu oczekiwałem zawarcia kompromisu, czyli układu ze Związkiem
                                                    Radzieckim oraz utworzenia jednego, przez wszystkich uznawanego, rządu
                                                    polskiego. W czasie ówczesnych i późniejszych wielokrotnych rozmów z Łupaszką
                                                    dawałem wyraz swemu przekonaniu, że wszystko skończy się nie wojną, lecz
                                                    kompromisem. Starając się odgadnąć pobudki, jakimi się Londyn w swym
                                                    postępowaniu kierował sądziłem, iż fakt posiadania w kraju oddziałów zbrojnych
                                                    i możność wydania im rozkazu zaprzestania akcji i rozwiązania się będzie w ręku
                                                    tegoż "Londynu" atutem w przetargach politycznych. Nie przewidywałem, iż
                                                    utrzymanie w kraju "podziemia" było działaniem w ogóle bezkoncepcyjnym.
                                                    Zanim przejdę do omawiania moich stosunków z Łupaszką winienem poczynić jeszcze
                                                    nieco uwag, wyjaśniających mój ówczesny sposób postępowania. Tak więc „do lasu"
                                                    nie zaprowadziła mnie bynajmniej niechęć do sojuszu ze Związkiem Radzieckim,
                                                    ani kwestia kresów wschodnich. Program reform gospodarczych i społecznych PKWN
                                                    nie był mi szczegółowo znany, zresztą i przed wojną i podczas niej byłem
                                                    zwolennikiem głębokich reform. Powrót do stanu rzeczy panującego u nas przed
                                                    rokiem 1939 — to nie był mój ideał. Stwierdzić więc wypadnie jedno, iż sposób
                                                    i kierunek mojej ówczesnej działalności wynikał z tego, iż określały ją nie
                                                    względy rozumowe i logiczne lecz imponderabilia. W ówczesnym moim
                                                    położeniu, czyli w położeniu człowieka żyjącego na stopie nielegalnej,
                                                    kryjącego się po lasach itp. względy te i uczucia szczególnie silnie grały.
                                                    O zasadzie wierności przysiędze już pisałem. Dołączał się tutaj jeszcze
                                                    jeden wzgląd: obawa przed posądzeniem o tchórzostwo i karierowiczostwo.
                                                    Wiedziałem, iż moi koledzy z AK trwają w konspiracji i działają.
                                                    Pamiętałem, że moi dowódcy z Wileńszczyzny i wielu kolegów są internowani. To
                                                    wszystko stwarzało duże opory natury uczuciowej. Zdaję sobie sprawę, iż nie są
                                                    to rzeczy, które by mogły tłumaczyć postępowanie człowieka działającego pod
                                                    względem politycznym konsekwentnie. Niemniej jednak faktem jest, iż obiektywne
                                                    warunki, cały klimat psychiczny, w którym spędziłem trzydzieści kilka lat
                                                    życia, kierunek zainteresowań (humanistyka, literatura, historia) ukształtowały
                                                    mnie w sposób ułatwiający prymat imponderabiliów. Trzeba było długiego czasu i
                                                    wielu przemyśleń, by z tego rodzaju nastawieniem wzią
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 21:58
                                                    D.C.

                                                    Trzeba było długiego czasu i wielu przemyśleń, by z tego rodzaju nastawieniem
                                                    wziąć rozbrat. Stwierdzam
                                                    zresztą, że resztki moich ówczesnych uczuć wpływały na moje postępowanie aż do
                                                    ostatnich czasów, co się wyraziło w podtrzymywaniu znajomości z Łupaszką i
                                                    Lucjanem Minkiewiczem ("Wiktor"). Trzeba było — niestety — dopiero więziennych
                                                    przemyśleń, by ostatecznie pojąć jaka jest różnica pomiędzy realizmem
                                                    politycznym a sentymentalizmem i obawami przed posądzeniem o bojaźliwość.
                                                    Do tego wszystkiego dołączało się dotkliwe, a gnębiące szerokie masy
                                                    "akowców" poczucie krzywdy. Wiem, że polityka "góry" AK jest rozmaicie
                                                    oceniana (i ja też mógłbym wysunąć bardzo poważne zarzuty). Ale "doły"
                                                    AK niewątpliwie kierowane były względami jak najbardziej pozytywnymi.
                                                    Tymczasem położenie nasze było nadal niekorzystne. Prawdą jest, że
                                                    wyciągnięcie ręki do masy „akowców" przez rząd stało się możliwe dopiero
                                                    po utworzeniu Rządu Jedności Narodowej. Trudno oczekiwać od dowolnego ustroju
                                                    tego, by pozwalał na swobodę działalności organizacji,
                                                    wykonującej rozkazy wroga tegoż ustroju. Te niewątpliwe prawdy można
                                                    jednak zrozumieć i ocenić dopiero ex post z perspektywy czasu. Podówczas
                                                    zaś owocował istniejący stan rzeczy, który wynikał z fałszywej i błędnej
                                                    polityki naszej „góry", a odbijał się na dobru kraju, tudzież m.in. na
                                                    "akowskiej" skórze. Dla mnie osobiście, jako dla człowieka wysoko ceniącego
                                                    swobodę poglądów i słowa, ważna była obawa, że nowy ustrój zechce odgórnie,
                                                    niejako w sposób totalny, narzucać krajowi marksizm wykluczając "z obiegu" inne
                                                    ideologie. Pamiętam, iż istną rewelacją była dla mnie powzięta dopiero w
                                                    drugiej połowie 1945 r. wiadomość o tym, że w Krakowie wychodzi "Tygodnik
                                                    Powszechny". Fakt utrzymania się tego pisma skłonił mnie do zmiany i rewizji
                                                    wielu dotychczasowych zapatrywań. W ogóle brak rzetelnej informacji o tym, co
                                                    się dzieje w Polsce i świecie, hermetyczne prawie odcięcie od życia
                                                    kulturalnego i społecznego, zaważyły bardzo w sposób wybitnie ujemny na moich i
                                                    naszych losach. Przechodzę do omówienia moich stosunków z Łupaszką. Nie znałem
                                                    go przedtem, słyszałem jedynie o nim, jako o jednym z głośniejszych dowódców
                                                    partyzantki AK na Wileńszczyźnie. Łupaszką operował w rejonie odległym
                                                    od miejsca postoju sztabu — dlatego też nie spotkaliśmy się. Zgłosiłem się do
                                                    niego właśnie (w październiku 1944 r.), ponieważ był to jedyny oddział (a
                                                    raczej szczupła resztka oddziału), który przedostał się na zachód od granicy
                                                    i działał w okolicy, w której i ja się znajdowałem (rejon Krynki-Jałówka).
                                                    Łupaszką przyjął mnie początkowo z pewną rezerwą. Zresztą do końca
                                                    naszego współdziałania nie przestał mi zarzucać, iż jestem zanadto "typowy
                                                    inteligent", a za mało oficer. Moje walory zwyżkowały w jego oczach
                                                    wtedy, kiedy się dowiedział, że jestem z wykształcenia historykiem i że
                                                    pióro nie jest mi obce (powody tego stanu rzeczy wyjaśnię nieco niżej).
                                                    Zaufanie jego i wdzięczność pozyskałem wtedy, kiedy — na jego rozkaz
                                                    — odszedłem wraz z oddziałem do Puszczy Białowieskiej, gdzie — w bardzo
                                                    ciężkich warunkach — spędziłem koniec listopada i grudzień.
                                                    Spędziwszy wraz z Łupaszką — odliczając przerwy — jakieś dziewięć
                                                    miesięcy czasu, wyrobiłem sobie o nim następującą opinię. Jest to człowiek
                                                    całkowicie i bez reszty urobiony przez warunki, w jakich wzrósł. Pochodzi,
                                                    o ile się mogłem zorientować, z rodziny dość zamożnej. Po ukończeniu
                                                    gimnazjum poszedł do kawalerii. Ta ostatnia okoliczność posiada znaczenie
                                                    decydujące. Żywił ogromny kult dla tradycji kawaleryjskiej, w jednej z rozmów
                                                    oświadczył mi, że po wojnie będzie służył znowu w kawalerii i w żadnym
                                                    innym rodzaju broni. Nie sądzę, nie mam na to dowodów, by Łupaszką
                                                    posiadał jakiś wyrobiony światopogląd polityczny. Kierował się w swym
                                                    postępowaniu zasadą absolutnej wierności rządowi londyńskiemu, tudzież
                                                    zasadą „apolityczności" wojska (w znaczeniu przedwojennym). Moje z nim
                                                    rozmowy na tematy polityczne nie prowadziły do uzgodnienia poglądów.
                                                    Różniliśmy się zarówno w ocenie polskiej rzeczywistości przedwojennej,
                                                    jak i w poglądach na przyszłość. On stał niezachwianie na stanowisku, że
                                                    wojna anglosasko-radziecka jest nieunikniona, ja utrzymywałem, że nic
                                                    z tego nie będzie i że nastąpi kompromis. W ogóle dyskusje te miały
                                                    charakter jałowej (tak w tekście — A.G.) i do żadnych rozumnych
                                                    rezultatów nie prowadziły. Jest faktem, że Łupaszką — pomimo swej surowości dla
                                                    podwładnych i nieraz gwałtowności — wywierał na nich coś w rodzaju uroku. Jego
                                                    ludzie szli za nim wiernie i ufali mu. On zresztą wymagał od podkomendnych nie
                                                    tylko ślepego posłuszeństwa, lecz i bezgranicznego zaufania w to, że
                                                    dowódca ma zawsze rację. Jego cechy osobiste: jest to człowiek bardzo odważny,
                                                    skłonny do dużych poświęceń. Już ku końcowi 1944 r., a zwłaszcza później nerwy
                                                    miał w strzępach. Potrafił przechodzić od wybuchów szalonego gniewu — do
                                                    publicznego płaczu. Absolutny brak obiektywizmu i to zarówno w ocenie
                                                    rzeczywistości, jak i w stosunkach z ludźmi. Bardzo bezwzględny, a w gniewie
                                                    skłonny do okrucieństwa. Dowódca niewątpliwie zdolny. Poważną pracę umysłową
                                                    ceni — u innych. Podczas naszej współpracy Łupaszka jeszcze trzymał się w
                                                    ryzach. Bądź co bądź unikał niepotrzebnych akcji, powściągał wyskoki por.
                                                    Zygmunta dowódcy I szwadronu. Ostatecznie wydał zakaz akcji. W czasach
                                                    późniejszych — o ile mi wiadomo — działalność jego utraciła wszelkie
                                                    cechy umiaru. W czasie przesłuchań powiedziano mi o wypadkach dzikiego
                                                    okrucieństwa (rozdarcie człowieka końmi). W czasie mego pobytu w oddziale,
                                                    który to okres nie był wcale idylliczny, takie wypadki się jednak nie
                                                    zdarzały (wiadomo mi, że w 1945 r. por. Zygmunt dopuścił się sadyzmu
                                                    w stosunku do dwu żołnierzy radzieckich, nie złożył jednak o tym
                                                    meldunku, o fakcie tym dowiedziałem się pośrednio, już będąc samym).
                                                    Stwierdzam, że nigdy nie zgodziłbym się służyć w oddziale, który dopuszcza się
                                                    takich rzeczy, jak powyżej wspomniany wypadek. Jednocześnie
                                                    przyznaję, iż "podziemie" w sposób nieunikniony musiało się aż do tych
                                                    granic zdegenerować. Ku końcowi swego pobytu w lesie bardzo wyraźnie
                                                    odczuwałem stopniowy zanik hamulców moralnych. Żywię prawdziwą wdzięczność dla
                                                    tego nie znanego mi żołnierza, który mnie w czasie nocnej strzelaniny trafił z
                                                    karabinu. Odniesiona rana bowiem wytrąciła mnie z oddziału, co w połączeniu z
                                                    radami przyzwoitych ludzi pozwoliło mi wyjść z lasu. Pragnąc obiektywnie
                                                    naświetlić motywy postępowania Łupaszki (mające przecież niewątpliwy wpływ na
                                                    losy oddziału, a więc i moje własne) muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy.
                                                    Jest nią bardzo silnie występująca u niego i innych znanych mi partyzan-
                                                    tów i konspirantów żądza rozgłosu, sławy. Dlatego właśnie osoba moja,
                                                    historyka umiejącego pisać, stawała się cenną i pożądaną. Łupaszka
                                                    wielokrotnie mi powtarzał, iż chciałby, aby powstała historia jego brygady.
                                                    To w znacznej mierze tłumaczy moją pozycję w oddziale tudzież uporczywe
                                                    dążenie do utrzymania ze mną kontaktu. Początkowo istotnie myślałem
                                                    o możliwości napisania takiej pracy, gdyż nęciły mnie bogactwo, egzotyka
                                                    i romantyka tematu. Zająwszy się jednak poważnie publicystyką doszedłem rychło
                                                    do wniosku, iż są rzeczy stokroć ważniejsze i pożyteczniejsze, niż dzieje
                                                    leśnego oddziału. Jeślibym o nim kiedy pisać miał, to już tylko
                                                    „ku przestrodze potomnych".
                                                    W oddziale Łupaszki pełniłem funkcję adiutanta, a ku końcowi — w lip-
                                                    cu — zrobił mnie on swoim zastępcą. Motywów tej decyzji nie podał, ale
                                                    domyślam się ich. Ówczesna nasza sytuacja (było to już po ostatecznym
                                                    upadku rządu londyńskiego) była nadzwyczaj trudna i Łupaszka sądził
                                                    widocznie, iż w razie czego moja ewentualna decyzja może być trafniejsza
                                                    od decyzji poprzedniego zastępcy, por. „Zygmunta".
                                                    Niemal przez cały czas mego pobytu w oddziale Łupaszka trzym
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 21:59
                                                    Niemal przez cały czas mego pobytu w oddziale Łupaszka trzymał mnie
                                                    przy sobie, w znacznej mierze dlatego, iż mu z tym było wygodnie. Siłą
                                                    rzeczy wytworzyła się więc między nami pewna forma zażyłości. O ile mogę
                                                    wnosić traktował on tę rzecz znacznie poważniej, niż na to zasługiwała. Ja
                                                    ze swej strony zdawałem sobie sprawę z różnic psychicznych i poglądo-
                                                    wych, zachodzących między nami. Rozumiałem doskonale, iż w warun-
                                                    kach normalnych nie zeszlibyśmy się z sobą nigdy, ponieważ zapatrywania
                                                    nasze, zainteresowania i zamiłowania rozchodziły się. Nasz kontakt i zaży-
                                                    łości były właściwie wynikiem koniunktury. Zresztą nawet i wtedy raziły
                                                    mnie takie cechy jego postępowania, jak brak obiektywizmu, egocent-
                                                    ryzm i bezwzględność.
                                                    Jeśli chodzi o moją pozycję w oddziale, to zdawałem sobie sprawę z tego,
                                                    iż jestem powszechnie lubiany. Traktowałem ludzi po ludzku — to była
                                                    przyczyna. Wiedziałem jednak, że oddział nie posiada nadmiernego zaufa-
                                                    nia do moich umiejętności dowodzenia partyzantami, panowała też ogólnie
                                                    przyjęta opinia, iż jestem zbyt „miękki". Zarobiłem sobie na tę opinię
                                                    jeszcze w Puszczy Białowieskiej, kiedy to razu pewnego puściłem wolno
                                                    i bez żadnej szkody gajowego, który nieoczekiwanie wykrył obecność
                                                    oddziału. Orientowałem się, że moi podwładni są zdania, iż „bezpieczeńst-
                                                    wo oddziału" wymaga śmierci tego człowieka. Postąpiłem wbrew tej
                                                    regule. Zresztą i później zdarzało mi się „grzeszyć" przeciwko regułom
                                                    partyzanckiej bezwzględności.
                                                    Tak więc byłem w oddziale osobistością lubianą, ale nie byłem człowie-
                                                    kiem sztandarowym. Ludzie szli za Łupaszką, który posiadając cechy
                                                    urodzonego dowódcy, wywierał na nich silny urok.
                                                    Pamiętam jeden (i zresztą jedyny) wypadek szerszej dyskusji politycz-
                                                    nej, która pozwoliła mi zorientować się, iż jestem w swych poglądach
                                                    odosobniony. Wygłosiłem mianowicie tezę, iż w przyszłości w Polsce
                                                    o pozycji człowieka winny decydować jego walory i zdolności nie zaś żadne
                                                    „zasługi". Przeciwko temu twierdzeniu utworzył się wspólny front moich
                                                    słuchaczy, utrzymujących, że pierwszeństwo „zasłużonym". Była to zresz-
                                                    tą postawa dość w „podziemiu" rozpowszechniona.
                                                    W ogóle skład osobowy i nastawienie oddziału były tego rodzaju, że moje
                                                    „inteligenckie" zainteresowania i poglądy nie mogły mieć waloru. Jedyną
                                                    osobą, z którą naprawdę lubiłem rozmawiać była siostra sanitarna „Ewa",
                                                    była studentka prawa i kobieta, którą „w lesie" trzymało jedynie uczucie
                                                    do Łupaszki. Oprócz niej mógłbym jeszcze wymienić Lucjana Minkiewicza
                                                    i jego obecną żonę, siostrę „Danutę", ale z nimi stykałem się rzadziej.
                                                    Pomimo tych zastrzeżeń stwierdzam, iż pewne więzy zażyłości wy-
                                                    tworzone w chwilach dla nas bardzo ciężkich — istniały. Zwłaszcza
                                                    sympatia okazywana mi stale przez Łupaszkę i wyżej wspomniane osoby
                                                    miała dla mnie charakter jak gdyby „wiążący".
                                                    W końcu lipca, czy też na początku sierpnia 1944 r. na własną prośbę
                                                    poszedłem z por. „Zygmuntem" i „Młotem" na zachód, za Bug. Zamierzali-
                                                    śmy dojść aż za Wisłę. Łupaszce powiedziałem, iż chcę się trochę „przewie-
                                                    trzyć" i mieć urozmaicenie. Nie podałem mu jednak istotnych motywów,
                                                    którymi były: brak ufności do jego opinii, tudzież posiadanych wiadomości
                                                    i chęć zdobycia informacji o istotnym położeniu kraju. Zaraz na początku
                                                    tej wyprawy zostałem ranny.
                                                    Był to wypadek dla mnie osobiście bardzo pomyślny. Odłączyłem się od
                                                    oddziału, miałem czas na myślenie. Nie twierdzę wcale, iż już wtedy za
                                                    jednym zamachem całkowicie się zmieniłem. Trzeba było dłuższego czasu,
                                                    by ucichły wzburzone uczucia, a zwłaszcza, by ustało ,,leśne" rozjątrzenie.
                                                    Pomimo to mogę stwierdzić, iż już wtedy dojrzała we mnie decyzja wyjścia
                                                    z „podziemia" na stopę legalną. Myślałem o tym, by móc poświęcić się jakiejś
                                                    formie działalności publicznej. Nie wyobrażałem sobie, po tak burzliwym
                                                    okresie życia, spokojnego osiądnięcia na posadzie. Dziś przyznaję, iż potrzeb-
                                                    ny mi był wówczas dłuższy okres psychicznej rekonwalescencji. Przypusz-
                                                    czam, że nie ma człowieka, który by wyszedł z „lasu" bez normalnych
                                                    okaleczeń, których kuracja wymaga czasu. Stwierdzam z naciskiem, iż
                                                    rozpoczynając w r. 1946 działalność publicystyczną, nie miałem absolutnie
                                                    zamiaru kontrolowania (tak w tekście — A.G.) założeń „podziemia". Ale
                                                    zdaję sobie sprawę, że podówczas nie wyleczyłem się jeszcze zupełnie
                                                    z owego „rozjątrzenia", co — w połączeniu z wrodzonym temperamentem
                                                    publicysty — kazało mi szukać wyżycia się przede wszystkim w polemice.
                                                    Z biegiem czasu dopiero, wskutek wpływu nowego środowiska, tudzież
                                                    kontaktu z rzeczywistością, zacząłem się zajmować poważniejszymi for-
                                                    mami publicystyki, jak np. reportaż lub spokojny artykuł polityczny.
                                                    Powracam jeszcze do spraw 1945 r. Bardzo poważnym motywem, który
                                                    mi „podziemie" zbrzydził, były wiadomości o postępującym bardzo szyb-
                                                    kim rozkładzie tegoż "podziemia". Działy się rzeczy obrzydliwe, kiedy to
                                                    poszczególni dowódcy i „siatkowcy" zabiegali przede wszystkim o to, by
                                                    zabezpieczyć swój osobisty los, częstokroć bez względu na krzywdę ich
                                                    dotychczasowych podwładnych. W tym też czasie miałem możność czytywania
                                                    (nieregularnie) prasy, co mi pozwoliło ocenić położenie polityczne i uznać, że
                                                    wszystko, co robiliśmy przez ostatni rok było błędne, niepotrzebne, szkodliwe.
                                                    Z Łupaszką widziałem się w 1945 r. ostatni raz we wrześniu, we wsi
                                                    Wyszonki nad Niemnem, dokąd przywiózł mnie trzyosobowy patrol.
                                                    Łupaszką powrócił wtedy z ostatniej koncentracji oddziału, przebrał się
                                                    w ubranie cywilne i oświadczył mi, że resztki oddziału likwidują się, a on
                                                    sam wyjeżdża na zachód. Mówił też, iż "na wypadek potrzeby" odnajdzie
                                                    mnie, wyda rozkazy do "dzieci Łupaszki". Puściłem to mimo uszu,
                                                    ponieważ nie sądziłem, by "podziemie" mogło odżyć. Jak się okazało
                                                    popełniłem błąd zasadniczy, "podziemie" jednak odżyło. W tym też czasie doszło
                                                    pomiędzy nami do pewnej scysji. Łupaszką przywiózł mi wiadomość, iż zostałem
                                                    mianowany kapitanem. Oświadczyłem na to: "kapitan nie istniejącej armii", co go
                                                    bardzo uraziło. Nie chcąc prowokować dodatkowej awantury, a także biorąc pod
                                                    uwagę życiową konieczność zerwania kontaktu z dotychczasowym otoczeniem, nie wy-
                                                    wnętrzałem się przed nim zbytnio. W każdym razie dałem mu do zrozumienia, iż
                                                    pragnę poświęcić się legalnej działalności publicznej. Przypominam sobie
                                                    dokładnie, że mówiłem o tym "Ewie", która dla Łupaszki niemiała tajemnic.
                                                    Przyznaję, że popełniłem wtedy ogromny błąd. Należało bowiem postawić sprawę
                                                    twardo i zdecydowanie, wykładając "na stół" wszystkie argumenty. Nie wierzę
                                                    dziś, by moje perswazje odniosły skutek, ale mógłbym przynajmniej sobie
                                                    powiedzieć, że zrobiłem, co należało. Niestety zanadto ufałem podówczas logice
                                                    faktów, nie biorąc pod uwagę, że nie wszyscy się z tą logiką liczą.
                                                    Już po odjeździe Łupaszki i „Ewy" wyjechałem z Wyszonek niepostrzeżenie.
                                                    Później, w Krakowie, Lucjan Minkiewicz powiedział mi nie bez
                                                    złośliwości: tak sprytnie zatarłeś za sobą ślady, żeśmy ich odnaleźć nie
                                                    mogli. Muszę tu zaznaczyć, iż w pracy publicystycznej zacząłem używać
                                                    pseudonimu także i dlatego, by odciąć się od ewentualnego kontaktu
                                                    z dawnym swym otoczeniem. Rzeczywiście też miałem spokój aż do kwietnia. Już
                                                    wtedy dałem się poznać jako publicysta i Łupaszka, odnalazłszy jednak moje
                                                    ślady, przysłał mi łącznika z rozkazem powrotu do oddziału. „Rozkazu" tego nie
                                                    wykonałem. Pod koniec 1946 r. przyjechał do Krakowa, przywożąc poważnie chorą
                                                    psychicznie żonę i syna Lucjan Minkiewicz. Dowiedziałem się podówczas,
                                                    co przedtem nie było mi wiadome, iż jest on rodzonym bratem mej
                                                    koleżanki uniwersyteckiej i sąsiadki w Krakowie, p. Janiny Oszywowej (z
                                                    domu Minkiewicz). Ten fakt spowodował, że spotykaliśmy się dosyć często,
                                                    ponieważ w domu pp. Oszypów bywałem, a nawet przychodziłem tam
                                                    regularnie w poniedziałki lub piątki, ponieważ korzystałe
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 22:01
                                                    D.C.

                                                    Oszypów bywałem, a nawet przychodziłem tam
                                                    regularnie w poniedziałki lub piątki, ponieważ korzystałem z ich łazienki
                                                    (w moim mieszkaniu łazienka była zepsuta).
                                                    Lucjan Minkiewicz, używający własnego nazwiska, zamieszkiwał początkowo w
                                                    Zakopanem, później we Wrocławiu. Podczas pierwszych spotkań zrobił na mnie
                                                    wrażenie człowieka zupełnie rozczarowanego do "podziemia" i zgnębionego
                                                    nieszczęściem żony wynikłym niewątpliwie z warunków ich życia. Powiedział mi
                                                    wprost, że dopóki istniała AK wiedział, czego "podziemie" chce, teraz zaś (rok
                                                    1946) nie wie. Ufałem, że Minkiewicz — o którego działalności w 1946 r.
                                                    wiedziałem z gazet — powróci do życia legalnego, korzystając z amnestii, o
                                                    której już było słychać. W każdym razie ja sam, wymownie wspomagany przez pp.
                                                    Oszypów, nie ukrywałem przed nim swej opinii, że z działalnością podziemną w
                                                    Polsce trzeba definitywnie kończyć. W tym miejscu winienem wyjaśnić kwestię,
                                                    dlaczego ja sam nie ujawniłem się. A więc przede wszystkim sądziłem, że muszą
                                                    się ujawnić ci, którzy w dalszym ciągu aktualnie uprawiają robotę podziemną. Ja
                                                    z nią zerwałem w roku 1945. Przyznaję, iż bardzo źle zrobiłem poprzestając na
                                                    własnej opinii, a nie radząc się jakiegoś prawnika. Drugi wzgląd był natury
                                                    specjalnej. Chodziło mi o to, iż prasa rozgłosi, że ujawnił się redaktor
                                                    "Tygodnika Powszechnego" nie podając, iż chodzi o sprawy 1945 r. Bałem
                                                    się, że skompromituję swoje środowisko. Prawda, że moje obecne położenie
                                                    kompromituje je jeszcze bardziej, ale podówczas nie mogłem tego przewidzieć. Z
                                                    Łupaszką się nie widywałem, a co do Minkiewicza — to jednak ufałem, że się
                                                    ujawni. W każdym razie postępowaniem moim kierowała wcale nie nieufność w
                                                    stosunku do władz. W przeciwnym bowiem razie nie radziłbym Minkiewiczowi
                                                    ujawniać się. Tymczasem radziłem nie tylko jemu, lecz również "Koryckiemu" (b.
                                                    komendant obwodu Bielsk Podlaski, nazwiska nie znam), którego spotkałem w
                                                    Warszawie, na ul. Marszałkowskiej w 1947 r., jeszcze w okresie ujawniania się.
                                                    Przyjechał on do stolicy, myśląc o ujawnieniu się i pytał mnie o radę.
                                                    Wyłożyłem mu swój pogląd i namawiałem do ujawnienia. Czy z rady tej
                                                    skorzystał, tego nie wiem, przypuszczam, że tak. Od Lucjana Minkiewicza
                                                    wiedziałem ogólnikowo, iż w Białostockiem ukrywa się — unikając akcji
                                                    — „Młot" z pewną szczupłą, nie znaną mi liczbą ludzi. Moje rady dotyczące
                                                    ujawnienia się obejmowały i ich także. Na wiosnę 1947 r. (w każdym razie przed
                                                    czerwcem) zaszedł do mnie Lucjan Minkiewicz, zapraszając do siostry. Poszedłem
                                                    tam i nieoczekiwanie zastałem Łupaszkę. Przywitaliśmy się, on się rozpłakał. W
                                                    domu pp. Oszywów przebywaliśmy krótko, nie separując się od otoczenia. Nie
                                                    wypytywałem Łupaszki o nic, on też mnie nie informował. Powiedział
                                                    tylko, że jest dla mnie odprawa pieniężna z 1945 r. Grzecznie, ale stanowczo
                                                    odpowiedziałem, iż pieniędzy nie wezmę. Faktycznie żadnych pieniędzy mi
                                                    nie dał i więcej już nie proponował. Łupaszką interesował się moim losem
                                                    osobistym, pytał, czy mi za „brykanie" w prasie nic nie grozi. Zapewniłem,
                                                    że nie. Powiedział mi, że jedzie na Śląsk, gdzie zamieszka na wsi u "Or-
                                                    szaka" (dawny członek oddziału, podoficer, nazwisko Wacław Beynar, nie
                                                    jest moim krewnym) i bardzo prosił, żebym go odwiedził. Prosił mnie też,
                                                    bym się dowiedział o możność bezpłatnego umieszczenia w jakiejś szkole
                                                    chłopca z oddziału, "Mięcia" (Mieczysław Abramowicz), który się ujawnił.
                                                    Możności takiej nie znalazłem. Wkrótce wyszliśmy z domu pp. Oszywów
                                                    wraz z Lucjanem Minkiewiczem. Poszliśmy na Wawel, potem do miodosytni na Rynku
                                                    i do restauracji na Gołębią. Rozmawialiśmy o rzeczach obojętnych, przypominam
                                                    sobie wymianę zdań na temat zdrowia żony Minkiewicza. Nazajutrz przyszedłem
                                                    jeszcze na dworzec PKS, skąd Łupaszką odjeżdżał autobusem. Ponowił on swą
                                                    prośbę o odwiedziny. W końcu czerwca 1947 zostałem znowu wezwany (o ile pamiętam
                                                    telefonem — byłem w redakcji) do pp. Oszypów, gdzie zastałem Łupaszkę i Ewę.
                                                    Dowiedziałem się, że wyjechali od „Orszaka", którego poszukiwała MO i jadą do
                                                    Zakopanego. Znowu nalegali na moje odwiedziny. Niemal od razu wyszliśmy z domu
                                                    pp. Oszypów i przeszliśmy tylko przez ul. Zwierzyniecką. Oni szli po sprawunki,
                                                    mnie spieszyło się do redakcji. W drugiej połowie 1947 r. otrzymałem znowu
                                                    telefon, przyszedłem do pp. Oszypów i zastałem Łupaszkę. Powiedział mi, że
                                                    jedzie w sprawach rodzinnych dowiedzieć się o losie córki. Czynił mi wyrzuty,
                                                    że go dotąd nie odwiedziłem. Rozmawialiśmy bardzo niedługo, bo musiałem wracać
                                                    do pracy. Jak wynika z powyższego przedstawienia sprawy, nie byłem stroną
                                                    szukającą kontaktu i spotkania. Ponieważ spotkania nasze odbywały się
                                                    w domu pp. Oszypów, obowiązkiem moim jest zaznaczyć, iż i oni sobie
                                                    wizyt Łupaszki nie życzyli, a kompromitacja ich domu obciąża sumienie
                                                    Lucjana Minkiewicza tudzież Łupaszki, którzy powinni sobie zdawać
                                                    sprawę, że kompromitują ludzi niewinnych. Wiadomo mi z pewnością, że
                                                    pp. Oszypowie działalność podziemia oceniali ujemnie. Jeśli o mnie chodzi nie
                                                    byłem rad ze spotkań z Łupaszka, ponieważ oznaczało to przekreślenie moich
                                                    planów odcięcia się od przeszłości. założenie (tak w tekście — A.G.) moje było
                                                    kłopotliwe. Ostatecznie, gdybym zobaczywszy Łupaszkę odwrócił się i wyszedł,
                                                    czyn taki może byłby jaskrawą demonstracją, lecz sprawy by nie rozwiązywał.
                                                    Pozostawałoby bowiem faktem, że Łupaszkę widziałem i wiem gdzie był.
                                                    Rozwiązaniem sprawy właściwym w obliczu prawa byłby meldunek do władz.
                                                    Wyznaję otwarcie, że o takiej możliwości nawet nie pomyślałem. Dlaczego
                                                    tak było? Istotnym wytłumaczeniem jest tylko to, o czym wspominałem na
                                                    początku tego pisma, a mianowicie takie, a nie inne ukształtowanie mojej
                                                    psychiki, które rozstrzygająco wpływa na decyzję. Zastanawiając się dziś
                                                    nad tą kwestią sądzę, że mógłbym może przełamać te opory psychiczne,
                                                    gdybym stwierdził, że ktoś szykuje się do działalności godzącej wprost
                                                    w dobro Polski. W konkretnym wypadku Łupaszki nie znałem (i nie znam
                                                    do dziś) jego ówczesnych powiązań, zakresu działalności itp., uważałem go
                                                    zaś za żałosnego rozbitka życiowego, którego plany życiowe są co najmniej
                                                    mętne. Wiedziałem, iż liczy się z groszem, chociaż zasadniczo cechuje go
                                                    „szeroki gest". W ogóle nie domyślałem się, że może uprawiać wywiad,
                                                    ponieważ 1) miał mało pieniędzy, 2) uważam go za człowieka intelektualnie
                                                    niezdolnego do takiej pracy, 3) za czasów naszej współpracy wywiadu nie
                                                    uprawialiśmy. Konkretyzując raz jeszcze stwierdzam, że meldunku nie
                                                    złożyłem. Taki już jestem, że tego nie potrafię. W czasach późniejszych
                                                    Łupaszka wielokrotnie przysyłał listy z zaproszeniami. W listach tych
                                                    znajdowały się wyraźne aluzje do tego, że ja się boję go odwiedzić. I z tego
                                                    właśnie powodu postąpiłem w sposób wybitnie nielogiczny i niemęski. Odwiedziłem
                                                    go mianowicie w Zakopanem, w lutym lub marcu 1948 r. Postępku tego nie tylko
                                                    żałuję, ale się wstydzę, jako dowodu ulegania sentymentom. Rozmowa moja z
                                                    Łupaszka dotyczyła spraw polityki ogólnej. Akurat wtedy toczyła się znana
                                                    polemika radiowa pomiędzy ZSRR a USA. Łupaszka uważał to za znaczne pogorszenie
                                                    stosunków i wróżył wojnę jeszcze na bieżący rok. Ja obstawałem przy swej tezie
                                                    o tym, że wojny nie będzie, tudzież przy konieczności zachowania w Polsce
                                                    spokoju. Nie argumentowałem zbyt ostro, ponieważ wiedziałem, że się to na nic
                                                    nie przyda. Łupaszka bowiem należy do tego typu ludzi, którzy zawsze wierzą, że
                                                    nastąpi to właśnie, co oni sami uważają za korzystne. Zresztą Łupaszka znał
                                                    moje poglądy. Na pewno mówił o nich Minkiewicz. Czytywał też moje artykuły.
                                                    Rzecz charakterystyczna, że nie atakował ich i nie zbijał argumentów
                                                    politycznych (chociaż inne artykuły, jak np. „Gest kucharki" bardzo
                                                    kwestionował). Moim zdaniem pogodził się z faktem, że się w zapatrywaniach
                                                    polemicznych różnimy, a nie chciał „psuć stosunków". Łupaszka absolutnie nigdy
                                                    nie n
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 22:03
                                                    D.C.

                                                    Łupaszka absolutnie nigdy nie namawiał mnie do napisania czegoś w ten czy inny
                                                    sposób. Zresztą jest to człowiek całkowicie do pracy jak inspirowanie
                                                    publicystów intelektualnie niezdolny. Ze swoich przeżyć w czasach po 1945 r.
                                                    opowiadał mi o swojej bytności
                                                    na bunkrach Goeringa (czy Hitlera) na Mazurach. Rozmawialiśmy też o zdrowiu
                                                    żony Minkiewicza. Uderzyło mnie, że Łupaszka dopiero wtedy wykrył, iż osoba ta
                                                    jest psychicznie chora, co — moim zdaniem — od początku było jasne.
                                                    Bawiłem u Łupaszki przez wieczór, przenocowałem i rano odjechałem.
                                                    Więcej go już nie widziałem i gdzie ostatnio mieszkał — nie wiem.
                                                    Z Lucjanem Minkiewiczem od czasu jego zamieszkania we Wrocławiu
                                                    widywałem się rzadziej. Tutaj zauważyłem jak gdyby pewne oziębienie
                                                    stosunków, wynikające może z różnicy poglądów. W kwietniu i maju br. bawiłem w
                                                    Białostockiem na podróży reportażowej (rezultatem jej były artykuły „Miasteczko
                                                    na piachu", "Jednym płucem", "Barwy ginącej puszczy"). Wtedy to stwierdziłem z
                                                    przerażeniem, że Bug jest obsadzony przez wojsko, a od przygodnych rozmówców
                                                    dowiedziałem się, że gdzieś — podobno w Siedleckiem — były walki, a za
                                                    „Młotem" wiszą listy gończe. Wiadomość ta wstrząsnęła mną, czemu dałem
                                                    wyraz w liście do redakcji, pisząc, że mój dawniejszy artykuł „Pozory
                                                    i konieczności" był potrzebny, konieczny i całkowicie bezskuteczny.
                                                    Postanowiłem przy najbliższej okazji z całą brutalnością powiedzieć
                                                    Minkiewiczowi, co o tej „robocie" myślę i zażądać powtórzenia mej opinii
                                                    Łupaszce. Okazja taka nie zdarzyła mi się już. Zdarzyła mi się za to inna
                                                    okazja pogłębienia i utrwalenia poglądów w tej mierze. Ostatnio za-
                                                    stanowiłem się nad tym, o czym poprzednio nie myślałem, bo nie wiedzia-
                                                    łem ilu Polaków siedzi w więzieniu za sprawy polityczne. A przecież nikt
                                                    nie siedzi bez przyczyny. Doszedłem do wniosku, że obowiązkiem każdego
                                                    prawdziwego patrioty, a zwłaszcza tych, którzy posiadają jakikolwiek
                                                    wpływ na opinię publiczną, jest przeciwstawić się temu istnemu misty-
                                                    cyzmowi konspiracji i cierpiętnictwa, kultu „męczeństwa", który w Polsce
                                                    niewątpliwie istnieje, a na którym żerują rozmaite agentury. Byłoby
                                                    ogromnie pożyteczne, gdyby Episkopat Polski udało się nakłonić do
                                                    podobnej wypowiedzi. Staranie o to jest obowiązkiem ludzi z obozu
                                                    katolickiego. Gdyby owo polskie „liberum conspiro" udało się prze-
                                                    zwyciężyć — automatycznie znikłyby liczne trudności i zadrażnienia
                                                    i kwestia budowy zaufania pomiędzy rządem a orientacjami w ten czy inny
                                                    sposób legalnie opozycyjnymi stałaby się łatwiejsza.
                                                    W związku z tym zadaję sobie samemu poważne pytanie, czy ja sam
                                                    starałem się w tej mierze spełnić swój obowiązek. Wielokrotnie wy-
                                                    stępowałem przeciwko „polityce odruchów", wskazywałem na koniecz-
                                                    ność sojuszu z Rosją, napisałem dwa artykuły („Nie wolno", „Pozory
                                                    i konieczności") wymierzone wprost w konspirację. Sądzę, że nie było bez
                                                    pożytku, jeśli tysiące księży polskich dowiedziało się, że organ Kurii
                                                    Krakowskiej jest przeciwny konspiracji. Jednakże uważam, że zdziałałem
                                                    w tej mierze stanowczo zbyt mało. Sprawa jest arcypoważna i powinna
                                                    stanowić stałą troskę tych, co wpływają na kształtowanie się opinii
                                                    publicznej. Niestety, mój własny brak zdecydowania pozbawił mnie moż-
                                                    liwości pracy dla realizacji wyżej określonego celu.
                                                    Kwestia ostatnio poruszona w sposób konieczny wymaga, bym szerzej
                                                    przedstawił swoje poglądy polityczne. Jestem z wykształcenia history-
                                                    kiem, z zawodu publicystą. Te fakty wpłyną na dobór argumentów,
                                                    którymi zamierzam operować. Należę do obozu katolickiego. Powstaje
                                                    więc problem poglądów na możliwość znalezienia modus vivendi pomię-
                                                    dzy ustrojem a katolicyzmem. Nie zamierzam szerzej rozwodzić się nad tą
                                                    kwestią, ponieważ nie jestem ani moralistą ani teologiem i zgłaszanie
                                                    odpowiednich dezyderatów nie należy do mnie. Wyrażę natomiast swój
                                                    pogląd, że znalezienie takiego modus vivendi jest całkowicie możliwe na
                                                    zasadzie wolności wiary, kultu, głoszenia ideologii katolickiej, swobód
                                                    organizacyjnych oraz wzajemnego rozgraniczenia kompetencji. Ostate-
                                                    cznie jest prawdą niesporną, że Kościół w czasie swego dwutysiącletniego
                                                    trwania działał w bardzo rozmaitych warunkach historycznych i ustrojach
                                                    społeczno-gospodarczych. Dlaczego mamy przewidywać, iż tym razem nie
                                                    „weźmie" historycznego zakrętu? Odwrotnie, bałbym się wiązania spraw
                                                    Kościoła ze sprawami odchodzącej epoki. Jeśli powiedziałem, że nie jest moją
                                                    rzeczą zgłaszać dezyderaty ze strony katolickiej —jestem w tym obozie homo
                                                    novus — to z drugiej strony winienem rozważyć jakie warunki i
                                                    postulaty "regime'u" winien spełnić obóz, czy poszczególny działacz katolicki,
                                                    by platformę porozumienia znaleźć. Zacznę od najbardziej mi bliskich spraw,
                                                    czyli od polityki międzynarodowej. Jestem tego zdania, iż każdy musi przyjąć te
                                                    tezy, odnoszące się do problemu naszych byłych ziem wschodnich, które
                                                    wymieniłem na samym początku niniejszego pisma. Bez spełnienia tego warunku
                                                    niepodobna bowiem myśleć o realizacji zasadniczego postulatu naszej polityki
                                                    zagranicznej, czyli przymierza z ZSRR. Winniśmy też nieustannie pamiętać
                                                    o tym, że od chwili repatriacji minęły lata i ludność, która opuściła dawne
                                                    kresy, a zwłaszcza najmłodsze pokolenie, uległa dogłębnym zmianom.
                                                    Nigdy już Wilno nie będzie dawnym Wilnem. Można nad tym wzdychać, ale
                                                    nie westchnienia rozstrzygają o politycznych realiach. Masy, które by jutro
                                                    powróciły do kurnych chat — pojutrze zaczną z nich uciekać.
                                                    Natomiast nakazem — nie chwili, lecz epoki —jest intensywna walka
                                                    o spolszczenie i utrzymanie Ziem Zachodnich. Katolicy mają tutaj ogromną
                                                    rolę do spełnienia, nie tylko jako księża czy działacze terenowi, lecz jako ci,
                                                    którzy mają skutecznie przeciwstawiać się linii polityki niemieckiej,
                                                    bardzo zręcznie wyzyskującej ostatnio właśnie swoich katolików. Wiąże się
                                                    to dosyć ściśle, a nawet bardzo ściśle z kwestią posłuszeństwa względnie
                                                    nieposłuszeństwa względem polityki Watykanu. Jest faktem znanym, że
                                                    Kuria Rzymska dzięki charakterowi i przeszłości dzisiejszego Papieża,
                                                    uległa daleko posuniętemu upolitycznieniu. Musimy więc przemyśleć
                                                    i zastosować tezę, że polityka Watykanu nie jest dogmatem. Zresztą
                                                    osądzając rzecz z punktu widzenia moralnego nie do przyjęcia są — moim
                                                    zdaniem — takie fakty, jak groźby odmowy rozgrzeszenia dla głosujących
                                                    na listę lewicy we Włoszech, lub to, że księża w Hiszpanii pełnią rolę
                                                    policjantów wydając przepustki na podróż koleją. W tego rodzaju „związa-
                                                    niu" Kościoła z Państwem, upatrywać należy groźbę większą, niż w takiej
                                                    czy innej — koniecznej zresztą — reformie prawa małżeńskiego w Polsce.
                                                    Uświadomienie sobie konsekwencji wynikających z naszego prawa do
                                                    autonomii wobec polityki Watykanu jest w chwili obecnej rzeczą
                                                    wielkiej wagi. Słyszałem bowiem o możliwościach takich wystąpień, jak
                                                    potępienie wszelkiego radykalizmu społecznego, lub apel wojenny. Po-
                                                    słuszeństwo wobec jednego i drugiego nakazu byłoby z polskiego punktu
                                                    widzenia niemożliwe do przyjęcia. Opinia katolików polskich powinna być
                                                    na to przygotowana, ponieważ jej „ciężar" znaczenie swoje posiada.
                                                    Opinia ta musi też ostatecznie przełamać opory i zrozumieć konsekwencje
                                                    wynikające z naszego położenia geopolitycznego. Mówimy: sojusz z ZSRR,
                                                    konieczność jego wynika, co już chyba niemal wszyscy rozumieją, z tego faktu,
                                                    że z Rosją graniczymy, a Ameryka za oceanem. Ale to jeszcze absolutnie nie
                                                    wszystko. Sojusz z ZSRR oznacza bowiem naszą przynależność do kompleksu
                                                    państw, zwanego „blokiem słowiańskim". Czy tę przynależność traktować
                                                    mamy jako coś koniunkturalnego, czy też trwałego?
                                                    Opowiadam się za tą drugą koncepcją. Najbardziej rzucającym się
                                                    w oczy faktem jest konieczność naszej ścisłej współpracy z Czechosłowacją.
                                                    Zsumowane organizmy tych dwu państw zdolne są bowiem przesunąć
                                                    w Europ
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 10.03.04, 22:04
                                                    D.C.

                                                    Zsumowane organizmy tych dwu państw zdolne są bowiem przesunąć
                                                    w Europie punkt ciężkości z Berlina do Warszawy i Pragi. Teza o zabez-
                                                    pieczeniu przed Niemcami jest znana.
                                                    Rozważmy teraz, czym byłaby Polska w bloku zachodnim. Jesteśmy
                                                    zbyt słabi na to, by odgrywać rolę samodzielną (likwidacja mitu mocarst-
                                                    wowego jest warunkiem wstępnym kuracji polskiej psychiki). A więc
                                                    „przyczepka" do Niemiec? Otóż przypuściwszy nawet, że stosunek Nie-
                                                    mców do nas zmieni się radykalnie (i pogodzą się z utratą zachodu) łatwo
                                                    dojdziemy do wniosku, że ze względu na różnicę poziomów cywilizacyj-
                                                    nych będziemy tam mogli służyć chyba tylko do oczyszczania obór.
                                                    Jeśli zaś zechcemy z tegoż punktu widzenia ocenić naszą pozycję
                                                    w „bloku słowiańskim" łatwo spostrzeżemy, iż wygląda ona znacznie
                                                    korzystniej. Już nie mówiąco sprawach kultury, a biorąc pod uwagę sam
                                                    tylko cywilizacyjny poziom stwierdzić można, iż Polska w nielicznych
                                                    wypadkach ustępuje, najczęściej stoi na równi, a często i przeważa. To
                                                    stawia nas w dodatnim położeniu. Nie pomijajmy jednak spraw kultury.
                                                    Jestem i zostanę wielbicielem kultury zachodniej, do której i Polska
                                                    należy. Tak, ale to nie przeszkadza mi uznać faktu, iż dziś ta kultura
                                                    zachodnia coraz bardziej żyje na rachunek przeszłości. Nie będę tu
                                                    wyliczał znamion uwiądu i degeneracji, które są niewątpliwe. Chcę
                                                    natomiast zwrócić uwagę na zjawisko odwrotne i gdzie indziej zachodzące.
                                                    Myślę o wielkim dynamizmie kulturalnym wschodu.
                                                    Nie znam ZSRR (pamiętam natomiast Rosję carską i rewolucyjną). Tego
                                                    co wiem wystarczy jednak do stwierdzenia faktu ogromnego rozruszania
                                                    kulturalnego jej mas i to zarówno jeśli chodzi o konsumpcję dóbr, jak
                                                    i o ich produkcję. Takie zjawiska jak Szołochow i Kapijew o czymś jednak
                                                    świadczą. Czym mogli być, a czym zostali, co osiągnęli? Podobne roz-
                                                    ruszanie, kulturalne zdynamizowanie biernych a nie nasyconych dotąd
                                                    mas ludowych w Polsce i innych krajach „bloku słowiańskiego" jest
                                                    nakazem chwili. Że do tego idzie, o tym świadczy chociażby wzrost
                                                    czytelnictwa w Polsce po wojnie.
                                                    Da się łatwo wykazać, że poziom kulturalny zachodu jest wyższy. Ale
                                                    teraz zapytajmy, gdzie na wschodzie czy zachodzie żyje się z kapitału
                                                    kulturalnego, a gdzie się ów kapitał pomnaża?
                                                    Doliczmy do tego rzecz pozornie z innej beczki zaczerpniętą. Oto zachód
                                                    podczas obu wojen światowych — i w okresie pokoju złożył dowody zaniku
                                                    instynktu samozachowawczego. Rzecz ta, wynikająca wprost z konsum-
                                                    pcyjnych wobec życia nastawień — bardzo wymownie świadczy o już
                                                    wspomnianym fakcie dekadencji i degeneracji.
                                                    Teraz trzeba sobie odpowiedzieć na to: z kim chcemy wiązać Polskę, ze
                                                    światem zachodzącym, czy też z tym, w którym życie jest dotąd niewątp-
                                                    liwie trudniejsze, cięższe, zgrzebne, ale z tym, który nadchodzi? Nie bawię
                                                    się w polityczne proroctwa i nie wiem, jak się potoczą wypadki. Sądzę
                                                    jednak, że przyszłość naszego kontynentu należy do owych narodów
                                                    dopiero budujących swą kulturę. Przyczynić się do spopularyzowania tych
                                                    twierdzeń, do ich wszechstronnego omówienia i zbadania — oto jest zadanie
                                                    publicysty i to zarówno katolickiego, jak i marksistowskiego, którzy pod tym
                                                    względem dojdą niewątpliwie do zgody. Inne zadanie — dotąd słabo spełniane — to
                                                    informacja, reportaż donoszący o życiu i pracy innych krajów słowiańskich
                                                    i ZSRR. To wszystko łączy się bardzo ściśle z problemem demokratyzacji
                                                    kultury i obyczaju w Polsce. Pod tym względem jesteśmy w gorszym
                                                    położeniu od naszych sojuszników, ponieważ odziedziczyliśmy po przeszło-
                                                    ści nieszczęsne rozszufladkowanie, kastowy niemal podział społeczeństwa.
                                                    Jest to niebezpieczeństwo bardzo realne, chociaż słabo dotąd sygnalizowa-
                                                    ne przez prasę. Nie ruszymy żywiej naprzód pod żadnym względem, jeśli
                                                    nie zaniknie u nas obyczajowa chińszczyzna, ustępując miejsca gospodars-
                                                    kiemu i prostemu stosunkowi Polaka do Polaka.
                                                    Problem "rzucenia naprzód" może być rozpatrywany z najrozmait-
                                                    szych punktów widzenia i jest problemem odbudowy i przebudowy życia
                                                    w Polsce. Nie wyobrażam sobie, by mogły istnieć różnice pomiędzy
                                                    marksistą, głoszącym potrzebę industrializacji, mechanizacji i motoryzacji
                                                    wszelkich procesów wytwórczych wołających o wyższe techniczne metody
                                                    produkcji, a katolikiem. Odwrotnie, należy utworzyć wspólny front
                                                    przeciwko amatorom staroświecczyzny, którzy nieradzi widzą na polu
                                                    traktor. Wszystko to zalicza się nie tylko do spraw techniki, lecz i do
                                                    humanistyki. Bo przecież w ostatecznym obrachunku chodzi o człowieka
                                                    i zaoszczędzenie mu pracy.
                                                    W dobie odbudowy jest to szczególnie ważne, bo i wysiłku potrzeba
                                                    bardzo wiele. Znajduje on wyraz w "wyścigu pracy", którego potrzebę
                                                    i pozytywną rolę uznaję, a ci, którzy go krytykują, winni raczej przemawiać
                                                    nie przeciwko "wyścigowi", lecz za maksymalną mechanizacją procesu
                                                    produkcyjnego. Przemyślawszy problem krytyki takich objawów jak ów "wyścig
                                                    pracy", dochodzę do wniosku, iż krytyka ta jest przejawem dość nagminnie
                                                    w Polsce panującego zjawiska, a mianowicie tęsknoty do zacisza, spokoju
                                                    i bytowania w cichym dworku. Czyli tęsknota do tego właśnie, co sprawiło,
                                                    żeśmy w przeciągu wieków jedną za drugą tracili szansę i pozycje
                                                    historyczne. Walka z tym kwietystycznym nastawieniem, walka o to, by
                                                    Polska przestała być krajem zmarnowanych talentów, walka o produk-
                                                    tywizację każdego Polaka, to jest dla katolika nakaz wynikający wprost
                                                    z Ewangelii, a dla marksisty też ważny cel. Oczywiście produktywizacja taka nie
                                                    była możliwa, dopóki kluczowe gałęzie przemysłu znajdowały się w ręku obcym lub
                                                    tak jak obcym. Dla moich poglądów, na tę kwestię charakterystyczne jest
                                                    wspomnienie z grudnia 1945 r., kiedy to pierwszy raz po wojnie jechałem koleją
                                                    przez Śląsk. Zobaczywszy komin pierwszej fabryki pomyślałem sobie, że jednak
                                                    przyjemnie jest wiedzieć, że ta oto fabryka już nie należy do żadnego
                                                    Francuza ani Anglika, na którego pracują Polacy, lecz — do Polski.
                                                    Reasumując uważam, iż znalezienie szerokiej płaszczyzny współpracy
                                                    jest możliwe i rzeczywistość polska dostarcza po temu danych. Jeszcze
                                                    jeden argument natury wspomnieniowej. Od grudnia 1946 r. zacząłem się
                                                    zajmować reportażami. I napisawszy ich szereg spostrzegłem raptem, iż oto
                                                    nie uprawiam już polemiki, nie kłócę się o nic — lecz piszę pozytywnie
                                                    o wielu problemach i osiągnięciach Polski dzisiejszej. Stało się to niejako
                                                    samoczynnie, wskutek zetknięcia się z rzeczywistością odbudowującego
                                                    się kraju. Uważam, że wielu ludzi dziś uprawia krytykę jałową (bo jestem
                                                    zdania, że krytykę celową i pożyteczną uprawiać można i należy), iż tkwi
                                                    w zastoinach, w swoistych „ghettach". Z takim nastawieniem należy
                                                    walczyć, starać się o „zdynamizowanie" polskiej inteligencji także i pod
                                                    tym względem, by bliżej zetknęła się z realnym życiem kraju. Rezultatem
                                                    tego musi być znalezienie owej, łączącej Polaków, płaszczyzny porozumienia,
                                                    która w żadnym wypadku nie może być czysto teoretyczna, lecz musi
                                                    wynikać z realnych potrzeb Polski. Wydaje mi się, że rychłe znalezienie tej
                                                    płaszczyzny, normalizacja stosunków, definitywne zlikwidowanie "podziemia",
                                                    stworzy możliwość współistnienia obok siebie rozmaitych, a wzajemnie się
                                                    tolerujących i szanujących ideologii. Taki stan rzeczy jest mi drogi i
                                                    pożądany. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że pełna jego realizacja,
                                                    wzniesienie owej idealnej "nadbudowy" jest uwarunkowane stabilizacją
                                                    fundamentów życia państwowego. Dążenie do tej stabilizacji uważam za nakaz
                                                    chwili. Żałuję tego, iż przeciwko tej stabilizacji walczyłem niegdyś orężem,
                                                    potem wspierałem ją zbyt słabo (zwłaszcza początkowo), a ostatecznie sam sobie
                                                    uniemożliwiłem dalszą pracę dla Polski.

                                                    /—/ Leon Lech Beyner (tak w tekście — A.G.)
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 11.03.04, 18:03
                                                    Ponownie Jasienica

                                                    Dwa te teksty mają ze sobą ścisły związek. W obu przedstawia bowiem Jasienica
                                                    swoje poglądy polityczne. I właśnie to, że jeden z nich pisał w więziennej celi,
                                                    a drugi w lipcu 1956r., gdy już nikt nie powinien mieć wątpliwości, czy
                                                    Jasienica pisał to co myślał, i że w obu wyraźnie zarysowana jest ta sama
                                                    ocena sytuacji politycznej po zakończeniu wojny, pozwala stwierdzić, że tekst
                                                    więzienny nie był rozpaczliwą próbą ratowania się i wprowadzenia w błąd
                                                    bezpieki. To prawda, że wielu dziennikarzy w pojałtańskiej Polsce pisało co
                                                    innego niż myślało. Ale byli też i tacy, którzy tego nie czynili. Należał do
                                                    nich Paweł Jasienica. Nie można więc przykładać do Jasienicy miary, która doń
                                                    nie pasuje. Zasługuje bowiem na to, by traktować go poważnie.
                                                    W najtrudniejszych warunkach, w więziennej celi, napisał tekst, którego nie
                                                    musiał się wstydzić. Z godnością wyłożył w nim swoje poglądy polityczne. Mogą
                                                    się one nie podobać, zwłaszcza dzisiaj, ale to nie upoważnia do stwierdzenia, że
                                                    Jasienica myślał inaczej. W tekście, który obecnie publikujemy, Jasienica wraca
                                                    do swego aresztowania i opisuje rozmowę z pułkownikiem Różańskim. Warto ten
                                                    fragment uważnie przeczytać. Był on pisany — przypomnijmy — w lipcu 1956 r.
                                                    Pułkownik Różański był już skazany za bicie i torturowanie więźniów. Nie tylko
                                                    wydawał rozkazy, sam osobiście bił i torturował. Sprawiało mu to przyjemność.
                                                    Jasienica, gdy pisał swój tekst, już to wiedział. Ale nie poszedł na łatwiznę.
                                                    Opisał rozmowę z Różańskim taką, jaką była w rzeczywistości. Pisze też o tym,
                                                    jak w sali Związku Literatów słuchał tajnego referatu Chruszczowa na XX
                                                    Zjeździe. Stwierdza: "zasadnicza treść broszury nie stanowiła rewelacji.
                                                    Przecież ja już od dawna wiedziałem. Wspominałem poprzednio o swym przekonaniu,
                                                    że w roku 1945 Polska weszła na jedyną drogę, która wiodła w przyszłość.
                                                    Doszedłszy do tego wniosku zdecydowałem się na popieranie kierunku politycznego,
                                                    któremu wtedy patronował Józef Stalin. Zdecydowałem się
                                                    — bardzo dokładnie w i e d z ą c...
                                                    Gdybym dziś — po wszystkich rewelacjach, dyskusjach i odwilżach — raz jeszcze
                                                    się znalazł wobec tego samego problemu i raz jeszcze musiał wybierać — wybrałbym
                                                    to samo, co wtedy". Paweł Jasienica miał odwagę politycznego myślenia. I miał
                                                    odwagę obrony podejmowanych przez siebie decyzji. Szanował swój życiorys, czego
                                                    również warto się od niego nauczyć. Tekst, który
                                                    publikujemy, nie pochodzi z tajnych archiwów. Znaleziony został przez żonę w
                                                    papierach pośmiertnych pisarza 29 sierpnia 1970 r. Jest to maszynopis z
                                                    odręcznymi, atramentem, poprawkami. Tytuł i podział na części pochodzi od autora.

                                                    POLITYKA, 25/1990
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 11.03.04, 21:13
                                                    Główne punkty

                                                    I. Trudno dzielić okres objęty rachunkiem pisarskiej pamięci, skoro się
                                                    debiutowało dopiero w roku 1946. Przyjdzie zdawać sprawę z głównych punktów
                                                    całego osobistego doświadczenia. Właściwie w pierwszym zdaniu powinienem był
                                                    napisać: debiutowało jawnie. Poprzednie bowiem i najważniejsze moje wystąpienia
                                                    publicystyczne były bezimienne. Zaliczają się one do bardzo oryginalnego
                                                    rozdziału historii prasy polskiej. "Zapomnienia pługi" zbruździły go starannie.
                                                    Młodemu pokoleniu o wiele dziś łatwiej dowiedzieć się czegoś o służbie
                                                    informacyjnej Republiki Rzymskiej niż o prasie Polski Podziemnej w latach
                                                    1939-1945. I to o ileż łatwiej! Bardzo długo myślałem i marzyłem o zawodzie
                                                    pisarskim. Jedno z tych rojeń, liczące chyba ze dwadzieścia lat, w roku 1953
                                                    oblokło się nawet w ciało w postaci "Białego frontu". Wtedy jednak — to znaczy
                                                    przed wojną — nie mogłem się jakoś zdecydować. I teraz jeszcze nie potrafię tego
                                                    stanu dokładnie określić. Wyczuwam tylko, że podówczas brakowało przymusu
                                                    wewnętrznego, który dziś każe atakować problemy, nie tylko mieć, ale
                                                    i otwarcie głosić własne zdanie. Dokładnie pamiętam chwilę, w której po
                                                    raz pierwszy poczułem ten odruch. Myślę, że się wtedy właśnie stałem
                                                    publicystą, nie napisawszy ani jednego słowa. Było to 19 września 1939
                                                    roku, tak mniej więcej koło południa. Batalion leżał w lesie w okolicach Sawina,
                                                    rozciągnięty w linię tyralierską. My, piechota, mieliśmy akurat spokój i tylko
                                                    artyleria obu stron nawzajem się okładała pociskami. Nastrój nie był przyjemny.
                                                    Nisko przeleciał niemiecki samolot, sypiąc ulotkami. Strzelcy łowili je po
                                                    lesie. Któryś z nich dał mi jedną. Zapomniałem już koślawej polszczyzny tego
                                                    dokumentu, ale treść jego była dokładnie taka: rzucajcie broń, jesteście
                                                    zewsząd otoczeni; za kogo się bijecie? za Rydza i generałów, którzy nie chcą
                                                    utracić posad? Ulotka nie wywarła specjalnego wrażenia. Trudniej za to było
                                                    uporać się ze wspomnieniami sprzed dwóch dni. 17 września przez kilka godzin
                                                    byliśmy w natarciu, które sporo kosztowało. Uderzyliśmy na wschód, bo Niemcy już
                                                    byli zakończyli strategiczne okrążenie. Przypuszczam, że dywizja miała rozkaz
                                                    przebicia się przez Bug — na Polesie. O zmroku, kiedy natarcie już dojrzewało do
                                                    fazy szturmowej, raptem cofnięto nas z powrotem, którego to manewru też nie
                                                    można było wykonać darmo. Nikt z nas nie mógł pojąć sensu tego działania.
                                                    Leżeliśmy więc w tym lesie koło Sawina. Koło południa przyszedł od tyłu jakiś
                                                    podoficer. W jednej chwili wieść obleciała linię: dwa dni temu Armia Czerwona
                                                    przekroczyła granicę. Historia natarcia z dnia 17 września od razu stała się
                                                    jasna. Nie było już po co chodzić na Polesie. Siedzieliśmy tam koło Sawina
                                                    jeszcze z godzinę czasu. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej
                                                    myślał równie intensywnie, jak właśnie wtedy. Po raz pierwszy w życiu poczułem
                                                    coś w rodzaju osobistej odpowiedzialności moralnej za diagnozę. Kiedy batalion
                                                    zwinął stanowiska, zebrał się w kolumnę i ruszył w kierunku Chełma, miałem już
                                                    gotową oceną położenia politycznego i uważałem, że koniecznie muszę ją ogłosić.
                                                    Jedynym słuchaczem mógł być wtedy dowódca mojej kompanii, żołnierz uczciwy i
                                                    odważny.
                                                    — Przepadło, panie poruczniku — powiedziałem, mając na myśli kresy wschodnie.
                                                    — Anglicy i Francuzi pierwsi chętnie się pogodzą z faktem dokonanym.
                                                    — Bzdury pan plecie. To są nasi sprzymierzeńcy. Dokładnie ten sam argument
                                                    usłyszałem w pięć lat później — w sierpniu 1944 roku — kiedyśmy niewielkim
                                                    oddziałkiem usiłowali się przedostać z podwileńskich lasów na pomoc Powstaniu
                                                    Warszawskiemu. Tak więc cała moja publicystyka jest właściwie spod Sawina rodem.
                                                    Niezbyt to wspaniałe drzewo genealogiczne. Osobiście jednak sądzę, że
                                                    polskie lata wojenne były — a przynajmniej powinny były się stać — wcale
                                                    niezłym uniwersytetem i szkołą myślenia. Nie wiem jak to będzie w przyszłości z
                                                    pisaną historią prasy Polski Podziemnej. Dotychczas temat ten omijano z daleka,
                                                    jeśli nie liczyć systematycznie powtarzanych ataków na "Biuletyn Informacyjny",
                                                    któremu przypisywano szatańskie cele tudzież odpowiedzialność za wszystkie
                                                    bodaj nieszczęścia, jakie spadły na naród. Nikt też dotychczas nie próbował
                                                    wyjaśnić zadziwiającego zjawiska: jak się to mianowicie działo, że ów wściekle
                                                    reakcyjny akowski B.I.P. dyszący nienawiścią do demokracji i postępu, na wiosnę
                                                    1944 roku stał się przedmiotem wielkiego natarcia ze strony prawicowego
                                                    podziemia, które całkiem po prostu mordowało jego najwybitniejszych pracowników?
                                                    Biedny będzie przyszły dziejopis, który zechce zestawić owe fakty z tym, co o
                                                    prasie podziemnej dotychczas drukowano. Trudno mi rozstrzygnąć kim, beznamiętnym
                                                    historykiem czy wstrętnym cynikiem, był ten, kto powiedział podczas okupacji:
                                                    właściwie teraz po raz pierwszy prasa polska przeżywa okres zupełnej wolności.
                                                    Podczas Powstania Warszawskiego VI Oddział Komendy Głównej AK rozdzielał papier
                                                    między istniejące wydawnictwa nie stosując żadnego klucza politycznego. Szły
                                                    przydziały zarówno dla prasy akowskiej jak komunistycznej. Pamiętam pewną
                                                    odprawę, podczas której dowódca wileńskiego Okręgu AK powiedział mi wcale nie w
                                                    tonie nagany: — Ależ mi pan narobił tym wstępniakiem w „Niepodległości". Na
                                                    radzie stronnictw politycznych endecy krzyczeli, że to pisał wywrotowiec,
                                                    a socjaliści, że skrajny konserwatysta. Grunt jednak, że najpierw wydrukowano,
                                                    potem zaś dopiero zaczęto bezcześcić autora, od którego zresztą redakcja dalej
                                                    brała artykuły, niczego w nich nie kreśląc. Późną jesienią 1945 roku, wałęsając
                                                    się po kraju bez określonego zajęcia, kupiłem w Radości pod Warszawą numer
                                                    "Tygodnika Powszechnego". Na pierwszej stronie widniało nazwisko starego kamrata
                                                    i przyjaciela, Antoniego Gołubiewa. Drukowano fragment "Bolesława Chrobrego".
                                                    Dwapierwsze tomy tej powieści czytałem jeszcze podczas okupacji, w Wilnie.
                                                    Byłem jednym z jej najwcześniejszych recenzentów — tyle, że nie w druku,
                                                    lecz "na gębę". W 1946 roku rozpocząłem współpracę z prasą katolicką. Zostałem
                                                    członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego". O publicystyce, jak się już
                                                    wspomniało, marzyłem od dawna, jednakże tej kariery nie przewidywałem nigdy.
                                                    Gdyby mi kto wróżył przed wojną, że zostanę publicystą katolickim, byłbym
                                                    zaskoczony i to w sposób wcale niemiły. Trzeba było dopiero zwycięstwa komunizmu
                                                    w Polsce, bym zawędrował do redakcji pisma Krakowskiej Kurii Metropolitarnej i
                                                    po raz pierwszy w życiu zawierał znajomości z wysoką hierarchią kościelną. Tym
                                                    razem jednak można to było zrobić nie wyrzekając się obyczajów ani postawy
                                                    libertyna. W redakcji "Tygodnika Powszechnego" nikt się do niczyich osobistych
                                                    spraw nie wtrącał i nie myślał o żadnej kontroli. Suwerenem pisma był kardynał
                                                    Adam Stefan Sapieha, "ostatni w Europie pan feudalny" — jak go kiedyś słusznie i
                                                    pięknie nazwała "Kuźnica". Nigdy jakoś nie odczułem jednak ciężarów władzy
                                                    "potrójnego księcia". Wiedziałem, owszem, że raz i drugi to co napisałem nie
                                                    trafiło mu do przekonania. Ale te wieści przychodziły już post factum, czyli po
                                                    wydrukowaniu. Skłamałbym twierdząc, że ówczesna redakcja "Tygodnika" tak już
                                                    całkiem cieszyła się zaufaniem hierarchii. Podejrzewano nas o skłonności do
                                                    przesadnego liberalizmu tudzież o inne dewiacje. Zapał dla sztuki nowoczesnej,
                                                    którym płonie Jerzy Turowicz, też nie wzbudzał na szczytach entuzjazmu, ale
                                                    jakoś to szło w sposób wcale przychylny swobodzie myśli i słowa. Zaraz w 1946
                                                    roku wdałem się w długotrwałą polemikę prasową na temat kampanii wrześniowej i
                                                    polityki przedwojennej. Ks. Jan Piwowarczyk sprawujący nad pismem kuratelę z
                                                    ramienia Kurii (redaktorem naczelnym był Turowicz) uważał moje poglądy za
                                                    błędne, a nawet za skrajnie niedorzeczne. Zawsze mówił mi to w oczy i nigdy
                                                    niczego nie skreślił.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 12.03.04, 18:22
                                                    D.C.

                                                    Można się w tym wszystkim dopatrywać przejawów osobistej kultury osób,
                                                    sprawujących władzę, oraz świadomej polityki, która kazała ciągnąć
                                                    korzyści ze zwyczajnego ludzkiego dążenia do wolności. Można. Moim zdaniem
                                                    należy jednak widzieć coś więcej jeszcze, mianowicie rezultaty olbrzymiego, z
                                                    niczym nie dającego się porównać doświadczenia Kościoła Katolickiego, który
                                                    bardzo twardo broniąc samej doktryny, woli mniej się wtrącać do tego, jaki
                                                    pogląd w dziedzinie historii, biologii czy literatury jest słuszny. Wystarczy
                                                    przypomnieć, że właśnie Kościół rozmaitymi czasy bardzo źle wychodził na
                                                    podobnym wtrącaniu się. "Tak doświadczenie samo z latami przychodzi" —
                                                    zwłaszcza, jeśli tych lat jest bez mała dwa tysiące. Przed wojną z wielkim
                                                    zdumieniem obserwowałem praktyki prasy konserwatywnej, endeckiej oraz wszystkich
                                                    niemal gazet sanacyjnych, które troskę o postęp społeczny bez żalu odstępowały
                                                    lewicy. Dochodziłem do wniosku, że nasze sfery zachowawcze mało widać
                                                    przypominają angielskich konserwatystów XIX wieku, którzy potrafią sami
                                                    przeprowadzić jedną z najbardziej demokratycznych ustaw, czyli bill zbożowy, tym
                                                    samym umacniając istotę brytyjskiego ustroju. Po wojnie patrzyłem, jak rządząca
                                                    i wyznająca materializm lewica stwarza takie warunki, że inteligenckie
                                                    elementy, którym by w sam raz pasowała jakaś odmiana "Wiadomości Literackich",
                                                    lądują w biskupich portach. "Głupstwo jest wieczne, głupstwo nie może umierać" —
                                                    mówił u Słowackiego błazen-mędrzec. Warto pogadać o innych nieporozumieniach,
                                                    skoro już jesteśmy przy "katolickim froncie". W 1949 roku napisałem
                                                    entuzjastyczną recenzję o "Starym i Nowym" Lucjana Rudnickiego. Zapytywałem, jak
                                                    właściwie należy rozumieć tezę "religia opium dla ludu", skoro autor stwierdza,
                                                    że swą "karierę" komunisty zawdzięcza przede wszystkim babce, "zajadłej
                                                    katoliczce", która zawsze "pchała go na trudne szlaki". Ani myślę dzisiaj
                                                    odwoływać tej recenzji, którą uważam za jeden ze swoich najlepszych artykułów.
                                                    Chciałbym tylko nieco uściślić wnioski. Jedno z dwojga: albo teza o "opium" jest
                                                    zawsze słuszna, albo zasada nieustannej zmienności procesu dziejowego jest w
                                                    ogóle nieprawdziwa. Mnie się zdaje, że okoliczności historyczne rozstrzygają —
                                                    opium czy nie-opium. Okoliczności historyczne! Pilne ich badanie jest chyba
                                                    bliskie samej istocie materializmu dziejowego, o którym jeszcze Boy pisał, że
                                                    wszyscy po trosze doń tęsknimy. Pierwszą dość luźną styczność z ruchem
                                                    katolickim nawiązałem podczas okupacji. Konspiracyjnymi drogami zbliżyłem się
                                                    wtedy do księdza Henryka Hlebowicza, którego Niemcy rozstrzelali jesienią 1941
                                                    roku. Dziwny to był ksiądz. Wybierał się zostać inżynierem. — "Gdyby mi kto
                                                    zaraz po maturze powiedział, że będę klechą, dałbym w mordę" — mawiał.
                                                    Obmyślił niezawodny sposób oduczenia Litwinów szowinizmu. "Jak to, nie
                                                    wie pan, co trzeba zrobić? Deportować wszystkich księży". W podziemiu
                                                    studiował medycynę. Przed wojną występował w słynnym wileńskim procesie lewicy
                                                    jako świadek obrony. Prokurator zapytał go wtedy, czy jego zdaniem komunizm da
                                                    się pogodzić z nauką Chrystusa. — Ja nie znam żadnego ustroju, który by był
                                                    zgodny z nauką Jezusa Chrystusa — odpowiedział. Podczas okupacji otaczała go
                                                    młodzież głęboko katolicka, która właśnie z zasad tej wiary czerpała moralne
                                                    nakazy udziału "w akcji". — Gdzież tu "opium"? Było przed wojną, ale podczas
                                                    wojny w wielu miejscach zdecydowanie wyparowało. Z tego, co pisałem na
                                                    poprzednich stronicach nie należy wnosić, że cała redakcja "Tygodnika
                                                    Powszechnego" składała się z zamaskowanych libertynów. Owszem, zdarzyło się razu
                                                    pewnego, że do księdza na wsi przyszła zatroskana gaździna:
                                                    — Oj, księże proboszczu, nie wiem co robić. Mam letników. Ona niczego, chodzi z
                                                    dziećmi do kościoła, ale on to nigdy nie pójdzie. To jakiś pisarz, pewnie z
                                                    jakiejś „Kuźnicy"...
                                                    — Jak się on nazywa?
                                                    — A to jest pan... (i padło jedno z najbardziej znanych nazwisk
                                                    "Tygodnika Powszechnego")
                                                    Tak, ale większość — i to znakomita większość redakcji składała się
                                                    z katolików prawdziwych, którzy uważali za swój moralny obowiązek
                                                    działać, pisać i występować jawnie. Polityczne, społeczne i gospodarcze
                                                    poglądy, jakie wyznawali, były o wiele bardziej skomplikowane, niżby to
                                                    mogło wynikać z ówczesnych sądów „Kuźnicy" i „Odrodzenia". Naczelny
                                                    redaktor pisma był na przykład zdecydowanym zwolennikiem spółdziel-
                                                    czości rolnej. Różnice zapatrywań zaczynały się dopiero od pytania „jak to
                                                    zrobić?", dotyczyło więc — jeśli wolno użyć tego słowa — technologii
                                                    zagadnienia. Czytając dziś depesze prasowe zapytuję sam siebie, kim by był
                                                    sławny arcybiskup Makarios, gdyby Cypr należał do Grecji. Pewnie takim, co
                                                    wyklina za czytanie książek Woltera. Ponieważ jednak Cypr okupują
                                                    Anglicy, ksiądz Makarios nie jest dzierżymordą, lecz bohaterem walki
                                                    o wolność narodu. Po cóż sięgać po przykłady aż na Morze Śródziemne? Powszechnie
                                                    wiadomo, że w Galicji Wschodniej wiernym sługą narodowości ukraińskiej było
                                                    duchowieństwo wschodnie. Co prawda — jak chcą niektórzy — w wielu wypadkach rolę
                                                    tę grał nie pop, tylko popadia, ale to są już podrzędne szczegóły.
                                                    W każdym bądź razie wszystko się działo "w cieniu ołtarza", z którego pod
                                                    tym przynajmniej względem biły opary w niczym do opium niepodobne.
                                                    Okoliczności historyczne! Trudno przeczyć — zmieniły się one w Polsce.
                                                    Od 1953 roku nie ma już dawnej redakcji "Tygodnika Powszechnego",
                                                    gdzie przeważała opinia, że każdy może pisać co mu się podoba. Wychodzą
                                                    za to „Kierunki", które ostatnio — to znaczy w lipcu 1956 roku — wystąpiły
                                                    z apologią kagańca prasowego. Przewagę zdają się brać ci, o których dawno
                                                    temu napisał Julian Tuwim: „Już znakomici katolicy, tylko że jeszcze
                                                    niechrześcijanie". Widmo księdza Baki zaczyna straszyć w Polsce.
                                                    Jednocześnie prasa marksistowska jakby nieśmiało czy z zażenowaniem, ale zarazem
                                                    z ufnością i wiarą, wymienia rzeczownik tolerancja. Dowiadujemy się, że dzieci,
                                                    które nie biorą udziału w lekcjach religii albo w ogóle są nie chrzczone, bywają
                                                    ostro prześladowane przez kolegów.
                                                    — Kilka dni temu Stanisław Mackiewicz opowiadał mi, co zrobili państwo
                                                    Eisenhower, kiedy generała wybrano prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ochrzcili
                                                    się, ponieważ formuła przysięgi prezydenckiej jest religijna. Nie znaczy to, że
                                                    obydwoje wywodzą się z rodzin niechrześcijańskich. Nie. Byli po prostu
                                                    "religionis nullus", jak mawia wojewoda Kisiel i nikogo to w tym kraju nie tylko
                                                    nie raziło, ale nawet w ogóle nie obchodziło. Stanisław Mackiewicz opowiadał
                                                    mi jeszcze o pewnej młodej parze polskiej, która się zgłosiła do angielskiego
                                                    księdza z prośbą o udzielenie ślubu. Duchowny zaprowadził ich do zakrystii i —
                                                    pewnie ku zgrozie obu owieczek — ochrzcił. Sądził bowiem, że wśród Polaków też
                                                    panują obyczaje, do których Wielka Brytania od dawna przywykła. Przykłady te
                                                    uzmysławiają, w jak piękne miejsce nas zaprowadzono i to w imię walki z „opium".
                                                    W takie mianowicie, w którym aż duszno od nietolerancji i fanatyzmu. Oba te
                                                    zboczenia panowały dawniej powszechnie i dokładnie wiadomo, kto je osłabił,
                                                    zwalczył a gdzieniegdzie i unicestwił. Uczynili to wolnomyśliciele
                                                    najrozmaitszych odmian. Kiedy w roku 1747 Julian Offray De La Mettrie ogłosił
                                                    swego "Człowieka-maszynę" — wspólnie wystąpili przeciw niemu katolicy, kalwini i
                                                    luteranie, a magistrat miasta Lejdy sądownie ścigał wydawcę. "Wyjątkowo
                                                    szkodliwa książczyna" La Mettriego biła bowiem w obskurantyzm w ogóle, w każdy
                                                    bez wyjątku. Pozwolę sobie przypomnieć, że słowo "wolterianizm" jest starsze od
                                                    słowa "marksizm". Twórcy teorii socjalizmu naukowego sami się zaliczali do
                                                    laickiej, wolnomyślnej, racjonalistycznej inteligencji.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 12.03.04, 18:25
                                                    D.C.

                                                    Tymczasem u nas — wbrew naukom płynącym z historycznego doświadczenia —
                                                    pozwolono istnieć tylko takim pismom, które reprezentują pozycje dogmatyczne.
                                                    Wolnomyślicielstwo skazane zostało na tułaczkę i nie mogło spełniać
                                                    skromniutkiej funkcji kontrolera, działającego w imię zdrowego rozsądku. Nie
                                                    potrzebuję się wysilać na dokładne określanie popełnionego u nas błędu. Znacznie
                                                    i wcześniej i w sposób niezrównanie celny uczynił to już bowiem Michał
                                                    Sałtykow-Szczedrin, który w "Historii jednego miasta" umieścił wymowne przepisy
                                                    dla wielkorządców:
                                                    "'Cztom złodiei trepietali' — priekrasno! No kto że sii złodiei? Oczewidno, czto
                                                    pri mnogomyslii po siemu predmietu możet proizojti wielikaja w diejstwijach
                                                    nieuriadica. Złodiejem możet byt' wor, no eto złodiej, tak skazat',
                                                    trietiestiepiemnyj; złodiejem nazywajetsia ubijca, no i eto złodiej lisz wtoroj
                                                    stiepieni, nakoniec złodiejem możet byt' wolnodumiec — eto uże złodiej
                                                    nastojaszczij, i pritom zakorieniełyj i nieraskajannyj. Iz sich triech
                                                    sortów złodiejew, konieczne, każdyj dołżen triepietat', no w rawnoj li
                                                    mierie? Niet, nie w rawnoj. Woru sliedujet priedostawit' triepietat' mienije,
                                                    nieżeli ubijce; ubijce że mienije, nieżeli biezbożnomu wolnodumcu. Siej
                                                    poslednij dołżen wsiegda widiet' pried soboj pronzitielnyj gradonaczalniczeskij
                                                    wzor i otogo trepietat' biezprierywno. Tiepier, jeżeli my dopustim otnositielno
                                                    siej matierii w gradonaczalnikach mnogomyslje, to, oczewidno, mnogoje wyjdiet
                                                    naoborat, a imienno: biezbożniki budut triepietat' umierienno, wory że i ubijcy
                                                    wsieminutno i prieżestoko"1. Oto słowa, które się w znacznej mierze stały
                                                    ciałem. Nie będzie przecież sporu o to, że przyjemniej było zostać w Polsce
                                                    chuliganem niż niezależnym publicystą.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 12.03.04, 18:50
                                                    II

                                                    2 lipca 1948 roku zdarzyła mi się niemiła przygoda, o której trzeba tutaj
                                                    wspomnieć ze względów dość zasadniczych. Każdy pisarz, który przeżył
                                                    coś podobnego, powinien to wyjaśnić. Wieczorem tego dnia pożegnałem się z
                                                    kolegami w Jamie Michalikowej w Krakowie i powędrowałem do znajomych. Drzwi
                                                    otworzyła mi pani domu. Po wyrazie jej twarzy od razu się zorientowałem, że coś
                                                    jest grubo nie w porządku. Obok niej stał młody, wysoki blondyn. Gestem lewej
                                                    ręki zapraszał mnie do środka, jakby to on właśnie był gospodarzem. Prawą
                                                    dłoń trzymał w kieszeni marynarki, której materiał opinał się wyraźnie na
                                                    wydłużonym, kanciastym przedmiocie. Wpadłem w "kocioł". Najbliższe osiem
                                                    tygodni spędziłem w gmachu krakowskiego UB i w Warszawie, na Mokotowie.
                                                    Historia ta uzyskała pewien rozgłos, gdyż zajęły się nią zagraniczne
                                                    radiostacje nadające po polsku. W prasie emigracyjnej też ślad pisany został. Z
                                                    tego także względu uważam za konieczne wspomnieć o niej w tym szkicu. Wbrew
                                                    jednomyślnemu zdaniu owej prasy i rozgłośni historia ta nie miała nic wspólnego
                                                    z moją działalnością publicystyczną i wcale nie nosiła charakteru represji.
                                                    Urząd Bezpieczeństwa miał po prostu jak najpoważniejsze podstawy do
                                                    podejrzewania mnie o nielegalną robotę. Moi dawni towarzysze uprawiali nadal
                                                    konspirację i — bez żadnego zresztą związku z tą działalnością — bywali we
                                                    wspomnianym przed chwilą mieszkaniu (gospodarz jego miał nieco później proces,
                                                    zakończony uniewinnieniem). Nie mam na to żadnych dowodów, ale jestem głęboko
                                                    przekonany, że moja "ranga" publicysty nie tylko mi w tym wydarzeniu nie
                                                    zaszkodziła, ale na odwrót — znacznie dopomogła. Kłopot po prostu z takim
                                                    jegomościem, sprawa od zewnątrz całkiem inaczej wygląda niż jest w istocie...
                                                    Toteż po ośmiu tygodniach znalazłem się na wolności — bez żadnych zastrzeżeń
                                                    czy ograniczeń. Od czasu tego doświadczenia żywię najgłębsze przekonanie, że
                                                    pisarze byli ostatnią kategorią ludzi, która by się mogła obawiać represji ze
                                                    strony dawnego MBP. Nie mam najmniejszego zamiaru wybielania tej instytucji,
                                                    ale trzeba mówić prawdę, jeśli się chce wyjść na równe drogi. "Pronzitiels-
                                                    kij g 'adonaczelniczeskij wzor"la przejawiać się mógł w najrozmaitsze
                                                    sposoby, ale nie należało się specjalnie obawiać, że najostrzejsza nawet
                                                    dyskusja z dr. Faulem2 musi zaprowadzić za kratki. Suum cuique...3.
                                                    W związku z tym sądzę, że wielu ludzi już od samego początku mogło
                                                    o wiele uporczywiej bronić tych samych haseł wolności, o które zaczęto się
                                                    chórem upominać dopiero w roku 1955 i 1956. Może piśmiennictwo polskie
                                                    uniknęłoby wtedy niejednej porażki i kompromitacji. Z goryczą myślę o historii
                                                    Czesława Miłosza. Ludzie, którzy już w roku 1945 mieli taką sławę pisarską jak
                                                    on, mogli swoją postawą wywrzeć wpływ na rzeczywistość. Mogli przynajmniej o
                                                    ten wpływ walczyć. Czesław Miłosz nie jest wolny od osobistej odpowiedzialności
                                                    za wytworzenie się stanu rzeczy, który później jego samego skłonił do ucieczki.
                                                    Niejeden sławny pisarz polski od samego początku bronił wolności. Bronili jej
                                                    też mali, nikomu przedtem nie znani ludzie. Przez cały czas pobytu w areszcie
                                                    raz jeden rozmawiałem o swojej publicystyce. Była to dość żywa, ale
                                                    nieoficjalna wymiana zdań — nikt jej nie protokołował — zawierała jednak
                                                    momenty mocno charakterystyczne. Do pokoju, w którym się odbywało jedno z wielu
                                                    przesłuchań, nieoczekiwanie wszedł dyrektor departamentu śledczego, pułkownik
                                                    Różański.
                                                    — Dlaczego pan pisał o ziemiach odzyskanych? Odpowiedziałem najoczywistszą w
                                                    świecie prawdę: bo chcę, żeby zostały przy Polsce.
                                                    — Nie! To pańscy mocodawcy kazali panu o nich pisać! Miał oczywiście na myśli
                                                    jakichś fikcyjnych pozaredakcyjnych "mocodawców". Rozmowa na ten przedziwny
                                                    temat trwała może ze czterdzieści pięć minut, utrzymana była w tonie całkiem
                                                    poprawnym, dała mi sporo do myślenia, ale pod jednym przynajmniej względem nie
                                                    stanowiła dla mnie niespodzianki. Było to w lecie 1948 roku. Już od dwóch lat
                                                    przywykałem do swoistego systemu podejrzeń, który nieco później profesor Józef
                                                    Chałasiński odważnie nazwał duchem hitlerowskiej denuncjacji, panoszącym się
                                                    w prasie polskiej. Nie zachwycałem się sposobem myślenia wspomnianego
                                                    pułkownika, nie sądziłem zresztą, że on wierzy w to, co plecie. Wiele rzeczy
                                                    można jednak było sobie wyjaśnić (nie usprawiedliwić!) pamiętając o znanym
                                                    zjawisku deformacji zawodowej. Ale obyczaje, ale duch urzędu śledczego
                                                    w prasie, w tygodnikach literackich... to już — darujcie — trochę zanadto...
                                                    I to obyczaje sądownie uznane później za przestępstwo szczególnie szkod-
                                                    liwe i podłe. Nie mam zamiaru szczegółowo się babrać w tych wspomnieniach.
                                                    Roczniki czasopism są po bibliotekach, każdy sam może się zapoznać z dziejami
                                                    najrozmaitszych "polemik", parę przykładów nie zawadzi jednak. Ogłosiłem kiedyś
                                                    w "Odrze" artykuł na temat reedukacji Niemców. Nadałem mu dość wymowny
                                                    tytuł "Przebudowa i pięść". Wkrótce potem pewien "Szymon-Gorliwiec" napisał
                                                    w "Odrodzeniu", że autor owego artykułu w niezrozumiały sposób "wije się i
                                                    kluczy". A na czyją korzyść może działać taki, który "wije się i kluczy" w
                                                    artykule o reedukacji Niemców napisanym i wydrukowanym w roku 1946? Oczywiście
                                                    na korzyść hitleryzmu. Inny wniosek nie jest możliwy. Pozostawałoby więc
                                                    tylko skłonić autora do wyjawienia "mocodawców", którzy mu kazali
                                                    perfidnie "wić się i kluczyć". Wiele przykrych i słusznych rzeczy napisano
                                                    ostatnio o dawnym MBP. Obawiam się jednak, że jakiś przyszły historyk gotów nie
                                                    całkiem uwierzyć tym zarzutom, gotów może nawet wysławiać liberalizm władz
                                                    śledczych, które puszczały mimo uszu doniesienia gorliwie składane przez prasę,
                                                    nie zarządzały aresztowań, nie rozpoczynały dochodzeń. Nie bronię Różańskiego.
                                                    Twierdzę natomiast, że nie tylko on i jemu podobni odpowiadają za wytworzenie
                                                    atmosfery moralnej, w której mogło rozkwitać gangsterstwo, ubrane w
                                                    pozory "prawa". W dziesięciolecie wybuchu wojny ogłosiłem w "Tygodniku
                                                    Powszechnym" artykuł okolicznościowy. Obszerna replika "Kuźnicy" nazywała
                                                    mnie (cytuję dosłownie): "przysięgłym adwokatem zdrady narodowej".
                                                    Stwierdzam, że "polemika" ta nie naraziła mnie na żadne przykrości
                                                    natury urzędowej. Jakoś jednak nie dano posłuchu oburzonym wykrzyknikom
                                                    kuźnicowego rzecznika "gniewu ludu". Inaczej by na pewno wyglądały roczniki
                                                    i "twarz" prasy polskiej, gdyby na terenach pozostawionych w spokoju przez
                                                    pułkownika Ret co — sami piszący przestrzegali reguł uczciwej gry. Jeden z
                                                    publicystów emigracyjnych nazwał niektóre chwyty prasy krajowej "argumentami
                                                    polemicznymi ad Bezpiekam". No cóż. "Bezpieką" okazała się głucha na apele w
                                                    rodzaju: "Przyciąć pazury" (dosłowny tytuł jednego z wystąpień prasowych). Taka
                                                    jest, niestety, prawda, utrwalona w druku. Nie warto by może wspominać o tym
                                                    wszystkim, gdyby wiadoma atmosfera moralna, wytworzona w latach czterdziestych,
                                                    nie miała wpływu na losy publicystyki w Polsce. Było inaczej, akurat odwrotnie.
                                                    System oskarżeń, podejrzeń, insynuacji, system intelektualnego szpiclostwa
                                                    wreszcie — zarzynał publicystykę tępym nożem i jeszcze kopał dla niej głęboki
                                                    grób. Przecież sama istota tego gatunku pisarskiego polega na odwadze
                                                    i niezależności myśli. Artykuł w gazecie nie jest notą dyplomatyczną.
                                                    Oględność jest może cnotą u ambasadora, lecz przestępstwem u publicysty,
                                                    który ma święty czy — jeżeli kto woli — psi obowiązek wdawania się
                                                    w najbardziej karkołomne — byle uczciwe! — przypuszczenia, diagnozy
                                                    i hipotezy. On musi uprawiać "strategię" patrolu bojowego, który samotnie
                                                    idzie naprzód, szuka styczności z nieprzyjacielem, usiłuje chwycić takie
                                                    punkty w terenie, których z głównych pozycji jeszcze nie widać. A jeśli się
                                                    zaawanturuje, to wyłącznie na własne ryzyko. Siły główne mu na pomoc
                                                    nie ruszą, co jest wiadome w założeniu. Spróbujcie no uprawiać tę "strategię" w
                                                    opisanych wa
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 12.03.04, 20:04
                                                    D.C.

                                                    Spróbujcie no uprawiać tę "strategię" w opisanych warunkach, kiedy niektórzy
                                                    mili koledzy po fachu gorliwie apelują do władz o ścieśnienie swobody słowa.
                                                    Wiadome darcie szat tudzież katońskie gesty daremne były, jeśli chodzi o
                                                    represje w stosunku do osób, ale na pewno nie
                                                    pozostawały bez wpływu na igielne ucho kontroli. Od 1946 roku uprawiałem
                                                    reportaż. W trzy lata później chciałem ogłoszone poprzednio rzeczy wydać w
                                                    jednym tomie, uzupełnionym pracami całkiem świeżymi. Książka miała się
                                                    nazywać "Po kataklizmie". Usłyszałem stanowcze: nie. W 1950 r. pisałem dla PAXu
                                                    tom reportażowy "Wisła pożegna zaścianek". Osią utworu miał być reportaż z
                                                    budowy kolei Kielce — Busko, osią zarówno kompozycyjną jak i rzeczową, bo w
                                                    tamtych stronach wszelki postęp zawisł od rozwoju komunikacji. Moja prośba o
                                                    wpuszczenie na teren budowy spotkała się ze strony PKPG4 z grzeczną, ale
                                                    stanowczą odmową. Przypuszczam, że nie bez wpływu byłc tu opinia, na jaką sobie
                                                    zarobiłem podczas wspomnianych "polemik". W pewien czas potem inni publicyści
                                                    obejrzeli sobie ową kolej i napisali o tym. Dziś uważam, że "Wisła pożegna
                                                    zaścianek" to typowy utwór z kategorii tych, których nie należało drukować.
                                                    Zabrakło osi, więc autor musiał sztukować, całość się rozkleja. Skoro
                                                    się jednak odbyło całą wyprawę samochodową w Sandomierskie i to na
                                                    koszt wydawnictwa... trudno, trzeba pisać. Powrócę jeszcze do sporów na
                                                    tematy "wrześniowe" i polityki przedwojennej. Numer „Kuźnicy" z artykułem
                                                    przyznającym mi godność "przysięgłego obrońcy zdrady narodowej" kupiłem sobie
                                                    jako lekturę na podróż koleją. W piękne jesienne popołudnie miałem czas zarówno
                                                    na oglądanie uroczych widoków ziemi polskiej, którą — jak to ponad wszelką
                                                    wątpliwość zostało dowiedzione — z takim zapałem zdradzałem, jak i na
                                                    rozmyślania. Wynik ich zrealizowałem w niedługi czas potem. Równał się
                                                    on machnięciu ręką na to, co stanowi moje — sit venia verbo5 — właściwe
                                                    powołanie i na wiernym zastosowaniu się do tezy, głoszonej ongi przez
                                                    Stanisława Mackiewicza: "I zawsze w tej nieszczęśliwej Polsce każdy robi
                                                    nie to, co do niego należy". Ileż to już zepsuto w Polsce atramentu i gardeł,
                                                    upominając pisarzy, którzy uporczywie trwają na marginesach. Admonicje te
                                                    odnosiły się rzecz jasna i do mnie. Parałem się przecież rzeczami, w których od
                                                    siebie nie mam nic a nic do powiedzenia — mikrobiologią, wirusologią, techniką.
                                                    Nie żałuję tego, wiele podczas tych wypadów skorzystałem. Jednak przede wszyst-
                                                    kim powinienem się był zajmować dwoma rzeczami: publicystyką oraz historią XX
                                                    stulecia. Nie ja jestem temu winien, że publicystyka znikła z Polski, ustępując
                                                    miejsca apologetyce, z którą nie ma nic wspólnego. I nie ja wieszałem zamczystą
                                                    kłódkę na drzwiach wiodących do przybytku historii najnowszej. A że nie
                                                    chciałem się poświęcać "badaniom historycznym", których wynik jest z góry we
                                                    wszystkich szczegółach wiadomy, to już trudno — takich obyczajów uczyli ci,
                                                    którzy byli profesorami mojego uniwersytetu. Margines to jedna sprawa. Całkiem
                                                    inna, to czy wszyscy, którzy się za nim znaleźli, chcieli tam trafić.
                                                    Przyszło się pożegnać z marzeniami. Między innymi z myślą o książce,
                                                    którą tak bardzo chciałbym napisać. Nazywałaby się "Napiwek historii"
                                                    i traktowała o międzywojennym dwudziestoleciu. Bo w moim najgłębszym
                                                    przekonaniu było tak: wskutek rewolucji w Rosji i klęski państw central-
                                                    nych, w naszej części Europy wytworzył się stan swoistej próżni politycz-
                                                    nej . Rozmaite narody odzyskały niepodległość, która — całkiem niezależ-
                                                    nie od ich woli a nawet czynów — miała trwać dokładnie do chwili, kiedy się
                                                    silny sąsiad z zachodu energicznie poruszył. Całkiem tak, jakby historia
                                                    wręczyła każdemu z tych państw czek, opiewający na lat dwadzieścia,
                                                    mówiąc przy tym: masz, pokaż co potrafisz... I moim skrrmnym zdaniem
                                                    bilans Polski wcale, ale to wcale nie wypadłby ujemnie. Uważam bowiem
                                                    dwudziestolecie za jedną z najważniejszych epok naszej historii. Przez cały
                                                    wiek XIX Polacy byli podzieleni na trzy wielkie grupy, żyjące w trzech
                                                    różnych systemach gospodarczych, socjalnych i prawnych. Dwudziestolecie
                                                    ukształtowało nas w nowoczesny naród. Nie moglibyśmy zwycięsko przetrzymać
                                                    piekła drugiej wojny światowej, gdyby w kraju panował stan dusz i umysłów,
                                                    właściwy czasom sprzed roku 1918. Takie są moje "robocze" założenia. W każdym
                                                    razie warto by sprawę zbadać. Komiczne rojenia! Zachciało się studiów nad całym
                                                    dwudziestoleciem! Swojego czasu zająłem się bliżej jedną tylko sprawą,
                                                    mianowicie wojnami, których nie było", czyli projektami prewencyjnego
                                                    wystąpienia przeciwko Niemcom w latach 1933 i 1934. Nasłuchałem się, a raczej
                                                    naczytałem, wielu przykrych rzeczy na temat mojej nieuczciwości tudzież
                                                    perfidnych celów, jakie mi przyświecają. Z prasy zagranicznej dowiaduję się
                                                    teraz, że rozmaici pisarze europejscy głoszą dziwne teorie. Mniej ich
                                                    interesuje, czy i co Piłsudski proponował Francji, bardziej natomiast to, że on
                                                    sam jakoby to straszył wojną i prowokował ją, pragnąc wymusić na Hitlerze...
                                                    zawarcie paktu o nieagresji. Co o tym sądzić — nie wiem (nie wątpię natomiast,
                                                    że bez trudu znajdziemy u nas ostrowidzów, którzy pierwszy raz w życiu usłyszaw-
                                                    szy o tych zdarzeniach, natychmiast będą wiedzieć jak je należy "prawidłowo"
                                                    rozumieć). Nas w Polsce zawsze stać było na luksus nieuctwa. Co innego kraj tak
                                                    lekkomyślny, jak Francja. Niedawno temu "Le Monde" doniósł, że tam od sześciu
                                                    lat prowadzi się systematyczne i zespołowe badania nad dziejami ostatniej
                                                    wojny. Zespołowe — bo żaden człowiek sam jeden nie da rady górom dokumentów.
                                                    Rząd zawiera międzynarodowe układy, mające ułatwić pracę historyków. — Okropne
                                                    zgniłki! Ich niedołężne usiłowania przywodzą na myśl zbawienną receptę carskich
                                                    oficerów, którzy tak śpiewali przy ucztach:

                                                    "Kopernik on wies' swoj wiek trudiłsia cztob dokazat' ziemli wraszczenije!
                                                    Durak! Zacziem on nie napiłsia? Togda by nie było sommienija, togdab jemu wies'
                                                    mir krutiłsia"6.

                                                    Czasami jednak zastosowana u nas metoda "prawidłowego" zgłębiania i wyjaśniania
                                                    przeszłości odrobinę chybiła celu. Przekonałem się o tym... bez mała na własnej
                                                    głowie. W 1952 roku archeologowie zaczęli kopać w Hrubieszowskim, gdzie
                                                    wydobyli mnóstwo zabytków rdzennie słowiańskich, ale różnych od tych, jakie
                                                    kryją gleby Wielkopolski, Pomorza czy Śląska. Opisałem to w "Problemach" i w
                                                    rok później znowu pojechałem nad Bug, nie przeczuwając nawet, że mogę tam żywot
                                                    postradać. Ludzie tamtejsi przeczytali bowiem artykuł w "Problemach" i doszli
                                                    do wniosku, że badania wykopaliskowe zmierzają do wykazania odwiecznej
                                                    rosyjskości ziem nadbużańskich, co ma poprzedzić oddanie Związkowi Radzieckiemu
                                                    terenów aż po Wieprz, a może i po Wisłę. Najgorszy zaś sprzedawczyk, zdrajca i
                                                    wróg ojczyzny to ten, kto propaguje owe zamiary, czyli ja właśnie.
                                                    O, jakież niezwykłe sukcesy odnieśli moi państwowotwórczy adwersarze z
                                                    2Kuźnicy", "Odrodzenia", "Polski Zbrojnej" i innych pism, ci,
                                                    którzy nie miewali wątpliwości i mniemali, że nikt ich nie ma. Jakże
                                                    znakomicie nauczyli ludzi trzeźwości w rozumowaniu, słusznie gardząc
                                                    obmierzłym, pozytywistycznym odwoływaniem się do zdrowego rozsądku,
                                                    który nie jest zdolny sprowadzić na kraj potoków światłości, płynących
                                                    z deklamacji i tokowania a la głuszce na wiosnę. Cóż za świetną metodę
                                                    myślenia potrafili zaszczepić, skoro ludzie potrafią w ogóle przypuszczać,
                                                    że jakikolwiek polityk na świecie chcąc coś zrobić — najpierw się zapyta
                                                    archeologa o pozwolenie. Ale jeśli się ktoś poświęca przede wszystkim wzniosłym
                                                    sporom światopoglądowym — toczonym na tak wysokim poziomie, że go najczęściej
                                                    wcale nie widać — to już oczywiście brak mu ochoty do racjonalistycznego
                                                    badania faktów i rzeczowego tłumaczenia konieczności dziejowych
                                                    i zasad polityki współczesnej.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 13.03.04, 23:48
                                                    III

                                                    Nie daję jeszcze spokoju owym napiętnowanym przez profesora Chałasińskiego
                                                    metodom polemicznym, ponieważ one właśnie wywarły bardzo znaczny wpływ na moje
                                                    losy pisarskie. Dzięki nim kurczowo i z uporem trzymałem się prasy katolickiej.
                                                    Z "Tygodnika Powszechnego" wystąpiłem w styczniu 1950 roku. Decyzję tę
                                                    powziąłem bardzo nagle, jeszcze w przeddzień wcale jej nie przewidując.
                                                    Zaproszony do Warszawy przez Bolesława Piaseckiego dowiedziałem się, że rząd
                                                    zamierza mnie mianować członkiem komisarycznego zarządu zrzeszenia "Caritas",
                                                    co ma nastąpić za kilka godzin. Stanąłem wobec konieczności czysto politycznej.
                                                    Zdawałem sobie sprawę, że cała operacja z "Caritasem" przeprowadzana w sposób
                                                    mało delikatny, ma jednak na celu zawarcie porozumienia między rządem a
                                                    episkopatem. Byłem stanowczo przeciwny jakimkolwiek zatargom politycznym na tle
                                                    religijnym. Jeśli już koniecznie komuniści mają się z katolikami wziąć za
                                                    łby, to proszę bardzo — tyle jest w Europie pięknych krain — wszędzie, byle nie
                                                    w Polsce... Dosyć roli królika doświadczalnego, wystarczy miłej zabawy. Chcąc
                                                    mieć swobodę decyzji, wykorzystałem przypadkową obecność w Warszawie Jerzego
                                                    Turowicza i wystąpiłem z redakcji jeszcze przed otrzymaniem nominacji. W
                                                    przeciągu kilkunastu najbliższych miesięcy, do czerwca 1951 roku, pisywałem
                                                    w "Dziś i Jutro" oraz w "Słowie Powszechnym". W zarządzie "Caritasu"
                                                    pozostawałem do września 1950 roku, niczym się w tej pożytecznej instytucji nie
                                                    odznaczywszy. Dawno już doszedłem do wniosku, że w roku 1945 Polska weszła na
                                                    jedyną drogę, która w ogóle wiodła w przyszłość. Plan Sześcioletni trafił w
                                                    samo sedno marzeń o ojczyźnie, która by nareszcie przestała być cywilizacyjną
                                                    martwicą. Pomimo to wytrwale trzymałem się wydawnictw
                                                    kierunku, z którym łączyło mnie coraz mniej. Kiedy dzisiaj patrzę na te rzeczy
                                                    z perspektywy kilku lat, nie żywię wątpliwości, że istotną przyczyną tego uporu
                                                    były zjawiska, o których napomknąłem w rozdziale poprzednim. Wcale się nie
                                                    wypieram ani szlacheckich, ani conradowskich pojęć o tym, co godzi się czynić,
                                                    a czego nie. Jakie są, takie są dzisiejsze "Nowa Kultura" i "Przegląd
                                                    Kulturalny", ale tamtej miłej tradycji nie pielęgnują. Ostatni mój artykuł
                                                    w "Słowie Powszechnym" ukazał się w czerwcu 1951 roku i był poświęcony
                                                    odbudowie katedry wrocławskiej. Właśnie wtedy w świątyni tej, pięknie
                                                    przybranej barwami narodowymi oraz błękitnymi sztandarami Ruchu Pokoju, odbyła
                                                    się uroczystość poświęcenia. Wieczorem na bankiecie ministrowie i najwyżsi
                                                    przedstawiciele krajowej hierarchii kościelnej wznosili toasty na cześć
                                                    porozumienia, zawartego czternaście miesięcy wcześniej. Można było ze spokojnym
                                                    sumieniem odejść z prasy katolickiej. W lipcu tegoż roku zacząłem
                                                    współpracować z "Życiem Warszawy". W tym czasie publicystyka polska spoczywała
                                                    już w letargu. Wspomnę o jednym tylko wydarzeniu, jakie mi się przytrafiło w
                                                    pewnym periodyku. Napisałem, że w Kielecczyźnie jest miejscowość o takiej
                                                    nazwie, którą nawet Polak wymawia z trudem: Krzciecice. Bez mojej wiedzy
                                                    przerobiono to zdanie, ugrzeczniono je, by nie popaść czasem w podejrzenie o
                                                    zniewagę narodu polskiego. Pozostawał reportaż. Aż do roku 1954 zajmowałem się
                                                    niemal wyłącznie nim. Warsztat pracy przeniosłem z Warszawy na bardzo głuchą
                                                    prowincję kielecką, do Szczekocin, do pewnej miłej oficynki, wybudowanej za
                                                    Stanisława Augusta. Zająłem się reportażem naukowym (w roku 1952 pisząc też
                                                    książkę o powstaniu styczniowym). Czułem, że na tym terenie będę miał najwięcej
                                                    swobody. O innych przyczynach, które mnie tam ciągnęły, nieraz już
                                                    wspominałem i w książkach, i w artykułach. Pogranicze literatury musi się
                                                    rozszerzyć w kierunku nauki, gdyż w przeciwnym razie świat się stanie
                                                    niewyrażalny dla tradycyjnych gatunków pisarskich. Istotną cechą huma-
                                                    nizmu jest wszechstronność zainteresowań i dlatego właśnie — niestety
                                                    — dzisiaj rzeczownik: humanista — na dobry ład trzeba by za każdym
                                                    prawie razem ujmować w cudzysłów. Termin ten nabrał bowiem sensu
                                                    negatywnego i oznacza u nas „intelektualistę" (cudzysłów również nie-
                                                    zbędny), który się nie interesuje biologią, geografią i medycyną, którego
                                                    technika, ekonomia, a nawet historiografia właściwie nie obchodzą.
                                                    Lista grzechów powieści „produkcyjnej" wygląda okazale. A może
                                                    klęska była nieunikniona także ze względów zasadniczych, czyli nie
                                                    mających nic wspólnego z lakierem, schematyzmem i komenderowaniem?
                                                    Autor, który się zajmie tematem tradycyjnym — a więc sprawami wojny,
                                                    polityki, pracy na roli, handlu itp. — na ogół potrafi językiem potocznym
                                                    wyrazić to, co najbardziej tam interesuje człowieka, wpływa na jego los,
                                                    a niekiedy i rozstrzyga o nim. To, co stanowi samą istotę takiego dzieła
                                                    ludzkiego jak nowoczesna fabryka, nie da się „wysłowić" bez języka
                                                    wyższej matematyki. Pozostają peryferia, ale na nich się chyba nie da
                                                    zbudować arcydzieła. Czyżby zatem jedna z najważniejszych dziedzin
                                                    twórczości współczesnego człowieka mogła wejść do literatury tylko jako
                                                    martwe i niezrozumiałe tło? Czy odraza, którą czuł Conrad, kapitan żaglowca, do
                                                    okrętów parowych nie była czasem odruchem literata, którego niepokoi
                                                    niedostępny świat nowoczesnej techniki? Zostawmy jednak w spokoju kwestie
                                                    teoretyczne. Rok 1951 stanowił chyba samo dno okresu, zwanego dziś potocznie
                                                    "epoką kultu jednostki". Gorliwie się dziś zajmujemy jego grzechami.
                                                    Dlatego nie od rzeczy może będzie wspomnieć o szczegółach drobnych
                                                    wprawdzie, ale pomocnych, jeśli chodzi o ścisłość sądów dotyczących tego
                                                    czasu. Doskonale rozumiałem, że sfery polityczne czego innego by raczej ode
                                                    mnie wyglądały niż nagłych zainteresowań dla archeologii, mikrobiologii
                                                    tudzież zawiłości powstania styczniowego. Przez poprzednie lata było się
                                                    ostatecznie publicystą politycznym, który po wyjściu z prasy katolickiej
                                                    wylądował na dobrowolnie wyszukanych „marginesach". Miewałem, owszem, rozmaite
                                                    propozycje i sugestie, czynione jednak w sposób kurtuazyjny, śmiało mogę nawet
                                                    powiedzieć — delikatny. A wspomnieć jeszcze koniecznie potrzeba, że chodziło o
                                                    takiego osobnika, który — nie licząc już sporów, zatargów i podejrzeń
                                                    powojennych — przed wojną był oficerem rezerwy Korpusu Ochrony Pogranicza, a
                                                    podczas wojny w najbardziej krytycznym momencie — w czerwcu i lipcu 1944 roku —
                                                    należał do VI Oddziału Sztabu Wileńskiego Okręgu Armii Krajowej. O wszystkim tym
                                                    sfery polityczne jak najdokładniej wiedziały (lepiej nawet niż ja sam, bo
                                                    pamięć ludzka zawodzi, papierzyska w MBP — nigdy). Sytuacja, przyznajmy,
                                                    znakomicie ułatwiająca nacisk, a nawet zwykły szantaż. Ani jednego, ani
                                                    drugiego nie było. Mogłem sobie spokojnie siedzieć w Szczekocinach, pisując
                                                    niemal wyłącznie o archeologii i o konfliktach ludzkiej krwi. Kiedy napisałem
                                                    pierwszy reportaż o pracach mikrobiologów, polityczna opinia o nim wypadła tak:
                                                    "— Uczonokracja! Wy chcecie, żeby uczeni światem rządzili, ale my
                                                    tego nie chcemy". W tym samym roku Państwowy Instytut Wydawniczy zawarł ze mną
                                                    umowę na całą książkę o Instytucie Ludwika Hirszfelda. Na mocy osobistego
                                                    doświadczenia jestem przekonany, że inaczej by sprawy wyglądały, gdyby pełnia
                                                    władzy znalazła się w rękach pewnych ugrupowań postępowych katolików. O, jakże
                                                    inaczej! Wcale nie jest powiedziane, że świat poznał już najbardziej idealne
                                                    wydanie "kultu jednostki". Późną jesienią 1950 roku napisałem dla "Słowa
                                                    Powszechnego" artykuł o mrugających obrazkach, który przedrukowała prawie cała
                                                    prasa. Bez mojej wiedzy redakcja ozdobiła ów artykuł wstawkami mowy skrajnie
                                                    "drętwej", politycznie go „wyostrzyła". W prasie marksistowskiej zdarzały
                                                    mi się też pewne retusze, ale nigdy aż takie. Od roku 1953 dokonywanie zmian
                                                    bez wiedzy autora w ogóle należy do wyjątków, wynikających zresztą najczęściej
                                                    ze zwykłego pośpiechu.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 13.03.04, 23:51
                                                    D.C.

                                                    Taki "Świat" na przykład, wszelkie propozycje zmian przesyłał mi zawsze depeszą
                                                    do Szczekocin i czekał na odpowiedź. Na początku 1954 roku "Opowieści o żywej
                                                    materii' — reportaż z Instytutu Immunologii — poszedł do składania. 7
                                                    marca
                                                    zmarł we Wrocławiu Ludwik Hirszfeld. Pamiętam wieczór po pogrzebie, kiedy długo
                                                    rozmawiałem z młodym asystentem Instytutu. Właściwie to on mówił, ja słuchałem.
                                                    Zwierzał się z planów na przyszłość, twierdził, że zespół może dalej prowadzić
                                                    dzieło nieżyjącego mistrza. Nie chciałem osłabiać jego wiary i gasić zapału,
                                                    więc milczałem. Wkrótce potem zawiadomiono mnie, że "Opowieści o żywej materii"
                                                    zostały zdjęte z maszyn. Tekst poszedł do ponownego "ideologicznego"
                                                    sprawdzenia. Pozbyłem się wtedy resztek wątpliwości, że dni zespołu
                                                    naukowego stworzonego przez Ludwika Hirszfelda są policzone. Losy "Opowieści"
                                                    sporo mnie kosztowały. To był jeden z tych momentów, w których człowiek czuje,
                                                    jak się starzeje. W lipcu książka wróciła na maszyny. Domyślam się, że
                                                    przychylna dla niej decyzja zapadła na wysokim szczeblu politycznym.
                                                    Recenzje, napisane w dobie owego „sprawdzania", nie wniosły nic
                                                    specjalnie nowego. Nie mogły zresztą tego zrobić, skoro pierwszym
                                                    fachowym recenzentem książki był sam Ludwik Hirszfeld, który niedługo
                                                    przed śmiercią zdążył przeczytać maszynopis. Zażądał skreślenia paru
                                                    wątków efektownych wprawdzie, ale dotyczących zagadnień pod wzglę-
                                                    dem naukowym jeszcze niezbyt pewnych. Nie wiem, kto pisał owe recenzje, bardzo
                                                    zresztą dla autora książki kurtuazyjne i nie wszystkie nieprzychylne. Cytuję
                                                    fragment jednej z nich: "Instytut... jest placówką dobrze wyposażoną
                                                    technicznie i posiadającą liczne kadry naukowe. Jednak główny kierunek badań
                                                    budzi szereg zastrzeżeń, wynikających z ujęcia immunologii jako nauki i
                                                    stosowanej metodyki badań. Instytut w zasadzie prowadzi badania oparte o dawne
                                                    teorie immunologii, pomijając lub obniżając rolę ustroju dla przebiegu
                                                    procesów odpornościowych. Radziecka szkoła immunologiczna posiadają-
                                                    ca duże osiągnięcia niejednokrotnie ostro krytykowała ten kierunek jako
                                                    nienaukowy. Krytyka ta nie pomijała również osoby L. Hirszfelda..."
                                                    Tak jest, krytyka ta była nawet niekiedy umiejętnie organizowana, a to
                                                    w drodze niezbyt ścisłego (tak to nazwijmy...) informowania uczonych
                                                    radzieckich, odwiedzających nasz kraj. Jeden z nich — już po śmierci
                                                    profesora — osobiście przeprosił profesor Hannę Hirszfeldową za niesłusz-
                                                    ne słowa, skierowane niegdyś pod adresem jej męża, słowa oparte na
                                                    informacji zupełnie i celowo mylnej. Doszedłem w tej relacji do rzeczy
                                                    niesławnych, do spraw, które nie tylko potężnie zaszkodziły nauce, ale narobiły
                                                    też wiele zła politycznego. Wszyscy już dziś wiedzą, co należy sądzić
                                                    o "teoriach" Trofima Łysenki,
                                                    Boszjana oraz pani Lepieszyńskiej, oraz o ich metodach "argumentacji
                                                    naukowej". Pisząc "Opowieści" nawet nie próbowałem przytaczać tego, co
                                                    Ludwik Hirszfeld głośno i otwarcie mówił o Łysence. Oto jego słowa
                                                    wyrzeczone w roku 1952: "Proszę pana, to nie jest uczony. To gangster".
                                                    Nie próbowałem tego powtarzać — przyznaję — ale tylko dlatego, że nikt
                                                    by mi tego nie wydrukował. Z drugiej jednak strony — podkreślam
                                                    z naciskiem — absolutnie nikt nie próbował mnie skłonić do wysławiania
                                                    Łysenki i do głoszenia, że otworzył on nowe drogi przed nauką polską
                                                    i światową. Nikt mi tego nawet nie proponował. W "Opowieściach"
                                                    starałem się wymieniać i traktować na równi uczonych całego świata. Nikt
                                                    mi w tym nie przeszkadzał. Wiele zła się stało. Ale kwestia odpowiedzialności
                                                    za to jest złożona i trudna. Należy się za każdym razem dobrze zastanowić i
                                                    rozważyć, czy dany konkretny objaw przypisać wypadnie znanym dyktatorskim
                                                    metodom epoki stalinowskiej, czy też — niestety — zwykłemu
                                                    podskakiewiczostwu i
                                                    nadgorliwości. Tak się dziwnie złożyło, że w chwili przystępowania do pracy nad
                                                    "Opowieściami" miałem właściwie dwa tematy do wyboru. Mogłem pisać o
                                                    zakładzie "ideologicznie podejrzanego" Ludwika Hirszfelda lub przystąpić do
                                                    wielkiego reportażu o budowie Pałacu Kultury i Nauki. Swoboda wyboru była
                                                    absolutna. Tylko łatwe do przewidzenia skutki dla tak zwanej "kariery" autora w
                                                    każdym z tych dwu wypadków musiały być różne.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 13.03.04, 23:56
                                                    IV

                                                    W czasie ostatniej sesji Rady Kultury i Sztuki jeden z mówców wystąpił
                                                    przeciwko używaniu zaimka „my", gdy się mówi o grzechach epoki „kultu
                                                    jednostki". Wywody jego nie trafiły mi do przekonania. Wyznam nawet, że
                                                    niepokoi mnie zbyt hojne szafowanie zaimkiem „oni". Zwłaszcza, jeśli
                                                    czynią tak pisarze, zaliczający się wszak obecnie do najwyższej elity
                                                    społecznej. Jeśli się żyje we wspólnocie narodowej — i to żyje w sposób wcale
                                                    wygodny — nie można zbyt lekko traktować sprawy odpowiedzialności. Są
                                                    tacy, którzy mogą śmiało ogłosić, że nie popierali wiadomych zboczeń. Ale
                                                    nikomu chyba nie wolno się uchylić od odpowiedzi na niemiłosierne
                                                    pytanie: czy zrobiłem wszystko, co leżało w mojej mocy, by zapobiec
                                                    złemu? Bardzo się boję surowego wyroku historii, która gotowa powiedzieć, że
                                                    nie wyzyskaliśmy w pełni nawet tych mizernych możliwości, jakie pozo-
                                                    stawiała epoka stalinowska. Można było więcej zrobić dla sprawy wolności
                                                    myśli i słowa. O ile dobrze pamiętam, Franciszek Rabelais twierdził, że
                                                    podtrzymuje wszystkie swe teorie — aż do granicy stosu włącznie. Było to
                                                    logiczne, bezpretensjonalne i męskie postawienie sprawy. Trzeba teraz
                                                    stwierdzić, że pisarzom w Polsce żadne „argumenty" o charakterze rzeczy
                                                    ostatecz- nych wcale nie groziły (przynajmniej takie jest moje osobiste
                                                    głębokie przekonanie, w której to kwestii nadaję się chyba na koronnego
                                                    świadka). A w ostatecznym, historycznym obrachunku właściwie to jedno się
                                                    liczy. Podczas tejże sesji Rady Kultury i Sztuki Mieczysław Jastrun powie-
                                                    dział, że literatura polska nigdy dotąd nie upadła tak nisko, jak dziś. Bardzo
                                                    niemiłosierny sąd. Najstraszniejsze jednak to pytanie, które nie padło: a ile
                                                    i kogo kosztował opór przeciwko tej klęsce? Na świadka w niektórych sprawach
                                                    się nadaję, na niczyjego sędziego na pewno nie. Dlatego też trzeba pisać o
                                                    sobie. Wiosną tego roku spędziliśmy kilka ponurych godzin w sali Związku
                                                    Literatów. Dwóch kolegów, zmieniając się kolejno, odczytywało obszerny
                                                    referat Nikity Chruszczowa o kulcie jednostki. Słuchałem pilnie, dowiadu-
                                                    jąc się wielu tragicznych szczegółów. Takie rzeczy jak losy Kosiora,
                                                    okoliczności zamachu na Kirowa, oraz wiele innych nie były mi bowiem
                                                    znane. Ale zasadnicza treść broszury nie stanowiła rewelacji. Przecież ja
                                                    już od dawna wiedziałem. Wspominałem poprzednio o swym przekonaniu, że w roku
                                                    1945 Polska weszła na jedyną drogę, która wiodła w przyszłość. Doszedłszy do
                                                    tego wniosku zdecydowałem się na popieranie kierunku politycznego, któremu
                                                    wtedy patronował Józef Stalin. Zdecydowałem się — bardzo dokładnie
                                                    wiedząc... Gdybym dziś — po wszystkich rewelacjach, dyskusjach i odwilżach
                                                    — raz jeszcze się znalazł wobec tego samego problemu i raz jeszcze musiał
                                                    wybierać — wybrałbym to samo co wtedy. Przyznaję się do pełnej
                                                    odpowiedzialności za własne decyzje, ale ich nie żałuję. Powtórzę raz
                                                    jeszcze, że Polska nie ma innej drogi. Uważam, że wszystko to należy jasno i
                                                    wyraźnie powiedzieć. Wszelki fałsz w sądzeniu własnej przeszłości pisarskiej
                                                    wróżyłby bowiem jak najgorzej o przyszłości.
                                                    I dlatego nic mnie tak nie martwi, jak odezwanie się jednego z członków
                                                    grupy PAX, który w czasie dyskusji w Związku Literatów oświadczył
                                                    z wyniosłą ironią: ja teraz ciągle powtarzam — mądry jak Polak po XX
                                                    zjeździe. Pomału, pomału — ten Polak i przed XX zjazdem był równie mądry jak
                                                    i teraz. A najgorsza bieda w tym, że prosty, szeregowy Polak mówił
                                                    o rozmaitych sprawach o wiele szczerzej i uczciwiej niż wielu... inżynierów
                                                    dusz ludzkich. „Trzeba dogonić własny naród" napisałem w „Po prostu"
                                                    jesienią zeszłego roku (a więc przed XX zjazdem) i słowa te uważam za
                                                    ciągle aktualny i zdrowy program pisarski.
                                                    Kto się decydował wiedząc, ten tym bardziej musiał sam siebie
                                                    pilnować i nie przekraczać granic bezwzględnej konieczności dziejowej.
                                                    Rachunek pamięci nie może się równać rozgrzeszeniu, udzielonemu
                                                    samemu sobie. Piszę to w lipcu 1956 roku. Już od wielu miesięcy prasa literacka
                                                    i pisma codzienne zażarcie walczą o wewnętrzną naprawę Rzeczypospolitej. To, co
                                                    robią młodzi chłopcy z „Po prostu" przynosi Polsce sławę i zaszczyt.
                                                    Dziennikarstwo i publicystyka — procedery jakże wzgardliwie zazwyczaj
                                                    traktowane na literackim Parnasie — przywracają twarz piśmiennictwu
                                                    polskiemu. Wszystko to z zadowoleniem stwierdziwszy, żałować jednak wypadnie,
                                                    że szeroki front wspólnej walki pisarzy o prawo, uczciwość i poszanowanie
                                                    godności ludzkiej — nie powstał dziesięć lat wcześniej.

                                                    PAWEŁ JASIENICA

                                                    PRZYPISY

                                                    1 „...Żeby złoczyńcy trzęśli się ze strachu — to jest w porządku. Ale kimże są
                                                    ci złoczyńcy?
                                                    Wiadomo, że wobec różnych poglądów na ten temat może nastąpić wielki nieporządek
                                                    w działaniach. Złoczyńcą może być złodziej, ale to złoczyńca, by tak rzec,
                                                    trzeciego stopnia;
                                                    złoczyńcą nazywa się też zabójcę, ale to także złoczyńca zaledwie drugiego
                                                    stopnia; złoczyńcą
                                                    może być także wolnomyśliciel — a to już złoczyńca prawdziwy, a przy tym
                                                    zatwardziały i nie
                                                    wyrażający skruchy. Z tych trzech gatunków złoczyńców, każdy oczywiście
                                                    powinien drżeć,
                                                    ale czy w równej mierze? Nie, tak być nie powinno. Trzeba postępować tak, by
                                                    złodziej drżał
                                                    mniej niż zabójca, a zabójca mniej, aniżeli bezbożny wolnomyśliciel. Ten
                                                    ostatni ciągle
                                                    powinien czuć na sobie surowy wzrok urzędowy i z tej przyczyny drżeć
                                                    nieustannie. Zatem,
                                                    jeśli w tej materii zezwolimy na różne poglądy wśród urzędników, skutek będzie
                                                    często
                                                    przeciwny zamierzonemu, a mianowicie: bezbożnicy będą bać się umiarkowanie, zaś
                                                    złodzieje
                                                    i mordercy będą bez przerwy odczuwać wielki strach".
                                                    la Przeszywający urzędowy wzrok.
                                                    2 Dr Faul — postać ideologa partyjnego — manipulatora ideami — z opowiadania
                                                    Kazimierza Brandysa „Obrona 'Grenady'".
                                                    3 Każdemu, co mu się należy.
                                                    4 Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego — kierowana przez Hilarego Minca
                                                    — jedna z najbardziej wszechwładnych instytucji w owych czasach.
                                                    5 Jeśli tak można powiedzieć.
                                                    6 Kopernik, on trudził się cały wiek / by udowodnić, że ziemia się obraca /
                                                    Dureń, czemu nie
                                                    popił sobie / Nie miałby wtedy wątpliwości — cały świat by mu się kręcił.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 00:07
                                                    Uderzyć na wszystkich frontach

                                                    Sporządzona przez kierującą Wydziałem Historii Partii KC PPR Marię Turlejską
                                                    notatka miała skutek niemal natychmiastowy. Ukazał się wprawdzie jeszcze
                                                    wspomniany przez Turlejską numer trzeci „Dziejów Najnowszych", ale to był
                                                    już
                                                    koniec. Instytut Pamięci Narodowej, który położył nieocenione zasługi dla badań
                                                    nad najnowszymi dziejami Polski, został zlikwidowany.

                                                    Notatka (maszynopis, oryginał) przechowywana jest w VI
                                                    Oddziale AAN, sygn. 1/54-136.

                                                    NOTATKA W SPRAWIE INSTYTUTU PAMIĘCI NARODOWEJ

                                                    Informacja

                                                    Instytut Pamięci Narodowej został utworzony w 1944 r. w Lublinie.
                                                    Dyrektorem jego był Kornacki, vicedyrektorem — Płoski i ten ostatni
                                                    właściwie go organizował. Dawny współpracownik Instytutu Badania
                                                    Najnowszej Historii Polski im. Józefa Piłsudskiego, były życiowiec z czasów
                                                    akademickich, w czasie okupacji kierownik Biura Historycznego Armii
                                                    Krajowej, jeden z współtwórców prawej RPPS, a więc stojący na gruncie
                                                    CKL, obecnie kierownik Komisji Archiwalno-Historycznej CKW, PPS,
                                                    człowiek słaby, ulegający wpływom piłsudczykowskim, nie marksista, ale
                                                    o wielkiej erudycji — oto pobieżna charakterystyka Płoskiego.
                                                    Instytut miał badać historię okupacji, raczej od strony terroru niemiec-
                                                    kiego i martyrologii narodu polskiego. Ale w ramach tej problematyki
                                                    i tylko tego okresu nie sposób się było utrzymać. Samo życie rozbijało je.
                                                    Jedną z większych pierwszych prac, jakie przedsięwziął Instytut już
                                                    w Warszawie, było sporządzenie bibliografii wszystkich wydawnictw
                                                    podziemnych w kraju w czasie okupacji. Miał to być pewnego rodzaju
                                                    przewodnik informacyjny (obejmujący tytuł pisma, wydawcę, nakład,
                                                    redakcję itp.). Na zamówienie Instytutu pracę tę pisał ob. Świerkowski
                                                    z Biblioteki Narodowej. Praca ta, rozpoczęta jesienią 1945 r., miała być
                                                    oddana do druku wiosną 1946 r. W trakcie przygotowywania tej pracy
                                                    w Bibliotece Narodowej zorganizowana została wystawa prasy podziem-
                                                    nej, która była w gruncie rzeczy gloryfikacją londyńskiego podziemia (ilość
                                                    tytułów prasy reakcyjnej o wiele przewyższa ilość tytułów prasy lewicowej
                                                    i demokratycznej) i została przez Urząd Kontroli Prasy i Widowisk
                                                    zamknięta przed otwarciem. Świerkowski przygotowywał swą bibliografię
                                                    w dalszym ciągu, osiągając z miesiąca na miesiąc coraz większą ilość
                                                    tytułów; przy czym układ sił między ilością tytułów pism sanacyjnych,
                                                    endeckich, delegatury itd. a demokratycznemi oczywiście nie mógł ulec
                                                    zmianie. Archiwum KC PPR, a później Wydział Historii Partii współ-
                                                    pracował z Instytutem w tej sprawie, dostarczając jednocześnie materiałów
                                                    o naszych wydawnictwach z czasów okupacji, a jednocześnie tłumacząc
                                                    niewłaściwość, bezsensowność tego rodzaju wydawnictwa w dzisiejszej
                                                    sytuacji. Bibliografia do dziś dnia nie ujrzała światła dziennego, być może
                                                    częściowo pod wpływem naszego stanowiska.
                                                    Dział organizacji podziemnych prowadził w 1946 r. Bartoszewski,
                                                    współpracownik „Gazety Ludowej", który został niedługo później aresz-
                                                    towany. Na jego miejsce przyszedł Adam Borkiewicz, którego działem
                                                    pracy jest wojsko podziemne. W pierwszym rzędzie zbierał on informację
                                                    o AK, rozszyfrował pseudonimy i kryptonimy itp. Praca tego działu
                                                    mogłaby stać się nadzwyczaj cennym wkładem do historii walk podziem-
                                                    nych, gdyż Akowcy mając zaufanie na podstawie dawnych więzów i kon-
                                                    taktów organizacyjnych do ludzi obecnie pracujących w Instytucie mogliby
                                                    przekazać do IPN poważny materiał do historii AK, którego nie chcą
                                                    oddawać do Biura Historycznego Wojska Polskiego, twierdząc, że tam
                                                    sfałszują ich historię. Jak daleko te prace o historii AK są posunięte, jak
                                                    również ile materiałów do niej Instytut już zebrał — trudno nam powie-
                                                    dzieć, gdyż mimo pewnej współpracy z naszym Wydziałem — dyr. Płoski
                                                    trzyma to raczej przed nami w tajemnicy. W każdym razie materiał ten
                                                    wydaje się ubogi, o czym można się było przekonać z informacji Instytutu
                                                    dla Wydziału Propagandy KC PPR o akcjach AK i BCh, dostarczonej dnia
                                                    24 i 27 października 1947 r., a obejmującej wszystkiego jedną akcję BCh
                                                    z końca 1942 r., 7 akcji różnych AK z 1943 r. i jedną bitwę AL z 1944 r.
                                                    Borkiewicz to sklerotyczny starzec o piłsudczykowskiej mentalności,
                                                    również dawny współpracownik Instytutu Badania Najn. Hist. Polski im. J.
                                                    Piłsudskiego. Ostatnio Borkiewicz zajął się historią Gwardii i Armii
                                                    Ludowej na Lubelszczyźnie, w związku z przekazaniem przez przewod-
                                                    niczącego Lubelskiej Rady Narodowej — tow. Czugałę Instytutowi obszer-
                                                    nego (około 500 stron) opracowania (zresztą na poziomie nie nadającym się
                                                    całkowicie do publikowania), dotyczącego historii Wojewódzkiej Rady
                                                    Narodowej na Lubelszczyźnie w czasie okupacji.
                                                    Wspólnie z Borkiewiczem opracowywać Lubelszczyznę ma Żeleńska
                                                    niedawno przyjęta pracownica, świeżo upieczony mgr historii polecona
                                                    przez Wereszyckiego. Bezpartyjna. Zgłosiła do nas zapotrzebowanie na
                                                    wspomnienia z Lubelszczyzny.
                                                    Kupść pracuje nad terrorem niemieckim od strony dokumentów nie-
                                                    mieckich i martyrologii w ścisłym kontakcie z Główną Komisją Badania
                                                    Zbrodni Niemieckich w Polsce. Ma on również opracowywać organizacje
                                                    polityczne podziemia w czasie okupacji. W Instytucie opracowywano
                                                    kartotekę tych organizacji. Braliśmy w tym również częściowo udział, ale
                                                    całość nie została opracowana.
                                                    Monografie obozów niemieckich w Polsce opracowuje Czyńska. Pracu-
                                                    je ona również nad materiałami, które przyszły z Francji.
                                                    Katalogi zagadnień z prasy emigracyjnej z czasów wojny opracowuje
                                                    Pawłowska (związana w czasie okupacji z delegaturą, przed wojną w ko-
                                                    łach lewicowych).
                                                    Jedną z pierwszych prac Instytutu, do dziś dnia opracowywaną, jest
                                                    słownik biograficzny działaczy robotniczych, oparty o dawną „Kronikę
                                                    ruchu rewolucyjnego" i „Niepodległość". W tej sprawie nie nawiązano
                                                    z nami zupełnie kontaktu, pomimo informowania nas o tej pracy. Słownik
                                                    ten przygotowuje, zdaje się Kiedrzyńska, również dawny pracownik
                                                    Instytutu Bad. Najnowszej Historii Polski, działaczka KOP i ZWZ w czasie
                                                    okupacji, obecnie PCK, więzień obozów hitlerowskich, Kiedrzyńska prócz
                                                    tego prowadzi bibliotekę Instytutu.
                                                    Nad ruchem robotniczym do 1914 r. pracuje Durko (PPS, podobno
                                                    lewicowy). Durko ogłaszał w „Dziejach Najnowszych" listy Jana Stróżec-
                                                    kiego z zesłania i napisał artykuł o Kasprzaku, w którym rehabilitował go
                                                    z zarzutów, a jednocześnie rehabilitował PPS. Durko jest prawą ręką
                                                    Płoskiego, sekretarzem „Dziejów Najnowszych".
                                                    Krzysztof Dunin-Wąsowicz (PPS, ZNMS) pracuje w Instytucie nad
                                                    okresem międzywojennego dwudziestolecia. Jednocześnie pisze na Uni-
                                                    wersytecie pracę doktorską o Stapińskim.
                                                    Jeżeli chodzi o dwudziestolecie międzywojenne — Płoski miał zamiar
                                                    wydać „Piętnastolecie Polski Niepodległej" Swobody (Próchnika) po
                                                    uzupełnieniu polityki zagranicznej, dopisaniu historii KPP i historii okresu
                                                    1933-39 i po „ocenzurowaniu" go przez naszą tow. Żołądkowską, która
                                                    przez parę miesięcy w Instytucie pracowała. Ale prawdopodobnie pod
                                                    naszym wpływem jest skłonny zrezygnować z tego wydawnictwa, które
                                                    absolutnie się nie nadaje do publikowania obecnie.
                                                    Instytut wydał w 1947 r. dwa numery „Dziejów Najnowszych". Obecnie
                                                    przygotowuje się do druku trzeci, podwójny numer. O ile pierwszy numer
                                                    miał pewien charakter problemowy, o tyle drugi był wyraźnie tylko
                                                    kronikarski z unikaniem problematyki i z akowską tendencją (w artykule
                                                    T. Jabłońskiego o pińczowskim, w sprawozdaniu von dem Bacha o po-
                                                    wstaniu warszawskim, jak również w pamiętniku własowca o powstaniu,
                                                    które od strony przeciwników gloryfikują powstanie sierpniowe 1944 r.).
                                                    Instytut wydał dwie książki, napisane na jego zamówienie. Historię
                                                    Gospodarczą Polski 1864-1914, autor Witold Kula (PPR) i historię polityczną
                                                    tegoż okresu, napisaną przez Wereszyckiego (PPS).
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 00:07
                                                    Tak w głównych zarysach przedstawiałby się dotychczasowy dorobek
                                                    Instytutu. Oczywiście mogliśmy tu pominąć pewne pozycje, o których na
                                                    podstawie naszej dotychczasowej współpracy z Instytutem możemy nie
                                                    wiedzieć.
                                                    Od czasu gdy na miejscu Kornackiego — Płoski został dyrektorem
                                                    Instytutu, brak w Instytucie vicedyrektora. Płoski czynił pewne słabe
                                                    zresztą wysiłki, aby na tym stanowisku był peperowiec. Proponował
                                                    mianowicie tow. Rafałowi Gerberowi tę pracę. Obecnie są projekty, aby
                                                    vicedyrektorem Instytutu został Tadeusz Jabłoński (dotychczas był dyrek-
                                                    torem Rady Szkół Wyższych) — o opinii wuerenowca. Płoski podobno broni
                                                    się przed tą kandydaturą proponując raczej Zawatkę (tak w tekście,
                                                    powinno być: Zawadkę — A.G.), dawnego RPPS-owca (prawego), współpracownika
                                                    Płoskiego z czasów okupacji, obecnie pracującego jako kierownik archiwum
                                                    historycznego CKW PPS.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 00:12
                                                    Wnioski

                                                    Zarówno skład personalno-polityczny, jak kierunek badań Instytutu
                                                    Pamięci Narodowej powinien ulec zmianie. Był wnoszony na Prezydium
                                                    Rady Ministrów projekt statutu i zmiana nazwy na Instytut Historii
                                                    Najnowszej, ponieważ dotychczas istnieje "nielegalnie" bez żadnej formy
                                                    prawnej. Ale projekt ten został odłożony. Najważniejszym mankamentem Instytutu
                                                    jest jego jednostronność polityczna. Reprezentuje on w najlepszym razie
                                                    formalnie prawy RPPS, z dalekim wachlarzem na prawo. Z materialistycznym
                                                    pojmowaniem dziejów, z marksizmem Instytut nie ma nic wspólnego.
                                                    W związku z projektowaną Wspólną Komisją Historyczną KC PPR
                                                    i CKW PPS otwierają się nowe możliwości przed Instytutem. Tylko na
                                                    bazie współpracy obu partii i ideologicznego przewodnictwa PPR Instytut
                                                    może się stać twórczą placówką badania najnowszej historii Polski z mark-
                                                    sistowskiego punktu widzenia. W związku z Wyższą Szkołą Partyjną
                                                    powstaje możliwość zorganizowania wspólnej nadrzędnej Rady Naukowej
                                                    obu partii, która wyznaczałaby kierunek badań Instytutu, tematy do
                                                    opracowania, dyskutowałaby tezy wstępne. Tylko przez wspólne kierownictwo
                                                    przeorganizowanego Instytutu — ideologiczne i polityczne — z jednej strony, a
                                                    przez zasilenie go peperowcami — z drugiej strony — może Instytut Najnowszej
                                                    Historii Polski spełnić swe zadanie. Jeżeli chodzi o ludzi — to wielu naszych
                                                    towarzyszy — historyków z wykształcenia, często pracujących na innych
                                                    placówkach mogłoby pożytecznie pracować w Instytucie. Jako przykład wymienimy:
                                                    Młynarski (PR), Izydorczyk (KW Poznań), Siekierska, Polewka (Kraków), Kula (Łódź
                                                    — Uniwersytet), Assorodobraj (Łódź — Uniwersytet), Szulkin (Min. Oświa-
                                                    ty), Najdus (TUR), Tykocińska (TUR), Bibrowska, Kancewicz, Kulik (Min.
                                                    Kultury), Drukier (KC), Rappaport (KC), Więckowska Jadwiga (CZPPS),
                                                    Pawłowicz, Bulanta Stanisława (Sztab Generalny W.P.), Pietraszkiewicz
                                                    Wacław (Min. Oświaty), Marzec Czesław (Warsz. Rad. Nar.) i wielu innych
                                                    towarzyszy. Jeżeli chcemy na odcinku historii zrobić przełom — musimy obliczyć
                                                    nasze siły, rozplanować je i. uderzyć na wszystkich frontach.

                                                    TURLEJSKA

                                                    Warszawa 13 luty 48 r.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 11:11
                                                    Agentura

                                                    Sformułowana przez Stalina teza, że w miarę sukcesów systemu socjalistycznego
                                                    zaostrza się walka klasowa, prowadziła w konsekwencji do rozbudowywania i
                                                    wzmacniania aparatu bezpieczeństwa. Nowe zadania omawiano na dwóch naradach,
                                                    które odbyły się w 1949 r. Pierwsza z nich, na której obecny był Jakub
                                                    Berman, miała miejsce w marcu, druga, w której uczestniczył Bolesław Bierut, 29
                                                    października, niecałe dwa tygodnie przed III plenum KC PZPR (11-13 listopada
                                                    1949 r.) poświęconym "wzmożeniu czujności rewolucyjnej". W tymże listopadzie
                                                    Kominform ogłosił rezolucję pt. "Partia komunistyczna Jugosławii w rękach
                                                    morderców i szpiegów". 6 listopada Bierut poinformował Radę Państwa, że zwrócił
                                                    się do rządu radzieckiego o skierowanie do dyspozycji rządu polskiego marszałka
                                                    Konstantego Rokossowskiego i że uzyskał zgodę. Rok 1949 to również proces
                                                    kardynała Józefa Mindszentyego na Węgrzech (dożywocie), procesy, zakończone
                                                    karami śmierci, działaczy komunistycznych: Trajczo Kostowa w Bułgarii, Koci
                                                    Xoxe w Albanii, Laszlo Rajka na Węgrzech. W Polsce proces przeciwko Adamowi
                                                    Doboszyńskiemu (11 lipca skazany na śmierć) wykorzystany do zohydzenia Armii
                                                    Krajowej i Kościoła. To jest bardzo pobieżnie zarysowane tło publikowanych
                                                    dokumentów. Składają się na nie fragmenty referatu ministra bezpieczeństwa
                                                    publicznego St. Radkiewicza, fragment przemówienia Jakuba Bermana oraz
                                                    własnoręczna notatka Bolesława Bieruta z narady październikowej.

                                                    Materiały te przechowywane są w VI Oddziale Archiwum
                                                    Akt Nowych w Warszawie (sygn. 323).

                                                    POLITYKA. 52/1990
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 11:19
                                                    STANISŁAW RADKIEWICZ:
                                                    (...) Jaki jest stan agentury na dzień l lutego br. w kraju?
                                                    W całym kraju aparat nasz ma 1164 agentów i 19.200 informatorów. Jak
                                                    to wygląda w przekroju poszczególnych odcinków naszej działalności?
                                                    Weźmy np. partie polityczne. SL w całym kraju — 22, PSL — 20, SD — 13,
                                                    wśród usuniętych z partii politycznych b. PPS — 56, PSL — 7, b. PSL — 12.
                                                    W całym środowisku młodzieżowym — 36 agentów. Wśród usuniętych ze
                                                    stanowisk w administracji państwowej — 25, w samorządowych — 7,
                                                    w spółdzielczości — 12, kler — 33, kler niekatolicki — 14, organizacje
                                                    podziemne (polityczne i wojskowe) WRN — 13, WIN — 85, NZW — 45 i inne
                                                    210. Cały kontrwywiad dysponuje 170 agentami, na obiektach gospodar-
                                                    czych — 321, prywatna inicjatywa — 22, wieś (może być pewna różnica, ale
                                                    zdaje mi się, że cyfra ta niedaleko odbiega od rzeczywistości) — 32,
                                                    informatorów — 2500. Wystarczy zestawić ten stan ilościowy agentury, przy
                                                    pomocy której nasz aparat ma wykrywać i ujawniać działalność wroga, wykrywać
                                                    i ujawniać zamiary wroga, wykrywać i ujawniać plany działania wroga,
                                                    ażeby stwierdzić, że przy pomocy tak mizernej ilościowo, tak nikłej
                                                    agentury oczywiście szczególnie w warunkach zaostrzającej się walki
                                                    klasowej, zadania naszego nasz aparat wykonać nie może i nie jest w stanie.
                                                    Spójrzmy na cyfry od strony województw. W przekroju poszczególnych
                                                    województw jak ta rzecz wygląda? Np. w partiach politycznych Białystok
                                                    nie ma ani jednego agenta, mamy tylko informatorów. Bydgoszcz ma
                                                    zaledwie 2 agentów, Gdańsk — l agenta, Katowice nie mają ani jednego,
                                                    Kielce w partiach politycznych ani jednego, tylko informatorów, Kraków
                                                    ma tylko jednego, Lublin tylko jednego, Łódź tylko jednego, Olsztyn — 4,
                                                    Poznań — 15, Rzeszów — l, Szczecin — 5, Warszawa — 3, Wrocław — 5.
                                                    Województwa, które mają bardzo poważny ruch ludowy, ruch, o którym
                                                    jeszcze będzie mowa, dysponują 1-2 agentami. Wśród usuniętych z partii
                                                    ważniejsze województwa np. Gdańsk — l agenta wśród usuniętych — z PPR — PPS,
                                                    SL, PSL — nie interesują naszego urzędu, Katowice wśród usuniętych 17, Kraków —
                                                    9, Łódź ani jednego, Poznań — 18, Rzeszów ani l, Warszawa — 1.
                                                    Odcinek młodzieżowy. Ja mówię o samych agentach. Białystok — ani l,
                                                    Bydgoszcz — l, Gdańsk ani l, Katowice — 7, Kielce ani l, Kraków — 2 (tam
                                                    gdzie ruch młodzieżowy istnieje i organizacje akademickie są aktywne),
                                                    Lublin — 2 (miasto uniwersyteckie), Łódź — miasto uniwersyteckie ani l,
                                                    Olsztyn — 4, Poznań — 9, Rzeszów ani l, Szczecin — 4, Warszawa — 3,
                                                    Wrocław — 4. To jest ta agentura, przy pomocy której nasze Wojewódzkie
                                                    Urzędy mają czuwać nad odcinkiem młodzieżowym. Kler, który jak stwierdziliśmy
                                                    przedtem wysunął się na czoło, jeśli idzie o walkę z obozem demokracji:
                                                    Białystok — ani l, ani w świeckim, ani w zakonnym, ani w katolickim,
                                                    Bydgoszcz — l, Gdańsk — 3, Katowice — 9, Kielce — 9, Kraków — 10, Lublin — l,
                                                    Łódź — 3, Olsztyn — 4, Poznań —10, Rzeszów — 9, Szczecin — 9, Warszawa — l,
                                                    Wrocław — 1. Tyle agentów mają nasze urzędy na odcinku kleru.
                                                    Organizacje podziemne polityczne i wojskowe. Białystok — 7, Byd-
                                                    goszcz — 7, Gdańsk — 6, Katowice — 49, Kielce — 4, Kraków na całe
                                                    podziemie — 32, Łódź na całe podziemie — 2 (WRN i WIN), Wrocław po linii
                                                    organizacji podziemnych — 9. Województwo warszawskie — 16.
                                                    Wieś. Białystok agenta żadnego, 22 informatorów (rolnicze województ-
                                                    wo), Bydgoszcz agenta żadnego, 225 informatorów, Gdańsk agenta żad-
                                                    nego, 96 informatorów, Katowice — 2 agentów, 266 informatorów, Kielce
                                                    — agenta żadnego, 49 informatorów (po 2 informatorów na powiat),
                                                    Kraków — l agenta, 376 informatorów, Lublin 7 agentów, 467 infor-
                                                    matorów, Łódź na całą wieś — 3 agentów i 13 informatorów, Olsztyn
                                                    — 2 agentów, 308 informatorów, Poznań — 7 agentów, 270 informatorów,
                                                    Rzeszów — tylko 44 informatorów, Szczecin — 9 agentów i 108 infor-
                                                    matorów, województwo warszawskie — niewiarygodna cyfra — 5 agentów,
                                                    Wrocław — l agenta, 227 informatorów. Tak wygląda nasza sieć informacyjna, te
                                                    przysłowiowe oczy i uszy w podziemiu reakcyjnym na odcinku wsi, jeśli idzie o
                                                    województwa. (...) Dotychczasowa sieć nasza agenturalno-informacyjna jest mało
                                                    wartościowa ze względu na znikomą ilość zwerbowanych ludzi poważnych,
                                                    wpływowych i kierowniczych, tkwiących w rozpracowywanym przez nas
                                                    środowisku. Kierowniczy aktyw aparatu z agenturą prawie nie pracuje, na własnej
                                                    łączności prawie nikogo nie ma, cały ciężar najbardziej odpowiedzialnej
                                                    pracy zwala się na niższych pracowników, wówczas, gdy powinno być
                                                    odwrotnie. Przytoczę niektóre cyfry: Aktyw kierowniczy tu obecny:
                                                    Warszawa — Szef Urzędu Łanin agenturę werbuje i pracuje z nią, ma na
                                                    łączności agenturę. Jego zastępca Trofimowicz niedawno zwerbował jed-
                                                    nego agenta i pracuje z nim. Katowice — Marek — ma na swojej łączności
                                                    5 agentów i regularnie z nimi pracuje. Duda — Kraków — l agenta,
                                                    z l pracuje, Białystok — dotychczasowy nasz Szef Urzędu Szysz za rok
                                                    swojej pracy zawerbował 5 agentów i przekazał ich innym pracownikom,
                                                    na łączności nie ma nikogo, Rzeszów — Siwanowicz i 2 zastępców agentury
                                                    nie mają, prowadzą tylko od czasu do czasu kontrolne spotkania, Byd-
                                                    goszcz — Mjr Krupski na łączności agentury nie ma, periodycznie bywa na
                                                    kontaktach, nie zwerbował dotąd żadnego agenta. Zastępca jego Nowak od
                                                    maja 1948 r. nie zawerbował i nie ma na własnej łączności agentury. Bywa
                                                    tylko na spotkaniach, Poznań — Mrozek i jego ówczesny zastępca z agen-
                                                    turą nie pracuje. Mrozek nie ma, a jego zastępca miał jednego agenta,
                                                    Szczecin — Olkowski agentury nie ma, Kornecki też nie. Gdańsk — Jur-
                                                    kowski i zastępca agentury nie mają, bywają czasem na spotkaniach.
                                                    Olsztyn — Pałka agentów nie ma i wątpliwe, czy przeprowadza również
                                                    kontrolne spotkania. Krzywiński ma dwóch agentów, ale spotyka się z nimi
                                                    od czasu do czasu. Kielce — Pluta za dwa lata ani jednego agenta nie
                                                    zawerbował i nie przeprowadził żadnego spotkania z agentem. Zastępca
                                                    Borecki tak samo. Miasto W-wa — Paszkowski i jego zastępca agentury na
                                                    własnej łączności nie mają i nie werbują. Zabawski na własnej łączności
                                                    agentury nie ma, Kotton trzyma jednego, Sobczyński nie ma i nikogo nie
                                                    zawerbował. Lublin — Jastrzębski nie ma nikogo, Goliński trzeci rok na
                                                    terenie i własnej agentury również nie ma, nie zajmuje się nią.
                                                    Pracę agenturalną, najważniejszy, najbardziej trudny odcinek w pracy
                                                    naszego aparatu, odcinek wymagający największego wyrobienia politycz-
                                                    nego, największego doświadczenia życiowego, zwala się na odróbkę ludzi
                                                    najmniej do tego przygotowanych, ludzi, którzy może by i chcieli dobrze
                                                    pracować, ale nie mogą i nie są w stanie, a naczelnicy uważają tę robotę za
                                                    nieodpowiednią dla siebie. Brak specjalizacji w naszej pracy, jeśli idzie o
                                                    sieć agenturalną według charakteru obiektów i działów naszej pracy. Trzeba
                                                    zrozumieć, że agent pracujący na odcinku bandytyzmu jest inny aniżeli agent,
                                                    który pracuje wśród duchowieństwa. Inna z nim praca, inaczej go trzeba
                                                    przygotować, inne zadania. Tej specjalizacji i specyfikacji, tego zróżnicowania
                                                    w podejściu do pracy ze strony funkcjonariusza naszego aparatu nie ma. Jasną
                                                    jest rzeczą, że utrudnia to naszemu pracownikowi pracę na wszystkich odcin-
                                                    kach. Jeśli ilościowy stan naszej obecnej sieci agenturalno-informacyjnej
                                                    jest nikły, płytki i nie zabezpiecza nam wykonywania podstawowych
                                                    zadań, to jakość pracy naszego aparatu z tą siecią jeszcze bardziej
                                                    pomniejsza i degraduje jej faktyczne znacz
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 11:22
                                                    D.C.

                                                    Jeśli ilościowy stan naszej obecnej sieci agenturalno-informacyjnej
                                                    jest nikły, płytki i nie zabezpiecza nam wykonywania podstawowych
                                                    zadań, to jakość pracy naszego aparatu z tą siecią jeszcze bardziej
                                                    pomniejsza i degraduje jej faktyczne znaczenie.
                                                    Typowanie kandydata odbywa się przeważnie bez należytego przygoto-
                                                    wania, przypadkowo. Sam akt werbunku jest przeważnie niegruntowny,
                                                    niepoważny i od razu pozostawia zwerbowanemu drogę do odwrotu,
                                                    matactwa, dezinformacji lub też odbywa się w formie aresztu w takich
                                                    warunkach, że się go szybko dekonspiruje. Nie ma surowej dyscypliny
                                                    pracy według narzuconego przez nas zadania. Zadowalamy się tym, co
                                                    agent daje, a w konsekwencji uzyskuje on poczucie niezależności i robi to
                                                    co chce, a nie to co może i powinien robić. Nie ma poważnego i gruntownego
                                                    przygotowania się pracownika do spotkania z agentem. Pracownik idąc na
                                                    spotkanie winien dokładnie wiedzieć, czego się spodziewać i jakie zadanie
                                                    postawić. Doniesienia agenturalnego nie traktuje się jako najważniejszego
                                                    dokumentu w pracy całego urzędu. Nie analizuje się i nie wyciąga
                                                    natychmiastowych wniosków operacyjnych i zadań. Kontrola pracy ze
                                                    strony kierownictwa z góry do dołu jest powierzchowna. Cyfry i fakty
                                                    mówią same za siebie.
                                                    Jeśli ktokolwiek przywiązuje wagę do agentury jako do instrumentu,
                                                    który ma nas informować o wrogiej działalności, która jest głównym
                                                    narzędziem dla walki, to narzędzie to jest połamane, a trzymamy w ręku
                                                    zaledwie słabiutki trzonek. Przy takiej agenturze agent nasz nie jest
                                                    w stanie ani zwalczać podziemia, ani uprzedzać przestępstw, ani syg-
                                                    nalizować zamiarów wroga. Podziemie w tej sytuacji ma możność prze-
                                                    grupowania się bez obawy, że mu w tym UB zbytnio będzie przeszkadzało.
                                                    Jest ono oderwane od prześladowania. Oznacza to rozbrojenie naszego
                                                    aparatu. Z tego wysnuć należy wniosek, może najważniejszy, że aparat
                                                    nasz z góry do dołu nie docenia znaczenia pracy agenturalnej w systemie
                                                    i metodzie walki, że zapatruje się na agenturę nie jako na czynnik
                                                    podstawowy, ale w najlepszym razie jako na czynnik pomocniczy, a za
                                                    podstawę swojej pracy uważa śledztwo. Liczy na to, że jak kogoś zaaresz-
                                                    tuje, będzie się z nim męczył, żeby wydusić zeznania, liczy na złamanie
                                                    wroga. Jest to podstawowe zagadnienie, błąd, który ciąży na naszym
                                                    aparacie i paraliżuje go w walce. To jest zagadnienie centralne. To, że nasz
                                                    aparat nie wywiązuje się obecnie z zadań, które postawiła partia i organiza-
                                                    cja, wynika z tego podstawowego błędu, niedoceniania agentury przez
                                                    kierowniczy aparat naszego całego systemu. (...)
                                                    Zadania, jakie w związku z tym stoją.
                                                    1) Przede wszystkim przezwyciężyć w aparacie wszelkie nastroje
                                                    samouspokojenia, demobilizacji, zdecydowanie zwalczać jako fałszywe
                                                    i szkodliwe teorie sprowadzające podziemie tylko do band i negujące
                                                    istnienie podziemnych organizacji reakcyjnych sztabów i ośrodków kiero-
                                                    wniczych w Kraju. Zewnętrzny pozorny spokój na niektórych powiatach
                                                    winien stać się bodźcem do niepokoju i troski, żeby móc odpowiedzieć na
                                                    pytanie, gdzie się wróg ukrył, jak działa, skoro my go nie widzimy.
                                                    Mobilizować cały aparat do wzmożenia działań i aktywności.
                                                    2) Skoncentrować uwagę na walkę z wywiadem amerykańskim, który
                                                    jest głównym ośrodkiem inspiracji i dyspozycji wrogiej akcji szpiegowskiej,
                                                    dywersyjnej, gospodarczo-sabotażowej i opozycyjnej w kraju. Wszystkie
                                                    jednostki operacyjne naszego aparatu winny być aktywnie włączone do tej
                                                    walki.
                                                    3) Praca I-szych Wydziałów winna koncentrować się na paraliżowaniu,
                                                    likwidacji wywiadu od strony rozpracowań i wyjść obcokrajowców i środo-
                                                    wisk z nimi związanych, a także od strony podziemnych organizacji, droga
                                                    wejścia do obcego wywiadu i poprzez organizacje terenowe i poprzez
                                                    rozpracowanie wszystkich elementów obcokrajowych, które w kraju są
                                                    i działają w różnej formie.
                                                    4) Praca WOP-u, który powinien uszczelniać granice tak, ażeby unie-
                                                    możliwić przenikanie przez nie — szczególnie wybrzeże — agentów
                                                    i łączników obcego wywiadu i ośrodków reakcyjnych. Zarówno Szefowie
                                                    WUBP jak i Dowództwo WOP-u powinni zrozumieć, że przejście WOP-u do
                                                    systemu bezpieczeństwa oznacza przełom w podejściu do ochrony granicy
                                                    i do pracy operacyjnej na pograniczu.
                                                    5) Po linii V-tych Wydziałów główne zadanie — rozpoznać i ujawnić,
                                                    aby zlikwidować wszelką wrogą działalność podziemia WRN-owskiego
                                                    i Mikołajczykowskiego, otoczyć specjalną opieką legalne organizacje,
                                                    szczególnie chłopskie i młodzieżowe, na terenie których wroga działalność
                                                    staje się coraz bardziej widoczna.
                                                    Na odcinku kleru winniśmy konsekwentnie podtrzymywać i realizować
                                                    kurs na wyizolowanie jego reakcyjnej, wojującej części od mas i od części
                                                    kleru dołowego, która unika politycznej rozgrywki z Rządem. Wszelkie
                                                    wrogie wystąpienia kleru, podziemna i szpiegowska działalność winny być
                                                    unieszkodliwione. Każde posunięcie aparatu naszego w stosunku do kleru
                                                    musi być uzgodnione z Ministerstwem. Szczególnie baczną uwagę należy
                                                    zwrócić na masowe organizacje przykościelne. Musimy mieć szeroko
                                                    rozbudowaną sieć agenturalną i informacyjną dla ujawniania i demas-
                                                    kowania faktów wrogiej działalności i powiązań z reakcyjnym podziemiem
                                                    tych wszystkich organizacji.
                                                    6) Szefowie WUBP winni ześrodkować swoją uwagę na ochronie
                                                    podstawowych obiektów o znaczeniu strategicznym, tj. na tych, na których
                                                    obcy wywiad skupia specjalną uwagę, tj. na podstawowe ośrodki przemys-
                                                    łowe, porty, wybrzeże, główne szlaki komunikacyjne i łączność. Powinno
                                                    to znaleźć wyraz w dokładnym rozpracowaniu tkwiących tam ludzi,
                                                    związanych z b. Delegaturą rządu londyńskiego, przemysłowców, udziało-
                                                    wców, ludzi powiązanych z zagranicą i inny podobny wrogi element. Prace
                                                    te należy synchronizować między wydziałami I i IV.
                                                    W walce z dywersją i sabotażem na odcinku gospodarczym w ogóle
                                                    i w systematycznym dążeniu do maksymalnego zabezpieczenia najważ-
                                                    niejszych obiektów gospodarczych, należy rozbudować i usprawnić prace
                                                    referatów ochrony. Są one ważnym ogniwem w pracy naszego urzędu, lecz
                                                    w żadnym wypadku nie zastępują pracy agenturalnej samego aparatu po
                                                    linii IV Departamentu. Ich praca jest uzupełnieniem sieci agenturalno-
                                                    -informacyjnej, którą urzędy powinny prowadzić bezpośrednio.
                                                    7) Szefowie Urzędu winni dokonać przełomu w naszej pracy na wsi.
                                                    Dotychczasowe formy i rezultaty pracy na wsi nie dają gwarancji zabez-
                                                    pieczenia tego odcinka w warunkach zaostrzającej się walki klasowej.
                                                    Rozbudowa szerokiej sieci agencyjnej i informacyjnej wśród kułactwa
                                                    i politycznie podejrzanych i rezydentury, bez której nie jest możliwa
                                                    regularna praca z siecią, a także włączenie do tej pracy posterunków MO,
                                                    uprzednio przeszkolonych — oto palące zadania, dokonanie których
                                                    zapewni nam przełom.
                                                    Kluczem do rozwiązania wszystkich zadań operacyjnych stojących przed
                                                    naszym aparatem bezpieczeństwa jest zagadnienie agentury. Dlatego też na-
                                                    czelnym, pilnym i głównym zadaniem wszystkich ogniw i każdego pracow-
                                                    nika jest radykalnie dokonać zmiany w stosunku do roli agentury, w stosun-
                                                    ku do formy, traktując ją jako podstawowy, a nie pomocniczy instrument.
                                                    Radykalnej zmianie ulegnie praktyka pracy z agenturą, ścisłe prze-
                                                    strzeganie instrukcji i ustalanie zagadnień. Jakość pracy winna stać na
                                                    właściwym poziomie.
                                                    Wytypować główne obiekty na każdym odcinku, rozbudować plan
                                                    pracy, aby ilościowo i jakościowo zabezpieczyć pełną informację o ich
                                                    działaniach i poczynaniach.
                                                    Przerzucić pracę z agenturą na najlepszych i najbardziej odpowiedzial-
                                                    nych ludzi aparatu.
                                                    Szefowie Urzędów i ich zastępcy winni mieć najmniej po 2 agentów na
                                                    stałej łączności, a poza tym pod własną kontrolą najważniejsze kontakty,
                                                    które są na łączności innych pracowników. Tak zbudowana kontrola
                                                    i nadzór nad pracą agentury winny stać się podstawą pracy każdego
                                                    przełożonego.
                                                    Kryterium oceny wartości każdego pracownika operacyjnego jest jego
                                                    zamiłowanie do pracy z agenturą. Ludzi tych, którzy unikają pracy
                                                    z agenturą, należy degra
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 11:25
                                                    D.C.

                                                    Ludzi tych, którzy unikają pracy z agenturą, należy degradować, karać, a jeśli
                                                    nie poskutkuje, zdejmować z odpowiedzialnych stanowisk. Wzmożona wojskowa
                                                    dyscyplina w aparacie i kontrola wykonania zadań i instrukcji, połączona z
                                                    dokładnym instruktażem szkoleniowym i inspekcją terenu, winny stać się
                                                    podstawowym czynnikiem usprawnienia całej pracy naszego aparatu. (...)
                                                    Na zakończenie chcę zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. My w naszej
                                                    pracy praktycznej mamy bardzo często niesłuszne kryterium i niesłuszną
                                                    ocenę, kto to jest pracownik operacyjny, i bardzo często nazywamy
                                                    pracownikiem operacyjnym tego, który dobrze umie strzelać, może nawet
                                                    i jest bojowy. Jeszcze więcej jest takich, których się traktuje jako
                                                    operacyjnych, którzy umieją dobrze zapisać i podpisać papierek do teczki.
                                                    Siedzą, podszywają, nie zawsze wnikają w treść, odrabiają swoją robotę. Nam
                                                    trzeba się bić o wychowanie nowego typu pracownika operacyjnego. Nowy typ
                                                    pracownika operacyjnego powinien umieć strzelać, powinien umieć podszyć
                                                    papierki, ale przede wszystkim powinien on umieć jeszcze inne rzeczy. Powinien
                                                    to być przede wszystkim człowiek politycznie wychowany, dobry partyjniak, to
                                                    musi być człowiek, który kocha, lubi agenturalną robotę. Jeśli to jest
                                                    człowiek, który agenturalnej roboty nie lubi, nie jest on operacyjny. Powinien
                                                    czuć potrzebę pracy z agenturą w codziennej pracy, to jest operatywny
                                                    pracownik, to go cechuje. Ażeby te wszystkie zadania wykonać, trzeba to wziąć
                                                    pod uwagę.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 23:26
                                                    JAKUB BERMAN:
                                                    (...) Śledztwo jest potężnym orężem i oddało nam ogromne usługi, ale
                                                    wszyscy powinniśmy przyznać, iż taka teoria, że wszystkie bolączki rozwią-
                                                    zuje się za pomocą aresztu i śledztwa — to jednak jest dziecięcy okres. Nas
                                                    stać już na bardziej dojrzałe, doskonałe metody, w których nastąpi kombina-
                                                    cja agentury ze śledztwem i w którym agentura nie będzie kopciuszkiem bez
                                                    znaczenia. Tak u nas było i to jest największy grzech w naszej pracy.
                                                    Musimy koniecznie i z całym uporem rozbudować agenturę. Musimy
                                                    koniecznie usprawnić kierownictwo we wszystkich ogniwach ze strony
                                                    Ministerstwa, Departamentów w stosunku do Wojewódzkich Urzędów, ze
                                                    strony Wojewódzkich Urzędów do Powiatowych, aż do gmin.
                                                    Kontrola wykonania zadań nie była do tej pory dostateczna. I dobrze
                                                    jest, że dziś powiedzieliśmy sobie o tym otwarcie.
                                                    Trzeba koniecznie i to energicznie wzmocnić dyscyplinę w szeregach
                                                    aparatu i trzeba wreszcie pogłębić świadomość polityczną, partyjną, hart,
                                                    bojowość, moralną czystość szeregów. Zreorganizujemy pracę partyjną,
                                                    KC zrobi wszystko, aby ją podciągnąć, usprawnić, ożywić i mocniej
                                                    powiązać z tętniącym życiem partyjnym, które najbardziej kształci.
                                                    Dlatego uważamy, że agentura jest centralnym zagadnieniem, za które
                                                    trzeba się w tej chwili uchwycić, najważniejszym ogniwem, które trzeba
                                                    wyciągnąć.
                                                    Nie chcemy rządzić za pomocą agentury. Nam są obce metody dwójkar-
                                                    skie. Nasza siła polega na teorii marksizmu-leninizmu, na sile ideologicznej
                                                    naszej Partii, naszego aktywu, na świadomości mas, klasy robotniczej, ale
                                                    chcemy oszczędzić ofiar masom partyjnym w walce z wrogiem, ale musimy
                                                    wszystko zrobić, aby pomóc w tej walce i to nasz najświętszy obowiązek.
                                                    Dlatego musimy dotrzeć i to w ciągu najkrótszego czasu do ośrodków
                                                    dyspozycyjnych wroga, pokrzyżować jego plany, znać jego plany, musimy
                                                    stworzyć formy dla unieszkodliwienia wroga klasowego na wsi, bo wcho-
                                                    dzimy w okres zaostrzonej walki klasowej na wsi przede wszystkim. Tam
                                                    na wsi kułactwo jest najbardziej masową bazą wroga i do tej decydującej
                                                    walki musimy się zawczasu przygotować. Jeśli nie stworzymy form
                                                    organizacyjnych, które by nam pomogły do spełnienia swego zadania,
                                                    będziemy spóźnieni. Jesteśmy już opóźnieni.
                                                    Musimy wreszcie stworzyć warunki i środki, ażeby ochronić najważ-
                                                    niejsze ośrodki naszego życia państwowego przed wrogą penetracją.
                                                    Musimy stać na straży naszej obronności.
                                                    Wy zdajecie sobie sprawę z wagi tych zagadnień. Była już o tym mowa
                                                    w referatach i w dyskusji, jak zagadnienie portów, zagadnienie węzłowych
                                                    przemysłów, zagadnienie dróg, komunikacji, łączności. Tego trzeba strzec
                                                    jak oka w głowie i trzeba się nauczyć strzec, by upilnować, gdy zajdzie
                                                    potrzeba.
                                                    Jak to możemy osiągnąć?
                                                    Przede wszystkim przez agenturę, rzecz jasna przez sieć informacyjną
                                                    i dlatego trzeba o to walczyć z uporem i wytrwale. Czy potrafimy to zrobić?
                                                    Niewątpliwie będziemy jeszcze przez jakiś czas robili błędy, ale nas stać na
                                                    to, ażeby się nauczyć i za pół roku wykazać się ogromnymi osiągnięciami
                                                    w zakresie agentury. Dowiedliśmy tego, że potrafimy rozwiązać tego
                                                    rodzaju zagadnienie. Nie jest najbardziej decydujące to, że mamy do
                                                    czynienia z wrogiem bardziej wykształconym i bardziej od nas inteligent-
                                                    nym. Mamy broń, przeciw której on się nie potrafi ostać — to teoria
                                                    marksizmu-leninizmu. Pogłębienie naszego poziomu, naszego hartu poli-
                                                    tycznego da nam ogromną przewagę nad wrogiem. Mamy jeszcze jedno
                                                    zadanie. Nie tylko unieszkodliwić wroga, ale musimy go obnażyć, zerwać
                                                    z niego wszystkie listki figowe, którymi się zasłania i oszukuje naród.
                                                    10) wprowadzić systematyczną sprawozdawczość ogniw operacyjnych
                                                    oraz informację bieżącą w sprawach ważniejszych we wszystkich og-
                                                    niwach aparatu, m. in. drogą meldunków służbowych, ustnych i pisem-
                                                    nych;
                                                    11) zwolnić w zasadzie i w miarę możności departamenty operacyjne od
                                                    zleceń typu administracyjno-biurowego;
                                                    12) uregulować stosunki między departamentem śledczym i depar-
                                                    tamentami w kierunku większego wglądu i większej odpowiedzialności za
                                                    etap przygotowawczy ze strony departamentów operacyjnych; usprawnić
                                                    i podnieść na wyższy poziom metody śledztwa;
                                                    13) śmielej wyciągać kadry terenowe i wzmocnić centralny aparat
                                                    ministerstwa w najbardziej odpowiedzialnych ogniwach przez odpowiedni
                                                    dobór cenniejszych pracowników z terenu;
                                                    14) spowodować powołanie kolegium z kierowników resortu i per-
                                                    sonalnie wyznaczonych przez Sekretariat KC dyrektorów departamentów.
                                                    Kolegium winno mieć charakter ciała doradczego z głównym zadaniem
                                                    systematycznego rozpatrywania sprawozdań z najważniejszych ogniw
                                                    centralnych i terenowych oraz właściwej ich oceny.
                                                    Przesłać:
                                                    1) członkom Sekretariatu KC
                                                    2) T. Radkiewiczowi, Mietkowskiemu, Romkowskiemu, Świetlikowi,
                                                    Lewikowskiemu.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 14.03.04, 23:28
                                                    Nomenklatura

                                                    To słowo, odmieniane dziś we wszystkich przypadkach
                                                    przez polityków i publicystów, było do niedawna słowem
                                                    dyskrecjonalnym. Nie tajnym, bo można go było używać
                                                    publicznie, ale nie należało go nadużywać, czego pilnowała
                                                    cenzura (nb. z punktu widzenia cenzury słowo "cenzura"
                                                    zaliczało się do słów tajnych). Można było powiedzieć, a nawet
                                                    napisać o kimś, że jest np. w nomenklaturze KC, i zaintereso-
                                                    wany odbierał to jako swoisty komplement. Oznaczało to
                                                    bowiem, że jeśli nie sprzeniewierzy się partii lub nie popełni
                                                    szczególnie rażącego przestępstwa, dotrwa chwil swoich jako
                                                    członek elity rządzącej. Pojęcie nomenklatury było w tym rozumieniu
                                                    równoznaczne z pojęciem określonego zespołu ludzi, którzy znaj-
                                                    dowali się w dyspozycji danej instancji partyjnej. Podkreślić
                                                    należy tu właśnie dyspozycyjność. Ale to tylko część tego problemu. By system
                                                    ten mógł funkcjonować, partia musiała dysponować nie tylko kadrą,
                                                    ale i stanowiskami. To dopiero dawało możliwość pełnej
                                                    kontroli wszystkich przejawów życia społeczeństwa.
                                                    Na IV plenum KC PZPR, które odbywało się w dniach 8-10
                                                    maja 1950 r., Bolesław Bierut powiedział w referacie: "Jest
                                                    rzeczą zrozumiałą, że nasza partia jako siła kierownicza
                                                    naszego ludowego państwa ustala zasady polityki kadrowej
                                                    i personalnej na poszczególnych odcinkach życia i musi mieć
                                                    w szeregu ważnych spraw kadrowych i personalnych prawo
                                                    ostatecznej decyzji". Było to sformułowane jasno i wyraźnie. Wymagało tylko
                                                    przełożenia na język konkretów. To właśnie czynił dokument,
                                                    który publikujemy. Jest to maszynopis bez daty i podpisu
                                                    pochodzący z akt Sekretariatu KC PZPR. Z treści można
                                                    ustalić że powstał on na początku 1949 r. Uważnv czytelnik
                                                    Wykaz ten zawiera jedynie stanowiska, o których obsadzie
                                                    personalnej decydował KC PZPR. Podobne wykazy obejmo-
                                                    wały stanowiska znajdujące się w nomenklaturze komitetów
                                                    wojewódzkich i komitetów powiatowych. To były początki.

                                                    Tekst ten przechowywany jest w VI Oddziale Archiwum
                                                    Akt Nowych (sygnatura 295/VII-79).

                                                    POLITYKA, 36/1990
                                                  • roomtsays KRONIKA KOMUNIZMU 17.03.04, 00:44
                                                    Wojna na listy
                                                    Konrad Rokicki

                                                    - Są w środowiskach twórczych ludzie skłóceni z naszym ustrojem, którzy pod
                                                    pozorem walki o wolność twórczości domagają się swobody dla antysocjalistycznej
                                                    propagandy, a niekiedy idą dalej i świadomie odwołują się w tej walce do pomocy
                                                    reakcyjnych, wrogich Polsce ośrodków zagranicznych - mówił Władysław Gomułka 15
                                                    czerwca 1964 r. na IV Zjeździe Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Słowa
                                                    skierowane były pod adresem sygnatariuszy tzw. 'Listu 34'.


                                                    Literacki front

                                                    Po umocnieniu swojej władzy Władysław Gomułka za niezbędny warunek wyciszenia
                                                    społecznych emocji uznał pacyfikację nastrojów środowisk dziennikarskich i
                                                    literackich. W październiku 1957 r. zamknięto tygodnik 'Po prostu'. Decyzja
                                                    wywołała kilkudniowe rozruchy studenckie w Warszawie. W tym samym roku pisarze,
                                                    którzy mieli tworzyć nowy miesięcznik literacki 'Europa' - Jerzy Andrzejewski,
                                                    Stanisław Dygat, Paweł Hertz, Mieczysław Jastrun, Jan Kott, Adam Ważyk i
                                                    Juliusz Żuławski - złożyli legitymacje partyjne po tym, jak Gomułka cofnął w
                                                    ostatniej chwili zgodę na druk pierwszego numeru.

                                                    W latach 1956-59 prezesem Zarządu Głównego ZLP był Antoni Słonimski. Usunięcie
                                                    go ze stanowiska i zastąpienie uległym wobec władz Jarosławem Iwaszkiewiczem
                                                    było niewątpliwym sukcesem partii. Zresztą w tym czasie wyraźnie przeszła już
                                                    ona do ofensywy. Pojawiły się postulaty ponownego upolitycznienia literatury,
                                                    do czego prowadzić miały cenzura i odpowiednia polityka wydawnicza oraz nacisk
                                                    materialny wobec niepokornych twórców. Stopniowo postępował proces ograniczania
                                                    środków przeznaczanych na kulturę, malały nakłady książek i liczba wydawanych
                                                    tytułów. Zaostrzyła się cenzura. Książki z tzw. nurtu obrachunkowego ze
                                                    stalinizmem były wstrzymywane. Ingerencje cenzorskie znacząco wydłużały proces
                                                    wydawniczy.

                                                    Kłusownicy leśniczymi

                                                    Czarę goryczy przelała likwidacja w czerwcu 1963 r. dwóch tygodników społeczno-
                                                    kulturalnych - 'Przeglądu Kulturalnego' i 'Nowej Kultury'. W ich miejsce
                                                    powołano 'Kulturę' (warszawską), w redakcji której znaleźli się w pełni
                                                    dyspozycyjni wobec partii: Janusz Wilhelmi (red. naczelny), Jerzy Putrament czy
                                                    Bohdan Czeszko. Pismo zostało zbojkotowane przez wielu pisarzy i publicystów, a
                                                    głównym postulatem literatów - obok złagodzenia cenzury - stało się powołanie
                                                    czasopisma wyrażającego rzeczywistą opinię środowiska.

                                                    W styczniu 1964 r. na posiedzeniu plenarnym ZG ZLP Słonimski
                                                    stwierdził: 'Kultura działa pod ochroną cenzury, jest to pismo, z którym nie
                                                    można polemizować (?) Jest to grupa kłusowników, którzy zostali mianowani
                                                    leśniczymi i korzystają z ochrony zwierzostanu przez cały okrągły rok'.

                                                    W kawiarnianych dyskusjach, w kręgu literackiej opozycji zrodził się pomysł
                                                    pisemnego protestu, do którego władze musiałyby się ustosunkować. Paweł Hertz
                                                    uważał, że powinien mieć on formę obszernego memoriału. Jan Józef Lipski
                                                    opowiadał się za krótszym przesłaniem do społeczeństwa. Czasu na dyskusje nie
                                                    tracił Słonimski; przyniósł gotowy list, który miał być skierowany na ręce
                                                    premiera Józefa Cyrankiewicza:

                                                    Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie
                                                    cenzury prasowej stwarzają sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej.
                                                    Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki,
                                                    swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu,
                                                    powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki
                                                    kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i
                                                    zgodnie z dobrem narodu.

                                                    W ciągu kilku dni Słonimski i Lipski zebrali 34 podpisy osobistości z życia
                                                    kulturalnego i naukowego. Akcja objęła w praktyce jedynie środowiska
                                                    intelektualne Warszawy i Krakowa, dokąd specjalnie w tym celu wybrał się
                                                    Lipski. Z premedytacją poproszono o podpisy jedynie wybrane osoby, chodziło
                                                    bowiem - prócz względów konspiracyjnych - o wagę nazwisk, a nie masowość
                                                    protestu. W tej wąskiej grupie znalazły się osoby o bardzo różnych poglądach i
                                                    drogach życiowych - 'Europejczycy', którzy przecież nosili na sobie piętno
                                                    marksistowskiej Kuźnicy (pismo 'wojujących' komunistów w latach stalinizmu),
                                                    jak Jastrun, Kott czy Ważyk obok Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego
                                                    katolickiego 'Tygodnika Powszechnego' czy felietonisty tegoż czasopisma, a
                                                    zarazem posła Koła Poselskiego 'Znak' - Stefana Kisielewskiego. List podpisali
                                                    też m.in. członek PZPR prof. Edward Lipiński oraz konserwatysta Stanisław Cat-
                                                    Mackiewicz. Sygnatariuszy było trzydziestu czterech, gdyż akcję przeprowadzono
                                                    w pośpiechu. Inni, kierując się różnymi pobudkami, odmówili podpisania listu -
                                                    np. Kazimiera Iłłakowiczówna (jako przeciwna wszelkim ostentacyjnym gestom),
                                                    prof. Ludwik Ehrlich (nie chciał narazić na szwank swojej działalności w
                                                    Towarzystwie Ziem Zachodnich) czy prof. Adam Vetulani (od lat szykanowany przez
                                                    władze, miał nadzieję na otrzymanie paszportu).

                                                    Cisza

                                                    14 marca 1964 r. Antoni Słonimski złożył list w Kancelarii Premiera. Liczył na
                                                    odpowiedź Cyrankiewicza, względnie - na zaproszenie do rozmowy przedstawicieli
                                                    środowiska. Spotkał go jednak zawód.

                                                    Początkowe milczenie władz tłumaczono różnie. Jako główny powód wymieniano
                                                    najczęściej zaskoczenie wywołane nową formą protestu. Pojawiła się wersja o
                                                    roztargnionej sekretarce, która zapomniała przekazać memoriał szefowi. Nie do
                                                    obrony jest natomiast teza, że o 'Liście 34' władze usłyszały dopiero z Radia
                                                    Wolna Europa. Wiedziały o nim wcześniej, jeżeli nawet przyjąć wersję o
                                                    zagubieniu listu w kancelarii. Źródłem tej wiedzy była Służba Bezpieczeństwa.

                                                    Już 18 marca odpis listu trafił do rąk korespondenta Agence France Press. 5 dni
                                                    później dziennikarz telefonicznie przekazał do Paryża jego dokładną treść.
                                                    Rozmowę - oczywiście - podsłuchiwano. Korespondent musiał wspomnieć o roli
                                                    Lipskiego, bowiem został on zatrzymany właśnie 23 marca. Postawiono mu jedynie
                                                    zarzut zbierania podpisów pod 'Listem 34' - co nawet wtedy trudno byłoby
                                                    zakwalifikować jako czyn przestępczy. Na skutek interwencji posła
                                                    Kisielewskiego, mecenas Anieli Steinsbergowej, prof. Marii Ossowskiej oraz
                                                    Słonimskiego Lipski wyszedł na wolność. Władza wykazywała brak zdecydowania w
                                                    działaniu - najprawdopodobniej nie przesądzono jeszcze, jak
                                                    potraktować 'buntowników', tym bardziej, że AFP nie opublikowała 'rewelacji'
                                                    swego korespondenta.

                                                    Na indeksie

                                                    26 marca najpierw Reuter, a następnie Wolna Europa, podały pierwsze informacje
                                                    na temat 'Listu 34'. Tym razem reakcja władz była natychmiastowa. W myśl
                                                    wewnętrznego zarządzenia kierownictwa Komitetu ds. Radia i Telewizji
                                                    wprowadzono zakaz emisji audycji z udziałem kilkunastu spośród podpisanych pod
                                                    protestem (m.in. Andrzejewskiego, Pawła Jasienicy, Kisielewskiego, Kotta,
                                                    Artura Sandauera, Słonimskiego, Melchiora Wańkowicza), a nawet wymieniania w
                                                    jakimkolwiek kontekście ich nazwisk. Zapis cenzorski obowiązywał też w druku -
                                                    wstrzymano mające się ukazać wywiady, felietony, druk niektórych książek.
                                                    Sygnatariuszom listu odmawiano zgody na wyjazdy zagraniczne. Przeciw tym
                                                    działaniom zaprotestował prezes ZG ZLP, Iwaszkiewicz. 29 marca, w liście do
                                                    ministra kultury i sztuki napisał: Obiecano mi w najwyższym miejscu, że nie
                                                    będą wyciągane żadne konsekwencje z idiotycznego kroku poważnych bądź co bądź
                                                    ludzi. (?) konsekwencje wyciągnięto i szesnastu pisarzom zabroniono prawa
                                                    druku. Oczywiście, nie może mnie to pozostawić obojętnym. Jako prezes Związku
                                                    Pisarzy muszę zaprotestować przeciwko takim zarządzeniom, mimo wszystkie racje.

                                                    Represje dotknęły tylko części sygnatariuszy. Dopatrując się wśród nich dwóch
                                                    kategorii, 'buntowników' (to ich dotyczyły zapisy cenzorskie) i 'nabranych',
                                                    zastosowano taktykę mającą ich podzielić. 8 kwietnia grupa sygnatariuszy
                                                    spotkała się z premierem. Wśród kurtuazyjnych gestów Cyrankiewicz podkreślił,
                                                    że oburzony jest nie skierowanym do
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 20:38
                                                    Nomenklatura kadr KC

                                                    I. Aparat Partyjny

                                                    1) Kierownicy Wydziałów KC, ich zastępcy i wszyscy pracownicy polityczni KC
                                                    2) Sekretarze Komitetów Wojewódzkich oraz miejskich w Warszawie i Łodzi
                                                    3) Kierownicy Wydziałów w Komitetach Wojewódzkich oraz miejskich
                                                    w Warszawie i Łodzi
                                                    4) I Sekretarze Komitetów Miejskich miast wojewódzkich oraz komitetów
                                                    fabrycznych wydzielonych
                                                    5) Kierownictwo i personel naukowy Szkoły Partyjnej w Warszawie i Centralnej
                                                    Szkoły Partyjnej w Łodzi
                                                    6) Kierownicy partyjnych szkół wojewódzkich
                                                    7) I sekretarze komitetów powiatowych i miejskich wydzielonych — których
                                                    kandydatury zatwierdzają komitety wojewódzkie i przedstawiają Wydziałowi
                                                    Personalnemu KC do ostatecznej akceptacji


                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 20:41
                                                    II. Aparat Państwowy

                                                    1) Ministerstwa

                                                    (Ze względu na zbliżoną strukturę organizacyjną, podany niżej wykaz stanowisk
                                                    odnosi się do wszystkich ministerstw z wyjątkiem Min. Bezp.Publicznego)
                                                    a) Ministrowie i wiceministrowie
                                                    b) Dyrektorzy, wicedyrektorzy departamentów i samodzielnych biur

                                                    2) Ministerstwo Administracji Publicznej
                                                    a) Wojewodowie i wicewojewodowie
                                                    b) Naczelnicy wydziałów personalnych w urzędach wojewódzkich

                                                    3) Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego
                                                    a) Minister i wiceministrowie
                                                    b) Dyrektorzy i wicedyrektorzy departamentów i samodzielnych biur
                                                    c) Naczelnicy wydziałów Min. Bezp. Publicznego
                                                    d) Szefowie wojewódzkich urzędów bezpieczeństwa publicznego i ich
                                                    zastępcy
                                                    e) Komendant główny Milicji Obywatelskiej i jego zastępca
                                                    f) Naczelnicy wydziałów Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej
                                                    g) Komendanci wojewódzcy Milicji Obywatelskiej
                                                    h) Dowódca Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i jego zastępca
                                                    i) Szef Sztabu i szefowie Zarządu Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrz-
                                                    nego
                                                    j) Szefowie oddziałów dowództwa KBW
                                                    k) Dowódcy brygad KBW
                                                    1) Dowódcy pułków KBW
                                                    ł) Główny Inspektor Wojsk Ochrony Pogranicza i jego zastępca
                                                    m) Szef Sztabu WOP
                                                    n) Szefowie wydziałów Sztabu WOP
                                                    o) Dowódcy brygad WOP.

                                                    4) Ministerstwo Komunikacji
                                                    a) Dyrektorzy i naczelnicy wydziałów personalnych okręgowych dyre-
                                                    kcji PKP
                                                    b) Komendant Główny SOK i jego zastępcy
                                                    c) Dyrektor, wicedyrektorzy i personalista PLL „LOT"
                                                    d) Dyrektor, personalista PBP „ORBIS"
                                                    e) Dyrektor i personalista PKS
                                                    f) Dyrektor i personalista Państwowego Przedsiębiorstwa Robót Komunikacyjnych

                                                    5) Ministerstwo Kultury
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektor i personalista Państwowego Instytutu Wydawniczego
                                                    b) Dyrektor i personalista Naczelnej Dyrekcji Widowisk i Rozrywek

                                                    6) Ministerstwo Leśnictwa
                                                    a) Dyrektorzy i personaliści Dyrekcji Okręgowych Lasów Państwowych
                                                    b) Komendant Główny Straży Leśnej i jego zastępcy

                                                    7) Ministerstwo Odbudowy
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektorzy i personalista Centralnego Zarządu
                                                    Państw. Przedsiębiorstw Budowlanych
                                                    b) Nadzwyczajny Komisarz Odbudowy Wsi
                                                    c) Komisarz do Spraw Przemysłu Budowlanego
                                                    d) Dyrektor Głównego Urzędu Planowania Przestrzennego
                                                    e) Dyrektor Instytutu Badawczego Budownictwa

                                                    8) Ministerstwo Oświaty
                                                    a) Wizytatorzy ministerialni
                                                    b) Kuratorzy i naczelnicy wydziałów personalnych w Kuratoriach Szkolnych
                                                    c) Rektorzy i prorektorzy
                                                    d) Profesorowie wyższych uczelni akademickich i nieakademickich
                                                    e) Docenci wyższych uczelni akademickich i nieakademickich
                                                    9) Ministerstwo Poczt i Telegrafów
                                                    1) Dyrektorzy i personaliści okręgowych dyrekcji poczt
                                                    a) Dyrektor i zastępca dyrektora Państwowego Urzędu Tele-Komunikacyjnego

                                                    10) Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej
                                                    1) Zakład Ubezpieczeń Społecznych
                                                    a) Prezes i wiceprezesi rady nadzorczej
                                                    b) Dyrektor i wicedyrektor
                                                    c) Personalista
                                                    2) Powszechny Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych
                                                    a) Prezes i wiceprezesi
                                                    b) Dyrektor i wicedyrektorzy
                                                    c) Personalista

                                                    11) Ministerstwo Przemysłu i Handlu
                                                    a) Dyrektorzy naczelni, dyrektorzy branżowi i personaliści centralnych zarządów
                                                    przemysłu
                                                    b) Dyrektorzy naczelni, dyrektorzy branżowi i personaliści dyrekcji branżowych
                                                    i ogólnokrajowych zjednoczeń przemysłu
                                                    c) Dyrektorzy i personaliści wielkich wydzielonych zakładów przemysłowych, jak
                                                    np.: Cegielski, Pafawag, Huta Baildon itp.
                                                    d) Dyrektorzy naczelni, dyrektorzy branżowi i personaliści naczelnych dyrekcji
                                                    i przedsiębiorstw handlowych o ogólnopolskim zakresie działania, jak centrale
                                                    handlowe przemysłu, PCH, PDT, przedsiębiorstwa handlu zagranicznego itp.
                                                    e) Dyrektorzy instytutów naukowych przemysłu
                                                    f) Kierownictwo Naczelnej Organizacji Technicznej
                                                    g) Obsada stanowisk radców i attache handlowych na dyplomatycznych placówkach

                                                    12) Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych

                                                    1) Państwowy Instytut Naukowy Gospodarstwa Wiejskiego
                                                    a) Dyrektor naczelny
                                                    b) Wicedyrektorzy
                                                    c) Kierownik wydziału personalnego
                                                    d) Dyrektorzy oddziałów Instytutu (Warszawa, Bydgoszcz, Gorzów)

                                                    2) Państwowe Zakłady Hodowli Koni
                                                    a) Dyrektor naczelny
                                                    b) Wicedyrektorzy
                                                    c) Kierownik Wydziału Personalnego

                                                    3) Państwowe Zakłady Hodowli Roślin
                                                    a) Dyrektor
                                                    b) Wicedyrektorzy
                                                    c) Kierownik wydziału personalnego

                                                    4) Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach
                                                    a) Dyrektor naczelny
                                                    b) Wicedyrektorzy
                                                    c) Naczelnik Wydziału Personalnego

                                                    5) Techniczna Obsługa Rolnictwa
                                                    a) Dyrekcja Naczelna TOR i personalista

                                                    6) Państwowe Nieruchomości Ziemskie — Zarząd Główny
                                                    a) Dyrektor naczelny
                                                    b) Wicedyrektorzy
                                                    c) Naczelnik wydziału personalnego
                                                    d) Dyrektorzy i naczelnicy wydziałów personalnych zarządów
                                                    okręgowych PNZ— których kandydatury zatwierdzają komitety
                                                    wojewódzkie i przedstawiają Wydziałowi Personalnemu KC do
                                                    ostatecznej akceptacji

                                                    13) Ministerstwo Skarbu
                                                    a) Prezes i wiceprezesi Prokuratorii Generalnej
                                                    b) Prezesi Oddziałów i delegatur Prokuratorii Generalnej
                                                    c) Dyrektor Państwowego Zakładu Emerytalnego
                                                    d) Dyrektor, wicedyrektor i personalista Państwowej Wytwórni Papierów
                                                    Wartościowych
                                                    e) Dyrektorzy Dyrekcji Ceł (Gdańsk, Gliwice, Kraków, Poznań, Warszawa)
                                                    f) Dyrektorzy, wicedyrektorzy i personaliści Zarządów Centralnych monopoli
                                                    państwowych
                                                    g) Prezesi, dyrektorzy naczelni, wicedyrektorzy i personaliści zarządów
                                                    centralnych banków państwowych
                                                    h) Dyrektorzy i personaliści izb skarbowych
                                                    i) Główny Inspektor i inspektorzy okręgowi ochrony skarbowej — których
                                                    kandydatury zatwierdzają komitety wojewódzkie i przedstawiają Wydziałowi
                                                    Personalnemu KC do ostatecznej akceptacji

                                                    14) Ministerstwo Spraw Zagranicznych
                                                    a) Obsada placówek dyplomatycznych i konsularnych

                                                    15) Ministerstwo Sprawiedliwości
                                                    a) Prezes, wiceprezesi, prokuratorzy, wiceprokuratorzy i sędziowie Sądu
                                                    Najwyższego
                                                    b) Prezesi i prokuratorzy sądów apelacyjnych i okręgowych

                                                    16) Ministerstwo Zdrowia
                                                    a) Członkowie Dyrekcji Naczelnej i personalista Przedsiębiorstwa
                                                    Państwowego „Uzdrowiska Polskie"
                                                    b) Dyrektor Naczelny i personalista Przedsiębiorstwa Państwowego
                                                    „Zjednoczone Apteki Społeczne"

                                                    17) Ministerstwo Żeglugi

                                                    1) Dyrektorzy, wicedyrektorzy i personaliści:
                                                    a) Głównego Urzędu Morskiego
                                                    b) Biura Odbudowy Portów
                                                    c) Zjednoczenia Stoczni Polskich
                                                    d) Zjednoczenia Przedsiębiorstw Portowych
                                                    e) Generalnego Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego

                                                    18) Główny Urząd Kultury Fizycznej
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektor i personalista GłKF
                                                    b) Dyrektorzy wojewódzkich urzędów kultury fizycznej

                                                    19) Główny Urząd Statystyczny
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektor i personalista GłUS

                                                    20) Główny Urząd Kontroli Prasy i Widowisk
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektor i personalista

                                                    21) Centralny Urząd Planowania
                                                    a) Prezes, wiceprezesi i personalista
                                                    b) Dyrektorzy departamentów

                                                    22) Komisja Specjalna
                                                    a) Członkowie Biura Wykonawczego
                                                    b) Przewodniczący delegatur wojewódzkich

                                                    23) Film Polski
                                                    a) Dyrektor, wicedyrektorzy i personalista
                                                    b) Dyrektorzy działów

                                                    24) Polskie Radio
                                                    a) Dyrektor naczelny, dyrektorzy działów i personalista

                                                    25) Aparat Samorządowy
                                                    a) Prezydenci miast wojewódzkich, liczących ponad 100 tyś. mieszkańców
                                                    b) Przewodniczący wojewódzkich rad narodowych
                                                    c) Dyrektorzy biur prezydialnych wojewódzkich rad narodowych,
                                                    których kandydatury zatwierdzają komitety wojewódzkie i przed-
                                                    stawiają Wydziałowi Personalnemu KC do ostatecznej akceptacji
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 20:44
                                                    IV. Spółdzielczość

                                                    a) Prezes, wiceprezesi, członkowie zarządu i personalista — Centralnego
                                                    Związku Spółdzielczego
                                                    b) Prezesi, wiceprezesi, dyrektorzy działów i personaliści central
                                                    spółdzielczych i Banku Gospodarstwa Spółdzielczego

                                                    V. Związki Zawodowe

                                                    1) Członkowie Prezydium KC ZZ
                                                    2) Kierownicy wydziałów KC ZZ
                                                    3) Przewodniczący okręgowych komisji związków zawodowych
                                                    4) Prezesi i sekretarze zarządów głównych wszystkich związków zawodowych

                                                    VI. Związek Młodzieży Polskiej i Zw. Akademickiej MP

                                                    1) Członkowie Prezydium Zarządu Głównego
                                                    2) Kierownicy wydziałów Zarządu Głównego
                                                    3) Przewodniczący wojewódzkich zarządów ZMP oraz miejskich w Warszawie i Łodzi

                                                    VII. Związek Samopomocy Chłopskiej

                                                    a) Członkowie Prezydium Zarządu Głównego
                                                    b) Kierownicy działów Zarządu Głównego
                                                    c) Prezesi i sekretarze zarządów wojewódzkich — których kandydatury
                                                    zatwierdzają komitety wojewódzkie i przedstawiają Wydziałowi Pers. KC do
                                                    ostatecznej akceptacji

                                                    VIII. Organizacje masowe

                                                    1) Członkowie prezydium zarządów głównych poważniejszych organizacji jak:

                                                    a) Liga Kobiet
                                                    b) Polski Czerwony Krzyż
                                                    c) Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci
                                                    d) Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego
                                                    e) Towarzystwo Przyjaciół Żołnierza
                                                    f) Polski Związek Zachodni
                                                    g) Związek Bojowników z Faszyzmem o Niepodległość i Dem.
                                                    h) Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej itp.

                                                    IX. Prasa

                                                    a) Redaktorzy naczelni i kolegia redakcyjne centralnych organów partyjnych
                                                    b) Redaktorzy naczelni prowincjonalnych organów partyjnych
                                                    c) Redaktorzy naczelni prasy bezpartyjnej centralnej i prowincjonalnej.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 20:46
                                                    Raport "Kseni"

                                                    17 maja 1950 r. został aresztowany Marian Spychalski. Cztery dni później
                                                    aresztowano generała Grzegorza Korczyńskiego. Oba te aresztowania dotyczyły
                                                    ludzi blisko związanych z Władysławem Gomułką. On sam, potępiony za "odchylenia
                                                    prawicowo-nacjonalistyczne", usunięty uchwałą III Plenum KC PZPR (11-13 lis-
                                                    topada 1949 r.) razem ze Spychalskim i Zenonem Kliszką ze składu KC z zakazem
                                                    pełnienia funkcji partyjnych, był wówczas wiceprezesem Najwyższej Izby Kontroli.
                                                    Kilka tygodni przed wspomnianym tu III Plenum, od 16 do 24 września 1949 r.
                                                    odbywał się w Budapeszcie proces pokazowy "Laszlo Rajka i jego wspólników". W
                                                    procesie tym zapadły trzy wyroki śmierci (Laszlo Rajk, Tibor Szonyi i Andras
                                                    Szalai) wykonane 15 października 1949 r. Jeden z oskarżonych, Lazar Brankow
                                                    (dożywocie), szef jugosłowiańskiej misji wojskowej w Budapeszcie, zeznając
                                                    o jugosłowiańskim planie obalenia ustroju socjalistycznego na Węgrzech
                                                    powiedział: "Podobnie jak na Węgrzech, usiłowaliśmy zrealizować swe plany
                                                    również i w innych sąsiednich krajach. Kiedy Rankowicz dawał mi instrukcje
                                                    odnośnie do Węgier, to zwykle mówił o tym, jaka jest sytuacja w innych krajach
                                                    i jak się tam pracuje — lepiej czy gorzej. Pragnął on w ten sposób
                                                    pobudzić
                                                    nas do lepszej pracy na Węgrzech. W ten sposób dowiedziałem się, że tego
                                                    rodzaju plany istnieją również i w stosunku do innych krajów demokracji
                                                    ludowej". Następnie Brankow mówił o spisku w Rumunii, a dalej
                                                    stwierdzał: "Przypominam sobie, że kiedy w Polsce zaszedł wypadek z Gomułką, to
                                                    mieli oni nadzieję, że Gomułką zrealizuje plany Tito w Polsce, i zajmowali
                                                    postawę wyczekującą. Pamiętam również, że nie chcieli oni bezpośrednio
                                                    ingerować, sądzili, że Gomułce uda się to uczynić w Polskiej Partii
                                                    Robotniczej. Jak wiadomo, Gomułka nie zrobił tego i uznał błędność swojej
                                                    linii. Rankowicz skarżył się, że i w Polsce trzeba będzie zaczynać wszystko od
                                                    początku". ("Laszlo Rajk i jego wspólnicy przed Trybunałem Ludowym".
                                                    Warszawa 1949, s. 136). Każdy, kto znał przebieg pokazowych procesów
                                                    moskiewskich wiedział, że nic na takich procesach nie jest przypadkowe i że
                                                    wymienienie w zeznaniach oskarżonych czy świadków czyjegoś nazwiska oznacza, że
                                                    w kolejnym procesie znajdzie się on na ławie oskarżonych. Aresztowanie
                                                    Spychalskiego, a następnie Korczyńskiego oznaczało, że pętla wokół Gomułki
                                                    zacieśnia się. Nie było natomiast jasne, kim będą jego wspólnicy. Czy, poza
                                                    Spychalskim, również Kliszko i Bieńkowski? Te decyzje jeszcze nie zapadły,
                                                    co nie oznacza, że zwalniało to aparat bezpieczeństwa od pracy. Przede
                                                    wszystkim zorganizowano wokół Gomułki sieć agenturalną. Największym sukcesem
                                                    było wprowadzenie agenta "Pewnego", który pozyskał pełne zaufanie Gomułki
                                                    i jego żony. Zachowało się sporo jego raportów opisujących rozmowy w mieszkaniu
                                                    Gomułków. Wśród nich i taki np. fragment raportu z lipca 1950 r.: "Wiesław
                                                    zaczął opowiadać,´jak syn Modzelewskiego dużo je, bo jak kiedyś wracali
                                                    z Moskwy, to on potrafił zjeść cztery razy tyle co on (Wiesław)
                                                    — to wiecie, aż wstyd było patrzeć (AAN, Oddział VI, sygn. 509/62 K. 263).
                                                    Agent miał notować wszystko, bo nigdy nie wiadomo, co może się przydać w
                                                    reżyserowaniu procesu. Poza "Pewnym" sporo raportów pisał "Marek", od jesieni
                                                    1950 r. bliski współpracownik Gomułki w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych,
                                                    gdzie Gomułka wówczas pracował. Zachowały się też raporty "Czarnej",
                                                    skierowanej do CRZZ, gdzie pracowała Gomułkowa. Agentów tych, podobnie
                                                    jak "Ksenię", prowadził osobiście pułkownik Józef Światło, co świadczyło o
                                                    wadze, jaką do nich przywiązywano. On też wyznaczał im zadania.
                                                    Te uwagi wstępne wydawały się konieczne przed lekturą przytoczonego niżej w
                                                    całości raportu. Nie wymaga on właściwie wyjaśnień poza tymi, że w końcowej
                                                    części chodzi o Stanisława Płoskiego, wybitnego historyka dziejów najnowszych,
                                                    że Olek to działacz PPR Aleksander Kowalski, a Flora to żona Władysława
                                                    Bieńkowskiego. Warto też zwrócić uwagę, że raport "Kseni" dostarczał
                                                    — gdyby się chciało przygotować proces Władysława Bieńkowskiego —
                                                    bardzo
                                                    wartościowych informacji.

                                                    Raport ten (maszynopis, kopia z cechami kancelaryjnymi)
                                                    przechowywany jest w AAN, VI Oddział, sygn. 509/62 K. 271-273.

                                                    POLITYKA, 17/1991
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 22:07
                                                    Doniesienie agenturalne

                                                    Źródło — Ksenia

                                                    Władysław BIEŃKOWSKI

                                                    (24 maja 1950)
                                                    Zatelefonowałam do Władka i umówiliśmy się na środę o godz. 16.00
                                                    u niego w domu. Przyniosłam mu mój konspekt zagadnień okresu okupa-
                                                    cji. Doszliśmy do wniosku, że on musi to sobie najpierw przeczytać, a potem
                                                    pogadamy — drugim razem. Tymczasem zaczęłam mu opowiadać o prasie
                                                    konspiracyjnej w języku niemieckim, którą teraz studiuję, o jej kierunku
                                                    politycznym itd. Zastanawialiśmy się, kto to mógł wydawać. Władek
                                                    mówił, że przelotnie miał w ręku takie pisma wydawane przez AK dla
                                                    Niemców. Nie pamięta ich tytułów. Potem zaczął mi opowiadać, że w czasie
                                                    okupacji miał w ręku pismo, bardzo ładnie wydane, z orłem, nadzwyczaj
                                                    tajne, wydawane przez jakieś bardzo wtajemniczone instancje delegatury,
                                                    czy też zgoła „dwójki" (która nie była ani w delegaturze, ani w AK)
                                                    zawierające nadzwyczaj interesujące informacje, zupełnie specyficzne,
                                                    dane personalne o różnych ludziach z emigracji i z kraju. Egzemplarze tego
                                                    pisma były numerowane i był napis, że pod odpowiedzialnością organiza-
                                                    cyjną nie wolno ich nikomu dawać — czyli wręcz przeciwnie do napisów na
                                                    zwykłych konspiracyjnych pisemkach. Tytuł tego pisma brzmiał „Restytu-
                                                    cja — Polski Odrodzonej, czy Nowej Polski" tego już dokładnie nie
                                                    pamiętam, w każdym razie z pewnością Restytucja. Nigdzie Władek nie
                                                    spotkał po wojnie tego pisma. A teraz skąd wzięło się ono w jego ręce. Otóż
                                                    w czasie okupacji Władek i Zenek Kliszko pracowali w jednym przed-
                                                    siębiorstwie transportowym na ul. Świętokrzyskiej „Kempisty". Właś-
                                                    ciciele tej firmy byli to bardzo porządni ludzie, bardzo przyzwoici, pomaga-
                                                    jący im, jako konspiratorom, choć orientowali się w charakterze ich
                                                    poglądów. W czasie rozmów i spotkań towarzyskich, zapraszani przez
                                                    szefów — mieli nieraz okazję do wypowiadania swych poglądów. Do końca
                                                    Władek korzystał z tego, że był tam zapisany i Zenek również, z karty
                                                    pracy. W trudnych momentach pomagali nawet finansowo. Słowem byli to
                                                    ludzie bardzo porządni, patrzący przez palce, a nawet życzliwie na wszelką
                                                    konspirację, niezależnie od jej oblicza politycznego. Firma przyjmowała do
                                                    wysłania paczki, miała swój transport samochodowy, korzystała również
                                                    z poczty, z pociągów towarowych itp. Partia nasza korzystała z przesyłek za
                                                    pośrednictwem tej firmy. Nasza prasa szła właśnie tą drogą na całą Polskę.
                                                    Natomiast inne organizacje nie przesyłały prasy, mieli widocznie inne
                                                    drogi, ale inne rzeczy, np. wysłano do Lublina dwa samochody ciężarowe
                                                    broni i amunicji (Władek wymieniał, co tam było — zapalniki do granatów,
                                                    czy granatników, miotacze płomieni itd.). Broń ta pochodziła ze zrzutu
                                                    — w okolicach Warszawy były zrzuty (angielskie). Kiedyś w magazynie
                                                    firmy znajdowało się 15 ton saletry (do wyrobu prochu). Ktoś zasypał.
                                                    Przyjechało Gestapo z podręcznym laboratorium. W firmie powiedzieli, że
                                                    to jest saletra na nawóz. Gestapo stwierdziło, że jednak to jest inna saletra.
                                                    Zabrali wszystko, ale jakoś rozeszło się po kościach, nie robili sprawy. W tej
                                                    firmie, jak się później po wojnie okazało — wszyscy zajmowali się
                                                    konspiracją. Nawet taki jeden cichutki, którego nikt nie posądzał o to — też
                                                    tkwił gdzieś i to nawet gdzieś głęboko. Były tam różne kierunki, różni
                                                    ludzie się kręcili. Otóż był tam jeden były granatowy policjant, jakiś
                                                    ważniejszy, może przodownik — kuzyn czy szwagier właścicieli firmy.
                                                    Przychodził tam i poznał się z Władkiem. On właśnie miał tę „Restytucję",
                                                    bał się mu dać, nie chciał, ale w końcu pożyczył z tym, żeby mu z samego
                                                    rana dali. Musiało tego wychodzić mało egzemplarzy. Wszystkie były
                                                    numerowane, a ten — o ile sobie Władek przypomina — miał numer 27.
                                                    Miał w ręku później 60, a trzeci tylko widział z daleka. Oni wtedy z Zenkiem
                                                    wzięli ten numer i wykorzystał Władek — niektóre wiadomości w „Głosie
                                                    Warszawy". Spytałam Władka, w którym roku miał ten numer. Władek
                                                    powiedział, że w 1942. Ja mu przypomniałam, że „Głos Warszawy"
                                                    wychodził w 1943 r. Więc to musiało być w 1943 — poprawił Władek
                                                    — przestałem pracować u „Kempisty" we wrześniu 1942 — po aresz-
                                                    towaniu Zosi, mojej pierwszej żony, ale potem, jak się uspokoiło — to
                                                    przychodziłem jeszcze tam na Świętokrzyską. U „Kempisty" pracował
                                                    również Janek Wolański. Był tam też zarejestrowany Gomułka, jako
                                                    pracownik, ale nigdy tam nie przychodził. Tak się akurat zdarzyło, na
                                                    szczęście, że dawno odkładany wyjazd z Warszawy w sprawach firmowych
                                                    wypadł Władkowi akurat tego dnia, kiedy aresztowano Zosię. Natychmiast
                                                    potem Gestapo było u niego w domu i w biurze, wszędzie, gdzie mogli go
                                                    złapać. W biurze było po niego dwóch oficerów Gestapo, byli żartobliwie
                                                    usposobieni — grzeczni, inaczej niż zwykle się odbywało. Władek wrócił
                                                    jeszcze do sprawy wydawnictw — mówił, że niedawno rozmawiał z demo-
                                                    kratami, którzy opowiadali mu, jak mieli zorganizowaną drukarnię
                                                    — sklep z ceramiką, a w piwnicy — drukarnia. Raz przyszło dwóch
                                                    Niemców — już chcieli ich ukatrupić — tymczasem okazało się, że oni
                                                    w sprawie jakichś nieformalności handlowych. Jeżeli chodzi o te niemiec-
                                                    kie pisemka — to może o nich wiedzieć Płoski. Płoski w ogóle chyba dużo
                                                    wie, ale boi się opowiedzieć. Władek — na jego miejscu — też by się bał.
                                                    Z Płoskim Władek po raz pierwszy spotkał się na Pięknej u Szysz-
                                                    ków-Dąbków w czasie powstania warszawskiego. Zosia Szyszko umiała
                                                    zorganizować jedzenie, tak jak po wojnie — szaber mebli. Tam bywał
                                                    Płoski, Pasynkiewicz. Władek nigdy nie zapomni pewnego spotkania,
                                                    o którym zresztą nigdy potem nie wspomniał. Mianowicie, gdy on z Olkiem
                                                    szli do Chruściela-Montera — dowódcy powstania warszawskiego, na
                                                    rozmowę — w jednym z mijanych pokojów zauważyli przy stole Płoskiego
                                                    z drugim jeszcze. Płoski bardzo się zmieszał (u Szyszków był uważany za
                                                    socjalistę). Nigdy o tym spotkaniu zresztą nie było między nimi mowy.
                                                    Płoski grał na pewno podwójną rolę. Jeżeli chodzi o Montera — to był
                                                    bardzo sympatyczny człowiek, który im twierdził, że powstanie go za-
                                                    skoczyło — Bór narzucił mu dowództwo powstania nie od samego począt-
                                                    ku, a w każdym razie nie przed wybuchem. Monter był gotów iść na
                                                    wszystkie warunki w wypadku gdyby Czerwona Armia wyzwoliła War-
                                                    szawę wówczas — gotowi byli złożyć broń itd. Oczywiście Londyn był
                                                    innego zdania. Spytałam, czy Władek nie uważa, że źle się stało, że wówczas
                                                    Warszawa nie była wyzwolona (ujęłam to raczej w formie mojego przeko-
                                                    nania). Władek powiedział, że miałoby to złe i dobre strony, ale byłoby
                                                    inaczej. Dobre — bo wówczas przyszłaby, jako wyzwoliciele, powstanie
                                                    weszłoby do historii, teraz się o nim nie pisze, złe — bo byłby większy kłopot
                                                    z całą AK (momentu samej możliwości Władek nie brał pod uwagę). Mówił,
                                                    że Monter czynił próby porozumienia z tamtą stroną — najpierw przez
                                                    Londyn, ale ci nie chcieli żadnych ustępstw, drogą radiową, potem sami, ale
                                                    nie znali kodu. Monter widział beznadziejność położenia. Do niewoli poszło
                                                    20 tyś. zmobilizowanych akowców. Poszło również wielu cywili, którzy bali
                                                    się represji niemieckich w obozach koncentracyjnych. Później przyszła
                                                    Flora, rozmowa potoczna, odprowadzili mnie Alejami w stronę domu.

                                                    KSENIA
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 17.03.04, 22:11
                                                    25.V.1950 r.

                                                    Łamanie generała

                                                    Józef Kuropieska, wówczas generał brygady, aresztowany
                                                    został 13 maja 1950 r. Osadzono go w więzieniu Głównego
                                                    Zarządu Informacji MON. Swoje aresztowanie i śledztwo opisał we wspomnieniach
                                                    pt. !Nieprzewidziane przygody", których fragmenty drukowane były w różnych
                                                    tygodnikach, a wydanie książkowe ukazało się w 1988 r. Początkowo Kuropieskę
                                                    zamierzano włączyć do przygotowywanego procesu tzw. grupy Tatara, ale ponieważ
                                                    nie udało się go złamać, skazano go w tajnym procesie na karę śmierci.
                                                    Wyroku nie wykonano, ponieważ Kuropieska oświadczył, że gotów jest powiedzieć
                                                    całą prawdę. "W ciągu pierwszych 18 dni śledztwa — wspomina Kuropieska — spałem
                                                    jedynie 23 godziny i kwadrans. Liczyłem każdy wypoczynek z dokładnością do 5
                                                    minut. Ostatnie cztery dni z owych osiemnastu spędziłem bez snu. Bardzo mnie to
                                                    wyczerpało, ale zachowałem się pogodnie. W następnych tygodniach (po owych 18
                                                    dniach) spałem od 12 do 14 godzin tygodniowo — i tak przez kilkanaście
                                                    miesięcy" (s. 78-79). Wspomnienia Kuropieski można uzupełnić zachowanymi
                                                    fragmentami korespondencji jego oficerów śledczych. Nie oszczędzali się.
                                                    Pracowali po kilkanaście godzin na dobę i nie mieli czasu, by się spotkać i
                                                    wymienić uwagi. Zostawiali więc sobie notatki sprawozdawczo-instruktażowe.
                                                    4 grudnia 1955 r. Naczelny Prokurator Wojskowy gen. bryg. Stanisław Zarakowski
                                                    wykonując telefoniczne polecenie przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra
                                                    Zawadz- kiego przesłał mu odpisy tych notatek. Publikujemy je bez
                                                    żadnych zmian, zachowując tę pomieszaną chronologię, jaka występuje w
                                                    dokumencie. Nie udało się ustalić imion Świstka i Maja. Czesław Markiewicz był
                                                    majorem. Podobnie Jerzy Kornel. Ten ostatni, po usunięciu z Głównego Zarządu
                                                    Informacji, pracował jako szef działu kadr w Zarządzie Wojskowych Zakładów
                                                    Motoryzacyjnych. 3 grudnia 1955 r. otrzymał partyjną naganę z ostrzeżeniem za
                                                    swą działalność w GZI i za "szkodliwe gadulstwo po wyjściu z tej pracy". 3
                                                    września 1957 r. rozczarowany do linii partii oddał legitymację PZPR. Jeśli
                                                    żyje, ma 69 lat. Generał Kuropieska został zwolniony z więzienia 10 grud-
                                                    nia 1955 r.

                                                    Publikowany dokument przechowywany jest w VI Oddziale Akt Nowych (sygn.
                                                    509/34). POLITYKA. 46/1990
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 18.03.04, 08:00
                                                    Wyciągi z teczki notatek służbowych z przesłuchania podejrz. gen. KUROPIESKI

                                                    1. NOTATKA z dnia 3 września 1950 r.

                                                    Tow. Świstek: "K" zdenerwował się dziś, bo rozmawiałem z nim
                                                    podniesionym głosem. Nie oznacza to jednak, że się zdenerwowałem.
                                                    Zasadniczy temat rozmowy z "K" to okazanie mu zeznania Kirchmayera
                                                    i Hermana. Wykazywałem nielogiczność jego "zeznań", bezsens pozo-
                                                    stawania na tym stanowisku — przecież zeznaje na was Herman i Kirch-
                                                    mayer. "K" pozostaje nadal przy swoim stanowisku. "K" stwierdził mi, że
                                                    od południa dnia dzisiejszego jest całkiem wyczerpany fizycznie „nigdy
                                                    jeszcze się tak nie czułem jak obecnie". Odczuwa nieopisane boleści
                                                    — zresztą to daje się zaobserwować. W związku z tym dotychczas jeszcze
                                                    nie zasnął. Tow. Świstek uważam, że stan fizyczny "K" należy jeszcze
                                                    pogłębić przez pracę jak dotychczas. „K" skarżył się, że tylko jeden raz jadł
                                                    — nie może jeść, jak twierdzi. Trzeba będzie mu dawać 10 minut na posiłki.
                                                    „K" musi stracić chęć do życia, a umrzeć mu nie damy. Zróbcie notatkę
                                                    w zeszycie. Protokół i notatkę włóżcie do biurka. Kluczyk do szafy
                                                    pancernej. „K" wykazuje całkowity brak chęci do rozmów, stąd też
                                                    trudność w nawiązaniu rozmowy. Odpowiada lakonicznie, papierosów nie
                                                    dawałem. Może zrobicie próbę dając mu papierosa? Zobaczcie.
                                                    3.IX.50r.
                                                    /-/ MARKIEWICZ

                                                    2. NOTATKA z dnia 8 września 1950 r.

                                                    Kuropieska na razie nie wykazuje skłonności do pęknięcia. Zasadnicze
                                                    rozmowy z nim dotyczyły zbijania jego tezy „niewinności" i wykazywania
                                                    mu jak niepoważnie i nierozsądnie postępuje wobec ujawnionych zeznań
                                                    Hermana i Kirchmayera. W związku z tym Kuropieska odwołuje się do
                                                    Tatara, ale uzasadniałem mu, że wystarczą zeznania Kirchmayera i Her-
                                                    mana w szczególności. W czasie przesłuchania był płk ,,S", przemówił
                                                    Kuropiesce do rozumu. Kuropieska wtedy powiedział, że poczeka na
                                                    wyjaśnienia Tatara. Na co płk „S", że co będzie jeśli Tatar powie, iż dał
                                                    Kuropiesce instrukcje. Wtedy Kuropieska powiedział tak:, Jeżeli i Tatar na
                                                    mnie, to dajcie mi pistolet i palnę sobie w łeb...
                                                    c.d. notatki z dnia 8 września 1950 r.
                                                    Tow. Świstek: Na jakieś 20 minut przed wami ,,K" miał letuczkę
                                                    z Tatarem. Tatar powiedział mu, że widział się z nim w styczniu i lutym 1946
                                                    r., a później o ile pamięta w maju. „Prowadziłem z nim rozmowy na tematy
                                                    konspiracyjne i dawałem mu list dla Kirchmayera oraz od Kirchmayera
                                                    otrzymałem list przez Kuropieskę.
                                                    /-/ podpis nieczytelny.
                                                    „S" rozmawiał z „K" tak na , job". ,,K" będzie stał przez cały czas.
                                                    Gdyby Wam się pokładał na podłogę, jak to mnie uczynił, to poproście
                                                    żołnierzy, wykąpać solidnie i stać. Pracujcie do 3-ej".

                                                    3. NOTATKA z dnia 15 września 1950 r.

                                                    Spotkacie się ze zjawiskiem pokorności u ,,K", nie dajcie się tym
                                                    zasugerować. ,,K" jest wyczerpany, ja robię wszystko, by się bardziej
                                                    wyczerpał (kilka razy „K" ekscytował się). Może pozwolicie mu posiedzieć
                                                    i wtedy litujcie się nad nim argumentując Hermanem, Tatarem i Kirch-
                                                    mayerem. O godz. może 21.30-22.00 dostał szału, ale mówił, że nie powie
                                                    o swojej konspiracyjnej działalności".
                                                    II zmiana, 15.09.1950 r.
                                                    /-/ MARKIEWICZ.

                                                    4. NOTATKA z dnia 10 września (II zmiana)

                                                    Na obiedzie był 20 min. na kolacji o godz. 20-tej — ponad 15 minut trwała.
                                                    To mu się nie podobało. Mówi, że robimy kpiny, a od jutra nie będzie
                                                    chodzić na obiady i kolacje. Ja myślę, iż nie należy tego brać poważnie, bo
                                                    on na głodówkę nie pójdzie, a chyba chce tylko spróbować, czy nas może
                                                    tym zastraszy. Jeśli jej na początku nie zastosował, to i teraz nie zastosuje,
                                                    a to zimne jedzenie bardzo dobrze na niego działa w sensie korzystnym dla
                                                    nas. Na pytanie dotyczące działalności konspiracyjnej pozwalałem mu
                                                    odpowiedzieć tylko tak albo nie. Wywody jego przerywałem. Z zachowania
                                                    się nic szczególnego poza tym, że próbował się przeżuwać i wtedy mało się
                                                    z nim pobiłem. Straszył, że jeszcze jest silny.

                                                    5. NOTATKA z dnia 13 września 1950 r.

                                                    Tow. Świstek: Dziś dałem ,,K" solidny wycisk, zdenerwował się i jest jak
                                                    szmata. Bez przerwy powtarza pytanie. Uzyskałem zezwolenie na pracę
                                                    w nocy. Ja będę pracował do 5.00 rano.
                                                    II zmiana: — po Waszym wyjściu próbował mi się kłaść na podłogę
                                                    i musiałem go podnosić. Tak był wykończony, że w ogóle nie reagował na
                                                    szarpania. Co do zeznań to chwilami, jakby miał gadać, a chwilami niech go
                                                    cholera weźmie.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 18.03.04, 08:02
                                                    6. NOTATKA bez daty:

                                                    Tow. Świstek: Dziś przedstawiłem „K" zeznania Kirchmayera
                                                    z 14.VI.1950 r. dotyczące powstania kierownictwa konspiracji w OWP „K"
                                                    przeczytał je. Początkowo w czasie czytania zbladł, ale już w połowie
                                                    czytając o Floryanowiczu, zaczął się śmiać. Następnie spoważniał, przeczy-
                                                    tał do końca. „K" oświadczył, że to są brednie, a siadając śmiał się ze dwie
                                                    minuty. Śmiech bardzo sztuczny. Ja zachowałem całkowity spokój i zgryź-
                                                    liwie ironizowałem. „K" doszedł w swym nonsensownym zachowaniu do
                                                    tego, że stwierdził, iż my możemy go powiesić, ale on w swoim „sumieniu"
                                                    będzie niewinny. Ja osobiście doszedłem do wniosku takiego. „K" zro-
                                                    zumiał, że przeszliśmy do faktów — on neguje — my pokazujemy — on się
                                                    dowiaduje. Wierzę w to, że „K" będzie chciał mówić tylko o pewnej
                                                    dziedzinie swojej działalności.

                                                    7. NOTATKI z dnia 2 lipca 1950 r.

                                                    Tow. Markiewicz: Zastosowałem się do Waszych uwag zawartych
                                                    w notatce i pracę z ,,K" rozpocząłem od kontynuowania rozmowy, jaką Wy
                                                    prowadziliście z aresztowanym. — ,,K" powiedział, że do złożenia szczegó-
                                                    łowych wyjaśnień potrzebny jest mu czas do namysłu, tj. sen. Jednym
                                                    słowem powiedział, że jak mu dam czas na sen, to on sobie może pewne
                                                    szczegóły przypomnieć. Nie skorzystałem z tej propozycji i rozpocząłem
                                                    pracę wg systemu, który Kuropieska nazwał systemem ,,12". Odbywa się ta
                                                    procedura następująco:
                                                    1) ,,K" siedzi na swoim miejscu. Obok niego ustawiam dwa krzesła b.
                                                    blisko, na których siadam ja i praktykant (patrz schemat)
                                                    (rysunek)
                                                    2) ,,K" pali papierosy cały czas (moje), wypalił ok. 25 szt., ja też palę cały
                                                    czas.
                                                    3) Okno zamknięte cały czas na „beton", w pokoju ciemno od dymu,
                                                    duszno i b. gorąco.
                                                    4) Kuropiesce zadajemy stale jeden przez drugiego jedno pytanie
                                                    w różnych odmianach „Zeznajcie o prowadzonej przez was działalności
                                                    konspiracyjnej, wywiadowczej, organizacyjnej, wywrotowej, spiskowej
                                                    itp.".
                                                    5) Mówimy jednocześnie, tj. jeden argumentuje, drugi zadaje pytanie
                                                    i tak bez przerwy.
                                                    „K" znosi to b. ciężko. Wybitnie zdenerwowany. Co godzinę posyłam go
                                                    na prysznic.
                                                    Na wstępie poczęstowałem go czereśniami, a później nie dałem mu cały
                                                    czas wody, „bo po owocach nie wolno pić wody, bo z tego można dostać
                                                    sraczki" itp. — był wściekły! Mam zamiar pracować tym systemem kilka
                                                    dni. — Pracowałem do godz. 3.00.
                                                    2.VII.50 r.
                                                    /-/ podpis nieczytelny
                                                    Tow. Kornel.
                                                    Dziś zastosowałem Waszą metodę, ale nie na pełnych obrotach. Metoda
                                                    słuszna. Można pozostać przy niej przez kilka dni. Widzicie zmiany na „K",
                                                    teraz on prosi o pomoc. Jeszcze nie mówi, ale mam nadzieję, że ta metoda
                                                    powinna dać rezultat w najbliższym czasie. Obiecał wyjaśnić sprawę
                                                    wizyty Hermana u Spychalskiego. Nasze pytanie: „Konspiracyjna działal-
                                                    ność .
                                                    2.VII.50 r.
                                                    /-/ MARKIEWICZ

                                                    8. NOTATKA z dnia 22 września 50 r.

                                                    Tow. Kornel:
                                                    Pracowałem do 18.30. Kuropieska w dalszym ciągu podtrzymuje, że jest
                                                    niewinny, prosi o skonfrontowanie mu faktów lub ludzi. „K" prosił, ale to
                                                    już naprawdę prosił, abym pozwolił mu godzinę spać. Nie ma już siły, tak
                                                    mówi. Dwa razy mówił od rzeczy. Cały czas rozmawiałem z nim na temat
                                                    prawdomówności.
                                                    /-/ MARKIEWICZ kpt.

                                                    9. NOTATKA bez daty:

                                                    Tow. Markiewicz — Z Kuropieska pracowałem do 3.00. Prawie cały czas
                                                    poświęciłem argumentacji i perswazji, które skutku nie odniosły.
                                                    Pozytywny objaw jednak notuję: Kuropieska zaczyna spać na jawie.
                                                    Dziś omawiając działalność artystyczną jednego z kolegów w Woldenber-
                                                    gu zaczął coś ni w pięć, ni w dziewięć pleść ,,o szpitalu dla wiernych, gdzie
                                                    mogliby oni czcić pamięć zmarłych". Poza tym twierdzi, że w kącie koło
                                                    okna rośnie krzak bzu, a koło jego taburetu „jakiś duży — cudowny
                                                    kwiat".
                                                    Ta cała prawie nocna praca nie może (szczególnie po 24.00) dać żadnych
                                                    rezultatów w sensie logicznych zeznań, bo facet jest strasznie zmęczony.
                                                    Nie można powiedzieć, by spał, ale w każdym razie nie bardzo wie, co się
                                                    z nim dzieje. Przychodzę o 19.00.
                                                    /-/ KORNEL mjr

                                                    10. NOTATKA bez daty:

                                                    O godz. 1.40 „K" upadł głową na podłogę, leżąc, kazałem mu się
                                                    podnieść, co uczynił po 2-3 minutach. Po tym fakcie kpiłem trochę, że sztuki
                                                    wyprawia — „K" był w stanie, w jakim jeszcze do tego czasu z pewnością
                                                    nie był spotykany. Zdenerwowanie — w największych rozmiarach i patrzy
                                                    na krzesło z zaciśniętymi pięściami.

                                                    11. NOTATKA: bez daty:

                                                    Tow. Maj.
                                                    „Dziś wydarzył się taki incydent. Kazałem ,,K" opowiedzieć swój
                                                    życiorys. Ponieważ opowiadał niedokładnie, kazałem mu powtórzyć. ,,K"
                                                    wyraził się wówczas, żebym zapytał jego ojca. Oświadczyłem, że to fizyczna
                                                    niemożliwość. „K" na podstawie tego oświadczył „a więc mój ojciec umarł"
                                                    i wybuchnął spazmatycznym płaczem. Nie wydaje mi się, aby dorosły
                                                    człowiek tak się rozbeczał. Sądzę, że te historie rujnują jego twardość.
                                                    Gdyby zapytał Was o śmierć ojca powiedzcie, że nic o tym nie wiecie...
                                                    Za zgodność wyciągów:
                                                    (Podpis nieczytelny)
                                                    8.XII.55 r.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 18.03.04, 08:22
                                                    Aresztowanie Władysława Gomulki

                                                    Raport podpułkownika Józefa Światło, zastępcy dyrektora Biura Specjalnego
                                                    Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (Biuro Specjalne wkrótce przekształci
                                                    się w X Departament) wymaga kilku wyjaśnień. Oczywiście tego, że "W" to
                                                    Władysław Gomułka, a "Z" to Zofia Gomułkowa, łatwo się domyślić. Wspomniana tu
                                                    ochrona osobista to czterej pracownicy Departamentu Ochrony Rządu, którzy
                                                    oficjalnie, za wiedzą Gomułków, przyjechali z nimi do Krynicy. Gomułka nie miał
                                                    żadnych złudzeń, że mają go oni nie tyle ochraniać, co kontrolować, ale był w
                                                    tej sprawie bezradny. Rzeczywiście przekazywali oni codzienne raporty do MBP o
                                                    tym, co Gomułka robił, z kim się spotykał, w jakim był nastroju. Istniała
                                                    również obserwacja zewnętrzna, o której Gomułka nie wiedział, ale której
                                                    zapewne się domyślał. Specjalna, przysłana z Warszawy grupa prowadziła
                                                    inwigilację. Proces, którym Gomułka się interesował, to proces genera-
                                                    łów Stanisława Tatara, Stefana Mossora, Jerzego Kirchmayera, Franciszka Hermana
                                                    i pięciu innych oskarżonych, który toczył się w tym właśnie czasie i był
                                                    transmitowany przez radio. Był to proces oparty o wymuszane torturami zeznania
                                                    i miał on przygotowywać proces Mariana Spychalskiego. Zwieńczeniem miał być
                                                    proces Gomułki. Gomułka od dłuższego już czasu spodziewał się aresztowania.
                                                    Wynika to z zachowanych raportów agentów, których bezpieka umieściła w
                                                    otoczeniu Gomułki (przede wszystkim z raportów „Pewnego", „Marka", „Czarnej", a
                                                    w pewnym sensie i „Kseni"). Obiekt, do którego przywieziono Gomułków, to
                                                    kompleks MBP w Miedzeszynie pod Warszawą. Znajdowało się tam tajne więzienie
                                                    podlegające Biuru Specjalnemu, a później X Departamentowi. Wszyscy uczestnicy
                                                    akcji krynickiej musieli następnego dnia napisać następujący tekst:
                                                    „Zobowiązuję się zachować w ścisłej tajemnicy, nie rozmawiać i nie ujawniać
                                                    przed nikim, nawet przed swoimi przełożonymi, o tym co robiłem, widziałem i
                                                    słyszałem będąc na pracy specjalnej w Warszawie i terenie". Poza wspomnianymi
                                                    czterema pracownikami Departamentu Ochrony Rządu zobowiązania podpisali: Jan
                                                    Madej z Wydz. "A" MBP, sierżant Jan Maj, wywiadowca sekcji II wydziału "A" WUBP
                                                    Kielce, starszy sierżant Władysław Małkiewicz, kursant szkoły wydziału "A" MBP,
                                                    starszy sierżant Ryszard Kozłowski, referent personalny WUBP Gdańsk, Ireneusz
                                                    Koniusz, starszy wywiadowca sekcji IV wydziału "A" WUBP Opole, Jan Konieczny,
                                                    wywiadowca sekcji IV WUBP w Krakowie, chorąży Marian Kowalczyk, starszy
                                                    wywiadowca sekcji IV wydziału "A" WUBP Olsztyn, chorąży Włodzimierz Kiezik,
                                                    starszy wywiadowca sekcji I wydziału "A" WUBP Szczecin, sierżant Szymon
                                                    Gregorowicz, wywiadowca sekcji I wydziału "A" WUBP Wrocław. Warto zwrócić
                                                    uwagę, jak starannie dobierana była ekipa ppłk. Światły — z różnych stron
                                                    Polski. Niektórzy z nich zostaną ściągnięci do Warszawy i będą pełnić służbę w
                                                    tajnym więzieniu w Miedzeszynie. Raport kapitana Bienia stanowi uzupełnienie
                                                    raportu Światły. Jaki był cel tej wyprawy na spotkanie samochodu wiozącego
                                                    Gomułków, trudno powiedzieć. W każdym razie poziom techniki nie był — łagodnie
                                                    mówiąc — imponujący. List Władysława Gomułki, pisany ręcznie, piórem, pow-
                                                    stał w ponad rok po aresztowaniu. Przez ponad pół roku Gomułka był całkowicie
                                                    izolowany i poza strażnikami nikt z nim nie rozmawiał. Przesłuchania prowadzone
                                                    przez wiceministra BP, gen. Romkowskiego, pułkownika Fejgina i majora
                                                    Michalaka, który był oficerem śledczym Gomułki, rozpoczęły się 21 lutego 1952r.
                                                    Nie stosowano żadnych środków przymusu. W aktach śledztwa zachowały się dwie
                                                    niewielkie, prostokątne kartki z pisanym piórem przez Bolesława Bieruta
                                                    następującym tekstem (podkreślenia Bieruta): "Dotyczy Gomułki. Czym Gomułka był
                                                    w świetle znanych dotąd faktów? Czy można postawić zarzut równości między nim a
                                                    Spychalskim? Gomułka — stoczenie się od oportunizmu do frakcji i zdrady
                                                    — a więc staczanie się, a nie wróg, który od razu z zamiarami wrogimi przyszedł
                                                    do ruchu i tylko mniej lub więcej zręcznie osłaniał swoje wrogie oblicze i
                                                    zamiary. Zadaniem śledztwa jest w pierwszym rzędzie ujawnić
                                                    — wrogą działalność Gomułki, wszystko — główne jej przejawy, cele i motywy,
                                                    powiązania etc. — zbadanie drogi rozwojowej. Węzłowe zagadnienia. Spiskowanie w
                                                    Partii i przeciw Partii i dlatego węzłowe okresy to okres 1943-1944,
                                                    1947-1948 (szczeg. 1948 r.) treść kontaktu ze Spychalskim, przyparcie go, że
                                                    cały szereg przestępczych kroków Spychalskiego było mu znanych". Tę instrukcję
                                                    mieli wypełnić treścią oficerowie prowadzący śledztwo.

                                                    Publikowane dokumenty przechowywane są w VI Oddziale Archiwum Akt Nowych
                                                    (sygn. 509/128).

                                                    POLITYKA, 31/1990
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 19.03.04, 18:01
                                                    Warszawa, dnia 4 sierpnia 1951 r.

                                                    Ściśle tajne

                                                    RAPORT

                                                    Wykonując rozkaz wyjechałem dnia 1.VIII. 1951 r. o godz. 16.30 do
                                                    Krynicy. O godz. 20.30 byłem w Krakowie, gdzie otrzymałem rozkaz
                                                    (telefoniczny) od V-Ministra B.P. gen. Mietkowskiego wykonania spec.
                                                    zadania. Wyjechałem do Krynicy i na miejscu byłem nazajutrz o godz. 3-ej.
                                                    Ze względu na zmęczenie szoferów posłałem ich odpocząć.
                                                    O godz. 6-ej wezwałem do siebie kierownika ochrony osobistej oraz
                                                    kierownika obserwacji zewnętrznej, którzy poinformowali mnie, że "W"
                                                    czuje się dobrze, wychodzi codziennie na deptak, celem wysłuchania
                                                    komunikatu o przebiegu procesu (do chwili rozpoczęcia się procesu radia
                                                    nie słuchał). Dowiadując się, że "Z" o godz. 7-ej ma pójść po wodę do pijalni,
                                                    postanowiłem wprowadzić 3 ludzi do pokoi, znajdujących się obok pokoju
                                                    "W" i wykorzystując nieobecność "Z" wejść do pokoju "W".
                                                    Kpt. Bubak otrzymał zadanie wejść do pokoju "W" z ochroną osób. "W"
                                                    Uściłką, zająć miejsce przy oknie i drzwiach, a ja z por. Pańczyniakiem za
                                                    nimi. W pokoju zastaliśmy "W" leżącego w łóżku. Przedstawiłem mu się,
                                                    oświadczając, iż otrzymałem polecenie swoich władz przełożonych przyje-
                                                    chać z nim do Warszawy. "W" na to oświadczył mi, że aresztować mamy
                                                    prawo jedynie wtedy, gdy mamy na to zezwolenie Marszałka Sejmu, gdyż
                                                    on jest posłem, a po drugie jest chory i bez zezwolenia lekarza nie wyjedzie.
                                                    Wytłumaczyłem mu, że nie przyjechałem go aresztować, a jedynie mam
                                                    z nim przyjechać do Warszawy i wobec tego, że odpowiadam za jego życie
                                                    i od chwili kiedy mu to zakomunikowałem nie mam prawa go opuścić,
                                                    proszę go, by mi nie robił trudności w wykonaniu rozkazu. Zapytałem go,
                                                    jaki jest stan jego zdrowia, czy ma temperaturę, kiedy był ostatnio badany
                                                    i co lekarz mu powiedział. "W" oświadczył, że nie gorączkuje, odczuwa
                                                    tylko bóle żołądkowe i nie jest w stanie jechać samochodem. Tłumaczyłem
                                                    mu, że nie widzę potrzeby wzywania lekarza, że będziemy jechać wolno
                                                    tak, że na pewno nie będzie odczuwał bólów, ewentualnie możemy
                                                    pojechać sanitarką. W tym czasie do pokoju weszła "Z" i widząc nas zapytała, co
                                                    się stało, że tylu ludzi jest w pokoju. Powiedziałem jej, kim jesteśmy i cel
                                                    naszego przyjazdu. "Z" zaczęła histeryzować, płakać, krzyczeć: kogo dzisiaj w
                                                    Polsce aresztują, ludzi kryształowych — i że nigdzie się nie ruszy, dopóki
                                                    "W"
                                                    nie wyzdrowieje. Zwróciłem jej uwagę w dość ostrej formie, by zachowywała się
                                                    ciszej i nie histeryzowała, lecz przystąpiła do pakowania swoich rzeczy, gdyż w
                                                    przeciwnym razie będę zmuszony wydać polecenie swoim ludziom, by to zrobili.
                                                    Przekonywanie "W" jak i "Z" trwało od 7-ej do 9-ej. Bardziej agresywną i głośną
                                                    była "Z". W pewnym momencie "Z" zwróciła się do pracowników aparatu
                                                    Bezpieczeństwa będących w pokoju, oświadczając, że dzieją się ogromne krzywdy,
                                                    że aresztują obecnie ludzi niewinnych, ludzi, którzy mają ogromne zasługi dla
                                                    Partii. Gdyby ona wiedziała, że "W" jest winien, nie pozostawałaby przy nim ani
                                                    chwilę, ale ona zna jego całe życie, wychowali się w ogromnej nędzy, całe życie
                                                    oddali sprawie, a teraz za to wszystko czeka ich więzienie. Lepiej było zginąć
                                                    w okresie okupacji, niż doczekać się tego co dziś ich spotkało. Na to jej
                                                    odpowiedziałem, że za partią nie trzeba nas agitować, a przeciwko partii
                                                    niech nie agituje, gdyż daremny jej trud i nie życzymy sobie słuchać jej
                                                    wypowiedzi. "W" zachowywał się zewnętrznie spokojnie, natomiast jego
                                                    wypowiedzi były bardziej upolitycznione i cechowała je duża zjadliwość.
                                                    Zwracając się do "Z" powiedział: szkoda twoich nerwów, przecież wiesz, że
                                                    to wszystko co mi zarzucają to jedno wierutne kłamstwo, na pewno ktoś
                                                    napisał na mnie nowy paszkwil, lecz ja mam nad nimi przewagę, jestem
                                                    czysty i nie mam za sobą żadnych brudów, niesprawiedliwością nie można
                                                    budować sprawiedliwości. Po dłuższej dyskusji przekonałem "W", że należałoby
                                                    wyjść nie zwraca jąc na siebie specjalnej uwagi i to w jego interesie. W końcu
                                                    zgodził się na wyjazd, lecz pod warunkiem, że pociągiem. Pociąg miał odejść o
                                                    godz. 10-ej, spakowani byli o 9.45. Walizki zniesiono do samochodów,
                                                    proponowałem zjechać windą, na co się nie zgodził. Do samochodu też nie chciał
                                                    wsiąść, lecz gdy zwróciłem uwagę, że jest już późno i możemy spóźnić się na
                                                    pociąg, wsiadł. Gdy odjechaliśmy z sanatorium, w drodze oświadczyłem mu, że
                                                    pojedziemy do Krakowa, skąd samolotem udamy się do Warszawy —
                                                    odpowiedział:
                                                    teraz jestem w waszych rękach. Jechaliśmy bardzo ostrożnie i powoli, gdyż droga
                                                    między Krynicą a Krakowem jest uszkodzona. Między Brzeskiem a Bochnią zrobiłem
                                                    odpoczynek i zjedliśmy śniadanie. W obecności "W" wysłałem kpt. Szenauka do
                                                    Krakowa, by zamówił bilety na samolot i zakupił żywność. (Sprawę kupna biletów
                                                    na samolot omówiłem z kpt. Szenaukiem po drodze w czasie krótkiej przerwy, że
                                                    zamelduje, iż nie mógł dostać biletów na samolot). W Krakowie (Podgórze)
                                                    na jednej z bocznych ulic zatankowaliśmy do samochodu benzynę i wyjechaliśmy na
                                                    szosę warszawską, gdzie zarządziłem w lasku odpoczynek. Po 1/2 godz. przyjechał
                                                    kpt. Szenauk i zameldował, że biletów nie mógł dostać
                                                    — wspólnie z "W" bardzo żałowaliśmy z tego powodu. O godz. 14.30
                                                    ruszyliśmy w drogę. W drodze "W" prosił o herbatę — chcąc zadośćuczynić
                                                    jego prośbie posłałem szofera i jednego pracownika do Miechowa, 40 km po
                                                    herbatę. Samochód z herbatą dołączył do nas w czasie odpoczynku pod
                                                    Chęcinami. "W" był zdziwiony moim stosunkiem do niego, dziękował za
                                                    wszystko, mówiąc przy tym: wolałbym być jednak wolnym i nie doznawać
                                                    Waszej opieki, a "Z" powiedziała, że zgodziłaby się pieszo wrócić do
                                                    Krynicy, by tylko być wolną. Przez całą drogę atmosfera była swobodna,
                                                    żartowano. "W" prowadząc rozmowę z kpt. Szenaukiem powiedział: no
                                                    cóż, Bezpieczeństwo ma sukces, aresztowało Gomułkę. Przez cały czas "W" jak
                                                    i "Z" interesowali się, czy jadą na Mokotów, uspokajałem ich, że nie.
                                                    O godz. 17.30 minęliśmy Kielce. Z Kielc do Warszawy starałem się robić
                                                    małe przerwy, jechałem powoli, by do Warszawy przyjechać wieczorem,
                                                    kiedy będzie ciemno. Na obiekt przyjechaliśmy o godz. 21-ej.
                                                    "W" został umieszczony na obiekcie w budynku nr l, "Z" została
                                                    umieszczona na obiekcie w budynku Nr 2. W Krynicy pozostał pracownik Ochrony
                                                    Rządu dla załatwienia formalności związanych z Domem Zdrojowym. Pracownikowi
                                                    Wydz. A. poleciłem wyjechać pociągiem z Krynicy o godz. 17-ej.

                                                    (Światło, ppłk.) 2 egz.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 19.03.04, 18:06
                                                    Warszawa, dnia 3.8.1951 r.

                                                    ściśle tajne

                                                    Do Dyrektora Biura Specjalnego MBP płk. Fejgina

                                                    RAPORT

                                                    Melduję, że z Warszawy wyjechaliśmy dnia 2.8.51 r. o godz. 12.45.
                                                    Zgodnie z rozkazem ob. gen. Mietkowskiego łączność radiową próbowaliśmy
                                                    nawiązać o godz. 14.30 w Radomiu, lecz Warszawa nie odzywała się.
                                                    Szydłowiec osiągnęliśmy o godz. 15.30, skąd również nie udało się nam
                                                    nawiązać łączności. Dopiero o godz. 16.30 nadaliśmy pierwszy radiogram.
                                                    Kielce osiągnęliśmy o godz. 17.15. Ponieważ zostało nam 40 l benzyny, a nie
                                                    znaliśmy naszego zapotrzebowania — wóz udał się do miasta po benzynę,
                                                    a ja zostałem na szosie celem kontynuowania obserwacji. O godz. 17.30
                                                    minął mnie obiekt. Ponieważ radiostacja — wbrew porozumieniu z jej
                                                    kierownikiem nie wróciła po mnie na szosę — udałem się po 15 minutach na
                                                    stację benzynową, gdzie zastałem wóz unieruchomiony (defekt w motorze).
                                                    Po kilkunastu minutach udało się nam wyzwać d-ctwo KBW, które jednak
                                                    nie chciało przyjąć naszego radiogramu, nim nie odbierzemy ich meldun-
                                                    ku. Skutkiem tego wszystkiego nasz radiogram o obserwowanym obiekcie
                                                    został wysłany z opóźnieniem — o godz. 18.24.
                                                    Ponieważ kierowcy wozu nie udało się usunąć uszkodzenia, udaliśmy
                                                    się do jednostki KBW z prośbą o pomoc. W tym czasie linia WCz została
                                                    uszkodzona, a jeszcze uprzednio d-ctwo KBW meldowało, że nie można
                                                    pracować kluczem i poleciło posługiwać się otwartym tekstem przez
                                                    mikrofon, co zresztą nie udało się nam, w tym stanie rzeczy — zdecydowa-
                                                    łem się nadać meldunek przez dalekopis. Wóz został naprawiony w dniu
                                                    dzisiejszym o godz. 3, do Warszawy przybyliśmy o godz. 7. Nadmieniam, że
                                                    każdorazowa próba nawiązania łączności i nadanie radiogramu trwało 20 minut.

                                                    /-/ Bień A. kpt.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 19.03.04, 19:59
                                                    LIST GOMUŁKI

                                                    GOMUŁKA WŁADYSŁAW dnia l sierpnia 1952 r.

                                                    Do Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na ręce Prezesa Rady Ministrów w Warszawie
                                                    za pośrednictwem KC PZPR

                                                    W dniu 2 sierpnia 1951 r. zostałem wraz z żoną pozbawiony wolności,
                                                    a w kilka dni później podano mi do wiadomości podpisane przez Ministra
                                                    Bezpieczeństwa Publicznego postanowienie Rządu, że zostałem izolowany
                                                    aż do czasu powzięcia przez Rząd ponownej decyzji. Przyczyny izolacji
                                                    i podstawy prawne nie zostały w postanowieniu wymienione, ani też
                                                    podane mi do wiadomości po dzień dzisiejszy.
                                                    W lutym br. dowiedziałem się, że KC PZPR powołał Partyjną Komisję
                                                    Śledczą złożoną z 3 członków funkcjonariusze w Ministerstwa Bezpieczeń-
                                                    stwa, która to komisja w lutym i marcu br. przeprowadziła kilkanaście
                                                    protokolarnych przesłuchań na temat mojej działalności partyjnej w okre-
                                                    sie okupacji, lecz również nie podała mi do wiadomości ani przyczyn, ani
                                                    podstaw prawnych pozbawienia mię wolności.
                                                    Minął więc już rok od czasu osadzenia mię w miejscu izolacji i cał-
                                                    kowitego odcięcia od świata zewnętrznego (nie otrzymuję ani listów, ani
                                                    gazet, lub czasopism, mimo wielokrotnego zwracania się o to) a dotychczas
                                                    nie podjęto zapowiedzianej w uchwale Rządu z dnia 2/VIII.1951 r. ponow-
                                                    nej, pozytywnej dla mnie decyzji, tj. nie przywrócono mi wolności.
                                                    Kilkakrotnie zwracałem się o bezpośrednie skontaktowanie mię z przed-
                                                    stawicielem kierownictwa Centr. PZPR, wielokrotnie odpowiedzialni pra-
                                                    cownicy Minist. Bezp. Publ. komunikowali mi, że kierownictwo Centr.
                                                    PZPR przeprowadzi ze mną rozmowę, lecz dotychczas to się nie stało.
                                                    Nigdy nic takiego nie popełniłem, co uzasadniałoby pozbawienie mię
                                                    wolności przez władzę Rządu Ludowego. Nie uchylałem się nigdy od
                                                    zeznań, które mogłyby się przyczynić do wyświetlenia i zdemaskowania
                                                    działalności wrogich agentur, przeciwnie — na długo przed 2/VIII.1951 r.
                                                    dałem temu pisemny wyraz, jak też wówczas jeszcze pisemnie zaznaczy-
                                                    łem wobec kier. Centr. PZPR, że na żądanie gotów jestem zawsze do
                                                    dalszych wyjaśnień wszystkiego, co mi jest znane. Pozbawienie mnie
                                                    wolności uważani więc za ciężką, niezawinioną krzywdę i karę.
                                                    Niezależnie od powyższego przedłużanie izolacji może się skończyć dla
                                                    mnie tragicznie w postaci fizycznego kalectwa. Już od 7 miesięcy nie jestem
                                                    w stanie chodzić, a mogę się tylko z trudem i wysiłkiem powoli posuwać.
                                                    Stan ten zaistniał w rezultacie ciężkiego zranienia i skomplikowanego
                                                    złamania uda lewej nogi, co miało miejsce przed 21 laty w Łodzi, w czasie
                                                    konspiracyjnej konferencji przedstrajkowej włókniarzy. Uszkodzono mi
                                                    wówczas nerw skokowy, tak że lewa noga pozostała w poważnym stopniu
                                                    niedowładna. Obecnie, w/g orzeczenia lekarzy uszkodzony nerw ulega
                                                    regeneracji. Proces tej regeneracji rozpoczął się, względnie zacząłem go
                                                    odczuwać coraz bardziej boleśnie i uciążliwie jeszcze w listopadzie 1951 r.,
                                                    trwa już zatem 10 miesięcy, a rezultat jest taki, że jestem w tej chwili
                                                    kaleką. Moim zdaniem lekarze, którzy mię dotychczas badali i leczyli, bądź
                                                    nie doceniają mego stanu, bądź też nie chcą mi powiedzieć swego faktycz-
                                                    nego zdania. Jestem głęboko przeświadczony, że stosowane środki lecz-
                                                    nicze w obecnych warunkach izolacji są wielce ograniczone i dostosowane
                                                    do tych czterech ścian, w których przebywam. Jest rzeczą lekarzy orzekać,
                                                    czy i na ile sam stan izolacji, wywołujący ogólne osłabienie systemu
                                                    nerwowego, zwłaszcza przy niemożności spacerowania po pokoju, czy
                                                    w czasie spaceru, wpływa w sposób ujemny na regenerację uszkodzonego
                                                    nerwu. Ten długotrwały proces regeneracji nerwu i nikłe jego rezultaty są
                                                    dla mnie przerażające, gdyż stale mam przed oczami widmo ciężkiego
                                                    kalectwa. Od 2 i pół miesięcy lekarze nawet nie stwierdzili, jakie są
                                                    rezultaty stosowanych środków leczniczych.
                                                    Czy za całą moją pracę, za całe moje życie ciężkie i krwawe, za ciężkie
                                                    okaleczenie mnie na robocie partyjnej zasłużyłem na to, aby mi obecnie
                                                    odmówić normalnych, ludzkich warunków leczenia się i zastosowania
                                                    najbardziej skutecznych środków leczniczych, jakimi medycyna rozporzą-
                                                    dza. Czy ewentualnych dalszych zeznań nie mogę złożyć po zniesieniu
                                                    izolacji i przywróceniu mi wolności, choćby tylko dla tego powodu, abym
                                                    mógł się leczyć w normalnych warunkach i być może wyleczyć? Dlaczego
                                                    jeszcze bardziej utrudnia się każdą godzinę mego przebywania w tych
                                                    czterech ścianach przez pozbawienie prasy i wiadomości od rodziny?
                                                    Czuję się głęboko i niezasłużenie skrzywdzony.
                                                    Zwracam się do Rządu Rzeczypospolitej Polskiej z prośbą, aby wobec
                                                    przytoczonych powyżej okoliczności przywrócił mi wolność i umożliwił mi
                                                    leczenie się oraz powiadomił mię o powziętej decyzji.

                                                    W. Gomułka egz. 5/KM
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 11:53
                                                    Przygotowania do procesu Gomułki

                                                    Ta sporządzona w kilka tygodni po aresztowaniu Władysława Gomułki notatka
                                                    świadczy, jak starannie zbierano materiały, które miały stać się podstawą aktu
                                                    oskarżenia. Należy oczywiście pamiętać, że cytowane tu zeznania w wielu
                                                    wypadkach były wymuszane biciem i torturami. Ci ludzie byli już tak
                                                    spreparowani, że zeznawali wszystko, czego wymagali od nich oficerowie śledczy.
                                                    Czym innym były natomiast raporty agentów z otoczenia Gomułki. "Marek" był
                                                    bliskim współpracownikiem Gomułki w ZUS-sie, "Pewny" stał się przyjacielem
                                                    domu. Zachowały się raporty obu, łącznie z udzielanymi im instrukcjami. Udało
                                                    się też ustalić ich nazwiska.

                                                    "Notatka" jest maszynopisem. Przechowywana jest w VI Oddziale AAN
                                                    (sygn. 509/71).

                                                    Warszawa, dnia 4 września 1951 r. Ściśle tajne

                                                    Notatka informacyjna dotycząca GOMUŁKI Władysława sporządzona na podstawie:

                                                    1. Materiałów oficjalnych
                                                    a) ankieta personalna
                                                    b) archiwum defy
                                                    c) wspomnienia Chełchowskiego
                                                    d) wspomnienia Spychalskiego
                                                    e) protokoły z posiedzeń KC PPR z 1944 r.
                                                    f) przemówienie Gomułki na III Plenum KC PZPR
                                                    g) pismo Gomułki do tow. Bieruta
                                                    h) pismo Spychalskiego do Biura Politycznego
                                                    i) pismo Logi Sowińskiego do Sekret. KC PZPR
                                                    j) oświadczenie „Jasnego" — Zawadzkiego złożone w MBP
                                                    k) raport kpt. Winiarskiego do Dep. Ochr. Rządu
                                                    1) notatka v-dyr. U.S. — Potockiego do KW PZPR

                                                    2. Materiałów śledczych
                                                    podejrz. PEAS Julian
                                                    " SZCZĘSNY DOBROWOLSKI
                                                    " SOBIERAJSKI Wiesław
                                                    " SPYCHALSKI Marian
                                                    " ROMAN Władysław
                                                    " SOWIŃSKA Stanisława
                                                    " JAROSZEWICZ Emilia
                                                    " NIENAŁTOWSKI Stanisław
                                                    " LECHOWICZ Włodzimierz
                                                    " DUBIEL Józef
                                                    " PAJOR Witold
                                                    " WILKOŃSKI Wojciech
                                                    " WOJNAR Mieczysław
                                                    " PODGÓRSKA Wanda
                                                    " KORCZYŃSKI Stefan
                                                    św. JAWORSKI Michał
                                                    " SMĘTEK Stefan
                                                    " PEAS Stanisława
                                                    " SKONECKI Czesław
                                                    " ISSAT-KOSZUTSKA Jadwiga
                                                    " KOWALSKI Aleksander
                                                    " ZALCMAN Nechemia
                                                    " BROJEWSKI Maksymilian
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 11:59
                                                    3. Materiałów agenturalnych

                                                    inf. ps. "Pewny" " ps. "Marek"
                                                    obserwacja spec.

                                                    GOMUŁKA Władysław ps. "Wiesław" s. Jana i Kunegundy z d. Bażan, ur. 6.II.1905
                                                    r. w Krośnie, pochodzenie robotnicze, ślusarz. Do 1948 r. Sekr. Gen. PPR,
                                                    obecnie dyr. ZUS Oddz. Warszawski.

                                                    I. W ankiecie personalnej do KC PPR GOMUŁKA podaje o sobie: Urodził
                                                    się w Krośnie w rodzinie robotniczej. Ojciec był robotnikiem fabrycznym,
                                                    członkiem PPS. Do szkoły uczęszczał w Krośnie, gdzie ukończył trzy klasy
                                                    szkoły wydziałowej. W latach 1922-23 należał na terenie Krosna do
                                                    młodzieżowej organizacji "Siła". W 1925 r. należał do Niezależnej Partii
                                                    Chłopskiej. W KPP zajmował kolejno funkcje członka Centralnego Wy-
                                                    działu Zawodowego i sekr. Okr. Kom. KPP na Śląsku. Był na szkole KPP
                                                    w Moskwie. W 1930 r. był delegatem na 8 Sesję Profinternu w Moskwie.
                                                    W 1930-31 r. był sekretarzem Związku Chemicznego Okr. Krakowskiego
                                                    i sekr. gen. tegoż związku, a w końcu sekretarzem gen. Lewicy Związkowej
                                                    w Polsce. W 1931 r. podczas nielegalnego zebrania Lewicy Związku
                                                    Włókniarzy w Łodzi został ranny, aresztowany i skazany na 4 lata
                                                    więzienia. W 1936 r. został aresztowany w Chorzowie i ponownie skazany
                                                    na 5 lat więzienia. Z będących w naszym posiadaniu akt "defy" wynika, że
                                                    GOMUŁKA w latach od 1928 do stycznia 1931 zamieszkiwał w Zawierciu,
                                                    gdzie utrzymywał kontakt z członkami KZMP i KPP. W styczniu 1931 r.
                                                    wyjechał do Warszawy, gdzie zamieszkał przy ul. Barczewskiego 10 m 18
                                                    i objął funkcję Generalnego Sekretarza Zw. Zaw. Przem. Chemicznego.
                                                    7 marca 1931 r. GOMUŁKA został zatrzymany na Dworcu Wschodnim
                                                    w Warszawie, gdy chciał wyjechać do Pińska na zebranie tamtejszego Zw.
                                                    Zaw. Przem. Chemicznego. W czasie rewizji w jego mieszkaniu znaleziono
                                                    odezwę p.t. "Tworzymy masową organizację Lewicy Związkowej" pod-
                                                    pisaną przez niego, okólniki Zw. Zaw. Przem. Chem. i okólniki do
                                                    wszystkich rewolucyjnych Zw. Zawodowych i Lewicy Związkowej, pod-
                                                    pisane przez GOMUŁKĘ. Po przesłuchaniu został zwolniony przez sędzie-
                                                    go śledczego. 30 kwietnia 1931 r. został zatrzymany i osadzony w więzieniu
                                                    za przygotowanie wystąpień 1-majowych. Od 19 listopada 1931 r. był
                                                    poszukiwany przez „defę" w związku z rewizją przeprowadzoną w tym
                                                    dniu w jego mieszkaniu i ujawnionymi tam materiałami. Aresztowany
                                                    został w sierpniu 1932 r. w Łodzi na zebraniu członków KPP i skazany na
                                                    4 lata więzienia. W 1934 r. GOMUŁKA zwrócił się z prośbą do Prokuratury
                                                    o 3-miesięczny urlop zdrowotny. Urlop ten otrzymał i już do więzienia nie
                                                    powrócił. W kwietniu 1936 r. GOMUŁKA został aresztowany na Śląsku
                                                    i skazany na 7 lat więzienia, a w drugiej instancji wyrok zmniejszono do
                                                    5 lat. Odnośnie działalności GOMUŁKI w okresie jego pobytu w Zawierciu,
                                                    podejrz. PEAS Julian, b. funkcj. p.p. w Zawierciu, zeznaje w prot. z dn.
                                                    28.XI.1949 r. co następuje:
                                                    ...Spotykałem się u KWAPIŃSKIEGO z GOMUŁKA Władysławem i BA-
                                                    RYŁĄ i innymi, których nazwisk nie mogę sobie przypomnieć. Wszyscy oni
                                                    wiedzieli, że ja jestem w policji, ja również wiedziałem o GOMUŁCE Wł., że
                                                    jest mieszkańcem Zawiercia, ul. Piłsudskiego, że jest komunistą, ale
                                                    działalności na zewnątrz nie przejawiał. Ja ze swej strony nie kryłem się
                                                    w policji, że spotykani się z GOMUŁKA i KWAPIŃSKIM, a także innymi,
                                                    co do których uważałem, że też są komunistami. KWAPIŃSKI mieszkał
                                                    wówczas przy ul. Górnośląskiej, za pierwszym przejazdem kolejowym.
                                                    GOMUŁKA miał w policji opinię komunisty, ale ze względu na nie-
                                                    przejawianie żadnej działalności nie był przez nas niepokojony. Podkreś-
                                                    lam, że żadnych zadań od kierownictwa komisariatu co do GOMUŁKI, jak
                                                    i KWAPIŃSKIEGO nie otrzymałem, gdyż kier. KWAPISZ wiedział, że KWAPIŃSKI jest
                                                    moim dobrym przyjacielem. Dodaję, że kilkakrotnie spotykałem się też z GOMUŁKĄ,
                                                    z którym grywaliśmy w karty i trochę wypili. Podczas spotkań prowadziliśmy
                                                    tylko rozmowy towarzyskie, czasami KWAPIŃSKI żartem atakował rządy sanacyjne i
                                                    wróżył mi, że GOMUŁKĄ będzie jeszczeministrem, na co GOMUŁKĄ jak i ja
                                                    reagowaliśmy śmiechem. Po wyjeździe do Częstochowy więcej GOMUŁKI nie
                                                    spotykałem, jak też nic więcej o nim nie wiem...
                                                    Przesłuchany ponownie na tę okoliczność PEAS Julian w dniu 19.XII.1949 r.
                                                    zeznaje:

                                                    ...W pierwszym poznaniu się z KWAPIŃSKIM łączyły mnie tylko stosunki
                                                    przyjacielskie, a później po otrzymaniu polecenia od aspiranta KWAPI-
                                                    SZA, łączyły mnie stosunki służbowe. Z końcem 1930 lub w początkach
                                                    1931 r., dokładnie określić nie mogę, przyszedłem do mieszkania KWAPIŃ-
                                                    SKIEGO, gdzie prócz KWAPIŃSKIEGO zastałem nie znanego mi mężczyz-
                                                    nę, którego KWAPIŃSKI przedstawił mi mówiąc „to jest towarzysz
                                                    GOMUŁKĄ". Na stole stała ćwiartka wódki i zakąska, w międzyczasie
                                                    KWAPIŃSKI przedstawił mnie GOMUŁCE mówiąc „to jest mój dobry
                                                    znajomy i przyjaciel, wywiadowca policji w Zawierciu". Ja w ich towarzyst-
                                                    wie wypiłem dwa lub trzy kieliszki wódki i posiedziałem około godziny, po
                                                    czym pożegnałem się i poszedłem. Po upływie kilku dni spotkałem na Alei
                                                    w Zawierciu KWAPIŃSKIEGO i w potocznej rozmowie zapytałem się jego,
                                                    kto to jest ten tow. GOMUŁKĄ, na co KWAPIŃSKI odpowiedział mi „nie
                                                    musisz wiedzieć, ale to jest nasz towarzysz". W tydzień lub dwa tygodnie
                                                    potem, spotkałem po raz drugi GOMUŁKĘ w mieszkaniu KWAPIŃS-
                                                    KIEGO, grającego w karty „66", na mój widok KWAPIŃSKI powiedział
                                                    „dobrze żeś przyszedł, zagramy we trzech", co też uczyniłem. Po upływie
                                                    2 lub 3 godzin za wygrane pieniądze KWAPIŃSKI poszedł do restauracji,
                                                    która była naprzeciwko jego domu, i kupił ćwiartkę spirytusu i zakąskę.
                                                    W czasie picia wódki wyłoniła się dyskusja na temat polityki ówczesnej,
                                                    a mojej służby, na co GOMUŁKĄ powiedział: „pomimo, że jestem przeko-
                                                    nań komunistycznych, jednak wy nie macie prawa mnie aresztować, bo ja
                                                    przeciwko reżimowi nigdy nie wystąpię", na co ja powiedziałem, że wiem
                                                    o tym, że każdy może być przekonań komunistycznych i o ile działalności
                                                    komunistycznej nie przejawia, karanym być nie może. Po wypiciu tej
                                                    wódki ja pożegnałem się i wyszedłem. W kilka tygodni później przyszedłem
                                                    do mieszkania KWAPIŃSKIEGO, gdzie znów zastałem tam GOMUŁKĘ,
                                                    posiedziałem w ich towarzystwie około 2 godzin i w międzyczasie KWAPI-
                                                    ŃSKI wyjął z kieszeni list, tzn. doniesienie w kopercie zapieczętowanej
                                                    i powiedział: „oddasz ten list swojemu szefowi tzn. aspirantowi KWAPI-
                                                    SZOWI". Wręczenie tego pisma przez KWAPIŃSKIEGO w obecności
                                                    GOMUŁKI zastanowiło mnie i to zacząłem sondować, że GOMUŁKĄ musi
                                                    być wtajemniczony o współpracy KWAPIŃSKIEGO z policją, bo inaczej by
                                                    mnie tego listu KWAPIŃSKI w obecności GOMUŁKI nie dawał, to właśnie
                                                    dużo dało mi do myślenia, że GOMUŁKA będąc pewny siebie, bo wiedział
                                                    o współpracy KWAPIŃSKIEGO z policją, wobec czego nie miał obawy, by
                                                    go aresztowano. Kiedy asp. KWAPISZOWI wręczyłem korespondencję od
                                                    KWAPIŃSKIEGO i gdy powiedziałem, że list ten KWAPIŃSKI dał mi
                                                    w obecności GOMUŁKI, KWAPISZ powiedział „lepiej, żeby nie, ale to nie
                                                    szkodzi". To powiedzenie KWAPISZA potwierdziło moje podejrzenie, że
                                                    GOMUŁKA jest wtajemniczony o współpracy z policją KWAPIŃSKIEGO.
                                                    Niezależnie od tego widziałem dwukrotnie jak asp. KWAPISZ przebrany
                                                    po cywilnemu wyjeżdżał pociągiem w stronę Sosnowca, a z nim wyjeżdżał
                                                    również GOMUŁKA, lecz ulicą nie szli razem, a oddzielnie, czy pojechali do
                                                    Sosnowca czy do innego po drodze miasta — tego dokładnie nie wiem,
                                                    natomiast w Alei widziałem, że weszli obaj do jednego wagonu, pierwszy
                                                    wszedł KWAPISZ, a za nim GOMUŁKA. W kilka tygodni później widzia-
                                                    łem KWAPISZA przebranego po cywilnemu, a za nim kilka kroków szedł
                                                    GOMUŁKA i w jednym pociągu pojechali w kierunku Częstochowy. Te
                                                    dwa przypadkowe moje spotkania i wyjazdy KWAPISZA z GOMUŁKA
                                                    potwierdziły moje przypuszczenia, że GOMUŁKA ma kontakty z asp. KWAPISZEM.
                                                    W mieszkaniu KWAPIŃSKIEGO spotkałem 4 razy GOMUŁKĘ. Było mi wiadomym, że
                                                    GOMUŁKA pracował w charakterze urzędnika w cementowni na Wysoce, a zamieszkiwał
                                                    w Zawierciu przy ul. Piłsudskiego. W 1932 r
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:09
                                                    D.C.

                                                    W 1932 r. zostałem przeniesiony do wydz. śledczego w Częstochowie i od tego
                                                    czasu więcej nie widziałem GOMUŁKI...

                                                    Odnośnie osoby KWAPIŃSKIEGO stwierdzono na podstawie zeznań
                                                    świadków, b. członków KPP w Zawierciu — JAWORSKIEGO Michała
                                                    i SMĘTKA Stefana, iż był on przed pierwszą wojną światową członkiem
                                                    Lewicy PPS. Po wojnie jakoby wstąpił do KPP. W latach 1926-28 był
                                                    sekretarzem PPS-Lewicy w Zawierciu. Po rozwiązaniu PPS-Lewicy KWA-
                                                    PIŃSKI zwrócił się listownie do Sławka z prośbą o zatrudnienie go
                                                    i otrzymał pracę w Ubezpieczalni Społecznej w Myszkowie. Wstąpił
                                                    również w tym czasie do PPS-Frakcji Rewolucyjnej. W tym okresie
                                                    KWAPIŃSKI utrzymywał bliski kontakt z PEASEM i OLSZEWSKIM
                                                    — funkcjonariuszami p.p., z CZUMĄ oraz z działaczami sanacyjnymi.
                                                    Kontaktował się również z KPP-owcami, jak POLACZKOWIE (ojciec
                                                    i syn), bracia KISIEL, GOMUŁKA i inni. Odnośnie POLACZKA (ojca) były
                                                    pogłoski, że otrzymuje on pieniądze od starosty KOWALSKIEGO. KWAPIŃSKI w 1928
                                                    r. był też przez towarzyszy podejrzany o współpracę z policją. Przesłuchana na
                                                    tę samą okoliczność żona PEASA w prot. z dnia 7.1.1950 r. zeznaje:

                                                    ...Również u KWAPIŃSKICH bywał komunista NOWAK, imienia nie
                                                    pamiętam, pracował w miejscowości Łazy koło Zawiercia jako urzędnik
                                                    i CISZEWSKI, imienia nie pamiętam, był po wyzwoleniu burmistrzem
                                                    w Zawierciu. Od KWAPIŃSKIEJ dowiedziałam się, iż on wraz z żoną należą
                                                    do partii komunistycznej. Przychodził również KRZYKALSKI do KWA-
                                                    PIŃSKIEGO, pracował jako robotnik w Fabryce Hulczyńskich, czy był on
                                                    członkiem partii, tego nie wiem. Wiadomym mi jest również od męża
                                                    mojego, iż u KWAPIŃSKICH spotykał się z GOMUŁKĄ i prowadzili ze
                                                    sobą rozmowy i zdaje się, że nawet razem pili wódkę. Kiedy mi o tym mąż
                                                    po raz pierwszy opowiadał, nie mogę sobie przypomnieć, czy było to po
                                                    wojnie czy przed wojną. Wiem o powyższym fakcie również od żony
                                                    KWAPIŃSKIEGO, która mi opowiadała jeszcze gdy byliśmy w Zawierciu.
                                                    W jakich okolicznościach nie pamiętam, w każdym razie brzmiało to mniej
                                                    więcej w ten sposób, że GOMUŁKĄ zamieszkiwał u nich kilka dni wraz
                                                    z jakąś kobietą — Żydówką. W 1945 r. gdy mąż mój obawiał się, że zostanie
                                                    aresztowany w czasie mego pobytu w Zawierciu, rozmawiałam na ten
                                                    temat z KWAPIŃSKĄ. Wówczas to oświadczyła, iż warto byłoby się przypomnieć
                                                    GOMUŁCE, iż on przecież znał męża mojego Peasa Juliana i mógłby mi pomóc...
                                                    Zeznania te są potwierdzeniem zeznań PEASA w części dotyczącej jego
                                                    znajomości z GOMUŁKĄ za pośrednictwem KWAPIŃSKIEGO. Nie znajdują natomiast
                                                    potwierdzenia zeznania PEASA odnośnie współpracy GOMUŁKI z asp. p.p. KWAPISZEM.
                                                    Dotychczasowe próby ustalenia KWAPISZA nie dały pozytywnego rezultatu.

                                                    II. W ankiecie personalnej dla KC PPR GOMUŁKĄ podaje, iż w pierwszym
                                                    okresie po wybuchu wojny przebywał na terenie Lwowa. W początku
                                                    1942 r. organizuje tam zaczątki PPR, następnie działa na Podkarpaciu.
                                                    O swojej działalności na terenie Warszawy w ankiecie nie wspomina.
                                                    Odnośnie działalności GOMUŁKI na Podkarpaciu w pierwszej połowie
                                                    1942 r. to w rozmowie przeprowadzonej z Szefem PUBP — Krosno na temat
                                                    ludzi, którzy w życiorysach i ankietach powołują się na swoją współpracę
                                                    z GOMUŁKĄ, okazało się, że są to przeważnie notowani w PUBP jako
                                                    działacze WRN, a dwóch z nich jest podejrzanych o prowokacje. Dokładnego obrazu
                                                    jego działalności we wspomnianym okresie nie posiadamy jeszcze, gdyż dotychczas
                                                    nie zostały zrealizowane przedsięwzięcia, zmierzające do naświetlenia tego
                                                    okresu. Początek działalności WIESŁAWA na terenie Warszawy przypada na miesiąc
                                                    sierpień 1942 r. We wrześniu 1942 r. po wsypie "FAJI" i aresztowaniu ALBRECHTA,
                                                    GOMUŁKĄ zostaje sekretarzem org. warszawskiej PPR. O tym, jakie były nastroje
                                                    GOMUŁKI i jak on oceniał ówczesną sytuację polityczną, świadczy następujący
                                                    fakt podany przez
                                                    "JASNEGO"-ZAWADZKIEGO w oświadczeniu z dn. 21.III.1951 r.:

                                                    ...Bezpośrednio przed objęciem przez WIESŁAWA roboty partyjnej, gdy
                                                    hitlerowcy posuwali się w głąb ZSRR (1942 r.) miał miejsce następujący
                                                    fakt: WIESŁAW mieszkał wówczas na Pradze (prawdopodobnie Targówek)
                                                    u szewca, starego KPP-owca, z którym prowadził rozmowy mniej więcej
                                                    w takim tonie, że zwycięstwo hitleryzmu nie ulega wątpliwości, Armia
                                                    Czerwona nie wytrzyma tego naporu, ruch robotniczy na całe lata został
                                                    rozgromiony. W tych warunkach aktyw winien się urządzić na pracy
                                                    zarobkowej, ażeby przetrwać. Szewc ów, KPP-owiec, był bardzo bliskim
                                                    znajomym BARYŁY. Rozmowy WIESŁAWA z szewcem znam od BARYŁY. Prawdopodobnie
                                                    BARYŁA miał jedną ze stałych swych met u tego towarzysza. Do tej wypowiedzi
                                                    WIESŁAWA BARYŁA wracał w rozmowach ze mną niejednokrotnie...
                                                    Na początku 1943 r. GOMUŁKA rozpoczyna pracę w KC, z ramienia
                                                    którego obsługuje Warszawę, Lewą Podmiejską, kontakt z Prawą Podmiejską, a w
                                                    późniejszym okresie Centralną Techniką. W listopadzie 1943 r. po aresztowaniu
                                                    FINDERA i FORNALSKIEJ, GOMUŁKA zostaje Sekretarzem Generalnym KC PPR.
                                                    O okolicznościach aresztowania FINDERA i FORNALSKIEJ, tow. CHEŁCHOWSKI we
                                                    wspomnieniach z okresu okupacji podaje co następuje:

                                                    ...W dniu 14 listopada 1943 r. zostali aresztowani Paweł wraz z Jasią
                                                    w lokalu przy ul. Grottgera 10, w którym miało się odbyć posiedzenie KC.
                                                    Jedynie pośpiech gestapowców wpłynął na to, że nie wpadł cały komitet,
                                                    gdyż na 10 minut przed godziną 8-mą, zabrali Pawła i Jasię wraz z właś-
                                                    cicielką mieszkania, a posiedzenie było umówione na godz. 8-mą. Tow.
                                                    WIESŁAW szedł do tego lokalu wcześniej i zastał przed bramą samochód
                                                    osobowy, nie podejrzewał, że to jest wóz gestapowców i że oni w tej chwili
                                                    aresztowali Pawła, lecz zachowując ostrożność minął ten dom i wszedł do
                                                    znajomych pod Nr 4. Natomiast gdy ja zbliżyłem się do tego domu,
                                                    gestapowcy już odjechali, a w kilka chwil po mnie nadszedł tow. Franek.
                                                    Gdy przyszedł Wiesław z Olkiem pod bramę, myśmy się już dowiedzieli, że
                                                    gestapo było w tym mieszkaniu i zabrali 3 osoby, lecz dokładnie nie
                                                    wiedzieliśmy, kogo zabrali, poza właścicielką mieszkania. Natychmiast
                                                    rozeszliśmy się spod bramy, by nie doczekać się gestapowców i aby ostrzec
                                                    innych towarzyszy, którzy mieli na to posiedzenie przybyć. Rozstawieni na
                                                    ulicach, zbiegających się z ulicą Grottgera, czekaliśmy do godz. 9-ej, brak
                                                    było Pawła i Jasi i to nam wyjaśniło, że te dwie osoby zabrane przez
                                                    gestapowców, to Paweł i Jasia. Rozpoczęliśmy starania, by wyrwać ich
                                                    z więzienia. Wszelkie kontakty i plany nie dały żadnych rezultatów.
                                                    W kilkanaście dni potem, tj. 23 listopada na posiedzeniu KC w uzupełnionym
                                                    składzie wybraliśmy na sekretarza Partii tow. WIESŁAWA...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:15
                                                    D.C.

                                                    Przesłuchany w charakterze świadka SKONIECKI Czesław w prot. z dn.11.I.1950 r.
                                                    opisuje w następujący sposób okoliczności aresztowania FINDERA i FORNALSKIEJ,
                                                    zasłyszane od WIESŁAWA:

                                                    ...Dokładniejszych szczegółów o aresztowaniu FINDERA i FORNALSKIEJ
                                                    dowiedziałem się na pierwszym spotkaniu z nowym Sekretarzem Generalnym PPR —
                                                    GOMUŁKĄ, który potwierdził informacje "MARTY". GOMUŁKA mówił mi, że wsypa
                                                    FINDERA i FORNALSKIEJ nastąpiła w lokalu na ul. Grottgera (własność
                                                    siostry "ORGANISTY" GRUSZCZYŃSKIEGO). W lokalu tym byłem latem 1942 r. na
                                                    spotkaniu z "ORGANISTĄ", w którym to lokalu miało się odbyć zebranie KC PPR o
                                                    godz. 10-ej (daty nie pamiętam). Według dalszych informacji „WIESŁAWA", FINDER
                                                    i FORNALSKA zjawili się na lokal ten w przeddzień zebrania wieczorem
                                                    i postanowili na nim pozostać do następnego dnia. W dniu zebrania rano
                                                    WIESŁAW udał się na lokal. Opodal od lokalu zauważył auto i to nasunęło
                                                    mu pewne podejrzenie. W międzyczasie nadeszli „FRANEK" i CHEŁCHOWSKI
                                                    ps. "JANEK". Mówił mi WIESŁAW, że zamienili ze sobą kilka
                                                    słów, czy iść na lokal, czy nie i w momencie ich rozmowy prowadzono
                                                    kobietę z płaczącym dzieckiem przez dwóch osobników po cywilnemu do
                                                    stojącego opodal samochodu. Ponieważ w pobliżu auta znalazł się „JA-
                                                    NEK", osobnicy prowadzący wym. kobietę, nakazali mu zabrać dziecko
                                                    i odprowadzić do domu, czego on nie wykonał. „JANEK" nie podejrze-
                                                    wając, że areszt dotyczy lokalu wyznaczonego na zebranie, udał się pod
                                                    wskazany adres, pukając do drzwi. Po dłuższej chwili nie otrzymując
                                                    żadnego znaku na pukanie, wyszła sąsiadka z tego samego domu i ostrzegła
                                                    go, że w tym pokoju zostali aresztowani ludzie. Po ostrzeżeniu tym JANEK
                                                    oddalił się, nie zatrzymany przez nikogo...

                                                    ...Na skutek zapytań ze strony moich władz zwierzchnich przeprowadzi-
                                                    łem z WIESŁAWEM rozmowę na temat możliwości wsypy i kto mógł
                                                    wsypać FINDERA i FORNALSKĄ. WIESŁAW stał na stanowisku przypad-
                                                    kowości tej wsypy. Stanowisko swoje wyjaśniał następująco: Brat właś-
                                                    cicielki lokalu GRUSZCZYŃSKIEJ był właścicielem cukierni na ul. Złotej
                                                    i posiadał do interesu tego wspólniczkę, z którą miał stałe nieporozumienia.
                                                    Wspólniczka ta wiedziała o tym, że na lokalu przy ul. Grottgera odbywają
                                                    się jakieś podejrzane zebrania i z zemsty nasłała tam gestapo...
                                                    Na temat ten zeznaje ISSAT-KOSZUTSKA w prot. przesł. z dnia 3.III.1950 r.

                                                    ...Przyszłam do ŚREDNICKIEGO prawdopodobnie około 7 rano. Był tam
                                                    GOMUŁKĄ i Olek KOWALSKI. Obydwaj wyglądali jakoś bardzo pod-
                                                    nieceni. Zwróciłam się do GOMUŁKI, żeby powiedział tow. FINDEROWI,
                                                    że chcę się z nim koniecznie zobaczyć. Od GOMUŁKI otrzymałam
                                                    odpowiedź: „Pawła nie będziesz mogła zobaczyć" — powtórzył mi to
                                                    kilkakrotnie i proponował, żeby jemu powiedzieć, o co chodzi, a on
                                                    powtórzy tow. FINDEROWI. Sądząc, że GOMUŁKĄ nie chce mnie skomu-
                                                    nikować z tow. FINDEREM, opowiedziałam mu, o co chodzi. Potem
                                                    GOMUŁKĄ i KOWALSKI wyszli, GOMUŁKĄ szybko wrócił i poprosił
                                                    mnie, żebym siedziała przy oknie i jeśli będzie szedł tow. FINDER żebym go
                                                    zawołała do mieszkania ŚREDNICKIEGO. ŚREDNICKI mieszkał na ul.
                                                    Grottgera niedaleko domu, w którym aresztowani zostali tow. tow.
                                                    FINDER i FORNALSKA. Przy oknie siedziałam około godzinę, ale tow.
                                                    FINDER nie nadchodził. Nie pamiętam, czy GOMUŁKA, kiedy mnie prosił,
                                                    żebym usiadła przy oknie, mówił, że coś się stało i należy uprzedzić tow.
                                                    FINDERA, by nie szedł na lokal, czy też opowiadał mi później ŚREDNICKI.
                                                    W każdym razie pamiętam, że była mowa o tym, iż GOMUŁKA i KOWAL-
                                                    SKI będą stali w drugim końcu ulicy. Po godzinie mniej więcej wychodząc
                                                    od ŚREDNICKIEGO, nie widziałam ani GOMUŁKI ani KOWALSKIEGO.
                                                    W kilka dni potem, nie pamiętam kiedy to było, byłam u ŚREDNICKIEGO
                                                    i mówiliśmy o wsypie tow. FINDERA. ŚREDNICKI już w międzyczasie
                                                    widział się z GOMUŁKA i opowiadał mi, co słyszał od GOMUŁKI na temat
                                                    wsypy, a mianowicie: GOMUŁKA wchodził do podwórza i ktoś z mieszkańców
                                                    ostrzegł go, by nie wchodził do lokalu. Po jakimś czasie mówiłam znów
                                                    ze ŚREDNICKIM i wówczas opowiedział mi, że GOMUŁKA podchodząc do
                                                    domu, w którym miało się odbyć zebranie, zauważył auto i wrócił się...
                                                    Gdy sprawa aresztowania FINDERA i FORNALSKIEJ była omawiana wśród członków
                                                    partii, GOMUŁKA twierdził, że aresztowanie to było przypadkowe. Zeznaje o tym
                                                    ISSAT-KOSZUTSKA w prot. przesł. z dnia 4.IV.1950 r.:
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:30
                                                    D.C.

                                                    ...Kiedy byłam u KAWECKIEJ w Gliwicach, opowiadała mi, w jaki sposób
                                                    ocalał GOMUŁKA podczas wsypy tow. FINDERA. Na moje pytanie
                                                    dlaczego wówczas GOMUŁKA nie wpadł, odpowiedziała, że go ktoś
                                                    uprzedził, ale natychmiast się poprawiła i dodała — on zobaczył samochód.
                                                    15 grudnia 1943 r. we wczesnych godzinach rannych gestapo przyszło do
                                                    mieszkania ŚREDNICKIEGO i zabrało ŚREDNICKIEGO, jego żonę i siostrę
                                                    żony. Rewizji w mieszkaniu gospodyni, u której odnajmowali pokój
                                                    ŚREDNICCY, nie przeprowadzono. Ani przed, ani też bezpośrednio po
                                                    aresztowaniu ŚREDNICKICH nikt z ich znajomych nie został aresztowany.
                                                    KAWECKA Maria, siostra ŚREDNICKIEGO, chciała uprzedzić GOMUŁKĘ o aresztowaniu
                                                    brata i przez znajomych swoich pepesowców — nauczycieli skontaktowała się
                                                    z
                                                    KLISZKĄ. Kiedy z nią ostatni raz rozmawiałam w Gliwicach, powiedziała mi, że
                                                    Gomułka wiedział o aresztowaniu ŚREDNICKICH, bo tego samego dnia po południu
                                                    był u nich w mieszkaniu i gospodyni powiedziała mu o tym. GOMUŁKA aresztowanie
                                                    ŚREDNICKICH tłumaczył przypadkiem, mówił, że na prowincji gdzieś wsypał się
                                                    jakiś towarzysz, który znał ten adres w Warszawie. Taką samą wersję
                                                    o aresztowaniu tow. FINDERA słyszałam niedługo po wypadku. Wydaje mi
                                                    się, że również pochodziła od GOMUŁKI...
                                                    Tezę tę podtrzymywał na KC w okresie okupacji jak również i po
                                                    wyzwoleniu. Natomiast aresztowani członkowie grupy dwójkarskiej oraz
                                                    SZCZĘSNY DOBROWOLSKI w zeznaniach swoich podają, że aresz-
                                                    towanie FINDERA i FORNALSKIEJ miało na celu utorowanie drogi do
                                                    władzy w partii GOMUŁCE, jako człowiekowi o nastawieniu antyradziec-
                                                    kim, ulegającemu tendencjom nacjonalistycznym. Podejrzany SOBIE-
                                                    RAJSKI w prot. z 11.XII. 1950 r. zeznaje na ten temat co następuje:
                                                    ...Dając ocenę PPR, SPYCHALSKI powiedział, że w okresie okupacji byli
                                                    w kierownictwie Partii ludzie zależni od Moskwy, we wszystkim ślepo
                                                    słuchający dyrektyw stamtąd i bezkrytycznie stosując wzory radzieckie.
                                                    Oprócz nich działali w kierownictwie Partii ludzie niezależni, którzy szli
                                                    własną, polską drogą i nie chcieli korzystać i naśladować wzorów radziec-
                                                    kich w budowie przyszłego ustroju w Polsce. Jak miał wyglądać ustrój
                                                    społeczny i polityczny, który zamierzali realizować ci niezależni, SPY-
                                                    CHALSKI nie precyzował. Do ludzi w kierownictwie PPR, zależnych od
                                                    Moskwy, SPYCHALSKI zaliczył NOWOTKĘ i FINDERA. Ja powiedziałem, że na pewno
                                                    należała do takich również FORNALSKA. SPYCHALSKI to potwierdził. Do niezależnej
                                                    części kierownictwa Partii SPYCHALSKI zaliczył siebie, GOMUŁKĘ-WIESŁAWA i
                                                    innych, nie wymieniając ich nazwisk. Następnie SPYCHALSKI stwierdził, że
                                                    niezależna część kierownictwa Partii prowadziła ostrą, bezwzględną walkę z
                                                    drugą częścią kierownictwa, działającą według wytycznych Moskwy. Celem tej
                                                    walki było całkowite opanowanie kierownictwa Partii przez niezależnych i
                                                    utworzenie drogi WIESŁAWOWI do objęcia przez niego stanowiska sekretarza
                                                    generalnego. Jakimi środkami i metodami była prowadzona ta walka,
                                                    SPYCHALSKI mi nie powiedział. Stwierdził natomiast, że w tej jego walce
                                                    okazał mu wydatną pomoc HRYNKIEWICZ...
                                                    Okoliczności i przyczyny aresztowania Findera i Fornalskiej dotychczas
                                                    nie zostały przez śledztwo całkowicie wyjaśnione. W okresie gdy WIES-
                                                    ŁAW był Sekretarzem Generalnym KC PPR, w łonie KC zarysowały się
                                                    sprzeczności odnośnie koncepcji stosunku do Delegatury, bazy na jakiej
                                                    należy budować KRN i stosunku do CKL. Odnośnie stanowiska WIES-
                                                    ŁAWA w sprawie współdziałania z Delegaturą, SPYCHALSKI Marian
                                                    w swoich wspomnieniach o WIESŁAWIE podaje co następuje:

                                                    ...Pamiętam, jak WIESŁAW znowu ze swoją wnikliwością w szczegóły
                                                    przygotowywał wszelkie propozycje, umożliwiające zjednoczenie wszyst-
                                                    kich sił zbrojnych w walce z Niemcami, tak potrzebne narodowi. Stawiał
                                                    nawet podporządkowanie GL kierownictwu ZWZ, pod warunkiem, że
                                                    wspólna walka zbrojna zostanie rozpoczęta, pomimo, że wtedy walczyły
                                                    tylko oddziały GL. Stawiał również sprawę podporządkowania PPR
                                                    Delegaturze rządu londyńskiego, pod warunkiem, że Delegatura zaprze-
                                                    stanie napaści i szerzenia oszczerstw wobec ruchu robotniczego i będzie
                                                    realizować wspólny front walki zbrojnej, jak i odgrodzi się od tych
                                                    organizacji, które występowały przeciw walce...
                                                    Na ten sam temat zeznaje również SPYCHALSKI w prot. z dnia 13 czerwca 1950 r.:

                                                    ...Na początku marca 1943 r. dowiedziałem się na posiedzeniu Sztabu GL, że
                                                    mają być przeprowadzone rozmowy między PPR, z udziałem przedstawiciela GL, a
                                                    przedstawicielami Delegatury, mające na celu porozumienie w sprawie
                                                    współdziałania w walce z Niemcami. Posiedzenie Sztabu było wówczas w moim
                                                    mieszkaniu przy ul. Felińskiego. Udział w nim brali gen. "WITOLD", "WIKTOR",
                                                    GOMUŁKA i ja. Propozycje przeprowadze-
                                                    nia rozmów z Delegaturą referował GOMUŁKA. Inicjatorem pertraktacji,
                                                    jak sobie przypominam, był GOMUŁKA. Z ramienia PPR i GL udział
                                                    w pertraktacjach brał GOMUŁKA i "WIKTOR". Kto brał udział z ramienia
                                                    Delegatury, tego nie wiem, wiem natomiast, że dokument z Delegatury,
                                                    zawiadamiający o zerwaniu pertraktacji, podpisany był pseudonimem
                                                    "KONIAWA" i „KOSTRZEWA". Na pertraktację z Delegaturą GOMUŁ-
                                                    KA był delegowany decyzją KC PPR, "WIKTOR" zaś na propozycję
                                                    GOMUŁKI delegowany był przez Sztab GL. Ze sprawą tą na Sztab przyszedł GOMUŁKA
                                                    i żadnej różnicy zdań w tej sprawie nie słyszałem. Ja w tej sprawie żadnej
                                                    koncepcji własnej nie miałem, przyjmowałem sprawy organizacyjne w takim
                                                    świetle, jak je stawiał GOMUŁKA. Czy KC PPR dało swą akceptację na prowadzenie
                                                    rozmów z Delegaturą, nie wiem. Wiem tylko, że z inicjatywą tą przyszedł na
                                                    Sztab GOMUŁKA. Był to jedyny wypadek pobytu GOMUŁKI na posiedzeniu Sztabu...
                                                    W protokole przesł. z dnia 7.XII. 1949 r. podejrz. ROMAN Władysław omawiając
                                                    swoją współpracę z KIRCHMAYEREM, zeznaje:

                                                    ...W ten sposób KIRCHMAYER zawracał do koncepcji wysuwanej przez
                                                    kierowników PPR w czasie okupacji w celu zjednoczenia ruchu podziem-
                                                    nego. Jak opowiadał mi KIRCHMAYER, to koncepcja ta polegała na tym,
                                                    że jesienią 1943 r. GOMUŁKA ze strony Gwardii Ludowej i PPR wysunął do
                                                    kierownictwa obozu londyńskiego w kraju propozycję scalenia ruchu
                                                    oporu. PPR miała w myśl tej propozycji wejść jako piąte stronnictwo do
                                                    istniejącej Rady Jedności Narodowej na równych prawach, a GL scalić się
                                                    z Armią Krajową i otrzymać jedno z kierowniczych stanowisk w komen-
                                                    dzie Gł. AK i pewne stanowiska w hierarchii organizacyjnej na niższych
                                                    szczeblach. PPR ze swej strony zobowiązywała się do ułożenia stosunków
                                                    ze Zw. Radzieckim. Ta bardzo korzystna, zdaniem KIRCHMAYERA,
                                                    propozycja została jednak odrzucona przez kierownictwo AK i Delegatury...
                                                    O sytuacji, jaka wytworzyła się wtedy wewnątrz KC, świadczą dobitnie
                                                    znajdujące się w naszym posiadaniu odpisy protokołów z posiedzeń KC,
                                                    z których wynika, że na każdym posiedzeniu zarysowywały się wyraźnie
                                                    dwie sprzeczne ze sobą grupy. Na czele jednej z nich stali tow. tow.
                                                    "Tomasz" i "Franek", na czele drugiej zaś "WIESŁAW", "IGNAŚ"
                                                    i "OLEK". Fakt ten potwierdza w swoich zeznaniach z dn. 6.IV.1951 r.
                                                    KOWALSKI Aleksander, który podaje:
                                                    Na dalszych posiedzeniach w czerwcu i lipcu 1944 r., gdy omawiano tezy
                                                    "WIESŁAWA" o stosunku instancji partyjnych do AL, zagadnień KRN
                                                    i CKL, w KC zarysowały się dwie grupy. Z jednej strony "Franek"
                                                    i "Tomasz", z drugiej "WIESŁAW" i LOGA. Ja popierałem stanowisko
                                                    "WIESŁAWA", a "Janek" CHEŁCHOWSKI stanowisko "FRANKA", częs-
                                                    to wstrzymywał się od głosu, rzadko popierał "WIESŁAWA". Ostre spory
                                                    na posiedzeniach KC trudno mi określić, czy miały charakter krytyki, czy
                                                    też frakcyjności. W każdym razie popierając stanowisko "WIESŁAWA"
                                                    i LOGI, nie należałem do żadnego ugrupowania frakcyjnego i o istnieniu
                                                    takowego nie wiedziałem. Trzeba jednak podkreślić, że grupa ta, istniejąca
                                                    pewien okres czasu, miała pewne elementy frakcyjności...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:31
                                                    Sprzeczności istniejące w KC znalazły również odbicie na terenie Sztabu
                                                    Głównego GL, gdzie dochodziło do tarć między Szefem Sztabu „FRAN-
                                                    KIEM" a Szefem Oddz. Informacji „Markiem". W rezultacie „MAREK"
                                                    w wielu wypadkach podejmował decyzje na własną rękę, bez porozumie-
                                                    nia z Szefem Sztabu, a nieraz wbrew jego zarządzeniom. O posunięciach
                                                    swoich informował jedynie „WIESŁAWA", licząc na jego poparcie w zwią-
                                                    zku z istniejącymi tarciami między nim a „FRANKIEM".
                                                    SPYCHALSKI utrzymując bez wiedzy Partii kontakt z HRYNKIEWI-
                                                    CZEM, o którym wiedział, że jest agentem gestapo, powiadamiał o tym
                                                    jedynie „WIESŁAWA", aczkolwiek hierarchicznie podporządkowany był
                                                    „FRANKOWI" i jemu obowiązany był meldować o tym. SPYCHALSKI
                                                    meldował GOMUŁCE i jemu przedstawił do wglądu archiwum Delegatury,
                                                    zdobyte przez HRYNKIEWICZA przy pomocy gestapo. W akcji tej brali
                                                    również udział członkowie GL, przydzieleni przez SPYCHALSKIEGO.
                                                    SPYCHALSKI, poza GOMUŁKĄ, nikomu nie mówił o roli HRYNKIEWI-
                                                    CZA w zdobyciu archiwum. GOMUŁKĄ zaś polecił mu sprawę tę za-
                                                    chować w tajemnicy i obiecał osobiście przedstawić ją „WITOLDOWI" i na
                                                    Sekretariacie. Celem pogłębienia sprzeczności między WITOLDEM a GO-
                                                    MUŁKĄ SPYCHALSKI przedstawia GOMUŁCE w sposób tendencyjny
                                                    akcję dezinformacji gestapo, mówiąc, że od WITOLDA i FINDERA otrzy-
                                                    mał polecenie wysyłania faktycznych nazwisk do gestapo. W takiej samej
                                                    formie przedstawia też SPYCHALSKI GOMUŁCE sprawę drukarni GL na
                                                    pl. Grzybowskim, mówiąc mu, iż WITOLD ma do niego pretensję o jej
                                                    wsypę. (Faktycznie likwidację drukarni spowodował SPYCHALSKI dając
                                                    jej adres HRYNKIEWICZOWI). O powyższych faktach SPYCHALSKI w protokole z dn.
                                                    27.V. 1950 r. podaje co następuje:

                                                    ...Zwróciłem się do GOMUŁKI na początku grudnia 1943 r. przez LOGĘ-
                                                    -SOWIŃSKIEGO, że chcę się z nim zobaczyć. LOGA umówił mnie na
                                                    spotkanie na Żoliborzu, przy pl. Wilsona. Na spotkaniu tym zwróciłem się
                                                    do „WIESŁAWA", że chcę przedstawić mu do wglądu archiwum delegatu-
                                                    ry i sprawę wysyłania adresów do gestapo. „WIESŁAW" nie miał czasu,
                                                    więc umówił się ze mną na spotkanie w tym samym miejscu wieczorem za
                                                    dzień lub dwa. Na następnym spotkaniu z podpunktu na pl. Wilsona
                                                    zaprowadziłem „WIESŁAWA" do mieszkania inż. GUBICA ul. Krasiń-
                                                    skiego 20, gdzie przedstawiłem mu do wglądu archiwum antykomunistycz-
                                                    ne delegatury, zapoznając go równocześnie, w jaki sposób zostało zdobyte,
                                                    a mianowicie: archiwum nadał „BOGUŚ" — HRYNKIEWICZ, który
                                                    współpracuje w wywiadzie antykomunistycznym delegatury od czasu
                                                    likwidacji kierownictwa MiP, przez co zdobył zaufanie delegatury... Po
                                                    zapoznaniu się z archiwum „WIESŁAW" powiedział mi, że materiały te
                                                    mogło już wykorzystać gestapo, jak z dokumentów, zawartych w ar-
                                                    chiwum wynika, a jeśli chodzi o HRYNKIEWICZA, to należy unikać
                                                    kontaktu z nim, gdyż jest prawdopodobne powiązanie jego z g-pe. Na moje
                                                    pytanie, co mam robić z tym archiwum i czy nie ma potrzeby mówić
                                                    o tym WITOLDOWI, WIESŁAW odpowiedział, że nie ma potrzeby mówić
                                                    o tym WITOLDOWI, że on sam tę sprawę załatwi, a z kartoteki, która
                                                    zajmowała ok. 680 nazwisk, należy zrobić spisy nazwisk i adresów i stop-
                                                    niowo rozsyłać przez biuro informacji do Sztabu GL i Sekretariatu KC PPR.
                                                    WIESŁAW pytał jeszcze o część archiwum, dotyczącą MiP, więc od-
                                                    powiedziałem WIESŁAWOWI, że po likwidacji kierownictwa MiP HRYN-
                                                    KIEWICZ przekazał archiwum MiP delegaturze i przy likwidowaniu
                                                    archiwum antykomunistycznego, zabrał i to. Poza tym poruszyłem z WIES-
                                                    ŁAWEM sprawę rozsyłania adresów różnych ludzi do gestapo, celem
                                                    dezinformacji. Między tymi adresami włączyliśmy adresy konkretne ludzi,
                                                    którzy tkwią w naszych wykazach jako reakcjoniści i szpicle, celem
                                                    likwidowania ich rękoma gestapo. O wysyłaniu fikcyjnych adresów, celem
                                                    dezinformacji gestapo, mówiłem, że otrzymałem wskazówki od WITOLDA
                                                    i FINDERA. GOMUŁKA odpowiedział mi na to, że jest to niesłuszne i on się
                                                    temu przeciwstawi. Wypowiedź GOMUŁKI wynikła z tego powodu, iż
                                                    zrozumiałem, że na całość akcji wysyłania adresów do gestapo uzyskałem
                                                    akceptację WITOLDA i FINDERA. GOMUŁCE mówiłem jeszcze, że
                                                    WITOLD ma do mnie pretensję o sprawę wpadunku nowo montowanej
                                                    drukarni GL-AL, co wiązał z faktem podania mi przez SĘKA-MAŁEC-
                                                    KIEGO w jego obecności, po posiedzeniu Sztabu GL w październiku 1943 r.,
                                                    adresu drukarni AK przy pl. Grzybowskim, wzgl. ul. Twardej, która
                                                    okazała się naszą drukarnią. GOMUŁCE nie podałem prawdziwego obrazu
                                                    zdobycia archiwum przez HRYNKIEWICZA. Nie mówiłem całej prawdy
                                                    GOMUŁCE dlatego, ponieważ czułem się nie w porządku ze swoimi
                                                    kontaktami z HRYNKIEWICZEM, a to dlatego, że kontakt z nim nawiąza-
                                                    łem i utrzymywałem bez wiedzy kierownictwa tak GL jak i PPR... Poza
                                                    GOMUŁKĄ nie zgłaszałem nikomu więcej o fakcie zdobycia przez HRYN-
                                                    KIEWICZA archiwum... Zdobycie archiwum uważałem jako moment
                                                    przynajmniej częściowej rehabilitacji i dlatego szukałem dojścia do Sek-
                                                    retariatu Partii, aby mu ten fakt przedstawić i ujawnić swój kontakt
                                                    z HRYNKIEWICZEM. Ponieważ WIESŁAW powiedział mi, że sprawę
                                                    informacji o zdobycie archiwum przedstawi sam na Sekretariacie i WITOL-
                                                    DOWI, przy czym polecił mi zachować tę sprawę w tajemnicy, z tego też
                                                    powodu nie mówiłem nic o tym WITOLDOWI.
                                                    Szukałem drogi częściowej rehabilitacji przez samego GOMUŁKĘ z pomi-
                                                    nięciem WITOLDA dlatego, ponieważ między nami były w tym okresie
                                                    nieporozumienia i wydawało mi się, że WITOLD żywi do mnie niechęć.
                                                    Liczyłem natomiast, że u WIESŁAWA tej niechęci nie będzie i sprawę
                                                    załatwi tolerancyjnie...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:33
                                                    Sprzeczności istniejące w KC znalazły również odbicie na terenie Sztabu
                                                    Głównego GL, gdzie dochodziło do tarć między Szefem Sztabu "FRAN-
                                                    KIEM" a Szefem Oddz. Informacji „Markiem". W rezultacie "MAREK"
                                                    w wielu wypadkach podejmował decyzje na własną rękę, bez porozumie-
                                                    nia z Szefem Sztabu, a nieraz wbrew jego zarządzeniom. O posunięciach
                                                    swoich informował jedynie „WIESŁAWA", licząc na jego poparcie w zwią-
                                                    zku z istniejącymi tarciami między nim a „FRANKIEM".
                                                    SPYCHALSKI utrzymując bez wiedzy Partii kontakt z HRYNKIEWI-
                                                    CZEM, o którym wiedział, że jest agentem gestapo, powiadamiał o tym
                                                    jedynie „WIESŁAWA", aczkolwiek hierarchicznie podporządkowany był
                                                    „FRANKOWI" i jemu obowiązany był meldować o tym. SPYCHALSKI
                                                    meldował GOMUŁCE i jemu przedstawił do wglądu archiwum Delegatury,
                                                    zdobyte przez HRYNKIEWICZA przy pomocy gestapo. W akcji tej brali
                                                    również udział członkowie GL, przydzieleni przez SPYCHALSKIEGO.
                                                    SPYCHALSKI, poza GOMUŁKĄ, nikomu nie mówił o roli HRYNKIEWI-
                                                    CZA w zdobyciu archiwum. GOMUŁKĄ zaś polecił mu sprawę tę za-
                                                    chować w tajemnicy i obiecał osobiście przedstawić ją „WITOLDOWI" i na
                                                    Sekretariacie. Celem pogłębienia sprzeczności między WITOLDEM a GO-
                                                    MUŁKĄ SPYCHALSKI przedstawia GOMUŁCE w sposób tendencyjny
                                                    akcję dezinformacji gestapo, mówiąc, że od WITOLDA i FINDERA otrzy-
                                                    mał polecenie wysyłania faktycznych nazwisk do gestapo. W takiej samej
                                                    formie przedstawia też SPYCHALSKI GOMUŁCE sprawę drukarni GL na
                                                    pl. Grzybowskim, mówiąc mu, iż WITOLD ma do niego pretensję o jej
                                                    wsypę. (Faktycznie likwidację drukarni spowodował SPYCHALSKI dając
                                                    jej adres HRYNKIEWICZOWI). O powyższych faktach SPYCHALSKI w protokole z dn.
                                                    27.V. 1950 r. podaje co następuje:

                                                    ...Zwróciłem się do GOMUŁKI na początku grudnia 1943 r. przez LOGĘ-
                                                    -SOWIŃSKIEGO, że chcę się z nim zobaczyć. LOGA umówił mnie na
                                                    spotkanie na Żoliborzu, przy pl. Wilsona. Na spotkaniu tym zwróciłem się
                                                    do „WIESŁAWA", że chcę przedstawić mu do wglądu archiwum delegatu-
                                                    ry i sprawę wysyłania adresów do gestapo. „WIESŁAW" nie miał czasu,
                                                    więc umówił się ze mną na spotkanie w tym samym miejscu wieczorem za
                                                    dzień lub dwa. Na następnym spotkaniu z podpunktu na pl. Wilsona
                                                    zaprowadziłem „WIESŁAWA" do mieszkania inż. GUBICA ul. Krasiń-
                                                    skiego 20, gdzie przedstawiłem mu do wglądu archiwum antykomunistycz-
                                                    ne delegatury, zapoznając go równocześnie, w jaki sposób zostało zdobyte,
                                                    a mianowicie: archiwum nadał „BOGUŚ" — HRYNKIEWICZ, który
                                                    współpracuje w wywiadzie antykomunistycznym delegatury od czasu
                                                    likwidacji kierownictwa MiP, przez co zdobył zaufanie delegatury... Po
                                                    zapoznaniu się z archiwum „WIESŁAW" powiedział mi, że materiały te
                                                    mogło już wykorzystać gestapo, jak z dokumentów, zawartych w ar-
                                                    chiwum wynika, a jeśli chodzi o HRYNKIEWICZA, to należy unikać
                                                    kontaktu z nim, gdyż jest prawdopodobne powiązanie jego z g-pe. Na moje
                                                    pytanie, co mam robić z tym archiwum i czy nie ma potrzeby mówić
                                                    o tym WITOLDOWI, WIESŁAW odpowiedział, że nie ma potrzeby mówić
                                                    o tym WITOLDOWI, że on sam tę sprawę załatwi, a z kartoteki, która
                                                    zajmowała ok. 680 nazwisk, należy zrobić spisy nazwisk i adresów i stop-
                                                    niowo rozsyłać przez biuro informacji do Sztabu GL i Sekretariatu KC PPR.
                                                    WIESŁAW pytał jeszcze o część archiwum, dotyczącą MiP, więc od-
                                                    powiedziałem WIESŁAWOWI, że po likwidacji kierownictwa MiP HRYN-
                                                    KIEWICZ przekazał archiwum MiP delegaturze i przy likwidowaniu
                                                    archiwum antykomunistycznego, zabrał i to. Poza tym poruszyłem z WIES-
                                                    ŁAWEM sprawę rozsyłania adresów różnych ludzi do gestapo, celem
                                                    dezinformacji. Między tymi adresami włączyliśmy adresy konkretne ludzi,
                                                    którzy tkwią w naszych wykazach jako reakcjoniści i szpicle, celem
                                                    likwidowania ich rękoma gestapo. O wysyłaniu fikcyjnych adresów, celem
                                                    dezinformacji gestapo, mówiłem, że otrzymałem wskazówki od WITOLDA
                                                    i FINDERA. GOMUŁKA odpowiedział mi na to, że jest to niesłuszne i on się
                                                    temu przeciwstawi. Wypowiedź GOMUŁKI wynikła z tego powodu, iż
                                                    zrozumiałem, że na całość akcji wysyłania adresów do gestapo uzyskałem
                                                    akceptację WITOLDA i FINDERA. GOMUŁCE mówiłem jeszcze, że
                                                    WITOLD ma do mnie pretensję o sprawę wpadunku nowo montowanej
                                                    drukarni GL-AL, co wiązał z faktem podania mi przez SĘKA-MAŁEC-
                                                    KIEGO w jego obecności, po posiedzeniu Sztabu GL w październiku 1943 r.,
                                                    adresu drukarni AK przy pl. Grzybowskim, wzgl. ul. Twardej, która
                                                    okazała się naszą drukarnią. GOMUŁCE nie podałem prawdziwego obrazu
                                                    zdobycia archiwum przez HRYNKIEWICZA. Nie mówiłem całej prawdy
                                                    GOMUŁCE dlatego, ponieważ czułem się nie w porządku ze swoimi
                                                    kontaktami z HRYNKIEWICZEM, a to dlatego, że kontakt z nim nawiąza-
                                                    łem i utrzymywałem bez wiedzy kierownictwa tak GL jak i PPR... Poza
                                                    GOMUŁKĄ nie zgłaszałem nikomu więcej o fakcie zdobycia przez HRYN-
                                                    KIEWICZA archiwum... Zdobycie archiwum uważałem jako moment
                                                    przynajmniej częściowej rehabilitacji i dlatego szukałem dojścia do Sek-
                                                    retariatu Partii, aby mu ten fakt przedstawić i ujawnić swój kontakt
                                                    z HRYNKIEWICZEM. Ponieważ WIESŁAW powiedział mi, że sprawę
                                                    informacji o zdobycie archiwum przedstawi sam na Sekretariacie i WITOL-
                                                    DOWI, przy czym polecił mi zachować tę sprawę w tajemnicy, z tego też
                                                    powodu nie mówiłem nic o tym WITOLDOWI.
                                                    Szukałem drogi częściowej rehabilitacji przez samego GOMUŁKĘ z pomi-
                                                    nięciem WITOLDA dlatego, ponieważ między nami były w tym okresie
                                                    nieporozumienia i wydawało mi się, że WITOLD żywi do mnie niechęć.
                                                    Liczyłem natomiast, że u WIESŁAWA tej niechęci nie będzie i sprawę
                                                    załatwi tolerancyjnie...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:35
                                                    D.C.

                                                    GOMUŁKA również był poinformowany w grudniu 1943 r. przez SPYCHA-
                                                    LSKIEGO o tym, że kierownicze stanowiska w Oddziale Informacji GL
                                                    zajmują b. dwójkarze LECHOWICZ, JAROSZEWICZ i BUCZYŃSKI, jak
                                                    również wiedział, iż wyżej wymienieni tkwią w AK i PKB.
                                                    Przed wyjazdem z delegacją KRN do ZSRR SPYCHALSKI skontaktował
                                                    GOMUŁKĘ z SOWIŃSKĄ, która po jego wyjeździe była faktyczną kierow-
                                                    niczką Oddz. Informacji. Jak wynika z zeznań SPYCHALSKIEGO i SOWI-
                                                    ŃSKIEJ, kontakt ten miał na celu z jednej strony nie dopuścić do tego, by
                                                    w czasie nieobecności SPYCHALSKIEGO „WITOLD" miał wgląd do
                                                    spraw Oddziału Informacji i mógł rozszyfrować grupę dwójkarzy, z drugiej
                                                    strony kontakt ten miał umożliwić SOWIŃSKIEJ przedstawienie spraw
                                                    Oddz. Inform. bezpośrednio Sekr. Partii z pominięciem WITOLDA jako
                                                    Szefa Sztabu. Oto jak zeznaje o tym SPYCHALSKI w prot. z dn. 20.IX.50 r.:
                                                    ...Pyt.:Czym kierowaliście się odsuwając WITOLDA od możności pełnej
                                                    kontroli nad pracą Oddz. Inform. GL w okresie waszego odjazdu do ZSRR
                                                    przez bezpośredni kontakt GOMUŁKA — SOWIŃSKĄ?
                                                    Odp.: Bałem się, że WITOLD mając bezpośredni wgląd w robotę Oddz. Inf.
                                                    rozszyfruje osoby LECHOWICZA i JAROSZEWICZA jako dwójkarzy,
                                                    a przez to rozszyfruje i moją działalność w związku z uplasowaniem ich
                                                    przeze mnie na czołowych stanowiskach w Oddz. Informacji GL. Oddając
                                                    wgląd w pracę Oddz. Inf. GOMUŁCE, miałem tę rachubę, że SOWIŃSKĄ
                                                    mając poparcie GOMUŁKI i jego autorytet, nie dopuści WITOLDA do
                                                    całkowitego wglądu i uniemożliwi mu rozszyfrowanie tej całej sprawy.
                                                    Pyt.: Czym wytłumaczycie fakt niereagowania GOMUŁKI na wasz antypartyjny i
                                                    wrogi stosunek do swego zwierzchnika WITOLDA w okresie okupacji?
                                                    Odp.: Wiem, że GOMUŁKA miał negatywny stosunek do WITOLDA i to
                                                    powodowało nie wy ciąganie żadnych konsekwencji do mnie. Mój stosunek
                                                    do WITOLDA był zgodny ze stosunkiem GOMUŁKI...
                                                    Odnośnie kontaktów swoich z WIESŁAWEM po wyjeździe SPYCHALS-
                                                    KIEGO, SOWIŃSKĄ, która faktycznie kierowała w tym czasie Oddziałem
                                                    Inf., zeznaje w prot. z dn. 19.XI.1949, co następuje:
                                                    ...Tak jak już zeznawałam w poprzednich protokółach, że SPYCHALSKI
                                                    przed swoim wyjazdem do Moskwy powierzył kierownictwo Oddziału
                                                    BUCZYŃSKIEMU, FONKOWICZOWI i mnie, wyznaczając równocześnie
                                                    co ma wchodzić w skład obowiązków każdego z nas oddzielnie. Niezależnie
                                                    od tego SPYCHALSKI w przeddzień pierwszego terminu swego wyjazdu,
                                                    mogło to być około 10 marca 1944 r., będąc u mnie w mieszkaniu na ul.
                                                    Bonifraterskiej wydawał mi wskazówki i pewnego rodzaju wytyczne
                                                    dotyczące dalszej mojej pracy na odcinku Oddz. Inf. W czasie tej rozmowy
                                                    SPYCHALSKI powiedział mi, że skontaktuje mnie z WIESŁAWEM,
                                                    z którym mam współpracować, tak jak FONKOWICZ z FRANKIEM po linii
                                                    wojskowej, a ja z WIESŁAWEM po linii Partii. W dalszej rozmowie na ten
                                                    temat SPYCHALSKI powiedział mi, że jeżeli będę jakieś trudności mieć
                                                    w swojej pracy, ażebym zawsze zwracała się o pomoc do WIESŁAWA,
                                                    szczególnie SPYCHALSKI podkreślił, jeżeli będę miała trudności lub
                                                    nieporozumienia z FRANKIEM, to w tych sprawach ażebym zwracała się
                                                    o pomoc do WIESŁAWA, który mi w tych sprawach pomoże, bo on, tj.
                                                    SPYCHALSKI, uzgodnił z WIESŁAWEM, aby po jego wyjeździe WIESŁAW zaopiekował się
                                                    oddziałem po linii Partii oraz by miał opiekę nade mną, gdyż jestem nerwowa i
                                                    zapalczywa, a przy tym mogę jakieś zrobić głupstwo. WIESŁAW, jak mówił mi
                                                    wówczas SPYCHALSKI, zgodził się na jego prośbę...
                                                    Kontaktując się z WIESŁAWEM w okresie od połowy marca 1944 r. do
                                                    drugiej połowy czerwca 1944 r. m. in. WIESŁAW w rozmowach ze mną
                                                    poruszał często sprawę „FRANKA"-„WITOLDA", o których zawsze wyra-
                                                    żał się ujemnie. Jednego razu „WIESŁAW" rozmawiając na temat FRAN-
                                                    KA powiedział mi, iż on zdjąłby FRANKA ze stanowiska Szefa Sztabu AL,
                                                    gdyby miał kogoś na jego miejsce. Ja będąc dobrego zdania, z wywodów
                                                    „MARKA", o BUCZYŃSKIM, zaproponowałam WIESŁAWOWl, by na
                                                    szefa sztabu AL wziął kpt. „DOBREGO", tj. BUCZYŃSKIEGO, a FRAN-
                                                    KA zdjął. WIESŁAW powiedział mi, a to ten „DOBRY" i polecił mi ażebym
                                                    BUCZYŃSKIEGO skontaktowała z nim. W rozmowie tej z WIESŁAWEM
                                                    odniosłam wrażenie, iż on BUCZYŃSKIEGO znał wówczas osobiście lub
                                                    tylko znał ze słyszenia. W pierwszej połowie czerwca 1944 r. umówiłam
                                                    BUCZYŃSKIEGO do mnie na mieszkanie przy ul. Strzeleckiej 73, celem
                                                    nawiązania kontaktu z WIESŁAWEM. W oznaczonym czasie na moje
                                                    mieszkanie przy ul. Strzeleckiej przyszedł WIESŁAW z BUCZYŃSKIM.
                                                    Następnie WIESŁAW powiedział mi, ażebym go z BUCZYŃSKIM zo-
                                                    stawiła samych. Wyszłam więc, a oni rozmawiali między sobą blisko dwie,
                                                    lub przeszło dwie godziny. BUCZYŃSKI po tej rozmowie wyszedł, a ja
                                                    spytałam WIESŁAWA, jak on zapatruje się na kandydaturę BUCZYŃ-
                                                    SKIEGO — otrzymałam odpowiedź, że BUCZYŃSKI jest poczciwy chłop,
                                                    lecz na razie niech siedzi w Oddziale Inf. i tam robi partyjną robotę. Więcej
                                                    na temat BUCZYŃSKIEGO nie rozmawiałam z WIESŁAWEM...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:40
                                                    D.C.

                                                    O kontaktach GOMUŁKI z BUCZYŃSKIM w okresie okupacji zeznaje również Emilia
                                                    JAROSZEWICZ w prot. z dn. 22.I.1949 r.: GOMUŁKA natomiast w swoim piśmie do
                                                    tow. Bieruta, jak również w przemówieniu na III Plenum KC PZPR stwierdza, że:

                                                    a) nie wiedział nic o istnieniu grupy „dwójkarskiej" w Oddz. Inf. i nikogo
                                                    z nich nie znał osobiście,
                                                    b) nie wspomina o tym, by SPYCHALSKI dając mu archiwum zdobyte przez
                                                    HRYNKIEWICZA powiedział, że zrobił to w tajemnicy przed Partią i WITOLDEM i że
                                                    on kazał mu w dalszym ciągu zachować to w tajemnicy, obiecując osobiście
                                                    powiadomić o tym WITOLDA i Sekretariat KC.

                                                    III. W pierwszym okresie po wyzwoleniu SPYCHALSKI organizuje na
                                                    własną rękę, bez wiedzy Partii i MBP, sieć wywiadowczą, do której anga-
                                                    żuje w pierwszym rzędzie członków grupy „dwójkarskiej" Oddz. Inf. GL
                                                    — LECHOWICZA i NIENAŁTOWSKIEGO. O utworzeniu tej sieci SPYCHALSKI zawiadamia
                                                    GOMUŁKĘ, który nie tylko nie sprzeciwia się temu, a jeszcze ze swej strony
                                                    poleca SPYCHALSKIEMU nawiązanie kontaktu z KIJKOWSKĄ, w celu wykorzystania jej
                                                    do pracy wywiadowczej. O powyższym zeznaje SPYCHALSKI w prot. przesł. z dnia
                                                    18.VII, 19.VII i 20.VII. 1950 r.:

                                                    ...Pyt.: Z kim z kierownictwa Partii uzgodniliście wydanie LECHOWICZOWI
                                                    i NIENAŁTOWSKIEMU polecenia kontynuowania roboty podziemnej?
                                                    Odp.: Z nikim z kierownictwa Partii nie uzgadniałem tego polecenia,
                                                    a dopiero po fakcie zawiadomiłem GOMUŁKĘ, że mam nadal na kontakcie
                                                    „ZYCHA" (GOMUŁKA orientował się, że jest to LECHOWICZ), któremu
                                                    poleciłem kontynuowanie pracy w podziemiu i udzielanie mi stamtąd
                                                    informacji. O NIENAŁTOWSKIM nie mówiłem w ogóle. GOMUŁKA
                                                    przyjął to do wiadomości, nie wyrażając żadnego sprzeciwu...
                                                    Pyt.: Kogo zapoznaliście z otrzymywanymi od LECHOWICZA informacjami?
                                                    Odp.: Z informacjami otrzymywanymi od LECHOWICZA zaznajamiałem GOMUŁKĘ. GOMUŁKA
                                                    przyjmował te informacje bez żadnych specjalnych uwag czy komentarzy...
                                                    Pyt.:W prot. przesł. z dnia 17.VII.50 r. zeznaliście o przekazywaniu wam
                                                    przez LECHOWICZA informacji o działalności podziemia i archiwum
                                                    Biuletynu Informacyjnego AK. Kto zapoznany był z tymi materiałami?
                                                    Odp.: Z materiałami, otrzymywanymi od LECHOWICZA, zapoznany był
                                                    GOMUŁKA. Znała je również dobrze SOWIŃSKA, ponieważ ona w zasa-
                                                    dzie przyjmowała je od LECHOWICZA. Ja sam osobiście materiałów tych
                                                    nie wykorzystywałem, a przekazywałem je GOMUŁCE, który wykorzys-
                                                    tywał je do swych referatów i przemówień...
                                                    Jeśli chodzi o GOMUŁKĘ, to jest mi wiadomo, że przekazał do MBP
                                                    informację, a ściślej mówiąc dezinformację od LECHOWICZA, dotyczącą
                                                    RZEPECKIEGO. Czy GOMUŁKA podał źródło informacji, nie wiem,
                                                    w każdym razie wiedział, że pochodzą one od LECHOWICZA.
                                                    Pyt.: Jakie informacje odnośnie osób i działalności podziemia, otrzymywa-
                                                    ne od NIENAŁTOWSKIEGO i LECHOWICZA, przekazywane były do MBP?
                                                    Odp.: Żadnych informacji w tej sprawie nie przekazywałem do MBP i o ile
                                                    mi wiadomo, to ani SOWINSKA, ani GOMUŁKA nie przekazywali do MBP
                                                    nic o ich osobach i działalności w podziemiu...
                                                    Pyt.: Jaką pracę wykonywał LECHOWICZ i NIENAŁTOWSKI w okresie otrzymania awansu
                                                    i odznaczenia?
                                                    Odp.: Robili wówczas robotę w podziemiu na moje polecenie i za zgodą
                                                    GOMUŁKI...
                                                    oraz w prot. przesł. z dnia 28.VI. 1950 r.:
                                                    ...W maju lub czerwcu 1945 r. GOMUŁKA polecił mi nawiązanie kontaktu
                                                    z KIJKOWSKĄ, w celu wykorzystania jej do roboty informacyjnej. Otrzy-
                                                    małem w tym celu od GOMUŁKI adres KIJKOWSKIEJ do Pruszkowa, czy
                                                    też Piastowa. KIJKOWSKĄ posługiwała się wówczas nazwiskiem DĄB-
                                                    ROWSKA. Pod wskazany przez GOMUŁKĘ adres wysłałem swego adiuta-
                                                    nta HANKIEWICZA, celem sprowadzenia KIJKOWSKIEJ do mojego
                                                    mieszkania we Włochach, wzgl. powiadomienia jej, że chcę się z nią widzieć
                                                    w moim mieszkaniu. KIJKOWSKĄ przyszła do mego mieszkania, gdzie
                                                    przeprowadziłem z nią rozmowę, mówiąc jej, że wiem o tym, że w czasie
                                                    okupacji kontaktowała się z LOGĄ-SOWIŃSKIM i dawała mu informacje
                                                    z terenu sztabu AK, że deklarowała sympatię do PPR, zapytując ją
                                                    równocześnie, co robi i czy ma jaką łączność z AK, względnie inną
                                                    organizacją. O tym, że GOMUŁKA polecił mi nawiązać z nią kontakt, nie
                                                    mówiłem jej. KIJKOWSKĄ odpowiedziała mi, że po wyzwoleniu utraciła
                                                    kontakty z AK, że nie pracuje nigdzie i z podziemiem się nie styka. Na
                                                    postawioną jej przeze mnie propozycję zbierania i przekazywania mi
                                                    informacji o podziemiu, wyraziła zgodę... O tym, że utrzymuję kontakt
                                                    z KIJKOWSKĄ, łączniczką szefa II Oddz. AK i archiwistką, wiedział
                                                    GOMUŁKA i LOGA-SOWIŃSKI... Zajmowałem się po wyzwoleniu robotą
                                                    wywiadowczą za wiedzą GOMUŁKI, w celu zdobywania dla niego infor-
                                                    macji z terenu podziemia... Na Biurze Politycznym spraw tych nie stawia-
                                                    łem, ponieważ informowałem o tym GOMUŁKĘ...
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:42
                                                    D.C.

                                                    Przy kontaktowaniu się z LECHOWICZEM, NIENAŁTOWSKIM i innymi
                                                    SPYCHALSKI posługiwał się SOWINSKA. Na ten temat zeznaje SOWINS-
                                                    KA w prot. z dn. 8.XII.1949 r.
                                                    ...W początkach maja 1945 r. po moim powrocie z Berlina, gdzie byłam wraz
                                                    z delegacją na inspekcji frontu, SPYCHALSKI wezwał mnie do Sztabu
                                                    i przeprowadził ze mną zasadniczą rozmowę na temat dalszej pracy
                                                    LECHOWICZA, JAROSZEWICZA i NIENAŁTOWSKIEGO. W rozmowie
                                                    tej SPYCHALSKI powiedział mi, że wobec tego, że „chłopaki" wrócili i że
                                                    ich nie może przekazać na kontakt do współpracy z MBP z tego względu, że
                                                    MBP jeszcze jest za młode i nie jest na tyle doświadczone, ażeby z nimi
                                                    potrafiło pracować, więc musimy ich sami obsługiwać. Powiedział, że
                                                    będzie on sam z nimi pracował, a moim obowiązkiem będzie kontaktować
                                                    się z nimi i odbierać od nich meldunki. Przy tym SPYCHALSKI poinstru-
                                                    ował mnie, gdzie te meldunki mam przekazywać i jak je sporządzać.
                                                    Wyglądało to w ten sposób, że jeden egzemplarz przekazywałam SPY-
                                                    CHALSKIEMU, drugi GOMUŁCE, trzeci miałam przekazywać do MBP,
                                                    lecz nie przekazywałam z polecenia SPYCHALSKIEGO i GOMUŁKI,
                                                    oprócz pierwszego meldunku. Do wykonania powyższych czynności SPY-
                                                    CHALSKI polecił mi, ażebym to załatwiała u siebie w domu, zwalniając
                                                    mnie od pracy w biurze...
                                                    O tym, że GOMUŁKA znał pochodzenie meldunków w/w i zgodził się na
                                                    zatajenie przed MBP ich źródła, świadczą zeznania SOWIŃSKIEJ z dn.
                                                    2.XII.1949 r.:
                                                    ...Po otrzymaniu pierwszych meldunków od NIENAŁTOWSKIEGO i LE-
                                                    CHOWICZA odbiłam je w czterech egzemplarzach, rozesłałam je w/g
                                                    podyktowanego mi przez SPYCHALSKIEGO rozdzielnika, z tym, że do
                                                    MBP osobiście zanosiłam jeden egzemplarz do Ministra, który skierował
                                                    mnie w tej sprawie do gen. Romkowskiego. Po przedstawieniu tych
                                                    meldunków gen. Romkowskiemu ten stanowczo żądał, abym mu powie-
                                                    działa źródło tych meldunków. Odpowiedziałam wówczas, że pochodzenia
                                                    tych dokumentów nie mogę ujawnić, gdyż mam polecenie od SPYCHALS-
                                                    KIEGO i GOMUŁKI nie ujawniać ich źródła... Źródła tych meldunków nie
                                                    ujawniłam dlatego, bo istotnie SPYCHALSKI mocno nakazywał mi, ażeby
                                                    nikomu nie mówić, że meldunki dawali mu LECHOWICZ, JAROSZEWICZ
                                                    i NIENAŁTOWSKI, przy tym SPYCHALSKI powoływał się, że sprawa ta
                                                    była uzgodniona z GOMUŁKA...
                                                    Jaki był faktyczny cel tworzenia siatki wywiadowczej bez wiedzy Partii
                                                    i MBP, śledztwo dotychczas nie wyjaśniło.
                                                    W lipcu 1945 r. za akceptacją GOMUŁKI zostają przyjęci do W.P. przez
                                                    SPYCHALSKIEGO czołowi działacze II Oddziału KG AK — HERMAN,
                                                    ZIELIŃSKI, TARASIEWICZ i JURKOWSKI.
                                                    W protokole przesłuchania z dn. 21.IX. 1950 r. SPYCHALSKI podaje
                                                    następujące okoliczności przyjęcia HERMANA do WP:
                                                    ...HERMAN z chwilą przyjęcia go do wojska w maju lub czerwcu 1945 r.
                                                    oświadczył mi, że był kierownikiem wywiadu wojskowego w II Oddz. KG
                                                    AK i że teraz jest demokratą, że zerwał z podziemiem i na tej zasadzie ja go
                                                    przyjąłem do wojska. Zgodę na przyjęcie go otrzymałem od GOMUŁKI.
                                                    Poza tym HERMAN mocno polecał mi KUROPIESKĘ. Na tej samej
                                                    zasadzie przyjąłem do wojska, rekomendowanych mi przez HERMANA
                                                    — JURKOWSKIEGO, TARASIEWICZA i ZIELIŃSKIEGO. W tym samym
                                                    czasie, kiedy był przyjmowany do wojska ZIELIŃSKI i w/w, płk Czaplicki
                                                    z MBP informował mnie, że ZIELIŃSKI jest aktywnym działaczem
                                                    podziemia. Informacje płk. Czaplickiego zlekceważyłem. Zdawałem sobie
                                                    wówczas sprawę, że nie powinienem był przyjmować ich do wojska, lecz
                                                    w porozumieniu z GOMUŁKĄ postanowiliśmy dokonać tego rodzaju
                                                    eksperymentu, ze względu na wydźwięk polityczny...
                                                    W tym samym okresie SPYCHALSKI, po uzgodnieniu z GOMUŁKĄ,
                                                    usiłuje nawiązać kontakt z RZEPECKIM, wykorzystując do tego celu
                                                    HERMANA i LECHOWICZA.
                                                    Zeznaje na ten temat SPYCHALSKI w prot. z dn. 21.IX.1950 r.:
                                                    ...Pyt.: Czym motywował GOMUŁKĄ udzielenie swej zgody na nawiązanie
                                                    przez was rozmów z RZEPECKIM za pośrednictwem HERMANA, szefa
                                                    dwójki KG AK oraz LECHOWICZA, pracownika dwójki, naczelnika wydz.
                                                    PKB podczas okupacji i członka podziemia po wyzwoleniu?
                                                    Odp.: Celem naszym, tj. moim i GOMUŁKI, było ujawnienie RZEPEC-
                                                    KIEGO i rozładowanie podziemia. Inicjatywa rozmowy z RZEPECKIM
                                                    wyszła ode mnie po rozmowach przeprowadzonych z HERMANEM, na
                                                    jego propozycje, na co wyraził swą zgodę GOMUŁKĄ. HERMANA używa-
                                                    łem do przeprowadzenia wstępnych rozmów z RZEPECKIM, ponieważ
                                                    zgłaszał możliwość dotarcia do niego. LECHOWICZA nie używaliśmy do
                                                    pertraktacji z RZEPECKIM, a jedynie zmierzaliśmy, tj. ja i GOMUŁKĄ, do
                                                    zebrania danych o RZEPECKIM, celem ujęcia go.
                                                    Informacje, które pochodziły od LECHOWICZA, były nieprawdziwe i dez-
                                                    informujące, uniemożliwiające przez to dojście tą dFogą do RZEPEC-
                                                    KIEGO. Ja osobiście próbowałem jeszcze dotrzeć do RZEPECKIEGO przez
                                                    KLIMOWICZA, kierując się wyrażoną zgodą GOMUŁKI w poprzednich
                                                    wypadkach z HERMANEM i LECHOWICZEM. Czyniłem to na podstawie
                                                    przedstawionych mi propozycji przez samego KLIMOWICZA, które jednak
                                                    nie dały wyniku.
                                                    Pyt.: Dlaczego wspólnie z GOMUŁKĄ zatailiście przed Biurem Politycz-
                                                    nym próby nawiązania przez was rozmów z RZEPECKIM oraz dlaczego
                                                    zatailiście dokumenty otrzymane przez was od RZEPECKIEGO, zawiera-
                                                    jące warunki ujawnienia?
                                                    Odp.: Nie uważałem prób nawiązania rozmów z RZEPECKIM za istotne,
                                                    tak samo nie przywiązywałem wagi do memoriału otrzymanego od RZE-
                                                    PECKIEGO, ponieważ nie był dla mnie adresowany. Postawiłbym tę
                                                    sprawę na Biurze Politycznym, gdyby przedsięwzięte przez nas próby
                                                    doprowadziły do konkretnych rozmów. GOMUŁKĄ prawdopodobnie
                                                    kierował się tą samą myślą w tej sprawie co i ja...
                                                    RZEPECKI w tym czasie jest poszukiwany przez MBP, zaś GOMUŁKĄ
                                                    i SPYCHALSKI, bez porozumienia z Biurem Politycznym i bez wiedzy
                                                    MBP, szukają kontaktu z nim.
                                                    W połowie 1945 r. gdy stała się aktualna sprawa utworzenia MZO,
                                                    GOMUŁKĄ zaangażował do pracy na kierowniczych stanowiskach ludzi
                                                    związanych z Delegaturą, b. wyższych urzędników sanacyjnych oraz b.
                                                    „dwójkarzy", jak np. v-min. MZO — CZAJKOWSKI, b. komisarz rządu
                                                    londyńskiego dla spraw ziem zachodnich, LEŚNIEWSKI — b. v-min.
                                                    Rolnictwa, związany w czasie okupacji z Delegaturą, QUIRINI, LECHO-
                                                    WICZ, NIENAŁTOWSKI i inni.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:47
                                                    O polityce personalnej GOMUŁKI w MZO zeznaje NIENAŁTOWSKI
                                                    w prot. z dn. 8.IV.1949 r., co następuje:
                                                    ...W końcu 1945 r. SOWIŃSKA zawiadomiła LECHOWICZA, że w związku
                                                    z tworzącym się MZO jest możność uzyskania odpowiedniej posady.
                                                    Mówiła, że w tej sprawie rozmawiała z Władysławem GOMUŁKĄ, który
                                                    chętnie zgadzał się na przyjście LECHOWICZA do MZO, chociażby nawet
                                                    na stanowisko v-ministra. SOWIŃSKA rozmawiając z GOMUŁKĄ na
                                                    temat LECHOWICZA, przedstawiała go, że to jest bliski człowiek BUCZY-
                                                    ŃSKIEGO Henryka, który z nim stale ściśle współpracował. GOMUŁKĄ
                                                    w odpowiedzi SOWINSKIEJ powiedział, że LECHOWICZA on zna przez
                                                    BUCZYŃSKIEGO, z którym GOMUŁKĄ był w bliskich stosunkach
                                                    w okresie okupacji, i w związku z tym prosił SOWIŃSKA, ażeby skierowała
                                                    LECHOWICZA do niego na rozmowę. W ostatnich dniach października
                                                    LECHOWICZ miał rozmowę z GOMUŁKĄ w gmachu MZO przy ul.
                                                    Litewskiej. GOMUŁKĄ rozmawiając z LECHOWICZEM mówił mu, że on
                                                    zna jego przeszłość, tak, że LECHOWICZ nie potrzebował dokładnie ten
                                                    temat omawiać, a od razu przystąpił do omówienia spraw związanych
                                                    z jego pracą w Ministerstwie. GOMUŁKĄ rozmawiając na ten temat
                                                    obiecał LECHOWICZOWI, że będzie się starał umieścić go na stanowisku
                                                    v-ministra. Natomiast w późniejszych rozmowach LECHOWICZA z GO-
                                                    MUŁKĄ zostało przez nich uzgodnione, że LECHOWICZ obejmie najważ-
                                                    niejszy dział w MZO, tj. Departament Osiedleńczy, ażeby w ten sposób
                                                    zapoznać się z pracą terenową na odcinku wiejskim i po przejściu tej
                                                    praktyki awansować dalej. W okresie pracy LECHOWICZA w MZO na
                                                    stanowisku dyr. Dep. Osiedleńczego nastąpiło bardzo szybkie zbliżenie się
                                                    GOMUŁKI z LECHOWICZEM. Mówił mi LECHOWICZ, że w rozmowach,
                                                    jakie prowadził z GOMUŁKĄ na różne tematy, dało się wyczuć, że był on
                                                    dawno urobiony na pewno przez BUCZYŃSKIEGO Henryka. Twierdzenie
                                                    takie LECHOWICZ wydawał na podstawie tego, że GOMUŁKĄ wiedział
                                                    o stosunkach grupy BUCZYŃSKIEGO do Oddz. II. przed wojną, po drugie,
                                                    że GOMUŁKĄ odnosił się dość przychylnie do ludzi mających poglądy
                                                    prolondyńskie, którym nigdy nie stawiał przeszkód wstępowania do pracy
                                                    w MZO, lecz raczej ułatwiał.
                                                    Z tych, których ja znam, że w okresie okupacji byli bądź w AK, bądź
                                                    w innych org. delegackich i zostali przyjęci do pracy w MZO, a mianowicie:
                                                    LEŚNIEWSKI, który w czasie okupacji związany był z Delegaturą rządu
                                                    londyńskiego, v-min. CZAJKOWSKI, który w okresie okupacji należał do
                                                    AK i utrzymywał kontakty z pracownikiem Oddz. II. MIERZEŃSKIM
                                                    Stanisławem. Dalej z osób, które w MZO zajmowały kierownicze stanowis-
                                                    ka byli: QUIRINI, który w czasie okupacji był w Delegaturze, BUKOWSKI,
                                                    który też był związany z AK, oraz szereg innych, którzy zajmowali niższe
                                                    stanowiska lub byli zwykłymi pracownikami.
                                                    LECHOWICZ, będąc dyr. Dep. Osiedl. MZO, sprawy związane z zagos-
                                                    podarowaniem ziem odzyskanych prowadził na podstawie memoriału
                                                    opracowanego w czasie okupacji przez Delegaturę. Memoriał ten LECHO-
                                                    WICZ przedstawił GOMUŁCE, który akceptował wytyczne zawarte w tym
                                                    memoriale. W 1947 r. z chwilą gdy ja zacząłem pracować w MZO,
                                                    LECHOWICZ w/w memoriał przekazał do mnie, celem zapoznania się
                                                    z treścią i przestrzegania podanego kierunku...
                                                    Potwierdza to również LECHOWICZ w zeznaniach z dnia 13.IV. 1949 r.:
                                                    ...Będąc w MZO skompletowałem przeważającą część pracowników depar-
                                                    tamentu z ludzi dających gwarancję, że w razie potrzeby udzielać będą
                                                    potrzebnych informacji wzgl. opracują potrzebne materiały. Było mi to tym
                                                    łatwiej przeprowadzić, ponieważ polityka personalna prowadzona przez
                                                    GOMUŁKĘ z góry zakładała nie tylko możliwość, ale konieczność po-
                                                    sługiwania się ludźmi z konspiracji londyńskiej, czego wiadomym dowo-
                                                    dem było mianowanie Wł. CZAJKOWSKIEGO v-ministrem...
                                                    O stosunkach panujących w MZO i o obsadzie personalnej zeznaje
                                                    LECHOWICZ w prot. z dn. 2.XI.1949 r.:
                                                    ...Przechodzę do omówienia stosunków personalnych w MZO. Historia
                                                    tych stosunków wiąże się blisko z historią samego Ministerstwa, które w/g
                                                    założenia jego twórcy, t.j. GOMUŁKI-WIESŁAWA, miało od razu oprzeć
                                                    się na dwóch członach personalnych, a mianowicie na członie konspiracyj-
                                                    nym tj. tym, który w szeregach konspiracji londyńskiej otrzymał przygoto-
                                                    wanie rzeczowe do pracy w MZO, oraz na członie politycznym, który miał
                                                    utrzymać bieżącą linię polityczną Ministerstwa. O takich zamiarach min.
                                                    GOMUŁKI zostałem przez niego poinformowany podczas pierwszej naszej
                                                    rozmowy na tematy MZO, tj. w lipcu lub sierpniu 1945 r. Już wówczas
                                                    WIESŁAW oświadczył, że nosi się z zamiarem powołania na v-min. Ziem
                                                    Odzyskanych Władysława CZAJKOWSKIEGO, b. komisarza rządu (kon-
                                                    spiracyjnego) dla spraw ziem postulowanych w delegaturze londyńskiej.
                                                    CZAJKOWSKI już w tym czasie pracował jako wolontariusz w komisaria-
                                                    cie rządu dla spraw Z.O., który od kilku miesięcy funkcjonował w Min.
                                                    Adm. Publ. CZAJKOWSKI wykorzystywał ten czas dla rozlicznych wyjaz-
                                                    dów w teren i dla praktycznego zaznajomienia się z Z.O. Zasadnicza decyzja
                                                    o utworzeniu MZO zapadła w drugiej połowie 1945 r. W członie konspiracyj-
                                                    nym tworzonego zespołu ministerialnego wysunęły się następujące osoby
                                                    — v-min. CZAJKOWSKI Władysław — formalnie bezpartyjny, dyr. KWI-
                                                    RINI Edward — bezpartyjny, dyr. GLUCK Leopold — bezpartyjny i LE-
                                                    CHOWICZ — SD. W członie partyjno-politycznym wystąpił v-minister
                                                    WASILEWSKI Jan — PPR, dyr. TOMISZCZYK, BARTLOWA, BIKOW-
                                                    SKI, PIETKIEWICZ — PPR. Po kilku miesiącach v-min. WASILEWSKI
                                                    ustąpił wyjeżdżając do Helsinek na posła, a miejsce jego zajął v-min.
                                                    WOLSKI Władysław. Ustąpienie v-min. WASILEWSKIEGO pozostało
                                                    jakby w związku ze sprawą jego przyjaciela dr. WALAWSKIEGO — szefa
                                                    kancelarii Prezydenta RP, który, jak się okazało, przed wojną jako
                                                    urzędnik w Wilnie pozostawał w kontakcie z policją, wydając w jej ręce
                                                    lewicowych działaczy studenckich.
                                                    Okoliczności, w jakich było formowane MZO, zaciążyły znacznie na
                                                    personaliach w dziale tego Ministerstwa, ponieważ zrozumiałe jest, że
                                                    dyrektorowie departamentów kompletowali swoich urzędników w/g swo-
                                                    jego pochodzenia konspiracyjnego, wzgl. partyjnego. Różnice i antago-
                                                    nizmy, jakie na tym tle powstały między poszczególnymi członkami
                                                    Ministerstwa, nie zostały usunięte do dnia dzisiejszego, pomimo wielkich
                                                    usiłowań dyr. Biura Pers. — Zofii BARTEL. Dodatkowa trudność wynikła
                                                    i stąd, że wśród dyr. PPR-owców nie było jednolitego poglądu na sprawy
                                                    personalne. Odrębny pogląd posiadał PIETKIEWICZ Jan — dyr. Dep.
                                                    Aprowizacji, przed wojną urzędnik skarbowy i członek Zw. Prac. Skar-
                                                    bowych, po wojnie PPR-owiec, jednak o bardzo liberalno-demokratycz-
                                                    nych przekonaniach i uważający się za coś innego niż komunista. Toteż
                                                    między PIETKIEWICZEM, BARTLOWA i TOMISZCZYKIEM trwała nie-
                                                    mal od samego początku ukryta walka, w której WIESŁAW musiał nieraz
                                                    interweniować stojąc dość często po stronie PIETKIEWICZ A.
                                                    Z okresu pracy w MZO pozostało mi wrażenie, że w stanowisku dyr.
                                                    PIETKIEWICZA było zawsze dużo pierwiastków antysemityzmu. Dyr.
                                                    KWIRINI, który w czasie powstania warszawskiego był jednym ze staro-
                                                    stów powstańczej Warszawy, pod ps. „KULESZA", skompletował Dep.
                                                    Administracji Publicznej prawie wyłącznie na bazie ludzi bezpartyjnych
                                                    i w czasie wojny związanych z delegaturą rządu londyńskiego i tak np.
                                                    Wydział Samorządowy powierzył znanemu działaczowi samorządowemu
                                                    z Częstochowy — RYBICKIEMU — bezpartyjnemu i politycznie bardzo
                                                    chwiejnemu. Po odejściu KWIRINIEGO z MOZ — RYBICKI zgłosił swe
                                                    usługi wraz z deklaracją partyjną min. OSÓBCE-MORAWSKIEMU, u któ-
                                                    rego objął Dep. Samorządowy. W ślad za bezpartyjnymi z konspiracji
                                                    londyńskiej zaczęli wciskać się do MZO coraz otwarciej ludzie związani
                                                    z PSL, np. KONOPKA, DZIURZYŃSKI, LUCHTKOTOWICZ i inni oraz
                                                    ludzie o wyraźnie niechętnym stosunku do obecnej rzeczywistości, np.
                                                    STELMACH, BRZOSTOWICZ, WYSZYŃSKA i inni. Do pracy w MZO
                                                    został zaangażowany v-min. CZAJKOWSKI, jako doradca w sprawach
                                                    rolnych (akcja siewna na ZO), b.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 12:48
                                                    Aresztowanie LEŚNIEWSKIEGO za udział w akcji
                                                    podziemnej spowodowało większą czystkę w MZO, jednakże mianowanie
                                                    v-min. Z.O. w miejsce zmarłego CZAJKOWSKIEGO dyr. GLUCKA — czło-
                                                    wieka bezpartyjnego związanego w konspiracji z CZAJKOWSKIM i re-
                                                    prezentującego to samo środowisko społeczne (GLUCK był dyr. Izby
                                                    Przem.-Handl. w Poznaniu, CZAJKOWSKI — b. bankowiec) nie pozwala
                                                    wróżyć szybkiego końca tej akcji...
                                                    Zeznania te potwierdza DUBIEL w prot. z dn. 12.XII.1949 r.
                                                    O stosunku GOMUŁKI do LECHOWICZA oraz o realizacji polityki osied-
                                                    leńczej przez MZO, zeznaje PAJOR w prot. z dn. 11.1.1949 r.:
                                                    ...LECHOWICZ cieszył się szczególnym zaufaniem i poparciem v-premiera
                                                    GOMUŁKI. Departament Osiedleńczy stał się ośrodkiem wielkich projek-
                                                    tów i koncepcji związanych z tak zw. polityką osiedleńczą na Ziemiach
                                                    Odzyskanych. LECHOWICZ podkreślał, że v-premier GOMUŁKA nie
                                                    przywiązywał wagi do przeszłości lub poglądów osobistych pracownika,
                                                    chodziło mu tylko o efektywną pracę bieżącą. To samo odnosiło się do
                                                    polityki osiedleńczej w sensie najszybszego osiedlenia Ziem Zachodnich.
                                                    Po jakiej linii szły prace Departamentu Osiedleńczego? Mówił o tym
                                                    dyskretnie LECHOWICZ oraz zaangażowane osoby wskazywały, że była to
                                                    realizacja opracowań Delegatury w czasie okupacji. Do ludzi zajmujących
                                                    się tymi sprawami w Delegaturze londyńskiej należeli v-min. CZAJKOW-
                                                    SKI, zaś w Dep. MZO — naczelnik wydz. osadnictwa miejskiego GOZ-
                                                    DAW-RENTT, związany od przed wojny ze sferami ONR-u. Jeżeli do tego
                                                    dodać, że naczelnikiem wydziału osadnictwa wiejskiego był członek PIW
                                                    DZIUSZYŃSKI, to najważniejsze, kluczowe odcinki osadnictwa spoczywa-
                                                    ły w rękach osób nastawionych reakcyjnie...
                                                    Gdy na Biurze Politycznym stanęła sprawa Ministerstwa Aprowiz., GO-
                                                    MUŁKA poparł kandydaturę LECHOWICZA.
                                                    Z posiadanych przez nas materiałów oficjalnych i śledczych wynika, że na
                                                    całej przestrzeni od chwili wyzwolenia stosunek GOMUŁKI do ZSRR był
                                                    nieufny, negatywny, a czasami wręcz wrogi. O stosunku GOMUŁKI do
                                                    ZSRR podaje SPYCHALSKI w piśmie do Biura Polit. co następuje:
                                                    ...Z tego okresu zostało mi w pamięci zachowanie się t. G. w sprawie
                                                    wywozu mienia poniemieckiego przez ZSRR, gdzie wydawało mi się, że
                                                    postawa jego była postawą za daleko posuniętą w ostrości w walce przeciw
                                                    wywozowi tego mienia. Osobiście przeżywałem konflikt, co jest tu słusz-
                                                    nym, czy taka postawa WIESŁAWA, nieprzyjemna w swej ostrości,
                                                    wychodząca przede wszystkim z naszej sytuacji, czy też postawa większego
                                                    wczucia się w sytuację ZSRR...
                                                    ZAWADZKI „JASNY" w oświadczeniu do M.B.P. z dn.20.III.51r .również
                                                    podaje o stosunku GOMUŁKI do ZSRR:
                                                    ...Po wyzwoleniu, w szeregu spotkań, jakie miałem z WIESŁAWEM,
                                                    uderzyła mnie szczególnie niewiara jego w siłę Związku Radzieckiego i jego
                                                    możliwości utrwalenia się na pozycjach uzyskanych w rezultacie zwy-
                                                    cięstwa w drugiej wojnie światowej. WIESŁAW wręcz wysuwał tezę, że
                                                    rozbiórka fabryk i wywóz maszyn łączy się ściśle z perspektywą wycofania
                                                    się Armii Radzieckiej. Wyraźnie nastawał na ,,obronę" naszego stanu
                                                    posiadania i żądał natychmiastowej sygnalizacji o każdym wypadku
                                                    demontażu.
                                                    WIESŁAW bardzo nieprzyjemnie reagował na fakt, zdawałoby się natural-
                                                    ny, pomocy aparatu politycznego wojsk I-go Frontu Ukraińskiego naszym
                                                    młodym organizacjom partyjnym, traktując to jako ingerencję obcą...
                                                    Gdy w początkach 1945 r. władze radzieckie aresztowały 16 członków AK
                                                    z OKULICKIM na czele, GOMUŁKA wyraził duże niezadowolenie, z tego
                                                    powodu, że nastąpiło to bez porozumienia z władzami polskimi.
                                                    O antyradzieckim nastawieniu GOMUŁKI świadczy jego stosunek do
                                                    oficerów radzieckich, o czym zeznaje SPYCHALSKI w prot. z dn.
                                                    2.XII.1950 r.:
                                                    ...W rozmowach ze mną na temat wojska i jego Korpusu Oficerskiego,
                                                    GOMUŁKA tłumaczył mi, że należy dążyć do spolszczenia wojska, przez
                                                    zamianę oficerów radzieckich polskimi, z dopuszczeniem oficerów sanacyj-
                                                    nych. Według jego zdania spolszczenie wojska przez usunięcie oficerów
                                                    radzieckich i zastępowanie ich oficerami sanacyjnymi oraz wychowankami
                                                    powojennymi było konieczne ze względu na to, że reakcja lansowała
                                                    propagandę o zależności Polski od ZSRR. Odnośnie tej tendencji GOMU-
                                                    ŁKI spolszczenia wojska było dla mnie widoczne, że idzie on po linii
                                                    propagandy reakcyjnej, celem wykazania samodzielności Polski i jej
                                                    niezależności od wpływów ZSRR. Z linią lansowaną przez GOMUŁKĘ
                                                    odnośnie spolszczenia wojska i wyzbycia się koniecznych dla tego wojska
                                                    specjalistów radzieckich oraz zamienienia ich w wielu wypadkach oficera-
                                                    mi sanacyjnymi — ja, Marian Spychalski, zgadzałem się. Ulegałem GO-
                                                    MUŁCE i jego argumentom, które on wysuwał w sprawie spolszczenia
                                                    wojska i w rezultacie w praktyce dopuściłem do usuwania oficerów
                                                    radzieckich, mimo braku odpowiedniej, pod względem politycznym, za-
                                                    miany, co doprowadzało do zastępowania ich oficerami sanacyjnymi. Gdy
                                                    za moją zgodą byli odsyłani do ZSRR oficerowie radzieccy, GOMUŁKA
                                                    w ogóle nie sprzeciwiał się usuwaniu tych oficerów, wybitnych specjalis-
                                                    tów, z kluczowych stanowisk i zastępowania ich oficerami sanacyjnymi,
                                                    ponieważ były u niego wyraźne tendencje antyradzieckie. Jako przykład
                                                    antyradzieckiego nastawienia GOMUŁKI w sprawie roli oficerów radziec-
                                                    kich w wojsku, chcę przytoczyć fakt, że w 1947 r. nie chciał on zgodzić się na
                                                    wysuniętą przeze mnie kandydaturę oficera radzieckiego, gen. POPŁAW-
                                                    SKIEGO, na stanowisko Dowódcy Wojsk Lądowych. Ze swej strony
                                                    wysunął on na to stanowisko kandydaturę sanacyjnego gen. PASZKIEWI-
                                                    CZA, argumentując tym, że na tym stanowisku powinien być oficer polski,
                                                    a nie radziecki. Kierując się tymże nastawieniem GOMUŁKA nie chciał
                                                    zgodzić się później na przyznanie POPŁAWSKIEMU tytułu v-ministra, co
                                                    było związane z jego stanowiskiem D-cy Wojsk Lądowych. O tym, że jego
                                                    zdaniem na stanowisku D-cy Wojsk Lądowych powinien być tylko oficer
                                                    polski, GOMUŁKA mówił tylko mnie. Gdy sprawę powołania POPŁAW-
                                                    SKIEGO postawiłem na posiedzeniu Biura Politycznego Partii, GOMUŁKA
                                                    sprzeciwił się. Argumentował to tylko tym, że POPŁAWSKI jest potrzebny
                                                    na Dolnym Śląsku. O tym, iż jemu faktycznie chodzi o to, że POPŁAWSKI
                                                    jest oficerem radzieckim, na posiedzeniu Biura Politycznego nie mówił...
                                                    B. Delegat Rządu przy Północnej Grupie Wojsk ZSRR, płk WILKOŃSKI,
                                                    który od GOMUŁKI otrzymywał instrukcje, jak ma postępować z mieniem
                                                    wywożonym przez oficerów radzieckich, podaje w zeznaniach swoich z dn.
                                                    19.X.1949 r. następujący fakt świadczący o tym, że GOMUŁKA dążył do
                                                    wywołania konfliktu z Dowództwem PGW:
                                                    ...Również w końcu 1947 r. otrzymałem od GOMUŁKI ustne polecenie nie
                                                    zezwalać oficerom radzieckim wywozić mebli bez zezwolenia pisemnego
                                                    delegatury. Według poleceń GOMUŁKI delegatura miała prawo wydawać
                                                    zezwolenia tylko oficerom sztabowym i generałom po uiszczeniu opłaty
                                                    w Urzędach Likwidacyjnych. Jak sobie przypominam, na wiosnę 1948 r.
                                                    zostałem zawiadomiony telefonicznie przez którąś stację kolejową na
                                                    Dolnym Śląsku, której nazwy sobie nie przypominam, że ładuje się
                                                    transport rodzin wojskowych radzieckich z meblami, na które nie posiada-
                                                    ją zezwolenia na wywóz. W sprawie tej zawiadomiłem d-cę tyłów PGW gen.
                                                    ŻYZINA, że jestem zmuszony na polecenie GOMUŁKI zatrzymać ten
                                                    transport. Gen. ŻYZIN zaproponował mi, ażeby razem z nim pojechać w tej
                                                    sprawie do Marszałka Rokossowskiego. Na miejscu u Marszałka Rokos-
                                                    sowskiego powtórzyłem te same słowa i prosiłem o porozumienie się
                                                    telefoniczne z GOMUŁKA. Marszałek nie zgodził się na telefonowanie do
                                                    GOMUŁKI. Wówczas powiedziałem marszałkowi, że aby nie stwarzać
                                                    nieporozumień transport ten, wbrew zarządzeniom GOMUŁKI, natych-
                                                    miast zwolnię. Następnie Marszałek Rokossowski powiedział, że niewyda-
                                                    wanie zezwoleń dla młodszych oficerów jak również pobieranie opłat przez
                                                    Urząd Likwidacyjny za meble, niezgodne jest z porozumieniem, jakie
                                                    zawarł swego czasu z GOMUŁKA. Jeszcze w tym samym dniu pojechałem
                                                    do GOMUŁKI i zameldowałem mu o powyższych faktach przez jego
                                                    sekretarkę,
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 13:08
                                                    D.C.

                                                    Jeszcze w tym samym dniu pojechałem
                                                    do GOMUŁKI i zameldowałem mu o powyższych faktach przez jego
                                                    sekretarkę, ponieważ był zajęty innymi sprawami. Odpowiedź GOMUŁKI
                                                    dla Marszałka Rokossowskiego otrzymałem dopiero po dwóch dniach na
                                                    piśmie o treści pozytywnej dla Marszałka. Wyjaśniam, że otrzymując
                                                    polecenie od GOMUŁKI w końcu 1947 r. o bezwzględnym zatrzymywaniu
                                                    transportów z meblami, zameldowałem mu, że takie postępowanie może
                                                    spowodować rozlew krwi. GOMUŁKA na to mi odpowiedział, że niech
                                                    dojdzie, on nie ma nic przeciwko temu...
                                                    Potwierdza to również w swoich zeznaniach z dn. 1.XII. 1949 r. b. z-ca
                                                    WILKOŃSKIEGO — WOJNAR Mieczysław. Jesienią 1947 r., gdy odbyło się
                                                    posiedzenie przedstawicieli partii komunistycznych i robotniczych, na
                                                    którym zostało utworzone Biuro Informacyjne, GOMUŁKA w rozmowie ze
                                                    SPYCHALSKIM wyraził swoje niezadowolenie z tego powodu, uważając to
                                                    za dążenie WKP/b/ do komenderowania innymi partiami. Uważał za
                                                    osiągnięcie fakt, że siedziba Biura Informacyjnego nie mieści się w Polsce.
                                                    Wiosną 1948 r., gdy została ujawniona zdrada kliki titowskiej, GOMUŁKA
                                                    nie zgodził się z treścią ani z formą zarzutów przeciw Tito. Tak samo
                                                    sprzeciwił się GOMUŁKA zagadnieniu kolektywizacji wsi w Polsce.
                                                    O podanych wyżej faktach zeznaje SPYCHALSKI w prot. z dn. 2.XII.1950 r.
                                                    co następuje:
                                                    ...Po odbytym na jesieni 1947 r. posiedzeniu przedstawicieli partii komunis-
                                                    tycznych i robotniczych, na którym powstało Biuro Informacyjne, GOMU-
                                                    ŁKA telefonicznie zaprosił mnie do siebie, celem udzielenia informacji. Był
                                                    bardzo wzburzony i udowadniał mi, że WKP/b/ niewłaściwie postępuje,
                                                    gdyż chce komenderować innymi partiami i narzucać im swoją wolę. On się
                                                    nie zgadzał na powstanie Biura Informacyjnego i uważał to za odrodzenie
                                                    Kominternu. Podkreślał, iż jemu, lepiej jak innym członkom B.P., są znane
                                                    nacjonalistyczne nastroje społeczeństwa polskiego, które, jak mówił, jest
                                                    bardzo czułe na punkcie stosunków z ZSRR w sprawie niepodległości.
                                                    Uważał, że na zewnątrz porozumienie z ZSRR na płaszczyźnie partyjnej
                                                    stanowi krok do utraty niepodległości i w związku z tym przyczynę do
                                                    wewnętrznych trudności politycznych. Reakcja będzie mogła mówić, że
                                                    WKP/b/ ingeruje w sprawy polskie. Jedyne, mówił, co udało mu się
                                                    utargować, gdyż nie chciał żadnych form widocznych na zewnątrz, które by
                                                    wskazywały na uzależnienie Polski od ZSRR, było to, że siedziba Biura
                                                    Informacyjnego nie będzie w Polsce.
                                                    W końcu GOMUŁKA mówił, że wskutek tego, iż nikt nie liczył się z jego
                                                    argumentami, wskazującymi na niecelowość powołania Biura Informacyj-
                                                    nego, był on w dużej rozterce duchowej myśląc nawet o samobójstwie.
                                                    W kwietniu 1948 r. GOMUŁKA znowu zaprosił mnie do siebie i dał do
                                                    przeczytania list WKP/b/ do kierownictwa KPJ w sprawie błędów tego
                                                    kierownictwa z Tito na czele. Wyrażał on niezadowolenie z formy listu oraz
                                                    faktu, że doręczył go nie przedstawiciel partii, a ambasador ZSRR, który
                                                    reprezentuje państwo. Dalej mówił, że forma listu znowu wskazuje na to, iż
                                                    WKP/b/ chce dyktować innym partiom, które są stawiane przed faktami
                                                    dokonanymi, z nimi nie uzgodnionymi. List WKP/b/ stwarza trudności dla
                                                    kierownictwa jugosłowiańskiej partii, a forma jego od razu przekreśla
                                                    możliwość wytłumaczenia tym kierownikom błędność ich postępowania.
                                                    Postępowanie WKP/b/ może spowodować wypadnięcie Jugosławii z obozu
                                                    państw Demokracji Ludowej, z czego mogą powstać duże trudności także
                                                    i dla nas. Starał się przy tym zbagatelizować argumenty zawarte w liście
                                                    WKP/b/ do kierownictwa KPJ, uważając podane przykłady wrogiego
                                                    stosunku do ZSRR za przesadzone. Tak jak w sprawie Biura Informacyj-
                                                    nego, znowu GOMUŁKA ocenił postępowanie WKP/b/ za przedwczesne,
                                                    a formę wystąpienia jako niewłaściwą. Twierdził, że wpierw trzeba było
                                                    Tito wytłumaczyć błędność postępowania i przekonywać go. Jednocześnie
                                                    wyrażał obawy o wewnętrzne trudności polityczne u nas w kraju. Po
                                                    posiedzeniu Biura Informacyjnego w sprawie Jugosławii, gdzie stanęła też
                                                    sprawa kolektywizacji wsi, udałem się do GOMUŁKI, aby go o tym
                                                    poinformować. Sprawie kolektywizacji wsi on był bardzo przeciwny,
                                                    a postawienie tego zagadnienia znowu oceniał jako dowód narzucania
                                                    przez WKP/b/ swojego stanowiska innym partiom. Powiedział mi, że nasza
                                                    delegacja powinna była opuścić posiedzenie, co oznaczałoby faktycznie
                                                    wystąpienie z Biura Informacyjnego. W żadnym wypadku nie wolno jej
                                                    było godzić się na kolektywizację wsi, gdyż jest to sprawa niesłuszna
                                                    i nieaktualna. Widziałem u GOMUŁKI tendencje antyradzieckie, wyrażo-
                                                    ne w przytoczonych wyżej wypowiedziach. Były one też wyrazem jego
                                                    nieufności do ZSRR i WKP/b/...
                                                    Fakty te częściowo potwierdza PODGÓRSKA w zeznaniach z 4, 23
                                                    i 26.IX.1950 r. Ponadto dodaje, że GOMUŁKA celowo nie uzgodnił swego
                                                    referatu na Plenum Czerwcowym z członkami Biura Politycznego, gdyż
                                                    spodziewał się sprzeciwu z ich strony, liczył natomiast, że na Plenum
                                                    uzyska poparcie części członków KC, którzy z nim współpracowali w okre-
                                                    sie okupacji, a mianowicie SPYCHALSKIEGO, LOGI-SOWIŃSKIEGO,
                                                    BIEŃKOWSKIEGO, KLISZKI, KORCZYŃSKIEGO i MOCZARA.
                                                    W dalszym ciągu swych zeznań PODGÓRSKA podaje, że w lipcu 1948 r.
                                                    podczas pobytu GOMUŁKI w Kowarach przyjeżdżali do niego LOGA-
                                                    -SOWIŃSKI, KLISZKO, BIEŃKOWSKI i KORCZYŃSKI i konferowali
                                                    z nim w sprawie stanowiska, jakie mają zająć na najbliższym Plenum KC.
                                                    Z materiałów posiadanych przez nas wynika, że konferencji tych było
                                                    więcej i że oprócz wymienionych brał jeszcze udział w nich MOCZAR.
                                                    Zeznają o tym, oprócz PODGÓRSKIEJ, św. ZALCMAN Nechemia (18.VIII.
                                                    50 r.) oraz podejrzani: SOWIŃSKA Stanisława (17.11.50 r.), KORCZYŃSKI
                                                    (24.XII.50 r.). Przyznaje się również do udziału w tych konferencjach
                                                    LOGA-SOWIŃSKI w swoim piśmie do Sekretariatu KC PZPR.
                                                    O konferencjach tych ZALCMAN, ówczesny szofer LOGI, zeznaje na-
                                                    stępująco:
                                                    ...Parę dni po 3 Plenum w 1948 r. spotkałem się z moją siostrą SOWIŃSKA
                                                    Stanisławą (nie pamiętam, czy to było w Warszawie czy też w Łodzi), której
                                                    opowiedziałem o konferencjach, które miały miejsce między LOGĄ-SO-
                                                    WIŃSKIM, KORCZYŃSKIM, MOCZAREM i GOMUŁKA, a które wydawa-
                                                    ły mi się bardzo podejrzane.
                                                    Pierwsza konferencja odbyła się kilka dni przed Plenum i miała miejsce na
                                                    szosie między Łodzią a Warszawą. W tym dniu rano zawiozłem Logę-
                                                    -Sowińskiego do Warszawy, do mieszkania MOCZARA, gdzie po krótkiej
                                                    tam naradzie obaj (MOCZAR i LOGA) wyjechali na spotkanie GOMUŁKI,
                                                    który wtenczas powracał z urlopu wypoczynkowego. MOCZAR jechał
                                                    wtedy swoim samochodem, który prowadził jego szofer. Na drodze między
                                                    Warszawą a Łodzią (między Sochaczewem a Łowiczem) nastąpiło spot-
                                                    kanie. GOMUŁKA, zdaje się, wracał wtedy z żoną. W tyle za samochodem
                                                    GOMUŁKI zatrzymały się jeszcze 2 samochody, kto w nich się znajdował,
                                                    nie widziałem, ale przypuszczam, że musiała się tam znajdować ochrona
                                                    GOMUŁKI. Po zatrzymaniu się samochodów, GOMUŁKA LOGA-SO-
                                                    WIŃSKI, MOCZAR oraz żona GOMUŁKI odeszli na kilometr od samo-
                                                    chodów i przez około godzinę czasu rozmawiali. O czym rozmawiali, tego
                                                    nie wiem, ale cała ta narada wydawała mi się bardzo tajemnicza. Ochrona
                                                    GOMUŁKI stała w osobnej grupie i czekała do powrotu, z nami nie
                                                    rozmawiając... W tym mniej więcej czasie odbyło się drugie spotkanie
                                                    między LOGĄ-SOWIŃSKIM, KORCZYŃSKIM i MOCZAREM. Wieczorem
                                                    pojechałem z LOGĄ-SOWIŃSKIM do Warszawy, prostuję — było to
                                                    w godzinach rannych — do mieszkania MOCZARA na Parkowej, gdzie
                                                    czekał już MOCZAR i KORCZYŃSKI. Mnie zaprosili na śniadanie i potem
                                                    wróciłem do samochodu. W mieszkaniu zabawili ok. 2 godzin, następnie
                                                    MOCZAR kazał swojemu szoferowi przesiąść się do mego samochodu, zaś
                                                    oni (MOCZAR, LOGA i KORCZYŃSKI) wsiedli do samochodu Moczara
                                                    i pojechali za miasto. Za Raszynem, w drodze wiodącej do Katowic,
                                                    samochód MOCZARA zatrzymał się i wszyscy pasażerowie jego wysiedli,
                                                    udając się pieszo na przechadzkę, oddalając się od samochodów na
                                                    l kilometr. Po godzinie MOCZAR i KORCZYŃSKI wrócili do Warszawy, ja
                                                    zaś z LOGĄ powró
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 13:10
                                                    D.C.

                                                    Po godzinie MOCZAR i KORCZYŃSKI wrócili do Warszawy, ja
                                                    zaś z LOGĄ powróciliśmy do Łodzi, nie zatrzymując się w Warszawie...
                                                    Trzecia konferencja miała miejsce krótko już przed Plenum. Konferencja
                                                    ta odbyła się w Warszawie w mieszkaniu GOMUŁKI przy Al. Szucha. Ja
                                                    z LOGĄ-SOWIŃSKIM przyjechaliśmy późnym wieczorem z Łodzi do
                                                    Warszawy, LOGA wszedł do mieszkania, ja zaś siedziałem w samochodzie.
                                                    Konferencja ta była najdłuższa, bo trwała kilka godzin. Kto brał udział w tej
                                                    konferencji, nie jest mi wiadomo, gdyż do mieszkania nie byłem za-
                                                    proszony. Siedząc w samochodzie zasnąłem i późno w nocy zostałem
                                                    obudzony przez LOGĘ. Z konferencji bezpośrednio wróciliśmy do Łodzi.
                                                    LOGA w drodze ze mną nie rozmawiał, ja zaś nie pytałem go o nic, gdyż
                                                    znałem go jako człowieka zamkniętego...
                                                    O powyższym PODGÓRSKA zeznaje następująco:
                                                    ...W pierwszych dniach m-ca lipca 1948 r. GOMUŁKA wraz z żoną i ze mną
                                                    wyjechał do Kowar. Podczas pobytu GOMUŁKI Władysława przyjeż-
                                                    dżały następujące osoby: LOGA-SOWIŃSKI, KLISZKO z żoną, BIEŃ-
                                                    KOWSKI z żoną, KORCZYŃSKI. Ponieważ wiadomo było, iż Biuro
                                                    Polityczne przygotowuje się do rozstrzygnięcia sprawy z GOMUŁKA,
                                                    osoby te przyjeżdżały, by porozumieć się w sprawie stanowiska ich
                                                    i GOMUŁKI na najbliższym Plenum. W Kowarach GOMUŁKA wobec
                                                    tych osób postawił sprawy w ten sposób, że zostawia im wolną rękę i nie
                                                    wiąże się z nimi...
                                                    Od czasu Plenum sierpniowo-wrześniowego GOMUŁKA nie stykał się
                                                    z BIEŃKOWSKIM, KLISZKO, MOCZAREM, z LOGĄ-SOWIŃSKIM wi-
                                                    dział się jeszcze w Krynicy...
                                                    KORCZYŃSKI zeznaje następująco:
                                                    ...O ile chodzi o pierwszą moją wizytę u WIESŁAWA w Krzyżatce, to oprócz
                                                    mnie nikogo tam nie było z osób obcych. Dopiero na drugim spotkaniu
                                                    z WIESŁAWEM w Krzyżatce byli tam również obecni: KLISZKO, BIEŃ-
                                                    KOWSKI i LOGA-SOWIŃSKI. Nadmieniam, że jeszcze na Wystawie we
                                                    Wrocławiu spotkałem się z LOGĄ-SOWIŃSKIM, do którego powiedziałem,
                                                    że mam zamiar wyjechać do Krzyżatki, celem odwiedzenia tam WIES-
                                                    ŁAWA. W związku z tym LOGA-SOWIŃSKI wyraził chęć złożenia wizyty
                                                    WIESŁAWOWI, wobec czego zabrałem go swoim samochodem do Krzy-
                                                    żatki...
                                                    LOGA o konferencjach tych w piśmie do Sekretariatu KC pisze na-
                                                    stępująco:
                                                    ...Nie rozumiałem i nie zdawałem sobie sprawy również z tego, że te fakty,
                                                    jakie zaszły w czasie lipca i sierpnia: mojego wyjazdu do Kowar oraz
                                                    wyjazdu na spotkanie na szosie warszawskiej, były niczym innym, jak
                                                    szkodliwym krokiem i demonstracją podkreślenia mojej solidarności
                                                    z WIESŁAWEM...
                                                    Ponadto o pobycie GOMUŁKI w Kowarach melduje oficer ochrony kpt.
                                                    WINIARSKI w raporcie z dn. 17.VI. 1950 r. co następuje:
                                                    ...Melduję, że razem z GOMUŁKA do Kowar przybyła Zofia Strzelecka
                                                    — żona i Wanda PODGÓRSKA — sekretarka. Po przyjeździe dwa do trzech
                                                    tygodni początkowych w/w słuchali tylko radia londyńskiego w godzinach
                                                    obiadowych i w godzinach wieczornych. Po dwóch, trzech tygodniach
                                                    w nocy zjawił się KORCZYŃSKI, po krótkim pobycie odjechał — jak
                                                    dowiedziałem się od adiutanta KORCZYŃSKIEGO — do Wrocławia.
                                                    Następnego dnia, w godzinach popołudniowych, zjawił się LOGA-SOWIŃ-
                                                    SKI, KLISZKO, BIEŃKOWSKI i KORCZYŃSKI. Po ich przyjeździe
                                                    spożyli wspólny obiad, po obiedzie konferowali do kolacji, po kolacji krótka
                                                    przerwa i po przerwie konferowali do rana do godz. 3-ej lub 4-ej — dokład-
                                                    nie nie pamiętam, pamiętam, że już. było jasno na dworze. Odjechali
                                                    w godzinach wieczornych.
                                                    Po kilku dniach zjawili się z powrotem w/w + 2 osoby, tj. żona KLISZKI
                                                    i żona BIENKOWSKIEGO — tym razem przebywali od trzech do czterech
                                                    dni. W dzień zwiedzali okolice Kowar, Jeleniej Góry, Lwówek, Śnieżkę itd.
                                                    Po powrocie zjadali obiad, po obiedzie spacer grupowy po parku do
                                                    wieczora, wieczorem kolacja i po kolacji kobiety wychodziły na spacer,
                                                    a w/w pozostawali na miejscu do godz. 24-ej, 1-ej, lub 2-ej nad ranem,
                                                    później rozchodzili się spać.
                                                    Po ich odjeździe GOMUŁKA spędzał czas do godz. 13 na spacerze po lesie,
                                                    po łąkach, a godziny obiadowe i wieczorowe przy słuchaniu audycji
                                                    londyńskich, godziny popołudniowe spędzał przy siatkówce. Po kilku-
                                                    dniowej przerwie zjawił się KORCZYŃSKI w godzinach wieczornych,
                                                    a następnie rano LOGA-SOWIŃSKI, KLISZKO i BIEŃKOWSKI, tym
                                                    razem bez żon. Po ich przyjeździe natychmiast udali się do pałacu, gdzie
                                                    konferowali od trzech do czterech godzin, następnie obiad, i po obiedzie
                                                    odjechali w kierunku dla mnie nieznanym. Po ich odjeździe GOMUŁKA
                                                    nadal czas spędzał na spacerach, a godziny obiadowe i wieczorowe przy
                                                    radio.
                                                    Po krótkiej przerwie zjawił się KORCZYŃSKI w godzinach popołud-
                                                    niowych, konferowali obaj w parku do późnego wieczora, wieczorem
                                                    kolacja, a po kolacji Zofia i PODGÓRSKA wyszły, a KORCZYŃSKI
                                                    z GOMUŁKA konferowali do późna w nocy. Po odjeździe KORCZYŃ-
                                                    SKIEGO nikt więcej się nie zgłaszał aż do wyjazdu do Warszawy. Pewnego
                                                    dnia, daty nie pamiętam, w godzinach rannych GOMUŁKA odjechał do
                                                    Warszawy. Nie dojeżdżając do Warszawy, mniej więcej w odległości 80 do
                                                    100 km na spotkanie wyjechał KORCZYŃSKI, MOCZAR i LOGA-SOWIŃ-
                                                    SKI, przeprowadzili krótką rozmowę z GOMUŁKA i następnie udali się do
                                                    Warszawy.
                                                    W Warszawie bardzo często odwiedzali GOMUŁKĘ: KORCZYŃSKI, LO-
                                                    GA-SOWIŃSKI (bardzo często nocował), dwa razy odwiedzali MOCZAR,
                                                    BIEŃKOWSKI, KLISZKO prawie że nie przychodził...
                                                    Kiedy w 1948 r. w archiwum „dwójki" znaleziono materiały kompromitują-
                                                    ce LECHOWICZA, JAROSZEWICZA i innych, jako przedwojennych dwój-
                                                    karzy, SOWIŃSKA udała się z tym do GOMUŁKI. Początkowo w ogóle nie
                                                    chciał rozmawiać z nią na ten temat, a kiedy zreferowała te materiały,
                                                    zlekceważył je.
                                                    Szczegółowo zeznaje na ten temat SOWIŃSKA do prot. z dn. 25.11.50 r.:
                                                    ...Podałam w poprzednich zeznaniach, że WIESŁAW-GOMUŁKA wiedział,
                                                    iż LECHOWICZ i JAROSZEWICZ do 1939 r. byli pracownikami „dwójki",
                                                    co również stwierdzam obecnie. Mówiłam to i stwierdzam dzisiaj na
                                                    podstawie mojej rozmowy z WIESŁAWEM na ten temat, która miała
                                                    miejsce w lutym lub marcu 1948 r. w jego gabinecie w Prezydium Rady
                                                    Ministrów na Krakowskim Przedmieściu. Rozmowa moja z WIESŁAWEM
                                                    na temat pracy LECHOWICZA i JAROSZEWICZA przed wojną w „dwój-
                                                    ce" wywiązała się w związku z dokumentami z archiwum „dwójki", które
                                                    przyniosłam do niego z polecenia SPYCHALSKIEGO. Były to dokumenty
                                                    wskazujące o antykomunistycznej pracy LECHOWICZA, JAROSZEWI-
                                                    CZA i innych sprzed wojny. Zawierały one w treści swej dane, m. in.
                                                    o GIERCYKU i PROSZOWSKIM, którzy byli na łączności LECHOWICZA.
                                                    Gdy niosłam te dokumenty do WIESŁAWA, to myślałam, że przyniosę mu
                                                    rewelacyjną wiadomość. Spotkałam się ze strony WIESŁAWA z wręcz
                                                    przeciwnym stanowiskiem — gdy powiedziałam tylko, że przyniosłam
                                                    dokumenty z archiwum „dwójki", które wskazują o pracy LECHOWICZA,
                                                    JAROSZEWICZA i innych do wojny w „dwójce", to WIESŁAW w wielkim
                                                    zdenerwowaniu i ze złością na mnie zaczął wykrzykiwać, że z takimi
                                                    bzdurami przychodzę do niego, mówił, że to nie jest żadna nowość dla
                                                    niego, że LECHOWICZ i JAROSZEWICZ byli pracownikami „dwójki",
                                                    a gdy proponowałam mu, aby przejrzał te dokumenty, które przyniosłam,
                                                    nie chciał. Wobec tego zreferowałam ustnie zawartość tych dokumentów,
                                                    to WIESŁAW odpowiedział mi tylko, że skoro byli pracownikami „dwójki",
                                                    to siłą rzeczy musieli coś robić...
                                                    Kiedy GOMUŁKA na Plenum czerwcowym i sierpniowym przekonał się,
                                                    że olbrzymia większość w KC występuje przeciwko niemu i zwalcza
                                                    odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne, nie rezygnuje jeszcze ze swoich
                                                    planów i wykorzystuje trybunę Kongresu Zjednoczeniowego dla ponow-
                                                    nego zaatakowania kierownictwa Partii, a w szczególności tych członków
                                                    kierownictwa, którzy przybyli z ZSRR. GOMUŁKA spodziewał się, że
                                                    część delegatów na Kongres poprze go.
                                                    W okresie po Kongresie Zjednoczeniowym, a szczególnie po III Plenum KC
                                                    PZPR, GOMUŁKA swoje kontakty osobiste ograniczył do minimum. Jest
                                                    b. ostrożny w wypowiedziach i w utrzymywaniu kontaktów. Wszystkie
                                                    sprawy wymagające kontaktu z osobami trzecimi zała
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 13:15
                                                    D.C.

                                                    Wszystkie sprawy wymagające kontaktu z osobami trzecimi załatwia Zofia. Jedyne
                                                    osoby, z którymi GOMUŁKA utrzymuje kontakt, to KORCZYŃSKI — do
                                                    chwili jego aresztowania i jego żona — do ostatnich czasów. Ten ostatni
                                                    kontakt zacieśniał się coraz bardziej i ostatnio wyglądał w ten sposób, że
                                                    KORCZYŃSKA parę razy w tygodniu odwiedzała go w domu, a telefonicz-
                                                    nie rozmawiała z nim codziennie, a niekiedy i dwa razy dziennie.
                                                    Z doniesień agenturalnych inf. ps. „Pewny" i ps. „Marek" wynika, że
                                                    GOMUŁKA i jego żona w rozmowach z ludźmi, do których mają zaufanie,
                                                    wyrażają swój negatywny stosunek do ZSRR i do obecnej polityki Partii
                                                    i Rządu, oraz niewiarę w siły obozu demokracji i pokoju.
                                                    O ile jednak GOMUŁKA w swoich wypowiedziach jest wstrzemięźliwy
                                                    i ogranicza się do pewnych dość przejrzystych aluzji, to Zofia przy każdej
                                                    okazji w rozmowie z in. „Pewnym" daje wyraz swojej nienawiści do ZSRR
                                                    i do obecnego ustroju. Prawdziwość doniesień „Pewnego" została cał-
                                                    kowicie potwierdzona przez zastosowanie techniki. W niektórych wypad-
                                                    kach forma jej wypowiedzi została nawet częściowo złagodzona.
                                                    Biorąc pod uwagę fakt, że Zofia na tematy polityczne wypowiada się
                                                    szczerze tylko przed ludźmi, do których ma całkowite zaufanie, oraz i to, że
                                                    uważa WIESŁAWA za największy autorytet w zagadnieniach polityki,
                                                    można wnioskować, że ona powtarza tylko wypowiedzi WIESŁAWA na
                                                    temat aktualnych zagadnień politycznych.
                                                    Świadczą o tym też wypowiedzi jego w rozmowach z informatorami, jak np.
                                                    rozmowa z „Markiem" z 23.II.51 r. na temat przygotowań wojennych USA,
                                                    rozmowa z dn. 16.III.51 r. na temat wykrycia grupy agentów wywiadu
                                                    anglosaskiego w KP Czechosłowacji.
                                                    Na ten temat w rozmowie z „Pewnym" w dn. 18.III.1951 r. GOMUŁKA
                                                    wyraził się następująco: „Trudno jest się zorientować, co faktycznie mają,
                                                    w każdym bądź razie muszą coś zrobić, bo kto raz im się sprzeciwił, to
                                                    trudno, ale chociażby po latach musi za to odpokutować".
                                                    W rozmowach na temat wojny w Korei GOMUŁKA wyraził się: „trzeba być
                                                    naiwnym, żeby wierzyć w zwycięstwo Koreańczyków, Amerykanie na
                                                    pewno zwyciężą". Kiedy Amerykanie zaczęli doznawać porażki, powie-
                                                    dział: , Jest to tylko chwilowo, ten się śmieje, kto się ostatni śmieje"
                                                    (notatka
                                                    poufna do KW PZPR v-dyr. US. Potockiego z dn. 7.II.1951 r.).
                                                    W rozmowie z inf. „Markiem" (16.III.1951 r.) wyraził się z lekceważeniem
                                                    o haśle Frontu Narodowego.
                                                    O wizycie Prezydenta Bieruta w NRD powiedział do inf. „Pewnego"
                                                    w rozmowie z dn. 22.IV.51 r.: „no co, Bierut pojechał nawiązywać to, co
                                                    nigdy nie istniało i nie może istnieć — przyjaźń polsko-niemiecką".
                                                    W rozmowach na temat możliwości wybuchu wojny tak Zofia jak i WIES-
                                                    ŁAW wciąż zapewniają, że wojna jest nieunikniona, że wybuch jej jest
                                                    bliski. Zofia radziła inform. „Pewnemu" robić zapasy i przygotować dla
                                                    żony i dziecka miejsce na wsi, zaś WIESŁAW w rozmowie z v-dyr.
                                                    POTOCKIM i BROJEWSKIM powiedział, że na wypadek wybuchu wojny
                                                    najlepiej zaszyć się gdzieś na wsi i tam przeczekać (prot. przesł. BROJEW-
                                                    SKIEGO z 17.I.51 r.). Mówiąc o warunkach w ZSRR, GOMUŁKA powie-
                                                    dział BROJEWSKIEMU, że nie wierzy w podniesienie się stopy życiowej
                                                    ludności ZSRR, zaś POTOCKIEMU, gdy mówił z nim na temat warunków
                                                    mieszkaniowych w Warszawie, powiedział: "Jedźcie do Moskwy, to zoba-
                                                    czycie jak tam ludzie mieszkają, a przekonacie się, że tu u nas jest jeszcze
                                                    raj w porównaniu ze Związkiem Radzieckim".
                                                    Wszystkie przytoczone wyżej wypowiedzi GOMUŁKI na terenie US obok
                                                    faworyzowania ludzi znanych z negatywnego stosunku do obecnego
                                                    ustroju oraz z powiązań z sanacją lub WRN przyczyniły się do tego, że
                                                    szereg pracowników US zgłosiło swoje uwagi na temat zachowania się
                                                    WIESŁAWA do KW PZPR.

                                                    (Światło, ppłk)
                                                    Opracował: KZ/SA
                                                    3 egz. HSz.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 13:18
                                                    Władysław Gomułka zeznaje...

                                                    Przypomnijmy: Gomułka został, wraz z żoną, aresztowany 2 sierpnia 1951 r. w
                                                    Krynicy. Umieszczono ich w tajnym więzieniu MBP w Miedzeszynie pod Warszawą.
                                                    Byli całkowicie izolowani, nie wiedzieli nawet, że oboje przebywają w tym samym
                                                    miejscu. Pierwsze przesłuchanie Gomułki miało miejsce dopiero 20 lutego 1952 r.
                                                    Przesłuchiwał podpułkownik Michalak w obecności gen. Romkowskiego i płk.
                                                    Fejgina, którzy również zadawali pytania. Przesłuchania (sądząc z zachowanych
                                                    protokołów łącznie
                                                    38) trwały do 13 października 1953 r. Romkowski i Fejgin brali
                                                    udział tylko w przesłuchaniach w lutym i marcu 1952 r.,
                                                    później przesłuchiwał już sam Michalak.
                                                    Gomułki nie torturowano, nie bito, nie stosowano wobec
                                                    niego żadnych środków przymusu. Dlatego jego zeznania
                                                    mają wartość źródłową. Zeznania przechowywane są w VI
                                                    Oddziale AAN (sygn. 509/99 i 80)
                                                    20.II.1952 r.
                                                    Nr. l
                                                    R. Jesteśmy upoważnieni przez kierownictwo partii do przeprowadzenia
                                                    z wami śledztwa. Może na wstępie chcecie sami złożyć wyjaśnienia
                                                    spraw związanych ze śledztwem?
                                                    G. (przerywa) Śledztwa, w związku z czym? Jakie są wobec mnie zarzuty?
                                                    R. O tym będziemy mówili w trakcie śledztwa i wszystkie sprawy wyjaśnimy sobie.
                                                    G. Ja nie wiem dlaczego żeście tak postąpili i nikt dotychczas mi tego nie
                                                    powiedział.
                                                    R. Te sprawy wyjaśnimy sobie w trakcie śledztwa.
                                                    G. Czy ja jestem aresztowany?
                                                    R. Mam wrażenie, że powody, dla których wy się tutaj znajdujecie, nie są
                                                    wam zupełnie obce, nie należycie przecież do tej kategorii ludzi, dla któ-
                                                    rych te rzeczy są obce. Do powiedzenia nam — Partii macie dużo, trzeba
                                                    przemóc siebie. Na sierpniowym plenum były u was zaczątki samo-
                                                    krytyki. Obiecaliście Partii w toku dalszej pracy i piśmiennie i w innej
                                                    formie, przedstawić Partii cały szereg zagadnień. Nie zrobiliście tego.
                                                    G. (przerywa) Ja chcę sobie wyjaśnić pewne sprawy. Czy wy przemawiacie
                                                    z polecenia Partii i jako przedstawiciel Partii, czy jako urzędnik
                                                    bezpieczeństwa?
                                                    R. Przecież wy nas znacie i wiecie kim jesteśmy i powiedziałem wam na
                                                    wstępie z czyjego ramienia prowadzimy śledztwo.
                                                    G. Ja wiem, kim wy jesteście — wiem, że jesteście i urzędnikiem bez-
                                                    pieczeństwa i członkiem Partii, więc ja chcę wiedzieć, jaki mandat w tej
                                                    chwili posiadacie, przez kogo jesteście upoważnieni.
                                                    R. Jesteśmy upoważnieni przez kierownictwo Partii i Rządu do prowadze-
                                                    nia z wami śledztwa.
                                                    G. No więc może wy wiecie... przemawiacie jako przedstawiciele Urzędu
                                                    Bezpieczeństwa, a więc trzeba mi powiedzieć, o co się mnie oskarża.
                                                    R. Przemawiam do was nie tylko jako pracownik Bezpieczeństwa, ale jako
                                                    człowiek, którego Partia upoważniła do przeprowadzenia z wami
                                                    śledztwa.
                                                    G. Przecież trzeba mi powiedzieć, o co mnie oskarżacie?
                                                    R. No więc ja wam mówię, że w trakcie śledztwa sprawa ta zostanie
                                                    wyjaśniona.
                                                    Zacząłem z wami od tego, że na sierpniowym Plenum obiecaliście Partii,
                                                    a to są zagadnienia nie tylko czysto Partii, wyjaśnić cały szereg rzeczy
                                                    w trakcie dalszej waszej pracy, obiecaliście złożyć samokrytykę...
                                                    wyście tego nie zrobili.
                                                    G. Ja samokrytykę złożyłem i więcej do tej samokrytyki nie mam nic do
                                                    dodania.
                                                    R. I nic nie macie więcej do powiedzenia?
                                                    G. Nie. Samokrytykę składałem, a złożyłem tak, jak ją rozumiałem.
                                                    R. I wy uważacie, że wy, że tak powiem, ani Partii, ani w tej chwili nam,
                                                    prowadzącym śledztwo w stosunku do was, nie macie nic do powiedze-
                                                    nia?
                                                    G. Zależy na jakie pytanie.
                                                    R. ...No chociażby zagadnienie dwójkarzy. Według nas ono powinno
                                                    zajmować bardzo poważne miejsce, jeżeli można to nazwać — w waszej
                                                    samokrytyce. My uważamy, że wyście powinni nam cały szereg ...
                                                    zagadnień z tymże związanych opowiedzieć i wyjaśnić. O wrogach
                                                    naszej Partii, miejsca ich w naszej Partii, skąd oni się wzięli, dlaczego
                                                    oni się wzięli, dlaczego oni zajmowali takie, a nie inne stanowiska,
                                                    w okresie okupacji, po wyzwoleniu, do chwili aresztu niektórych z nich,
                                                    prawda? Czy macie nam coś do powiedzenia w tej sprawie?
                                                    G. Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Powiedziałem, co tylko
                                                    wiedziałem w tej sprawie, to powiedziałem kierownictwu Partii.
                                                    R. To wszystko, co wyście wiedzieli w tej sprawie, to wyście kierownictwu
                                                    Partii nie powiedzieli.
                                                    G. Powiedziałem wszystko, wszystko powiedziałem. Tak jest.
                                                    R. Może wy nam w takim razie powiecie, o kim wyście powiedzieli?
                                                    G. Jak to o kim powiedziałem? O tym dwójkarzu, gdy stała sprawa
                                                    Lechowicza, powiedziałem o Lechowiczu.
                                                    R. Lechowicz nie był sam, prawda?
                                                    G. Prócz Lechowicza byli tam jeszcze inni, których ja w ogóle nie znam, nie
                                                    spotykałem się, o których, że tak powiem nic nie wiedziałem...
                                                    R. Znaczy Lechowicza to wyście znali, a innych znaliście?
                                                    G. Nie, zupełnie nie.
                                                    R. Od kiedy wyście znali Lechowicza?
                                                    G. Dopiero jak przyszedł, znaczy, ja go osobiście poznałem dopiero jak
                                                    przyszedł do Ministerstwa.
                                                    R. Osobiście poznaliście go dopiero jak przyszedł do Ministerstwa, do Min.
                                                    Ziem Odzyskanych, a kiedy to było? Kiedy on przyszedł do Ministerstwa
                                                    Ziem Odzyskanych?
                                                    G. Tak.
                                                    R. I więcej nikogo żeście nie widzieli, nie znaliście?
                                                    G. Nie.
                                                    R. Ani żeście nie słyszeli o żadnym z nich?
                                                    G. Nie, słyszałem, zapomniałem, jak on się nazywał, ten tzw. „Gruby"
                                                    JAROSZEWICZ, grubawy, gruby i tam jeszcze był któryś, ten którego ja
                                                    w ogóle nie znam. Tego Jaroszewicza to widziałem kiedyś na Prezy-
                                                    dium, nie na prezydium, tylko na posiedzeniu rządu. W ogóle z nim
                                                    prawie, że bodajże, że nigdy nie rozmawiałem. Z Jaroszewiczem ja
                                                    nigdy nie rozmawiałem, a jeśli, a jeśli to może... jakieś dwa słowa, ale nie
                                                    wiem, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek z Jaroszewiczem rozmawiał.
                                                    R. Tak, a więc zasadniczo Lechowicza poznaliście dopiero wtenczas
                                                    osobiście, kiedy on wszedł do Min. Ziem Odzyskanych, a Jaroszewicza
                                                    widzieliście raz na posiedzeniu Rządu, ale nie rozmawialiście z nim?
                                                    G. Nie.
                                                    R. Potem jeszcze tam, kto to jest ten wasz...
                                                    G. Nie wiem, jak się nazywa. Tam był znaczy się taki, na którego
                                                    meldowano, że to ma być przedwojenny dwójkarz, o czym mówiono
                                                    o KLISZCE prawda.
                                                    R. EKLER?
                                                    G. Tego w ogóle nie znam, na oczy nie widziałem.
                                                    R. Znaczy, po tym wyście wiedzieli, że taki istnieje, że są w stosunku do
                                                    niego zarzuty, do Kliszki, że on jest przedwojennym dwójkarzem, ale
                                                    wyście go w ogóle nie znali?
                                                    G. Tak jest.
                                                    R. Kogo jeszcze wy sobie przypominacie z tych dwójkarzy, nikogo sobie
                                                    więcej nie przypominacie?
                                                    G. Ta trójka, znaczy Lechowicz, o którym się dowiedziałem, ten gruby
                                                    — Jaroszewicz, no i ten EKLER.
                                                    R. Powiedzcie w takim razie taką rzecz. Kiedy wyście pierwszy raz słyszeli
                                                    o Lechowiczu?
                                                    G. Znaczy co?
                                                    R. W ogóle, że taki człowiek istnieje, że jest taki człowiek?
                                                    G. Że taki człowiek istnieje, że chociaż nie wiedziałem, że to jest Lecho-
                                                    wicz, nawet nie znałem jego pseuda okupacyjnego, to wiedziałem
                                                    w okresie okupacji.
                                                    R. Wiedzieliście w okresie okupacji?
                                                    G. Tak.
                                                    R. Kiedy mniej więcej?
                                                    G. To było wówczas, kiedy się z Frankiem zetknąłem...
                                                    R. Z Frankiem, to wyście się spotykali nie jeden raz w okresie okupacji.
                                                    G. No pewnie, że nie jeden raz. Takich okazji było bardzo dużo.
                                                    R. Wyście się spotykali mniej więcej w jakim okresie, w jakim roku to było,
                                                    w jakim okresie roku?
                                                    G. Więc ja powiem, że to są ci ludzie — nie, że to jest Lechowicz np. że to są
                                                    dwójkarze, prawda, że to jest Lechowicz, że to jest „Gruby", to
                                                    dowiedziałem się dopiero po wyzwoleniu. No jasne teraz, a przed tem to
                                                    była sprawa przecież zupełnie inaczej, zresztą czy wy o tym nie wiecie,
                                                    czy kierownictwo Partyjne nie wie o tym, jak ta sprawa wyglądała?
                                                    R. No poczekajcie. Ja się was pytam. Mówiliście, że spotkaliście pierwszy
                                                    raz Lechowicza, kiedy on przyszedł do Min. Ziem Odz.?
                                                    G. Tak.
                                                    R. Ja się was pytam, czy wyście poprzednio słyszeli coś o Lechowiczu, co
                                                    wyście o nim wiedzieli, od kogo wyście słyszeli. Wy powiadacie
                                                    — w okresie okupacji wiedziałem, że istnieje taki człowiek, ja się was
                                                    pytam kiedy, w jakim roku wyście się dowiedzieli, że jest taki człowiek
                                                    w kraju?
                                                    G.
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 14:31
                                                    D.C.

                                                    G. To znaczy jaki człowiek?
                                                    R. LECHOWICZ.
                                                    G. Że Lechowicz — to ja powiadam wam, że nawet nie wiedziałem, że on
                                                    się nazywa Lechowicz i prawdopodobnie wówczas on nie używał
                                                    swojego nazwiska i nawet nie pamiętam, jakie pseudo jego.
                                                    R. A jeżeli ja wam przypomnę, to ono wam coś powie?
                                                    G. Co?
                                                    R. Jeśli ja wam przypomnę jego pseudo?
                                                    G. W AL?
                                                    R. Tak. Powie ono wam coś?
                                                    G. Ja nie wiem, może.
                                                    R. Pseudo ZYCH, a wyście później nie wiedzieli, kto to jest ZYCH?
                                                    G. Nie, nie wiedziałem, kto to jest ZYCH.
                                                    R. Nie wiedzieliście, że ZYCH to jest LECHOWICZ?
                                                    G. Nie, dopiero kiedy po wyzwoleniu, a może być prawda, że kiedyś
                                                    dokładnie przecież nie pamiętam tych wszystkich rzeczy, może być
                                                    ZYCH.
                                                    R. ZYCH, ale od kogo wyście wiedzieli, że jest taki człowiek w okresie
                                                    okupacji?
                                                    G. Od Barbary, bodajże konkretnie.
                                                    R. Od Barbary?
                                                    G. Od Barbary, od Barbary o tym, że on pracuje w Wydziale Informacji.
                                                    R. Że pracuje w Wydz. Informacji?
                                                    G. Tak jest.
                                                    R. Kiedy wam Barbara o tym mówiła?
                                                    G. Po wyjeździe Marka, a właściwie to w 1944 r., po marcu w każdym razie.
                                                    Ja się przedtem z Barbarą nie spotykałem, a więc po wyjeździe
                                                    dowiedziałem się, ponieważ ja przecież nie miałem o tym informacji,
                                                    prawda. AL-em, Sztabem Gwardii Ludowej, jak w ogóle Informacją,
                                                    Wydziałem Informacji GL zajmował się kto inny, kierował tym wszyst-
                                                    kim Franek JÓŹWIAK, nie ja. On był w Sztabie itd.
                                                    R. Tak, prawda. A z jakiej racji Barbara was informowała o tym w 1944 r.,
                                                    że u niej jest taki pracownik ZYCH?
                                                    G. Ponieważ ja w ostatnim czasie przychodziłem, że tak powiem, żeby
                                                    zasięgnąć informacji na temat pracy AL ewent. jakieś tam wiadomości,
                                                    zresztą tam były może jeszcze inne przyczyny, o których ja pisałem
                                                    kierownictwu partyjnemu. Zresztą specjalnie zwracał się o to Marek
                                                    przed wyjazdem, ażeby od czasu do czasu mieć kontakt z Barbarą
                                                    z uwagi na specjalne stosunki, jakie istniały między Barbarą a Leną.
                                                    R. A Leną?
                                                    G. Tak jest.
                                                    R. Czyli, że na prośbę Marka... zostało spowodowane to, że wyście
                                                    utrzymywali kontakt z Barbarą?
                                                    G. Tak jest. Zresztą Marek wówczas skontaktował mnie przed wyjazdem
                                                    i oświadczył, że z uwagi na to, prawda, że oni tam koty drą, zresztą tam
                                                    przecież w ogóle wiecie między Frankiem a Markiem to tam były różne
                                                    takie historie, kłótnie różne i to się później odbijało między Barbarą
                                                    i Leną. Więc z uwagi na to, ażeby specjalnie tam nie doprowadzać do
                                                    żadnych jakichś zadrażnień, więc Marek przed wyjazdem, że tak
                                                    powiem, skontaktował mnie z nimi i prosił, żeby od czasu do czasu z nią
                                                    się widywać. Więc wówczas to ja, że tak powiem, dopiero nieco bliżej
                                                    słyszałem o tym, kiedyś bodajże i Franek mi o tym wspomniał, o jakimś
                                                    zamachu, który miał być jeszcze przed powstaniem PPR na tego
                                                    „Grubego" dokonany. Więc, ale ponieważ sprawa, że tak powiem, była
                                                    stara i jakoby wyjaśniona, jakoby miało być jakieś nieporozumienie i...
                                                    no więc ja nie dociekałem bliżej już tych rzeczy, jeszcze nie było, jeszcze
                                                    nie stanęło, że tak powiem, na porządku dziennym, nie postawił tego
                                                    pod znakiem jakiegoś zapytania i wówczas też, kiedyś przy jakiejś
                                                    rozmowie z Barbarą, ona mi wspomniała też o tym. Ja się informowałem
                                                    co to niby za ludzie są, no więc, charakteryzując mi tego „Grubego",
                                                    powiedziała, że na niego kiedyś był robiony zamach. Nasi towarzysze
                                                    chcieli, robili na niego zamach, gdyż rzekomo był podejrzany o prowo-
                                                    kację jako dawny dwójkarz. Więc myśmy się zainteresowali, co to niby
                                                    miało być.
                                                    R. Kiedy to było, w jakim okresie?
                                                    G. Mówię wam przecież, że przedtem z nią nie rozmawiałem.
                                                    R. To wyście się dowiedzieli w 1944 r., dopiero po wyjeździe Marka?
                                                    G. Po wyjeździe Marka. Ale sprawa została wyjaśniona, że to miało być
                                                    jakieś nieporozumienie i m.in. ta sprawa przez cały czas później się
                                                    wlokła i po wyzwoleniu. Wówczas to dowiedziałem się, że ten „Gruby"
                                                    miał rzekomo pracować jeszcze przed wojną na rzecz Związku Radziec-
                                                    kiego, w wywiadzie sowieckim i to samo bodajże, chociaż dokładnie nie
                                                    przypominam sobie, wówczas dopiero, już po wyzwoleniu to samo co do
                                                    LECHOWICZA. I tę sprawę przecież ja wielokrotnie stawiałem przed
                                                    BP, kiedy były pewne takie niedorozumienia, a zwłaszcza wówczas,
                                                    kiedy ja się coś dowiedziałem o tych papierach itd. Wielokrotnie,
                                                    w każdym bądź razie stawiałem, ażeby zwrócić się do odpowiednich
                                                    czynników w Zw. Radzieckim i wyjaśnić, czy on rzeczywiście pracował
                                                    na rzecz wywiadu sowieckiego, czy on nie pracował.
                                                    R. A dlaczegoście tego nie zrobili? Dlaczegoście nie sprawdzili, czy wyście
                                                    nie mieli możliwości sprawdzić, czy on pracował dla wywiadu sowiec-
                                                    kiego, czy nie?
                                                    G. O to możecie zapytać, prawda, swojego Ministra, bo on o tym wie
                                                    doskonale i RADKIEWICZ, prawda, możecie zapytać o to BERMANA,
                                                    co mi na to odpowiedział. Odpowiedział prosto — na takie pytanie nie
                                                    dostaniesz żadnej odpowiedzi, oni ci nie powiedzą.
                                                    R. Otóż ja wam dam takie pytanie — przychodził do was niejednokrotnie
                                                    znany wam SZKLARENKO, dlaczego wyście się jego nie zapytali nigdy
                                                    o to, przecież wyście wiedzieli, kto to jest SZKLARENKO, prawda?
                                                    G. Wiedziałem.
                                                    R. Dlaczego wyście się jego ani razu nie zapytali?
                                                    G. Bo przecież te wszystkie czynniki, ci wszyscy ludzie, o których Biuro
                                                    czy nawet RADKIEWICZ mogli wyjaśnić... trzeba było mieć jednak,
                                                    prawda, zgodę na to BP, to byli przecież ludzie, którzy zajmowali
                                                    poważne stanowiska w późniejszym już okresie.
                                                    R. Czyli z tego wynika, że wyście żadnych spraw bez uzgodnienia Biura nie
                                                    robili?
                                                    G. Żadnej sprawy? Co to znaczy żadnej sprawy?
                                                    R. No, bo w takiej sprawie, gdzie mamy do czynienia z człowiekiem,
                                                    którego się posądza o dwójkarstwo...
                                                    G. Tak jest.
                                                    R. Który prawie to dwójkarstwo ma przykryte kartą dla wywiadu radziec-
                                                    kiego, tak?
                                                    G. Tak.
                                                    R. To dlaczego żeście takiej sprawy nie wyjaśniali?
                                                    G. No, ja stawiałem to, ja stawiałem.
                                                    R. No więc pierwszą rzeczą było waszą osobiście wyjaśnić.
                                                    G. Nie, moim zdaniem było pierwszą rzeczą postawić to na Biurze i ja to
                                                    stawiałem na Biurze w tym sensie, żeby RADKIEWICZ tę sprawę
                                                    wyjaśnił.
                                                    R. Ale wyście mieli te same kontakty przecież, bodajże nawet lepsze niż
                                                    RADKIEWICZ?
                                                    G. Co znaczy bodajże lepsze? Bodajże nie lepsze, prawda, tylko to
                                                    uważałem jest obowiązkiem RADKIEWICZA, nie moim.
                                                    R. Czyli uważaliście, że to nie było waszym obowiązkiem wyjaśnić, kto to
                                                    jest, a było to obowiązkiem RADKIEWICZA, czy to jest dwójkarz, czy
                                                    nie dwójkarz?
                                                    G. Ot tak, jakże w ten sposób, prawda.
                                                    R. A jakże inaczej ja mogę to rozumieć?
                                                    G. No dajcie spokój, co to za podchwytywanie słów?
                                                    R. Nie, ja nie mam zamiaru podchwytywać waszych słów.
                                                    G. Powiadam wam, że kilkakrotnie stawiałem sprawę na BP i w tym
                                                    sensie, ażeby upoważnić RADKIEWICZA, ażeby on jednak zajął się tą
                                                    sprawą, wyjaśnił tę sprawę, że przez to samo, że ja stawiałem tę sprawę,
                                                    to znaczy ja wykonywałem swój obowiązek wyjaśnienia tej sprawy.
                                                    R. To znaczy, że na tym, że wyście stawiali na Biurze, że tak powiem, to na
                                                    tym się kończy wasz obowiązek wyjaśnienia sprawy, czy LECHOWICZ
                                                    był w dwójce, pracując dla wywiadu radzieckiego?
                                                    G. Uważałem, że po to są odpowiednie organa władzy państwowej,
                                                    powołane na określone odcinki pracy, ażeby zlecone im zadania
                                                    wyjaśnić.
                                                    R. A wam w rozmowach z ludźmi, z którymi wyście się spotykali — to
                                                    wyście nie próbowali wyjaśnić?
                                                    G. Ja wielokrotnie z Markiem na ten temat rozmawiałem, wielokrotnie
                                                    przecież pytałem — powiedz, skąd oni się wzięli w naszej Partii, bo ja
                                                    przecież nie wiedziałem tego skąd, kto ich przyprowadził, skąd oni się
                                                    wzięli, jakimi sposobami do nas dostali się, więc na to nie otrzymałem
                                                    nigdy odpowiedzi.
                                                    R. I od Marka nie otrzymaliście nigdy odpowiedzi na to?
                                                    G. Nie, dokładnie, prawda, to ja sam nie wiem — to była jego odpowiedź,
                                                    dokładnie to ja sam nie wiem, ale Marek potwierdzał, że oni są uczciwi,
                                                    bo oni przecież byli tymi współpracownikami wywiadu radzieckiego.
                                                    R. A skąd on wiedział, że oni byli współpracownikami wywiadu radziec-
                                                    kiego?
                                                    F. Ja nie wiem. Na jakiej podstawie wy twierdzicie
                                                  • hanys_hans Re: TAJNE ARCHIWA PRLu 21.03.04, 14:43
                                                    D.C.

                                                    F. Ja nie wiem. Na jakiej podstawie wy twierdzicie to, że oni byli
                                                    pracownikami wywiadu radzieckiego.
                                                    G. Tylko na podstawie wyjaśnień Marka i na podstawie tego jeszcze, co
                                                    powiedziała Barbara, i bodajże, chociaż tego nie jestem pewien, że mi
                                                    Franek też o tym wspomniał, może nawet wpierw aniżeli Marek.
                                                    R. Znaczy wyście się dowiedzieli o tym, że oni pracowali dla wywiadu
                                                    radzieckiego, od Marka, Barbary i bodajże od Franka. Wyście się nie
                                                    spytali może któregoś z nich, na jakiej podstawie oni tak twierdzą, skąd
                                                    oni o tym wiedzą? Co to Marek tak był wszechwiedzący i wiedział, kto
                                                    pracuje dla jakiego wywiadu?
                                                    G. Na jakiej podstawie — to znaczy, że na podstawie tego, że oni jakby mu
                                                    o tym mówili.
                                                    R. Aha! Na podstawie tej, że oni jemu mówili o tym?
                                                    G. Jeśli idzie o Marka.
                                                    F. Należy to rozumieć w ten sposób, że Marek chyba był źródłem tej
                                                    wiadomości o dwójkarzach od dwójkarzy?
                                                    G. Właściwie tak, właściwie tak, chociaż mnie trudno powiedzieć, czy mi
                                                    wpierw powiedziała Barbara, czy bodajże jeszcze wpierw JÓŹWIAK,
                                                    czy Marek. Trudno mi jest w tej chwili uzmysłowić sobie. Ja zresztą
                                                    myślałem o tym i nie potrafię tego umiejscowić w czasie, prawda. Jeżeli
                                                    idzie o Franka, to w ogóle jest pod znakiem zapytania, dlatego, że to
                                                    przecież zupełnie, wy przecież wszyscy doskonale wiecie o tym, że
                                                    zupełnie inne stosunki w okresie okupacji, a zupełnie inne w chwili
                                                    obecnej. Dopytywanie się nieraz różnych szczegółów, ciągnięcie, a kto,
                                                    a co itd. to w ogóle nie jest przyjęte w okresie okupacji, w okresie
                                                    konspiracji. Nie, nie, tak jest — o przepraszam, jeszcze jedno... o tym,
                                                    który mapy tam robił — NAUMIENKO. Więc ja np. tylko coś wiedzia-
                                                    łem, że taki istnie