volta2
18.07.13, 17:13
mam pytanie do pań operujących budżetem na rodzinę, uwagi singli niekonieczne
no więc tak się rozkłada mniej więcej moje wybieranie kasy z bankomatu na potrzeby codziennego użytku w ciągu tygodnia:
500 biorę zwykle w piątek - na tzw. łikend, czyli zakupy na bazarku, sobota jakieś kino/basen, niedziela - restauracja, lody,
no i w poniedziałek, najdalej we wtorek mój portfel jest wyzerowany i trzeba się udać znów do bankomatu po kolejne 500 stówek.
z tych poniedziałkowych są finansowane znowu zakupy - tym razem w markecie - jakieś 250-350 zeta, z reszty z tych 500 stów przeznaczam na zakupy chleba i wędliny, w tygodniu, jakiegoś chińczyka dla dzieci i znów w piątek jestem wyzerowana.
i znów muszę brać 500 stów żeby było na łikend.
czasem mąż podprowadzi 100 na jedzenie w pracy, ale generalnie te pieniądze są na tzw. życie i rozrywkę/trenera raz w tygodniu(70 dych)
rachunki i faktury(tu bardzo rzadko, za korty itp.) płaci przelewem mąż, benzyna też tylko z karty, więc też mąż.
no i właśnie podejrzał te moje wyjmowanie z konta i twierdzi, że za rozrzutnie dysponuję tą kasą. wg mnie - nie ma tu szczypania, ale też i bez przesady, rozrzutności żadnej nie ma. ciuchów/butów nie kupuję, kosmetyków raczej też nie - dopiero jak się skończą, i to zwykle na bezcłówkach, więc płacimy kartą. kosmetyczka, fryzjer, dentysta(mój czy dzieci) - to wydatki sporadyczne, raz na jakiś czas, 2-4 miesiące. nawet komunikacji miejskiej nie płacę bo jeździmy rowerami.
pytanie:
rzeczywiście rozrzutność? czy u was podobnie?(dodam, że pierwszy raz mąż właściwie oczekuje wytłumaczenia, do czego mi tyle kasy?)