reempty7x
01.10.18, 13:41
Małżenstwo to historia. brak pozycia od kilku lat, od ponad roku prawie sie nie odzywamy. Z intencji zony, mimo wspolnoty majątkowej kazdy ma juz swoje finanse i podział: ja płace za to, Ty za to itp. , rozliczanie wydatkow z paragonów. Kuriozum. Wyrachowanie, zawiść, materializm, zła wola - oto co zobaczyłem. Straciłem absolutnie zaufanie, pogodzenie sie wiec juz niczego nie zmieni - to coś co cementuje małżenstwa i pozwala im przetrwac kryzysy przepadło. Ale sa dzieci. Wspolne mieszkanie. Jak sobie pomysle ze miałbym zaczynac wszystko od początku to zaczynam wątpić czy rozwod to dobry krok. Czuje ze źle bym znosił samotność - nie wiem czy by mnie to nie zaprowadziło na zła drogę.
Mimo ze to juz długo trwa to wciaż czasami az nie wierzę ze to sie dzieje naprawdę - tak jakby przez swiat przetoczył sie jakis kataklizm i wszystko staneło na głowie, wartości sie przetasowały, a cel zycia zniknął. Całe szczescie w pracy mam jeszcze normalnosci. Dzieci tez ratują. Ale czy o to chodzi ?