erma74
11.06.18, 11:50
Witam, bardzo ciekawie Was się czyta. Chciałbym podzielić się swoją historią. Przepraszam na początku, jeśli będzie zbyt obszernie napisane ale nie chciałbym pominąć żadnego ważnego wątku. Z Kaśką poznaliśmy się 2 lata temu, na pewnej imprezie 500km od domu pomimo tego że jesteśmy z jednego miasta. Połączyła nas wspólna pasja, zainteresowania, nie będę pisał co dokładnie bo być może czyta to wszystko. Ja facet z długoletnim stażem małżeńskim, ona w kolejnym związku, zawsze powtarzała że takim tymczasowym bo go nie kocha. Uciekła od wszystkich swoich ex na południe Polski (600km). Ja, niestety po wielu romansach, ale zanim ją poznałem powiedziałem sobie że nigdy więcej do tego nie dojdzie, że „wyrosłem” już z tego. Na tej imprezie ja byłem z kumplem, ona z narzeczonym z którym planowała ślub (ale nie kochała rzekomo). Kumpel ich znał, zapoznał nas ze sobą. To był nasz pierwszy wieczór ale podczas którego rozmawialiśmy kilka ładnych godzin. Okazało się, że łączą nas te same pasje, te same zainteresowania, mamy takie same cele w życiu. Potrafiła słuchać, podziwiać, nie wychodziła z zachwytu. Tak inteligentnej kobiety wcześniej nie znałem. Teraz, kiedy mam większą wiedzę na temat BPD, pamiętam jak powiedziała (nie wiem czy świadomie) pewne słowa, co prawda niby w żartach, z uśmiechem „że kiedyś będę żałował tego że się poznaliśmy”, często powtarzała że jest żmiją, że „ją się albo kocha albo nienawidzi”. Po imprezie, po 3 dniach powrót do domu, nie wymieniliśmy się telefonami bo nie chciałem robić już głupstw w małżeństwie a wiedziałem że tym może się skończyć znajomość z nią. Jest kobietą bardzo atrakcyjną, ładną, zadbaną, blondyną lubiącą być w centrum zainteresowania, wariatka jakie uwielbiam. Po tygodniu napisała mi smsa, okazało się że zdobyła do mnie telefon od kumpla. Pierwsze krótkie spotkanie gdzieś na mieście, kawa. Za tydzień następne, krotki wyjazd w plener. Fajne rozmowy, niechcący muśnięcia ręką jak nastolatkowie no i stało się, pocałunek. Po 3 tygodniach seks, oczywiście miała uczulenie na gumę, po półtora miesiącu wypowiedziała „kocham cię”, że znamy się tak krótko ale nie wyobraża sobie życia beze mnie. W krótkim czasie opowiedzieliśmy sobie i o swoim życiu totalnie wszystko, o swoich partnerach, ekscesach itp., tak że nic i nikt z zewnątrz nie byłby w stanie nas niczym zaskoczyć. Już na pierwszym spotkaniu wspomniała coś o chorobie, ja nie zakodowałem jakoś więc zapytała czemu nie dopytuje o co chodzi. Okazało się, że lekarze dają jej 4-5 miesięcy życia, a bez przeszczepu pewnie o wiele mniej. Straszne myśli mnie ogarnęły bo dopiero co poznałem fajną dziewczynę, zaangażowałem się w tą znajomość a za chwilę mam ją stracić. Nie mogłem się z tym pogodzić, zacząłem nawet zbierać pieniądze na leczenie, a że obracam się w takich a nie innych kręgach to udało mi się zebrać parę tysięcy. Przeszczepu nie było i po 2 latach ma się dobrze. Od początku zaczęła opowiadać o swoich poprzednich związkach, jacy to źli byli wszyscy partnerzy, że zdążyła już odwołać 2 śluby, że przez jednego straciła dziecko bo ją pobił i teraz nie będzie już mogła nigdy zajść w ciążę. Zanim poznałem jej mamę i znajomych poprosiła mnie żeby nigdy nie wspominał przy nich o jej ciężkiej chorobie, żeby ich nie martwić. Zaczęliśmy prowadzić bardzo intensywne życie, oczywiście w ukryciu bo ona zaraz wychodzi za mąż, a ja w długoletnim związku. W końcu nadszedł dzień jej ślubu, okazało się że mamy zaproszenie na ślub, skorzystaliśmy. Mówiła, że nie chciała do końca brać tego ślubu, nawet tuz przed powiedzeniem „tak” w USC czekała kiedy podejdę, złapię za rękę i uciekniemy razem z urzędu. Tak się nie stało, ja po kolejnych 3 miesiącach rozwiodłem się z żoną. Ona 2 miesiące po ślubie złożyła papiery rozwodowe, rozwód dostała po roku. Zaczęliśmy planować wspólne życie, wspólne mieszkanie w moim domu. Cały czas mieszkała ze mną dorosła 22-letnia córka, dom bardzo duży więc byłem pewien że damy radę się pomieścić. Fakt faktem od kilku miesięcy powtarzała mi że ona nie wprowadzi się dopóki będzie mieszkała córka. Że coś takiego nie może się udać. Próbowałem ogarnąć to wszystko, zapewniałem że na pewno damy radę a córka za rok i tak chce się wyprowadzić na swoje. Dała się w końcu przekonać, nawet próbowała razem ze mną to wszystko ogarnąć, widziałem że damy radę. Zanim wspólnie zamieszkaliśmy, często dochodziło do jakiś dziwnych kłótni na tle córki, potrafiliśmy wtedy powiedzieć sobie sporo przykrych rzeczy ale zawsze udawało się zakończyć je pozytywnie. Sporo podróżowaliśmy, zawsze samochodem, w ciągu 2 lat przejechaliśmy chyba ze 20 tys km i pamiętam jak nie raz w trakcie tych sprzeczek próbowała z nienacka otwierać drzwi w czasie jazdy i chciała wysiadać albo potrafiła wysiąść na parkingu, w polu, w lesie i mówiła że mam dać jej spokój, ona nigdzie nie będzie ze mną jechać, że poradzi sobie beze mnie, np. 400km od domu, w drodze powrotnej. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że istnieją takie zaburzenia. W ostatnich tygodniach bardzo dokładnie o tym poczytałem, na tym forum też już siedzę i czytam kolejny tydzień. Z perspektywy czasu zauważam teraz, że Kaśka wypowiadała bardzo dużo słów, rzeczy charakterystycznych i często powtarzanych tu na forum, np. często mówiła że zakłada maski jest niby twardzielką a pod spodem biedna, zdołowana i bezradna osoba. Powtarzała, że czuje się nikim, nie jest nic warta a niedługo po tym opowiadała jaka to ona nie jest atrakcyjna, że oglądają się za nią wszyscy faceci, gdyby nie ona to firma (istniejąca kilka ładnych lat, sporo pracowników) nie poradziłaby sobie bo musi prostować bardzo poważne, wieloletnie zaniedbania finansowe, kadrowe itp. itd. Lubiła być w centrum zainteresowania, pomimo tego że przed chwilą by ła według siebie zerem to po chwili opowiadała o sobie jak o najpiękniejszej bogini. Ale przede wszystkim MITOMANIA, to było cos w czym strasznie brylowała. Przez 2 lata nie zauważałem tego, wierzyłem we wszystko co mówi bez cienia wątpliwości, byłem tak zakochany, że ufałem jej bezgranicznie, ona sama powtarzała mi ciągle że nigdy nie kochała nikogo tak jak mnie, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, że zrobi wszystko żebym tylko był szczęśliwy, żebym obiecał że nigdy jej nie zostawię, ale jeśli uznam że będę szczęśliwszy bez niej to ona odsunie się na bok ale i tak już nigdy z nikim nie będzie chciała być. Powróciwszy do mitomanii, było tego tak dużo i tyle rzeczy zdołałem po długim czasie potwierdzić, że musiałbym chyba z tydzień pisać non stop. Nawet kiedy byliśmy razem w jakimś miejscu ona słyszała głosy ludzi których ja nie słyszałem, ciągle jakieś spojrzenia facetów i pytania czy widziałem. Pomimo tego, że pochodzimy z dwóch różnych końców Polski wspomniała, że już 20 lat temu zakochała się we mnie kiedy była z rodzicami w turystycznej miejscowości z której pochodzę, ale ja wtedy świeżo po ślubie a ona młoda i podobno powiedziałem jej żeby spadała do mamy . Kilka razy opowiadała, że była śledzona przez jakieś osoby które albo stały pod blokiem albo śledziły ją samochodem. Jak jeździła na rowerze to potrafiły jej rzekomo zajeżdżać drogę jakieś samochody z napalonymi facetami w środku. Jak już byliśmy „oficjalnie” ze sobą to często dostawała niby anonimowe emaile od jakiś kobiet które opowiadały o mnie jaki ja to nie jestem drań, żeby uciekała ode mnie, że nie jestem nic wart. I oczywiście przesyłała mi te wiadomości do wglądu żebym poczytał. Dostawała wiele telefonów o treści jak w emailach. Kiedy powiedziałem żeby zaczęła nagrywać rozmowy, że być może poznam głos to nagle telefonów nie było. Opowiadała jak przychodziła do niej do biura jakaś kobieta i opowiadała o mnie rzeczy jak wyżej. I oczywiście ja genialny umysł poprosiłem żebyśmy obejrzeli monitoring z firmy. I co się okazało, że kamery były nieczynne w tym dniu. Spotykała jakieś kobiety które opowiadały jej na mieście rzeczy jak wyżej, nawet podjeżdżały samochodem i nigdy nie zdołała zapamiętać numeru rejestracyjnego.