insomnia897
21.12.22, 16:18
Cześć, opowiem Wam w skrócie naszą historię.
Poznaliśmy się na portalu randkowym, żadne z nas wtedy nie wiedziało, że jesteśmy zaburzeni oboje (zaburzenia osobowości). Mam mieszane zaburzenia osobowości, nie będę wyszczególniać jakie, ale obecnie najbardziej problematyczne są dwa z nich - cechy BPD i os. zależnej.
Z mężem (jeszcze wciąż aktualnym), tworzyliśmy burzliwy i niestety też pełen przemocy związek.
Maz nie ma diagnozy żadnej, ja jeszcze ten związek ratuję, on już się poddał.
Nie wiem czy mnie nie kocha, czy raczej myli uczucia z początku relacji, gdy mnie idealizowal , z tymi które obecnie do mnie żywi.
Ja, gdy go poznałam bylam bardzo mloda, był to mój pierwszy partner, seksualny także.
On już miał jeden związek przede mną, uważam że burzliwy i chory (ale jak to osoba zaburzona, przedstawił mi swoją perspektywę, niekoniecznie w 100% zgodna z prawda, gdzie to on był dobry i miał gołębie serce - jego słowa, a to ona była demonem zla).
Co do diagnozy męża- on nie ma oficjalnej, myślę że nie chce się z nią zmierzyć, ucieka od tego tematu.
Ja sama przez bardzo długi okres trwania związku miałam go za narcyza ukrytego.
Bylam u różnych specjalistów i każdy mówił mi co innego, ze to psychopata, że to narcyz, a jeden psychiatra ze przejawia cechy BPD.
Teraz ja, myślę że jestem najbliżej prawdy, oceniając go jako bordera z rysem narcystycznym, trochę też psychopatycznym.
Ma niski próg wyzwalania agresji, jest impulsywny bardzo.
Umie kalkulować, nie umie okazywax uczuć, nie umie okazać mi wzajemności.
Żyliśmy obok siebie, bo on nie liczył się z moją osobą tak naprawdę, tylko postępował jak uwaza za słuszne.
Pod kątem dysfunkcji się dobraliśmy, bo ja również taka jestem - impulsywna mocno.
Moje reakcje emocjonalne są przesadzone, gdy coś mnie zrani, dostaję ataku agresji, emocje są nieopanowane, dużo agresji werbalnej, obrażam ludzi, którzy na dany moment mnie skrzywdzili.
Mąż nie rozumie, skąd się biorą moje emocje, odsuwa się, separuje, ucieka, to powoduje we mnie panikę i lęk separacyjny.
Zresztą największy lęk mam z tego powodu, że on chce tę relację opuścić i przymierza się do tego mocno, jednocześnie dając mi wiele sprzecznych sygnałów (podejrzewam, że jego uczucia są ambiwalentne).
Byliśmy razem długo, 8 lat, nikt nikogo nie zdradzil.
Bynajmniej każdy z nas tak deklaruje.
Nie wiem czy można mu ufać, wiele razy mnie oklamal.
To są sprawy mniejszych gabarytów, ale nie wiadomo, czy większych też by nie zatuszował.
On sam jest bardzo tchorzliwy, uległy i lękliwy.
Niezdrowa relacja z matka, symbiotyczna.
Żadne moje argumenty nie przemawiają do niego.
Gdy jeszcze się "kochalismy", gdy było między nami dobrze, on nie lgnal do matki w takim stopniu.
Teraz, w czasie potężnego kryzysu, Maz jest do matki przylepiony, piszą co drugi dzień na komunikatorze, ja dostaję białej gorączki.
Boli, bo odczuwam to, że ona mi go zabiera.
Myślę, że nasz kryzys, to że po fazie idealizacji zaczęło się między nami psuć, gdy przyszlo zwykle szare życie, gdy emocje opadły, służy jej by syna przetrzymywać dla siebie.
Kobieta ma problem ze sobą i nie chce wypuścić go z gniazda, jest egoistyczna, agresywna (choć jej agresja wygląda inaczej niż moja rzecz jasna, jest zawoalowana, Maz nie rozumie, że to co ona mu robi od dziecka jest agresja).
Oboje z jego ojcem przejawiają cechy narcystyczne.
Namawiają go do rozwodu ze mną.
Myślę, że najbardziej jatrzy właśnie matka, to dla niej korzyść.
Po pierwsze nie akceptuje mnie jako osoby, moich zaburzen, które są mocniej widoczne (ja jestem acting out bardziej, Maz acting in, jeżeli już to jest cichym borderem, dużo dysocjuje), po drugie ja otwarcie pokazywałam jego rodzicom, jak bardzo ich sympatią nie darzę, nie akceptuję ich jako teściów- oni są narcystyczni, jak wyżej, bije od nich taki fałsz i zawiść.
Mszczą się na mnie, bo pokazałam im swoją niechęć (ja nie kalkuluję, nie umiem dbać o pozory, wiem ze to dla naszego małżeństwa byłoby lepsze).
Nie wiem, czy cokolwiek jest jeszcze do odratowania.
Maz mieszka z nimi w domu rodzinnym, ma osobne wejście.
To nie ma znaczenia, bo ich relacje nie są zdrowe, on jest po 30., nigdy się stamtąd nie wyniosl, problemu nie widzi natomiast w tym, a w mojej osobie - dewaluuje mnie, jednocześnie często, gdy się spotykamy, mam wrażenie że coś do mnie czuje.
Po każdej kłótni, spięciu ze mną idzie do matki i się jej wyżala, a ona mu w dyplomatyxzny sposób pokazuje, jak ja bardzo nie jestem dla niego, że będzie ze mną cierpiał do śmierci.