bogatka1
17.06.07, 08:52
Szybka, zdecydowana decyzja. Szybkość i światło. Droga była jak czytanie
książki. Kończył się styczeń 2005roku. Do tej pory nie było śnieżnej zimy,
nie licząc na początku grudnia jednodniowej śnieżnej zawieruchy, która
wyłączyła dopływ prądu w Pszczynie na całą dobę. Potem jeszcze na dwa dni
przed Wigilią zrobiło się biało, ale na święta nie było śniegu. Bez przygód
dojechała do Dusznik. Poczuła ulgę. Zatrzymała się przy cmentarzu,
podzielonym teraz na dwa skrzydła. Szła starą ścieżką, a jej cień potykał się
o mijane groby. Nikt oprócz niej na grób ojca nie przychodził, a i ona dawno
tu nie była. Tak minęło już 20 lat od śmierci ojca, trzeba było zapłacić za
miejsce na cmentarzu za następne 20 lat. Śmierć już kilka razy pokazała jej
swoją twarz. Wtedy, gdy zorientowała się, że dla mamy najważniejszy był brat,
siostra była zawsze sprytna, a ona to jest tylko do roboty – zobaczyła
pierwszy raz tę twarz, niewyraźnie, bo na oczy nasunięty był biały kaptur.
Tego, co czuła do mamy i rodzeństwa, nie nazywała miłością, bo takiego
pojęcia nie używało się w jej rodzinie. Wtedy współczuła ojcu, było jej żal
siebie, coś się w niej zapadło: to znaczy, że jestem taka jak ojciec, on jest
też tylko do roboty.