niepodaje
30.01.04, 14:59
„DZIESIĘCIU NA JEDNEGO MC POKONA KAŻDEGO"
W zeszłym roku w kwietniowym numerze „ŚM” przeczytałem artykuł o
klubach MC.
Ogólny bełkot wypowiedzi M.Stefańczyka presidenta Road Runners o naszywkach
na plecach, zorganizowanych grupach i, że klub jest jego życiem i pierwszym
domem wywołały u mnie uśmiech i przypomniały mi się czasy, gdzie też były
organizacje, które chciały się wyróżniać, a to poprzez znaczki wpinane w
ubrania, innym razem czerwone krawaty z odpowiednim napisem. Nazywały się
ZSMP, PZPR czy ORMO.
Bardziej zaintrygowały mnie wypowiedzi czytelników w nr.5 ŚM.2002.
Reakcja czytelników – motocyklistów była bardzo żywiołowa. Postanowiłem
przyjrzeć się sprawie bliżej. W zeszłym roku, jak również ten sezon jeździłem
po zlotach, obserwowałem i rozmawiałem z wieloma zlotowiczami. Rzeczywiście,
źle się dzieje. Wyrosły pomiędzy nami – prawdziwymi motocyklistami chwasty,
które niewiele mają wspólnego z motocyklizmem.
M.Stefańczyk stwierdza cyt. Ś.M nr. 4 2002 „ że jest zasadnicza
różnica między grupą motocyklową, a klubem motocyklowym:. Zgadzam się z tym.
Ci pierwsi jeżdżą, podróżują, nawiązują nowe znajomości, bawią się wspólnie,
natomiast Ci drudzy pokazują się na zlotach, tzn. przyjadą, nie zapłacą
wjazdówki, zamknął się za barierkami, patrzą z pod łba, a wychodzą jedynie za
ogrodzenie, żeby kogoś stłuc.
Najświeższym przykładem, którego byłem naocznym świadkiem był zlot w
Zdyni 22-24 sierpnia 2003 roku. Organizował go MC Stell Roses. Przypadkowo
człowiek bez naklejek na plecach dotknął samochodu ludzi z MC Road Runners
(duża część tych „motocyklistów” przyjechała samochodami) i to był powód żeby
doszło do napaści. Cały sobotni dzień widziałem wśród nich poruszenie i
narady. Wieczorem w sile dziesięciu przyszli egzekwować swoje prawa.
Próbowali pokazać, że są honorowi i pierwsze 10 sekund walka była jeden na
jednego, ale jak napadnięty powalił „egzekutora” z Road Runners, włączyła się
pozostała dziewiątka.......
Wynik nie trudno zgadnąć.
Mało im było tego. Rzucili się jak zwierzęta na stojącą niedaleko
parę, która słuchała koncertu. Uderzyli kobietę (a M.Stefańczyk zapewniał w
wywiadzie cyt. ŚM nr.4 2002 „My szanujemy kobiety”) następnie całą
dziesięcioosobową bandą dosłownie skatowali następnego człowieka, kopiąc go
po całym ciele.
Organizatorzy, MC Stell Roses stwierdzili, że takie rzeczy się u nich
zdarzają i poradzili żeby poszkodowani lepiej opuścili zlotowisko. Chciałbym
dodać, że nie ma tu mowy o jakichś bzdurnych barwach, ponieważ napadnięci nie
mieli żadnych naszywek.
Po przyjrzeniu się agresywności, wyrazie twarzy oraz rozbieganych
oczach, domniemam, że cała dziesiątka była pod wpływem amfetaminy (widziałem
wcześniej takie objawy u ludzi zażywających ten narkotyk).
Dwa sezony spędzone na obserwacjach i rozmowach dały mi jasno do
zrozumienia, że to co M.Stefańczyk mówił w wywiadzie, to jedno wielkie
kłamstwo.
Niech się zastanowi nad swoimi wypowiedziami cyt. ŚM NR.4 2002 „Dla
nas klub nie jest tylko jakimś hobby, lecz jest życiem, pierwszym domem. I
tym właśnie różnią się ludzie z MC od tych, którzy wczoraj kupili motocykl.
Bo jak jutro urodzi im się dzieciak i trzeba będzie kupić wózek, to się
motocykl sprzeda”. Czy w sytuacji gdy jego dziecko zachoruje, będzie wymagało
kosztownego leczenia i trzeba będzie spieniężyć motocykl, to On będzie się
zastanawiał nad wyborem: pierwszy dom- klub, motocykl i barwy czy drugi dom-
rodzina dziecko.
Również niech zrozumie siłę mediów i nie dziwi się, że ludzie na wsi
mówią cyt. ŚMnr.4 2002 „O Zobacz chłopaki od Gulczasa”. Tu wcale nie chodzi o
żółty znaczek na plecach. Tylko niestety, to trzeba zrozumieć.
Cyt. ŚM nr, 4 2002 „ A klub motocyklowy jest to grupa ludzi, która ma
pewne zasady, kodeks postępowania i życia”> Pokazaliście te zasady między
innymi w Zdyni. Naćpać się, pobić kobietę, skopać w dziesięciu jednego.
Określenie „ pozerzy i przebierańcy „ z ust M.Stefańczyka odzwierciedla
właśnie członków MC.
Śmiać mi się chce jak widzę, że podczas piekącego słońca chodzicie w
skórach i kamizelkach,. Gdy normalni ludzie zakładają T-shirty.
Jeżeli jesteście tacy mocni, to dlaczego nie było nigdzie słychać, że
faceci z MC na plecach rozgromili np.: sekcję bokserską. Ponieważ bez amfy i
jeden na jednego jesteście malutcy.
Chciałbym udzielić również odpowiedzi na zadane pytanie w w/w wywiadzie-
skąd się biorą spięcia na zlotach? Z obecności MC. Tam gdzie ich nie ma jest
spokój i zabawa.
Ciekawi mnie również, gdzie M.Stefańczyk widział te „setki ludzi w
kolejce do recepcji żeby zapisać się na zlot?”.
Cyt. ŚM. Nr.4 2002 „Jak z kimś siedzę przy stole, to nie mam się czego
z jego strony obawiać”. Znowu wierutne kłamstwo. W Zdyni ludzie stali z boku
a zostali napadnięci. Ja raz próbowałem grzecznie z Wami porozmawiać i
usłyszałem tylko cyt. „A kto Ci k...a pozwolił podejść do naszego stołu”. I
nie mówcie, że nie rozmawiacie z pijanymi, ponieważ jestem abstynentem.
Chwalicie się, że jesteście polskim klubem, że sami nadaliście sobie MC.,
dlatego nie potraficie mieć polskiej nazwy?
Na twierdzenie cyt. ŚM.nr.4 2002 „.. bo gdyby tacy jak my nie
przyjeżdżali, to zlot by się nie odbył....” odpowiem- nie przyjeżdżajcie,
jesteście niemile widziani, a zlot się na pewno odbędzie, będzie szampańska
zabawa i miłe wspomnienia.
Podsunę wam pomysł. Organizujcie zloty tylko dla MC. Rozstawcie
ogrodzenie i wywieście napis „Nie podchodzić do krat, zwierzę niebezpieczne,
rzuca karmą”. Będziecie mieli świat, wasz hermetyzm.
Drodzy czytelnicy, zapewne większość z Was widziała już nieraz takie
zdarzenia, tylko najczęściej „twardziele” mieli wygolone głowy i dresy z
napisem adidas. Nie pojmę tego nigdy, dlaczego takie zachowania przeniosły
się na nasze podwórko. To co przez lata nas łączyło- motocykl, zostaje w tak
idiotyczny sposób zniszczone- wywyższanie się przez naszywkę na plecach.
Powstała grupa dresiarzy w skórach.
Są zloty tylko dla weteranów, są również tylko dla konkretnych marek
motocykli, może dobrze byłoby pomyśleć o zlotach dla motocyklistów nie
zrzeszonych, przynajmniej nie w MC. Oni i tak odgradzają się wszędzie.
Podsumowując te wszystkie wydarzenia zniechęciłem się do takiej formy
spotkań. Lekko licząc, kilkadziesiąt moich rozmówców zgodziło się z moimi
rozważaniami. A patrząc obiektywnie, powoli zloty zanikną, ponieważ ludzie po
całym tygodniu pracy nie będą mieli ochoty jechać kilkadziesiąt czy kilkaset
kilometrów jedynie po to żeby zamiast odpoczynku i zabawy być narażonym na
pobicie.
Osobiście słyszałem na jednym ze zlotów jak człowiek, który przyjechał
pierwszy raz na takie spotkanie mówił do kumpla cyt. „ Stary, mówiłeś, że tu
jest z......ście, a jak taką zabawę to widzę u siebie przed stadionem po
meczu i nie muszę jechać 200 km tylko wyjrzę przez okno. Czy również, gdy
ktoś poturbowany kupi od handlarzy zza wschodniej granicy dwa granaty i
wrzuci je za barierki z napisem tylko dla MC wystarczy Wam tłumaczenie, że
takie rzeczy się zdarzają.
Pozdrawiam.