lily_evans11
18.12.20, 11:43
Słowa mojej mamy. Na fali innego wątku, jest to OK czy nie OK?
Z malusieńkim dzieckiem nawet robiłam Wigilię, na którą moja mama co roku przychodzi i siedzi u mnie przez całe święta, owszem daje też kasę, wychodzi mniej więcej pół na pół.
Tylko, że ja w tym momencie muszę albo zrobić mnóstwo rzeczy sama i jeszcze je kupić przedtem, albo zdać się na gotowce, a nie wszystko od paru lat mogę jeść "kupne". A życzenia są.
Wcześniej, kiedy moja córka była malutka i naprawdę nie miałam jak wystawać z wózkiem albo 3latką w kolejkach, to moja mama część rzeczy przynosiła, oczywiście kupionych, było to różnej jakości.
Nigdy nas nie zaprosiła na święta, w ogóle odkąd mam dziecko, to byłyśmy u niej, w mieszkaniu,w którym żyłam ileś lat, może ze 3 razy - zawsze się wykręca, a przyciśnięta do muru zaczyna coś bez sensu wykrzykiwać.
Jednocześnie bardzo chętnie zjeżdża do mnie i korzysta z tego, co ja zrobię.
Nie kumam, jak można być tak wygodnicką osobą, która nigdy wnuczce nawet nie usmażyła naleśnika, a jak np. chodziłam na zajęcia z angielskiego przez pół soboty albo dorabiałam w szkole językowej, to zawsze musiałam zostawić jedzenie łącznie z gotową lub kaszą czy ziemniakami.
Dodam, że na święta od maleńkiego dziecka jeździłam z matką do babci, też nigdy właściwie nic nie zrobiła ani nie przyniosła, poza masą makową, bo sama to lubi (więc jak chce, to potrafi).
Nie kumam, jak można było w rodzinnym domu nie nauczyć się robić czegokolwiek normalnego do jedzenia, ponad standard typu odsmażany makaron z serem i kiełbasą, tego typu g... jadłam przez lata.
Dla mnie to przykre i dziwne, że ktoś nie lubi i nigdy nie lubił nijak zadbać o swoją rodzinę, i jeszcze się tym z satysfakcją chwali... Naprawdę nie ma czym.
Ot, taka chwila irytacji z mojej strony. I nie, naprawdę trudno byłoby wyrugować matkę ze wspólnych świąt Bożego Narodzenia, tylko dlatego, że jest leniwa i nigdy nic nie gotuje

. Ale lekki niesmak jest.