strumien_swiadomosci
23.06.22, 13:39
Dziewczyny, pocieszcie mnie trochę.
Od narodzin młodszego syna, już ponad 2 lata, mamy jakiegoś cholernego pecha przy okazji wyjazdów wakacyjnych:
W 2020 najpierw chłop się rozchorował, skróciliśmy urlop, w międzyczasie zaczęły się cyrki z zamykaniem granic i zamiast na 2 tygodnie w Chorwacji wylądowaliśmy na tydzień nad Bałtykiem.
W 2021 dziecko mi chorowało przed wyjazdem, dostało antybiotyk, który nic nie pomógł, ale w końcu lekarka stwierdziła, że to taka wlokąca się infekcja i niech jedzie (autem). W końcu dojechaliśmy do tej Chorwacji, ale też na krócej, niż było w planach i z duszą na ramieniu.
Kolejny wyjazd w 2021, tym razem w PL - pierwszej nocy w hotelu dziecko dostaje niemal niezbijalnej gorączki 40 stopni, wracamy do domu, finalnie po kilku dniach lądujemy w szpitalu.
W tym roku, mały city break na wiosnę - mnie coś rozkłada tuż przed wylotem, cały wyjazd na lekach przeciwbólowych. Dziecko w trakcie wyjazdu traci apetyt i lot powrotny spędza narzekając na ból uszu.
Teraz mamy wyjazd w sobotę i:
Wczoraj urwała się jakaś objemka od wydechu w aucie, zanim dojechałam z tym do domu rura też pękła. Auto w warsztacie, może do jutra się uda zrobić, ale raczej po łebkach, a nie porządnie (trzeba by cały wydech zrobić, a na to nie ma szans - części nie dotrą). Oczywiście to właśnie tym autem chcemy jechać (jakieś 4000 km...).
Od kilku dni bolą mnie zatoki szczękowe i głowa, wczoraj zaczął przebijać się przez to lekko ból zęba. Dostałam się na Cito do dentysty, okazuje się, że mam najprawdopodobniej zęba do ponownego leczenia kanałowego - coś się zaczęło psuć od wierzchołka. Ten lekarz się nie podjął, mam na jutro termin do innego, może się uda chociaż otworzyć i wyczyścić tego zęba...
Ale i tak pojadę z rozgrzebanym

Masakra jakaś, strach się z domu ruszyć.