blacklaila
24.03.11, 10:29
otoz moj problem polega na tym, ze nie potrafie pomimo kilkunastu lat malzenstwa byc soba przy mezu. niby wszystko jest dobrze, ale jak jest dobrze. pozornie oczywiscie. jak jestem usmiechnieta i zadowolona czesto na sile, bo moj maz nie akceptuje tego, ze mam zle dni. zawsze balo i wlasciwie jest tak, ze ma ten przyslowiowy wikt i opierunek, i nawet to docenia ponoc, ale jesli ja np nie wstane rano i nie zrobie mu sniadania to niby wszystko w porzadku, ale juz widze, ze niezadowolony. i tak jest z tysiacem innych rzeczy. meczy mnie to, ze nie czuje sie przy nim swobodnie jak zwykly czlowiek, tylko zawsze czegos mi brakuje do idealu.zazdroszcze sasiadce, ktora siedzi sobie codziennie na tarasie z piwkiem i papieroskiem. a ja czuje sie przy moim mezu jak dziecko, ktoremu sie czegos zabrania. palic nie moge, a jak wypije czasem jedno piwo to urzadza awantury przy dzieciach, ze mam sie trzymac od alkoholu z dalaeka itp. w seksie poswiecam sie dla dobra meza, zeby sie zaspokoil i dal mi spokoj. nie mam z tego zadnej przyjemnosci, ale jak miec skoro to jest na zasadzie 3 min. wchodzi na mnie, robi swoje i jeszcze zdziwiony, alaczego mi to nie sprawia przyjemnosci. a ja zeby go nie denerowac mowie, ze nie potrzebuje seksu. i tak faktycznie jest, bo jakos zanikly mi wszelkie potrzeby seksualne, choc kiedys chcialam. teraz juz olalam. boje sie nawet przyznac, ze sama siebie potrafi doprowadzic do orgazmu, bo bylaby uraza, ze z nim to nie umiem. wyszlo mi to chyba chaotycznie, ale prosze o rade. co robic? tylko nie, ze mam z nim rozmawiac, tlumaczyc itp.juz to robilam. odbiera to jako krytyke i atak na siebie. i dlatego wlasnie wole sie czasem nie odzywac, tylko przyjac rzeczy jakimi sa. nie walczyc, bo nie mam sily.