gree Re: IRAK 22.07.03, 17:24 Wybieram sie, nazwijmy to:zawodowo, wkrotce. Prosze o rady!!!Rzecz jasna, z syt. spol-polit poradzic musze sobie sam, ale w sprawie klimatu, zwyczajow etc. Bede w polskiej strefie okupacyjnej/stabilizacyjnej. Odpowiedz Link
gajasirocco Re: IRAK 23.07.03, 10:05 Kraj piękny, ludzie gościnni, serdeczni, lecz dlaczego wybieramy się tam jako okupanci????????????? Odpowiedz Link
gree Re: IRAK 23.07.03, 12:20 mhm...tez nie jestem zwolennikiem okupacji (i wczesniej wojny) i na wszeki wypadek sie tlumacze:)- nie jestem wojskowym, lecz dziennikarzem Odpowiedz Link
beers Re: IRAK 22.08.03, 18:31 Musze powiedziec, ze Ci zazdroszcze...Moze za pare lat, wybiore sie jako turysta... pozdr. Marcin Odpowiedz Link
beduinka JAPOŃSKIE PIŁKI DO IRAKU 23.11.03, 19:15 Japonia wyśle do Iraku około 1.000 używanych piłek nożnych i wcześniej noszonych strojów sportowych, oświadczyła rzeczniczka Gaimushô, japońskiego ministerstwa Spraw Zagranicznych. 1200 piłek, 5000 koszulek i 400 par używanych butów zebranych przez japoński związek piłki nożnej zostanie przewiezionych statkiem do Iraku. "W tym sporcie panują bardzo przyjacielskie stosunki, i dlatego postanowiliśmy pomóc naszym irackim przyjaciołom w potrzebie" - wytłumaczyła rzeczniczka ministerstwa, Maki Kobayashi. Transport powinien dotrzeć do Iraku za miesiąc, ale na prośbę irackiego związku piłki nożnej zebrane przez Japończyków dary nie zostaną natychmiast przewiezione do stolicy, tylko zaczekają na sportowców w Jordanii. Japonia nie miała dotychczas szczęścia z Irakiem w piłce nożnej. W październiku 1993 roku piłkarze tego kraju wygrali bowiem z Japończykami mecz kwalifikacyjny do Mistrzostw Świata. Japończycy do dziś uznają go za "tragiczny". W irackim mieście Samawa, 270 km na południowy wschód od Bagdadu, przebywa obecnie w misji rozpoznawczej około 10 japońskich wojskowych, którzy robią rekonesans przed ewentualnym przyjazdem do Iraku japońskiego kontyngentu. AFP 2003-11-23 Odpowiedz Link
beduinka RUCH OPORU 30.12.03, 00:27 Chcecie zawładnąć naszą ziemią. Nie obchodzi was nieszczęście Irakijczyków. Patrzycie tylko na naszą ropę, wyciągacie ręce po cały arabski świat. Uderzacie w serce islamu. Ludzie prawdziwej, głębokiej wiary nie mogą się na to zgodzić Wyjechaliśmy z Bagdadu rano skromnym, nierzucającym się w oczy samochodem terenowym. Jechaliśmy na wschód, do miasta, które dla Amerykanów stacjonujących w Iraku jest symbolem nocnego koszmaru. Niebawem byliśmy w okolicach al Falludży. Wiedzieliśmy, że Mustafa - nasz przewodnik i kierowca - zna drogę; wszak obiecał, śmiejąc się radośnie, że ich spotkamy. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że jest jednym z nich. Gdyby naszą mapą były najstarsze księgi, musielibyśmy uwierzyć, że dotarliśmy do miejsca, gdzie rozciągał się biblijny raj. Wielki Eufrat - rozlany, lecz wartki w głównym nurcie, bardziej dostojny, groźniejszy niż Tygrys w Bagdadzie - nawadnia okoliczne pola. Zielono jak okiem sięgnąć. Wszędzie pysznią się palmowe gaje i drzewa pomarańczowe; tu ludzie zawsze mieli pod dostatkiem prosa i żyta, zawsze mogli wykarmić owce i stada kóz. Nomadzi, którzy trafiali nad Eufrat przed wieloma wiekami, musieli odnieść wrażenie, że po wielu dniach spędzonych na bezwodnej pustyni wreszcie doszli do ziemi zesłanej im przez Boga. Sam bym nigdy nie trafił Szosą, którą Amerykanie i Irakijczycy zwą "drogą śmierci", dojeżdżamy do al Falludży. To ważna droga: łączy kilka obozów wojskowych i lotnisko, z którego korzystają tymczasowe władze Iraku. Wiedzie przez zazielenioną pustynię równą jak stół. Mustafa zwalnia, gdy widzi dziury w asfalcie lub wygładzone pobocze. Dziur jest tyle, ile rodzynków w bożonarodzeniowym cieście. Mówi: - Tu były miny, które zabiły wielu niewiernych. To miejsce jest ich cmentarzem. Amerykanie nie potrafią umierać. Miny wysadza się pilotem, takim samym jak do samochodowego zamka. Trzeba go tylko trochę przerobić. Pilot kosztuje 33 dolary. Do tego trzeba dodać życie żołnierzy i - niekiedy - zamachowców. Wjeżdżamy w ulice al Falludży, zakurzone, dziurawe, zasypane odpadkami. W przydrożnych herbaciarniach siedzą mężczyźni w czerwono-białych chustach - znak, że należą do sunnickiej mniejszości, która za czasów Saddama grała w Iraku pierwsze skrzypce. Zatrzymujemy się przy domu na przedmieściu. Młodzi chłopcy stojący przed bramą mówią: - Nie ma ich, musicie jechać dalej. Znów krążymy ulicami al Falludży. Zajeżdżamy w mroczne podwórka, wjeżdżamy w labirynt uliczek, cofamy się. Raz Mustafa prowadzi jak szaleniec, innym razem zwalnia, choć na ulicy nie ma ruchu. Cały czas spotykamy młodych chłopców. Nie rozumiem, co mówią, lecz czuję, że śledzą nas i wskazują drogę. Mustafa staje przed niepozornym domem; nigdy bym tam nie trafił, choć starałem się zapamiętać szlak. Zza bramy wychodzi krępy mężczyzna w granatowym dresie. Nie może zaprosić nas do środka, mieszkanie jest skromne, a jego żona nie może pokazywać się obcym. Nie będziemy też rozmawiać na ulicy - zbyt wielu ciekawskich mogłoby nas zobaczyć. Siadamy więc ściśnięci na tylnym siedzeniu małej terenówki. Samochód rusza, błądząc dobrą godzinę po ulicach al Falludży. Zgodnie z wolą Najwyższego Będą mówić obaj: Mustafa i Amir, nowy pasażer w dresie. Nie sprzeczali się, nie uzupełniali, nie wchodzili sobie w słowo. Pierwszy czytał myśli drugiego, drugi podejmował wątek, który rozpoczął pierwszy. Byli jak jedne usta, zgodni w każdym słowie. Nie spierałem się z nimi, nie komentowałem. Chciałem po prostu ich wysłuchać. - W imię Boga, wielkiego i sprawiedliwego, posłuszni naukom Mahometa, który był Jego Prorokiem... Spotkaliśmy się z tobą z dwóch powodów. Po pierwsze - chcemy przekazać niewiernym nasze posłannictwo; do dzisiejszego dnia żaden dziennikarz z nami nie rozmawiał. Po drugie - dotarłeś do nas w sposób niebudzący naszych podejrzeń. Przepraszamy cię za niewygody, za to, że mieliśmy ciebie za człowieka o podwójnym języku i sercu. Nastały czasy, gdy musimy kryć się przed szpiegami, donosicielami, sprzedawczykami. Nie boimy się o siebie; każdy z nas chce umrzeć jak męczennik. Ale musimy chronić nasze rodziny. Widziałeś napisy na ścianach domów w al Falludży: śmierć zdrajcom, piekło dla kolaborantów. Za zdradę i kolaborację musi być kara. Uprzedzę twoje pytanie. Nie tęsknimy za Saddamem. Saddam jest samolubnym oszustem, człowiekiem, który ukochał siebie ponad wszystko, despotą i tyranem zdolnym do największych podłości; wielu z nas cierpiało więzienia, prześladowania i tortury, gdy on rządził Irakiem. Nienawidzimy go. Gdy wyrzucili go Amerykanie, czuliśmy wielką wdzięczność dla niewiernych. Ale lepszy krwawy dyktator niż Amerykanie. Spytasz dlaczego? Bo dla Arabów zawsze lepszy jest Arab niż obcy. Kiedy zaczęliście się organizować? - Gdy w tej wojnie okazało się, że nie idzie o głowę Saddama, ale o podbój Iraku. Amerykanie, ale i wy - Polacy - chcecie zawładnąć naszą ziemią. Nie obchodzi was nieszczęście Irakijczyków. Patrzycie tylko na naszą ropę, wyciągacie ręce po cały arabski świat. Uderzacie w serce islamu. Ludzie prawdziwej, głębokiej wiary nie mogą się na to zgodzić. Walczymy pod wezwaniem "Allah akbar" - Bóg jest wielki. To nasza nazwa. Jesteśmy mudżahedinami. Nie mamy nad sobą żadnej organizacji politycznej, nie jesteśmy partią. Polityka nas nie obchodzi. W Iraku nastał czas walki, a nie debat i układów. Opozycja iracka jest dziś podzielona, nie umie wystawić jednej armii przeciwko niewiernym. Dlatego zdecydowaliśmy się stworzyć armię Boga i, jeśli taka będzie Jego wola, bić się do ostatniego wojownika. Najważniejsze, że cały czas rosną nasze szeregi. Tworzymy grupy po sześciu-dziesięciu mężczyzn, najmłodsi mają po 18 lat. Gdy jedna grupa nie ma wystarczającej ilości broni, druga musi jej pomóc. Mamy między sobą znakomitych specjalistów. Potrafią przerabiać rakiety, normalnie transportowane przez helikoptery, na ręczne, bardzo skuteczne wyrzutnie. Umieją konstruować bomby i miny. Karabinów mamy w bród. Mamy gazy bojowe i ludzi, którzy wiedzą, jak się z nimi obchodzić. Z takimi zapasami możemy walczyć jeszcze wiele lat. Jeśli ktoś nie może walczyć, a wspiera nasze cele, daje nam pieniądze. Koran mówi, że jeśli wspierasz swoim majątkiem świętą wojnę, możesz zaliczyć siebie do grona wojowników Boga. Wiele dróg prowadzi do męczeństwa, do chwalebnej śmierci, do Raju, jeśli taka jest wola Najwyższego. Był między nami męczennik - zabili go Amerykanie - który sam walczył, ale też dawał pieniądze na świętą wojnę. Podziwialiśmy go. On sam mówił, że jego wzorem jest wielki Osama. Pochowaliśmy go dziś rano w Bagdadzie. Nawet najubożsi z nas dołożyli choć parę dinarów na jego grobowiec. Są między nami wojskowi - Mustafa był oficerem irackiego wywiadu; są sklepikarze, nauczyciele, uczniowie, bezrobotni. Są biedni i bogaci. Nie ma wielu szyitów; ich przywódcy zdradzili islam. Wolą pakty, układy z Amerykanami, wolą chodzić na smyczy niewiernych. A nas interesuje walka w imię Boga. Pragniemy męczeńskiej śmierci w świętej wojnie. Dlaczego zaczęliście od al Falludży? - Gdyż to szlachetne, uczciwe i cnotliwe miasto. Nie ma tu ani jednego sklepu z alkoholem, inaczej niż w Bagdadzie. Wszystkie kobiety zakrywają włosy, jak nakazuje Koran, i noszą się skromnie. W al Falludży nie ma miejsca na występek. Widzisz te ruiny na rogu? Był tu kiedyś sklep z nieskromnymi ubraniami dla kobiet, siedlisko zła i prostytucji. Zniszczyliśmy go. Al Falludża nie boi się Amerykanów, to Amerykanie boją się al Falludży. W nocy, nad ranem nie wjeżdża tu żaden patrol. W dzień też pokazują się bardzo rzadko. Lękają się naszego miasta, bo mają świadomość, że zabijemy ich, jak tylko się pojawią. Al Falludża należy do Boga. A my zgodnie z wolą Najwyższego przenieśliśmy naszą walkę do Bagdadu, do Ramadi, do Tikritu. Dotrzemy też na szyickie południe, do Basry. J Odpowiedz Link
beduinka RUCH OPORU c.d. 30.12.03, 00:29 Al Falludża należy do Boga. A my zgodnie z wolą Najwyższego przenieśliśmy naszą walkę do Bagdadu, do Ramadi, do Tikritu. Dotrzemy też na szyickie południe, do Basry. Jesteśmy gotowi walczyć z niewiernymi na całej arabskiej ziemi, w umęczonej Palestynie, w Jordanii, w Arabii Saudyjskiej, w Kuwejcie. Wszędzie tam mamy braci - mudżahedinów. Mamy wzory, jak postępować Jak wygląda Wasza wojna? - To wojna zasadzek i pułapek, wojna rozumu, odwagi i wiary przeciwko strachowi, bezbożności i tchórzostwu. Nie wolno mi objaśnić ci w szczegółach, jak i gdzie uderzamy, jakie stosujemy metody. Powiem tylko, że to mudżahedini zaatakowali w październiku bagdadzki hotel al Raszid. Uderzyliśmy w centralną siedzibę władz okupacyjnych, zasialiśmy strach w głównej kwaterze niewiernych. Nikogo z nas wtedy nie ujęto. Po takich zwycięstwach garnie się do nas coraz więcej wojowników. Ale to nie my zaatakowaliśmy hotele Sheraton-Isztar i Palestyna. Zrobili to ludzie Saddama. My nie walczymy z dziennikarzami. Amerykanie mają samoloty i helikoptery. Gdyby stanęli z nami twarzą w twarz, już dawno nie byłoby ich w Iraku. Jesteśmy dzielniejsi, odważniejsi. Jesteśmy jak wojownicy z czasów Proroka. Stulecia temu wojska Arabów stanęły przeciw Persom w wielkiej bitwie pod Kasidiją. Jeszcze przed walką posłańcy żołnierzy islamu ponieśli Persom przesłanie: nie lękamy się was, gdyż kochamy śmierć w imię Boga tak mocno jak wy wasze życie i majątki. Arabowie odnieśli wielkie zwycięstwo. My też wygramy, jeśli taka będzie wola Boga. Nawet z amerykańskimi samolotami. Co będzie z Irakiem, jeśli wygracie? - Nie chcemy władzy, nie interesuje nas polityka. Chcemy tylko, by nasze państwo kierowało się zasadami islamu, chcemy koranicznego prawa i porządków, pragniemy żyć tak, jak nauczał prorok Mahomet. Irak musi być wierny islamowi. Przecież Irakijczykami są również wyznawcy innych religii. - Spójrz - nawet w al Falludży mieszkają ludzie, których wiara jest zapisana w innych księgach niż Koran. Nie jest ich wielu, nikt im nie dokucza. To dobrzy, religijni ludzie. Nic do nich nie mamy. Są naszymi sąsiadami, składają nam życzenia w Id al Fitr, my życzymy im pomyślności w ich święta. Wolelibyśmy wprawdzie, by byli muzułmanami, by odnaleźli najprostszą ścieżkę ku Bogu. Lecz prorok Mahomet nauczał, że nie wolno nikogo zmuszać do zmiany religii. Amerykanie mogą uczyć się od nas tolerancji. Czy istnieje jakikolwiek kraj islamski, który stanowi dla Was wzór? - Nie, nie ma dziś w świecie państwa, na którym można byłoby się wzorować. Krajem islamskim jest Arabia Saudyjska. To za mało, bo rządzi nią skorumpowana, samolubna klika, amerykańskie marionetki i zdrajcy. Być może taki był Afganistan, zanim niewierni nie odsunęli talibów. Lecz zbyt mało o tym wiemy. W Iraku Saddama żyliśmy w wielkiej nieświadomości. Mamy za to wzory, jak postępować. Jesteśmy dumni z braci Palestyńczyków, którzy wolą męczeńską śmierć od żydowskiej okupacji. Jesteśmy dumni z braci Czeczenów walczących z Rosją w imię Najwyższego. Jesteśmy dumni z wielkiego Osamy. To prawdziwy mudżahedin, wielki wojownik islamu, bohater dżihadu. Każdego piątku ulicami Bagdadu idzie marsz przeciwko terrorowi. - Organizują go szpiedzy i zdrajcy. To nie my wprowadzamy terror w Iraku. Zrobili to Amerykanie, ogłaszając się zdobywcami i krzyżowcami. Amerykanie wpadają nocami do spokojnych irackich domów, wywlekają do więzień niewinnych ludzi, zabijają ich. Nasze dzieci i żony żyją w strachu. Amerykańska okupacja jest jak nóż przystawiony do irackiej szyi. Ale tak postępują tylko tchórze. My nie boimy się, pragniemy umrzeć w imię Boga, jesteśmy męczennikami. Amerykanie nie zaznają na irackich ulicach chwili spokoju. Nawet jeśli wycofają się do baz, dosięgniemy ich i tam. Allah akbar. W imię Boga najwyższego i sprawiedliwego, posłuszni słowom Mahometa, który był Jego prorokiem. Nie będzie dla nas większego szczęścia niż śmierć w dżihadzie. Paweł Smoleński 29-12-2003, GAZETA.PL Odpowiedz Link
beduinka Żołnierze w Iraku pobili na śmierć jeńca 04.01.04, 20:13 Żołnierze w Iraku pobili na śmierć jeńca Jeden z grupy 8 młodych Irakijczyków aresztowanych we wrześniu w Basrze na południu Iraku został pobity na śmierć przez żołnierzy brytyjskich, pozostali także byli bici - podał "Independent". Ciało Baha Musy zostało oddane rodzinie pokryte siniakami i bliznami, ze złamanym nosem, w trzy dni po aresztowaniu - podał dziennik w artykule swego wieloletniego korespondenta z Bliskiego Wschodu Roberta Fiska. Autor widział wyniki obdukcji medycznej oraz raport wojskowy, wskazujące na ciężkie pobicie, jako przyczynę uszkodzeń ciała zmarłego, ojca dwojga dzieci. Brytyjskie władze wojskowe zaoferowały rodzinie Musy odszkodowanie w wysokości 8 tys. dolarów, z zastrzeżeniem , iż nie ponoszą odpowiedzialności za jego śmierć. Rodzina postanowiła jednak szukać sprawiedliwości na drodze sądowej, skarżąc Brytyjskie Ministerstwo Obrony. Rzeczniczka tego ministerstwa odmówiła prasie podania szczegółów sprawy. "Nadal trwa prowadzone przez wojskową służbę wewnętrzną dochodzenie w sprawie przypadku śmierci, jaki wydarzył się w niewoli" - powiedziała. źródło: onet, PAP, jkl /2004-01-04 Odpowiedz Link
beduinka "Komiczny Ali" powraca na ekrany telewizji 14.01.04, 20:49 "Komiczny Ali" powraca na ekrany telewizji Były iracki minister informacji, Ali Saeed al-Sahhaf, znany jako "Komiczny Ali" wraca na ekrany telewizorów – informuje "The Sun". Al-Sahhaf został komentatorem arabskiej telewizji Abu Dhabi. Al-Sahhaf stał się sławny dzięki konferencjom prasowym podczas wojny w Iraku. Jeszcze w dniu, w którym amerykańskie czołgi wjeżdżały do Bagdadu, al-Sahhaf mówił dziennikarzom o "zwycięstwie, które odniosła iracka armia". Niedługo później sam poddał się Amerykanom. Okazało się jednak, że nie zajmował istotnej pozycji w administracji Saddama Husajna i został zwolniony. źróło: onet, The Sun, jkl /2004-01-14 Odpowiedz Link
beduinka Kryjówka Saddama atrakcją turystyczną? 27.01.04, 22:17 Miejsce, w którym ukrywał się Saddam Husajn może zostać zniszczone, aby nie stało się atrakcją turystyczną. Główny powodem zniszczenia kryjówki jest obawa przed nasileniem ruchu do wioski Adwar, gdzie ukrywał się Husajn. Żołnierze obawiają się, że wizyty turystów mogłyby utrudniać ich pracę. Na razie nie została podjęta ostateczna decyzja co stanie się z kryjówką. Saddam Husajn został schwytany 13 grudnia ubiegłego roku. źródło: onet.pl, 2004-01-27 Odpowiedz Link
beduinka Amerykanie dobijają rannych żołnierzy 27.02.04, 09:03 Amerykanie dobijają rannych żołnierzy Niemiecka telewizja ARD wyemitowała reportaż, który pokazuje, jak amerykańscy żołnierze strzelają do rannych Irakijczyków. Pierwsza sekwencja pochodzi z 1 grudnia 2003 roku. Zdjęcia nakręciła z powietrza kamera zainstalowana na śmigłowcu Apache z 4. dywizji piechoty. Widać na nich trzy osoby, które spotykają się nocą w pobliżu zaparkowanych samochodów. Na ziemi kładą coś, co żołnierze USA biorą za broń. W pewnym momencie załoga śmigłowca dostaje rozkaz zastrzelenia trzech mężczyzn. Żołnierze otwierają ogień. Dwóch mężczyzn ginie natychmiast; trzeci, poważnie ranny, osuwa się na ziemię. Wtedy jeden z żołnierzy pyta przez radio, czy ma ponownie oddać strzały. Dostaje odpowiedź "Zabij go". Seria strzałów dosięga rannego mężczyznę. AFP pisze, że w sumie Amerykanie oddają setkę strzałów. Druga sekwencja została nakręcona kamerą wideo przez telewizję CNN 8 kwietnia 2003 roku, czyli dzień przed ostatecznym upadkiem Bagdadu. Na filmie widać żołnierzy piechoty morskiej, którzy dobijają poważnie rannego Irakijczyka. AFP pisze, że widać także radość, jaką sprawia to Amerykanom. Zdaniem znawców prawa humanitarnego oba czyny łamią konwencje genewskie i stanowią "zbrodnie wojenne". Prawo międzynarodowe zabrania atakowania rannych, którzy są niezdolni do walki zarówno podczas wojny, jak i okupacji. źródło: onet.pl, PAP/TVN24, JP /2004-02-26 Odpowiedz Link
padshah historia Iraku 27.02.04, 09:10 Szukam jakiejś książki o historii Iraku, zwłaszcza XX-wiecznej. Czy możecie coś polecić? pozdr, Odpowiedz Link
beduinka Pijani BOR-owcy cofnięci z Iraku 03.03.04, 23:47 Pijani BOR-owcy cofnięci z Iraku Międzynarodowy skandal z udziałem funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu Dwaj funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu zostali odwołani z podróży służbowej do Iraku. Obaj byli w sztok pijani i wszczęli rozróbę na lotnisku. Jak się dowiedzieliśmy, byli brudni i pijani w trupa. Lecieli... osłaniać ambasadora. Kpt. Robert S. i Jarosław G. przylecieli do Polski z Iraku na około dwa tygodnie, na badania lekarskie. Funkcjonariusze wdali się w skandaliczną pyskówkę na jednym z lotnisk w Ammanie, gdzie mieli przesiadkę. Jak się dowiedzieliśmy, zabrakło dla nich miejsca w samolocie, do którego mieli się przesiadać. Wtedy wszczęli straszną awanturę, a ledwo trzymali się na nogach. - Kapitan S. ma problemy z alkoholem, o czym wszyscy, z szefostwem włącznie, wiedzą. W Iraku rzadko trzeźwiał. Ma problemy w domu (separacja z żoną). Tam ochrania ambasadora. Ale dlaczego zwierzchnicy kierują takiego funkcjonariusza do tak odpowiedzialnego zadania? - mówią "borowiki". Obaj funkcjonariusze otrzymali polecenie natychmiastowego powrotu do kraju. Naga prawda - Szefostwo BOR podało tę informację do PAP, bo obawiali się, że "Super Express" i tak to opublikuje (tak jak opisał inne podobne przypadki), co potwierdzi, że w BOR ukrywa się pijackie wybryki podwładnych - mówią nasi informatorzy. źródło: Leszek Misiak "Super Express" Odpowiedz Link
padshah Beduinko! 04.03.04, 09:07 Trochę mniej sensacji, proszę! Spójrz na źródło tej wiadomości ("SE") i podziel przez 2 albo i 3... ;-) A nawet gdyby się takie wypadki od czau do czasu zdarzały, to nie podważa to całościowego pozytywnego efektu militarnej interwencji w Iraku. Wydaje mi się, że trochę tendencyjnie selekcjonujesz informacje. Oczywiście nie piszę tego po to, żeby Cię urazić, po prostu uważam, że warto zwrócić uwagę na pozytywne i korzystne dla Iraku aspekty całej sprawy... pozdr, Odpowiedz Link
padshah Iracka Rada Zarządzająca podpisała konstytucję 08.03.04, 14:57 serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,1953228.html Odpowiedz Link
beduinka Polska strefa: Skazany na 70 razów paskiem 21.03.04, 22:57 Polska strefa: Skazany na 70 razów paskiem W Nadżafie, w polskiej strefie stabilizacyjnej w Iraku, po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat publicznie wykonano wyrok na sprzedawcy alkoholu. Skazany przez sąd religijny sprzedawca publicznie otrzymał 70 razów paskiem. Wedle prawa religijnego - szariatu - sprzedaż alkoholu jest zakazana. Egzekwowanie szariatu za czasów Saddama Husajna było zabronione i surowo karane. Po upadku dyktatury przywódcy szyiccy z Nadżafu przywrócili jednak funkcjonowanie religijnych sądów. Wedle rzecznika nadżafskiej hałzy Ahmeda Dżafari - skierowano do nich już 7 tysięcy spraw. Odbyło się również około tysiąca rozpraw. Tym razem, po raz pierwszy szyici zdecydowali się na wykonanie kary publicznie. Sprzedawca alkoholu otrzymał 70 razów paskiem. Jego klienci zostali zmuszeni do oglądania tego jak wymierzana jest kara. Sądy szariackie są nielegalne również wedle zapisów tymczasowej konstytucji Iraku. Podobnie zresztą jak zbrojne szyickie milicje. Próby przeciwstawienia się ich działaniom, które jak do tej pory w swoim sektorze podjęli jedynie Brytyjczycy, napotkały jednak na zaciekły opór. Do zamykania szariackich sądów nie kwapi się też nowa iracka policja. Dotychczas próby takich dziań prowadziły do krwawych starć. źródło: onet.pl, IAR, JP /2004-03-21 Odpowiedz Link
beduinka Cena fałszywych wyliczeń i błędów 22.03.04, 00:36 Cena fałszywych wyliczeń i błędów Dlaczego proces stabilizacji powojennego Iraku postępuje tak powoli? Pytanie to nurtuje dziś wielu polityków, nie tylko amerykańskich. Dla nas też nie jest obojętne, szczególnie gdy zbliża się termin przejęcia przez polskie dowództwo wielonarodowej dywizji odpowiedzialności za sektor centralno-południowy. Początkowo przypuszczano, że Pentagon, Departament Stanu i inne resorty nie miały dokładnego planu postępowania po zakończeniu działań zbrojnych. Nie jest to jednak prawdą. Niedawno ujawniono, że przygotowania podjęto jeszcze w końcu 1998 r. Oparto się wtedy na opracowaniach służb wywiadowczych w końcówce Pustynnej Burzy w 1991 r., gdy nie wykluczano, że tamta wojna doprowadzi do opanowania Bagdadu i obalenia Saddama Husajna. Ponad siedem lat później do rozwijania odłożonych na półkę założeń przystąpiły grupy wojskowych i cywilnych ekspertów. Koncentrowali się oni na szczegółowych planach dotyczących prawnych struktur, konstytucji i systemu politycznego. Potem inni specjaliści zajęli się projektami związanymi z reformą banku centralnego i wprowadzeniem nowej waluty. KAŻDY SOBIE RZEPKĘ SKROBAŁ Kiedy jednak 9 kwietnia br. Bagdad padł, te wielkie plany nie przydały się na nic - piszą na łamach "Financial Times" w obszernym raporcie Stephen Fidler i Gerard Baker.- Cóż z tego, że konstytucja była przygotowana, gdy nie działały podstawowe usługi dla ludności i ludzie w całym kraju nie czuli się bezpieczni. Nawet teraz, po czterech miesiącach, dostawy energii elektrycznej nie osiągnęły poziomu przedwojennego i szpitalom wciąż brak podstawowych leków, materiałów opatrunkowych i narzędzi. Pozornie wygląda to tak, że planiści tak się przejęli wielką polityką, iż zapomnieli o przyziemnych sprawach. Tak jednak również nie było. Analitycy skłaniają się do wniosku, że zawinił brak międzyresortowej koordynacji. M.in. Pentagon, który miał początkowo bezpośrednio kierować sprawami irackimi na miejscu, nie brał w pełni pod uwagę założeń strategicznych wypracowanych przez Departament Stanu. Odpowiedzialność za to spada częściowo na Biały Dom. - Rada Bezpieczeństwa Narodowego nie wypełniła swych zadań. Pełniła ona funkcje doradcze, zamiast pilnować międzyresortowej współpracy - ocenia Antony Cordesman z Ośrodka Studiów Strategicznych i Międzynarodowych. JEDNOSTRONNE SPOJRZENIE Co gorsza, zdaniem uczestników licznych konsultacji Pentagon zignorował wiele z dorobku Departamentu Stanu i oparł się na sugestiach różnych grup doradczych, w tym Ahmada Szalabiego, przywódcy emigracyjnej organizacji Iracki Kongres Narodowy. Personalnie odpowiadają za to dwaj zastępcy sekretarza obrony - Douglas Feith i Paul Wolfowitz. Pierwszemu z nich zarzuca się - relacjonują autorzy raportu "Financial Times" - że uważał, iż całą odpowiedzialność za Irak szybko przejmie Szalabi i jego IKN, dzięki czemu kraj stanie się demokratyczny, zgodnie z amerykańskimi życzeniami. Feith teraz odrzuca zarzut, że zbyt polegał na radach przywódcy IKN. Nie zmienia to faktu, że w Pentagonie panowało przekonanie, iż wojna odetnie w Iraku głowę - to znaczy kierowniczą ekipę Saddama - a cała zarządzająca struktura pozostanie na miejscu. Te wyliczenia nie sprawdziły się - cały państwowy aparat rozpadł się jak domek z kart, które wciąż trudno pozbierać. Co więcej, fałszywa okazała się stawka na Szalabiego, który reprezentował wprawdzie silny, ale tylko jeden z kilku nurtów emigracyjnych oraz nie miał dostatecznego oparcia i autorytetu w irackiej społeczności. Na miejscowej politycznej scenie znacznie ważniejsi stali się lokalni przywódcy - przede wszystkim religijni, etniczni i klanowi. Potwierdził to skład powołanej niedawno Rady Zarządzającej. Ahmed Szalabi jest jednym z dwunastu jej członków i będzie przewodniczył obok ośmiu innych przywódców rotacyjnie przez miesiąc. Nawiasem mówiąc, Departament Stanu różnił się z Departamentem Obrony i bardziej realistycznie oceniał osobę Szalabiego, odmawiając uznania go za głównego przywódcę irackiej opozycji. Inną przyczyną powolnego procesu przywracania porządku w Iraku było przyjęcie fałszywych, jak się okazało, zadań dla utworzonego Urzędu Odbudowy i Pomocy Humanitarnej. Richard Haass, który do czerwca był szefem planowania politycznego w Departamencie Stanu, wyjaśnia to tak: - Myśleliśmy, że będziemy musieli rozwiązywać kryzys humanitarny. Ale takiego nie było. Przewidywaliśmy, że powstanie problem uchodźców. Ten również się nie pojawił. Zakładaliśmy, że będziemy mieli do czynienia z ludnością pokonaną i zdemoralizowaną. Nic podobnego. PODEJRZANI ARABIŚCI W Iraku powstały zupełnie inne potrzeby, wywołane m.in. niespodziewanymi zniszczeniami wskutek już powojennych grabieży i zniknięciem wszelkich struktur zarządzających. A to wymagało znacznie większych nakładów finansowych i odmiennych działań organizacyjnych. Jednego i drugiego nie przewidziano, realistyczna wizja utonęła w sporach. Już w lutym 2002 r. Departament Stanu zaproponował wyłożenie 5 mln dolarów na sfinansowanie konsultacji na temat procesu odbudowy politycznej Iraku po zakończeniu wojny. Pracami tymi miał kierować Instytut Bliskowschodni, który już od dwóch lat organizował wraz z Irakijczykami seminaria poświęcone tej tematyce. Pierwsze spotkanie robocze odbyło się 9 kwietnia - dokładnie na rok przed upadkiem Bagdadu. Jednakże senacka komisja ds. stosunków międzynarodowych nie akceptowała tego przedsięwzięcia, co oznaczało blokadę finansową. Przewodniczący komisji, Jesse Helms, uznał bowiem, że Instytut Bliskowschodni jest "zbyt proarabski" i zbyt sympatyzuje z demokratami (mimo że w zarządzie dominowali republikanie). Departament Stanu zadziałał więc samodzielnie. Przy pomocy Instytutu Bliskowschodniego powołał 15 grup roboczych z udziałem Irakijczyków żyjących na emigracji i na terenach kurdyjskich północnego Iraku, a także ekspertów z innych krajów. Od lata 2002 r. przygotowano wiele opracowań, dotyczących m.in. prawa, obrony, rolnictwa itp. W Pentagonie Douglas Feith podjął podobne prace dopiero w październiku, gdy powstał Urząd ds. Specjalnego Planowania. Następnie tą samą tematyką zajął się konserwatywny ośrodek American Enterprise Institute, który włączył do swoich prac Ahmeda Szalabiego. I opinie tego gremium znalazły posłuch w Pentagonie. Miało to decydujące znaczenie, bowiem w Dyrektywie 24, podpisanej w styczniu 2003 r. przez prezydenta Busha, właśnie Departamentowi Obrony wyznaczono główną rolę w powojennym Iraku. Jak powiedział jeden z przedstawicieli administracji, dokument ten przedstawiał powojenny Irak "bardziej jak Japonię i Niemcy niż Haiti, Kosowo, czy Bośnię". Inaczej mówiąc, przewidywano, że Irak będzie na początku rządzony przez okupanta - z wszystkimi tego konsekwencjami. Nie brano pod uwagę, że amerykańskie dowództwo wraz z powołanymi przez siebie instytucjami będzie jedynie służyło pomocą i radą, koncentrując się na zapewnieniu spokoju, bezpieczeństwa i porządku. TEORIA I ŻYCIE Dyrektywa 24 powołała do życia wspomniany Urząd Odbudowy i Pomocy Humanitarnej na czele z emerytowanym generałem Jayem Garnerem. Zakładał on, że będzie funkcjonował tylko przez trzy miesiące, bowiem potem już wszystko samo się ułoży. Nie chciał słuchać innych opinii. Jeden z ich rzeczników, Laith Kubba, który był czołowym działaczem Irackiego Kongresu Narodowego, ale ustąpił, gdy skonfliktował się z Szalabim, w lutym br. dwukrotnie był zaproszony na konsultacje w Pentagonie. Ale za każdym razem wypraszano go jeszcze przed rozpoczęciem obrad. Zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz poprosił w lutym innego działacza irackiej opozycji, Emada Dhia, by skompletował ok. 150 rodaków, którzy mogliby zostać doradcami w ministerstwach i we władzach prowincji. Dhia przystąpił do działania 10 marca - dziesięć dni przed rozpoczęciem wojny. Było Odpowiedz Link
beduinka Re: Cena fałszywych wyliczeń i błędów 22.03.04, 00:37 TEORIA I ŻYCIE Dyrektywa 24 powołała do życia wspomniany Urząd Odbudowy i Pomocy Humanitarnej na czele z emerytowanym generałem Jayem Garnerem. Zakładał on, że będzie funkcjonował tylko przez trzy miesiące, bowiem potem już wszystko samo się ułoży. Nie chciał słuchać innych opinii. Jeden z ich rzeczników, Laith Kubba, który był czołowym działaczem Irackiego Kongresu Narodowego, ale ustąpił, gdy skonfliktował się z Szalabim, w lutym br. dwukrotnie był zaproszony na konsultacje w Pentagonie. Ale za każdym razem wypraszano go jeszcze przed rozpoczęciem obrad. Zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz poprosił w lutym innego działacza irackiej opozycji, Emada Dhia, by skompletował ok. 150 rodaków, którzy mogliby zostać doradcami w ministerstwach i we władzach prowincji. Dhia przystąpił do działania 10 marca - dziesięć dni przed rozpoczęciem wojny. Było to już spóźnione. Wojna bowiem potoczyła się inaczej, niż przewidywano i zakończyła się dwa do pięciu tygodni wcześniej niż zakładano. Armia iracka rozpierzchła się. Amerykanie pochwycili zaledwie 8 tys. jeńców, gdy w 1991 r. ich liczba przekroczyła 71 tys. Paul Wolfowitz potwierdził, że pewne założenia nie sprawdziły się, co m.in. nie pozwoliło na wykorzystanie irackich sił zbrojnych i policyjnych dla zapewnienia bezpieczeństwa. Przyznał, że przed wojną trudno było sobie wyobrazić, iż "kryminalny gang sadystów i gangsterów, który rządził Irakiem przez 35 lat, będzie kontynuował walkę". A brak bezpieczeństwa stał się głównym problemem po wojnie. Zdaniem ekspertów wszystko inne, jak starania o przywrócenie zaopatrzenia w elektryczność i wznowienie innych usług było podkopywane przez brak bezpieczeństwa. W końcu wojny tylko 19 słupów wysokiego napięcia było zniszczonych. Dwa miesiące później było ich już 80. Obalili je sabotażyści i złodzieje kradnący miedziane przewody. Raporty wywiadu donosiły, że po wybuchu wojny tysiące żołnierzy irackich przejdzie na stronę Amerykanów. Tak się nie stało - ludzie ci wtopili się między cywilów lub przyłączyli się do grup oporu. Zakładano, że iracka policja szybko i skutecznie podejmie swoje obowiązki. Planiści nie wzięli jednak pod uwagę tego, że Irakijczycy traktują policjantów nawet niższej rangi jako ludzi ściśle związanych z obalonym reżimem. Sytuację mogłoby poprawić sprowadzenie do Iraku większej liczby żołnierzy amerykańskich. Jeszcze przed wojną domagali się tego wyżsi dowódcy, jak szef sztabu armii lądowej gen. Eric Shinseki. Jednakże Pentagon był przeciwny. Paul Wolfowitz prorokował: - Jestem pewien, że ludność Iraku powita nas jako wyzwolicieli. To sprawi, że nasza liczebna obecność może być mniejsza. SZANSE BREMERA Listę błędów uzupełnia opóźniony przyjazd do Bagdadu Jaya Garnera. Dodatkowo znalazł się on w trudnej sytuacji decyzyjnej, bowiem już trzy dni po jego przybyciu prezydent Bush zawiadomił, że zastąpi go Paul Bremer. Przez trzy tygodnie maja obaj urzędowali w Bagdadzie. Gdy Garner wyjechał, jego Urząd Odbudowy i Pomocy Humanitarnej został 16 czerwca zastąpiony Koalicyjną Władzą Tymczasową (CPA) na czele z Bremerem. Jest to najwyższy organ odpowiedzialny za Irak - z szerokimi, także politycznymi kompetencjami. To Bremer powołał Radę Zarządzającą, która przynajmniej na razie nie ma uprawnień wykonawczych, nie pełni funkcji rządu. Przewiduje się jedynie, że jej pełnomocnicy przejmą ministerstwa, w których już działają doradcy z ramienia koalicji. Dopiero od niedawna więc zarysował się plan porządkowania i stabilizacji Iraku w oparciu o realia kraju. Różni się on od tego, co usiłowano w Waszyngtonie wypiec przed wojną. Przytoczone za relacją "Financial Times" fakty mogą zaskakiwać. Dziwi, że w planowaniu działań w powojennym Iraku faktycznie odsunięto lub usiłowano odsunąć arabistów i innych znawców Bliskiego Wschodu, przede wszystkim jego specyfiku. Nie było to znane wcześniej. Ale już w trakcie wojny jeden z polskich arabistów, z którym rozmawiała "TRYBUNA", wyraźnie to wyczuł. Analizując przebieg wydarzeń nad Eufratem i Tygrysem, wyraził przypuszczenie, że w Waszyngtonie nie słuchano znawców świata arabskiego, lub że ci specjaliści są nic nie warci. Okazało się, że było to pierwsze. Opracował ZYGMUNT SŁOMKOWSKI trybuna źródło: www.republika.pl/nowaarmia1/nowaarmia/press/923try090803.htm Odpowiedz Link
padshah Jednak... 23.03.04, 11:32 ...mimo wszystko, uwazam, ze warto bylo zaczynac te wojne. pozdr, Odpowiedz Link
beduinka Saddam Husajn i inni 25.03.04, 18:46 Saddam Husajn i inni Zmiana wizerunku Saddama Opinia o rządach Saddama Husajna w Iraku w ciągu ostatnich 20 lat zmieniła się diametralnie. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku był postrzegany jako ten, który przeciwstawił się Iranowi i idei islamskiej rewolucji. Oznaczało to tolerancję dla aktów barbarzyństwa, jakich dopuszczał się wobec współobywateli. Dopiero iracka inwazja na Kuwejt w sierpniu 1990 roku i pierwsza wojna w Zatoce Perskiej otworzyły światu oczu na jego agresywną politykę. JOANNA MODRZEJEWSKA-LEŚNIEWSKA Zachodnie media wykreowały Saddama Husajna na wroga publicznego numer 1: bezwzględnego tyrana i mordercę. Nie wybielając go, warto się przyjrzeć, czy iracki przywódca aż tak bardzo odbiegał od „średniej” dla całego regionu. O Saddamie Husajnie przyjęło się mówić jako o dyktatorze – pod tą formą władzy rozumie się rządy absolutystyczne, autokratyczne, sprawowane przez jednostkę lub niewielką grupę osób, znoszące formalnie lub faktycznie swobody obywatelskie. Jednak o byłym przywódcy Iraku należałoby mówić raczej jako o osobowości psychopatycznej sprawującej władzę dyktatorską. Wielki polski psycholog Kazimierz Dąbrowski charakteryzuje takie osoby jako ludzi pozbawionych uczuć wyższych i zdolności współodczuwania, którzy nie obarczeni skrupułami potrafią z nadzwyczajną sprawnością wspinać się po szczeblach kariery. Trudno wobec człowieka, który rozkazał: Zabierzcie ją i bijcie, póki nie zdechnie, używać li tylko terminu „dyktator”. Rozkaz dotyczył osiemdziesięcioletniej staruszki, która oskarżyła go o rozpętanie bezsensownej wojny z Iranem, na której zginął jej syn. Niezależnie od zbrodniczej natury Saddama Husajna, państwo, którym tak bezwzględnie rządził, wpisywało się w polityczny krajobraz Bliskiego Wschodu. Spróbujmy więc prześledzić rozmaite aspekty polityki obalonego reżimu irackiego i porównać je z sytuacją w państwach ościennych. W ślady Nasera Warto zauważyć, że w krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu występują różne systemy polityczne. Formalnie Irak i Syria to republiki prezydenckie, Iran – islamska republika prezydencka, Arabia Saudyjska – monarchia absolutna, Kuwejt i Jordania – monarchie konstytucyjne, a Turcja – republika parlamentarna z bardzo istotną pozycją armii. Niemniej wszystkie mniej lub bardziej odbiegają od standardów demokratycznych ugruntowanych w Europie czy USA. Poza Turcją, Iranem, gdzie bardzo wiele do powiedzenia mają islamscy duchowni, i – od niedawna – kontrolowanym przez wojska koalicyjne Irakiem władza w tych krajach faktycznie spoczywa w rękach jednego człowieka: prezydenta lub monarchy. Wprawdzie jedynowładztwo jest mocno zakorzenione w tradycji politycznej regionu, ale do ubiegłego roku Saddam Husajn jako przywódca Iraku miał pozycję porównywalną jedynie z władzą prezydenta Hafeza Asada w Syrii. Oba kraje różniło jednak to, że w Syrii mordowano przeciwników politycznych, były też masowe aresztowania, pokazowe procesy, bezlitosne dławienie wszelkich prób społecznego oporu, ale jednocześnie trwała „mała stabilizacja” zwykłych obywateli. A tego akurat zabrakło w Iraku. Inspiracją dla obu tych przywódców była niewątpliwie działalność prezydenta Egiptu w latach 1956–1970 Gamala Abdel Nasera. Naser rządził autokratycznie, wprowadził system monopartyjny i uczynił z Egiptu państwo policyjne. W polityce zagranicznej dążył do zrealizowania idei jedności arabskiej, czego przejawem była unia z Syrią w ramach tzw. Zjednoczonej Republiki Arabskiej w latach 1958–1961. Pamiętając, że Saddam Husajn spędził w Egipcie cztery lata emigracji (właśnie za rządów Nasera), nawiązywanie do poczynań egipskiego przywódcy staje się czytelne. Za najlepszy dowód wzorowania się Husajna na Naserze należy uznać inicjatywę zjednoczenia Iraku i Syrii z jesieni 1978 roku. Gdyby ten plan został zrealizowany, przed Irakiem otworzyłaby się droga do dominacji w świecie arabskim. Ale pomysł spalił na panewce za sprawą samego Saddama, który zdał sobie sprawę, że w takim wypadku stałby się we wspólnym państwie osobą numer 3, gdyż prezydentura przypadłaby ówczesnemu prezydentowi Iraku gen. Ahmadowi Hasanowi al-Bakrowi, a wiceprezydentura syryjskiemu przywódcy Asadowi. Po przejęciu władzy w kraju w 1979 roku Saddam w polityce wewnętrznej oparł rządy na wiernych sobie ludziach, rozbudowując jednocześnie siatkę szpiegów i informatorów. Krytykowanie rządu czy żartowanie z Wodza oznaczało karę śmierci. [...] Ludzie zmuszani byli wydawać sąsiadów, współpracowników czy członków rodziny, którzy wypowiadali się przeciwko państwu. [...] Uczono ich [dzieci – przyp. aut.] także donoszenia na własnych rodziców*. Ta cecha dyktatury Husajna nie była niczym oryginalnym, gdyż także w krajach ościennych policja polityczna była i jest filarem władzy, ale w Iraku niewątpliwie zbliżyła się do stalinowskiego wzorca. Państwo rodzinne Krewni i krajanie Saddama z Tikritu wykorzystywali awanse Saddama dla siebie. Część z nich objęła urzędy państwowe, gdzie mieli okazję do wzbogacenia się przez łapownictwo i defraudowanie funduszy publicznych, a wielu członków rodziny weszło do biznesu. Kuzyn Husajna Kamal al-Madżid otrzymał „osobistą prowizję” w wysokości 260 milionów dolarów za sprowadzenie z Chin stu dwudziestu rakiet. Syn Saddama Udaj, zarobił miliony na nielegalnym handlu obcą walutą, np. dolarami amerykańskimi na czarnym rynku. Transakcje te były aprobowane przez jego ojca. Jednakże prawdopodobnie najważniejszym spośród tikrytczyków był wuj Saddama Chajrallah Tulfa, który został burmistrzem Bagdadu, kiedy partia Baas objęła władzę. Taki nepotyzm może wywoływać nasze oburzenie, ale w innych państwach regionu bliskowschodniego jest swoistą normą. W większości z nich władza znajduje się faktycznie w rękach jednej rodziny, a rządy – jak w monarchii – przechodzą z pokolenia na pokolenie. Tak jest choćby w Arabii Saudyjskiej, gdzie pełnię władzy dzierży rodzina Saudów. Jej członkowie nie tylko zasiadają na królewskim tronie, ale obsadzają także ważne stanowiska państwowe. Np. książę Abdullah to nie tylko następca tronu: w 1998 roku stanął na czele Rady Ekonomicznej, będąc jednocześnie pierwszym wicepremierem i dowódcą Gwardii Narodowej. Inny członek rodziny królewskiej książę Abdullah bin Fajsal Turki przewodził Komisji ds. Inwestycji Zagranicznych. Podobnie działo się w Kuwejcie, gdzie członkowie rodziny Al-Sabah obsadzali najważniejsze stanowiska. Można by to uznać jedynie za przypadłość monarchii, ale podobnie dzieje się w Syrii. Wprawdzie państwo oficjalnie jest republiką, ale do 1986 roku brat prezydenta Hafeza Asada Rifaat był wiceprezydentem. Co więcej, Hafez Asad zdołał zapewnić swojemu młodszemu synowi Baszirowi prezydenturę po swojej śmierci. Casus Rifaat Asada, który za próbę puczu musiał uchodzić za granicę, można potraktować jako przykład braku lojalności w rodzinie panującej. To paradoks – z jednej strony nepotyzm, obsadzanie stanowisk członkami rodziny, z drugiej zaś ostra rywalizacja i odsuwanie tych, którzy mogliby zagrozić pozycji aktualnego przywódcy. Nie inaczej było w przypadku Saddama Husajna. W 1996 roku uciekli do Jordanii dwaj jego zięciowie Husajn Kamil i Saddam Kamil Al-Madżid, gdyż obawiali się o swoje życie. Saddam obiecał im nietykalność, jeżeli wrócą do kraju. Uwierzyli mu. W parę dni po powrocie do Iraku zostali zamordowani. Partia przywódcy Prawa człowieka w Iraku nigdy nie były ściśle przestrzegane, ale w czasie wojny [iracko-irańskiej] zostały całkowicie zniesione. Nie można było zakładać partii politycznych, zgromadzeń i manifestacji zakazano, chyba że były to spotkania organizowane przez partię Baas; nie istniała wolność prasy. Co do wolności p Odpowiedz Link
beduinka Re: Saddam Husajn i inni 25.03.04, 18:47 Co do wolności prasy i mediów w ogóle – w większości państw regionu praktycznie ona nie istnieje albo jest bardzo ograniczona działaniami cenzury. Również w kwestii wolności zrzeszania się Irak pod Saddamem nie odbiegał tak bardzo od innych krajów arabskich. W Bahrajnie, Kuwejcie, Omanie, Katarze, Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich partie polityczne są zakazane. Natomiast w Libii obowiązuje podobny model jak w Iraku – jedna partia jako podpora władzy przywódcy. Wspierająca Saddama Husajna i będąca narzędziem w jego rękach partia Baas (Socjalistyczna Partia Odrodzenia Arabskiego) narodziła się w Syrii w latach trzydziestych XX wieku, a władzę w Iraku przejęła w lutym 1963 roku, ale jedynie na 9 miesięcy. Pięć lat później, w lipcu 1968 roku, Baas ponownie doszła do władzy dzięki zamachowi stanu. Jej monopolistyczną pozycję ugruntowała tymczasowa konstytucja. Partia rządziła Irakiem za pośrednictwem Rady Dowództwa Rewolucji, która pełniła funkcję wykonawczą i ustawodawczą. Baas posługiwała się hasłami panarabizmu, jedności, wolności i socjalizmu. W swoim programie głosiła jedną ojczyznę arabską i wieczne posłannictwo, podkreślała zasadę solidaryzmu i współpracy, uznawała pozytywne wartości islamu. Za cel stawiała sobie walkę z kolonializmem i imperializmem. Saddam Husajn, który był zastępcą sekretarza generalnego partii, zajął się tworzeniem potężnego i podporządkowanego sobie aparatu bezpieczeństwa. Z czasem stał się on podstawą jego rosnących wpływów politycznych. Szyici i Kurdowie – ofiary reżimu Saddam próbował stłumić falę szyickich niepokojów, grożąc i urządzając pogromy. Kiedy to nie wystarczyło, próbował ich pokonać, podkreślając własną pobożność i przywiązanie do religii. [...] Pomimo to zarówno Irańczycy, jak i podziemie szyickie Iraku pozostało w opozycji do Saddama i Baas. Saddam odpowiedział egzekucjami setek przywódców szyickich i wygnał około 80 tysięcy szyitów z kraju. Także w tym aspekcie polityka Saddama Husajna nie była niczym wyjątkowym. Co do tolerancji religijnej, to chociażby w Arabii Saudyjskiej mamy do czynienia z dużymi ograniczeniami – praktycznie nie wolno wyznawać innych religii niż islam, a cudzoziemcy przebywający w tym kraju są objęci wieloma restrykcjami. Także Iran nie unikał prześladowania mniejszości religijnych – tu grupą poszkodowaną byli bahaici. Za rządów Chomeiniego nie uznawano małżeństw bahaickich, konfiskowano mienie, konta bankowe, zabierano kartki żywnościowe, nie przyjmowano dzieci do szkół. Były tortury, aresztowania i wyroki śmierci. Dopiero po śmierci Chomeiniego władze irańskie złagodziły politykę wobec bahaitów. Całe osiedla kurdyjskie były ścierane z powierzchni ziemi. W latach 1972–1975 kilkaset tysięcy Kurdów zostało pozbawionych mienia i wypędzonych do Turcji i Iranu. Inni byli przymusowo przesiedlani na pustynne tereny południowego Iraku, gdzie rozpraszali się wśród arabskich wiosek z zakazem tworzenia odrębnych wspólnot. [...] Armia iracka rozstrzelała kurdyjskich jeńców wojennych, zrównała z ziemią wiele miasteczek i wiosek kurdyjskich, pół miliona Kurdów zamknęła w obozach koncentracyjnych i zastosowała gazy bojowe w kilkunastu miejscowościach zamieszkanych przez ten naród. Najstraszniejsze wypadki miały miejsce w marcu 1988. Samoloty irackie, prawdopodobnie przez pomyłkę, wypuściły gazy bojowe nad kurdyjskim miastem Halabdża, zabijając jednego dnia 5000 ludzi i raniąc dwa razy tyle. Problem Kurdów wykracza daleko poza granice Iraku. Liczący około 16 mln naród kurdyjski zamieszkuje również Turcję, Iran i Syrię. Nigdzie jego sytuacja nie była dobra. W Turcji do niedawna w ogóle nie uznawano istnienia Kurdów – mówiono o nich, że to górale tureccy, którzy utracili turecką świadomość narodową. Władze tureckie zabroniły posługiwania się językiem kurdyjskim nawet w domach, zlikwidowano kurdyjskie szkoły, a za używanie języka kurdyjskiego na ulicy groziło więzienie. Polityka asymilacji Kurdów polegała na tym, że przesiedlano ich w niewielkich grupach do miejscowości, gdzie automatycznie stawali się mniejszością, konfiskowano majątki i ziemię, zmieniano nazwy geograficzne, a w końcu zakazano celebrowania świąt narodowych i pielęgnowania odrębności kulturalnej. Dopiero w 2002 roku pod naciskiem opinii międzynarodowej nieco złagodzono kurs wobec Kurdów – obecnie wolno używać języka kurdyjskiego i uczyć go we wschodniej Turcji. W Iranie sytuacja Kurdów była lepsza niż w Turcji. Wprawdzie władze odrzucały wszelkie kurdyjskie postulaty autonomii, ale po 1988 roku zezwoliły na edukację w języku kurdyjskim, wydawanie gazet, książek i czasopism, a także na działanie radia i telewizji. Z kolei w Syrii do 1966 roku problem Kurdów oficjalnie nie istniał. Później jeszcze się pogorszyło, gdy do władzy doszła panarabska partia Baas. Nowe władze traktowały Kurdów jako Arabów syryjskich lub nielegalnych cudzoziemców. Dlatego nie wydawano im dokumentów tożsamości, co praktycznie prowadziło do wyeliminowania całej nacji z życia społecznego. Dokonywano również przesiedleń ludności kurdyjskiej. Sytuacja Kurdów w Syrii uległa poprawie po 2000 roku, kiedy władze zezwoliły na edukację w języku kurdyjskim. Te przykłady pokazują, że polityka Saddama w wielu kwestiach nie odbiegała zbytnio od norm regionalnych. Zgubne zapędy Co więc spowodowało, że to właśnie przywódca Iraku znalazł się pod pręgierzem światowej opinii publicznej? Najbardziej zaszkodził Saddamowi nie tyle terror wobec własnych obywateli, ile agresywna polityka zagraniczna i intensywne zbrojenia. Irak [...] miał nadzieję przekształcić się w militarnego hegemona w rejonie Zatoki Perskiej, czyniąc to, czego nie robiły inne kraje arabskie: zaopatrując się w broń jądrową. Pod koniec lat siedemdziesiątych zakupił reaktor jądrowy we Francji i rozpoczął budowę elektrowni atomowej Usajrak. Choć Saddam twierdził, że reaktor służy do badań naukowych, eksperci dowiedli, że wyposażenie jego było znacznie bardziej skomplikowane, niż wymagają tego badania, i z łatwością można je wykorzystać do skonstruowania broni atomowej. [...] Reaktor został zniszczony w wyniku bombardowania izraelskiego w 1981 roku.Saddam Husajn powrócił do planów pozyskania broni atomowej, choć nie wiadomo, jak daleko posunęły się irackie badania. Irak dysponował także bronią chemiczną: napalmem, iperytem, cyjankiem i gazami paraliżująco-drgawkowymi. Wykorzystywał ją przeciwko Kurdom i podczas wojny z Iranem. Największe obawy budziły terytorialne zapędy irackiego przywódcy, naruszające status quo w strategicznym ze względu na ropę naftową regionie. Doprowadziło to najpierw do krwawej i wyniszczającej ośmioletniej wojny iracko-irańskiej, a później do agresji na Kuwejt. Był to gwóźdź do politycznej trumny Saddama Husajna, choć na pogrzeb trzeba było czekać kilkanaście lat. Można jednak zaryzykować tezę, że gdyby Saddam sprawował swą dyktatorską władzę takimi samymi metodami, ale w miejscu mniej istotnym dla świata, rządziłby jeszcze przez wiele lat, a po nim jego synowie i wnuki. Cytaty pochodzą z książki Rebeccy Steloff, Saddam Husajn. Absolutny władca Iraku (Świat Książki, Warszawa 2002) Saddam Husajn - Żywot dyktatora Saddam Husajn at-Takrit urodził się 28 kwietnia 1937 roku we wsi Al-Audża koło Tikritu na północ od Bagdadu, w bardzo biednej rodzinie chłopskiej. Jego ojciec Husajn al-Madżid zmarł albo jeszcze przed narodzinami Saddama, albo wkrótce po jego przyjściu na świat. Wychowywała go matka Sucha, a później także ojczym Ibrahim Hasan. Dopiero mając 10 lat, w 1947 roku, Saddam Husajn przeniósł się do Bagdadu i rozpoczął naukę w szkole. Zamieszkał u wuja Chajrallaha Tulfy, który odegrał znaczącą rolę w kształtowaniu jego poglądów politycznych. W 1956 roku Husajn wziął udział w pu Odpowiedz Link
beduinka Re: Saddam Husajn i inni 25.03.04, 18:48 W 1956 roku Husajn wziął udział w puczu wojskowym przeciwko królowi Fajsalowi II, rok później wstąpił do partii Baas, a w 1959 roku brał udział w zamachu na gen. Abdel Karima Kasima. Musiał uciekać za granicę i przez następne cztery lata przebywał w Syrii i Egipcie. W 1961 roku podjął studia prawnicze na uniwersytecie kairskim, ale ich nie ukończył – honorowy tytuł magistra prawa uzyskał w 1970 roku w Bagdadzie. W 1963 roku, po obaleniu gen. Kasima, Saddam Husajn wrócił do Iraku i został śledczym w więzieniu Kasr-al-Nihaja, zwanym Pałacem Końca. Szybko piął się w górę w hierarchii partyjnej: w 1964 roku wszedł do regionalnego dowództwa Baas, a dwa lata później był już zastępcą sekretarza generalnego gen. Ahmada Hasana al-Bakra. Gdy w lipcu 1968 roku partia Baas ponownie przejęła władzę w Iraku, Husajn awansował na wiceprzewodniczącego Rady Dowództwa Rewolucji. Odpowiadał za policję polityczną, co z czasem umożliwiło mu przejęcie kontroli nad partią. 16 lipca 1979 roku, kiedy prezydent Al-Bakr podał się do dymisji, wyznaczył Saddama Husajna na swego następcę. Husajn skupił w swym ręku pełnię władzy: został prezydentem, sekretarzem generalnym partii Baas, szefem rządu, zwierzchnikiem sił zbrojnych i przewodniczącym Rady Dowództwa Rewolucji. Już rok później wywołał wojnę z Iranem, która trwała do 1988 roku, pochłonęła miliony ofiar i wyniszczyła kraj. Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku zadłużenie zagraniczne Iraku sięgnęło 80 mld dolarów. By powetować sobie brak politycznych i militarnych sukcesów, dowartościować rozbudowaną armię i zasilić podupadającą gospodarkę, Saddam wziął na cel sąsiedni Kuwejt, kraj mały, ale bajecznie bogaty. 2 sierpnia 1990 roku wojska irackie zajęły emirat. Okupacja była wyjątkowo bezwzględna, znaczona terrorem, gwałtami i masowymi rabunkami. Jednak społeczność międzynarodowa ze Stanami Zjednoczonymi na czele nie chciała dłużej tolerować agresywnej polityki irackiego dyktatora w strategicznym ze względu na ropę naftową regionie bliskowschodnim. Z mandatu ONZ powstała koalicja (w jej skład weszły także kraje arabskie), której wojska w ramach operacji „Pustynna Burza” w 1991 roku wyzwoliły Kuwejt i w pościgu za rozbitą armią iracką wkroczyły do Iraku. Władza Saddama Husajna zawisła na włosku, gdyż w tym samym czasie na północy i południu kraju wybuchły rewolty Kurdów i szyitów, ciemiężonych od dziesięcioleci. Na szczęście dla dyktatora prezydent USA George Bush senior, w obawie przed rozpadem Iraku i destabilizacją regionu, polecił wstrzymać ofensywę na Bagdad, co pozwoliło reżimowi na stłumienie buntów. Z awantury kuwejckiej Saddam Husajn wyszedł osłabiony (musiał się zgodzić na stałą obecność w Iraku komisji ONZ ds. broni chemicznej i rozbrojenia oraz na strefy zakazu lotów), ale wciąż groźny. Udało mu się skonsolidować wokół siebie armię, aparat państwowy i rządzących krajem sunnitów. Propaganda iracka przedstawiała wojnę z koalicją jako sukces, podkreślając fakt, że przez sześć tygodni Irak bronił się przed koalicją 38 państw. Kwestie posiadania przez Irak broni masowej zagłady, wspierania terroryzmu i blokowania pracy ekspertów ONZ doprowadziły do kolejnego konfliktu. Wobec niewypełnienia przez Irak zobowiązań dotyczących likwidacji broni chemicznej Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami podjęły akcję militarną. Inwazja na Irak rozpoczęła się 20 marca 2003 roku, a zakończyła 1 maja 2003 roku zdobyciem całego kraju. Reżim Saddama Husajna rozsypał się jak domek z kart, ale sam dyktator umknął z atakowanego przez Amerykanów Bagdadu. Przypuszczano, że zginął, ukrył się w okolicach Tikritu lub zbiegł za granicę. Wreszcie, po kilkumiesięcznych poszukiwaniach, 13 grudnia 2003 roku Saddam Husajn został zatrzymany przez żołnierzy amerykańskich, a 9 stycznia 2004 roku uznano go za „nieprzyjacielskiego jeńca wojennego”. Ma stanąć przed irackim sądem. Za niezliczone zbrodnie popełnione na własnych obywatelach grozi mu kara śmierci. źródło: "Mówią Wieki", JOANNA MODRZEJEWSKA-LEŚNIEWSKA, 2004-02-05 Odpowiedz Link
beduinka Zagłada Muzeum Starożytności - prawda czy mit? 25.03.04, 18:52 Zagłada Muzeum Starożytności - prawda czy mit? Zrabowane skarby O badaniach archeologicznych oraz losach zabytków podczas ubiegłorocznej wojny w Iraku z prof. Piotrem Bielińskim, archeologiem śródziemnomorskim, dziekanem Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Michał Kopczyński. Zaraz po zakończeniu działań wojennych w Iraku oglądaliśmy spustoszenia dokonane przez tłum w bagdadzkim Muzeum Irackim. Wkrótce potem prasę obiegły informację, że niemal wszystkie zabytki zostały skradzione. Jak to wygląda w rzeczywistości? PIOTR BIELIŃSKI Piotr Bieliński: Trudno mówić o utracie wszystkiego, wszak znajduje się tam przeszło 100 tys. obiektów. Z zabytków klasy zerowej, znanych z albumów i podręczników, zaginęło jedynie sześć. Kilka innych uległo nie tyle zniszczeniu, ile rozsypaniu. Częściowo był to efekt furii rabusiów, częściowo konsekwencja rozbicia gablot, co z kolei spowodowało dekompozycję składników użytych przy konserwacji. Renowacja tych obiektów wymaga żmudnych i kosztownych prac. Los taki spotkał słynną harfę z Ur i wazę Inanny z Uruk. Niektóre z zabytków, które zginęły w czasie rabunku, po pewnym czasie odnalazły się w tajemniczych okolicznościach. Ich losy są skomplikowane, a podawane wersje wydarzeń pokrętne. Rzekome cudowne odnalezienie pod resztkami szaf nie brzmi przekonująco. Najważniejszym problemem jest jednak fakt, iż dyrekcja muzeum nie jest w stanie doliczyć się wszystkich obiektów, jakie powinny się tam znajdować. Wynika to z niedokładnego katalogowania zabytków trafiających tam po 1991 roku, czyli w okresie, gdy nakłady państwowe na badania nad archeologią Iraku uległy znacznemu ograniczeniu. Wygląda na to, że z magazynów poginęły zabytki niezainwentaryzowane. Jeśli w przyszłości pojawią się na rynku antykwarycznym, to ich związku z muzeum nie będzie można łatwo udowodnić. Niepozbawione sensu jest podejrzenie, iż rabunek był dokładnie i fachowo przygotowany. Stwierdzono, że w trakcie grabieży podjęto próbę spalenia katalogów muzealnych. To właśnie jest najważniejszy argument przemawiający za tezą, że cały rabunek był akcją dobrze zorganizowaną i przemyślaną. Zwykli kryminaliści, nie orientujący się w realiach rynku antykwarycznego i muzealnictwa, nie wpadliby zapewne na tak przewrotny pomysł. W sumie szacuje się, że zginęło kilka tysięcy zabytków, głównie tabliczek zapisanych pismem klinowym. Nikt dziś nie potrafi sprecyzować, czy chodzi o 2 czy o 5 tys. Obiekty te pochodziły z wykopalisk irackich, często nie były nawet sfotografowane. Jeśli teraz wypłyną na rynku antykwarycznym, to ich wartość naukowa będzie mniejsza bez inormacji, gdzie zostały znalezione. Wszak większość tabliczek to nie utwory literackie, lecz dokumenty życia gospodarczego, które powinny zostać osadzone w konkretnym miejscu. Jak wyglądały badania archeologiczne w Iraku za rządów Saddama Husajna? P.B.: Czasy Husajna trzeba podzielić wyraźnie na okres przed i po wojnie w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Do 1991 roku archeologię traktowano jako ważny element aparatu propagandowego. Jej głównym zadaniem było wzmacnianie dumy narodowej Irakijczyków, którzy – jak to dziś widzimy – są podzieleni zarówno pod względem wyznaniowym, jak i narodowościowym. Spoiwa narodu irackiego poszukiwano w przeszłości, w Babilonie Nabuchodonozora. Do tego potrzebna była archeologia i niemałe pieniądze na badania. Te wydzielano hojnie, nawet w czasie wojny iracko-irańskiej w latach 1980–1988. Właśnie wtedy rząd iracki przeprowadził trzy wielkie, międzynarodowe akcje ratownicze, które przyciągnęły do Iraku liczne grono wybitnych badaczy zagranicznych, w tym Polaków. Służyły one m.in. pokazaniu, że Irak nawet w warunkach wojennych dba o świadectwa swojej przeszłości, bo jest krajem cywilizowanym, przeciwieństwem ciemnych ajatollahów irańskich, reprezentujących najgorszą wersję fundamentalizmu. Trzeba przyznać, że dla wielu badaczy z całego świata ten image był przekonujący. Drugą stroną medalu było poszukiwanie na użytek wewnętrzny wielkiej przeszłości narodu. Jest to zresztą sposób traktowania archeologii typowy dla wielu krajów Bliskiego Wschodu. Nawiasem mówiąc, instrumentalne traktowanie badań archeologicznych nieobce było i Europie. Akcja archeologiczna udowadniania polskości ziem zachodnich czy badania w okresie poprzedzającym obchody tysiąclecia państwa polskiego są tego przykładem, choć stopień kontroli politycznej był mniejszy. W Iraku szczegółowe rezultaty badań nie były dla władz najważniejsze. Liczyła się legenda na użytek wewnętrzny i reakcja zagranicy. Dlatego badania prowadzono na koszt rządu, a archeologom nie brakowało niczego. Wysoki prestiż archeologii znajdował odbicie w statusie Państwowej Orgnizacji ds. Archeologii i Dziedzictwa Kulturowego, instytucji de facto naukowej, która miała rangę ministerialną. Po wojnie w Zatoce skończyły się pieniądze na badania. Status archeologów obniżył się, a opłacano ich zgodnie z ynkową wartością znalezisk, które odkryli, co jest iście barbarzyńską praktyką. Nie prowadzono sumiennej dokumentacji. Ważne było dowiezienie znalezisk do muzeum i obliczenie ich wartości, bo to ona decydowała o wysokości premii, przy której pensja miała znaczenie symboliczne. Jedynie starsi archeolodzy respektowali zasady postępowania naukowego, młodsi po prostu prowadzili łowy na cenne zabytki. Liczba cudzoziemców pracujących w Iraku spadła po 1991 roku dwudziestokrotnie. Wpływ na to miały sankcje ONZ. Pozostali tylko Japończycy, Włosi i Austriacy, i to w ukryciu, często maskując się jako reprezentanci prywatnych fundacji. Jak wygląda sytuacja dzisiaj? P.B.: Cała organizacja, jaką stworzono za czasów Husajna, legła w gruzach. Istnieje wprawdzie Dyrekcja Generalna Starożytności, ale nie bardzo ma czym zarządzać. Struktury lokalne w wielu miejscach nie istnieją. Niektóre muzea lokalne – np. w Babilonie – uznają zwierzchnictwo Bagdadu, inne – jak w Mosulu – starają się wyemancypować. Archeolodzy dostają pensje niewystarczające na przeżycie, badań nie prowadzi się i, co najgorsze, nie ma troski o ochronę stanowisk archeologicznych. Kwitną wykopaliska rabunkowe, zjawisko, które zaczęło się 2–3 lata przed ostatnią wojną. Kopią zwykle okoliczni mieszkańcy, a znaleziska wywozi się przez Kuwejt i Jordanię, skąd trafiają do USA i Japonii. W Europie raczej się nie pojawiają, bowiem tutaj panuje największe wyczulenie na problem pochodzenia zabytków. Jest to tyleż forma ekspiacji za dokonania Europejczyków w XIX wieku, co pamięć o licznych przypadkach, gdy obiekty takie trzeba było zwracać do krajów pochodzenia. Amerykańskie muzea nie przejmują się zbytnio takimi roszczeniami. Jaką rolę mogą odegrać Polacy w ochronie i konserwacji zabytków archeologicznych Iraku? P.B.: Z racji zarządzania przez Polskę jedną ze stref stabilizacyjnych na jej dowództwo spadają obowiązki wynikające z ratyfikowanej przez nasz kraj konwencji o ochronie dóbr kultury. Literalne spełnienie wymagań konwencji oznaczałoby konieczność postawienia posterunków na każdym stanowisku archeologicznym, a jest ich w naszej strefie tyle co polskich żołnierzy. Nie istnieje iracka administracja, która mogłaby te warunki spełniać, zresztą w chwili obecnej są tam zupełnie inne priorytety. Przy dowództwie polskiej strefy powołano stanowisko doradcy do spraw naukowo-techniczych, edukacyjnych oraz ochrony dziedzictwa kulturalnego, które piastuje archeolog. Jego wysiłki skupiają się na zabytkach Babilonu, w którym znajduje się baza sił stabilizacyjnych. Dba przede wszystkim o to, aby nasz kontyngent przez przypadek nie poczynił szkód, tylko tyle bowiem może zrobić jedna osoba. Władze wojskowe wykazują zrozumienie dla postulatów zgłaszanych przez środowisko archeologiczne. Zapewniają, że będą poświęcały duż Odpowiedz Link
beduinka Re: Zagłada Muzeum Starożytności - prawda czy mit 25.03.04, 18:54 P.B.: Z racji zarządzania przez Polskę jedną ze stref stabilizacyjnych na jej dowództwo spadają obowiązki wynikające z ratyfikowanej przez nasz kraj konwencji o ochronie dóbr kultury. Literalne spełnienie wymagań konwencji oznaczałoby konieczność postawienia posterunków na każdym stanowisku archeologicznym, a jest ich w naszej strefie tyle co polskich żołnierzy. Nie istnieje iracka administracja, która mogłaby te warunki spełniać, zresztą w chwili obecnej są tam zupełnie inne priorytety. Przy dowództwie polskiej strefy powołano stanowisko doradcy do spraw naukowo-techniczych, edukacyjnych oraz ochrony dziedzictwa kulturalnego, które piastuje archeolog. Jego wysiłki skupiają się na zabytkach Babilonu, w którym znajduje się baza sił stabilizacyjnych. Dba przede wszystkim o to, aby nasz kontyngent przez przypadek nie poczynił szkód, tylko tyle bowiem może zrobić jedna osoba. Władze wojskowe wykazują zrozumienie dla postulatów zgłaszanych przez środowisko archeologiczne. Zapewniają, że będą poświęcały dużo uwagi kwestii transportu przez punkty kontrolne kradzionych zabytków. Pełniejsze zabezpieczenie zabytków i ewentualne wznowienie badań wymaga przede wszystkim zmiany ogólnych warunków panujących w Iraku, poważnych inwestycji oraz współpracy z partnerami irackimi, z którymi polscy archeolodzy mają kontakty. Zapewne należałoby podjąć działania w celu dokształcenia młodszych archeologów irackich, i to nie tyle w Polsce, ile w ramach tamtejszych struktur uniwersyteckich. Nie stać nas natomiast na pomoc w konserwacji zabytków, które uległy uszkodzeniu, bo są to kwoty idące w miliony dolarów. Tylko na odbudowę pracowni konserwatorskiej w Bagdadzie Japonia przekazała 4 mln dolarów. W ostatnich dniach światem wstrząsnęła tragedia zabytkowego irańskiego miasta Bam, zniszczonego doszczętnie w wyniku trzęsienia ziemi. Prezydent Iranu zapowiedział jego odbudowę w ciągu dwóch lat. Czy jest to zadanie realne? P.B.: Zabytkowa część miasta była wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Mam wrażenie, że deklaracja o odbudowie miała charakter psychologiczno-propagandowy. Irańczycy są w stanie to zrobić, dysponują zarówno odpowiednią kadrą, jak i zapewne środkami, ale jest to wyzwanie gigantyczne. Niestety, miasto nie było dobrze udokumentowane. W wielu fragmentach będzie to więc z konieczności rekonstrukcja oparta na domysłach. Z wieloma zabytkami pozaeuropejskimi jest podobnie, póki stoją, nie ma problemu, ale w przypadku tragedii wychodzi na jaw brak dokumentacji. Sądzę, że jest to pole do popisu dla UNESCO, które wpisując zabytek na listę dziedzictwa światowego, powinno pomagać, także finansowo, w jego właściwym zdokumentowaniu. Dziękuję za rozmowę źródło: "Mówią Wieki", PIOTR BIELIŃSKI, 2004-02-09 Odpowiedz Link
beduinka Dawno temu pod Karbalą 25.03.04, 19:03 Dawno temu pod Karbalą Historia szyitów: Honor i plemienna lojalność O szyitach słyszymy każdego dnia w medialnych przekazach z Iraku, zwłaszcza że zamieszkują oni zwarcie tzw. polską strefę bezpieczeństwa. Początki tego odłamu islamu sięgają drugiej połowy VII wieku, kiedy wśród arabskich muzułmanów trwała zaciekła rywalizacja o schedę po Mahomecie. Omajjadzcy kalifowie, którzy przejęli władzę w Bagdadzie, odrzucali roszczenia Husajna, wnuka Proroka, syna Alego i Fatimy. Ten więc postanowił przywrócić „boski porządek” siłą. JERZY ROHOZIŃSKI Historia Husajna przypomina orientalny romans rycerski: ckliwy i patetyczny, ale okrutny. I bardzo arabski – przepojony ideałami honoru i lojalności plemiennej. Ósmego dnia miesiąca Zu’l-Hidżdża 61 roku ery muzułmańskiej, czyli 10 września 680 roku, Husajn wyruszył z Mekki wraz z grupą krewnych i przyjaciół, kierując się do miasta Kufa w południowym Iraku. Jego mieszkańcy zaofiarowali mu pomoc w walce z Omajjadami o sukcesję po Proroku i poprosili, by objął nad nimi przywództwo. Drugiego dnia świętego dla Arabów miesiąca Muharram oddział rozbił namioty na równinie pod Karbalą, 70 km na północ od Kufy i 20 km na zachód od Eufratu. Husajn wysłał do miasta kuzyna Muslima Ibn Akila, by sprawdził na miejscu, jak wygląda sytuacja. Mieszkańcy Kufy powitali go owacyjnie i złożyli przysięgę na wierność wnukowi Proroka. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało tragedii. Tymczasem omajjadzki namiestnik Ubajd Allah Ibn Zijad kazał schwytać i ukrzyżować Muslima, a jego odciętą głowę wysłał do Damaszku. Przerażeni i zastraszeni mieszkańcy Kufy odmówili zbrojnego wsparcia Husajnowi. Chcieli żyć. Gdy wieści o tym dotarły do Husajna, ten w nocy przed dziesiątym dniem Muharram zebrał swoich ludzi i wygłosił do nich przemowę: Wiem, że nie ma godniejszych towarzyszy od moich [...] Myślę, że jutro nadejdzie nasz kres [...] Proszę was, byście mnie zostawili samego i wyjechali stąd dla waszego bezpieczeństwa. Zwalniam was od waszych zobowiązań wobec mnie i nie trzymam was tu [...] Możecie wziąć też moje dzieci, by zachowały swoje życie. Z wyjątkiem kilku osób wszyscy zostali. Oddział liczył 72 ludzi: 32 konnych i 40 piechurów. Rankiem następnego dnia – jak głosi tradycja – Husajn przywdział szaty Proroka, wyperfumował się piżmem i dosiadł konia, dzierżąc w dłoni Koran. Tymczasem na horyzoncie pojawiła się armia Omajjadów. Żołnierze, jak to było w arabskim zwyczaju, przed starciem wykrzykiwali obelgi pod adresem przeciwnika. Czekali, aż Husajn się przestraszy i zrezygnuje ze swych pretensji do sukcesji. Tak się jednak nie stało. Bitwa trwała do zachodu słońca. Towarzysze Husajna ginęli jeden po drugim. Wieczorem na polu bitwy został już tylko on sam i jego przyrodni brat Abbas, znany ze swej siły i piękna. Abbas wdarł się mężnie w szeregi przeciwnika, ale tylko po to, by znaleźć tam śmierć. Osamotniony i ranny, Husajn wycofał się do namiotu, gdzie znajdował się jego malutki synek, płaczący z pragnienia. Za nim wpadli żołnierze. Nie mieli litości dla dziecka, które przeszyła strzała. Krwawiący i załamany ojciec usiadł przed namiotem, czekając na swój koniec. Jednak żołnierze bali się podejść do niego. Żaden nie miał dość odwagi, by przelać krew wnuka Proroka. W końcu Husajn rzucił się na nich, czym przyspieszył swą śmierć. Wrogowie zadali mu 33 rany i 34 uderzenia, odrąbali rękę, a poszatkowane ciało stratowali końmi. Wszystko na oczach kobiet i dzieci z obozowiska. W końcu jeden z żołnierzy ściął Husajnowi głowę. Dwa dni później ciała pomordowanych pochowali ludzie z pobliskiej wioski. W miejscu pochówku stanęło później najświętsze dla szyitów sanktuarium – mauzoleum w Karbali. W środku znajduje się sarkofag okryty płótnem, przed którym płoną świece zapalane przez pobożnych pielgrzymów. W 850 roku na rozkaz kalifa Al-Mutawakkila grób Husajna zniszczono, zaorano i obsiano. W następnym stuleciu odbudował go i ozdobił pomnikiem Adud ad-Daula, władca z szyickiej dynastii Bujjidów. W 1009 roku jeden z szyickich wezyrów nakazał, by ciało Husajna przewieźć po śmierci do Karbali. Bliskie sąsiedztwo świętych zwłok pomaga szybciej dostać się do Raju. Ale wróćmy do roku 680. Mściciele Huseina Po bitwie pod Karbalą i zabiciu Husajna kawalkada zwycięzców wyruszyła do Kufy, wioząc głowy pokonanych nadziane na włócznie. Za nimi podążała grupa lamentujących kobiet z rodu Proroka. Prawdziwa via dolorosa świętej rodziny. Głowę Husajna przez kilka dni wystawiano na widok publiczny w Kufie, po czym odesłano do Damaszku, na dwór kalifa Jazida ibn Muawiji z dynastii Omajjadów. Znienawidzony i wyklinany potem przez wszystkich szyitów kalif umieścił pozostałych przy życiu przedstawicieli Domu Proroka, czyli tych, co przeżyli masakrę, w Mekce, by zapomnieli o swych pretensjach do władzy. Miejscem spoczynku świętej dla szyitów głowy pozostają do dziś podziemia dziedzińca meczetu Omajjadów w Damaszku. Według innych przekazów trafiła ona najpierw do Askalonu w Palestynie, po czym została wywieziona przed krzyżowcami do Kairu i ma tam być do dziś przechowywana w niewielkim sanktuarium Maszhad al-Husaini w pobliżu słynnego meczetu al-Azhar. W X wieku posiadaniem głowy „księcia męczenników” szczycił się też pewien klasztor suficki nieopodal Marwu w Azji Środkowej. Cóź, w islamie, tak jak w chrześcijaństwie, relikwie mnożyły się jak grzyby po deszczu. Niedługo potem mieszkańcy Kufy, przerażeni konsekwencjami swego tchórzostwa, utworzyli tajny ruch pokutników (tawwabun). Przysięgali uroczyście: Na Boga, nie ma innej drogi, byśmy się oczyścili z grzechu, jak tylko zabić wszystkich jego morderców i ich ludzi albo samemu dać się zabić. Zapewne robiąc tak sprawimy, że nasz Pan wybaczy nam nasz grzech. Trzy lata później, gdy zmarł znienawidzony kalif Jazid, ruch się ujawnił i zaczął kaptować nowych stronników. Oddział pokutników wyruszył w kierunku Syrii z mocnym postanowieniem pomszczenia masakry pod Karbalą. Po modlitwie nad grobem Husajna starł się z przeważającymi siłami syryjskimi. Zginęli prawie wszyscy uczestnicy wyprawy, ale ślub został wypełniony. Tak narodził się szyizm, już nie tylko ruch polityczny zwolenników Alego (wziął nazwę od słów szi’at Al’i – „partia Alego”), ale także nowa forma islamskiej religijności, dla której centralnym wątkiem stało się rozpamiętywanie tragicznej i męczeńskiej śmierci jego syna Husajna. Była to religijność pokuty, żalu, rozpaczy i samoofiary. Pierwsza historyczna relacja o tych wydarzeniach pochodzi od kufijskiego szyity Abu Mikhnafa (zm. 774), który spisał istniejącą już ustną tradycję. Z jego zbiorku będą korzystać prawie wszyscy późniejsi historycy, zarówno sunniccy, jak i szyiccy. Począwszy od XIII wieku historyczne relacje z bitwy pod Karbalą, już nieco udramatyzowane i zabarwione elementami hagiograficznymi, zaczynają jeszcze bardziej obrastać legendą. Rozrastają się opowieści o dzieciach, o dzielnym Abbasie. Pojawia się kolejny bratanek Husajna Kasim, piękny młodzian, który ginie w dzień swych zaślubin, a jego wesele zamienia się w pogrzeb i niedoszłego pana młodego wnoszą na marach. Wszystko nabiera wymiaru teologicznego i uniwersalnego. Tragiczna historia Husajna miała być znana już na początku świata. Bóg objawił ją za pośrednictwem archanioła Gabriela Prorokowi, który zaczął wtedy szlochać. Cała natura uczestniczy w kosmicznym dramacie. W dzień tragedii cały widzialny i niewidzialny świat miał się pogrążyć w żałobie: Raj i Piekło, Siedem Niebios i Siedem Ziemi wraz ze wszystkimi mieszkańcami. Sama Karbala zaś miała zostać miejscem świętym (haram) już 24 tys. lat przed tym, nim Bóg stworzył Kaabę. Szyici wierzą, że gdyby doszło do trzęsienia ziemi, Bóg uniesie Karbalę do rajskich ogrodów. Bóg ob Odpowiedz Link
beduinka Piosenka Kazika 08.06.04, 22:59 Bagdad słowa: Kazik Staszewski muzyka: J. Kufirski album: Spalam się Witaj żołnierzu, jestem twoim karabinem Jesteśmy tu po to, by działać obaj razem Szalony fanatyk we krwi po szyję Zniszcz go, zanim on cię zabije Umowy naszych władców, tracą zyski Musimy to zrobić w imię korzyści Jesteśmy aktorami wielkiego spektaklu Peter Arnett nadaje z Bagdadu Hej, ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek A teraz szykujcie się do wielkich czynów Matki, szykujcie na wojnę swoich synów I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami Tak jak teraz, tak i przed wiekami On ci pomoże, walcz w imię Boże! Giń w imię Boże! Ta wojna nie jest dla wolności To wojna dla korzyści! Ta wojna nie jest dla wolności To wojna dla korzyści! Ta wojna nie jest dla wolności To wojna dla korzyści! I ta wojna nie jest Boża! To wojna o ropę blisko morza Hej, ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek A teraz szykujcie się do wielkich czynów Matki, szykujcie na wojnę swoich synów I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami Tak jak teraz, tak i przed wiekami On ci pomoże, walcz w imię Boże Giń w imię Boże! Hej, ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek A teraz szykujcie się do wielkich czynów Giń w imię Boże! I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami Tak jest teraz, jak i przed wiekami On ci pomoże, walcz w imię Boże Giń w imię Boże! I teraz nie myśl, że chciałbyś do domu Nawet przez chwilę, tak po kryjomu Gdy cię filmują, to się uśmiechaj Pamiętaj, jesteś po stronie słusznej Słuszna strona zwycięstwo ma za sobą Twoich wrogów na stracenie wiodą Największe przedstawienie XX wieku Peter Arnett nadaje z Bagdadu Ta wojna nie jest dla wolności To wojna dla korzyści! Ta wojna nie jest dla wolności To wojna dla korzyści! He, tak, ty, ty... Hej, ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek A teraz szykujcie się do wielkich czynów Matki, szykujcie na wojnę swoich synów I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami Tak jest teraz, jak i przed wiekami On ci pomoże, walcz w imię Boże! Giń w imię Boże! Giń w imię Boże! On ci pomoże, walcz w imię Boże! Giń w imię Boże! On ci pomoże, walcz w imię Boże Giń w imię Boże! Tak, tak, tak! On ci pomoże, walcz w imię Boże Giń w imię Boże! Bóg zawsze jest z nami Tak jest teraz, tak i przed wiekami On ci pomoże, walcz w imię Boże! Giń w imię Boże! Giń w imię Boże! Walcz w imię Boże! Giń w imię Boże! Giń w imię Boże! Walcz w imię Boże! Odpowiedz Link
beduinka Religijno-polityczni przywódcy szyitów irackich 16.10.04, 14:15 Marek M. Dziekan Religijno-polityczni przywódcy szyitów irackich w XX w. Dzieje szyizmu na terytorium nazywanym obecnie Irakiem[1] sięgają niemalże samych początków islamu. Z Mezopotamią związany był Ali Ibn Abi Talib, czwarty kalif sprawiedliwy. To do Al-Kufy przeniósł swoją stolicę po przejęciu władzy i tutaj właśnie został zamordowany w miejscowym meczecie. Pochowany zaś został w An-Nadżafie, który po dzień dzisiejszy jest najważniejszym szyickim świętym miastem. Z Irakiem wiążą się także dzieje Al-Husajna, syna Alego i trzeciego imama, który został zamordowany w bitwie pod Karbalą w 680 r. Obecnie w Karbali znajduje się mauzoleum Al-Husajna, jedno z najważniejszych miejsc świętych szyitów. Szyickimi mieszkańcami Mezopotamii, choć od VII w. stanowili oni większość społeczeństwa tej krainy, zazwyczaj rządzili sunnici. Tak było za kalifatu, do 1258 r., a także i później za panowania dynastii mongolskich. Wyjątkiem był tzw. okres safawidzki czyli lata 1508-1534. Szyiccy Safawidzi[2] popierali na nowo zdobytych terenach wszystko, co szyickie, tępiąc wszelkie przejawy innowierstwa. Wiele sunnickich świątyń i sufickich tekke zostało przekształconych w szyickie miejsca kultu, a sunniccy alimowie musieli uciekać do innych krajów. Szach popierał i dofinansowywał szyickie świątynie, a na jego osobiste polecenie 1515 r. przebudowano istniejące od wieków w mieście Al- Kazimijja (obecnie część Bagdadu) sanktuarium, siódmego imama szyickiego, którego Safawidzi uważali za swojego przodka. Przejęciu władzy przez sunnickich Turków osmańskich w 1534 r. nie towarzyszyły żadne represje wobec szyitów. Sułtan Süleyman, zdobywca Iraku odwiedził nawet święte miejsca szyitów w Karbali i An-Nadżafie i nazkazał kontynuację budowy Al-Kazimijji rozpoczętą za Isma’ila I. Wszystkie większe świątynie szyickie otrzymały od władz znaczne wsparcie finansowe. [3] Wiek XX zaczął się dla Iraku właściwie dopiero w 1918 r. Turcy musieli wycofać się z Iraku, a ich miejsce zajęli Brytyjczycy, których władza nie została przyjęta zbyt entuzjastycznie przez mieszkańców Mezopotamii. Wśród wydarzeń pierwszej połowy XX w., związanych z ruchem szyickim bardzo ważne było powstanie antybrytyjskie z 1920 r. dowodzone przez wodzów plemiennych znad środkowego Eufratu i popierane przez alimów szyickich. Wśród uczestników buntu znaleźć można na przykład późniejszego ajatollaha Abu al-Kasima Cho’iego, ale duchowym przywódcą ruchu był ajatollah Mahdi al-Chalisi.[4] W przygotowaniach do powstania uczestniczyli zresztą także alimowie sunniccy. Współpraca zapoczątkowana została latem 1919 r. w związku ze śmiercią przywódcy szyitów, mudżtahida Muhammada Kazima al-Jazdiego[5]. Zarówno szyici, jak i sunnici prowadzili propagandę wśród plemion irackich tak w Mezopotamii, jak i w Al- Dżazirze, a także w irackich miastach. Upadek powstania oznaczał wycofanie się większości przywódców szyickich z polityki aż do czasu rewolucji republikańskiej w 1958 r. Pomimo klęski powstania w 1922 r. w Karbali odbyła się konferencja szyickich przywódców. Efektem konferencji była lista żądań obejmująca m. in. zniesienie mandatu, natychmiastowe powołanie zgromadzenia narodowego i powstanie rządu, w którym połowę stanowiliby szyici.[6] W 1923 r. Al-Chalisi i inni mudżtahidowie wydali fatwę, w której zakazywali akceptacji brytyjskiego mandatu i układu brytyjsko-irackiego. W efekcie Mahdi al-Chalisi i jego syn Muhammad oraz Muhammad Hasan as-Sadr zostali wygnani z Iraku. Za nimi, w proteście przeciwko takim działaniom, do Iranu wyemigrowali liczni mudżtahidowie, w tym Muhammad Husajn Na’ini i Abu al-Hasan al-Isfahani. W Teheranie założyli oni Dżamijjat an-Nahrajn (Stowarzyszenie Mezopotamskie), którego celem była działalność na rzecz niepodległości Iraku[7]. W latach monarchii (1932-1958) szyiccy uczeni nie angażowali się zbytnio w politykę, a już szczególnie w działania opozycyjne. „Państwo było nominalnie niepodległe, a monarchia haszymidzka miała wystarczającą legitymację do pełnienia władzy. Brak oporu zgodny był z tradycyjną tendencją do akceptowania każdego rządu, który formalnie uznaje prawo muzułmańskie i nie ingeruje w działalność społecznych instytucji islamu”[8]. Sytuacja zmieniła się radykalnie po upadku monarchii w 1958 r. i powstaniu świeckiej republiki. Odtąd opozycja szyicka zaczęła brać czynny udział we wszystkich najważniejszych wydarzeniach w życiu kraju – starając się chronić religię od niszczących wpływów ideologii sekularystycznych, najpierw od wpływów komunistycznych, później zaś, od 1968 r., od ideologii basistowskiej. Pierwszą silną partią polityczną Iraku była Partia Propagandy Muzułmańskiej (Hizb ad- Dawa al-Islamijja), istniejąca po dziś dzień (por. niżej biogram M.B. as- Sadra). W czasie rewolucji 1963 r., kiedy to partii Al-Bas udało się po raz pierwszy przejąć władzę, szyiccy mieszkańcy bagdadzkiej dzielnicy As-Saura [‘rewolucja’] najsilniej przeciwstawiali się siłom basistowskim i pojawiły się nawet pogłoski, że Abd al-Karim Kasim jest oczekiwanym mahdim[9]. Pod koniec lat 60. szyici zaczęli wyraźnie odczuwać pewien kryzys tożsamości, ponieważ panarabizm Al-Basu identyfikowali z sunnitami. Przyczyniło się to do wzrostu w Iraku nastrojów fundamentalistycznych, co należy traktować przede wszystkim jako obronę własnych wartości. Być może właśnie dlatego w tym czasie ukształtowały się w Iraku dwa nurty szyizmu: polityczny i czysto religijny. Przedstawicielami nurtu politycznego byli m. in. Muhsin al-Hakim i Muhammad Bakir as-Sadr, religijnego zaś Abu al-Kasim Cho’i i Ali as-Sistani. Jednym z najważniejszych wydarzeń w nowszej historii irackiego szyizmu było powstanie w lutym 1977 r. Wybuchło ono przy okazji obchodów święta Aszury. Piątego i szóstego lutego przywódcy religijni szyitów stanęli na czele protestu społecznego, którego władze w Bagdadzie się nie spodziewały. Na An-Nadżaf i Karbalę, gdzie doszło do tych wydarzeń, wysłane zostały oddziały wojskowe. Zginęło wielu pielgrzymów, a około 2 tysięcy ludzi zostało aresztowanych. Władze oskarżyły Syrię o przygotowanie demonstracji. Rząd powołał specjalną komisję, która dokonała oceny wypadków. W wyniku jej działalności ośmiu alimów zostało straconych, piętnastu zaś znalazło się w więzieniu[10]. Pomimo tych wydarzeń, a może właśnie z ich powodu partia Al-Bas wkrótce zaczęła podkreślać swoje związki z religią, traktowaną przez władzę instrumentalnie. Wraz z przejęciem władzy przez Saddama Husajna w 1979 r. nastąpił wzrost nastrojów fundamentalistycznych wśród szyitów irackich, co po wybuchu wojny iracko-irańskiej (1980) przypisywano rewolucji ajatollaha Chomejniego, ale w rzeczywistości było raczej reakcją na pogłębienie się nurtów sekularyzacyjnych w społeczeństwie oraz na nasilające się represje ze strony władz basistowskich, choć oczywiście wpływów irańskich z natury rzeczy nie można całkowicie zlekceważyć[11]. Przejęcie władzy w Iranie przez Chomejniego stało się jednym z powodów przeprowadzonej jeszcze przed wybuchem wojny iracko-irańskiej, w kwietniu 1980 r. akcji aresztowań wśród szyitów.[12] Został wtedy aresztowany (i wkrótce zamordowany) przywódca szyitów irackich, Muhammad Bakir as-Sadr. Spotkało się to z potępieniem ze strony władz irańskich, a sam Chomejni wezwał Irakijczyków do obalenia Saddama. To przyczyniło się do poczynienia przez Saddama Husajna kolejnych ustępstw na rzecz szyitów. Prezydent złożył między innymi wizyty na szyickim południu oraz w bagdadzkiej As-Saurze, której wkrótce zmieniono nazwę na Madinat Saddam [‘miasto Saddama’][13]. W czasie wojny iracko-irańskiej stanowisko szyitów irackich nie było jednoznaczne, ale Chomejni i muzułmański Iran cały czas cieszyli się znacznym poparciem szyickich Irakijczyków, w większym stopniu, niż t Odpowiedz Link
beduinka c.d. Religijno-polityczni przywódcy szyitów iracki 16.10.04, 14:17 W czasie wojny iracko-irańskiej stanowisko szyitów irackich nie było jednoznaczne, ale Chomejni i muzułmański Iran cały czas cieszyli się znacznym poparciem szyickich Irakijczyków, w większym stopniu, niż to przewidywał Saddam. W dodatku rosły dążenia do przekształcenia Iraku w państwo religijne na wzór Iranu. Błędne są przy tym wysuwane czasem twierdzenia, że wojna iracko- irańska była wojną religijną. Powody wojny nie są przedmiotem niniejszego opracowania, wskazać można jednak, że mogły tu odegrać rolę osobiste animozje pomiędzy Chomejnim i Saddamem sięgające niedalekiej przeszłości, kiedy Chomejni mieszkał w An-Nadżafie. W dodatku, jak pisze H. Batatu, „jednym z ubocznych efektów wojny iracko-irańskiej stało się zaostrzenie się poczucia różnic pomiędzy Arabami a Irańczykami przynajmniej wśród części szyitów, szczególnie wśród tych, którzy uważali, że ich narodowa przynależność jest ważniejsza niż wspólna konfesja”[14]. W trakcie trwania wojny, w 1982 r. w Teheranie powstała dziś najsilniejsza organizacja szyitów irackich, Najwyższe Zgromadzenie Rewolucji Muzułmańskiej w Iraku (Al-Madżlis al-Ala li-as-Saura al-Islamijja fi al-Irak), założona przez wygnanego z kraju ajatollaha Muhammada Bakira al-Hakima (por. jego biogram niżej). Również kolejny konflikt wywołany przez irackiego prezydenta miał swoją szyicką kartę. Po zakończeniu wojny o Kuwejt w 1991 r. wybuchły w Iraku rebelie obliczone na słabość reżimu w Bagdadzie. Na południu kraju rozgorzało powstanie szyitów, definitywnie zduszone przez wojska rządowe, co przyczyniło się do wprowadzenia w Iraku „stref bezpieczeństwa”, z których jedna, na południe od 32 równoleżnika to właśnie obszar szyicki. Zmianę w sytuacji szyitów irackich może przynieść, nawet w najbliższym czasie, raczej niespodziewany upadek Saddama Husajna. Po krótkiej wojnie, która rozpoczęła się 22 marca 2003 r. nad ranem, a zakończyła zdobyciem Bagdadu 9 kwietnia tegoż roku iracki dyktator został obalony przez antysaddamowską koalicję pod dowództwem Stanów Zjednoczonych. W efekcie tych wydarzeń do Iraku zaczęli wracać z emigracji liczni działacze szyiccy, z Muhammadem Bakirem as- Sadrem na czele, choć w jego przypadku powrót ten okazał się wyrokiem śmierci. USA i Wielka Brytania przy współudziale także Polski i innych krajów podjęły się, jako okupanci, odbudowy Iraku. Polska podjęła się działań stabilizacyjnych w strefie, która obejmuje obszar zamieszkany wyłącznie przez szyitów, obejmujący oba najważniejsze ośrodki szyickie, An-Nadżaf i Karbalę. W trakcie działań stabilizacyjnych konieczna jest współpraca z irackimi szyitami, stanowiącymi przecież większość społeczeństwa (dotyczy to nie tylko „polskiej strefy, ale całego kraju). Należy przy tym wziąć pod uwagę rozmaite nurty polityczne, jakie funkcjonują wśród szyickiej części społeczeństwa irackiego. Władze okupacyjne zdają sobie z tego sprawę, podobnie jak wiodące środowiska polityczne Iraku. Stąd w utworzonej 13 lipca 2003 Radzie Rządzącej zasiada aż 13 szyitów. Rada wybrała spośród siebie pięcioosobową prezydencję, w której zasiada trzech szyitów, w tym przedstawiciel Partii Propagandy Ibrahim al- Dżafari oraz ówczesny wiceprzewodniczący Najwyższego Zgromadzenia, Abd al-Aziz al-Hakim, brat założyciela organizacji. Wszystko więc zapowiada, że wreszcie po raz pierwszy w historii szyici iraccy będą mieli aktywny i adekwatny udział w kształtowaniu polityki swego państwa. Tradycyjnie w szyizmie niezwykle istotne znaczenie mają religijni przywódcy wspólnoty. Chodzi głównie o wysokich rangą ludzi religii, ajatollahów. Wywierali oni i nadal wywierają wpływ na religijne i polityczne poglądy szyitów. Ich rolę bardzo trafnie charakteryzuje J.N. Wiley. Przywództwo „ludzi religii” w Iraku kontrastuje z przywództwem ludzi świeckich w ruchach religijnych w innych krajach arabskich. Na przykład w Egipcie i Syrii pojedynczy sunniccy ludzie religii uczestniczą w opozycji muzułmańskiej, ale wyżsi uczeni zasadniczo trzymają się na boku. Jako opozycja polityczna, ruchy muzułmańskie w niewielkim stopniu znajdują oddźwięk wśród ludzi uzależnionych od rządu, albo finansowanych przez polityczny establishment, jak to ma miejsce tradycyjnie w krajach arabskich. Z kolei stosunek pomiędzy szyickimi mudżtahidami i rządem irackim zazwyczaj był wrogi. Szyiccy przywódcy religijni byli zawsze niezalezni od rządu, ponieważ ich sytuacja finansowa i pozycja w państwie nie była związana z władzą, lecz ich zwolennikami, odwrotnie niż wśród sunnitów.[15] W dodatku szyiccy ajatollahowie w jakimś stopniu identyfikowani są z głosem ostatniego imama, Muhammada al-Mahdiego, co jeszcze bardziej wpływa na ich autorytet. W wydarzeniach XX-wiecznego szyizmu w Iraku szczególne znaczenie miały dwa rody mudżtahidów, Al-Hakimowie i As-Sadrowie, stąd też ich przedstawicielom poświęcę najwięcej miejsca. Arabski ród As-Sadrów pochodzi z Libanu. Pierwszym członkiem rodu, który przybył do Iraku w XVIII w. był Sadr ad-Din. Rodzina osiedliła się w Al-Kazimijji i wkrótce stała się jedną z najważniejszych nie tylko w mieście, ale w całym świecie szyickim, jak twierdziła już G. Bell.[16] Z kolei ród Al- Hakimów jest pochodzenia irańskiego. Pierwszym członkiem rodu, który osiadł w Mezopotamii był Sajjid Ali al-Hakim, który był lekarzem (ar. hakim – stąd nazwisko) na dworze safawidzkiego szacha Abbasa (przełom XVI i XVII w.). Za panowania Osmanów przedstawiciele rodu sprawowali wysoką funkcję nakibów szyickich, tj. przywódców wspólnoty w kraju. Warto także wspomnieć o innych uczonych, bez których iracki szyizm byłby dziś chyba dużo słabszy i uboższy. Chronologia nie pozwala na pełne zgrupowanie przedstawicieli poszczególnych rodów, co jednak, wobec stosunkowo niewielkiej objętości niniejszego tekstu, nie powinno zakłócić logicznej prezentacji najważniejszych postaci irackiego szyizmu. Ajatollah Muhsin al-Hakim urodził się w An-Nadżafie w 1889 r. Studia teologiczne ukończył w swoim rodzinnym mieście, mając za mistrzów takich wybitnych uczonych szyickich, jak np. Muhammad Husajn an-Na’ini i Abd al-Karim al-Ha’iri al-Jazdi[17]. Już w okresie międzywojennym zaistniał jako aktywny działacz szyicki walczący przeciwko okupacji brytyjskiej w Iraku. W latach 60., po śmierci ówczesnego przewodnika szyitów, ajatollaha Budżedriego, stał się największym autorytetem, mardża at-taklid[18]. Zajmował się zarówno organizacją szyickiego systemu edukacji (hauzami[19]), jak i działalnością pisarską. Stosując modernistyczne metody w interpretacji teologii, włączył się aktywnie w działalność polityczną, głównie w nurt antykomunistyczny. Uznawał sekularyzm za największe zagrożenie dla islamu, stąd jego dążenia do jak najszerszego upowszechnienia szkolnictwa religijnego w Iraku. Starał się na wszelkie możliwe sposoby zdobywać pomoc finansową tak dla szkół teologicznych, jak i dla organizacji politycznych o charakterze religijnym, jak na przykład Hizb ad-Dawa al-Islamijja. Twierdził, że szyici powinni pozbyć się swoich kwietystycznych nawyków i przystąpić aktywnie do działalności politycznej, co bez wątpienia przyczyniło się do niewątpliwej rewitalizacji ruchu szyickiego w Iraku. O ile z rządami monarchistycznymi Al-Hakim utrzymywał poprawne stosunki (nie uznając jednocześnie religijnej legitymacji ich panowania), o tyle był zdecydowanym wrogiem kolejnych rządów republikańskich. Zaraz po rewolucji 1958 r. ogłosił komunizm jako kufr w ostatnich latach życia wydał także fatwę zakazującą szyitom członkostwa w partii Al-Bas, przez którą sam był prześladowany i z której wyroku ostatnie dwa lata życia spędził w areszcie domowym[20]. Zmarł 1 czerwca 1970 r. i pochowany został w nowoczesnej bibliotece, której budowę sfinansował. Najważniejszym dziełem prawno-teologicznym A Odpowiedz Link
beduinka c.d. (3)Religijno-polityczni przywódcy szyitów i 16.10.04, 14:18 Ajatollah Muhsin al-Hakim urodził się w An-Nadżafie w 1889 r. Studia teologiczne ukończył w swoim rodzinnym mieście, mając za mistrzów takich wybitnych uczonych szyickich, jak np. Muhammad Husajn an-Na’ini i Abd al-Karim al-Ha’iri al-Jazdi[17]. Już w okresie międzywojennym zaistniał jako aktywny działacz szyicki walczący przeciwko okupacji brytyjskiej w Iraku. W latach 60., po śmierci ówczesnego przewodnika szyitów, ajatollaha Budżedriego, stał się największym autorytetem, mardża at-taklid[18]. Zajmował się zarówno organizacją szyickiego systemu edukacji (hauzami[19]), jak i działalnością pisarską. Stosując modernistyczne metody w interpretacji teologii, włączył się aktywnie w działalność polityczną, głównie w nurt antykomunistyczny. Uznawał sekularyzm za największe zagrożenie dla islamu, stąd jego dążenia do jak najszerszego upowszechnienia szkolnictwa religijnego w Iraku. Starał się na wszelkie możliwe sposoby zdobywać pomoc finansową tak dla szkół teologicznych, jak i dla organizacji politycznych o charakterze religijnym, jak na przykład Hizb ad-Dawa al-Islamijja. Twierdził, że szyici powinni pozbyć się swoich kwietystycznych nawyków i przystąpić aktywnie do działalności politycznej, co bez wątpienia przyczyniło się do niewątpliwej rewitalizacji ruchu szyickiego w Iraku. O ile z rządami monarchistycznymi Al-Hakim utrzymywał poprawne stosunki (nie uznając jednocześnie religijnej legitymacji ich panowania), o tyle był zdecydowanym wrogiem kolejnych rządów republikańskich. Zaraz po rewolucji 1958 r. ogłosił komunizm jako kufr w ostatnich latach życia wydał także fatwę zakazującą szyitom członkostwa w partii Al-Bas, przez którą sam był prześladowany i z której wyroku ostatnie dwa lata życia spędził w areszcie domowym[20]. Zmarł 1 czerwca 1970 r. i pochowany został w nowoczesnej bibliotece, której budowę sfinansował. Najważniejszym dziełem prawno-teologicznym Al-Hakima jest Al- Mustamsak, [‘ten, który mocno się trzyma’] uznawany za najbardziej wyczerpujący komentarz do pierwszej części dzieła z dziedziny prawa muzułmańskiego Urwat al- Wuska [‘ścisła więź’] autorstwa Muhammada Kazima al-Jazdiego. Następcą Muhsina al-Hakima jako najwybitniejszego ajatollaha Iraku był jego uczeń, Abu al-Kasim Cho’i (Al-Chu’i, Chu’i) urodził się w 1899 r. w irańskim Azerbejdżanie, ale całe niemal swoje życie związał z Irakiem[21]. Już w wieku 13 lat zaczął naukę w hauzie w An-Nadżafie, dołączając do swego ojca, Sajjida Alego Akbara Cho’iego. Studiował między innymi u tak wybitnych teologów szyickich jak An-Na’ini. Po zakończeniu nauki stał się czołowym teologiem świata szyickiego i duchowym przewodnikiem szyitów w Iraku, Pakistanie, Indiach i innych krajach. Tytuł ajatollaha otrzymał zaraz po ukończeniu trzydziestu lat. W tym czasie prowadził już wykłady w szkole, której był absolwentem. Wśród jego uczniów jest wielu wybitnych uczonych muzułmańskich, na przykład Muhammad Bakir as-Sadr, Muhammad Husajn Fadl Allah[22]. Cho’i był przede wszystkim teologiem i działaczem społecznym, mniej natomiast zajmował się polityką, choć i ten aspekt jest obecny w jego biografii. Już w 1914 r. zaangażował się w powstanie Irakijczyków przeciwko okupacji brytyjskiej, podobnie również w słynne powstanie antybrytyjskie w 1920 r. W okresie powojennym wydał fatwę, w której zakazuje jakichkolwiek kontaktów z nowo powstałym państwem izraelskim. Stosunek Cho’iego do polityki doprowadził do konfliktu z ajatollahem Chomejnim. Sprzeciwiał się teorii politycznej irańskiego uczonego (wilajat al-fakih[23]), twierdził bowiem, że autorytet szyickich uczonych i prawników nie może być rozciągany na sferę działalności politycznej. Poza tym uważał, że władza prawników szyickich w czasie nieobecności dwunastego imama nie może być ograniczona do jednego lub choćby kilku uczonych. Cho’i jest autorem dziewięćdziesięciu opublikowanych prac poświęconych prawu muzułmańskiemu, biografiom wybitnych ludzi islamu, filozofii oraz komentarzom do Koranu. Jego najsłynniejsze książki to Al-Bajan fi tafsir al-Kuran [‘jasny komentarz do Koranu’], Al-Masa’il al-muntachaba [‘wybrane zagadnienia’] oraz Minhadż as-salihin [‘droga sprawiedliwych’]. Pomimo nieangażowania się w politykę, ta dopadła go mimowolnie, kiedy po wyjeździe z Iraku Chomejniego w 1978 i śmierci As-Sadra w 1980 r. Cho’i został w Iraku jako najwazniejszy ajatollah w kraju. Pomimo prób emigracji, nie uzyskał od irackich władz pozwolenia i znalazł się w areszcie domowym, a hauza, którą administrował, została zamknięta. Cho’i zmarł 8 sierpnia 1992 r. w swoim domu w An-Nadżafie (Al-Kufie). Jak podaje L. Jahja, ajatollah został zamordowany przez „Chemicznego” Alego i Kusajja, młodszego syna Saddama: został polany benzyną i podpalony.[24] Szczególnie ważna w jego przypadku była działalność organizacyjna w zakresie edukacji religijnej. Od 1970 r. był administratorem nadżafskiej hauzy, która za jego rządów ponownie stała się najważniejszą instytucją edukacyjną świata szyickiego. Stworzył poza tym gęstą sieć szkół szyickich w Iraku, Iranie, Tajlandii, Bangladeszu, Indiach, Pakistanie i Libanie. Meczety połączone z centrami kultury muzułmańskiej powstały między innymi w Bombaju, Londynie i Nowym Jorku. Znaczna część wydatków na wspomniane inwestycje finansowana jest przez Fundację Ajatollaha Cho’iego (Mu’assasat al-Imam al-Cho’i al-Chajrijja) założoną w 1988 r. w An-Nadżafie. Al-Cho’iemu chodziło o sprawiedliwy podział funduszy, które wpływały do niego w formie chumsu[25] – kwoty te były ogromne, ponieważ był on najwięszym autorytetem dla większości szyitów z całego świata. Po wybuchu wojny kuwejckiej centrum administracyjne Fundacji przeniesione zostało do Londynu. Fundacja prowadzi tam także Markaz al-Imam al-Cho’i al- Islami (Centrum Muzułmańskie Imama Al-Cho’iego). Jest istotną sprawą, że Cho’i myślał nie tylko o religijnej edukacji mężczyzn, ale także kobiet, choć odmawiał im prawa przewodnictwa dla innych w sprawach islamu. Dwie szkoły: dla chłopców i dla dziewcząt oraz Fundacja i Centrum tworzą kompleks budynków leżący w północno-zachodniej dzielnicy Londynu, Willesden/Brent.[26] Działalnością Fundacji, zarejestrowanej jako organizacja charytatywna, kieruje Kolegium złożone z sześciu członków. Sekretarzem generalnym do 1994 był syn założyciela Muhammad Taki al-Cho’i. Po jego tajemniczej śmierci w wypadku samochodowym między Karbalą i An-Nadżafem stanowisko to objął drugi syn ajatollaha, mieszkający w Londynie Abd al-Madżid al-Cho’i.[27] Po upadku Saddama Husajna w kwietniu 2003 Abd al-Madżid, wyznający umiarkowane poglądy polityczne, określane wprost jako proamerykańskie, powrócił do Iraku i wkrótce został zasztyletowany w meczecie Alego w An-Nadżafie przez bojówkarzy Muktady as-Sadra. Największym być może irackim myślicielem szyickim XX w. był ajatollah Muhammad Bakir as-Sadr (ur. 1935)[28], nazywany irackim Chomejnim. W 1948 r. rozpoczął naukę w An-Nadżafie, a w 1958 r. na prośbę swojego przyjaciela Taliba ar- Rifa’iego włączył się w działalność polityczną jako członek władz powstałej rok wcześniej Dżamijjat al-Ulama fi An-Nadżaf al-Aszraf, w której działał do 1962 r. Od 1963 r. do śmierci nauczał w hauzie w An-Nadżafie. As-Sadr od początku był wrogo nastawiony do władz republikańskich Iraku, jednak napięcie pomiędzy władzą a nim doszło do szczytu po przejęciu steru rządów przez partię Al-Bas w 1968 r., co było wynikiem dążeń Al-Basu do „sunnizacji” społeczeństwa irackiego. W 1971 r. As-Sadr ogłoszony został mardża at-taklid, czyli największym autorytetem religijnym w islamie szyickim. W 1977 r. został aresztowany jako in Odpowiedz Link
beduinka Re: c.d. (3)Religijno-polityczni przywódcy szyitó 16.10.04, 14:19 W 1971 r. As-Sadr ogłoszony został mardża at-taklid, czyli największym autorytetem religijnym w islamie szyickim. W 1977 r. został aresztowany jako inspirator i uczestnik antyrządowego powstania. Po przejęciu władzy przez Saddama Husajna uznany został za głównego przywódcę muzułmańskiego ruchu oporu w Iraku. Jeszcze w czerwcu 1979 r. osadzono go w areszcie domowym, najpierw w An-Nadżafie, potem zaś w Bagdadzie, gdzie pozostał aż do 8 kwietnia 1980 r., kiedy to został zamordowany z rozkazu Saddama Husajna wraz ze swoją siostrą Bint Hudą. Ajatollah został uduszony osobiście przez Alego Husajna al-Madżida, zwanego „Chemicznym Alim”.[29] Bint al-Huda, czyli „Córka Słusznej Drogi” to pseudonim Aminy as-Sadr. Amina as- Sadr urodziła się w 1938 r. i uważana jest za jedną z najwybitniejszych uczonych muzułmańskich naszych czasów. Była aktywistką szyicką, prowadziła szkoły dla dziewcząt w Al-Kazimijji i An-Nadżafie. Brała udział w powstaniu szyickim w 1977 r., towarzyszyła swemu bratu w walce politycznej, jak i w latach aresztu domowego. Udzielała się jako redaktorka religijnego czasopisma „Al-Adwa” [‘światła’], była także autor kilku opowiadań i powieści o charakterze umoralniającym (np. Imratani wa-radżul, ‘dwie kobiety i mężczyzna’) oraz prac religijnych, np. Muchtarat al-hadżdż (‘pamiętnik z pielgrzymki’), Kalima wa-dawa [‘słowo i wezwanie’, jej pierwsza książka, która ukazała się na początku lat 60.]. Po śmierci zyskała tytuł Asz-Szahida, „Męczennica”.[30] Jedną z przyczyn aresztowania As-Sadra, a wraz z nim jego siostry, był zamiar odwiedzenia Chomejniego i złożenia mu gratulacji w związku ze zwycięstwem dowodzonej przez niego rewolucji muzułmańskiej. Poparcie dla Chomejniego spowodowało, że Saddam uznał As-Sadra za wroga numer jeden, który może doprowadzić do upadku świeckiego państwa irackiego. Wyeliminowanie go z gry Saddam uznał za jedyny sposób na przetrwanie jego reżimu. Tym bardziej, że w swoich pismach As-Sadr dużo wcześniej wypowiadał się za stworzeniem państwa muzułmańskiego nie tylko w Iraku, ale w każdym możliwym miejscu. „Struktura ideologiczna państwa muzułmańskiego opiera się na wierze w Boga i Jego Atrybuty. Czyni ona Boga celem życia i słusznego rozwoju cywilizacyjnego na Ziemi. Jest to jedyna struktura ideologiczna, która daje rozwojowi cywilizacji nie gasnącą energię”[31] – pisał. Wydarzenia irańskie przekonały basistów, że nie muszą to być tylko czysto teologiczne rozważania. A. Hourani określił As-Sadra jako „postać ważną nie tylko w Iraku, ale w życiu całego świata szyickiego, a nawet wszystkich muzułmanów”[32]. Był zarówno wybitnym teologiem i prawnikiem, jak i aktywnym i popularnym działaczem politycznym, czym zdecydowanie różnił się od swego mistrza, ajatollaha Cho’iego. To właśnie jego charyzmat przywódczy i wpływy, jakie miał wśród społeczeństwa irackiego doprowadziły do zamordowania go przez służby specjalne. Jak pisze Samir al-Khalil, przez śmierć As-Sadra iraccy szyici zyskali wprawdzie kolejnego szahida, ale stracili osobowość, która mogła równać się z Chomejnim. Poza tym w chwili śmierci był jedynym Arabem spośród ośmiu ajatollahów będących mardża at-taklid[33]. Odtąd ruch szyicki w kraju uległ wyraźnemu rozpadowi[34]. W swych rozlicznych pracach teoretycznych zajmował się najrozmaitszymi aspektami doktryny muzułmańskiej: filozofią, egzegezą koraniczną, logiką, edukacją, prawem konstytucyjnym, ekonomią i bankowością muzułmańską, teorią władzy w islamie (tzw. wilajat al-fakih) i dziejami szyizmu – lista ta nie wyczerpuje jeszcze wszystkich dziedzin jego badań. Cała myśl As-Sadra opiera się na muzułmańskim przekonaniu, że Bóg jest źródłem i władcą wszystkiego, co istnieje na ziemi – przekonanie to kształtuje i przenika całą ideologię religijną, polityczną i ekonomiczną uczonego, będąc jednocześnie wezwaniem do powrotu ku czystym źródłom islamu. Wśród ważnych prac As-Sadra wymienić można opublikowaną w 1959 r. monografię Falsafatuna [‘nasza filozofia’][35], ale za najważniejsze dzieło As-Sadra uznawana jest dwutomowa praca Iktisaduna [‘nasza ekonomia’], wydana w latach 1959-1961 oraz opublikowana w 1969 r. monografia o bankowości muzułmańskiej Al-Bank al-la ribawi fi al-islam [‘bank bez lichwy w islamie’]. Iktisaduna pozostaje najważniejszym dziełem na temat ekonomii muzułmańskiej powstałym w XX w. Opisuje ona system ekonomiczny alternatywny wobec dwóch funkcjonujących wtedy systemów – socjalistycznego i kapitalistycznego, które poddane są przez autora szczegółowej krytyce. Ze względu na siłę komunistycznych wpływów w Iraku w latach 50. i 60. szczególny nacisk położony został na krytykę systemu komunistycznego, nie tylko zresztą gospodarczego – krytyka ajatollaha dotyczy wszelkich aspektów filozofii marksistowskiej. Druga ze wspomnianych prac to analiza funkcjonowania banków w kontekście zakazów wynikających z prawa muzułmańskiego. As-Sadr zainteresowany był także koncepcją państwa muzułmańskiego i prawa konstytucyjnego, co w jego teorii politycznej ma ścisły związek. Problemy te omówione zostały głównie w pracach Chilafat al-insan wa-szahadat al-anbija [‘kalifat człowieka i świadectwo proroków’] oraz Lamha fikhijja tamhidijja an maszru dustur al-dżumhurijja al-islamijja fi Iran [‘wstępne uwagi prawne o projekcie konstytucji republiki muzułmańskiej w Iranie’] wydanych w jednym tomie w 1979 r. Idee As-Sadra wywarły wpływ na kształt ogłoszonej w kilka miesięcy później konstytucji Iranu. Trwałym dziedzictwem po As-Sadrze jest wspomniana wyżej Hizb ad-Dawa al- Islamijja. Założona została w 1957 r. jako Dżama’at al-Ulama fi an-Nadżaf al- Aszraf[36] [‘zgromadzenie alimów w An-Nadżafie], zmiana nazwy nastąpiła w 1968 r. As-Sadr był jednak nie tyle organizatorem, co inspiratorem i duchowym przywódcą partii, włączając się bezpośrednio w jej działalność dopiero w kilka miesięcy po powstaniu organizacji. Ugrupowanie to od początku miało charakter opozycyjny w stosunku do republikańskich władz Iraku, co nasiliło się po dojściu do władzy partii Al-Bas. Karta Partii zakłada stosowanie wyłącznie pokojowych metod w celu wprowadzenia zasadniczych zmian i obalenia istniejącej w Iraku władzy. Bardzo istotne znaczenie ma również muzułmańska działalność edukacyjna, co legło zresztą u podstaw organizacji. W nakreśleniu linii ideowej Partii największą rolę odgrywał obok przywódcy duchowego także jego kuzyn Muhammad Sadik as-Sadr. Pod koniec lat 80. było to największe szyickie ugrupowanie w Iraku[37]. 31 marca 1980 r. iracka Rada Dowództwa Rewolucji wydała dekret, zgodnie z którym wszyscy członkowie i sympatycy partii podlegają karze śmierci. Na mocy tego dekretu zginęło lub zostało aresztowanych tysiące jej działaczy i zwolenników. Kolejnym przedstawicielem rodu jest Muhammad Sadik as-Sadr. Urodził się w 1943 r. i już w 1954 r. rozpoczął naukę w nadżafskiej hauzie, gdzie był uczniem swojego kuzyna Muhammada Bakira as-Sadra i Abu al-Kasima Cho’iego, uczęszczał także na wykłady Chomejniego. W 1977 r. uzyskał stopień mudżtahida. W międzyczasie ukończył studia prawnicze (1960-1964). Był autorem wielu prac teologicznych, w tym 10-tomowej encyklopedii prawa muzułmańskiego Ma wara al- fikh [‘to, co poza prawem’]. Poza tym napisał m. in. Fikh al-ichlak [‘o moralności’] i Adwa ala saurat Al-Husajn [‘analiza rewolucji Al-Husajna’]. Muhammad Sadik as-Sadr nosił tytuł wielkiego ajatollaha i był jednym z najbardziej charyzmatycznych przywódców szyickich w Iraku, zdecydowanym wrogiem reżimu Saddama Husajna i działaczem HDI. Szczególnie aktywnie działał od 1993 r., skupiając wokół sie Odpowiedz Link
beduinka c.d. (5)Religijno-polityczni przywódcy szyitó 16.10.04, 14:22 Kolejnym przedstawicielem rodu jest Muhammad Sadik as-Sadr. Urodził się w 1943 r. i już w 1954 r. rozpoczął naukę w nadżafskiej hauzie, gdzie był uczniem swojego kuzyna Muhammada Bakira as-Sadra i Abu al-Kasima Cho’iego, uczęszczał także na wykłady Chomejniego. W 1977 r. uzyskał stopień mudżtahida. W międzyczasie ukończył studia prawnicze (1960-1964). Był autorem wielu prac teologicznych, w tym 10-tomowej encyklopedii prawa muzułmańskiego Ma wara al- fikh [‘to, co poza prawem’]. Poza tym napisał m. in. Fikh al-ichlak [‘o moralności’] i Adwa ala saurat Al-Husajn [‘analiza rewolucji Al-Husajna’]. Muhammad Sadik as-Sadr nosił tytuł wielkiego ajatollaha i był jednym z najbardziej charyzmatycznych przywódców szyickich w Iraku, zdecydowanym wrogiem reżimu Saddama Husajna i działaczem HDI. Szczególnie aktywnie działał od 1993 r., skupiając wokół siebie wielką grupę zwolenników, szczególnie w Bagdadzie, w dzielnicy Madinat Saddam. To sprawiło, że został zamordowany z rozkazu prezydenta w lutym 1999 r. wraz z dwoma synami, Mu’ammalem i Mustafą. Stało się to podczas modlitwy piątkowej w historycznym meczecie w Al-Kufie. Ajatollah ubrany był w pogrzebowe szaty, ponieważ był w każdej chwili przygotowany na śmierć.[38] Ajatollah Sajjid Muhammad Bakir al-Hakim, syn Muhsina al-Hakima, urodził w 1939 r. w An-Nadżafie.[39] Tam studiował teologię i tam również szybko włączył się w działalność religijno-polityczną na terenie Iraku wraz ze swym ojcem oraz ajatollahem Sajjidem Muhammadem Bakirem as-Sadrem. W 1972 r. został aresztowany i był torturowany przez basistów, wkrótce jednak władze uwolniły go pod naciskiem opinii publicznej. Po raz kolejny został aresztowany po powstaniu ludowym w lutym 1979 r. w An-Nadżafie i skazany przez specjalny sąd, ale w lipcu 1979 r. ponownie odzyskał wolność. Po 1979 r. kontynuował swoją współpracę z As-Sadrem do jego śmierci w 1980 r. W tymże roku, wkrótce po wybuchu wojny iracko-irańskiej Al-Hakim opuścił Irak i udał się na emigrację do Iranu i brał aktywny udział w powstaniu Najwyższego Zgromadzenia Rewolucji Muzułmańskiej w Iraku. Rząd Saddama ostro zareagował na działalność polityczną ajatollaha i w 1983 r. aresztował 125 członków jego rodziny, z czego 18 skazał na śmierć – wyroki zostały wykonane. W styczniu 1988 r. zamordowany został w Sudanie jego brat, Mahdi al-Hakim[40], co nie powstrzymało działalności politycznej Sajjida Muhammada przeciwko reżimowi basistowskiemu. Najwyższe Zgromadzenie Rewolucji Muzułmańskiej (oficjalna nazwa angielska Council for Islamic Revolution in Iraq – SCIRI)[41] powstało w 1982 r. w Iranie, a jednym z jej głównych celów była likwidacja reżimu Saddama Husajna. NZRM ze względów politycznych i strategicznych do 2003 r. miała swoją siedzibę w Teheranie. Biura Zgromadzenia funkcjonują w Kurdystanie irackim, Londynie, Damaszku, Wiedniu i Genewie. Biurem londyńskim kieruje Hamid al-Bajati. Tam również ukazuje się większość czasopism i innych publikacji w języku arabskim i językach zachodnioeuropejskich dotyczących działalności organizacji.[42] Poza działalnością polityczną Muhammad al-Hakim uprawiał również pisarstwo religijne. Jest wybitnym specjalistą w zakresie nauk koranicznych i historii islamu. Opublikował ponad 20 książek, w tym Daur Ahl al-Bajt fi bina al-dżama’a as-saliha [‘rola Ludzi Domu w budowie sprawiedliwego społeczeństwa’] (2 tomy), Ulum Al-Kuran [‘nauki Koranu’] (1996) i Saurat al-Imam al-Husajn [‘rewolucja imama Al-Husajna’]. Uczony prowadził także szeroką działalność pedagogiczną, a w 1993 r. był współzałożycielem Markaz Dirasat Tarich al-Irak al-Hadis [Centrum Badań nad Współczesną Historią Iraku] z tymczasową siedzibą w Kummie (Iran). Po upadku Saddama Al-Hakim powrócił triumfalnie do Iraku, witany przez tysiące swoich zwolenników. Choć jeszcze kilka dni przed opuszczeniem Iraku zdecydowanie opowiadał się przeciwko obecności obcych wojsk w Iraku, po powrocie z emigracji zdawał się akceptować okupanta i sprzeciwiał się jakimkolwiek atakom na Amerykanów. Być może ta postawa sprawiła, że 29 sierpnia 2003 r Al-Hakim zginął, wychodząc po piątkowej modlitwie z meczetu Alego w An- Nadżafie. W zamachu bombowym skierowanym przeciwko niemu zginęło ponad 100 osób. Sprawcy ataku pozostają nieznani – posądza się o to zwolenników byłego reżimu lub bojówki Muktady as-Sadra, często również ugrupowanie Al-Ka’ida. Kierownictwo NZRM objął jego brat Abd al-Aziz. Ajatollah Ali al-Husajni as-Sistani urodził się w 1930 r. w Maszhadzie. Wywodzi się z rodziny znanej ze swej wiedzy religijnej i pobożności. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym mieście, które jest jednym z ważniejszych ośrodków naukowych szyizmu w Iranie (tam znajduje się mauzoleum ósmego imama Alego ar- Ridy). W 1948 r. rozpoczął studia w Kummie u ajatollaha Borudżerdiego, a jego nauka obejmowała przede wszystkim usul al-fikh (źródła prawa muzułmańskiego). Jednakże już w 1951 r. przeniósł się do An-Nadżafu, gdzie w tamtejszej hauzie uczęszczał na wykłady ajatollahów Muhsina al-Hakima, Abu al-Kasima al-Cho’iego oraz Husajna al-Hillego. W tym czasie prowadził już własne badania naukowe i prowadził wykłady z rozmaitych dziedzin fikhu (jurysprudencji muzułmańskiej). Szczególnym zainteresowaniem darzył problematykę czystości rytualnej (tahara) oraz biografistyce – nauce o towarzyszach Proroka i innych wybitnych postaciach w dziejach islamu. Działając w hauzie nadżafskiej prowadził spory teologiczne z ajatollahem Muhammadem Bakirem as-Sadrem, był bowiem przeciwnikiem politycznej aktywności muzułmańskich uczonych, czemu po dziś dzień daje przykład, nie podejmując się komentowania wydarzeń zachodzących na politycznej scenie Iraku. W 1961 r. jego pozycja jako uczonego prawnika muzułmańskiego została ostatecznie zaakceptowana przez najwybitniejszych ówczesnych ajatollahów. Po śmierci ajatollaha Al-Cho’iego (1992) As-Sistani osiągnął tytuł „wielkiego ajatollaha” (ajatollah al-uzma) i jest najważniejszym uczonym muzułmańskim świata szyickiego, uznawanym przede wszystkim przez dwie główne hauzy – w An- Nadżafie i Kummie za mardża at-taklid. As-Sistani jest autorem 18 prac z dziedzinym prawa muzułmańskiego, w tym np. Al- Buhus al-usulijja [‘badania nad źródłami’], Risala fi salat al-musafir [‘traktat o modlitwie podróżujacego’], Risala fi at-takijja [‘traktat o takijji’], Risalat fi ar-riba [‘traktat o lichwie’]. Typowo kwietystyczny charakter As-Sistaniego i jego zdecydowanie apolityczna działalność sprawiły, że właściwie nie wypowiedział się w 2003 r. na temat wtargnięcia do Iraku wojsk koalicji antysaddamowskiej, choć wiadomo, że jest przeciwny obecności wojsk okupacyjnych w kraju. To sprawiło, że w kilka dni po upadku Saddama Husajna jego dom został otoczony przez bojówki ugrupowania związanego z Muktadą as-Sadrem. Muktada zażądał, aby As-Sistani opuścił Irak w ciągu 48 godzin. Ajatollah nie podporządkował się tym żądaniom i pozostał w Iraku, ale potajemnie został wywieziony z domu. Po kilku dniach oblężenie zakończyło się. Wydarzenie to zostało potępione przez najwybitniejszych ajatollahów irańskich i libańskich. Jednym z haseł Muktady as-Sadra było to, że w irackim An-Nadżafie najwyższe zaszczyty powinny spoczywać w rękach rodowitych Arabów, a nie uczonych wywodzących się z Iranu czy innych krajów, jak wielki ajatollah Al-Fajjad, również osaczony przez jakiś czas przez jego bojówki, który wywodzi się z Afganistanu.[43] Ze względu na wydarzenia ostatnich miesięcy szyizm iracki jest obecnie niezwykle mobliny. Każdy dzień może przynieść wielkie zmiany, zarówno dla szyitów, jak i dla całego Iraku, z czasem również ukształtują się kolejne autorytety Odpowiedz Link
beduinka c.d. (6)Religijno-polityczni przywódcy szyitó 16.10.04, 14:24 Ze względu na wydarzenia ostatnich miesięcy szyizm iracki jest obecnie niezwykle mobliny. Każdy dzień może przynieść wielkie zmiany, zarówno dla szyitów, jak i dla całego Iraku, z czasem również ukształtują się kolejne autorytety i kolejni duchowi przywódcy szyitów, które z pewnością będą czerpać z doświadczeń i losów pokolenia, które odchodzi już do historii. Przypisy: [1] Dzieje Iraku zostały szczegółowo omówione w: M.M. Dziekan, Historia Iraku, Warszawa 2002; historię szyizmu zaprezentował J. Danecki w pracy Podstawowe wiadomości o islamie, t. I-II, Warszawa 1997. [2] Dynastia panujaca w Persji w latach 1502-1736; ustanowili szyizm jako religię państwową. [3] Por. M.M. Dziekan, dz. cyt., s. 104. [4] H. Batatu, Iraq’s Underground Shi’a Movements: Characteristics, Causes and Prospects, „Middle East Journal” 1981, vol. 35, no. 4, s. 593. [5] H.A. Jamsheer, Geneza powstania narodowego w Iraku, „Przegląd Orientalistyczny” 1973, nr 4, s. 287. [6] J.N. Wiley, The Islamic Movement of Iraqi Shi‘as, Boulder-London 1992, s. 19. [7] Tamże; M. Farouk-Sluglett, P. Sluglett, Iraq since 1958. From Revolution to Dictatorship, London-New York 1990, s. 192. [8] J. N. Wiley, dz. cyt., s. 22. [9] S. al-Khalil, Republic of Fear. The Politics of Modern Iraq, Berkeley i Los Angeles 1989, s. 59. [10] M. Farouk-Sluglett, P. Sluglett, dz. cyt., s. 198-199; H. Batatu, dz. cyt., s. 590. [11]S. Al-Khalil, dz. cyt., s. 106-107. [12] Od 1964 r. wygnany z Iranu ajatollah Ruh Allah Chomejni przebywał w An- Nadżafie i z Iraku prowadził swą kampanię przeciwko reżimowi w Teheranie, wywierając wpływ na działających w An-Nadżafie mudżtahidów, szczególnie w dziedzinie myśli politycznej. Chomejni został usunięty z Iraku przez Saddama Husajna w 1978 roku. [13] Po upadku Saddama nazwa dzielnicy została przez jej mieszkańców zmieniona na Madinat as-Sadr, na cześć ajatollaha Muhammada Sadika as-Sadra (por. o nim niżej). [14] H. Batatu, dz. cyt., s. 594. [15] J.N. Weal, dz. cyt., s. 73-74. [16] Tamże, s. 76. [17] Por. na ich temat np. J. Danecki, dz.cyt., t. II, s. 90-92. [18] Omówienie tego terminu por. M. Stolarczyk, Iran. Państwo i religia, Warszawa 2001, gł. s. 85-94. [19] Hauza (al-hauza al-ilmijja), nazywana jest czasem szyickim uniwersytetem. Najstarsza hauza w An-Nadżafie powstała w 1057 r., a jej założycielem był Muhammad Ibn al-Hasan at-Tusi. Jej centrum znajduje się w mauzoleum imama Alego. Inne hauzy w Iraku to Hauzat Karbala i Hauzat Al-Hilla. Duże znaczenie ma obecnie także hauza w irańskim Kummie, rywalizująca od czasu rewolucji irańskiej z ośrodkiem nadżafskim. [20] Por. J. Esposito (red.), The Oxford Encyclopedia of Modern Islamic World, New York-Oxford 1995, t. II, s. 92-93; H. Batatu, dz. cyt., s. 588-589; www.playandlearn.org/scholars/514.htm. [21] Informacje na temat Cho’iego m. in. w J. Esposito, dz. cyt, t. II, s. 423 oraz na stronie internetowej www.geocities.com/ahlulbayt14/al-khoei.html. [22] Por. np. jego biogram w: M.M. Dziekan, Pisarze muzułmańscy VII-XX w., Warszawa 2003, s. 44. [23] Por. M. Stolarczyk, dz. cyt., gł. s. 102-126. [24] L. Jahja, K. Wendl, Byłem synem Saddama Husajna, Warszawa 2003, s. 325; tam błędna forma nazwiska: Chawai. [25] Chums – arab. „jedna piąta” – to jedna piąta dochodów płacona przez szyitów uznawanemu przez siebie ajatollahowi lub innemu autorytetowi religijnemu; chums stanowi podstawę ekonomicznej egzystencji hierarchii szyickiej. [26] J.-U. Rahe, Irakische Schiiten im Londoner Exil. Eine Bestandaufnahme ihrer Organisationen und Untersuchung ihrer Selbstdarstellung (1991-1994), Würzburg 1996, s. 60. [27] Tamże, s. 61. [28] Na temat As-Sadra por. m. in. J. Esposito, dz. cyt., t. III, s. 450-453; H. Batatu, dz. cyt., s. 578-580; J.-U. Rahe, dz. cyt., s. 28-30; J.N. Wiley, dz. cyt., s. 76-77; www.geocities.com./Athens/Cyprus/8613. [29] L. Jahja, K. Wendl, dz. cyt., s. 137. [30] Por. www.geocities.com/Athens/Cyprus/8613/amina.html; J.N. Wiley, dz. cyt., s. 82. [31] Muhammad Bakir as-Sadr, Al-Islam jakud al-hajat, Teheran 1403 H., s. 179. [32] Cyt. za: J. Esposito, dz, cyt., t. II, s. 450. [33] Byli to: Cho’i w Nadżafie, Chomejni i Kazim Szari’at Madari i Gulpajgani w Kummie, Abd Allah asz-Szirazi an-Nadżafi al-Maraszzi i Hasan al-Kummi w Maszhadzie. Oprócz Turkmena Szari’at Madariego pozostali to wszyscy Irańczycy (H. Batatu, dz. cyt., s. 594). [34] S. al-Khalil, dz. cyt., s. 107-108. [35] Tekst pracy w przekładzie na język angielski p. strona internetowa al- islam.org/philosophy. [36] M. Farouk-Sluglett, P. Sluglett, dz. cyt., s. 195. [37] S. al-Khalil, dz. cyt., s. 107. [38] Najmłodszym członkiem rodu jest Muktada as-Sadr, obecnie 25-letni, który zyskuje coraz większe poparcie wśród radykalnych szyitów. Zorganizowane przez niego brygady działają aktywnie od samego początku amerykańsko-brytyjskiej okupacji Iraku i zdecydowanie sprzeciwiają się obecności w kraju jakichkolwiek obcych wojsk. As-Sadr prześladuje także zwolenników amerykańskiej interwencji, albo tych, którzy jej zbyt głośno nie potępiają, szczególnie wsród wysoko postawionych ludzi religii (zamordowanie Abd al-Madżida Cho’iego, groźby wobec As-Sistaniego). Muktada nie ma wystarczających kwalifikacji, aby stać się przywódcą religijnym, z pewnością natomiast może wyrządzić wiele szkód jako populistyczny przywódca „ludowy”. [39] Informacje na temat Muhammada Bakira al-Hakima por. m. in. J.N. Wiley, dz. cyt., s. 78; strony internetowe www.playandlearn.org/scholars/502.htm (w języku angielskim) oraz www.al-hakim.com (w języku arabskim); po śmierci Al-Hakima sporo informacji na temat jego postaci i działalności pojawiło się także nawet w prasie codziennej. [40] Por. na jego temat: J.N. Wiley, dz. cyt., s. 77. [41] Na temat działalności NZRM por. np. J.-U. Rahe, dz. cyt., s. 72-74 oraz strony internetowe www.sciri.org, www.shianews.com/hi/middle_east/news_id/0000585.php i in. [42] Por. J.-U. Rahe, dz. cyt., s. 72-74. [43] Informacje biograficzne o As-Sistanim gł. za stroną internetową www.najaf.org (w języku arabskim); w języku ang. por. www.geocities.com/Tokyo/Spa/7220/scholars.html. Ze względu na wybitnie religijną działalność As-Sistaniego na jego temat brak informacji w najważniejszych publikacjach poświęconych irackim szyitom, które z reguły dotyczą „szyizmu politycznego”. źródło: "Bliski Wschód" nr 1, www.bw.swps.edu.pl/ Odpowiedz Link
beduinka 100 000 Irakijczyków zginęło od początku wojny 28.10.04, 23:45 100 000 Irakijczyków zginęło od początku wojny Sto tysięcy cywilów, w większości kobiet i dzieci, zginęło w Iraku od marca 2003, gdy amerykańska armia i jej sojusznicy rozpoczęli okupację - podali specjaliści ds. zdrowia publicznego w raporcie, który publikuje brytyjski magazyn medyczny "The Lancet". Raport wymienia głównie ofiary przemocy i nalotów bombowych sił koalicji, wśród których najwięcej było kobiet i dzieci. Dokładność badań była ograniczona, ponieważ badacze opierali się przede wszystkim informacjach uzyskiwanych bezpośrednio od Irakijczyków. W projekcie brali udział naukowcy z amerykańskich uniwersytetów Johnsa Hopkinsa i Columbia oraz Al-Mustansirija w Bagdadzie. Wyniki opublikowano na stronach internetowych magazynu "The Lancet". źródło: PAP, mat /2004-10-28 Odpowiedz Link
beduinka Zrealizowano kilkanaście projektów ochrony zabytkó 29.10.04, 18:38 Zrealizowano kilkanaście projektów ochrony zabytków w Iraku W polskiej strefie stabilizacyjnej w Iraku do października 2004 r. zrealizowano kilkanaście projektów służących ochronie zabytków, o łącznej kwocie 200 tys. dolarów - poinformowano na konferencji prasowej w Warszawie. Dokonano m.in. inwentaryzacji zabytków w obrębie Obozu Babilon, nawiązano współpracę z instytucjami odpowiedzialnymi za ochronę dóbr kultury w Iraku, w tym z dyrektorem Muzeum Babilonu. Podjęto też działania prewencyjne, mające na celu zabezpieczenie babilońskich obiektów - zabezpieczono główne obiekty zabytkowe ogrodzeniami, umieszczono tablice informacyjne i ostrzegawcze w ich pobliżu. Częściowo wyremontowano również Muzeum Babilonu (dach, niektóre sale wystawiennicze, taras) i wyposażono miejscowe biura w sprzęt komputerowy, multimedialny oraz aparaturę geodezyjną. "Dzisiaj odkrywamy wszystko to, co zrobiliśmy w ramach misji stabilizacyjnej z punktu widzenia ochrony dziedzictwa światowego" - powiedział w piątek podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury Ryszard Mikliński. Według danych Centrum Informacyjnego Ministerstwa Obrony Narodowej, ewentualne szkody spowodowane funkcjonowaniem wojsk na terenie Babilonu są dużo mniejsze, niż mogłyby być w przypadku braku wojskowej ochrony. Polscy żołnierze realizują misję stabilizacyjną w Iraku, stacjonując w bazie Babilon od ponad roku. Ochrona dziedzictwa kulturowego Iraku jest jednym z najważniejszych elementów tej misji. Decyzja o ustanowieniu obozu wojskowego na terenie stanowiska archeologicznego w Babilonie została podjęta przez dowództwo amerykańskie, co spowodowane było - jak podkreślano na piątkowej konferencji - nie tylko dogodnym położeniem strategicznym, ale także chęcią zapewnienia wojskowej ochrony znajdujących się tam zabytków, które pozostawione bez nadzoru były intensywnie grabione. Obecny na piątkowej konferencji kulturoznawca i archeolog Łukasz Olędzki uznał, że sierpniowe oskarżenia irackiego ministra kultury, Mufida al-Dżazari, jakoby dowodzone przez Polaków siły koalicji dewastowały i rozgrabiały Babilon, były "bezpodstawne". Do połowy grudnia ma nastąpić opuszczenie Obozu Babilon przez wielonarodową dywizję Centrum-Południe pod polskim dowództwem. Polscy żołnierze rozpoczną stacjonowanie w bazie Echo w Diwaniji, a Irakijczykom zostanie zwrócona część ich historycznego dziedzictwa. W tym celu polscy specjaliści i eksperci ds. sztuki szkolili Iracką Policję Archeologiczną w zakresie m.in. kontroli zabytków. Na terenie dzisiejszego Iraku znajduje się większość najcenniejszych stanowisk starożytnego Bliskiego Wschodu. Strefa, którą w Iraku administrują Polacy, obejmuje tereny będące kolebką ludzkiej cywilizacji. Babilon wiele miejsca zajmuje w Biblii (tu lokalizowano słynną wieżę Babel). Według Herodota, w Babilonie znajdowały się wiszące ogrody Semiramidy - jeden z siedmiu cudów świata, część pałacu Nabuchodonozora. Początki istnienia miasta datowane są na rok 3000 p.n.e. W czasach rozkwitu liczyło ono około 100 tysięcy mieszkańców. Od czasów Hammurabiego (XVIII w. p.n.e.) Babilon był stolicą państwa, ośrodkiem politycznym, kulturalnym, naukowym i religijnym. źródło: PAP, MFi /2004-10-29 Odpowiedz Link
beduinka "Ojca mojego zmiotła burza" 18.01.05, 21:00 W Polsce nową ojczyznę znalazło wielu Irakijczyków, którzy musieli uciekać z kraju Saddama Husajna "Ojca mojego zmiotła burza" Jan Strzałka , Tygodnik Powszechny , nr 29, 20 lipca 2003 "Wszak przyszło mi być nieszczęsnym świadkiem ojczyzny mojej, którą zawładnęła gilotyna" - pisał Hatif Janabi, iracki poeta mieszkający w Polsce. Za nim słowa te powtórzyłby zapewne Ziyad Raoof, Fari Said, Wadie Al Khalidi i większość żyjących w Polsce Irakijczyków. Nie chciał prosić o azyl na Zachodzie, nie zamierzał zostać w Moskwie, bo już wiedział, czym pachnie komunizm. Nie mógł też wrócić do Iraku. Studiujący razem z nim na moskiewskim uniwersytecie przyjaciele z Polski zaprosili go na Boże Narodzenie do Krakowa. Pierwszy wieczór w Polsce spędził na opłatku w "Piwnicy pod Baranami". Zachwyciła go serdeczność piwniczan, a najbardziej Piotr Skrzynecki. Ziyad Raoof, syn kurdyjskiego miłośnika poezji arabskiej, postanowił zamieszkać w Polsce. Był rok 1986. W tym samym czasie Fari Said, Kurd z miasta Sulajmanija, emigrował z żoną Polką i dziećmi do Szwecji. Dziś wykłada architekturę na politechnice w Göteborgu, przymierza się tam do budowy własnej willi, ale każde wakacje spędza w Krakowie, w domu, którego nigdy nie sprzedał. W 1986 r. Wadie Al Khalidi, Arab z miasta Nasirija, też zaczynał życie od nowa. Nie należał już do partii Baas, stracił paszport iracki. Podjął pracę w Akademii Ekonomicznej, choć ekonomia socjalizmu, dla studiowania której przybył do Polski, wkrótce miała odejść do lamusa. A Hatif Janabi, poeta arabski, szukał ocalenia w metafizyce. Wadził się z Bogiem: Boże, Boże, dlaczego zostawiłeś mnie samego wśród lądów? Czyżbyś się bał tyranów tak samo jak ja? Wielbiciel Corleone Ilu Kurdów mieszka w Iraku? Dwa miliony? Sześć? Reżim Saddama zaniżał ich liczbę, podobnie jak władze innych krajów bliskowschodnich, które podzieliły Kurdystan. Według źródeł kurdyjskich, w Turcji żyje 20 mln Kurdów, w Iranie 8 mln, w Iraku 6 mln, w Syrii milion, na Kaukazie 200 tysięcy. Nawet jeśli to liczby zawyżone, Kurdowie to największy na świecie naród bez państwa. Stale trwa gdzieś wojna przeciw Kurdom, a państwa regionu, zwykle sobie wrogie, zgodne są w jednym: "kwestia kurdyjska" nie istnieje. W 1970 r. między Bagdadem a Kurdami trwały rozmowy o autonomii. Uczestniczył w nich Saddam, wówczas zastępca prezydenta Iraku. Ziyad Raoof pamięta anegdotę: Saddam zaprosił do swej biblioteki działacza kurdyjskiego, który oniemiał na widok dzieł wszystkich Stalina. "Pan jest komunistą?" - zapytał. Na co Saddam z uśmiechem: "A czy Stalin był komunistą?". Dobra odpowiedź! Husajn wielbił generalissimusa nie jako ideologa, lecz geniusza zbrodni. Był podejrzliwy jak Stalin, i jak on pozbawiony skrupułów. Choroba tyranów. A więc po kolei: najpierw dokonał czystek w partii Baas, która wyniosła go do władzy. Potem rozpętał terror wobec szyitów i Kurdów, zaatakował Iran oraz Kuwejt. Marzył o przywództwie w świecie arabskim. W latach 70. Wadie Al Khalidi należał do irackiego establishmentu: pracował w ministerstwie planowania, potem w komisji ropy naftowej. Jego rodzina była ustosunkowana i rozpolitykowana. Wśród krewnych byli komuniści, zwolennicy prawicy, a on zapisał się do Baas - nie z przekonania, lecz by dostać się na studia. Wadie Al Khalidi znał wielu bagdadzkich prominentów. Nieraz słyszał więc, że Saddam analizuje genezę i mechanizmy każdego zamachu politycznego na świecie, zwłaszcza upadek rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceausescu. Podobno ciągle studiował "Księcia" Machiavellego i oglądał w nieskończoność "Ojca chrzestnego". - To był faszyzm - mówi dziś Hatif Janabi, poeta i wykładowca arabistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wielbiciel Vita Corleone i Stalina rządził długo, bo świat przymykał oczy na jego zbrodnie: Francja i Niemcy miały w Iraku interesy gospodarcze, Rosjanie chcieli zachować "tradycyjną przyjaźń" z Bagdadem. Rodzice i dzieci Adam, sześcioletni syn Hatifa, ubrany jest w kontusz szlachecki, w ręku trzyma szablę. W tle zdjęcia: złota polska jesień, wierzby i dworek. Wypisz-wymaluj XIX-wieczny dwór klasycystyczny w podkrakowskich Tomaszowicach, gdzie mieszka Ziyad z żoną i dwoma synami. Synowie Hatifa i Ziyada urodzili się w Polsce, są pogodnymi dziećmi. Dzieciństwo ich ojców było krótkie i pełne grozy. Ziyad urodził się w kurdyjskim mieście Irbil, gdzie jego ojciec uczył arabskiego. - Myśląc o nim, zawsze widzę go w więzieniu albo ukrywającego się przed aresztowaniem - wspomina. Ojca prześladowano w czasach monarchii i gdy Irak stał się "republiką". Za to, że zawsze był w opozycji, czyli nie pozwalał zapomnieć swoim uczniom, iż są Kurdami. Nie miał w sobie krzty szowinizmu, nie gardził Arabami, kochał ich poezję. Pewnego dnia został aresztowany i słuch po nim przepadł. Rodzina bała się, że nie żyje. Ale żył, a nawet odzyskał wolność - dzięki pewnemu Arabowi, który w czasach monarchii siedział w jednej celi z wujem Ziyada. Wuj siedział, bo był Kurdem, Arab, bo należał do Baas. W latach 70. ów Arab został ambasadorem Iraku w Polsce, ale szybko padł ofiarą czystek Saddama. Myśląc o ojcu, Ziyad widzi go też na pustyni. Nauczyciel arabskiego został wypędzony z Irbilu, a że samotnej matce trudno było wychować trzech synów, pięcioletni Ziyad towarzyszył ojcu na wygnaniu. Zamieszkali na południu, na pustyni niedaleko miasta Al Kut, pod okiem policji, która śledziła ich każdy krok. Hatif Janabi nigdy nie był na pustyni, choć zaczynała się za progiem jego rodzinnego domu nieopodal Nadżafu. Patrzył na nią z lękiem. Jego ojciec był zamożnym ziemianinem, właścicielem 250-hektarowego majątku. Po upadku monarchii, gdy partia Baas powoli zaczęła rozbijać tradycyjne struktury społeczne, a Saddam dążyć do dyktatury - majątek kurczył się, państwo odbierało ojcu hektar po hektarze, aż w końcu rodzina znalazła się w nędzy. - Jadaliśmy raz dziennie - wspomina Hatif. Na początku lat 60., po obaleniu monarchii, ich dom napadali pracujący kiedyś u Janabich wieśniacy, spragnieni rewolucyjnej sprawiedliwości. Pewnej nocy doszło do strzelaniny z chłopami otumanionymi przez Bass i jedenastoletni Hatif musiał uciekać z domu. Schronił się w oborze sąsiada, między bydłem. Po raz pierwszy poznał smak wygnania. Nie wrócili do rodzinnej wsi, ani on, ani ojciec. Bali się zemsty, bo podczas napadu zginął jeden z wieśniaków. - Krwawe łaźnie były codziennością w pierwszych latach rewolucji baasistowskiej - mówi Hatif. W końcu ojciec zmuszony był odstąpić ziemię swym pracownikom i zamieszkał w Bagdadzie. Gdy wybuchła wojna z Iranem (1980 r.), przeniósł się do Nadżafu, wierząc, że szyicki Iran nie zbombarduje świętego miasta szyitów. Rzeczywiście, Iran nie ośmielił się tknąć miasta. Za to w 1991 r. Nadżaf zbombardowało lotnictwo i artyleria Saddama, tłumiąc bunt irackich szyitów. Hatif nie był tego świadkiem: od 1976 r. żył na emigracji. - Ale wygnany czułem się już w Iraku - powiada. Poczucie pustki i wygnania (,,Po wygnaniu nie ma już dymu" - pisał) towarzyszyć mu będzie wszędzie, gdzie rzuci go los: w Polsce, Algierii, USA. W 2001 r. Hatif razem z grupą irackich pisarzy emigracyjnych był gościem Barzaniego i Talibaniego, przywódców wolnego od 1991 r. Kurdystanu - quasi- państwa w północnym Iraku, uwolnionego od rządów Saddama i trwającego w latach 90. dzięki armii peszmergów (partyzantów), wspieranych przez lotnictwo USA. Pierwszy raz od 27 lat ujrzał Irak. Kurdystan cieszył się wolnością, resztą kraju nadal rządził Saddam. Aby ujrzeć starych rodziców, w 2003 r. Hatif musiał lecieć do syryjskiego Damaszku. Spotkali się po latach rozłąki, podczas której syn słał poetyckie listy do ojca: Dzień dobry mój ojczulku, bezpowrotnie już minął czas gołębi i chwila rozstania nas łączy a kiedy umrzemy wrócimy na skrzydłach. Czy ciągle bijesz moich b Odpowiedz Link
beduinka 2 "Ojca mojego zmiotła burza" 18.01.05, 21:01 Dzień dobry mój ojczulku, bezpowrotnie już minął czas gołębi i chwila rozstania nas łączy a kiedy umrzemy wrócimy na skrzydłach. Czy ciągle bijesz moich braci czy przygryzasz skraj ubrania w gniewie krwawiące serce otwierasz przed Panem i się nie korzysz? Przed domem ojca Ziyada stale dyżurowało dwóch tajniaków. Gdy w 1991 r. Stany Zjednoczone pozwoliły Saddamowi rozprawić się z Kurdami i szyitami, ojciec emigrował do Niemiec, gdzie zmarł. Ziayd mógłby powiedzieć to, co Hatif w wierszu z połowy lat 90.: Mojego ojca zmiotła burza. Dojrzewanie Hatif skończył arabistykę na uniwersytecie w Bagdadzie w 1972 r. i został wcielony do armii. Po rocznej służbie z trudem, bo nie należał do Baas, znalazł pracę jako nauczyciel literatury arabskiej w liceum w kurdyjskim Kirkuku. Miasto było etniczną i religijną mozaiką: Kurdowie, Arabowie, Ormianie, Żydzi, Turkmeni. Hatif: - Żyjąc w takim tyglu, wzmocniłem wyniesioną z domu tolerancję wobec każdego człowieka, niezależnie od narodowości i religii. Ostatecznie przestałem zważać na różnice etniczne i wyznaniowe. Autonomia, którą w 1970 r. Saddam obiecał Kurdom, istniała na papierze: kurdyjskie władze autonomiczne wyznaczał Bagdad. Działały jednak kurdyjskie szkoły, jak ta w Kirkuku, wydawano książki i gazety. To i tak dużo - w Turcji represjonowano wtedy za mówienie po kurdyjsku. W 1973 r. Kurdowie zaczęli domagać się od Saddama obiecanych przywilejów, w tym wyłączonego z terenu ich autonomii bogatego w ropę Kirkuku. Rok później wybuchła wojna domowa. I znowu wielu Kurdów uciekało do Turcji lub Iranu, wśród nich rodzina Raoofów. Irbil, gdzie Ziayd się urodził, leży 180 km od granicy z Iranem, ale dotarcie tam zajmowało uchodźcom kilkanaście dni: byli bombardowani, ostrzeliwani, zabitych grzebano przy drodze. Hatif, wstrząśnięty tragedią Kurdów, pisał później: Tej jesieni ptaki wcześnie odeszły jak matki i pasterze. Odeszli Kurdowie ku najdalszemu punktowi na północy, a Halabdża odeszła na tamten świat. Halabdża to kurdyjskie miasto, zaatakowane bronią chemiczną w 1988 r. W tym czasie Ziyad od roku mieszkał w Krakowie. Za sobą miał siedem lat w Moskwie. - Idee komunizmu w tzw. krajach Trzeciego Świata były czymś innym niż komunizm wschodnioeuropejski - mówi. Dla kurdyjskiej inteligencji znaczyły tyle, co walka o wolność, równość i braterstwo. - Ideologii i propagandzie marksistowskiej najłatwiej ulegali młodzi - wspomina Ziyad. On sam już w liceum działał w nielegalnych stowarzyszeniach młodzieży kurdyjskiej, za co został aresztowany. Zwolnili go, ale wiedział, że nie dostanie się na żadną iracką uczelnię. I czekał, kiedy znów będzie aresztowany: od lat działał w Komunistycznej Partii Iraku. Nie był jedynym Irakijczykiem, zafascynowanym w latach 80. komunizmem. Lewica była wówczas jedną z najmocniejszych partii wśród Kurdów (i silną w Iraku), a w rodzinie Ziyada takie sympatie były "dziedziczne": lewicę popierał ojciec i wuj. Mohamed Arif to znany w świecie malarz kurdyjski. Arif studiował malarstwo w Bagdadzie i Moskwie, wystawiał we Francji, Niemczech, Anglii. Na realistycznych płótnach z lat 60. przedstawiał harmonijne współżycie Kurdów i Arabów. Marzył o świecie bez przemocy, wojny, nienawiści. Na obrazie "Pokój w kraju" Arab w burnusie nachyla się ku kurdyjskiej kobiecie, która chroni w dłoniach białego gołębia. Na innym arabska dziewczyna tuli się do kurdyjskiego bohatera narodowego. Radziecki wydawca albumu z malarstwem irackim twierdził, że malarz "daleki jest od utopii społecznej", ale Saddam Husajn miał wkrótce dowieść, że twórczość Arifa była utopijna. Jedno z ostatnich dzieł Arifa przedstawia przerażoną dziewczynę zaciskającą w ręku kęs chleba. Czy ktoś chce jej odebrać chleb? A może życie? Obraz powstał w 1979 r., gdy Saddam zabijał Kurdów. Uciec z pułapki W tym czasie rodzice skłonili Ziyada, by uciekał z Iraku: Saddam miał już pełnię władzy. Ziyad uciekł do Turcji. Stamtąd po roku pojechał na studia prawnicze w Moskwie. - Przyjechałem do ZSRR wierząc, że komunizm to spełnienie marzeń ludzkości - wspomina. Szybko uświadomił sobie pomyłkę. Najpierw ZSRR rozpoczyna wojnę w Afganistanie, potem wspiera Irak w wojnie z Iranem. Ziyad poświęcił temu konfliktowi jedną z prac semestralnych. Dowodził, że agresja na Iran szkodzi interesom Iraku i jedynie wzmacnia Saddama, stwierdził też, że kto wspiera tyrana, jest także agresorem. Promotor żądał usunięcia tego fragmentu, na co Ziyad się nie zgodził. Przekreślił więc swoją szansę na doktorat: - Po awanturach skończyłem studia z krasnym dipłomem, ale prorektor orzekł, że skoro chlapię językiem, to do widzenia. Nie zależało mu na karierze uniwersyteckiej w ZSRR. Doskwierała mu sowiecka codzienność, tak ponura, że już po roku studiów myślał o powrocie do Kurdystanu tureckiego. Ale akurat Ankara rozpoczęła kolejny akt wojny z Kurdami. Kończąc studia w Moskwie, czuł, że znalazł się w potrzasku: nie chciał zabiegać o azyl na Zachodzie, nie chciał zostać w ZSRR, powrót do Iraku lub Turcji byłby szaleństwem. Ale jednego był pewien. Rzucił legitymację Irackiej Partii Komunistycznej. Na szczęście, przyjaciele zaprosili go do Polski. - Nie przerażała mnie bieda i kartki, miałem za sobą kilka lat w Moskwie - wspomina. - Po takim doświadczeniu Polska była dla mnie oazą liberalizmu. Ambasada iracka nie przedłużyła mu paszportu. Dowiedział się, że rodziców kolejny raz deportowano - za karę, że syn nie wraca. Pod koniec lat 80. służba bezpieczeństwa wypuściła matkę do syna: miała namawiać Ziyada do powrotu, tymczasem zaklinała go, by nie wracał, choćby rodzina miała zapłacić najwyższą cenę. W Polsce Ziyad otrzymał kartę stałego pobytu, zaś polskie obywatelstwo dostał w 1992 roku. Kiedy przyjechał do Krakowa, chciał się doktoryzować na UJ - tematem pracy miały być relacje między Bagdadem a autonomią kurdyjską. Doktoratu nie zrobił: temat stracił aktualność. Na studia doktoranckie do Krakowa przyjechał też Wadie Al Khalidi.Chciał badać ekonomię socjalizmu. Podczas wakacji w Bagdadzie, wychodząc z ważnej narady zobaczył, że jego szofer płacze. Wadie: - Co się stało, pytam, a on, że wybuchła wojna z Iranem, i że to koniec Iraku. Wadie pomyślał, że po diabła mu służbowy samochód i partia Baas. Postanowił, że kiedy po wakacjach wróci do Polski, zostanie tam na zawsze. Tak się stało. Zaocznie skazany został przez reżim na osiem lat więzienia, a jego rodzinę represjonowano. Z pułapki uciekł także Fari Said. Do Polski przyjechał w latach 70. Tu ożenił się, otrzymał kartę stałego pobytu. Nawet w stanie wojennym nie opuścił przybranej ojczyzny, choć miał krewnych w Europie Zachodniej. W 1982 r. pożegnał żonę i dwoje dzieci i pojechał do Iraku, by odwiedzić chorego ojca. Sądził, że wyjeżdża z Krakowa na krótko, ale rozłąką z rodziną w Polsce trwała cztery lata. Zabiegał o polską wizę w ambasadzie w Teheranie, w konsulacie w Syrii. Bezskutecznie. W tym czasie żona chodziła do gen. Kiszczaka (szefa MSW), który uspokajał ją, że mąż wizę dostanie. Nie mogąc otrzymać wizy, poprosił o azyl polityczny w Szwecji, gdzie żyje 70 tys. Kurdów. I dopiero tam dołączyła do niego żona z dziećmi. Z korzeniami w niebie Hatif zadebiutował mając 16 lat. Okrzyknięto go "nadzieją irackiej poezji", ale wkrótce cenzura zamknęła mu usta. Pisał do szuflady i coraz bardziej czuł się wygnańcem, ogarniało go "śmiertelne przerażenie". Jak pisze w wierszu "Imperium": Puste imperium! Przestań mnie śledzić nie przeliczaj moich książek, listów i spraw domowych. Marzył o studiach teatrologicznych. Najchętniej w Polsce. Pasjonował go teatr Grotowskiego i Wajdy, dramaturgia Mrożka. Znał "Tango", opublikowane w egipskim piśmie poświęconym współczesnemu dramatowi. W 1976 r. zdobył trzymiesięczną wizę polską. Ruszył z walizeczką: kilka koszul, cztery książki Odpowiedz Link
beduinka 3 "Ojca mojego zmiotła burza" 18.01.05, 21:01 Marzył o studiach teatrologicznych. Najchętniej w Polsce. Pasjonował go teatr Grotowskiego i Wajdy, dramaturgia Mrożka. Znał "Tango", opublikowane w egipskim piśmie poświęconym współczesnemu dramatowi. W 1976 r. zdobył trzymiesięczną wizę polską. Ruszył z walizeczką: kilka koszul, cztery książki i notes, w którym zapisał garść polskich słów. Tak wyjeżdżał z Iraku. Na zawsze. W Polsce pomogli mu znajomi i krewni przyjaciół z Kirkuku. Dali dach nad głową, pomogli zdobyć polskie stypendium (dzięki takiemu wsparciu w Polsce studiowało wielu Kurdów; np. Fari Said skończył architekturę i doktoryzował się na Politechnice Krakowskiej). Po rocznym kursie językowym, Hatif trafił na polonistykę w Warszawie. - Protestowałem, mówiłem, że chcę studiować teatrologię - wspomina. - Przekonywano mnie, że Polska potrzebuje arabskich polonistów. Czytałem więc Biernata z Lublina i Reja, nic nie rozumiejąc i przeklinając żałosny los. Za to do teatru chodziłem kilka razy w tygodniu, żeby sobie powetować męki z Rejem. Przestałem rozpaczać, kiedy dotarłem do wieszczów romantyzmu. Pod koniec studiów zaczął tłumaczyć polską poezję współczesną: Różewicza, potem Miłosza (jeszcze przed Noblem). Zajmuje się nim do dziś: ostatnio przełożył "Traktat teologiczny". Tłumaczył też Szymborską, Herberta, ks. Twardowskiego, Ewę Lipską, Julię Hartwig i Artura Międzyrzeckiego, który wciągnął go do PEN Clubu - i obdarował przyjaźnią. Od 1991 r. Hatif ma polskie obywatelstwo. - I tak już połowę życia związany jestem z Polską. Czasem myślę, że żyję tu przez swoją głupotę, a niekiedy, że przez wielką mądrość. Przez głupotę, bo gdybym wybrał Zachód, wiodłoby mi się lepiej, niż wiedzie się w Polsce pracownikowi uniwersytetu. Ale nie poznałbym mojej żony, nie miał z nią dziecka i nie byłbym tak bogaty i "mądry", jak jestem dzięki polskiej kulturze. W wierszu "Gesty i obrazy" pisał: Polska: kraj o korzeniach zatopionych w niebie, współczesności w powietrzu i niedostrzegalnych granicach. Demokracja? A czemu nie? Kilka lat temu Ziyad kupił zdewastowany dwór w Tomaszowicach. W dawnych chlewniach i spichlerzach urządził hotel i centrum konferencyjne (gościom pokazuje fotografie, by dowieść, że niedawno dwór był ruiną). Dziś to jeden z wielu hoteli i restauracji należących do tego przedsiębiorczego Kurda. Fari buduje willę w Szwecji, ale nie pozbywa się mieszkania w Polsce: - Tu jestem najszczęśliwszy - mówi. - W Szwecji oglądamy z żoną "Złotopolskich", co niedzielę jadę do kościoła: żona i dzieci się modlą, ja czekam przed świątynią. Myślami jesteśmy w Polsce. Każdy z nich myślami był też z rodakami, gdy przeżywali radość i gorycz pierwszych dni wolności. Dziś niepokoją się, kto będzie rządzić Irakiem: amerykański administrator czy rząd, wybrany w demokratycznych wyborach? - Większość Irakijczyków jest wdzięczna Stanom za obalenie Saddama, ale trzeba jak najszybciej pozwolić opozycji przejąć władzę, inaczej grozi powstanie antyamerykańskie - mówi Ziyad, który wierzy, że Amerykanie zostają w Iraku nie tylko we własnym interesie. - Ich interesy są zbieżne z naszymi: musimy zbudować demokratyczne i pokojowe społeczeństwo - podkreśla Hatif. - Jeśli Amerykanie wycofaliby się za szybko, byłaby to nasza wspólna klęska. Optymistą jest także Fari: - My, Irakijczycy, jesteśmy najbardziej wykształconym społeczeństwem na Bliskim Wschodzie - zaznacza. - I jesteśmy ambitni, możemy zbudować prawdziwie demokratyczne państwo. Podobnie sądzi Ziyad: - Potencjał Iraku to nie tylko ropa, ale i rzesze wykształconych ludzi. Powiada się, że książki pisze się w Egipcie, drukuje w Libanie, a czyta w Iraku. Ropa kiedyś się skończy, a wykształcenie zostanie. Wahie Al Khalid napisał do polskich władz, że jest gotów pracować jako ekspert przy odbudowie Iraku. Hatif Janabi jest współautorem słownika arabsko-polskiego dla żołnierzy jadących do Iraku. Wygłosił też dla nich cykl wykładów o irackiej historii i kulturze. Jest gotów do współpracy z Polakami odbudowującymi Irak. Ziyad Raoof zakłada Polsko-Iracką Izbę Gospodarczą: chce pośredniczyć w kontaktach polskich firm z firmami i władzami irackimi. Jest też współzałożycielem stowarzyszenia irackich demokratów w Polsce. Organizując pierwsze spotkanie stowarzyszenia, zaprosił wszystkich polskich Irakijczyków. Także tych, którzy do ostatniej chwili popierali Saddama i protestowali przed ambasadą USA w Warszawie. Po dwóch godzinach musiał jednak ich wyprosić. - Z nimi nie da się rozmawiać - rozkłada ręce. Nie ma mowy o współpracy z tymi, którzy służyli dyktatorowi - dodaje Janabi. Ale to już inna historia. Odpowiedz Link
beduinka Zdjęcia Saddama w negliżu-łamanie praw człowieka!! 20.05.05, 19:45 IAR, MFi /2005-05-20 Będzie śledztwo ws. zdjęć Saddama w negliżu Pentagon zapowiedział przeprowadzenie natychmiastowego śledztwa w sprawie opublikowania fotografii Saddama Husajna w negliżu. Zdjęcia zamieszczone w brytyjskim dzienniku "The Sun" pokazują byłego irackiego dyktatora w samych majtkach. Rzecznik Departamentu Obrony pułkownik Berry Venable powiedział Polskiemu Radiu, że Pentagon zrobi wszystko, by ustalić kto przekazał dziennikarzom fotografie. Na razie nie wiadomo jakie było źródło przecieku. Według Venable'a - nie wiadomo nawet kto i dlaczego zrobił te zdjęcia. Rzecznik podkreśla, że fotografie same w sobie stanowią oczywiste naruszenie wewnętrznych wytycznych w sprawie humanitarnego traktowania więźniów. . Rzecznik Pentagonu dodał, że jeśli okaże się iż zdjęcia Saddama Husajna w majtkach przekazał prasie amerykański żołnierz, poniesie on surowe konsekwencje. Fotografie zamieszczone w dzienniku "The Sun" pokazują byłego irackiego dyktatora w białych majtkach oraz śpiącego na łóżku. Gazeta twierdzi, że ujawnienie zdjęć może korzystnie wpłynąć na Irakijczyków, obalając ostatecznie mit jego osoby. Ma to z kolei osłabić iracki ruch oporu. Oprócz opublikowania zdjęć, dziennik "The Sun" opisał również warunki, w których przetrzymywany jest 68-letni były iracki prezydent. Mieszka w pomieszczeniu o wymiarach czterech na trzy metry "gdzieś niedaleko Bagdadu". W pokoju ma stół i różowe plastykowe krzesło, którego używa jako nocnego stolika. Pozwolono mu zabarwić siwiejące włosy na czarno. 24 godziny na dobę obserwują go kamery, również w toalecie. Amerykańscy żołnierze ujęli Saddama w grudniu 2003 roku w okolicach jego rodzinnego miasta Tikritu w północnym Iraku. Nie wiadomo, kiedy rozpocznie się jego proces. Odpowiedz Link
beduinka wynalazki Mezopotamii 19.09.05, 21:23 500 p.n.e. - początki tkactwa, 4000 p.n.e. - kanały nawadniające, tamy, 4000 p.n.e. - wytop miedzi z rud, 4000 p.n.e. - radło drewniane, 3500 p.n.e. - żagiel, wóz na kołach, 3400 p.n.e. - szkło, 3200 p.n.e. - koło garncarskie, 3200 p.n.e. - cegła wypalana, 3200 p.n.e. - narzędzia z brązu, 2600 p.n.e. - najstarsza gra planszowa, 2350 p.n.e. - pierwsze ustępy, 2250 p.n.e. - pierwsze mapy, 1500 p.n.e. - tokarki z nap. strunowym, 600 p.n.e. - mosty drewniane i kamienne, www.wynalazki.mt.com.pl/ Odpowiedz Link
beduinka Znaleziono człowieka ze zdjęcia 20.09.05, 02:04 Znaleziono człowieka ze zdjęcia Hadż Ali al-Kaisi - to nazwisko człowieka podłączonego do elektrod, stojącego w plastikowym kapturze na głowie. Jego zdjęcie z amerykańskiego więzienia Abu Ghraib w maju 2004 obiegło cały świat. Rozmawiał z nim norweski dziennikarz. Opowieść człowieka ze zdjęcia Lars Akerhaug Il Manifesto, 9-10 września 2005 "CHCIAŁEM TYLKO URZĄDZIĆ BOISKO" Zanim zaczęły się kłopoty z Amerykanami Ali był mukhtarem (sołtysem) niewielkiej wsi w dystrykcie Abu Ghraib. Uprawiał daktyle, dorabiał pilnując parkingu pod meczetem. Nie wygląda na przestępcę, miły człowiek, trudno sobie wyobrazić co przeszedł w więzieniu Abu Ghraib. "Moje klopoty z Amerykanami - opowiada - zaczęły się kiedy znalazłem i urządziłem teren na boisko piłki nożnej dla dzieciaków." Zaraz potem na boisku pojawiły się amerykańskie ciężarówki ze śmieciami ze strefy lotniska. Były wśród nich odchody i pisma porno. Miejscowy lekarz zgłaszał rany i zakażenia wśród biednych, którzy chodzili na wysypisko w poszukiwaniu czegoś przydatnego. "Przedtem - żartuje Ali - myślałem, że amerykańska demokracja to plac zabaw. Ale wprost przeciwnie, zrobili z tego śmietnisko na chemikalia, ekstrementy i pornografię." Kapitan Philips Jako mukhtar idzie w końcu na skargę do administracji. "Ten protest - mówi Ali - był początkiem moich przykrości". 30 listopada [2003] o jedenastej przed południem żołnierze zabrali go z ulicy do hummera. Zawieźli do al-Amrije, byłej irackiej bazy wojskowej zamienionej w amerykańskie więzienie. Na miejscu niejaki kapitan Philips mówi "Nie wiem która agencja kazała cię zamknąć, ale tu zostaniesz". Na wieść o aresztowaniu wiele osób z rodziny przyszło prosić o jego uwolnienie. Kapitan Philips pyta czy Hadż Ali myśli, że ktoś z zewnątrz może zaatakować. "Nie mam pojęcia" - mówi Ali. Zostaje tam dwa dni. Trzeciego dnia rano wiozą go z workiem na głowie do więzienia Abu Ghraib. "Wtedy jeszcze nie wiedziałem gdzie jestem". Na początek przechodzi procedurę wstępną. Amerykanie pobierają mu odciski palców, krew, badają dno oka, potem ciągną do pokoju przesłuchań. "Te pokoje to właściwie ubikacje zalane nieczystościami. Dwóch Amerykanów z tłumaczem siedziało daleko ode mnie, od ścieku". Zmuszają Alego by usiadł po drugiej stronie, w dziurze z gównem. Pytają od razu "Jesteś sunnitą czy szyitą?". "Dawno nie słyszałem tego pytania", mówi. Tłumaczy, że wcześniej w Iraku, również z powodu ustawy o małżeństwie, nie pytano o przynależność religijną. Potem oskarżają go o atak na siły okupacyjne. Hadż Ali pokazuje swoje palce i inwalidztwo ręki, które czyni go niezdatnym do posługiwania się bronią. "Mówiłem im, że nie mógłbym, żeby zadzwonili do lekarza, który mnie operował”. „Pytali nawet czy znam Ossamę ben Ladena - ciągnie Ali - a ja, że z telewizji. Zadawali właśnie takie pytania, nawet o Saddama Hussajna. Chyba chcieli mnie o coś oskarżyć. Potem powiedzieli, że jestem antysemitą, a ja na to, że uważam Semitów za ojców ludzkości". "No to wiesz o czym mówię" - odpowiedział jeden z przesłuchujących. Wiedzieli, że jest mukhtarem, pytali dlaczego nie chce współpracować, że zoperują mu rękę. Jeden ciągle powtarza "Jesteśmy największym narodem świata, okupujemy was, więc macie się poddać i współpracować". Potem okazało się, że porwanie Alego i licznych innych, którzy podzielili jego los, ma na celu nie "powstrzymanie powstania", ale "pozyskanie informacji" i rekrutację ważniejszych ludzi z okolicznych wsi. Tak czy inaczej Hadż Ali się nie zgadza: "Skoro jesteście okupantami, to opór przeciw okupacji jest legalny według prawa muzułmańskiego i międzynarodowego". Ale tamci nalegają na kolaborację i straszą wysłaniem w miejsce "gdzie nawet pies by nie przeżył". Po pierwszym przesłuchaniu pakują Alego do ciężarówki. Żołnierze rozdają więźniom kaptury. Pytają "Wszyscy macie torby na głowy?". Jeden więzień, niewidomy, odpowiada, że nie ma. Jest oskarżony o atak na wojska okupacyjne. Wysiadają w miejscu więzienia zwanym "Fidżi". Stoją tu namioty, po pięć w grupie, każda otoczona zasiekami z drutu kolczastego i ogrodzeniem. "To tu tutaj trzymali tych, których nazywali "grubymi rybami". W każdym namiocie spało kilkudziesięciu mężczyzn, w pięciu namiotach było ich z trzystu. Przed przenośnymi ubikacjami ustawiały się dwu-trzygodzinne kolejki. "Były pełne zanim nadchodziła kolej". Inna toaleta była praktycznie niemożliwa. Każdy namiot dostawał dziennie 20 litrów wody na wszystko. Pili z butelek ze śmietnika. "Jedzenie też było złe", opowiada Hadż Ali. "Dostawaliśmy je nieregularnie, a kiedy ktoś złamał dyscyplinę kara zawsze była zbiorowa. Kiedy na przykład jakiś więzień rozmawiał z więźniem z sąsiedniego obozu nie dawali nam jeść albo kazali stać godzinami na słońcu. Pamiętam co wydarzyło się uczniowi Al Sadra*, który się nazywał Szejk Dżaber-al-Kadi. Prawie wszyscy pochodzili z sunnickich miast Faludży, Ramadi czy Mosulu, czuł się trochę sam. Pewnego dnia poprosiliśmy go by poprowadził modlitwę, że odmówimy ją razem. Zaraz potem dopadli go Amerykanie, krzyczeli "Dlaczego się modlisz z sunnitami?" i skatowali go. Hadż Ali spotkał tam ludzi z wielu obozów, jak przy lotniskach w Badgadzie i Mosulu. Słyszał historie tortur, przerażające opowieści o zastrzykach, po których widzi się skorpiony i pająki, pokazywano mu rany po torturach. Jest znowu przesłuchiwany, straszą go Guantanamo i innymi obozami. (…) Tortura Ramadanu W czasie Ramadanu muzułmanie nie mogą jeść od wschodu do zachodu słońca. Wtedy Amerykanie dostarczali posiłek regularnie, zaraz po porannej modlitwie. To znaczyło, że trzeba było czekać do wieczora żeby go zjeść. "Chcieli nas złamać", mówi Ali. "Sześć prądnic pracowało dzień i noc, głośno nie do wytrzymania. Każda zasilała tylko trzy lampy, było więcej hałasu niż światła. W namiotach elektryczności nie było." Wzywają jego numer, 11716. Zakładają mu kajdanki na ręce i nogi, na głowę kaptur i wiozą hummerem. "Kiedy mi zdjęli torbę z głowy stałem w długim korytarzu. Słyszałem wielu ludzi krzyczących z bólu. Kazali mi zdjąć ubranie, moją dżelabę (tradycyjny ubiór), podkoszulkę i slipy". Odmawiał, więc chwyciło go pięciu żołnierzy i rozebrało siłą. Miał potem przejść jakieś 10 metrów, do schodów. "Chcieli żebym wszedł po schodach, ale byłem za słaby, nie byłem w stanie podnosić nóg. Upadłem i zaczęli mnie bić. Więc się podniosłem i doczołgałem, zajęło mi to z godzinę". Potem rzucają nim o ścianę, przykuwają go do futryny. "Znowu mnie kopali, wylewali na mnie kubły moczu i brudnej wody, pisali coś na moim ciele, strzelali przy głowie. Później używali głośnika, żeby ryczeć mi do ucha obelgi, stukali kajdankami, ciągle przy uszach. Tak było do porannej modlitwy". Nad ranem ktoś przychodzi zdjąć mu kaptur. Z mocnym akcentem libańskim pyta "Nie znasz mnie? A jestem znany, przesłuchiwałem w Gazie, na Zachodnim Brzegu i na południu Libanu. Mam świetną reputację: wyciągam z więźnia to, co chcę, albo on nie żyje." "Można jeszcze torturować" - mówi amerykański lekarz Zdejmują mu kajdanki z jednej ręki. "Zrobię ci krzyż" mówi mężczyzna, Ali wisi na rozpiętych rękach. Padają ciosy z przerwami na kubły słonej wody. Lufami karabinów dźgają w genitalia. Ktoś podchodzi i zdejmuje mu torbę z głowy. (…) To samo przez trzy dni, w różnych pozycjach. Przez wiele godzin musiał stawać na palcach. Powtarzali, że jego ręka "zgnije". "Później dowiedziałem się, że to było w ramach operacji nazwanej Iron Horse, której celem była rekrutacja ludzi wpływowych i szefów klanów, żeby pracowali dla okupantów". Trzeciego dnia znowu przychodzi ten sam człowiek i proponuje uwolnienie za kolaborację. "Powiedziałem, że nie mam nic do powiedzenia. Podczas całego przesłuchania słyszałem wycie mężczyzn, kobiet, dzieci. Każd Odpowiedz Link
beduinka Znaleziono człowieka ze zdjęcia (2) 20.09.05, 02:05 "Później dowiedziałem się, że to było w ramach operacji nazwanej Iron Horse, której celem była rekrutacja ludzi wpływowych i szefów klanów, żeby pracowali dla okupantów". Trzeciego dnia znowu przychodzi ten sam człowiek i proponuje uwolnienie za kolaborację. "Powiedziałem, że nie mam nic do powiedzenia. Podczas całego przesłuchania słyszałem wycie mężczyzn, kobiet, dzieci. Każdy kto przechodził korytarzem mnie kopał". By the rivers of Babylon Po południu zapinają mu plastikowe kajdanki, ciągną do celi i kładą przykutego na plecach, przynoszą megafon i puszczają w kółko, na pełny regulator, piosenkę „By the rivers of Babylon” (tytuł cytat psalmu 137). Wtedy wolałby mieć kaptur na głowie. Po jakimś czasie ten sam mężczyzna wraca i wyłącza głośnik, ale Ali go nie słyszy. "Po wyłączeniu muzyki ciągle miałem piosenkę w uszach”. Mimo wylewanych wiader z wodą niczego nie słyszy. Więc stawiają go, przykuwają do krat celi, ramiona za kratami. "Wtedy nie jadłem już piąty dzień", mówi Hadż Ali. Mężczyzna znowu się pojawia i zapowiada "przyjęcie powitalne". "Potem się dowiedziałem, że robią to wszystkim", mówi Hadż Ali. Cela numer 49 "Przydzielili mi celę 49". Przed nałożeniem kaptura zrobili mu zdjęcie, potem drugie. Wśród ludzi w celach naprzeciwko rozpoznał imama. Wszyscy nadzy. "Nie przejmuj się, jesteśmy tu od trzech miesięcy" - mówili. Chciał się zakryć kawałkiem papieru, ale Amerykanie byli przeciw. Do każdego inaczej się zwracali: "Big Chicken", "Dracula", "Joker", "Gilligan". "Mnie nazywali Colin Powell". Nazajutrz przybywa specjalista Charles Garner, póżniej oskarżony w skandalu Abu Ghraib. Hadż Ali ma na ręku bandaż z niezagojonymi ranami, Garner zrywa go "z mięsem". Ali traci przytomność. Następnego dnia prosi przechodzącą żołnierkę o środek przeciwbólowy. Ma wystawić rękę. Kobieta następuje na dłoń ze słowami "To jest amerykański środek przeciwbólowy". Piętnaście dni później dali mu koc. "Próbowałem tym się okryć". W tej części więzienia, zwanej "fosą", Ali słyszał wrzaski. Kobiety rozpaczały, wykrzykiwały ciągle "Bóg jest wielki". Po dwóch tygodniach przesłuchania przyśpieszono, Amerykanie chcą szybko zrobić miejsce nowym więźniom. (...) Zabierają go i kiedy zdejmują mu torbę z głowy w sali przesłuchań patrzy na niego około dziesięciu osób, niektórzy w mundurach, inni w cywilu. Mają telefony i aparaty fotograficzne. "Myślałem, że to jakiś sen", mówi. To tutaj rozgrywa się scena, która później na całym świecie stała się przykładem tortur praktykowanych przez reżim amerykański. "Kazali mi na coś wejść z torbą na głowie i rozkrzyżowanymi rękami. Powiedzieli, że podłączą mnie do elektryczności. Nie wierzyłem. Potem myślałem, że oczy wyskoczą mi z orbit, upadłem." Głowa i ręce przykute W czasie tego seansu język Alego zaczął krwawić, ale przyszedł lekarz i powiedział, że można kontynuować. Amerykańscy lekarze zazwyczaj uczestniczą w torturach. Zabierają go do tej sali jeszcze trzy razy, jeszcze pięciokrotnie podłączają do elektrod. Głowę i ręce przykuwają do rury pod sufitem, wkładają suchy chleb do ust. Potem przesłuchują, pytają"Może spróbujemy czegoś nowego?". "Im więcej nas torturujecie, tym bardziej Bóg nam wynagrodzi", odpowiada. Nie tylko Hadż Alego tak traktują. "Widziałem imama największego meczetu Faludży, miał 75 lat. Nie tylko ciągali go nago, ale jeszcze przebierali w damską bieliznę". Innego zmuszają do sikania z torbą na głowie. Kiedy mu zdejmują torbę okazuje się, że pod nim leży jego ojciec, wojskowi fotografują. "Jedna z żołnierek całkiem rozebrała się przed imamem z innego meczetu i chciała z nim stosunku. Kiedy odmówił, wzięła sztuczny członek i zgwałciła go". Według Alego amerykańskie więzienia zmieniają się w centra formowania partyzantki. "Zazwyczaj 90% więźniów trafia do nich bez powodu. Ale kiedy wychodzą, są gotowi do zbrojnego oporu przeciw okupacji. Każdy kto był tak traktowany, albo widział jak traktują brata czy siostrę, czuje to samo." Po 49 dniach w "fosie" przesłuchujący mówią mu, że został zatrzymany przez pomyłkę i będzie odesłany do namiotu. Nazajutrz żołnierz przychodzi po niego i odwozi do obozu „Fidżi”. "Jakbym się drugi raz urodził", mówi. W namiocie przez dwa dni przywykał do światła. "Podczas pobytu w celi schudłem 38 kilo - moją wagę napisali mi na opasce przy nadgarstku". Potem oddają mu jego rzeczy, pakują do ciężarówki z kapturem na głowie, już bez kajdanek. Po drodze wyrzucają z ciężarówki. "Kiedy zdjąłem z głowy torbę byłem na zewnątrz, na poboczu drogi. Zrozumiałem, że mnie zwolnili". Zbrodnie przeciw ludzkości Po wybuchu skandalu Hadż Ali al-Kaisi przeszedł szkolenie w ONZ związane z prawami człowieka. Chciał wykorzystać swoje doświadczenie i założyć stowarzyszenie przeciw torturom. Zwrócił się o pomoc do rządu, ale odpowiedziano mu "w naszych więzieniach nie ma złego traktowania". Celem "Stowarzyszenia ofiar amerykańskich więzień" jest informowanie o torturach, pomoc zwolnionym i rodzinom w kontaktach z krewnymi w więzieniach. Stowarzyszenie nie interesuje się tylko Amerykanami. „Liczne więzienia są zarządzane przez spółki prywatne, przez najmników", mówi Hadż Ali. "Biorą w tym udział ludzie z różnych stron świata. Nie tylko Amerykanie są winni". "To co się dzieje w Iraku jest naturalną reakcją na te gwałty", mówi. "W czasach Saddama było w Iraku 13 więzień, teraz jest 36 centralnych i około 200 mniejszych. A w irackich więzieniach nie jest lepiej, są potwierdzone przypadki wyrywania paznokci, łamania kończyn, wszystko za przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych". "To co robią w Iraku jest zbrodnią również przeciw Europejczykom i Amerykanom. Wszyscy tracą twarz. Wszyscy stosują tortury". Jego stowarzyszenie pracuje teraz nad fizyczną i psychiczną rehabilitacją byłych więźniów. Lars Akerhaug tłum: j.s.a źródło: pl.indymedia.org/pl/2005/09/15903.shtml Odpowiedz Link
tetys Brytyjsko - irackie starcia w Basrze 21.09.05, 16:29 Brytyjskie wozy pancerne rozbiły mury irackiego więzienia w Basrze na południu kraju, by odbić dwóch aresztowanych przez iracką policję brytyjskich komandosów - podały wczoraj wieczorem irackie władze. Irakijczycy oskarżyli komandosów o zabicie jednego policjanta i zranienie drugiego. Wcześniej, gdy wieść o aresztowaniu rozeszła się po mieście, doszło do zamieszek, podczas których Irakijczycy podpalili dwa brytyjskie wozy pancerne. W starciach zginęły 2 osoby. Brytyjskie ministrestwo obrony zaprzeczyło informacjom o szturmie na więzienie. Zdaniem rzecznika ministerstwa komandosów uwolniono dzięki negocjacjom. Gazeta Wyborcza - 20.09.2005 Odpowiedz Link
tetys W Bagdadzie i na północy kraju znaleziono 21 ciał 21.09.05, 19:38 21 ciał, w tym 15 irackich żołnierzy - prawdopodobnie ofiar rebeliantów, znaleziono w Bagdadzie i w dwóch miejscowościach na północ od irackiej stolicy - poinformowały w środę władze Iraku. Ciała żołnierzy oraz czterech cywilów znajdowały się w rzece Tygrys między miejscowościami Balad i Samarra, około 70-110 kilometrów na północ od Bagdadu - podały źródła w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Iraku. Źródła dodają, że żołnierzy przed tygodniem uprowadziła grupa bojowników. Według irackiej policji, dwa pozostałe ciała odnaleziono w północnobagdadzkiej dzielnicy Szula. Ciała były związane i nosiły ślady tortur; obie ofiary zastrzelono - dodała policja. źródło - www.onet.pl Odpowiedz Link