losowy_login
24.12.15, 10:53
Ponieważ po lekturze tego, co tu na mój temat i na inne nawypisywała moja była kochanka, znalazłem sporo bzdur, chciałbym skorzystać z okazji i wyprostować chociaż część.
Zranione to dziewczę dopuszczając się pierwszej z serii podłości rok temu, tj. w cyniczno-płaczliwym tonie pisząc do mojej żony obrzydliwy list, nie podpisało się imieniem i nazwiskiem, wbrew temu co tu o tym napisało. Piszę o jego obrzydliwości, bo to najbardziej parlamentarne słowo na opisanie próby zrównania sytuacji kobiety, którą bez słowa opuścił mąż po dwudziestu latach z rzekomym bólem kochanki, od której urlopował się ów niewierny małżonek i przez kilka dni się nie odzywał nie mogąc już znieść jej nieustannej presji i emocjonalnego rollercoastera. To nie są takie same bóle i sytuacje, co niechybnie zrozumie każdy, kto nie ma zaburzeń percepcji. I żadna, nawet najbardziej wzgardzona kochanka, nie ma do takich listów prawa, nie jest żadnym demiurgiem, żadną Nemezis, choćby nie wiem, za kogo się miała.
Obsranie mnie przez moja byłą kochankę na tym forum, co nastąpiło w pierwszych dniach stycznia tego roku, nie przeszkodziło jej w odtworzeniu tej epizodycznej relacji kilka dni później. Fakt, że ledwie chwilę wcześniej wyrażała się o mnie jak najgorzej, nazywając mnie skurwysynem który powinien być sam jak pies, całkowicie przemilczała. Tym samym nie jest również prawdą, że ze mnie jest jakiś nienasycony potwór. Potworowatość nie bierze się z niewiedzy ani naiwności. Oczywiście o liście do mojej żony ani o tym, co nawypisywała na tym forum, nie zająknęła się nigdy słowem.
Rok temu pisała tu o radach psychiatry, kilka dni temu o tym, że za tydzień zaczyna terapię, w przyszłym roku napisze pewnie, że zastanawia się, czy nie spotkać się z terapeutą.
"Nigdy więcej..." to jakiś jej znak rozpoznawczy. Nigdy więcej tu nie zajrzę - pisane kilka godzin przed kolejną wizytą na forum. Liczby jej kończeń ze mną nie jestem w stanie zliczyć, podobnie jak liczby jej kont na FB, z których od lat obserwuje życie moje i mojej żony. Jak hydra. Tysięcy nicków i kont emailowych, tchórzliwie skasowanych po wysłaniu jednej wiadomości. Albo takich, przy użyciu których podszywa się pod moja żonę. O tym, że rzekomo nieposiadane przez nią konto na FB ma i miała od lat, też jakoś zapomniała wspomnieć. Poor child.
Dręczenie mojej żony przybierało przez ten roku różne formy, nawracające co kilka miesięcy. Albo prowadzi z nią jakiś dziwny dialog obrzucając ją i mnie gównem na FB, a to założy swojego egzaltowanego blogaska i podetknie go pod nos mojej zonie, a to go zahasłuje, a to go odhasłuje. Mnie dręczy jakoś mniej, tylko czasem założy jakieś konto i do mnie napisze obrzucając mnie wyzwiskami. Na to wszystko jest paragraf, tak BTW.
Chyba największą bzdurą na mój temat jaką wymyśliła i rozpowszechnia jest ta, jakobym publikował jakieś jej sekrety na swoim FB - i zdaje się święcie w to wierzyć. Mając w pamięci to, że cały ten mój romans trzymałem w najgłębszej tajemnicy przed całym światem, musiałbym być albo niespełna rozumu, albo w ogóle niepoczytalny, żeby pierdolić publicznie o jakichś sekretach mojej kochanki. Żeby przeczytała to moja żona albo dzieci? Srlsy? W psychologii taki mechanizm nazywa się przeniesieniem - robię coś do czego nie chcę i nie umiem się przed sobą przyznać więc twierdzę, że robi to ktoś inny.
Oczywiście, moja była kochanka ma swoje sekrety, jak każdy, jednak nikt o nich nikomu nie opowiada, ponieważ tak zachowują się w miarę dojrzali ludzie nieposiadający zaburzeń. Poczucie rozgoryczenia i porażki nie staje się dla nich przepustką do najpodlejszych zachowań, cytuję, do "przegrywania czyjegoś życia". Trzeba być naprawdę podłym człowiekiem, żeby przydzielić sobie taką misję, z góry zresztą skazana na porażkę.
Moja była kochanka pisze też dużo o tym, jak ją rzekomo wykorzystałem. Rozumiem, że wykorzystanie to miało polegać na tym, że nie dostała w zamian za swój wkład tego, co sobie założyła. Nie wiem, co to miało być - dom, samochód, wypchany portfel? Zapłodnienie? Nie wyszło. Cały misterny plan w pizdu. Znów będzie biedaczka musiała spędzać czas na tym forum (pamiętajmy, NIGDY WIĘCEJ tu nie zajrzy, więc i nie skomentuje), gdzie pełno facetów jeszcze w sile wieku, za to bez seksu.
Ponieważ katolicy obchodzą święta, skorzystam z okazji życząc wszystkim zdolności do refleksji nad swoim zyciem i wyciągania wniosków. To wydaje się być najlepszą droga do rozwiązania problemów i nie robienia sobie kolejnych. I to by było na tyle.