map4
19.04.10, 13:00
W środę na oficjalnych uroczystościach w Katyniu premierzy Polski i Rosji
oddali hołd pomordowanym jeńcom wojennym. Impreza się odbyła, władze dwóch
państw pochyliły czoła. Politycy się wyściskali, zrobili smutne miny do kamer,
transmisje zakończono. Znicze zgasły.
W sobotę żądny drugiej kadencji urzędujący prezydent RP Lech Kaczyński zagonił
wszystkich oficjeli, jakich tylko zdołał zastraszyć, czyli krótko ujmując całą
swoją świtę do jednego samolotu i poleciał aby po raz drugi w imieniu III RP
złożyć kwiaty. Polska delegacja była bardzo silna, ponieważ Rosja w osobie
premiera już raz hołd pomordowanym złożyła i drugi hołd w jednym tygodniu w
imieniu Federacji Rosyjskiej naraziłby ją na śmieszność na arenie
międzynarodowej.
Tym bardziej imponująca miała być delegacja prezydenta z Polski. Cała ta
wycieczka miała wyłącznie na celu dostarczenie wyborcom w Polsce imponujących
ujęć, na których to zamiast Rosjan tłem dla błyszczącego Lecha Kaczyńskiego
mieli być wysocy polscy urzędnicy wraz z generalicją. Oto nasz człowiek, który
pamięta o przeszłości. Wybierzcie go na drugą kadencję. Zaprawdę, godnie
reprezentuje nasz kraj - założę się, że wypozycjonowanie szefa w podobnym
stylu planowane było przez Kurskiego i całą resztę politycznych wciskaczy kitu.
Pogoda była niewesoła, samolot wyleciał z Warszawy opóźniony (t.z.w.
mass-media milczą o powodach, dla których polscy politycy stawili się na
lotnisku po czasie). Pilot, który podczas ostatniej wojny w Gruzji odmówił
lądowania w Tibilisi miał potężne problemy. Lądowanie na innym zamiast w
Smoleńsku lotnisku nie wchodziło więc w grę, w tym punkcie prezydent RP zadbał
o prawidłowe wyszkolenie podwładnych.
Wyszło inaczej. Obrazki do kampanii wyborczej kosztowały życie 95 ludzi i
samego kandydata, dla którego miały być kręcone.
To była zdecydowanie najdroższa produkcja filmowa III RP, do tego zakończona
kompletną klapą.
Pewnie zbyt długo już mieszkam poza Polską, aby zrozumieć powód, dla którego
Lech Kaczyński został złożony na Wawelu. Zasługi - raczej nie. To była słaba
prezydentura, która miała duże szanse zostać zakończona analogicznie do innej
słabej prezydentury - pana Lecha Wałęsy - już po pierwszej kadencji. Dlatego,
że to był prezydent ?
Też nie. Przy całym szacunku, ale nie wyobrażam sobie, aby kiedyś w
przyszłości Wawel stał się cmentarzem dla panów Kaczorowskiego, Jaruzelskiego,
Wałęsy czy Kwaśniewskiego.
Dlatego, że urzędnik zginął w pracy ?
A co to za praca była ? Toż to była kampania wyborcza.
Facet, który z niskich pobudek zabrał ze sobą całą swoją organizację,
wszystkich, którzy jemu zawdzięczali własne kariery (plus kilka kwiatków do
kożucha, ale to inny temat), wykorzystując do własnych politycznych celów
samolot będący własnością państwa (jakoś nie słychać, aby Jarek spieszył się z
zapłaceniem za rozbitego tupolewa i wypłaceniem rodzinom zabitych w
katastrofie odszkodowań) nagle znalazł miejsce swojego ostatniego spoczynku
wśród autentycznych bohaterów narodowych.
Mała dygresja na marginesie: zawsze wydawało mi się, że zamek na Wawelu jak i
cały teren wzgórza są własnością państwa polskiego, a nie kościoła
rzymsko-katolickiego. Jeśli tak jest, to Dziwisz powinien zostać uznany za
persona non-grata i w ciągu 48 godzin opuścić terytorium RP za złamanie
przepisów konkordatu przewidujących rozdział kościoła od państwa. Na razie
jakoś cicho o tym wydaleniu ...
Szkoda każdego człowieka, który zginął. Najbardziej szkoda tych, którzy nie
mieli innego wyboru i działali na rozkaz: żołnierzy BORu, wojskowej obsługi
samolotu ...
Nie jestem w stanie zrozumieć, jak miejscem na Wawelu nagrodzić można
człowieka, który nadużył powierzonej mu władzy, naraził reprezentowany przez
niego kraj na śmieszność a dodatkowo tragicznie igrał z życiem własnym oraz
podwładnych.
Co trzeba mieć w głowie, żeby nagradzać tak słabego polityka a jednocześnie
tak żądnego drugiej kadencji urzędnika miejscem na Wawelu ?
Jest już po żałobie, więc można się na spokojnie nad profanacją Wawelu zastanowić.
Ponurym podkreśleniem wszystkich tych moich wątpliwości jest islandzki zbieg
okoliczności, który jakby pragnął nam wszystkim powiedzieć "aż tak ważny to on
w sumie nie był".
Odejdź w pokoju, mój prezydencie. Ale na laurkę nie licz.