Dodaj do ulubionych

Najbardziej pamiętam...

08.01.14, 11:33
Drogie Panie, niedługo będę prowadziła kolejny z warsztatów doskonalących dla położnych i zastanawiałam się jak wzbogacić jego program. I przyszedł mi do głowy pomysł zebrania od jak największej ilości kobiet informacji o tym co związanego z obecnością położnej (lub kogoś z personelu medycznego) pamiętają Pani najbardziej - chodzi o słowa, gest, zachowanie. Takie pozytywne, ale też denerwujące. Liczę na to, że dzięki Paniom będę się mogła podzielić z koleżankami ciekawym materiałem. Bardzo proszę o wpisy :)
Obserwuj wątek
    • melancho_lia Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 14:01
      Z pierwszego porodu- do końca życia zapamiętam tekst położnej, która mnie badała:
      "Idę po kalosze, rodzimy!" i moment, w którym wzięła moją dłoń bym dotkneła główki synka zanim jeszcze się urodził.

      Z drugiego porodu- życzliwość położnej (krzyczałam, inaczej nie umiałam oddychać), która wchodząc do sali powiedziała ze współczuciem "To pani tak źle to znosi".
      Oraz pytanie przy przejściu na porodówkę- "to na kogo czekamy?" podałam imię córki, położna od razu wpisała je na karteczkę w tej mydelniczce. Sympatyczne to było.
    • hydrazine Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 14:44
      Z pierwszego porodu pamiętam między innymi to rozczarowanie, kiedy na porodówce pojawiła się pani ginekolog. Do jej przyjścia byłam swobodna, miałam wpływ na to, co się dzieje, no i pełne wsparcie od położnej. A jak na finał nadeszła pani doktor to nagle czar prysł. Postanowiła zaprowadzić porządek - a czemu to tak długo trwa, a oksytocynę trzeba było dać, no, dość już tej gimnastyki, teraz trzeba się już położyć, ochrona krocza - jaka ochrona krocza, no pewnie, że będzie trzeba naciąć itd. A najbardziej mnie rozczarowało, że położna się jej kompletnie podporządkowała (młodziutka bardzo była, zdaje się, że młodsza ode mnie, może dlatego). Tak trochę czułam się, jakbym mne zostawiłam samą.

      Za to za drugim razem było odwrotnie i po nadejściu ginekologa czułam, że moja położna mnie przed nią broni ;-) Tym razem ginekolożka usiłowała przeprowadzić pełny wywiad ze mną, gdy miałam już skurcze parte i w zasadzie słabo kontaktowałam. Zapamiętałam, że położna delikatnie ją ochrzaniła za ten pomysł i zasugerowała lekturę papierów wypełnionych wcześniej na izbie przyjęć. Wtedy byłam za to bardzo wdzięczna, bo czułam, że nie jestem sama. Pamiętam, że to było dla mnie ważne.
      • mama.rozy Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 16:09
        pierwszy:zdanie-ja tez rodziłam,wiem jak to jest
        drugi,jak płakałam za pierwszym dzieckiem, idąc na porodówkę:przecież jesteś już mamą drugiego.miłe-bo wcześniej tak o sobie raczej nie myślałam;)
        z drugiego,od innej położnej-nie krzycz,bo przynosisz wstyd swojemu zawodowi...
        trzeci-najcudowniejsze położne-jak pani ładnie rodzi,to ja nic nie będę robic;)
        czwarty,cięcie-mały kontakt w trakcie.
    • melancho_lia To jeszcze negatywne 08.01.14, 16:22
      Lekarka jak jęknęłam podczas badania- "no przecież to nie boli"
      ta sama lekarka po 16 godzinach mojego porodu- "no co się pani tak leni?"

      No i jeszcze pediatra na noworodkach jak przyszłam zapytać czemu właściwie moje dziecko jest w inkubatorze- "a co to Pani da jak pani powiem?"...

      To było z pierwszego porodu, z perspektywy wiem, ze źle wybrałam miejsce narodzin syna.
    • mamusia.chlopca Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 17:20
      Pojechałam na izbę ze skurczami, lekarz poprosił abym usiadła na fotelu do badania, akurat miałam skurcz i poprosiłam czy nie można poczekać z badaniem kilka sekund - nie można było. Lekarz zaczął mnie badać wyjątkowo niedelikatnie i podczas skurczu, trochę pojękiwałam, a położna "proszę tak nie robić, doktorowi jest przykro".
      Na porodówce leżałam pod KTG, skurcze bolały niemiłosiernie, a położna po zerknięciu na zapis "ooo to dopiero początek".
    • boo-boo Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 19:21
      Negatywne- podczas pierwszego porodu przyszła na godzinkę inna położna bo moja wyskoczyła coś zjeść- ja od samego początku leżałam sobie na łóżku bo już nie miałam siły na nogach się utrzymać (poród 32 godziny) ale mam taki nawyk bo lubię- leżenia zaraz na skraju- nawet jak śpię- i ta położna bez przerwy do mnie tylko trajkotała żebym się przy ścianie położyła bo zaraz spadnę, potem mężowi co siedział obok kazała mnie popchnąć w stronę ściany- a on jej odparł, że ja wiem co robię i w końcu poszła w akcie desperacji po lekarza, który przyszedł i się do mnie uśmiechnął. Ogólnie zmuszanie kogoś do innej pozycji niż ta w której mu jest wygodnie to jakieś nieporozumienie.

      Z pozytywnych rzeczy- przypominanie o oddychaniu i chwalenie za dobre oddychanie i takie podejście do mnie jako pacjentki bardziej jak do przyjaciółki-kogoś bliskiego niż tylko do następnej rodzącej. Położne zawsze o wszystko pytały, w początkowych fazach porodów też o sprawy rodzinne- chyba po to, żeby stworzyć z rodząca jakąś więź- opowiadały dowcipy, śmieszne historie o sobie też opowiadały.
    • arya82 Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 21:33
      Chciala bym sie podzielic doswiadczeniami, choc rodzilam w Londynie i wiem system opieki jest troche inny (ciaze prowadzi polozna, czasem ta sama, ktora opiekuje sie przy porodzie) ale mimo wszystko porod to porod, a polozna to polozna, moze cos z tego sie przyda :)
      Ja mam swietne wspomnienia, dzieki obecnosci meza i poloznych wlasnie, mimo ze porod trwal 18h, z koniecznosci bez znieczulenia, dziecko 4,700kg. Polozne byly dwie bo akurat jedna konczyla swoj dyzur, kazda miala przy sobie uczennice asystentke, pisze o tym dlatego, poniewaz bylam bardzo zadowolona z opieki wszystkich.

      Ale do rzeczy:
      -Po pierwsze i chyba najwazniejsze, bardzo zyczliwe i takie kobiece podejscie, wrecz przyjacielskie (lacznie z trzymaniem za reke przy koncu - jako ze mezowa mi nie wystarczala ;) i druga polozna na stazu bez problemu mnie zlapala za reke ) Jednoczesnie byly bardzo cierpliwe, rzeczowe i wyjasnialy dokladnie wszystko co sie dzieje, co robia i dlaczego.Nie czulam sie do niczego zmuszana, wszystko mi cierpliwie tlumaczono i delikatnie przekonywano jesli trzeba ;)

      -wszystkie polozne zanim przystapily do pracy dokladnie przeczytaly plan porodu, dopytujac wrazie watpliwosci mnie lub meza (potem tez zwracaly na niego uwage przy kolejnych zabiegach) czulam sie swietnie wiedzac, jak bardzo w calym procesie liczy sie moje zdanie i zyczenia (Np brak ciecia - a urodzilam tego wielkiego synka bez szwanku)

      -maz zostal doskonale poinstruowany, jak masowac, pomagac, podtrzymywac i wspierac mnie (jak musial wyjsc na kawe by nie zasnac, polozne doskonale go zastapily) Nie wiem czy to zakres pracy poloznych, ale bardzo mu to pomoglo bo ksiazkowa wiedza wyparowala mu z glowy jak wszystko sie zaczelo.

      -spacery i cwiczenia ktore wykonywaly ze mna by przyspieszyc fazy porodu, nie byly latwe i przyjemne w wielkim bolu ale polozne potrafily mnie delikatnie zmotywowac (nie zmuszajac)

      - pozwolono mi przez caly prawie porod byc w dowolnej i najlepszej dla siebie pozycji (polozna pomogla mi taka znalezc) niestety na koncowce musialam juz lezec i to byla katorga :/

      Generalnie czulam jakbym przy moim porodzie bylo wiecej bliskich mi osob niz tylko maz. Bylo to dla mnie niesamowicie budujace i motywujace, takie poczucie, ze wszyscy sa tu dla mnie by pomoc, i nie jestem z tym sama. Do wszystkich pan czuje teraz ogromny sentyment i ciesze sie ze prawdopodobnie jedna z ich grupy bedzie odbierac moje drugie dziecko :) Nie wiem czy trafilam na takie sympatyczne osoby, polozne z powolania, czy poprostu tak sa szkolone. Ale naprawde, czekam teraz na drugi z optymizmem
      • boo-boo Dokładnie 09.01.14, 12:21
        To tak jak u mnie- już sam fakt, że mówią do ciebie po imieniu, a nie na "pani" :)
        Ja rodziłam 2 razy w Chelsea & Westminster- za każdym razem super podejście.
    • dorota.wiewiorka Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 22:04
      a ja jako, że źle wspominam poród (który w rezultacie skończył się cc) najbardziej zapamiętałam totalną nieobecność i lekceważenie mnie.
    • ikka135 Re: Najbardziej pamiętam... 08.01.14, 22:30
      Moja pierwsza pozytywna myśl dotyczy mojego lekarza prowadzącego ciążę. Podczas USG czy badania brzucha zwracał się także do mojego dziecka. Zwroty typu "pokaż buźkę", "uśmiechnij się, bo robimy zdjęcie", " jak się czujesz w brzuchu maluchu". Zawsze jakby pytał dziecko o zgodę na badania. Mówił coś w stylu "teraz cię zbadamy", "no, gdzie jest twoja główka", "nie bój się". Czasami nie wypowiadał konkretnych słów, ale robił to delikatnie, z wyczuciem. Potrafił w ten sposób rozładować stres. Podczas porodu było trochę inaczej. Mam wrażenie, że liczyła się tylko rodząca i bezpieczeństwo. Dziecko podczas porodu nie ma specjalnych praw. Jedne dzieci nie mają ochoty wychodzić, innym się spieszy, jedne chcą się zdrzemnąć przed wyprowadzką itp. A personel traktuje wszystkich równo, jak w wojsku. Ma być sprawnie, bez ociągania się. A jak nie to osky na popęd, jakieś czopki, leki itp. Rodzący się człowiek też odczuwa stres, wie, że dzieje się coś ważnego.
    • aldakra Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 12:06
      Mój drugi poród domowy odbył się w Polsce więc o położnej mi towarzyszącej napiszę. Bardzo sobie cenię jej wyczucie sytuacji, fachową pomoc i wsparcie dokładnie wtedy kiedy go potrzebowałam. Ja z tych kobiet które wolą się zaszyć same by nikt nie dotykał, nie patrzył - ja sobie wtedy najlepiej ze skurczami radzę. Położna w lot to zrozumiała była obok w pokoju i ingerowała za moim przyzwoleniem jak rzeczywiście było to konieczne. Ważne było dla mnie również że przed porodem (maluch "spóźnił się" o 10 dni) była dla mnie dużym wsparciem. Nie mówiła wiele bo potrzeby nie było. Bardzo ciepła i pozytywna osoba z dużym wyczuciem sytuacji.
    • benitax80 Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 12:51
      I poród - byłam bardzo zmęczona, bo niewyspana (położyłam się spać i po godzinie snu odeszły mi wody, więc trzeba się było zbierać do szpitala) i głodna, bo wieczorem nie zjadłam kolacji, bo nie byłam głodna. Dzięki wsparciu położnej, która mnie dopingowała do wysiłku udało mi się urodzić. Nigdy nie zapomnę, że od razu po porodzie przyniosła mi śniadanie, czym uratowała mi życie :-) (syn urodził się o 8.45 rano).
      II poród - wszystko potoczyło się bardzo szybko (córka urodziła się przy 3 skurczu partym), ale nigdy nie zapomnę położnej, z tego względu, że tak poprowadziła poród, że nie trzeba było nacinać krocza i była oazą spokoju.
    • swinka-morska Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 13:49
      Wspomnienie z pierwszego porodu (cc, poród w 34 tc, nerwowo).
      Leżałam znieczulona na stole operacyjnym, odgrodzona zasłonką, nawet nie wiedziałam że dziecko ju jest wyjęte z brzucha i usłyszałam "wpisz godzinę urodzenia 10:10" i cisza....
      Cisza po tekście o godzinie urodzenia była przerażająca.
      Jedna z najgorszych rzeczy jakie w życiu usłyszałam.
      Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, ale wolałabym nie słyszeć czegoś takiego bez żadnej dodatkowej informacji co się dzieje, co z dzieckiem itd.
    • mama-008 Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 14:10
      bardzo chętnie napisze (mimo że mam z tego okresu bardzo smutne wspomnienia...)

      nigdy nie zapomnę jak moja połozna wykazała sie ogromna empatia i odwiedzała mnie oraz pocieszała w ciagu tych dni które spędzałam z cięzko chorym dzieckiem na oddziale patologii noworodka (i połoznictwie w jednym) odwiedzała mnie w pokoju chociaz raz na dzien na chwile i mówiła proste słowa" będzie dobrze..." i tylko i az tyle...
      mój lekarz prowadzacy ciąże (prywatnie) nigdy do mnie nie zajrzał (bo dowiedział się o wadzie dziecka która widocznie przeoczył w ciazy i chyba sie przestraszył...) a Ona - połozna - zaglądała do mnie a wcale nie musiała...

      EMPATIA - tego brakuje na Polskich porodówkach !!!!
      ale nie u mojej Pani Magdy :-)

      Pani Kasiu - to BARDZO wiele znaczy jak w trudnych chwilach takich mega trudnych ktoś przyjdzie z personelu i powie głupie "bedzie dobrze" ktoś kto pomilczy z nami przez minutę ktoś kto poklepie po ramieniu albo potrzyma za reke przez 3 sekundy. NIe tylko wtedy jak jest super dobrze i wszystko się extra układa - wtedy wiadomo - jest miło i sympatycznie i wszyscy sa zadowoleni i maja same dobre wspomnienia...prosze pamiętac że zdarza się że jest bardzo źle i smutno na porodówkach...ale to Pani wie....

      super jest rodzić i po 24 h wychodzić do domu z rózowym pieknym bobaskiem a w domu czeka na nas komitet powitalny z pieknym wózkiem i łożeczkiem...ale nie zawsze jest kolorowo...

      Ale fajnie ze wtedy ta polozna choć troszke sie MNĄ zainteresowala...i dała znac że mnie widzi a nie uciekała jak 99% personelu oddziału.
      pozdrawiam i słuzę pomocą:-)
    • beniutka_bo Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 16:30
      Najbardziej pamiętam, że zostałam potraktowana przez położną jak "dwupak mięsa" bez żadnych uczuć i emocji, a tym bardziej bez godności i własnej woli. I to, ze mnie OKRADŁA z możliwości obecności w pierwszych chwilach życia mojego dziecka. Nie pytała mnie o zdanie, a tym bardziej o pozwolenie na interwencje, nie chciała poprosić męża.
      Nic nie mówiła o przebiegu porodu, nie informowała, co ma zamiar zrobić, co się zaraz stanie itd. A działo się BARDZO DUŻO: przebiła mi worek płodowy, zamiast pomóc wstać z łóżka do WC zacewnikowała, ogoliła krocze na sucho i bez pytania/informacji o tym i jeszcze wiele innych.
      Bardzo często wychodziła, w zasadzie to JA RODZIŁAM SAMA, bez żadnego wsparcia z jej strony, bo jak wracała traktowałam to jak kolejną torturę, bo bardzo niedelikatnie mnie badała i kazała nie krzyczeć "i nie przeszkadzać spać innym pacjentkom" (o7rano...) Dodam, ze cała sprawa zakończyła się cięciem cesarskim po nieudanej próbie wyciśnięcia małej "z łokcia" przy jednoczesny rozciąganiu krocza, a po przewożeniu po operacji na inny oddział gdy lekarz zapytał "co się stało"położna rzuciła "a niegrzeczna była i krzyczała".
      Na zasadzie "są grabarze i lekarze, są położne i są woźne" Szkoda, ze ta "moja" się tylko na woźną nadawała, bo to pierwszy poród był, a spowodował traumę i wracał w snach przez 3 miesiące.

      Z pozytywów- inna położna po wyjęciu małej, powiedziała "śliczna, dorodna dziewczynka", a po wytarciu i owinięciu w chustę pokazała mi ją i pozwoliła pocałować w policzek. Cudne to było. Szkoda tylko, ze ja miałam 5 sekund,a inne matki mają po parę godzin. O to mi chodziło na początku posta z tą kradzieżą pierwszych chwil.
    • aninka9 Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 19:12
      Pierwszy poród: położne przychodziły tylko na badanie. Zwijałam się półprzytomna z bólu a one były jak roboty, w ogóle nie interesowało ich moje samopoczucie. Bardzo brakowało mi jakiegokolwiek wsparcia psychicznego, pocieszającego słowa od kompetentnej osoby =położnej, które pomogłoby mi uwierzyć, że jeszcze nie umieram (naprawdę w to wierzyłam wtedy). Ponadto krzyczały abym oddychała, bo uduszę dziecko, co mnie jeszcze bardziej przerażało. Pozytywne- podczas parcia powiedziały mi, że widać już ciemne włoski mojej córeczki, to mnie bardzo zdopingowało do parcia.
      Drugi poród- negatywne to, że położna nie informowała MNIE o postępach porodu. Chciałam wiedzieć dokładnie jakie jest rozwarcie, jaki etap. Mówiła jedynie: dobrze idzie, już niedługo itp. Musiałam się dopytywać. Ponadto gdy przyszła Pani ginekolog zarządziła, że będzie nacięcie pomimo sugestii położnej, że może się obejdzie bez. Mam żal do tej doktor. No i sławetny tekst młodej położnej, gdy zrobiłam kupę: "Co Pani jadła?" To było przegięcie.
      Pozytywne: Ogólnie położne, zwłaszcza ta główna prowadząca były sympatyczne, widać, że wiedziała co robi, sugerowała pozycję ułatwiającą schodzenie dziecka w dół, chwaliła za oddychanie. Po porodzie była taka jedna, która się mną opiekowała. Była bardzo troskliwa, gdy zrobiło mi się słabo. Przychodziła, pytała jak się czuję..
      • aninka9 Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 19:13
        A,no i sławetne "niech Pani tak nie krzyczy"- przy jednym i drugim porodzie. Przykre.
        • melancho_lia Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 21:01
          Mi przy drugim porodzie wręcz nakazały krzyk- inaczej nie byłam w stanie nabrać powietrza przy skurczach.
          Nikomu moje wrzaski nie przeszkadzały (a w każdym razie nikt nie dał mi tego odczuć)- to też taki plus.
          • kfffiatek Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 21:22
            Z pozytywnych rzeczy- położna zrobiła wszystko o co poprosiłam ale to św. Zofia była więc chyba nie miała wyboru ;)

            Z negatywnych- wszystko z fochem (wiem, późno było, ale ja też byłam zmęczona), zwracała się do mnie po imieniu w formie której nie cierpię nie pytając o zdanie. Ewentualnie mówiła do mnie "mama! zrób to, mama! zrób tamto" - bardzo irytujące. Na zapis skurczy tylko przewracała oczami że krzyczę, bo przecież prawie nic się nie pisze (miałam bóle z krzyża). No i best of the best- nie dałam się naciąć, mimo że podchodziła z nożyczkami trzy razy ale gwałtownie protestowałam. Miałam pęknięcie pierwszego stopnia, które zszywała ciągle mówiąc że gdyby mnie nacięła byłoby raz dwa, dwa szwy i po krzyku a tak to "jej pękłam nierówno". Wrrrrrr......
            • doonka Re: Najbardziej pamiętam... 31.01.14, 13:26

              nie dałam się
              > naciąć, mimo że podchodziła z nożyczkami trzy razy ale gwałtownie protestowałam

              Wiem off topic - ale brawo, brawo i brawo!!!
              • madziab83 Re: Najbardziej pamiętam... 23.02.14, 09:30
                super, że nie dałaś się naciąć, tym bardziej, że nacięcie odpowiada pęknięciu II stopnia, a tak miałaś jedynie uszkodzenie skóry a nie tkanek:)
    • settimana Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 22:02
      moj porod odbierala cudowna babeczka:) zapamietam ja do konca zycia! wiele bylo milych i wesolych chwil w czasie mojego porodu
      najbardziej pamietam jak chowala sie za parawanem podkrecajac ilosc oksytocyny zeby szybciej szlo- ja jej nie pozwalalam i strasznie marudzilam, ale rozwarcie szlo wolno i meczyly mnie bole krzyzowe wiec ta sie chowala i odkrecala wiecej a moj maz mial ubaw;)
      i kiedy zlapala mnie za reke kladac ja na glowce synka gdy sie rodzil.. i jak mi pokazala lozysko..tak jakos smiesznie unoszac je do gory jak kawal miesa:) bardzo z mezem ciekawa bylam jak to wyglada:)
      • misskaffee Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 22:27
        Ja urodziłam przez cc, ale wcześniej przez 16 godzin próbowałam naturalnie. Poród miałam wywoływany, więc skurcze częste i bolesne. Położne (dwie, żadnej nie znałam) zachowywały się tak, jakby mi nie wierzyły, że mnie boli. Później dostałam zzo, które nie zadziałało. Też nie uwierzyły. Dopiero jak pani anestezjolog siedziała ze mną kilka godzin z rozpaczą w oczach, zrozumiały, że chyba jednak nie udaję. Ogólnie wspominam to jako koszmarny ból bez zrozumienia. Ale w końcu urodziłam przez cc, więc te wspomnienia się jakoś rozmyły.

        Za to później, już po porodzie, pamiętam doskonale jedną wspaniałą położną. Miałam ciążę zagrożoną, po ivf, podejrzenie ZD. Nie zrobiłam amniopunkcji (miałam przeciwwskazania i bałam się o dziecko), więc w ciąży (prawie w całości przeleżanej) miałam ogromny stres. Synek urodził się zdrowy genetycznie, ale przez pierwsze dwie doby leżał na oddziale noworodków a ja leżałam na sali sama i płakałam cały czas. Schodziły nerwy z ciąży a doszły nerwy o dziecko, którego nie mogłam nawet przytulić. Większość położnych pokrzykiwała, żebym nie panikowała, bo nie ma powodu. A ta jedna przyszła do mnie, przytuliła, wysłuchała i po prostu zrozumiała. Tak niewiele i tak wiele.
    • ashraf Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 22:22
      Cc (w Szwajcarii), w zasadzie same pozytywy od wejścia do wyjścia ze szpitala. Położne miłe, serdeczne, zawsze chętne do pomocy - tak na bloku przed cc, jak i na oddziale noworodkowym. Nigdy nie widziałam skrzywionej miny, zniecierpliwienia, a przecież miały dużo pracy i to ciężkiej pracy! Przed cc omówiono ze mną plan porodu (tak, do cc też można mieć plan!), anestezjolog przyszedł jeszcze raz omówić znieczulenie (miałam zakładane równocześnie zzo i pp), położne pytały, czy mogą coś dla mnie zrobić, czy chcę porozmawiać, czy może zostać jakiś czas sama i przygotować się do porodu. Zostałam sama, nawet męża wysłałam na śniadanie :) Podczas porodu pamiętam dobrze poczucie bezpieczeństwa, że wszyscy się mną opiekują i nic mi ani dziecku się nie stanie. Cały czas byłam informowana o przebiegu cc, po wyciągnięciu dziecka poproszono męża, żeby wstał i robił zdjęcia, podano nam dziecko, wszyscy gratulowali - 4 lekarzy, 2 położne, instrumentariuszki, neonatolog... podczas badań dziecko było z ojcem, a położna relacjonowała ich przebieg. Trwały zresztą kilka minut (skala AGPAR, ocena, czy nie ma widocznych wad wrodzonych itd.), zaraz potem synka owinięto ręcznikiem, podano mężowi i kazano położyć mi na szyi i tak mogliśmy się przytulać i witać do końca operacji. Położna robiła nam pamiątkowe zdjęcia. Nikt nie zabrał mi dziecka, razem ze mną pojechało na salę, gdzie mogliśmy we 3 nacieszyć się sobą, a położne dyskretnie zaglądały, żeby sprawdzić mój stan, podać mi wodę itd. Podobało mi się też to, że nikt dziecka nie kąpał, nie szczepił (to w ogóle niedozwolone po porodzie), nigdzie nie zabierał - na ew. badania umawiano ze mną w szpitalu termin (mimo, że leżałam na oddziale), położne przychodziły po nas i towarzyszyłam synkowi przez cały czas. Wspaniała była też pomoc pielęgniarek laktacyjnych (choć finalnie, ze względów medycznych, nie udało mi się karmić piersią), a lekarze pojawiali się na oddziale tylko w razie konieczności - nie było żadnych badań wewnętrznych, obchodów itd., stan położnic monitorowały na bieżąco położne i robiły to bardzo delikatnie i dyskretnie. Ból w połogu nie był w szpitalu tolerowany, chyba że położnica wyraźnie odmawiała środków przeciwbólowych. Położne chodziły po oddziale i cały czas przypominały, że jak tylko zaboli, trzeba zadzwonić po nie, a nie czekać na większy ból i się męczyć. Dodam, że rodzącym sn oferowano znieczulenie zzo lub metody naturalne, nikt nie podaje dolarganu i innych narkotycznych syfów.
      Bardzo ważna dla mnie była też neutralność światopoglądowa i szacunek do położnic oraz ich wyborów - niektóre z moich koleżanek rodziły sn z zzo, inne bez znieczulenia, dwie w domu narodzin bez jakichkolwiek interwencji, jedna w wodzie, jeszcze inna jak ja cc na życzenie i wszystkie byłyśmy jednakowo dobrze traktowane i zadowolone. Muszę przyznać, że czytając Pani wypowiedzi mam często wrażenie, że powinna Pani właśnie tam pracować, pasowałaby tam Pani idealnie!
    • gromola Re: Najbardziej pamiętam... 09.01.14, 22:42
      na minus: Pojawienie się pierwszych skurczów, leżałam pod ktg i położna do mnie z tekstem: "Niemożliwe, że tak Panią boli, to dopiero początek, z takim nastawieniem to nie ma mowy,żeby urodziła pani siłami natury" (no wsparcie niesamowite)
      na plus: inna położna, z którą już miałam rodzić na wstępie zapytała, czy możemy sobie mówić po imieniu (jakoś tak inaczej od razu się zrobiło), potem fajnie na mnie wpływał masaż pleców wykonywany przez nią. Generalnie miała super podejście, takie ludzkie, wszystko tłumaczyła np. co będzie robić i podnosiła na duchu ("wiem, że bardzo boli, ale to już końcówka, zaraz będziesz trzymała malucha w ramionach")
      • annairam Re: Najbardziej pamiętam... 10.01.14, 10:30
        Najbardziej z moich trzech porodów utkwiło mi w pamięci cudowne wspomnienie z trzeciego porodu (pierwszego domowego).
        Sam moment rodzenia się główki - siedziałam na stołeczku porodowym, mąż za mną, położna siedziała w klęczkach przede mną i spokojnie trzymała ręce na swoich nogach. W ogóle mnie nie dotykała. To dało wspaniałe uczucie mojego sprawstwa w tym porodzie. W pewnym momencie powiedziała bardzo spokojnie: "Przy następnym skurczu całkiem się rozluźnij." Odpowiedziałam: "Dobrze." I rozluźniłam się. wspaniałe, niesamowite uczucie - żadnego napięcia. I urodziła się nasz Córka. Położna tylko pomogła mi ją chwycić i przytulić.

        Ta położna jest nadal kimś ogromnie ważnym w naszych sercach i w życiu. Cudownie wspierająca, akceptująca, taktowna, a jednocześnie świetna profesjonalistka. Ufałam i ufam jej całkowicie.
        • nuluska Re: Najbardziej pamiętam... 10.01.14, 12:59
          Trafiłam na świetną młodziutką położną. Od początku bardzo zwracała na mnie uwagę. Fajnie się dopytywała jak ma interpretować moje zachowanie: co pani teraz czuje, czy czuje pani teraz... itp. Jakby się uczyła na potem moich zachowań kiedy mało kontaktowałam. Od początku pytała o zgodę na wszystko co chciała robić wyjaśniając czemu dana czynność czy zabieg ma służyć. Fantastycznie też doceniła mojego męża który był dość mocno przerażony, pokazała mu co robić i jak, na co ma zwracać uwagę itp. Zapytała też na początku czy ma być z nami cały czas czy wolimy jak będzie w pomieszczeniu obok i będzie wpadać co chwilę. Woleliśmy być sami. Jak przychodziła to pytała męża co się działo, jak ja się zachowywałam. Za każdym razem przypominała żeby mąż dawał mi pić.
          Gdy zaczęły się parte bardzo fajnie mnie motywowała i dodawała sił słowami.
          Na minus muszę jej poczytać bierne zachowanie w kulminacyjnym momencie gdy wkroczyła lekarka. Przy nacięciu krocza przez lekarkę ewidentnie chciała zaprotestować, tak samo przy rzuceniu się na mój brzuch. Szkoda że nie miała więcej odwagi przy lekarce.
          • nuluska Re: Najbardziej pamiętam... 05.07.14, 12:28
            Przy drugim porodzie trafiłam znów na starszą doświadczoną położną. Nie siedziała z nami ciągle ale przychodziła co chwilkę. Słuchała tego co mówię. Była bardzo delikatna podczas badania, choć trochę zbyt często sprawdzała rozwarcie. Widać że się martwiła że trochę za wolno rozwarcie się robiło. Gdy na samym początku badał mnie lekarz to wcześniej uprzedziła że będzie bardzo bolało bo jest niedelikatny. Próbowała go odwieźć od badania, bo przed chwilą sprawdzała co "tam" słychać. A jak już doszło do badania to ściskała mnie uspokajająco za rękę.
            W trakcie partych zaczęłam panikować- stres o córkę z całej niełatwej ciąży chyba wtedy się uzewnętrznił. Ale położna była wtedy oazą spokoju.
            To położna odbierała poród. Lekarka stała z boku. Wcześniej uprzedziła mnie że zrobi wszystko żeby ochronić krocze i całe szczęście jej się udało. Na koniec drobne pęknięcia szyła sama. Aż lekarka powiedziała że jak jej nie chcemy to sobie już idzie :)
    • princy-mincy Re: Najbardziej pamiętam... 10.01.14, 13:51
      Moj pierwszy porod to było cc na zimno, po kilkunastu dniach na bloku porodowych.
      Znałam wiec juz wszystkie położne i one mnie znały, wszak rzadko ktoś tak długo na porodowce jest, zazwyczaj takie pacjentki jak ja lądowały na patologii ciazy.
      Miłe było to, ze codziennie pytały jak sie czuje, jak moje bóle głowy i w ogóle jak moje psychiczne samopoczucie po tylu dniach na porodowce.
      Wg mnie najważniejsze, gdy położna widzi w rodzącej człowieka, ktory moze byc przerażony, obolały, moze czuć sie źle, niepewnie, itp. Przeciez każda pacjentka jest inna, kazdy porod jest inny, kazdy człowiek ma inny próg bólu i inny margines intymności.
      Czyli najważniejsze, by położna podchodzila do każdej pacjentki indywidualnie, a nie taśmowo.
      • princy-mincy Re: Najbardziej pamiętam... 03.03.14, 11:19
        I jeszcze jedno- pamietam jak polozna z noworodków cały czas do tych dzieciaczków cos mówiła. Jak jej powiedziałam, ze fajnie, to odparła z uśmiechem- przeciez to sa małe człowieki (błąd zamierzony jak mniemam) to lubią, jak sie do nich mowi :)
    • chilli999 Re: Najbardziej pamiętam... 10.01.14, 13:54
      Najbardziej pamiętam kiedy w drugiej fazie porodu akcja nie za bardzo chciała się posuwać do przodu. Lekarz powiedział "chyba będziemy musieli użyć vacum", a na to położna się oburzyła że przecież dam radę. Bardzo mnie motywowała, krzyczała jak trener na zawodnika w szatni....i co? 15 minut i po porodzie....lekarza miałam świetnego i empatycznego, ale bardziej pamiętam położną która we mnie w kluczowym momencie nie zwątpiła i dała siłę.
    • mushina Re: Najbardziej pamiętam... 10.01.14, 23:37
      Ja co prawda miałam cc, ale po nieudanej próbie sn. Miałam wtedy cudowną położną. Najbardziej pamiętam:
      "Proszę chodzić, siedzieć na piłce itp., bo pozycja leżąca jest nienaturalna"
      "Bardzo Panią przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale musiałam odebrać 3 porody na raz" - to po tym, jak na sali obok dziewczyny rodziły, a ja zostałam sama z mężem. Ale u mnie nic się nie działo, jakieś byle jakie skurcze, więc śmiać mi się chciało, że mnie przeprasza. A przepraszała mnie naprawdę.
    • chiara76 Re: Najbardziej pamiętam... 12.01.14, 20:54
      miałam dwa porody, jeden niestety megadramatyczny (wtedy Córka , pierwsze Dziecko) urodziła się i przeżyła, zmarła dwa tygodnie potem), drugi poród był PIĘKNY. Oba cc.
      Tak się złożyło, że przy obu asystowała ta sama Położna wspaniała ciepła kobieta.
      Z pierwszego niewiele pamiętam (ogromny stres).
      Z drugiego wszystko (szczególnie, kiedy mój ginekolog po wyjęciu Syna zakrzyknął "chłop jak dąb" :).
      Pani położna oba razy wspaniale mnie wspierała. Dodatkowo, znając moją historię z pierwszej ciąży, porodu i tego, co się potem stało, dała mi ogromne wsparcie. Ponieważ Córka urodziła się dwukrotnie obwiązana pępowiną, pani Iwona wiedziała , że dla mnie ogromnym stresem jest lęk, że znów historia się powtórzy, że znów coś się wydarzy. Kiedy zjawiłam się za drugim razem ze skurczami (cc było po raz kolejny na rozpoczętej akcji porodowej) położyła mnie do czasu przybycia lekarza na KTG. Pozwoliła mi cały ten czas słyszeć, że z Synem wszystko jest w porządku. Było to dla mnie bardzo, bardzo ważne i jestem Jej za to ogromnie wdzięczna do końca życia, bo i tak było mi bardzo ciężko (domyślam się, że wie Pani, jak ciąża po stracie jest dla kobiety trudna). Negatywnych zachowań personelu medycznego w obu przypadkach nie pamiętam. Oba razy czułam się pod fachową i dobrą opieką.
      Muszę tu dodać, że lekarza prowadzącego drugą ciążę wybrałam podczas pierwszego porodu, to znaczy po nim zaczęłam do niego chodzić. Był on na dyżurze, kiedy trafiłam na cito na cc do szpitala nie do prowadzącego ciążę lekarza i tak mi się spodobał (przede wszystkim tym, jak sprawnie i spokojnie przeprowadził cięcie), że zostałam przy nim i to on prowadził moją drugą ciążę.
      No i jeszcze, dopiero na sali, kiedy krzyknął to o dębie, zobaczyłam, jak i On był zestresowany, znając moją historię i jak cieszył się, że tym razem wszystko jest dobrze.
    • ilonakrzeminska Re: Najbardziej pamiętam... 13.01.14, 19:27
      Witam serdecznie,
      przy pierwszym porodzie pamiętam najbardziej, jak położna uczyła mnie oddychać w czasie bólów partych i na moje powiedzenie, że się bardzo boję, bo z powodu zagrożonej ciąży nie chodziłam do szkoły rodzenie to położna powiedziała, że mnie nauczy i żebym się nie martwiła, bo tak naprawdę w czasie ciąży trudno się tego nauczyć i będzie ze mną.
      Przy drugim razie słowa lekarza do położnej, żeby chroniła krocze. Nie będę opisywała jak się to wszystko potoczyło dalej, ale ta wiara, że naprawdę trochę się zmieniło ostatnio była bardzo budująca. I to że nawet lekarz "parł ze mną".
      Pozdrawiam serdecznie
    • afrodytka82 Re: Najbardziej pamiętam... 13.01.14, 23:11
      Mimo,że końcówkę porodu miałam ciężką-poród zakończony kleszczami-to wspominam ten czas z ogromnym sentymentem właśnie dzięki cudownej położnej. Opanowana,spokojna,empatyczna,rzeczowa. Te cechy położnej sprawiły,że z cierpliwością przetrwałam 11godzin i potrafiłam znieść ból po cichu. I nigdy przenigdy nie zapomnę naszej krótkiej wymiany zdań zaraz po urodzeniu córki. Podziękowałam jej za pomoc na co Ona odparła-to ja dziękuję za piękny poród ! Nawet teraz gdy to wspominam,łezka kręci mi się w oku ;) Poza tym bardzo cenne dla mnie jako świeżo upieczonej mamy było to,że w czasie gdy dochodziłam do siebie jeszcze na porodówce,moja położna miała czas by usiąść przy mnie i spokojnie ze mną porozmawiać i odpowiadać na moje wszelkie pytania.
      --
    • jotta121780 Re: Najbardziej pamiętam... 14.01.14, 10:17
      Poród wspominam wspaniale. Praktycznie nie mam zastrzeżeń. Byłam traktowana bardzo dobrze, o wszystkim informowana, dostałam znieczulenie.
      Ale co pamiętam najbardziej? Entuzjazm położnej i lekarki. Zależało im na moim porodzie niemal tak samo jak mi.
      Pamiętam, że na finale chwaliły mnie po każdym parciu i przygotowywały na następne ("na następnym krzycz, na następnym oddychaj")
      Do końca chroniły krocze (nie udało się, ale to nie mam za złe).
      Pamiętam, że po porodzie dały mi okład z lodu - nie wpadałabym na to, a ulga była ogromna.
      Pamiętam, że na drugi dzień nasza położna tuż przed rozpoczęciem pracy przybiegła na noworodki zapytać o stan naszej małej (bo było kilka problemów).
      Z negatywów pamiętam jedynie, że było mi koszmarnie nie wygodnie na łóżku porodowym (parte zaczęły się, kiedy leżałam po znieczuleniu, więc już tak zostało). Niewygodnie nie z powodu samej pozycji, ale z powodu tego, że prześcieradło (?) strasznie się ślizgało i ciągle się zsuwałam. I jak chcieli rozłożyć to łóżko to pozycji do rodzenia i musiałam się podsunąć do góry, to było dla mnie niewykonalne.

      Z negatywów po porodzie pamiętam, że w szpitalu baaardzo wspiracjącym karmienie wszyscy chcieli pomóc i faktycznie pomagali, ale nikt nie usiadł ze mną i nie porozmawiał, jak wygląda walka o laktację (kiepsko było na początku) i byłam tymi radami skołowana, wydawały mi się bezsensowne. Ale to nic.
      Największym negatywem były słowa pielęgniarki, która przywiozła mi małą z noworodków na salę (po dwóch dobach obserwacji): "Dziecko wykapane, przewinięte, nakarmione, ale niespokojne. Proszę." I od takich słów zaczęło się nasze wspólne życie :D

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka