ophelia78
23.01.23, 18:10
Jedna z koleżanek ze szkoly na problem... Nie potrafię jej pomóc bo mam podobny.
Zgodziła się przyjąć na korki córkę bardzo bliskiej koleżanki (mimo że wie ze nauczyciele takich "znajomych" uczniów unikająbo to za duzo potencjalnych klopotow .... Tu dala się namowic).
Uczennica, znasijmy ją Zosia, 6 klasa. Przedmiot egzaminacyjny. Zosia na wszystkie możliwe dys. Ma orzeczenie, w szkole (masowej) uczennica 3kowa.
I na korkach porażka...
Typu w jednym tygodniu ćwiczą sprowadzenie ułamka do wspólnego mianownika. Zosia przychodzi za tydzień i ... jakby poprzedniej lekcji nie było. Zaczynają od początku. Pod koniec zajęć Zosia jakby rozumiała. Za tydzień.... znow nic. Krew w piach.
Zosia na lekcjach siedzi jak na skazaniu. Robi co się jej każe ale z bólem.
Koleżanka wkurzona... głównie na siebie. Ze sie zgodziła. Nie ma doświadczenia z uczeniem dzieci z dys. Ponieważ mama Zosi to jej bliska koleżanka to bierze połowę standardowej stawki. Wiec nie ma z tego kasy a jest frustracja.
Tylko jak wybrnąć?
Mamq Zosi będzie cisnela na te korki. Bo blisko, bo dobra cena, bo za 2 lata egzamin.
Ale co jej powiedzieć?
Sory nie będę uczyłam Zosi bo... ? Nie umiem...? Nie chcę.... ? Bo Zosia tępa...?
Jak z tego wybrnąć, żeby nikogo nie urazić, nie zniszczyć przyjaźni ale też nie mordować się z dzieckiem gdzie postep jest żaden...
Nie wiem co poradzić koleżance. Bo sama jestem miękka faja w temacie odmawianie korków dzieciom znajomych.