Gość: wariat
IP: *.*.*.*
13.02.02, 22:06
Naczytalem sie tu wielu opinii nieprzychylnych Stanom Zjednoczonym Ameryki. Do niedawna sam zaliczalem sie do osob tak myslacych. Ale w poniedzialek doznalem olsnienia i moje poglady ulegly diametralnej zmianie. Pokrotce to wyjasnie:
Otoz chodzi o sprawe bardzo prosta, o bezpieczenstwo mianowicie. USA sa gwarantem bezpiecznej Europy. Osiagane jest to na dwa sposoby. Po pierwsze, nie ma sie co czarowac - amerykanska armia jest o wiele skuteczniejsza, nowoczesniejsza itp w porownaniu z armiami Europy. W dodatku ta ostatnia sama sie oslabia nie mogac dogadac sie w sprawie wspolnych sil zbrojnych. Amerykanie zwiazani sa z Europa paktem wzajemnie (w praktyce w kierunku Ameryka->Europa) gwarantujacym pomoc wojskowa, co, przynajmniej teoretycznie, jest wlasnie taka gwarancja. To oczywiste, przejde wiec do drugiej sprawy, o wiele ciekawszej.
Nie da sie ukryc, ze USA zachowuja sie prowokacyjnie. Ignoruja wszystko i wszystkich (vide sprawa z prawami patentowymi na leki), prawa miedzynarodowego nie uznaja (chyba, ze je sami ustanowili), ich wlasne prawo traci sredniowieczem (kara smierci) i twierdza, ze tak jest OK. No po prostu noz sie sam w kieszeni otwiera! Jednak zamiast krytykowac, Europa musi ich utwierdzac w przekonaniu, ze sa pepkiem swiata. Kazdy swir na tej planecie, ktoremu wydaje sie, ze ma patent na wieczna szczesliwosc ludzkosci w pierwszej kolejnosci czuje wewnetrzna potrzebe dokopania tym tak pewnym siebie jankesom. Az sie prosza! Cos tam wysadzi, Amerykanie przewracaja jego kraj w kupe gruzu (chyba, ze juz wczesniej byl kupa gruzu, jak to mialo miejsce w Afganistanie np.) i zycie toczy sie dalej. Dzieki takiemu podejsciu do polityki Europa wydaje sie dobrym wujkiem, ktory tylko czasem pogrozi palcem (nic wiecej nie moze) jak sie wymorduje tysiac, lub dwa swoich wspolplemiencow. Efekt zwany w psychologii "dobry glina - zly glina".
Na tym polega ow drugi fundament bezpieczenstwa starego kontynentu - dokad USA skupiaja na sobie ataki wszystkich szalencow, tak dlugo ja, i kilka milionow Europeiczykow, mozemy spac spokojnie!
Wyobrazmy bowiem sobie, co by bylo, gdyby Ameryka przestala udowadniac calemu swiatu, ze jest NAJ, a cala energie skupila na wlasnych sprawach wewnetrznych. Po pierwsze, nam byloby mniej wesolo (niedawno jednemu czlowiekowi zza Atlantyku tlumaczylem, ze wikingowie doplyneli do Ameryki Pln, a nie Nowej Zelandii - ale chyba mi nie uwierzyl). Ale to szczegol, zawsze mozna sobie znalezc kogos innego do smiania. Wazniejsze jest to, ze Ibn Laden i spolka, zamiast przeprawiac sie za ocean, znalezli by sobie o wiele latwiejsze cele w Paryzu, Londynie, albo Rzymie. I dzis zamiast dwoch wiezowcow, ktorych na swiecie sa tysiace, nie byloby np. Katedry Westminster, ktora jest jedyna. O ile wiec pewne zmiany w panoramie Manhattanu obchodza mnie, nazwijmy to delikatnie, tyle co zeszloroczny snieg (nie pisze o ludziach - tych szkoda zawsze, niezaleznie od posiadanego paszportu), o tyle ew. ataki na zabytki europejskie przezylbym bardzo bolesnie (podobnie, jak bolesnie przezywalem zniszczenie posagow w Bamian). Podsumowujac
wiec, to prawda ze amerykanie w swojej masie sa wyjatkowo irytujacy. Nie bede im jednak tego okazywal, podobnie jak bede staral sie nie smiac glosno slyszac pytania jak z przykladu powyzej. Z calego serca pragne, zeby USA pozostaly egoistyczne, glupie, wkurzajace! Dodatkowo musza byc bogate, zeby bylo je stac na walke z calym trzecim swiatem. Bo jesli sie zmienia, albo komus w koncu uda sie im dokopac na prawde solidnie, Europa bedzie nastepna!
Tego zycze naszym przyjaciolom z Ameryki: jestescie wspaniali, nie zmieniajcie sie, ale bogaccie! Amen.