haen2010
15.11.20, 09:19
Ostatnio dla urozmaicenia życiorysu pandemicznego popełniłem kastylijską zupę czosnkową. Tą klasyczną, aż się zdziwiłem, że tak smakowała w rodzinnym gronie. Trochę mnie to zdopingowało do gotowania zup.
Była, dawno temu na Przymorzu fajna węgierska restauracja "Czardasz". Za Gierka. Bywaliśmy tam na golonkę i fantastyczny właśnie bogracz. Jedno i drugie wymagało paru "żywców" do gaszenia pożaru w przełyku. Podawali bogracz w małych kociołkach z kostką paliwa pod spodem i małą chochelką do nakładania na talerz. Smak przetrwał pół wieku.
W nadchodzącym tygodniu zabieram się do tych wspomnień. Jeszcze przed covidem byliśmy na rodzinnej kolacji w luksusowej knajpie na Marszałkowskiej. Zamówiłem bogracz. Sorry, ale oprócz ceny nic się nie zgadzało. Takie czasy. Podobnie było również w ubiegłe wakacje. W Gdańsku, nad Motławą była kiedyś nasza knajpa "Kubicki" i tam mniej ostra, ale taka polska golonka. Z puree grochowym i kapustą. Obecnie kelnerzy w smokingach ale na talerzu też coś na g. Tylko cena nie studencką kieszeń.
No dobra, zabieram się powoli do bogracza. Postudiowałem przepisy, będzie na wołowinie i boczku, dla jagnięciny nie mam ochoty na podróże. Reszta jakby znana. Ziemniaki, papryki, małe kluski kładzione, cebula czosnek i przyprawy. Zaleję bulionem warzywnym.
Chętnie poczytam Waszych opinii o tym węgierskim dish.