aaugustw
11.02.21, 12:55
Strach przed trzeźwością
Andrzej Śliżewski (zredagowany przez: Agata Szałkiewicz, Magda Głowala-Habel)
Słowa kluczowe: alkohol, alkoholizm zdrowie, bezdomność, pomoc, życie, śmierć.
fot. P. Gajek/Agencja SE/East News
Dobrze, że są ludzie, którym los bezdomnego, brudnego, zmagającego się z chłodem i głodem alkoholika nie jest obcy. Próbują mu pomóc, wszystko idzie dobrze, aż któregoś dnia On wszystko psuje. Wraca do swojego piekła. I zaczynają się wątpliwości, czy ta pomoc, ten wysiłek ma sens.
Po obejrzeniu reportażu o Dżejsonie - Tomaszu, męczy mnie pytanie: co dalej z nim będzie. Dżejson to bezdomny alkoholik z Gliwic. Zainteresował się nim człowiek, nagrywający go na telefonie komórkowym i umieszczający swoje filmiki w Internecie. W kategorii "Śmieszne filmiki". Wkrótce jednak przestał się śmiać i przejął się losem Dżejsona. Dlaczego? Bo obserwując z bliska cierpienie takiego człowieka, jego zmaganie się z życiem, nie sposób pozostać obojętnym. I zaczął mu pomagać. I inni ludzie też.. I wydobył go z tego piekła na ziemi. Zawiózł do szpitala, przyjęli go ludzie pod swój dach. I było dobrze, coraz lepiej. Aż znowu się napił. Uciekł. Do swojego piekła na ziemi. W końcu uciekł nawet od swojego dobroczyńcy, przyjaciela jak by nie było, "kamerzysty". I zapadł się pod ziemię. Nikt nie wie gdzie jest i co się z nim dzieje.
Być może myślisz, że to niewdzięcznik za nic mający uczucia i poświęcenie innych ludzi. Źle myślisz. Jest dokładnie odwrotnie. To z jednej strony radość, wstępująca w Dżejsona, pewność siebie, która pozwoliła mu się napić, i potworne, niewyobrażalne dla "zwykłego śmiertelnika" poczucie wstydu i poczucie winy z drugiej strony, spowodowały jego ucieczkę. Najpierw do "swojego" piekła, później gdzie oczy poniosą, byle dalej. Dalej od tych, którzy mu zaufali, których zawiódł. To poczucie jest tak potężne, że aż boli. Cóż mu pozostało? Parafrazując:
Zostały mu tylko złudzenia, że może mieć własne marzenia. Zostały mu te złudzenia, że może je mieć.
Choroba alkoholowa to przekleństwo. Piekło na ziemi. Może dopaść każdego. Mędrca i głupca, bogacza i nędzarza, profesora i analfabetę, lekarza i kalekę czy duchownego i bezbożnika. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje, ale dzieje się tak na zasadzie podobnej jak w maszynie do lotto. Chybi albo trafi. Jeden może pić jak smok i w końcu popaść w nałóg. Drugi, pijąc tylko okazjonalnie może zostać przez nałóg "schwytany". I w drugą stronę: są osoby kochające pić przez całe życie i pozostają wolni od uzależnienia. Żadne reguły tu nie istnieją. No może poza jedną: pijący jak smok mają nikłe szanse, aby nie zostać alkoholikami. O uzależnieniu alkoholika prędzej czy później wiedzą wszyscy. Wszyscy oprócz niego samego. I nie jest to jego wina. Tak już po prostu jest.
Być może pomyślisz, że wystarczy wykazać silną wolę, postanowić i już. Tak, jak rzuca się palenie albo kawę. Nic podobnego. Jeśli uda Ci się przez jakiś okres nie palić czy nie pić kawy, głód tych używek słabnie. Pozostaje zwalczyć, uciec od przyzwyczajenia. A wtedy możesz powiedzieć, że jesteś wolny od nałogu. Z alkoholem tak nie ma. Jeśli jesteś alkoholikiem, zostaniesz nim do grobowej deski. Nawet, jeśli nie pijesz kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Niepijącego alkoholika od powrotu na dno, do piekła, dzieli czasem jedna butelka wódki, jedno piwo, nawet jeden kieliszek. Co prawda ci, którzy długo nie piją, nieco łatwiej powracają znowu do "normalnego świata".
Znam wiele takich przypadków. Choćby taki sprzed ponad 15. lat. Czterech przyjaciół alkoholików. Jeden nie pił od 9 miesięcy, dwóch od roku i jeden 1,5 roku. Po wielu latach picia pomału odbudowywali swoje życia. Wierzyli, że przeszłość to już tylko bolesne wspomnienia. Czuli, że już nic tak złego ich nie spotka. Z jakiegoś powodu zaczęli się zastanawiać, co by się stało gdyby się napili. Pewnie nic, przecież wiedzą już jak źle jest na dnie, dawno wyciągnęli wnioski i upadek na dno im nie grozi. Zabawa była coraz ciekawsza. W końcu decyzja, parę kieliszków i...cztery świeżo połamane życiorysy. Jednemu z nich, wygrzebanie się z kolejnego piekła zajęło ponad 8 lat. Drugiemu 14, pozostali męczą się do dziś. Takich historii jest bez liku.
Cóż więc robić? Pomagać czy nie?
Pomagać, ale umiejętnie. Czasem pomoc zbyt szybka, zbyt chętnie udzielana ale i zbyt „warunkowa" może przynieść więcej szkody niż pożytku. Wielu jest Dżejsonów- Tomaszów potrzebujących pomocy. Wielu z nich, większość, otrzymawszy pomoc raz, czasem dwu lub trzykrotnie, zmarnotrawi ją. Ale tak już jest. Nie wychodź wtedy z pomocą. Ale bądź w pobliżu. Jeśli zdąży, sam będzie błagał o pomoc. Im mocniej, tym większa szansa, że tym razem jej nie zmarnuje. Że Dżejson naprawdę będzie próbował stać się Tomaszem.
Wszyscy ci, którzy zawodowo pomagają alkoholikom twierdzą, że alkoholikowi nie można podawać alkoholu. To prawda oczywista, choć czasem pozwalam sobie z nią się nie zgodzić. Alkoholicy bezdomni, bezrobotni, zdegenerowani zupełnie, bardzo często obarczeni są przypadłościami tej choroby będącymi objawami ostatniego stadium. To jest padaczka alkoholowa, a przede wszystkim delirium tremens. Te objawy występują podczas tzw. ostrego zespołu abstynenckiego. Czyli po prostu potężnego kaca w towarzystwie kompletnego wyczerpania, wycieńczenia organizmu. Jeśli znasz jakiegoś Dżejsona, z łatwością rozpoznasz nie tylko samo delirium, ale co ważniejsze, stan przed nim. Kiedy jeszcze jest przytomny. Wtedy, setka gorzały może uratować mu nawet życie. A już na pewno zaoszczędzić nieopisanego, niewyobrażalnego wręcz cierpienia. To jednak jest moje zdanie. Fachowcy są odmiennego zdania, ale ja wiem swoje. Oczywiście nie zdecydowałbym się na wódę gdyby pod ręką był lekarz. Ale wtedy czas nagli. Znam przypadki wyskakiwania w tym stanie przez okna albo pędzenia na oślep, po śmierć.
Masz w domu alkoholika? Cierpisz? Ratuj się.
Alkoholizm niszczy wszystko. Rodzinę, pracę, przyjaźnie. Jedyne, dobre rozwiązanie to rozstanie. Nie można tego ciągnąć. W ten sposób niszczy się nie tylko swoje życie, dzieci, ale i (o ironio) jego. Agresja alkoholika wobec najbliższych często jest wynikiem obrony. Alkohol w mózgu alkoholika zrobi wszystko, żeby winą za wszelkie zło, którego jest twórcą zrzucić na wszystkich wokół, samemu jawiąc się jako lek, znieczulenie na to zło.
Alkoholik to często zły człowiek. Ale jest zły nie dlatego, że po prostu taki jest, ale dlatego, że jest ubezwłasnowolniony. Absolutnie podporządkowany mocy tego chemicznego władcy. Ale właśnie dlatego, alkoholika z alkoholem trzeba zostawić sam na sam. Trwanie przy nim utwierdza go tylko w przekonaniu wpajanym mu przez chorobę, że to co robi jest dobre. Że tak powinno być. Rozstając się z nim ratujesz siebie i dzieci. Kiedy pomoc przestanie mu być podawana na tacy, być może zacznie sam jej szukać. I tak oto, świadomie lub nie, być może uratujesz go. A jeśli nie, to i tak nie twoja wina. Nic nie możesz zrobić.
Nie możesz go zostawić? Kochasz go mimo wszystko? Tym bardziej to zrób. Być może dzięki temu kiedyś będzie szczęśliwy. Z inną kobieta, z inną rodziną, ale szczęśliwy. Jeśli go kochasz, czy nie tego właśnie chcesz? Jeśli myślisz, że jak będzie trzeźwy to wszystko będzie jak dawniej, najprawdopodobniej się mylisz. Człowiek, który świadomie trzeźwieje, wiele lat, całkowicie zmienia swoje życie. Zupełnie inaczej postrzega życie. Swoje prawa, swoje obowiązki, swoje potrzeby. To zupełnie inny człowiek. Nigdy go nie znałaś takiego. Dziwaczny, uduchowiony jakiś. Obcy. A Ty przez całe z nim życie nauczyłaś się chodzić na palcach, żeby go nie obudzić. Najdokładniej myjesz okna, bo on tego nigdy nie robił. A teraz nagle on chce myć. Albo iść na zakupy. Itd., itp. Wywróci Twoje życie do góry nogami. Z jednego piekła przejdziesz do innego. Częstym zjawiskiem są rozstania w związkach, w których alkoholik podejmuje drogę ku trzeźwości.
Przez trzeźwość mam na myśli nie odstawienie alkoholu, ale świadome myślenie i działanie na rzecz życia bez alkoholu... c.d. w poscie nr. 2