a.g.n.i
08.01.06, 00:30
i tak naprawdę nie wiem, czy to tu powinnam napisać...bo to trochę inna
sytuacja, tzn nie, sytuacja podobna, ale inna choroba, inne rokowania... i
nie wiem juz co robić, dokąd się udać, gdzie szukać...
10 lat temu stwierdzono u mojego ojca marskość wątroby. Od siedmiu lat jest
właściwie ciągle w stanie krytycznym. Przy każdej prawie wizycie w szpitalu
słyszymy, że "to już stan agonalny". Ojciec ma jednak, przy całej tej
koszmarnej chorobie, idących za nią zmianach mózgowych - ma po prostu
niewiarygodnie, zadziwiająco wprost silny, żywotny organizm. Nie starczy tej
żywotnosci, zeby wróciło zdrowie, ale starczy jej, żeby żył. Niestety, z tą
chorobą w parze idzie alkoholizm i skłonność do agresji (słownej już tylko,
bo nie ma siły). Ja nie mieszkam już z nimi - opiekuje się nim moja mama, ja
oczywiście jestem, jak tylko mogę, jak tylko daję radę... ale to za mało.
Właściwie od lat wszystko wygląda tak samo, znamy już scenariusz. Atak
padaczki lub zasłabnięcie, takie jak "zapadanie w śpiączke", szpital, "stan
agonalny", po kilku dniach powolny powrót do stanu sprzed szpitala, powrót do
domu, lepszy lub gorszy stan fizyczny lub psychiczny... czasem spokój przez
jakiś czas, czasem agresja od razu, domaganie się alkoholu (który dostaje i
nie potepiajcie mojej mamy, ja też walczyłam z tym kupowaniem, ale on potrafi
się też dźwignąć na nogi i wyjść na mróz w kapciach i piżamie, jak mu sie
odmówi).. po jakimś czasie osłabienie znów, tak, że trzeba robic wszystko,
karmić, dźwigać, myć... potem znów atak lub zaslabnięcie - i cala historia od
nowa.
Wiem, że moja mama nie ma już siły. W lipcu tego roku po raz pierwszy
poważnie zachorowała, jak stwierdził neurolog, wyczerpały się już jej siły
obronne organizmu. Jest w depresji, boje sie o nią. Tak, właśnie o nią. I nie
wiem, co możemy zrobić? Starac się o dom opieki? Kiedyś się starałyśmy, to
pani przejrzała ojca papiery 9był wtedy w szpitalu) i powiedziała, że "z tego
szpitala już nie wyjdzie" - bylo to chyba 5 lat temu. Hospicjum - nie, bo to
może trwać jeszcze kolejne kilka lat... Jakaś opieka do domu, żeby ktoś
przychodził choć na pare godzin, odciążyć moją mamę w tej opiece? Nie wiem, o
kogo się starac, pielęgniarkę?
Nie wiem... sytuacja wydaje się bez wyjścia. strasznie mi trudno o tym pisac,
nie wiem, czy jasno określiłam sytuację, bo może nie, może to was jakos
urazi, że o takiej chorobie piszę która wzięła się, nie ukrywam, z
alkoholizmu... zwłaszcza że nie ukrywam, że w tej sytuacji... my śmierć
przyjmiemy z ulgą. nie wiem, nie jestem chyba potworem i nie czuje się nim,
ale tak, tu śmierć byłaby ulgą. Oczywiście, dopóki ona nie nastąpi, będziemy
się opiekować tak jak damy radę... tylko już coraz trudniej sobie dawać radę.
przepraszam,jeżeli kogoś tu uraziłam, jezeli to co napisałam, było
niestosowne. ale jezeli nie, poradźcie co możemy zrobic w tej sytuacji, żeby
nie zwariować, żeby dać radę.
aha, na leczenie odwykowe też nie ma szans. jest za słaby fizycznie, nie
przyjmą go. Bo może wtedy, nie wiem, złagodniałby przebieg tej choroby, nie
byłoby tych ataków,szpitali, tego wszystkiego - gdyby to już byla tylko
choroba, albo raczej - tylko jedna, bo tamto to przecież też choroba