grgkh
04.06.09, 22:04
Mam z tym gościem stare porachunki, a że ostatnio się nic ciekawego nie działo, to postanowiłem go odwiedzić. No i zabawiłem tam dłużej niż to zakładałem początkowo. Dałem mu do rozgryzienia orzech, na którym - jak się spodziewam - połamie sobie zbójnickie zęby. Przyniosłem mu w darze "dowód na nieistnienie boga". Początkowo mnie lekceważył, ale w tej chwili chyba już nabrał respektu. On - fizyk i filozof, ja - ktoś nieznany mu całkowicie, jakiś "chłystek" nie znający filozofii. Wuj zapomniał już okoliczności naszego pierwszego spotkania. Ale tego, to chyba długo nie zapomni.
Wydaje mi się, że dyskusja jest warta poczytania, jeśli ktoś ma nadmiary czasowe, więc daję do niej link, a nawet dwa, bo w dwóch wątkach się tam ulokowałem.
Początek, na rozgrzewkę, ale jeszcze nie wygasło...
Miejsce głównego starcia
Zapraszam...