sakana.x
29.05.05, 17:02
Zacznę od tego, że do roweru jako środka komunikacji mam stosunek nas wyraz
pozytywny. Ktoś, kto urodził się w Holandii i wychował w Skandynawii - a tak
mnie się ułożyły losy - po prostu nie może inaczej. A jednak warszawskich
rowerzystów po prostu nienawidzę!
Rower to dla mnie codzienny środek przemieszczania się, alternatywny wobec
samochodu. Tak właśnie jest w Danii, gdzie rowerami pół Kopenhagi jeździ do
pracy.I tak, jak kierowcy samochodów, rowerzyści przestrzegają zasad ruchu
drogowego. Uczy się tego w szkołach, a policjant potrafi zatrzymać i wlepić
mandat rowerzyście.
W Warszawie rowerzyści nie przestrzegają żadnych zasad. Jeżdżą bez zapalonych
świateł wieczorem (o ile w ogóle je mają), nigdy nie sygnalizują ręką skrętu,
regularnie jadą pod prąd. Potrafią jeżdzić OBOK siebie, a nie jeden za
drugim. Osobną kwestią jest zezwolenie na jeżdżenie po chodnikach dla
pieszych, nie do pomyślenia np. w Kopenhadze. Zdaję sobie sprawę, że minister
Gawlik wprowadził ten zapis do kodeksu drogowego, bo kierowcy nie potrafią
uszanować na jezdni rowerzysty. Ale to raczej powód do karania kierowców, a
nie wprowadzania rowerów na miejsce zastrzeżone wyłącznie dla pieszych -
najsłabszych użytkowników dróg. Bo rowerzysta warszawski chyba nauczył się
negatywnych zachowań od swego kolegi w samochodzie i pieszego ma po prostu za
nic!
Z tego samego powodu nie akceptuję wytyczania ścieżek na chodnikach (sic!),
zamiast wydzielania ich z jezdni, nawet kosztem ich zwężenia. A już zupełnym
kuriozum są ścieżki w parkach miejskich, z założenia przeznaczonych do
spacerów. Po to przecież mam rower, żeby nim pojechać za miasto, a nie
straszyć miejskich spacerowiczów z dziećmi i pieskami.
Pozdrawiam z nadzieją na rowerową normalność