ignorant11
17.07.08, 19:46
Sława!
www.rp.pl/artykul/163521.html
Zdradzili mnie wiele razy
Wojciech Lorenz 16-07-2008, ostatnia aktualizacja 17-07-2008 12:54
Słynny przywódca mudżahedinów ma pretensje do Amerykanów, że rozbroili jego
armię. – Gdyby nie to, nie doszłoby do kontrofensywy talibów - mówi
"Rzeczpospolitej" Ismail Khan
Ismail Khan
autor zdjęcia: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Ismail Khan
+zobacz więcej
Pamięta pan swoje pierwsze zwycięstwo nad wojskami sowieckimi?
Ismail Khan: Byłem wtedy młodym oficerem armii Afganistanu. W 1978 roku
wybuchło powstanie ludowe przeciwko komunistycznemu rządowi. Dzień później do
niego dołączyliśmy. W ciągu czterech godzin zdołaliśmy pokonać bardzo duży
rosyjski oddział rozmieszczony w Heracie. Zdobyliśmy wtedy olbrzymie wojskowe
magazyny. Było w nich ponad 10 tysięcy sztuk broni, którą rozdaliśmy ludziom.
Wtedy właśnie do kraju zaczęły wkraczać regularne oddziały sowieckiej armii. W
wyniku walk i sowieckich bombardowań w Heracie zginęło 25 tysięcy mieszkańców.
Ale dzięki zdobytej broni mogliśmy kontynuować walkę. Po 14 latach komuniści
zostali pokonani. Powstanie w Heracie było pierwszą wielką bitwą. Potem było
wiele innych.
Czy przywódcy byli wtedy zjednoczeni, czy każdy walczył na swoje konto?
Na początku byliśmy skupieni wokół dwóch różnych islamskich partii. Ale
stopniowo powstawały kolejne ugrupowania. Na początku wszyscy mudżahedini
mieli jeden wspólny cel; pokonać komunistów. Prawdziwe różnice pojawiły się
pod koniec wojny. Ale pomimo konfliktów mudżahedini potrafili się zjednoczyć.
Kiedy rozpoczynała się walka, polityczne różnice i osobiste ambicje odkładano
na bok.
Afgańczycy mają to do siebie, że się jednoczą, kiedy ich kraj jest okupowany.
Tak też było kiedy do władzy doszli talibowie. Początkowo wzbudzali zaufanie
mieszkańców. Ale kiedy się okazało, że są wspierani z zewnątrz wszyscy
obrócili się przeciwko nim
Talibowie właśnie przystąpili do kontrataku i stają się coraz silniejsi. W
Afganistanie jest 70 tysięcy obcych wojsk i to z pewnością nie koniec. Gdzie
popełniono błąd? Przecież w 2001 roku po ofensywie Sojuszu Północnego i wojsk
USA wydawało się, że talibowie zostali pokonani.
Zwycięstwo nastąpiło bardzo szybko. Po zamachach z 11 września 2001 roku
zaczęły się bombardowania amerykańskie, które zadały talibom bardzo duże
straty. Jednocześnie my rozpoczęliśmy atak na wielu frontach i talibowie,
wyczerpani już wieloletnią walką z nami zaczęli się błyskawicznie wycofywać.
Zwycięstwo przyszło tak szybko i tak łatwo, że Amerykanie przepełnili się dumą
i uznali, że to wyłącznie ich zasługa. My z kolei uważaliśmy, że to nasz
sukces. Problem się zaczął, kiedy Amerykanie zamiast skupić się na rozbrojeni
talibów zwrócili się przeciwko naszym oddziałom. A talibowie wyparci z Kabulu
nie byli ścigani już po kilkudziesięciu kilometrach. W takich prowincjach jak
Ghazni, gdzie teraz są Polacy czy Helmand nikt ich nie niepokoił. Mogli
przystąpić do odbudowy swoich sił a teraz zdobywają kolejne tereny i sytuacja
się pogarsza.
Obecność wojsk m.in. z Polski jest więc uzasadniona?
Teraz bez nich Afganistan by sobie nie poradził. Ale nie musiało tak być.
Ostrzegałem Amerykanów, że robią błąd próbując rozbroić moich ludzi. A oni mi
tłumaczyli, że priorytetem jest stworzenie armii narodowej. Tylko, że przez 3
lata jej liczebność osiągnęła 10 tysięcy żołnierzy. Amerykanie domagali się
abyśmy złożyli broń, kiedy w pięciu kontrolowanych przez moje wojska
prowincjach było tylko 15 amerykańskich żołnierzy! A przecież można było
wykorzystać doświadczenie moich mudżahedinów. Przez kilkanaście lat
walczyliśmy z Rosjanami a potem sami prowadziliśmy walkę przeciwko talibom.
Mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy ludzi i dobre uzbrojenie. Tę wojnę można było
wygrać już na samym początku i siły międzynarodowe nie byłyby konieczne.
Nie boi się pan, że z powodu przedłużającej się obecności wojsk i ofiar
cywilnych sympatia mieszkańców zacznie się przechylać na stronę talibów?
Na początku takie zjawisko nie występowało. Ludzie mieli dość talibów i
chcieli pomocy z zewnątrz. Teraz jednak talibowie rzeczywiście mają coraz
więcej argumentów, które pomagają im prowadzić kampanię propagandową. Hasło,
że Afganistan jest okupowany może przemawiać do pewnej grupy osób.
Kiedy był pan gubernatorem prowincji Herat panował tam spokój i porządek.
Dlaczego akurat panu się to udało?
Allah obdarza ludzi różnymi zdolnościami. W Afganistanie było wielu dowódców,
ale prawdziwą sławę zyskało tylko kilku z nich. Dzięki temu zdobyłem zaufanie
i poparcie ludzi, które było niezwykle ważne. Trzy lata spędziłem w więzieniu
u talibów i miałem czas zaplanować odbudowę mojej rodzinnej prowincji.
Wiedziałem, że muszę mieć silną armię. W ciągu półtora roku byłem w stanie
uzbroić 31 tysięcy ludzi. Kiedy to zrobiłem w całym obszarze zachodniego
Afganistanu nie było najmniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa. Druga sprawa
to stworzenie miejsc pracy dla mieszkańców. W Heracie odkąd najstarsi ludzie
sięgali pamięcią były tylko trzy fabryki. Kiedy przejąłem władzę, zebrałem
ludzi którzy dysponowali kapitałem i w ciągu trzech latach powstało około 250
fabryk. 80 tysięcy mieszkańców znalazło w nich zatrudnienie. Dla miasta była
to rewolucyjna zmiana. Starałem się, aby wszystkie dzieci w regionie
uczęszczały do szkoły. W krótkim czasie udało nam się do szkoły wysłać 300
tysięcy dzieci. 40 proc. z nich to dziewczynki. Największy odsetek w całym
Afganistanie. Założyliśmy uniwersytet, który ma 10 wydziałów. Budowaliśmy
drogi, hotele miejsca do wypoczynku. Tak prowadzona polityka stała się powodem
ogromnego poparcia ludności
I dlatego prezydent Hamid Karzaj wysłał przeciwko panu armię i pozbawił pana
stanowiska gubernatora?
Moja popularność niepokoiła prezydenta Karzaja. Ale na pozbawienie mnie
stanowiska nalegała też społeczność międzynarodowa. Niestety w niektórych
krajach wytworzyło się przekonanie, że nie jestem zadowolony z władzy
centralnej. A to nie była prawda. Popierałem rząd. Po prostu uważałem, że
tylko ja mogę zapewnić bezpieczeństwo w Hearacie, bo mam posłuch u ludzi.
Chciałem, żeby stabilność i bezpieczeństwo promieniowały na inne prowincje.
Okazało się, że znowu miałem rację, bo kiedy mnie usunięto bezpieczeństwo
znacznie się pogorszyło. Ludzie dysponujący kapitałem ze względu na brak
gwarancji bezpieczeństwa postanowili przenieść swoje inwestycje do Iranu czy
Dubaju. Pojawiło się bezrobocie i bieda. Na to, że nie było przeciwko mnie
żadnych oskarżeń może wskazywać, że prezydent Karzaj nie wsadził mnie do
więzienia tylko zrobił mnie ministrem ds. energetyki i wody.
Najwyższe stanowiska zajmują ludzie, którzy często byli wrogami i niejedno
mają na sumieniu. Kiedyś zdradził pana Abdul Raszid Dostum, który był do
niedawna szefem sztabu. Jest pan skłonny mu wybaczyć?
Dostum mnie zdradził w czasie szturmu na zajęty przez talibów Kandahar w
latach 90. Jego lotnictwo bombardowało pozycje moich wojsk, które były już
blisko miasta. W efekcie talibowie odparli atak. Potem znów walczyliśmy po
jednej stronie. Ale zdradzony byłem wiele razy. Jeden z dowódców Dostuma wydał
mnie później w ręce talibów. Większość tych ludzi zrozumiała w końcu, że
popełniła błąd i znów walczyliśmy po jednej stronie. Przeszłość trzeba umieć
zostawić za sobą.
Ja się panu udało zbiec z więzienia talibów w Kandaharze?
Sprzedano mnie kiedy przygotowywaliśmy szturm na talibów. Dostum już z nimi
zerwał, ale jeden z jego dowódców, który był z nim w konflikcie, postanowił
zdradzić. Talibowie chcieli jednak dowodu na szczerość jego intencji i
zażądali mnie. Pewnego dnia Malik zaprosił mnie do siebie. Jedliśmy posiłek,
kiedy weszli jego ludzie z wycelowaną bronią. Nie miałem żadnych szans.
Równocześnie talibowie rozpoczęli kontratak i przełamali front. Pomagały im
już wojska komendanta Malika. 1800 naszych ludzi