epistilbit
18.04.09, 14:08
Tatuś

kupił swojemy czterolatkowi wymarzony rower. Nie za duży, dobrze
dobrany, trójkołowiec, koniecznie czerwony i błyszczący i nie oszukujmy drogi.
4 dni nauki w domu na nic
na podwórku tydzień też nie
jedynie jazda z kijkiem
o przepedałowaniu jednego pełnego kółka nie ma mowy
dzieciak się zacina i mówi że nie umie ale chce jeździć pchany kijem
a dziś rower powędrował do dwuletniego synka dozorczyni
bo w parku jak nasze dziecko odstawiła cyrk że nie umie pedałować
siadł młody dozorczyni ładnie popedałował pod górkę i z górki
to w tatusiu

coś pękło i wręczył rowerek dozorczyniakowi
skutek
dozorczyni wdzięczna jak nie wiem bo stać by jej nie było na taaaki rower (nie
było jej przy tym, jedynie starsze rodzeństwo tamtego dwulatka, bo pewnie
znając kontekst nie przyjęłaby)
dwulatek dozorczyni śmiga po parku na rowerku
a moje dziecko załamane, czuje się oszukane, okradzione i smutne
ja mam żal do ojca, ale ten uważa że postąpił słusznie "nie chcesz się nauczyć
jeździć-nie będzie rowerka), a z drugiej strony cichutki żal do dziecka, że
jest taką ciamajdą.