kolejnylogindowymyslenia
18.07.18, 06:56
Witajcie,
Zazwyczaj unikam uzyskiwania porad na forum, ale jestem tak zestresowana i zaskoczona, że gdzieś muszę się wygadać...
Zacznę może od przybliżenia mojej historii.
O dziecko starałam się juz 18 lat temu, z pierwszym mężem, miałam wtedy 22 lata. Niestety, mimo kilkuletnich starań nic z tego nie wyszło, a zanim zdecydowaliśmy się na metody wspomaganego rozrodu, małżeństwo się rozpadło. Przez kilka lat byłam sama, ale marzenie o dziecku nie przestało mi towarzyszyć. W wieku 30 lat poznałam drugiego męża, 'młodszego ode mnie o kilka lat. On dziecka początkowo nie chciał, ale znał moją sytuację, i w końcu zaczęliśmy starania. Blisko dwa lata i nic z tego. Przebadalismy się na wszystkie strony, diagnoza: niepłodność idiopatyczna. Czyli nie wiadomo co było przyczyną.
Dwa razy podeszliśmy do inseminacji, obie zakończone niepowodzeniem. W końcu zdecydowaliśmy się na in vitro. Udało się za pierwszym razem, radości nie było końca. Ciąża wychuchana, zadbana, w wieku 35. lat urodziłam syna.
Ja zawsze chciałam mieć więcej niż jedno dziecko, ale mąż absolutnie nie, często się o to spieraliśmy, byliśmy nawet u terapeuty żeby przedyskutować to na spokojnie. Zrozumiałam postawę męża, choć po cichu miałam nadzieję, że zmieni zdanie. Po in vitro zostały nam 4 zarodki...
W tym roku synek skończył 5 lat. Po drodze było kilka sytuacji, kiedyś myślałam, że jestem w ciąży, w końcu wiele się słyszy o parach, które doczekują się naturalnej ciąży po in vitro. Za każdym razem robiłam test, zawsze negatywny. Pogodziłam się z myślą, że jeśli mąż nie zmieni zdania i nie zdecydujemy się na wykorzystanie zarodków, będziemy mieli jedno dziecko.
Po drodze okazało się, że mam prawdopodobnie endometriozę w bliźnie po CC, zaczęłam nieregularnie miesiączkować (cykle nawet to 36 dni), czułam często bóle w podbrzuszu.
I teraz do sedna: w ostatnim cyklu (początek miesiączki 10 czerwca), na jego początku złapałam opryszczkę wargową, przez 5 dni leczyłam się Heviranem. Generalnie byłam bardzo osłabiona, źle się czułam. Do tego syn łapał infekcje, ciagle "coś". Wyszło tak, że wspólżylismy z mężem tylko raz w tym czasie, dokładnie 26 czerwca. Zaraz po tym ja złapałam infekcję, przeziębiłam się strasznie, dostałam krople do nosa ze sterydem, poza tym leczenie objawowe.
Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że przy mojej historii, i do tego przy takim osłabieniu organizmu mogłabym zajść w ciążę. Tym bardziej, że czułam, że za chwilę dostanę miesiączkę. Kiedy 34. dnia nie pojawiła się, zrobiłam test i szok: dwie kreski. Początkowo radość ogromna, a zaraz potem jeszcze większy strach, bo... No właśnie, nie przypuszczając, że coś może być na rzeczy, oprócz leków piłam też alkohol. Po tym jak skoczyła się infekcja, ze dwie lampki wina, w odstępstwie dwóch dni, w 29 dniu cyklu małe piwo do obiadu, a potem, dokładnie 14 dni po stosunku, dwie lampki wina. Traf chciał, że w tym dniu dostałam propozycję awansu w pracy... Postanowiliśmy to "uczcić".
Jestem teraz strzępkiem nerwów. O FAS czytałam jeszcze w pierwszej ciąży, byłam wiec zupełnie świadoma czym jest picie alkoholu dla płodu. Gdybym miała choć cień podejrzenia, nigdy nie sięgnęłabym po alkohol... A tu takie ilości, i to juz po zapłodnieniu. Wertuję internet, trafiam na sprzeczne informacje, wg niektórych źródeł (mam na myśli opracowania medyczne), zarodek jest bezpieczny do Ok. 15 dni po zapłodnieniu, według innych nie ma żadnego bezpiecznego okresu i żadnej bezpiecznej ilości.
Nie śpię po nocach, zadręczam się wyrzutami sumienia i placzę, że spieprzyłam pierwszą i pewnie jedyną szansę na naturalną ciążę.
Mój syn jest świetnie rozwijającym się dzieckiem, nie wyobrażam sobie, że kolejne dziecko miałoby mieć problemy ze zdrowiem i rozwojem przez moją nieodpowiedzialność...
Do lekarza idę dopiero za tydzień, teraz jestem na wakacjach, które zresztą wcale mnie nie cieszą.
Mam świadomość, że badania USG czy inne nie są w stanie stwierdzić jakie potencjalnie szkody wyrządziłam sięgając po to nieszczęsne wino. Nawet zakładając, że dziecko urodzi się zdrowe, problemy natury psychicznej mogą wyjść na jaw dużo później. Wiem, że sobie tego nie daruję...
To straszne, ale wcale się z tej ciąży nie cieszę...
Nie oczekuję nawet pocieszenia, musiałam się wygadać, może liczyłam na ulgę... chyba nie przyszła :(