mu_ndek
19.09.14, 02:00
Kich_nor spytał:
>Skoro o dooopie, to co ci wielcy od filozofii traktowali filozoficznie o dooopie, zapytam.
Nie zauważyłem tego zasadniczego i wieloznacznego pytania. Mimo jednak że dotyczy wątku „ontologia doświadczalna” to jednak wykracza poza dziwność subatomową. Dlatego od początku.
Trzeba by najpierw rozdzielić dwa znaczenia które się tutaj przeplatają .
Doooopa jako synonim pustki czy otchłani ludzkiej egzystencji - znaczy się - po co to wszystko? – i nie mniej ważne ale już na bardziej osobistym gruncie – doooopa jako źródło intymnej filozofii czyli - rozkosze ciała/seksu.
(rzecz jasna pozorna separacja doprowadzi nas jak myślę do ponownego połączenia tych nierozerwalnych wątków)
W pierwszym znaczeniu nic skomplikowanego nie ma – trzeba tylko zrozumieć że samotność i przypadkowość istnienia nie znajduje swoich odpowiedzi.
Trzeba być dzielnym i we własnym „ Sięstwie” wywodzić własne prawa nie licząc na żadne rozstrzygnięcia.
Dla niektórych to - niestety – dooopa!
Dla innych - okoliczność znamionująca - jednak radość wolności (tym którym siły starczy) i nieodparte zgłębianie różnorodności cudów świata. Najpopularniejszym cytatem jest tu Pascal –
"Kiedy zważam krótkość mego życia, wchłoniętego w wieczność będącą przed nim i po nim, kiedy zważam małą przestrzeń, którą zajmuję, a nawet którą widzę, utopioną w nieskończonym ogromie przestrzeni, których nie znam i które mnie nie znają, przerażam się i dziwię, iż znajduję się raczej tu niż tam, nie ma bowiem racji, czemu raczej tu niż gdzie indziej, czemu raczej teraz niż wtedy... Wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie"
Nie dużo się tu zmieniło mimo osiągnięć nauki – rozszerzyło się raczej pole naszej niewiedzy. A szum informacyjny wprost przymusza do własnej filtracji.
Tak więc Pascal opisuje z przerażeniem naszą dooopę- ale strachliwy nie był.
Resztę opisują moim zdaniem już współcześni ( Schopenhauer Nietzsche Heidegger Camus – a wszelką metafizyczną „nadzieję” rozbijają nowocześni Derrida i inni - mając za wzór jednak prosokratyków)
Tak czy inaczej... dooopa.
Tak to w moim skrótowym ujęciu wygląda.
Przejdźmy jednak do nie mniej fascynującego tematu czyli – dooopy rozumianej jako rozważania dotyczące ciała.
W przeciwieństwie do „sensu istnienia” na temat ciała (związanych z nim cierpień i rozkoszy) filozofowie nie wypowiadają się zbyt często – z różnych powodów. (pomijamy indyjską mieszankę filozoficzno religijną bo to już przeszłość zduszona przez wschodnio zachodnio religijne „oświecenie” – została tylko kamasutra)
Obciążenia idealizmu/religii nie dają szacownym głosom rozprawiać na głos - o tak zawstydzającej dziedzinie. Niemniej są filozofowie którzy w swojej wolności mogą mówić o wszystkim tak jak Markiz de Sade.
Wcześniej niezastąpiony Montaigne z wrodzonym sobie dystansem/humorem pisząc o „działaniach genitalnych” zaleca je jako stały środek leczniczy.
Ciało i jego „tyrania” której wcześniej unikano rozdzielając biedny byt na ciało i duszę - swoje krańcowe rozdarcie zawdzięcza idealistom od samego Platona - bajko pisarza cieni -zaczynając.
Dla Platona poznanie oznacza coś jakby osiągnięcie pełnej suwerenności względem ciała. Nazywa je grobem. Wola unieważnia moc ciała – która jest mocą śmierci i nie-bytu.
W zamierzchłej zachodniej tradycji bagatelizowano cielesność – ciekawe że akurat Platon w czasach łatwego dostępu do wszelkich uciech i podziwu dla nagiej doskonałości tak uciekał od w stronę duszy ... a może właśnie dlatego?
Czy raczej był to strach przed ciałem które w tych czasach nie było tak znane – ciągła możliwość niewyjaśnionych cierpień? – wszak nie istniało jeszcze pogotowie ratunkowe.
Tradycyjne rozdzielenie ciała i duszy ratowało przynajmniej duszę – co zostało skrzętnie przejęte przez religię.
Trzeba było znaleźć jakieś centrum „właściwego” zarządzania w pełni niezależne od grzesznego ciała. I to ze strachu uczynione rozdarcie przetrwało długo a co śmieszniejsze jest ciągle tak prosto pojmowane - będąc paliwem wszelkich „idealizmów” czy religii. Pogarda dla ciała jest niezdrowa na równi z obecną popkulturową (pojmowaną równie prymitywnie) pochwałą jego –choćby sztucznej – wiecznej doskonałości.
Schopenhauer w swoim melancholijnym (ale przejrzystym) stylu podejmuje trop już znany ale zapomniany – ciało/ rozkosz - śmierć /zapomnienie i tu zaczyna się – w jego „woli” brak pośrednictwa (duszy ) w kontaktach między naszym ciałem a nami.
Kartezjusz najwyraźniej nie zauważył że to ciało go śniło (w jego dziwnym śnie tak znaczącym we współczesnej – wtedy- filozofii)
Ciało jako dziedzic wszystkich ciał z naszej biologicznej przeszłości – zazwyczaj jest mądrzejsze niż my (ma zdecydowanie więcej doświadczenia)
Taki początek -zagajenie