fafunia78
05.11.22, 09:58
Login nowy nie na potrzeby wątku, tylko wylogowało mie i nie pamiętam hasła, a starej poczty już nie mam.
Postaram się zwięźle
Jestem dda i z rodzicami (po rozwodzie)nie utrzymywałam kontaktu, z braćmi też nie, bo poszli w ślady rodziców. Tylko z siostrą ale nie jakiś bliski, mamy 17 lat różnicy, ona jest z drugiego związku matki. Pracujemy razem, ale od dłuższego czasu prosiłam ją, żeby nie mówiła mi co się dzieje zwłaszcza z jednym z braci bo ciągle się w coś ładował, a to już nie na moje nerwy. I tak to sobie wzięła do serca, że właściwie nie mówiła o niczym, jak pytałam co u mamy, to zwykle odpowiadała, że Ok. W wakacje okazało się że nie jest ok, po 10 latach odnowił się u mamy nowotwór. Jak pojechałam do niej to się okazało że już cień człowieka na opiece paliatywnej( nieoperacyjny, chemia i naświetlanie niemożliwe że względu na stan organizmu) ale całkiem świadoma, można względnie dobrze się z nią dogadać. Mąż obrazony( od dłuższego czasu się nie układa między nami) bo wie, że matka mocno nam dla w kość, a ja czasem jeżdżę ( zwykle 2x w tyg żeby odciążyć siostrę, że trzy razy na noc) Jak już jadę to mama mówi o braciach, jeden za granicą mieszka na ulicy, wielokrotnie próbował popełnić samobójstwo, ciągle na jakich dopalaczach, drugi na miejscu z marskością wątroby, w kiepskim już stanie. W październiku okazało się że pies ma nowotwór i wczoraj się dowiedziałam, że czas się z nim pożegnać, czekam na starsza córkę a z wprzjedzie w przyszłym tygodniu i trzeba będzie podjąć decyzję o uśpieniu. Do kompletu mąż w zeszłym tygodniu poinformował mnie, że on już ma tego dość( 2 lata temu kupiliśmy domi i ciągle go remontujemy) bo go nie wspieram, i chyba dłużej tak nie wytrzyma. Teraz tak sobie wegetujemy w zawieszeniu. Jakby tego wszystkiego było mało, wczoraj miałam iść do mamy na noc, żeby siostra mogła sobie wyjść ze znajomymi, ale po wizycie u weta pies po narkozie i zadzwoniłam, że jednak nie dam rady, to usłyszałam, że może jak się nie wybudzi, to może jednak dam radę przyjechać. Mąż widząc że płacze, zapytał czy nadal jestem chora( właśnie miałam covida po wizycie w szpitalu)
Wiem, że każdy ma swoje racje, siostra jest zmęczona, Mąż się obawia jak to się na nas odbije, ale już nie daję rady. Chodzę na terapię od dwóch lat, to mnie chyba trzyma w pionie, byłam na wizycie u psychiatry, dostałam leki, ale na tą chwilę nie biore( mam silne zaburzenia lękowe od kilku lat, na początku wyciszone lekami, ale teraz nie chce wracać, wolę terapię) mam też lek doraźny w razie w. Nie liczę na rady, tak tylko wygadać się chciałam.