leanne_paul_piper
05.02.23, 13:57
Przed moją podróżą słyszałam i czytałam wyłącznie same zachwyty nad Mauritiusem, a teraz muszę powiedzieć, że moje wrażenia są raczej ambiwalentne. Oczywiście to będą tylko pierwsze refleksje, na razie z Trou aux Biches, w którym znajduję się obecnie i paru pierwszych wycieczek objazdowych po wyspie. W przyszłym tygodniu przenosimy się do Grand Baie, a później do Blue Bay, więc jeszcze daję tej wyspie szansę🙃😉. Ale trochę zaczyna mi się Mauritius jawić jako przereklamowany, a nie jako ten raj na ziemi. Siłą rzeczy będę porównywać przede wszystkim z Kenią, Tanzania i Zanzibarem.
Czego mi brakuje? Przede wszystkim plaż, szerokich, z białym piaskiem, ciągnących się kilometrami, po których możesz spacerować godzinami, kiedy jest odpływ. Takich jak w Kenii. Na Mauritiusie takich nie ma, przelecisz się spacerkiem pół godziny w jedną stronę i koniec plaży, dalej tylko kamienie i przejścia nie ma. W drugą stronę to samo, do tego plaże są wąskie, w niektórych miejscach spacerując, zaglądasz ludziom do czytanych książek. Do tego plaże są potwornie zatłoczone, siedzi człowiek na człowieku, a w taki dzień jak dzisiaj nastąpił armagedon. Wylezli wszyscy autochtoni z dzieciorami, okupują każdy centymetr plaży i każdy skrawek ziemi, do tego każdy puszczą swoją muzykę, jazgot taki, że ja musiałam zejść na trochę z plaży, bo inaczej jak słowo daję, chyba bym komuś dała w papę. Jak oni to wytrzymują, nie mam pojęcia. W Tanzanii też widziałam sporo miejscowych z całymi rodzinami, ale oni przynajmniej jakoś się rozpraszali na tych kilometrach i nie darli tak ryja. Nie próbowali też zagłuszyć się jeden przez drugiego muzyką umpa umpa. Nawet teraz z hotelu słyszę to wycie.
Druga kwestia - jest drogo. Może są przyzwyczajeni do bogatych Francuzów, ale imho żądanie ca. 100 zł w przeliczeniu (1000 rupi) za serwis plażowy 2 leżaki i parasol za dzień, to zdzierstwo. Nawet jakbym dysponowała taką kasą, to bym nie zapłaciła, bo to imho niemoralne. Hotele B&B kosztują tutaj 500-800€ za tydzień, gdzie w Kenii płaciłam co najwyżej 200 - 300$. Owszem, jest czysto, codziennie porządnie sprzątane, gorąca woda pod prysznicem, sniadania są pyszne, no ale bez przesady. Drogo.
To co z kolei zaliczam bardzo na plus to czystość, uprzejmość, miła, kulturalna atmosfera, brak natarczywości sprzedawców, i to, że spotkasz tu wszystkie nacje świata, poza dominującymi Francuzami ofcourse i usłyszysz wszystkie języki świata.
I cudowna przyroda, na razie zjechałam z tuzin razy na dupie po błocie, próbując dotrzeć do tych wszystkich cudownych wodospadów. Ale było warto!
Dobra, idę sprawdzić, czy da się trochę uciec od tego umpa umpa i znaleźć raj utracony, a Wy możecie się pokusić o własne refleksje i komentarze😉