goska81-gryfino
03.06.12, 21:54
Wiem, że jakiś czas temu był wątek o dorabianiu, ale postanowiłam reaktywować temat. Jest nam coraz ciężej finansowo. Właśnie podnoszą nam czynsz, który w tej chwili i tak jest już kosmiczny. Mąż zarabia cały czas tyle samo, ja mam świadczenia rodzinne, w tym świadczenie pielęgnacyjne, więc nie mogę podjąć pracy, zresztą nie wiem czy byłby to dobry pomysł, żeby zostawić 10-cio i 11-stolatka z cukrzycą na kilka godzin dziennie samych sobie, bo jakby sobie pofolgowali, to bym im cukrów nie "odkręciła" przez 3 m-ce. Chyba jednak są trochę za młodzi na "samowolkę" w tym względzie. Niestety, nie mamy żadnej rodziny, której można by podrzucać dzieci chociaż na tych kilka godzin dziennie. Maluchy są za małe, żeby zostawały same, a starszaki nie mogą być bez nadzoru. Od kilku lat nie było tak ciężko finansowo. Pierwszy raz od paru lat mamy zaległy rachunek, który jest już "po terminie" ponad miesiąc. Mąż wziął parę dni temu zaliczkę, bo nie było wyjścia i wypłata będzie niższa o zaliczkę, a rachunki takie same. Do tego dochodzi mój dentysta (akurat usługa ponadstandardowa, która musi być załatwiona jak najszybciej), wycieczka szkolna syna, prezent na urodziny córki, rozwalają mi się sandały, dzieciaki sandałów w ogóle nie mają, poza jednym synem, ogólnie masakra. Od pewnego czasu co miesiąc brakuje do 10-go. Zwykle pożyczamy, albo "uśmiechamy się" do mojego taty, ale od niego więcej niż 100zł miesięcznie staram się nie brać. Coraz częściej myślę, że gdybym nie była taka głupia i nie decydowałabym się na piątkę dzieci, byłoby inaczej. Winię siebie, bo to ja nie chciałam się zabezpieczać swego czasu, a teraz jest już "po ptakach". Żebym wiedziała, że będzie tak jak jest, to w życiu bym się na tyle dzieci nie zdecydowała. No, ale jak ktoś jest głupi, to głupim chyba już pozostanie

Mam cholerne, średnie wykształcenie, czyli mam jedno wielkie NIC. Po prostu nie nadaję się absolutnie do niczego. Kiedyś chciałam udzielać korepetycji z angielskiego na poziomie podstawówki i gimnazjum, ale nikt się nie zgłosił, zresztą wątpię czy potrafiłabym kogoś uczyć. To raczej był taki akt desperacji. Nie mam kompletnie pomysłu na dorobienie sobie. Myślałam o zajęciu się jakimś dzieckiem, ale kto da pod opiekę dziecko do domu, gdzie jest piątka dzieci? Wiadomo, że ktoś taki bałby się, że jego dziecko często będzie chorowało. Tak przynajmniej myślę. Na roznoszenie ulotek trzeba mieć czas, bo sama niedziela lub weekend to chyba trochę mało. Handlowanie na allegro tym, co można sprzedać po swoich dzieciach zupełnie mi nie szło, w najlepszym wypadku wychodziłam na "czysto", ewentualnie kilka złotych "do przodu", ale to dosłownie kilka złotych. Myślałam kiedyś o dotacji unijnej na rozkręcenie czegoś własnego, ale skąd pewność, że pójdzie dobrze? Nie uśmiecha mi się wpaść w prawdziwe długi. Macie jakiekolwiek pomysły? Bo jak dla mnie to na razie nie widzę żadnej perspektywy, za to jestem na siebie wściekła niesamowicie za tę swoją głupotę i totalny brak myślenia przed faktem. Prawdę mówiąc to może taka nauczka mi się po prostu należy, żebym na przyszłość wiedziała, że myśli się głową, a nie macicą.