oneraz
13.12.07, 00:54
Niedawno zostałem ojcem. Nigdy nie lubiłem dzieci ani nie chciałem
mieć własnych, ale kiedy się dowiedziałem o ciązy pomyślałem sobie
ze pewno nie ja pierwszy mam obiekcje, i jak juz musi byc to niech
będzie. I teraz widzę że jest mi to dziecko kompletnie obojętne.
Kompletnie. Nie irytuje mnie kiedy wrzeszczy i nie daje spać (bo w
koncu wszystkie dzieci takie są), tylko jest mi obojętne. Wszystkie
kwestie zwiazane np. z jego zdrowiem widzę wyłącznie w kategorii
wydatków i straty czasu, przejmuję się nimi mniej wiecej tak jak
zepsutym odkurzaczem albo czymś takim. Na zewnątrz muszę oczywiście
udawać ze jestem z dziecka dumny i generalnie szczęśliwy, ale powoli
zaczyna mi brakować to tego teatru cierpliwości, poza tym dziecko w
koncu kiedyś się zorientuje że jest mi obojętne i wątpię żeby było z
tego powodu zadowolone. A przecież w koncu nic tu nie zawiniło. Mam
do tego coś w rodzaju syndromu ucieczki, coraz mniej chce mi się
wracać do domu i grać tatusia.
Własciwie, jest jednak jedna rzecz ktora mnie frustruje - swiadomość
ile pieniędzy to dziecko już pochłonęło, i ile się jeszcze zmarnuje.
Zastanawiałem sie nawet czy może to jakiś podświadomy strach przed
tym że dziecko nie jest moje, ale nie, nie mam wątpliwości. Zresztą
to by było bardzo dobre rozwiązanie, bo uwolniłoby mnie od
odpowiedzialności.
I teraz niech mi ktoś powie co z tym zrobić, jest jakaś szansa że to
przeminie?... Myślałem że jakaś więź się nawiąże jeśli będziemy
spędzać razem dużo czasu, ale jedyne odczucia jakie mnie ogarniają
to straszna nuda i żal z powodu bezsensownej straty owego czasu.
Watpię żebym to wszystko zbyt długo wytrzymał.