illmatar
08.12.11, 21:03
Pozwalam sobie założyć nowy wątek, Larusse mnie zainspirowała pisząc (w styczniu) w wątku o pięknie i punkcie odniesienia:
A w jaki sposób ateiści radzą sobie z niekontrolowanym "napływem, potokiem myśli"? Ze strumieniem świadomości?
Co prawda napisała to po wpisie Witka, takim:
Religia i wiara może być "inspiracją do tworzenia Piękna dla osób wierzących.
Dla agnostyków, być może piękno Natury jest dziełem Boga, podobnie jak talent, który jest źródłem piękna tworzonego przez wybitnych ludzi.
Ateistom trudniej jest określić, co jest przyczyną jego istnienia...,
ale ja tym bardziej nie widzę związku i chciałabym zrozumieć dlaczego ateiści mieliby mieć większy problem z nieokiełznanym strumieniem świadomości niż nie-ateiści? Bo co im przeszkadza się ogarnąć?
I też ciekawi mnie, gdzie ja jestem na tej skali, skoro nie uważam się za ateistkę, lecz za osobę niewierzącą? Rozumiem że niewierzący są powszechnie myleni z ateistami, ale dla mnie różnica jest taka, że a-teista aktywnie występuje przeciw wiarom, a jeszcze bardziej przeciw religiom, a ja nie. Po prostu żadna łaska nie jest mi dana, żaden przymus rodzinno-szkolno-społeczny mnie nie nakłonił do uczestnictwa w wierze jakiejś.
Może z tego powodu wierzący współczują czasem niewierzącym, szczególnie ateistom, jako tym "aktywnym wrogom Pana Boga", że uważają brak łaski za jakąś ułomność, jakąś chorobę? Chorobę, którą przy dobrej woli można by uleczyć, brak uzupełnić, ułomność naprostować?
?