Dodaj do ulubionych

rozczulanie sie

IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.09.03, 18:33
Wiecie co, zastanawiam sie czy ja jestem jakas nieczuła czy co. Miałam
ostatnio okazje widziec w przychodni zachowanie młodej mamy i babci z
dzieckiem na oko półrocznym, po szczepieniu, dosc mnie zastanawiające.
Oczywiscie dziecko po wyjsciu z gabinetu płakało, miało prawo, bo bolało
zapewne, ale to rozczulanie sie obu pan zwaliło mnie z nóg- jakies 15 min.
obcałowywania, gadania-"no cio, malenki, oj bolało, nie płacz, bolało
prawda? ojej, no juz no juz juz dobrze, ciii ciii ciii",itp,itd.Efekt był
taki ze mały zamiast sie uspokoic porykiwał coraz głosniej, a te znowu te
swoje no cio no cio.
Czy wy tez w ten sposób uspokajacie swoje dzieci, tzn, takim nadmiernym
rozczulaniem sie, bo ja raczej staram sie odwrócic uwage dziecka, cos
pokazac, zabawke jakąs, i zaraz płacz ustaje, wydaje mi sie ze to lepszy
sposób niz takie "no cio ". Mam racje czy sie myle?
Obserwuj wątek
    • melanie Re: rozczulanie sie 06.09.03, 22:24
      Wydaje mi sie, ze nie zawsze odwrocenie uwagi bedzie skuteczne, bo przeciez
      problem nie znika z tego powodu. Zalezy tez od psychiki dziecka jak rowniez od
      skali problemu. Generalnie zawsze pocieszalam swoje dzieci, jezeli czuli jakas
      krzywde, np calowalam chore miejsce i pocieszalam. Takie pocieszanie od
      najmlodszego wieku sprawia, ze wiedza, ze zawsze maja kogos, komu moga sie
      wyzalic. A bedzie ta swiadomosc im bardzo potrzebna pozniej, kiedy problem nie
      bedzie dotyczyl bolacego kolanka, ale czegos powazniejszego. I wtedy nie da sie
      odwrocic uwagi, a dziecko, ktoremu nikt nie wspolczul, ani nie pocieszal w domu
      moze znalezc pocieszyciela gdzie indziej. Mysle, ze przesadzasz z tymi 15
      minutami w przypadku opisywanym w przychodni. Generalnie uwazam, ze we
      wszystkim jest potrzebny umiar, ale nie jestem zwolenniczka zimnego chowu. Mam
      juz duze dzieci, bardzo samodzielne, i wcale nie wyrosly z nich mieczaki, wrecz
      przeciwnie, dziecko, ktore czuje, ze ma wszparcie, nie boi sie nowych wyzwan i
      robi sie bardzo samodzielne.
      Pozrdawiam
      • Gość: lola Re: rozczulanie sie IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 07.09.03, 09:42
        melanie napisała:

        > Wydaje mi sie, ze nie zawsze odwrocenie uwagi bedzie skuteczne, bo przeciez
        > problem nie znika z tego powodu. Zalezy tez od psychiki dziecka jak rowniez
        od
        > skali problemu. Generalnie zawsze pocieszalam swoje dzieci, jezeli czuli
        jakas
        > krzywde, np calowalam chore miejsce i pocieszalam. Takie pocieszanie od
        > najmlodszego wieku sprawia, ze wiedza, ze zawsze maja kogos, komu moga sie
        > wyzalic. A bedzie ta swiadomosc im bardzo potrzebna pozniej, kiedy problem
        nie
        > bedzie dotyczyl bolacego kolanka, ale czegos powazniejszego. I wtedy nie da
        sie
        >
        > odwrocic uwagi, a dziecko, ktoremu nikt nie wspolczul, ani nie pocieszal w
        domu
        >
        > moze znalezc pocieszyciela gdzie indziej. Mysle, ze przesadzasz z tymi 15
        > minutami w przypadku opisywanym w przychodni. Generalnie uwazam, ze we
        > wszystkim jest potrzebny umiar, ale nie jestem zwolenniczka zimnego chowu.
        Mam
        > juz duze dzieci, bardzo samodzielne, i wcale nie wyrosly z nich mieczaki,
        wrecz
        >
        > przeciwnie, dziecko, ktore czuje, ze ma wszparcie, nie boi sie nowych wyzwan
        i
        > robi sie bardzo samodzielne.
        > Pozrdawiam

        Oczywiscie, moze za mało napisałam, ja tez dziecko przytule, pochucham, wcale
        nie stosuje zimnego chowu, ale jak juz wytre łezki, pocałuje to temat uwazam
        za zakonczony, nie roztkliwiam sie nadmiernie, bo dziecko wtedy histeryzuje i
        z byle zadrapania robi sie wielkie halo.
        odwrócenie uwagi malutkiego dziecka, bo o takim tu pisze, naprawde skutkuje,
        zobaczy grzechotke i zapomina o tym co było przed chwila.Mam doswiadczenie, bo
        dziecko było kilka razy w szpitalu, przechodziło rózne zabiegi, było
        poparzone, moze dlatego zwykłe szczepienie uwazam za malenki problemik?
        Dziecko bardzo wyczuwa reakcje matki, jak zachowuje sie racjonalnie i
        spokojnie, to mniej sie boi, im bardziej sie mamusia uzala tym wydaje sie
        dziecku ze wieksza dzieje mu sie krzywda. Tak to postrzegam.

        A te panie naprawde urzadzały ten cyrk przez 15 min, zamiast dac spokój to
        uzalały sie bez konca.
        • Gość: ika Re: rozczulanie sie IP: *.warszawa.cvx.ppp.tpnet.pl 07.09.03, 11:44
          zauwazylam, ze jak moje dziecko placze po uderzeniu czy zadrapaniu, to
          rzeczywiscie je boli, poniewaz wielokrotnie nad duzymi siniakami i bardzo
          dzwiecznymi zdezeniami ze sprzetami domowymi etc mowi-a, nie boli, sam
          pomasuje. masuje i idzie dalej. Wiem więc, ze jesli placze, to rzeczywiscie
          zabolało i wtedy widze, ze pzyznanie mu, ze to co czuje jest wazne, pomaga mu
          przejsc nad tym do porzadku dziennego. mowie np"co za niemila przygoda, tak
          znienacka sie walnąć. Cos takiego moze bardzo bolec. Pomasowac?" Zwykle dziecko
          pomasowane mowi zadowolone "juz nie boli " i idzie do zabawy.
          To samo dziecko, inny interlokutor, ktory stara sie przekonac, z nic sie nie
          stalo, nic powaznego: powoduje u mojego dziecka tylko wieksze zarykiwanie sie.
          nie dziwie sie. To tak, jak mnie sie cos stanie i ktos okaze zrozumienie,
          latwiej mi zamknac te kwestie i zajac sie czym innym, dotyczy to kazdego
          rodzaju problemow. Jesli ktos bagatelizuje albo zmienia temat, czuje sie
          rozzalona.
          To samo bylo, jak dziecko bylo calkiem malutkie ( teraz ma 3 lata).

          tego sposobu komunikacji nauczylam sie zk siazek " jak mowic, by dzieci nas
          sluchaly, jak sluchac, by dzieci do nas mowily" Faber i Mazlish. NIe iwem, co
          bym bez tych ksiazek zrobila, powtarzam to do znudzenia, ale w tylu sytuacjach
          sprawdzaja sie metody tam opisane, ratujac przed powaznymi konfliktami czy
          problemami, ze nie przestaje tych kobiet blogoslawic.

          Ale mysle, lola, ze chodzilo Ci o cos innego- o to, ze dziecko, widzac strach i
          przejecie mamy, zaczyna sie bac i dlatego ciagnie histerie. Co innego okazac
          wspolczucie i byc otwartym na potrzebe pocieszenia, a co innego przerazic sie-
          pamietam, kiedys myslalam, ze maluszek zjadl cos trujacego i wezwalam
          pogotowie, okazalo sie, ze to falszywy alarm, tak naprawde nie mial do tego
          dostepu, ale ze tuz po przeprowadzce, uznalam, ze moze gdzis dopadl jednak, a
          okazalo sie, ze poslinil kredke, a nei wypil trujaca farbke. Panowie z
          pogotowia , prosto z "Na dobre i na zle" nota bene, uspokajali mnie przede
          wszystkim, argumentujac, ze dziecko widzi, jak sie boje i jest tym przerazone.

          Ostatnio babcia zrobila histerie na temat kupy. Efekt- stres taki ,ze u niej
          nie robi, a u mnie tylko przez sen. I rozmawia ze mna na temat szczegolow tej
          histerii za kazdym razem, jak chce mu sie kupe.

          tak, ze zgadzam sie w zupelnosci. lepiej nawet najmniejszemu dziecku
          opowiedziec wczesniej, co sie wydarzy, i ze szczepionka moze bolec, a potem
          patrzec ze zdumieniem, jak po krotkim chlipnieciu roczny maluszek jest juz ok,
          zamiast zawodzic jak inne dzieci, ktore, oczywiscie, maja do tego pelne prawo i
          pierwsza im je przyznam smile.
          Mowic dziecku, co je czeka, i co sie bedzie dzialo, to tez, wiem ,ze jestem
          nudna, magiczne daje efekty.
          • Gość: lola Re: rozczulanie sie IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 07.09.03, 20:20
            Gość portalu: ika napisał(a):

            > zauwazylam, ze jak moje dziecko placze po uderzeniu czy zadrapaniu, to
            > rzeczywiscie je boli, poniewaz wielokrotnie nad duzymi siniakami i bardzo
            > dzwiecznymi zdezeniami ze sprzetami domowymi etc mowi-a, nie boli, sam
            > pomasuje. masuje i idzie dalej. Wiem więc, ze jesli placze, to rzeczywiscie
            > zabolało i wtedy widze, ze pzyznanie mu, ze to co czuje jest wazne, pomaga
            mu
            > przejsc nad tym do porzadku dziennego. mowie np"co za niemila przygoda, tak
            > znienacka sie walnąć. Cos takiego moze bardzo bolec. Pomasowac?" Zwykle
            dziecko
            >
            > pomasowane mowi zadowolone "juz nie boli " i idzie do zabawy.
            > To samo dziecko, inny interlokutor, ktory stara sie przekonac, z nic sie nie
            > stalo, nic powaznego: powoduje u mojego dziecka tylko wieksze zarykiwanie
            sie.
            > nie dziwie sie. To tak, jak mnie sie cos stanie i ktos okaze zrozumienie,
            > latwiej mi zamknac te kwestie i zajac sie czym innym, dotyczy to kazdego
            > rodzaju problemow. Jesli ktos bagatelizuje albo zmienia temat, czuje sie
            > rozzalona.
            > To samo bylo, jak dziecko bylo calkiem malutkie ( teraz ma 3 lata).
            >
            > tego sposobu komunikacji nauczylam sie zk siazek " jak mowic, by dzieci nas
            > sluchaly, jak sluchac, by dzieci do nas mowily" Faber i Mazlish. NIe iwem,
            co
            > bym bez tych ksiazek zrobila, powtarzam to do znudzenia, ale w tylu
            sytuacjach
            > sprawdzaja sie metody tam opisane, ratujac przed powaznymi konfliktami czy
            > problemami, ze nie przestaje tych kobiet blogoslawic.
            >
            > Ale mysle, lola, ze chodzilo Ci o cos innego- o to, ze dziecko, widzac
            strach i
            >
            > przejecie mamy, zaczyna sie bac i dlatego ciagnie histerie. Co innego okazac
            > wspolczucie i byc otwartym na potrzebe pocieszenia, a co innego przerazic
            sie-
            > pamietam, kiedys myslalam, ze maluszek zjadl cos trujacego i wezwalam
            > pogotowie, okazalo sie, ze to falszywy alarm, tak naprawde nie mial do tego
            > dostepu, ale ze tuz po przeprowadzce, uznalam, ze moze gdzis dopadl jednak,
            a
            > okazalo sie, ze poslinil kredke, a nei wypil trujaca farbke. Panowie z
            > pogotowia , prosto z "Na dobre i na zle" nota bene, uspokajali mnie przede
            > wszystkim, argumentujac, ze dziecko widzi, jak sie boje i jest tym
            przerazone.
            >
            > Ostatnio babcia zrobila histerie na temat kupy. Efekt- stres taki ,ze u niej
            > nie robi, a u mnie tylko przez sen. I rozmawia ze mna na temat szczegolow
            tej
            > histerii za kazdym razem, jak chce mu sie kupe.
            >
            > tak, ze zgadzam sie w zupelnosci. lepiej nawet najmniejszemu dziecku
            > opowiedziec wczesniej, co sie wydarzy, i ze szczepionka moze bolec, a potem
            > patrzec ze zdumieniem, jak po krotkim chlipnieciu roczny maluszek jest juz
            ok,
            > zamiast zawodzic jak inne dzieci, ktore, oczywiscie, maja do tego pelne
            prawo i
            >
            > pierwsza im je przyznam smile.
            > Mowic dziecku, co je czeka, i co sie bedzie dzialo, to tez, wiem ,ze jestem
            > nudna, magiczne daje efekty.

            O to własnie mi chodziło
    • Gość: aniko Re: rozczulanie sie IP: 62.29.248.* 09.09.03, 11:10
      A gdyby Ciebie Lola coś bardzo zabolało (bo szczepienie boli - to fakt) to miło
      by Ci było gdyby najbliższa osoba kwitowała to mówiąc: "nic sie nie stało,
      chodź napijemy sie piwka" Sławetne "odwrócenie uwagi".
      Ja zawsze pocieszam dziecko i nie zauważyłam aby odnosiło to skutek przez
      Ciebie opisywany, przeciwnie dziecko szybko się uspakaja, a bardzo często samo
      po uderzeniu się mówi "nic nie bolało". Więc jak boli to wiem, że boli.
      • Gość: lola Re: rozczulanie sie IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 09.09.03, 15:43
        Gość portalu: aniko napisał(a):

        > A gdyby Ciebie Lola coś bardzo zabolało (bo szczepienie boli - to fakt) to
        miło
        >
        > by Ci było gdyby najbliższa osoba kwitowała to mówiąc: "nic sie nie stało,
        > chodź napijemy sie piwka" Sławetne "odwrócenie uwagi".

        Nie przeczytałas moich wszystkich postów- oczywiscie przytulenie najpierw, ale
        w ramach rozsądku, a potem zmiana tematu, a nie drązenie tego w nieskonczonosc.

        > Ja zawsze pocieszam dziecko i nie zauważyłam aby odnosiło to skutek przez
        > Ciebie opisywany, przeciwnie dziecko szybko się uspakaja, a bardzo często
        samo
        > po uderzeniu się mówi "nic nie bolało". Więc jak boli to wiem, że boli.

        Inaczej podchodzi sie do dziecka które juz mówi, a wiec starszego niz
        niemowlak, inaczej do półrocznego- te szybciej uspokoi sie własnie jak juz po
        ucałowaniu i przytuleniu dasz w łapke grzechotke.Z tym starszym trzeba
        pogadac,jasne.Tłumaczenie niemowlakowi, ze to konieczne, tak trzeba, zeby był
        zdrowy raczej do niego nie trafia.
        Akurat byłam dzis na szczepieniu mojej 5 latki, panika, wrzask, ale potem
        przytulenie, nagroda i cisza, zadnego rozmemłania, mazania sie dłuzej niz to
        konieczne. Nadal uwazam ze takie nadmierne roztkliwianie sie jak opisałam w
        poscie jest idiotyczne.
        • Gość: Michalinka Re: rozczulanie sie IP: *.acn.pl / *.acn.pl 14.09.03, 16:38
          Wiesz Lolu każde dziecko jest inne i wymaga innego traktowania. Moja córeczka
          zawsze kiedy ja coś boli lub jest jej zle (ma 15 mies.) oczekuje, ze ja
          przytule i zawsze to robię i tule tak długo jak ma na to ochotę, bo to jej
          zawsze pomaga i pociesza. Po to dziecko ma rodziców, najblizsze mu osoby, zeby
          mogło u nich zawsze znaleźc pocieszenie i ukojenie swoich małych problemów. Bo
          to, ze wg Ciebie szczepienie to nic, nie znaczy, ze Twoje dziecko tak uwaza,
          jesli ono sie boi i panikuje, to trzeba je uspokoic i pocieszyc. Jesli tamte
          Panie tak długo pocieszały maluszka to widocznie tego dziecko potrzebowało. Sa
          dzieci, które wystarczy raz przytulic, pocałowac chore miejsce i jest ok.
          innemu trzeba odwrócic uwagę, a jeszcze inne długo tulić. Ciekawe jak bys sie
          czuła, jesli za iles tam lat powiesz swojemu dorosłemu dziecku, oj , zle się
          juz czuje, tak strasznie mnie juz bola nogi, ze chodzic nie moge (np.), a ono
          Cie potraktuje tak jak samo było zawsze traktowane: Oj matka przesadzasz,
          rozczulasz sie nad soba i tyle. Lepiej pogadajmy o czyms ciekawszym to
          zapomnisz, ze boli. Ja uważam, ze tylko okazujac dziecku miłośc, zapewniając,
          ze w rodzicach ma zawsze oparcie, mozna je wychowac na zdrowego, szczesliwego
          czlowieka.
          pozdrawiam
          Michalinka
          • mam-darynka Re: rozczulanie sie 14.09.03, 17:39
            Lola - obawiam sie, ze nie masz szans na przekonanie niektorych mam. Bo to im,
            a nie ich dzieciom!!!, potrzebne jest to nadmierne rozczulanie, przytulanie i
            calowanie. Tak samo jak z przegrzewaniem i przekarmianiem - milosc
            macierzynska sprowadzona do dawania ZA DUZO i ZA CZESTO.
            Bardzo trudno jest wywazyc i bardzo trudno kochac madrze - stawiac wymagania,
            uczyc samodzielnosci od pierwszego krzyku, umiec sie usunac, odejsc,
            pozostawic dziecku prawo podejmowania decyzji, pocierpienia w samotnosci,
            nauczenia sie siebie. Kazda z nas balansuje na krawedzi i czasem wiemy, ze sie
            udalo a czesto wiemy, ze znow przesadzilysmy lub ze moze tym razem nie dalysmy
            ile nalezy. Dlatego wiele matek woli dac wiecej niz potrzeba (w kazdej
            kwestii) niz zyc w poczuciu, ze daly za malo. Osobiscie dochodze jednak coraz
            czesciej do wniosku, ze lepiej pozwolic zmarznac niz przegrzac, lepiej
            pozwolic byc glodnym niz przekarmic, lepiej pozwolic dziecku poplakac i samemu
            sie uspokoic niz zaglaskac "na smierc", bo minimalny niedosyt jest jednak
            zdrowszy niz przesyt. W kazdej sprawie. Ale nie kazdy musi podzielac moje
            zdanie :o)
            Masza
            • aka10 Re: rozczulanie sie 14.09.03, 17:58
              Popieram w 100%.Pozdrawiam.
            • Gość: lola Re: rozczulanie sie IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 14.09.03, 19:10
              Wydaje mi sie ze co niektóre mamy mnie po prostu nie zrozumiały. Jak
              najbardziej nalezy dziecko przytulic, pogłaskac, ucałowac, pocieszyc, ale..w
              granicach rozsadku. Naprawde znam duzo dzieci i widze jak sie zachowują, nie
              opieram sie tylko na obserwacji własnego dziecka.Sporo miałam okazje
              zaobserwowac podczas 5 pobytów z dzieckiem w szpitalu. I zauwazyłam dziwna
              zaleznosc- najspokojniej pobyt, zabiegi znosiły dzieci tych spokojnych,
              opanowanych mam, własnie nadmiernie nie rozczulajacych sie.I w zaden sposób
              nie mozna im zarzucic oziebłosci czy braku ,miłosci, wrecz przeciwnie.Zas
              dzieci tych szczebiocacych mamun, uzalajacych sie czasem wespół z babcia nad
              łózeczkiem, bardzo czesto wykazywały niezrozumiałą histerie.Według mnie im
              bardziej rodzic przy dziecku demonizuje chorobe, zastrzyk czy inne
              nieprzyjemnosci tym dziecko gorzej je znosi.
              Dlatego nie dziwie sie ze czasem personel medyczny krzywo patrzy na rodziców w
              szpitalu, bo zamiast pomóc przeszkadzaja, dziecko jak tylko ich zobaczy
              zaczyna sie mazgaic.
              A co do sytuacji w przychodni, tak jak napisałam- to dziecko wcale sie nie
              uspokoiło, darło sie coraz głosniej, jak przestało to zamiast dac spokój, obie
              panie dalej kontynuowały owo rozczulanie sie co przyniosło natychmiastowy
              efekt w postaci ponownego płaczu.Wiec gdzie tu logika?
              • Gość: ika Re: rozczulanie sie IP: *.warszawa.cvx.ppp.tpnet.pl 15.09.03, 02:07
                mam-darynko, jak zwykle słowa mądrosci. Niedawno analizowalam sobie swoje
                wlasne dotychczasowe koleje i zauwazylam pewna prawidlowosc, zastanawiajac sie
                nad roznymi zadolowaniami, odrzuconymi na wstepie szansami, "depresjami" etc-
                ze ja zawsze moglam sobie na nie pozwolic. POniewaz od dziecka w sumie uczylam
                sie sobie radzic samodzielnie, nie bylo tego duzo, ale zawsze, jak sie
                zdarzalo, to dlatego, ze mialam dosc komfortowe warunki, by moc sobie na to
                pozwolic. Np w okresie studiow zarabialam juz na siebie i mialam takie zajecie
                ze bardzo dobrze, ale mieszkalam z rodzicami. dlatego moglam miec dola i np
                odrzucac kolejne propozycje z jakimi do mnie dzwoniono, poniewaz niem usialam
                zapracowac na czynsz czy jedzenie- zawsze byla mama, ktora wrzucila moje brudne
                ciuchy do pralki, jesli ja lezalam pod koldra i nie hccialam zmierzyc sie ze
                swiatem.
                Natomiast wiele z moich najwiekszych zyciowych sukcesow zawdzieczam temu, zem
                usialam sobie poradzic sama. i wtedy okazywalo ise, ze mozna gory przenosic. I
                czlowiek nie mial czasu- ani potrzeby- depresji. Oczywiscie, to byly moje
                mlodziencze depresje, nie mowie o przypadkach klinicznych, Bron Boze nie chce
                bagatelizowac czyjejs choroby. Chdzi mi jednak o prawidlowosc- radzenie sobie,
                samodzielnosc, poczucie wlasnej sily i umiejetnosc polegania na sobie wywodza
                sie umnie z sytuacji w ktorych bylam zdana na siebie. neikoniecznie dlatego, ze
                rodzian mnie olała, lecz na przyklad dlatego, ze okazano mi zaufanie, ze
                poradze sobie sama. Lub akurat w domu byly inen problemy. Dlatego juz wl iceum
                dorabialam sobie, realizowalam swoje pasje, podejmowalam samodzielne decyjze,
                podrozowalam. Widze, jak decyzja o miszkaniu z rodziacami w czasie studiow byla
                wygodnicka i jak wplynela na mnie rozprezajaco. widze to teraz, ale obserwuje
                tez mlodsza siostre, ktora zawsze byla pod opieka zarowno mamy jak i moja. jej
                znacznie trudniej jest podjac jakiekolwiek zyciowe wyzwanie. mojej siostrze
                zyje sie o wiele trudniej na tym swiecie. bo byla domowym maluszkiem. bo zawsze
                moze uciec do mamy albo siostry.
                wyrzadzamy naszym dzieciom krzywde, za bardzo je wspierajac.

                a moj syn to sie po prsotu tyranem robi, jak babcia sie z nim cacka. wydaje
                polecenia tonem godnym cesarza, nie znoszacym sprzeciwu.
                w domu, gdzie panuja inne zwyczaje, jest normalnym, radosnym, pogodnym
                chlopaczkiem, z ktorym mozna sie na spokojnie zwykle dogadac. ale w roznych
                nowych sytuacjach probuje, czy nie da sie styranizowac otoczenia- nauczono go,
                ze niektorzy sie daja. I jak sie zaplacze na zawolanie, to rzuca wszystko i
                buty pogubia, byle spelnic nasze rządania.
                obserwowalam go pare razy w takiej sytuacji- niby wielki szloch, a dyskretnie
                sie oglada, czy ktos patrzy. jesli patrzy, wybucha wiekszym placzem. jesli sie
                odpowie spokojnie, ze rozumie sie, ze moze mu sie to nie podobac, ale jest tak
                i tak, bo to: bezpieczne, potrzebne, blabla, cokolwiek co jest prawda w danym
                rpzypadku, i ze jesli ma potrzebe protestowac to oczywiscie moze, jego swiete
                prawo, w swoim pokoju, kazdy to szanuje, to szybko m usie to nudzi i mowi, no
                dobrze to juz ... costam, co potwierdza jego akceptacje sytuacji, i juz jest
                dobrze i juz sie bawimy dalej.
                co wiecej, patrze na niego porozumiewawczo i szturcham go leciutko z usmiechem
                i z uniesonymi brwiami a on mi odpowiada takim samym szelmowskim usmiechem.
                doskonale sie rozumiemy. i on naprawde ogromnie docenia, ze ja go w takich
                sytuacjach przejrzę i potraktuję z ciepla, pelna milosci ironia. widze w
                dziecku ulge. nikt wszak nie lubi czuc sie tyranem, a dziecko nie jest glupie i
                wie, ze manipuluje otoczeniem.
                dlatego krew sie we mnie burzy, ze niektorzy mu na to pozwalaja i on jest potem
                skolowany. ze tak wczesnie sie dziecko uczy takich metod.

                wbrew pozorom, to brak szacunku i brak troski o jego wewnetrzne poczucie
                samodzielnosci i wlasnej wartosci. tak robia ludzie, ktrozy chca sie czuc
                potrzebni za wszelka cene. wiec przerazaja dziecko, ze szczepionka to cos
                makabryznego i ono przerazone szuka ratunku u matki. ulegaja kazdemu kaprysowi
                dziecka ludzie, ktorzy chca, by ono uwazalo ich za najwspanialsze i najlepsze i
                bylo do nich szczegolnie przywiazane.
                brrr.....

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka