12marcin
29.10.08, 19:10
Witam wszystkich. Od pewnego czasu czytam Wasze wypowiedzi na tym
forum. I choć pewnie oblejecie mnie pomyjami chciałbym poczytać
posty na odpowiedź tego co napiszę poniżej.
Od ponad roku jestem mężem mojej żony. Znamy się od lat - byliśmy i
jesteśmy przyjaciółmi (ona jest moim najlepszym przyjacielem - lata
wspólnych wędrówek po górach i podróży po świecie), jako para
jesteśmy razem od czterech lat. Można powiedzieć, że jesteśmy
szczęśliwi - własne mieszkanie w starym bloku, do którego dołożyli
się rodzice, używany samochód, bez dzieci (planujemy). Zarabiamy
oboje na poziomie średniej krajowej. Moja żona nawet więcej i bardzo
ciężko na to pracuje. Co roku wakacje za granicą, ale ogólnie bez
szaleństw. Nie kłócimy się, a ostatnio rozumiemy i dogadujemy się w
mig. Dla otoczenia jesteśmy (chyba) ideałem związku.
Pół roku temu poznałem tę drugą. Pracujemy razem, widuję ją
codziennie. Po kilku wymianach głębszych spojrzeń ona zdecydowała
się okazać mi bardziej bezpośrednio to, co do mnie czuje. Przede
wszystkim muszę powiedzieć, że nigdy nie poznałem kobiety, która by
tak otwarcie stwierdzała, że jej się podobam (jestem raczej
przeciętniakiem). Początkowo od razu stwierdziłem, że z tego nic nie
może być, bo małżeństwo itp. Potem kilka razy spotkaliśmy się,
doszło do pocałunków i pieszczot. Żadnego seksu. Od pewnego czasu
praktycznie nie ma dnia, abyśmy się w pracy ukradkiem nie pocałowali
lub dotknęli. Rozmawialiśmy o tym co nas łączy i nie jest to nic
głębokiego, raczej wzajemna fascynacja i stwiedziliśmy, że w nic
więcej się to nie przerodzi - zbyt wiele nas dzieli przede wszystkim
mentalnie. Z resztą ja jestem raczej zamknięty i zanim tą drugą
poznałbym na tyle abym zdecydował się na rozwód, to minęły by wieki,
a raczej do tego nie doprowadzę wiedząc, że straciłbym naprawdę
ogromnie dużo, na co wspólnie pracowałem razem z moją żoną (a może
już straciłem - przecież ją zdradziłem). Ta druga stwierdza, że mam
po prostu korzystać z życia i nie chciałaby doprowadzić do rozwodu.
Jednak nie ma dnia, żebym nie myślał o tym co dalej. Wiem, że
wiecznie nie może to trwać. Do tej drugiej mam zaufanie i mogę
liczyć na jej dyskrecję. Wiem, że ona nie zakocha się we mnie i nie
zrobi żadnej afery przed moją żoną itp. Jednak chyba nie ma czegoś
takiego jak taki romansik bez konsekwencji. Z jednej strony wiem, że
przekroczyłem pewną granicę, po której nie ma powrotu - zdrada to
zdrada. Nadal nie doszło jednak do "skonsumowania" mojego romansu,
jednak wiem, że pewnie mając ku temu okazję skorzystałbym. Potem
jednak pewnie miałbym wyrzuty sumienia do końca życia. Dzięki tej
drugiej przeżywam jednak najwspanialsze zauroczenie w moim życiu i
to odwzajemnione. Takiego pożądania i wzajemnego przyciągania się
nie czułem nigdy w życiu, chociaż opiera się tylko na atrakcyjności
fizycznej. Z moją żoną łączy mnie bardzo głęboka relacja, którą
budowaliśmy od lat, jednak z pewnością nie ma w naszym małżeństwie
takiej namiętności.
Dla większości facetów byłaby to wymarzona sytuacja. Spotkałem
atrakcyjną, pewną siebie i odważną kobietę, której się podabam i
która nie oczekuje wzamian żadnych zobowiązań. Z jednej strony
ciągnie mnie do złego, a z drugiej strony wiem, że nie poradziłbym
sobie z konsekwencjami ewentualnego odkrycia tego wszystkiego przez
żonę. Dla niej byłby to cios podwójny - zdradziłem ją jako żonę i
jako najlepszego przyjaciela.
P.S. Po przeczytaniu tego co powyżej, stwierdzam, że trochę to bez
ładu i składu. Przepraszam. Mam nadzieję, że wasze odpowiedzi,
pomogą mi w stwierdzeniu, że albo jestem debilem niegodnym litości,
albo takie sytuacje zdarzają się również innym i mogę z kimś pogadać.