silije.amj
27.02.10, 04:08
Znalazłam dziś to forum i zadam pytanie. Dziś minął miesiąc odkąd odszedł mój
mąż z powodu romansu. Byliśmy małżeństwem 10,5 roku i mamy troje dzieci, córki
10 i 6 lat oraz syna 2,5 roku.
Był dobrym ojcem i kochał dzieci, a one go uwielbiały, choć poświęcał im mało
czasu z powodu pracy i romansu i tu pominę jak traktował mnie. Dobrze potrafił
się nimi zająć. Moje dzieci potwornie rozpaczały gdy się wyprowadził. Dla ich
dobra zgodziłam się natychmiast na odwiedziny dwa razy w tygodniu po południu
i co drugi weekend bez noclegów (nie chcę by nocowały gdzieś gdzie mieszka na
przykład z kochanką). Ten czas spędza z dziećmi w naszym domu, a ja wychodzę,
bo nie życzy sobie mojej obecności. Uważam, że dałam mu dobre warunki, bo to
więcej czasu niż poświęcał im mieszkając w domu. Mimo to oczywiście dzieci są
bardzo rozbite psychicznie z powodu naszego rozstania. On ze swojej strony
trzyma się terminów o dobrze opiekuje sie dziećmi podczas spotkań. Dodam, że
nawet przed prawnikiem zgodził się co do tego, by dzieci mieszkały ze mna a on
miał zachowane kontakty.
I wszystko mogłoby się jakoś ułożyć.
Tylko dlaczego ten sam dobry ojciec nie chce płacić alimentów na dzieci w
jakiejkolwiek przyzwoitej wielkości? To co chce płacic to jest suma tak
śmieszna, że chyba muszę od razu wyprzedawać sprzęty z domu, to jest jedna
czwarta jego zarobków (na 4 osoby a sobie samemu zostawia trzy czwarte). Dodam
że zostawił mnie w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej, gdyż ja straciłam
pracę w grudniu, a on odszedł w styczniu. Ponieważ pracuję w oświacie moje
szanse na pracę przez wrześniem są nikłe. dodatkowo zostaliśmy w domu,
wybudowanym dwa lata temu, na którym ciąży duży kredyt. Ojciec moich dzieci
nie zgadza się, byśmy mogli mieszkać dalej w tym domu, nie chce zrezygnować ze
swojej części. Dla dzieci przeprowadzka, co wiąże się ze zmianą szkoły i
przedszkola, będzie dodatkową traumą.
Czy ktoś może wyjaśnić mi logikę zachowania mojego prawie byłego męża? Kiedy
zostanę z dziećmi w biedzie i wyrzucona ze swego środowiska jak mam nie żywić
do niego urazy i dbać o harmonijne kontakty z dziećmi.
Tu są ojcowie, którzy głośno krzyczą o swojej miłości do dzieci. Czy w tej
miłości nie zawiera się również utrzymywanie własnych dzieci?
(Dodam że opieka naprzemienna, modna na tym forum, wcale nie wchodzi w grę,
gdyż pomijając już kwestię kochanki, której moje córki zapewne nie pragną w
tym momencie poznać, pozostaje jeszcze jego ogromna ilość godzin pracy
(dziećmi miałaby się zajmować wtedy opiekunka zamiast matki?) oraz wiek synka.)