biancaty
26.08.04, 00:04
Jakaś schizofrenia mnie dopada w związku z moim sadłem. Śpiąca jestem trochę,
więc nie wiem czy potrafię napisać dokładnie to o co mi chodzi, ale spróbuję.
Jak zaznaczyłam, chodzi mi o moje sadło i całą jego otoczkę psychofizyczną.
Znalazłam sposób mało drastyczny na pozbycie się wałów tłuszczu, w ciągu
trzech i pół miesiąca schudłam 20 kg bez głodówek, ćwiczeń i innych
strasznych rzeczy, ale zaczął się sezon grillowo-działkowo- piwny i
pomyślałam, że jak trochę sobie odpuszczę to nic się nie stanie i w sumie
jest to prawdą z tym, że to moje "trochę" zmieniło się w "bardzo". W tym
tygodniu postanowiłam znowu zabrać się za siebie w związku z 2 czy 3 kg do
góry, byłam nawet 2 razy na basenie, ale co z tego skoro właśnie obrzarłam
się tak, że nie mogę się ruszać. A straszne w tym wszystkim jest to, że coraz
częściej mam ochotę zwrócić to, co zeżarłam :-(
Ostatnio jak postanowiłam zjeść kilka rzeczy, których podczas mojego
odchudzania nie jem a na które miałam ochotę, to wcale nie było miło.
Wchłonęłam ogromnego ptysia i kremówkę a potem po prostu zrobiło mi się
niedobrze i zwymiotowałam.
W ogóle to mi się wydaje, że coś mam z głową, bo zasadniczo zdaję sobie
sprawę z tego, że wyglądam na lądzie jak słoń a w wodzie jak wieloryb, ale
jakoś z drugiej strony nie potrafię tego zauważyć i wmawiam sobie, że to waga
jest zepsuta, chociaż naprawdę nie mieszczę się w ubrania :-(
Chyba jutro będę jadła same owoce i warzywa.
Jestem psychiczna! Poradźcie mi coś!