betab5
28.12.05, 15:38
Nie wiem czego oczekuję po tym liście?. Chyba niczego. Rok temu w Wigilię
dowiedziałam sie , ze tato ma raka płuc. Niedrobnokomurkowy IIIa. Operacyjny,
nadzieja. Najpierw chemia, potem w Swięta Wielkanocne usunięcie płata prawego
płuca. Tato swietnie się czuł, wrócił do pracy. Martwiłam się , że po
operacji nie dano mu "profilaktrycznie" chemii, skoro wcześniej tak dobrze ją
znosił.15 sierpnia( znowu w świeto), dowiedzieliśmy się o przerzutach do
mózgu. Szok. Guz był umiejscowiony w móżdżku, głęboko. nieoperacyjny. Zabieg-
gamma knife(naświetlanie kobaltem). Przed Wszystkimi świetymi kolejny guz w
móżdzku i w płacie czołowym oraz w płynie móżgowo rdzeniowym.Teraz to już nie
mam nadziei. Wybrał cykl 7 chemii(bezpośrednio do móżgu), nie pracuje,
wegetuje, jakoś się trzyma, ma zaburzenia równowagi, w ubiegłym tygodniu
zaczął mieć "przywidzenia". Zaczeli radioterapię.Rozumię to , że musimy
umrzeć , ale sposób w jaki musi umrzeć mój tato budzi mój sprzeciw. Nie mogę
się z tym pogodzić. I ta bezsilność.