sebalda
12.04.13, 13:08
Tak się dziwnie składa, że najwięcej kontrowersji w kwestiach związanych z nakazami Kościoła dotyczy seksu. Taka jest prawda, zatem przepraszam, że znowu o tym, ale uważam, że to jest dość ważne.
Spotkałam się kilka razy z nietypowym podejściem do sprawy seksu przedmałżeńskiego, ponoć w Niemczech są księża, którzy tak właśnie uważają. A mianowicie: seks przedmałżeński narzeczonych nie jest grzechem. Dla odróżnienia od seksu przygodnego, który tym grzechem jest jak najbardziej. I tak na zdrowy rozum ja też widzę kolosalną różnicę w tych dwóch rzeczach. Szczególnie dzisiaj, gdy ślub z bardzo wielu powodów jest odsuwany w czasie, pisaliśmy już o tym.
Nie mieszkałam z mężem przed ślubem. Wiele razy przyszło mi tego żałować. Zupełnie inny wymiar ma związek dochodzący, romantyczne spotkania i spacery, a inny związek, który musi się sprawdzić w praktyce dnia codziennego. Tak naprawdę, z ludzkiego punktu wiedzenia jestem zwolenniczką takiego sprawdzenia się związku. Ale nie da się tego pogodzić z nakazami naszej wiary.
Próbowałam kiedyś córce wytłumaczyć, że taki seks też jest grzechem, mimo że wielka miłość, poważne plany na wspólną przyszłość, wierność i oddanie. I że w obliczu przykazań tak naprawdę jego skala nie różni się od przygodnego seksu w toalecie klubu na przykład. Ale tak głęboko w sobie tę różnicę przecież widzę jasno jak na dłoni. Nie byłam przekonująca w tych tłumaczeniach, bo z ich logiką jakoś jest nie do końca w porządku. Zwłaszcza wobec szaleńczo i romantycznie zakochanej 17-18 latki, dla której jej miłość jest najpiękniejsza, najtrwalsza na świecie, to miłość aż po grób, więc jej cielesny przejaw nie może być grzechem i to takim jak seks na imprezie po pijaku.